Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Na kole przez Katowice

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(6)
Na kole przez Katowice

Śląski rower © djk71


"W 1893 roku stwierdzono całkowite wyginięcie ryb w rzece Rawie. Wielu głowiło
się co było przyczyną wyginięcia ryb... czy może rozwój miasta, może przemysł, a może... ktoś pomógł rzece stać się tym czym jest do dziś? Może stało się coś o czym wiedzą tylko nieliczni?

Tak są DoWody!
"

I te właśnie DoWody mieliśmy dziś odnaleźć na rowerowej grze miejskiej organizowanej przez PFEE. Wraz z Wiktorem i Darkiem stworzyliśmy grupę Rock&Rower; :-)

Jerzy Ziętek odczytał zasady...

Zasady gry są takie... © djk71


I ruszyliśmy do boju. Było ciężko, bo niektórzy wyglądali jakby umieli latać...

Konkurencja była duża © djk71


Inni ćwiczyli naszą pamięć. Dziad leśny sprawdzał naszą znajomość ryb... a skąd mieliśmy je znać, kiedy wszystkie już tak dawno wyginęły...

Pod wieżą spadochronową ćwiczyliśmy połowy...

Myślałem, że będziemy musieli się tam wspiąć... © djk71


... by w końcu dotrzeć w okolice urzędu skarbowego i kościoła garnizonowego

Kościół garnizonowy © djk71


Tam spotkaliśmy zwariowanego studenta, który zmusił nas do pochwalenia się naszym talentem plastycznym.

Ciekawi ludzie... © djk71


Pod katedrą zamiast pokusić o chwilę rozważań próbowano nas zmusić do zabawy z freezby. Nie daliśmy się. Zbojkotowaliśmy takie zabawy w takim miejscu.

W końcu dotarliśmy do mety, które mieściła się w Kinoteatrze Rialto. Tam okazało się, że musieliśmy na kartach startowych wpisać DoWody, które jakoś w trakcie gry nam mocno umknęły... Szczególnie spinacz i aspiryna...

W oczekiwaniu na wyniki podziwialiśmy stojące w okolicy rowery. Były prototypy...

Prototyp © djk71


... i rowery z marsa...

Kosmiczny rower © djk71


Nie znaleźliśmy się wśród laureatów, ale dobrze się bawiliśmy. Szkoda tylko, że trasa była tak krótka i panowało wrażenie lekkiego chaosu organizacyjnego. Biorąc jednak pod uwagę fantastyczną atmosferę, zaangażowanie i humor organizatorów będę się z dużą uwagą przyglądał następnym imprezom organizowanym przez tych ludzi :-)

My wróciliśmy do domu, choć w programie jeszcze przez cały weekend było kilka imprez, w tym między Przegląd Filmów Rowerowych Kino na Kole.

Zalana kopalnia po raz kolejny

Niedziela, 2 września 2012 · Komentarze(5)
Zalana kopalnia po raz kolejny
Po wczorajszych zawodach Igorka nie udało nam się już wczoraj pojeździć. Dziś za to po 11-tej ruszyliśmy z Amigą… przed siebie. Gdziekolwiek, byle terenem… ;) Szybkie ścieżki po naszym lesie i lądujemy obok autostrady A1, a tu..

A co to? © djk71


Ciekawe co to? Do tego obok leją asfalt…

Jedna droga, druga droga, trzecia... © djk71


Ciężko tu pracują...

Wypadło... © djk71


Kolejne ścieżki w Segiecie. Kawałek asfaltu i zmierzamy w stronę Nakła Śląskiego. Jeszcze tylko mała przeszkoda…

Dzwonek © djk71


… trochę mniej nowoczesna niż ta kiedyś…

… i mkniemy w stronę Chechła. Tu chwila na pogaduchy.

Jest o czym pogadać... © djk71


Następnie kierunek Bibiela, a dokładniej Pasieki i zalana kopalnia. Kiedyś już tam jechaliśmy, ale mimo, że byłem tam kilka razy wcześniej, to wtedy nie trafiliśmy. Tym razem trafiamy bez pudła.

Jedno z jeziorek to przerażający widok…

Czarne jeziorko © djk71


Za to kolejne jest fantastyczne…

Kolorowe jeziorko © djk71


Pusto tu dziś…

Sam jak palec © djk71


Czas wracać. Choć łatwo nie jest…

Znowu podjazd... © djk71


W Tarnowskich Górach chwila przerwy na telefony i rzut oka na budowę dworca.

Ciekawe kiedy skończą © djk71


Świetna wycieczka. Potrzebowałem jej, tak jak wczorajszego wieczoru… Potrzebuję jeszcze…

Rydułtowy - finał

Sobota, 1 września 2012 · Komentarze(2)
Rydułtowy - finał
Finał Grand Prix EuroRegionu Silesia 2012. Jedziemy całą rodzinką, by kibicować Igorkowi. Dołącza do nas Amiga. Wraz ze spotkanym na miejscu Michałem jedziemy na objazd trasy. Jeden ze zjazdów robi wrażenie, które potęguje owinięte materacem drzewo stojące na końcu zjazdu. Na szczęście na trasa Igorka tędy nie prowadzi :)

Start i od razu ostry podjazd, na który Igorek wjeżdża w przeciwieństwie do większości pozostałych zawodników.

Podjadę.. © djk71


Niestety upadek na końcowym odcinku sprawie, że na metę dociera jako piąty. Takie też miejsce zajmuje w klasyfikacji generalnej. Trzy pierwsze miejsca zajmują Czesi. Jest więc drugim Polakiem :-)
Nieźle jak na pierwszy rok startów :-) Wszyscy jesteśmy z Niego dumni.

Góra-Dół

Środa, 29 sierpnia 2012 · Komentarze(3)
Góra-Dół
Dziś mało czasu, ale udało się na chwilę podjechać z Igorkiem na Krajszynę żeby poćwiczyć podjazdy przed sobotnimi finałami. Szło różnie, łącznie z glebką, ale wjeżdżał. Ja też :-)

W połowie zauważyłem, że wjeżdża na środkowej tarczy. Z kogo on czerpie wzorce? Z Amigi? Trudno go było przekonać żeby zrzucił łańcuch na najmniejszą tarczę. Kiedy to zrobił wjazd był już pestką. 10 razy w górę i w dół. Ja kilka dodatkowych. Zobaczymy jak będzie w sobotę. Mam nadzieję, że będzie zadowolony z siebie.

Dziura

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · Komentarze(7)
Dziura

Nic ostatnio nie układa się tak jak powinno. Nawet wyjście na szybki rower jest z problemami.

W końcu ruszam. Niby ciepło, ale jakby chłodno. Dobrze, trzeba będzie jechać szybko. Do lasu i… Nawrotka, bo… dziki.

Nie chce mi się z nimi dyskutować. Ostatnio z nikim nie chce mi się dyskutować. Drażnią mnie wszyscy i wszystko.

Uwielbiam te ścieżki gdzie nie ma nikogo, niestety robi się późno. Lato się kończy i wieczór nadchodzi coraz szybciej. Zbyt szybko. Tak samo jako nowe tematy w pracy, w domu, w życiu…

Kiedy zaczyna być fajnie (nawet kiedy jest ciężko) nagle jest… dup… i człowiek widzi, że wszystko o czym myślał przed chwilą, z czego był zadowolony, przestaje mieć znaczenie, bo jest mnóstwo nowych tematów, nowych problemów… Szlag by to trafił…

Dziura © djk71


Dziura jakaś w głowie, pustka, nie wiadomo co robić, choć chciałby się wiele...

Da się wolniej?

Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 · Komentarze(5)
Da się wolniej?
Po weekendzie u Młynarzy przyszedł czas powrotu do pracy. Wciąż nie wiem co myśleć o wielu rzeczach... Po powrocie... upał... Nic się nie chce... Igor jednak woła mnie na rower... Trudno.... trzeba iść.

W kwiatach... © djk71


Całodzienny upał dał mu się jednak we znaki... Mimo to walczył dzielnie z Krajszyną. Po wjeździe jednak chciał od razu wracać. Kiedy jednak zobaczył naszego single-tracka nie popuścił :-) Trzymałem się go jednak zbyt blisko i kiedy na jednej z górek utknął zaliczyłem potężne uderzenie pedałem w kolano. Ciekawe, czy mocno do jutra zsinieje.

Po powrocie jeszcze z misją do ciotki.

Imielin - Asfaltowo do przodu

Sobota, 4 sierpnia 2012 · Komentarze(3)
Imielin - Asfaltowo do przodu

W planach był dłuższy wypad z Amigą, ale późno nam się dotarło do Katowic i czas został mocno skrócony. Wobec tego cel: do przodu ;-)

Lasem - Kostuchna, Murcki - zupełnie nowe dla mnie tereny. W końcu lądujemy w Lędzinach. O ile pamiętam góra Klemensa z widokiem na kościół św. Klemensa.

Kościół św. Klemensa © djk71


Pod kościół też trzeba podjechać...

Kościół św. Klemesa © djk71


Co dalej? Zbiornik Dziećkowice. Tylko najpierw trzeba znaleźć drogę...

Pod kopalnią... © djk71


Wieżowiec :-) © djk71


Nie do końca najprostszą drogą, ale docieramy :-)

Urlop... © djk71


Chwila przerwy na uzupełnienie płynów i ruszamy w drogę powrotną terenem.

Teren okazuje się asfaltem, co oznacza, że będziemy gnali jak wariaci… :-) Przecież Amiga ma parę w nogach…

Przez Imielin, Kosztowy, Brzezinkę i Giszowiec wracamy powoli (no nie tak do końca powoli) do domu.

Lubię wieże... © djk71


Jeszcze rzut oka na kapliczkę św. Huberta...

Kapliczka św. Huberta © djk71


... i "Źródła Kłodnicy" i jesteśmy w domu, gdzie już czeka reszta ekipy żeby ruszyć na grilla.

Beskidy na full sztywnym :-)

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(6)
Beskidy na full sztywnym :-)

Po wczorajszej wycieczce po górach dziś… kolejna… tym razem w większym gronie… i jak znam życie… jeszcze trudniejsza, bo ze starymi wyjadaczami… Krótka noc i telefon uspokajający, że mamy jeszcze sporo czasu sprawia, że... zaspaliśmy…

Spóźnieni, jemy z Amigą małe śniadanko i zbieramy się do wyjazdu do Szczyrku, gdzie mamy spotkać się z kolegami. Wcześniej poprawiam siodełko, bo wczoraj wyszło, że ma przód za bardzo podniesiony do góry. Blokuję amortyzator, bo na razie tylko szosa i jedziemy. Kilkumiesięczna rozłąka z mapą daje znać o sobie, bo… po około 4-5km jesteśmy prawie w punkcie wyjścia. Świetnie, tym bardziej, że jesteśmy spóźnieni :-(

W końcu docieramy w umówione miejsce. Okazuje się, że ekipa jest już w drodze na Salmopol. Co robić, szybkie zakupy i ruszamy za nimi. Idzie nieźle, wyjątkowo niski puls… ciekawe czemu :-) Dostajemy SMS-a, że są już u góry, część pojechała asfaltem, część terenem. My wybieramy teren. Chyba gorszy wariant, dużo prowadzenia, mało jazdy. W końcu szczyt.

Salmopol - widok z góry © djk71


Są. Chwila rozmowy i ruszamy w dół. Terenem oczywiście. Dziwnie mi się jedzie. Niby wczoraj nie było łatwiej ale dziś mam większe opory. Zmęczenie, czy psycha siadła, bo koledzy na fullach… Krzyśka nie liczę, bo on jest młody, wariat i ma parę...

I kto tu rządzi... © djk71


Nie dość, że źle mi się jedzie to jeszcze bolą mnie dłonie. Za mocno pochyliłem siodełko i teraz cały ciężar spoczywa na rękach?

Podjazdy i zjazdy. Na szczęście nie jest tak gorąco jak wczoraj.

Chwila przerwy... © djk71


Andrzej prowadzi, jakoś udaje się go gonić, choć na zjazdach wciąż nie czuję się pewnie. W efekcie jakiś kilometr prze Wisłą Malinką zaliczam glebkę. Na szczęście rower cały, uszkodzony tylko uchwyt błotnika. Krwawi ramię, ale to tylko delikatny szlif, spory ale grunt, że kości całe.

Ja jestem gotowy, a Wy co? © djk71


Po chwili przerwa na kiełbaskę. Jedziemy dalej. Okazuje się, że... zapomniałem odblokować amortyzator i... wszystkie zjazdy przejechałem na full sztywnym rowerze ;-) Teraz wiem skąd ból rąk i niezbyt pewne prowadzenie roweru. No comments.

W górę... © djk71


Zastanawiam się gdzie pojedziemy. Zameczek? Barania? Nie lubię jeździć nie wiedząc dokąd. Lubię mieć kontrolę.

Jezioro Czerniańskie © djk71


W stronę Baraniej, ale jednak bokiem.

Cały czas się chmurzy, ale udaje nam się mijać burzę bokiem.

Ładnie... © djk71


Gdzieś w okolicach Jaworzynki niebo wygląda coraz groźniej. Trzeba się chyba ewakuować.

Którędy się ewakuujemy? © djk71


Nikomu się to chyba nie podoba, ale decydujemy się zjechać do drogi. Zaczyna lać. Lekko zmoknięci chowamy się na przystanku. Spędzamy tu chyba z pół godziny. W końcu niebo trochę odpuszcza. Zjeżdżamy do Milówki i asfaltem kierujemy się w stronę Żywca.

Krótki postój w sklepie i w Radziechowach żegnamy kolegów, by już tylko w dwóch pojechać na kwaterę.

Jeszcze zdjęcie browaru...

Nie jest to mój ulubiony, ale... © djk71


Co tędy płynie? © djk71



... i meldujemy się w domu, gdzie trwa zabawa w najlepsze.

Wy się męczcie, a my się kąpiemy © djk71


I czemu się dziwić skoro z basenu mają takie widoki...

Po deszczu © djk71


Pakowanie i ruszamy na obiadokolację do Wisły. Okazuję się, że tu dopiero można zobaczyć jak wyglądają prawdziwe rowery górskie. :-)

Rowery górskie © djk71


Kolejny fajny wyjazd. W sumie to żałuję tylko, że nie przymierzyłem się do fulla 29". Zmęczony chyba za bardzo byłem żeby o tym pomyśleć... Dzięki chłopaki za świetną zabawę.

Hrobacza Łąka i nie tylko

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(9)
Hrobacza Łąka i nie tylko
Jakimś cudem udało się zorganizować wyjazd w okolice Żywca w większym gronie. W większym to znaczy ja z rodzinką oraz Amiga z siostrą i jej rodziną. Szybkie zakwaterowanie i około południa ruszamy z Darkiem w góry. Jako, że żaden z nas nie zna tych terenów z pozycji siodełka, posiłkujemy się przewodnikiem rowerowym. Wybór pada na Hrobaczą Łąkę oraz Magurkę Wilkowicką.

Najpierw wzdłuż Jeziora Żywieckiego - niestety gubimy się gdzieś w terenie i jedziemy asfaltem wzdłuż Jeziora Miedzybrodzkiego przez przez Międzybrodzie do Żarnówki.

Jezioro Żywieckie © djk71


I tu zaczyna się zabawa. Przy 36 stopniach zaczynamy się wspinać. Mimo, że to asfalt to daje nam nieźle w kość. W lesie temperatura spada do 30 stopni, za to asfalt… się nieco pogarsza.

Asfaltowy podjazd © djk71


W końcu docieramy do schroniska pod Hrobaczą Łąką. Zasłużona chwila odpoczynku. Było stromo. Jak potem doczytamy w bazie podjazdów, to jeden z najtrudniejszych polskich podjazdów szosowych. W taką pogodę na pewno :-)

Taki stromy podjazd © djk71


Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Mało brakło, a przegapilibyśmy krzyż na szczycie :-)

Krzyż stoi chociaż kręci się świat © djk71


Na zjeździe Darek najpierw łapie gumę...

Za szybko jechałem... © djk71


… a potem zalicza, na szczęście niezbyt groźną glebę.

Jedziemy szlakiem papieskim...

Papieskim szlakiem © djk71


… by po chwili dojechać do przełęczy U Panienki… W domu zastanawialiśmy się skąd ta nazwa…

U Panienki © djk71


Dalej Groniczek, Gaiki i zjazd na Przegibek. Fajnie. Raz łatwiej, raz trudniej ale fajnie. Do tego momentu. Od tego momentu jest ciężko. Większość trudna do przejechania. Nawet prowadzi się ciężko. Puls szaleje.

W drodze na Magurkę © djk71


Na szczęście od pewnego momentu znów można jechać. Na górze posiłek i chwila odpoczynku. Przemądrzały koleś przy jednym ze stolików sprawia, że nie chce nam się dużej siedzieć… :-)

Na Magurce © djk71


Na szczycie udaje nam się zgubić ale po chwili już razem ruszamy na najwyższy szczyt Beskidu Malego - Czupel -- 933 m n.p.m.

Z wysoka © djk71


Pora zjechać w dół i spotkać się z resztą towarzystwa. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zjazd jest stromy. Bardzo. Dodatkowo wybieramy trochę inną trasę niż zalecał nam przewodnik. Jest hardcore :-) Po drodze Darek wyprzedza rower, ale ten go w końcu dogania. Poobijany ale bez większych obrażeń. Ostro.
Teraz już wiem czemu

W końcu jednak docieramy do Czernichowa :-) Stamtąd już znanym asfaltem wracamy do Pietrzykowic. O wiele później niż planowaliśmy. Niewiele brakło, a potrzebowalibyśmy lampek ;-)


Męczący ale fantastyczny dzień, który zakończyliśmy długo po powrocie na kwaterę… :-)

Przed Beskidami

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(6)
Przed Beskidami
Amiga rzucił hasło Beskidy i stało się. Jedziemy na weekend w okolice Żywca. Większą ekipą. I jest szansa, że uda się nawet trochę pojeździć :-) O ile damy (o ile ja dam) radę :-)

Dziś krótko z Wiktorem pokazać mu nasze ostatnio odkryte ścieżki. Dawał radę choć widać, że w tym roku mało jeździ.

Wieczorem mycie roweru, zamiana opon - tył się zbyt mocno ściera jak na taki dystans, no ale ponoć ten typ tak już ma :-(

I zobaczymy na ile nas będzie stać w weekend.