Pierwszy raz z jedną zębatką z przodu. Czy to wystarczy. Na lokalnych podjazdach spokojnie. Na długich prostych? Może być za mało. Trzeba będzie zwiększyć kadencję? Tylko do ilu? :-)
Póki co w terenie, po lesie jest super, choć palec szuka czegoś na kierownicy :-)
W zeszłym roku trochę przypadkiem dowiedziałem się o Biegu dla Słonia - wystartowaliśmy z Igorem i... wiedzieliśmy, że w tym roku będzie powtórka z rozrywki ;-)
Przyjeżdżamy do Chorzowa w towarzystwie dziadków, którzy podobnie jak w roku ubiegłym, mimo późnej pory (start o 22:00) postanawiają nam kibicować. Odbieramy również Anetkę, która dziś miała zakończenie kolejnych studiów.... I znów na piątkę ;-) Gratulacje :-)
Rejestrujemy się, krótki spacer i trzeba się przygotować. Dołącza do nas Adam.
Potem biegniemy przez Stadion Śląski - to już trzeci raz kiedy tedy biegnę i znów jest pięknie, choć dziś nie ma tu kibiców i bieg dopiero zaczynamy, a nie kończymy. Super widać rzekę świateł wylewającą się z tunelu. Choć niektórzy tego nie widzieli - nie oglądali się za siebie :-)
Dalej biegniemy jak w roku ubiegłym, podbieg pod zoo, tu również fantastyczny widok za plecami. Adam zatrzymuje się robić zdjęcia, ja niestety zostawiłem telefon u żony.
Chłodno, ale do biegu idealnie. W takich temperaturach mógłbym biegać codziennie :-)
Dziś nie ma pomiaru czasu (co najwyżej każdy mierzy czas sobie), ale nie to jest dziś najważniejsze... dziś biegniemy, żeby biec i... to widać i słychać. Wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni... Super klimat.
Po chwili słyszymy spikera, to znaczy, że już koniec. Szkoda, bo dziwnie szybko to minęło.
Przed końcem, Igor mnie zostawia i biegnie już swoim tempem, oczywiście jest szybciej na mecie.
Kiedy już wstałem trzeba było odwiedzić firmę, zeszło dłużej niż planowałem i... czasu na rower zostało niewiele.
Nie miałem ochoty na asfalt więc do lasu. Przypomniałem sobie stare ścieżki, którymi dawno już nie jeździłem. Zjazdy, podjazdy, kamienie, korzenie, przewrócone drzewa... Czy zawsze tu tak było? Zmęczyłem się. Podejrzewam, że to jeszcze efekt biegu, ale może po prostu dawno już nie jeździłem w ten sposób...
Jednak treningi o poranku są najlepsze. Po pierwsze (z reguły) jak już człowiek wstanie to nic i nikt nie przeszkadza, nic nie wypada nagle, a po drugie czas jest zwykle ograniczony więc trzeba trzeba go wykorzystać jak najlepiej i można np. biegać szybciej.
I nie chodzi o to, że dziś biegłem jakoś nadzwyczaj szybciej, raczej wręcz przeciwnie, ale kilka mocniejszych akcentów było i... okazało się, że da się... Tylko czemu zwykle truchtam, a nie biegam? Bo na dłuższych dystansach bym nie dał rady biec szybciej, bo się boję, że za szybko się zagotuję, bo.... nie chce mi się spróbować...
A może jednak warto popracować na siłą i szybkością, a nie tylko ciągle robić to samo i udawać, że niby jakieś tam interwały, czy podbiegi były...
Miał być rano basen, ale za późno wstałem więc było bieganie. Najwyższa pora zacząć regularne treningi przed październikowym maratonem. Co więcej, przejrzałem kalendarz i okazało się, że w jakimś porywie szaleństwa już na początku roku zapisałem się na jeszcze na... 4 półmaratony... i festiwal w Krynicy. Jednak nie jestem normalny. Szczególnie, że większość tego będzie pewnie w upale..., którego nienawidzę.
Oj Kawecki... A może to nie ja się zapisałem tylko... zrobiły to za mnie... krasnoludki... W końcu jednego już w sobotę (a właściwie już w niedzielę) złapałem ;-)
Trzy godziny temu wróciłem z Nocnego Półmaratonu we Wrocławiu. Przespałem się dwie godziny, wykąpałem, zrobiłem wpis na blogu, zjadłem śniadanie i... poszedłem na rower. To nie jest normalne :-) Na szczęście dziś zupełnie rekreacyjnie. Prawie. Wyjazd na Śląskie Święto Rowerzysty 2018. Wiedziałem o tym wcześniej, ale jakoś nie planowałem, jednak wracając z Wrocka od słowa do słowa dogadaliśmy się z Adamem i trzeba było jechać.
Mogłem dołączyć w Zabrzu, ale postanowiłem pojechać na start do Gliwic. Tu niespodzianka. Jest nas kilkanaście osób z Etisoft Bike Team :-)
Po drodze udaje się spotkać trochę dawno nie widzianych znajomych. Z niektórymi udaje się zamienić kilka słów. Miło. Jest nas wszystkich naprawdę dużo.
Dojeżdżamy do Parku w Chorzowie. Tu z nieznanego mi powodu objeżdżamy Stadion Śląski. Chyba, żeby po to, aby grupa bytomska do nas dołączyła. Kończymy rundkę w skansenie.
Tu również spotykam sporo znajomych, kilka osób mi tylko mignęło, nie umiałem ich potem znaleźć. Kupuję espresso i... ekipa EBT jedzie sobie gdzieś usiąść w parku, a ja decyduję się wrócić do domu, bo w końcu płacę czynsz i trzeba choć chwilę pomieszkać :-)
Samotna podróż nieco męczy, do tego mam tylko trochę izotonika, nie bardzo jest gdzie co kupić, bo albo wszystko zamknięte, albo... strach zostawić rower przed sklepem. Za to podziwiam okolicę.
Pierwsze od dwóch tygodni bieganie. W maju też go niewiele było. I efekt widać. Bo dwóch km łapie mnie kolka i przechodzę do marszu. Chwilę biegnę i znów marsz. Potem trochę nerwów i poszukiwanie mojego towarzysza. W końcu biegnę sam i spotkamy się na granicy osiedla. Nie tak to miało być. Słabo widzę sobotni półmaraton... I nie chodzi o wynik, a o to czy będę w stanie przebiec taki dystans.
No i czas wracać z Zakopanego. W sumie to jadąc tu nie do końca byłem pewien, czy będę miał na to ochotę i czy nie wrócę jak większość samochodem lub busem, ale biorąc pod uwagę, e koledzy nie pytali [b]czy[/b] jadę, tylko [b]o której[/b[] to jakby wyjścia nie miałem :-)
Liczba wracających do samego rana zmienia się, ostatecznie o 8:30 przed hotelem stawia się 9 osób, dwie kolejne wyruszą trochę później.
Kilka krótkich odpoczynków i już mamy podjazd na Przełęcz Glinne. Dziś wracamy inną drogą. Na górze krótki postój na uzupełnienie płynów :-)
Potem długi zjazd prawie do Żywca. 100 km z podjazdami robimy ze średnią ponad 25 km/h. Jak na nas to sporo. W Żywcu stajemy coś zjeść. Niestety cofająca z parkingu kobieta zahacza nasze rowery. Na szczęście tylko się przewracają ale... No właśnie... Brak słów.
Chwilę potem okaże się, że w trakcie upadku w jednym z rowerów zrywa się linka z przerzutki... Na szczęście koledzy z serwisu mają zapasową ;-)
Dwóch kolegów jedzie dalej, dwóch, którzy wyjechali później jadą inną trasą (tam też mieli awarię, ale też problem został rozwiązany). Reszta kończy trasę tutaj. Dość na dziś. I tak w weekend wyszło ponad 300 km. Super spędzony czas. Oby tak się udawało częściej.
Rano śniadanko, przygotowanie suchego prowiantu i oczekiwanie na kilkadziesiąt kolejnych osób, które postanowiły dołączyć do nas drugiego dnia. Niestety przyjeżdżają nieco spóźnieni, więc teraz ich ponaglamy. My już od dawna gotowi, gotujemy się w porannym słońcu.
... inni jak się dowiadujemy walczą z kapciem. Na szczęście Emilka ma znakomite wsparcie więc my ruszamy dalej spokojni o to, że pozostała ekipa ma GPS-y i wkrótce nas dogoni.
W Węgierskiej Górce fundujemy wszystkim grupom przejazd przez mostek...
To dobry pomysł bo... czeka nas długi bardzo długi stromy podjazd. Jeszcze krótki postój pod sklepem gdzie niektórzy na wzmocnienie kupują... śledzie... Cała ekipa zastanawia się jak na to zareaguje organizm, ale... jak potem się okaże... rewolucji nie było...
Za to podjazd na Przełęcz Glinka sprawia, że organizmy szaleją... Nie będę pytał kto nie przeklął na tym odcinku... ;) Było ciężko, naprawdę ciężko... Chyba po tym podjeździe w końcu koledzy zaczną nam wierzyć... bo przecież mówiliśmy, że na objazdach trasy było bardzo trudno :-)
Na szczęście na górze czeka na nas nasze wsparcie. Samochody z wodą, bananami... Były potrzebne. Bardzo. Kiedy docierają już wszyscy ruszamy w dół.
Paweł zastanawia się jak szybko można tu jechać... Sprawdzamy. Rozpędzam się i... kiedy na liczniku jest już chyba 60 km/h czuję, że nie panuję nad rowerem! O ile przednie koło trzyma się się drogi to tylne robi co chce, lata w każdą stronę. Paweł, widząc co się dzieje ucieka na bok, ja patrzę kątem oka, czy nie jedzie jakieś auto i próbuję jakoś się zatrzymać. Po chwili stoję na poboczu. Dawno się tak nie bałem. Tylko co się stało? Sprawdzam koło, jest ok. Po chwili wiem. Zapomniałem, że mam bagażnik i założoną na niego torbę. Kiedy ją rano zapinałem zrobiłem to delikatnie mówiąc niezbyt dokładnie. O ile w trakcie zwykłej jazdy nie miało to znaczenia, to kiedy rozkołysałem rower - torba też zaczynała się ruszać. W efekcie przy tej prędkości i dość mocnym kołysaniu roweru - nie nadążała i kiedy rower i koło było pochylone w jedną stronę to torba próbowała je gonić, ale rower już wtedy był pochylony w drugą.... Masakra. Naprawdę się bałem.
Jedziemy dalej. Na Słowacji zaczyna padać. Na szczęście jesteśmy ostatnią grupą i deszcz najbardziej zmoczył wcześniejsze grupy. Nam głównie mokro od wody tryskającej spod kół. Testujemy nowe kurteczki ;-)
Nad tzw. Morzem Orawskim czekają na nas po raz kolejny samochody wsparcia. Potrzebujemy tego. Uzupełniamy płyny, posilamy się, niektórzy łatają dętki, inni podziwiają widoki.
Po chwili ruszamy dalej. Przed nami stromy podjazd w Trzcianie. Za nami już trochę podjazdów i 85 km więc niektórym daje w kość. Prowadzą rowery. Rok temu rowery w tym miejscu kleiły się do czegoś co było w miejscu asfaltu...
W tym roku na szczęście jest już asfalt. Za chwilę za to piękny zjazd i wjazd na super rowerówkę. Dziś jest pochmurnie więc widoki na Tatry nie są tak piękne jak rok temu, ale i tak jest cudownie...
100 km za nami, jeszcze około 25. Głownie pod górę, ale damy radę :-) Mamy dość już słodkiego więc kiedy na trasie pojawia się bacówka... chyba nikt nie odmawia oscypków :-)
... i super zjazd do Zakopanego. Kilka minut później jesteśmy w Nosalowym Dworze :-)
Zameldowanie, prysznic i kolacja... a po niej jeszcze krótkie podsumowanie wyjazdu, drobne upominki i.... tort z okazji 5-tego wspólnego dużego wyjazdu.
Gdyby ktoś mi powiedział pięć lat temu, że prawie dziewięćdziesiąt osób z firmy wybierze się na trasę ponad 222 km to... bym go wyśmiał... I chyba nie tylko ja.
Wielkie brawa dla wszystkich, którzy się wkręcili i kręcą nie tylko z nami ale też sami lub w mniejszych grupkach. Wielkie dzięki dla tych, którzy nas wspierają... dla Zarządu, działu HR, Serwisu, Marketingu i wszystkich innych, którzy pomagają nam zarówno w organizacji takich wyjazdów, jak i potem na trasie, na mecie. Bez Was nie byłoby to takie proste. DZIĘKUJEMY!