Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11306.17 km (w terenie 4494.24 km; 39.75%)
Czas w ruchu:855:39
Średnia prędkość:13.60 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23143 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:136454 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:42.35 km i 3h 11m
Więcej statystyk

Duathlon ChampionMan cz. 2 rower

Sobota, 11 maja 2019 · Komentarze(6)
Po raz drugi jadę na ChampionMan Duatlon Czempiń. Rok temu było to niesamowite przeżycie więc już na mecie wiedziałem, że jeszcze tam wrócę. I tak się stało. Zapisałem się chyba od razu jak tylko była taka możliwość. Oczywiście na dystans długi: 10 km bieg - 60 km rower - 10 km bieg. O ile pamiętam, to wtedy jeszcze nie było wiadomo, że w tym roku impreza będzie jednocześnie pierwszymi w historii Mistrzostwami Polski w duathlonie na dystansie średnim (długości tras nie zmieniły się, zmieniła się jedynie nomenklatura). Razem ze mną zapisuje się Adam. Jeszcze kilka osób było zainteresowanych ale ostatecznie startujemy we dwóch.

Z racji tego, że impreza jest poważna, koniecznym było wykupienie licencji Polskiego Związku Triathlonu. Zaczęło to wyglądać poważnie :-)

Licencja - poważna sprawa © djk71

Wiedząc, że impreza będzie okupiona wielkim wysiłkiem decydujemy się zawitać do Wielkopolski dzień wcześniej. Chcemy uniknąć porannej gonitwy i zmęczenia już przed startem.

Kiedy wyjeżdżamy z Gliwic pogoda nie nastraja optymistycznie.

Będzie się działo © djk71

Na miejscu też straszy deszczem. Odbieramy pakiety startowe.

Pakiet odebrany © djk71


ETISOFT startuje w Mistrzostwach Polski © djk71

Robimy krótki spacer po jeszcze pustej strefie startowej.

W strefie zmian jeszcze pusto © djk71

W roku ubiegłym, w piątek była projekcja filmu "Najlepszy" oraz spotkanie z Jurkiem Górskim. Szkoda, że w tym roku organizatorzy nie zorganizowali czegoś podobnego.

Tu mamy nadzieję dobiec © djk71

Jedziemy na kwaterę. Udaje nam się jeszcze zjeść na miejscu słuszną porcję spaghetti. W pokoju czytamy informator. Wydaje mi się, że wszystko wiem, ale warto poczytać i zwrócić Adamowi uwagę na kilka punktów. Zakaz draftingu, możliwe kary, obowiązki przy wejściu do strefy itp. Jeszcze raz analizujemy mapki :-) W końcu kładziemy się spać.

I jak się w tym połapać © djk71


Rano śniadanko i kontrola czy wszystko zabraliśmy z domów. Trochę późno, ale w razie czego w drodze na start przejeżdżamy jeszcze obok Decathlonu ;-) Jest wszystko, nawet więcej. Pozostaje tylko decyzja w co się ubrać i co zabrać na trasę.
Największym problemem są jak rok temu spodenki. Biegać w rowerowych (z pampersem), czy jeździć w biegowych (bez pampersa)? A może zmienić je w strefie zmian? Ta ostatnia opcja od razu odpada. Postanawiam jak roku temu kręcić bez pampersa.

Parkujemy i nie chce się wychodzić z auta. Jakiś stres? A może to słońce, które wg prognoz ma zniknąć za chmurami o 13:00, czyli w godzinie startu. Póki co niebo straszy, że będzie równie ciepło jak w roku ubiegłym.

W końcu wyciągamy sprzęt. Oklejamy rowery, kaski, przygotowujemy rzeczy, które zostawimy w strefie zmian. Zastanawiamy się czy brać telefony, jak tak czy owak muszę wziąć kluczyki z auta, dokumenty. Początkowo brałem pod uwagę plecak, potem pas, ostatecznie nie biorę ani jednego ani drugiego. W międzyczasie spotykamy Dawida. Jest okazja zamienić parę zdań.

Odstawiamy rowery do strefy zmian.

Czas oddać rowery © djk71

Rower wisi © djk71

Rzeczy czekają na drugi etap © djk71

Przed nami jeszcze godzina. Chmur wciąż nie widać. Mając w pamięci ubiegłoroczną grupową rozgrzewkę, gdzie prawie ducha wyzionąłem, w tym roku robię (albo udaję, że robię) ją sam.

W końcu udajemy się na start. Chwilę wcześniej odprawa, na której słyszymy, że są trzy pętle. dystans biegowy też chyba był pomylony. Na szczęście wiemy jak ma być więc ignorujemy te pomyłki, choć jak ktoś był pierwszy raz i nie wczytał się w informacje to mógł mieć przez chwilę namieszane w głowie.

Na starcie spotykam Arka, a po chwili dostrzegam jeszcze Jacka - co za miłe i niespodziewane spotkanie. Szkoda, że takie krótkie.


A jakże fajnie spotkać równie fajnych znajomych - tu Darek z kolegą :) © JPbike

Bieg 1 (10 km)
Ruszamy od razu zbyt szybko. Wydawało mi się, że stoimy gdzieś w środku stawki, a po chwili byliśmy już na samym jej końcu, mimo, że pierwszy kilometr biegniemy w tempie 5:31 - dla mnie to za dużo. Puls oczywiście skoczył od razu na 180+ i już nie spadł do końca etapu. Mimo to biegnie mi się dobrze (choć jest ciepło).

Podobnie jak rok temu doping kibiców jest w Czempiniu niesamowity :-) Ze szczególnym uwzględnieniem Pirata stojącego w okolicach 3 km. Gość jest niesamowity. Nie wiem, czy On sam zdaje sobie sprawę ile energii i uśmiechu daje zawodnikom. Biegniemy dwie pętle po 5 km, po 2,5 km jest nawrotka więc tak naprawdę przebiegamy obok Niego na 2, 3, 7 i 8 kilometrze. Myślę, że każdy Go zapamiętał. Chapeau bas!

Regularnie na każdym bufecie piję. Część wody wylewam na siebie.., na głowę, na kark. Pomaga.

Adam choć podejrzewam, że spokojnie mógłby biec szybciej biegnie ze mną.


Zdjęcie pożyczone z FB Hernik Team :-) BTW: Pozdrowienia dla Hani i reszty zawodników :-)

Do strefy zmian dobiegamy prawie ostatni. Ja o prawie 4 minuty szybciej niż rok temu. Zachodzi słońce. tylko czemu dopiero teraz? :-)

Zostało już tylko kilka rowerów więc nie mam problemu z ich odnalezieniem :-)

Rower (60 km)
Zmieniam buty oraz koszulkę - w kieszonkach mam dętkę, pompkę, batony - zakładam kask i rękawiczki i wybiegam z rowerem na belkę, gdzie mogę już wsiąść na rower.

Ruszam i... coś obciera, coś cyka... Kiedy się wypakowaliśmy z auta Adam się przejechał na swoim rowerze. Ja tylko zakręciłem kółkami i stwierdziłem, że jest ok. Nie jest :-( Ale ponieważ rower jedzie to nie zatrzymuję się. Zrobię to kiedy już nie będzie wyjścia.

Mimo to hałas jest mocno irytujący. Irytuje mnie, ale pewnie robi też wrażenie na zawodnikach i kibicach. Nie dość, że wszyscy na szosówkach (widziałem chyba tylko dwa trekingi), a ja na przełajówce to jeszcze robię niezły hałas. Dopiero w domu okaże się, że na szczęście nie była to awaria. Czujnik kadencji był przymocowany trytytką i w transporcie się nieco przesunął. A trytytka mimo, że obcięta to przy każdym ruchu korby zahaczała o nią powodując nieprzyjemny hałas. Była też inna przyczyna głośnej jazdy roweru - moja głupota, albo skleroza. Przed pakowaniem przetarłem nieco łańcuch żeby niczego nie ubrudzić i... na miejscu go nie nasmarowałem ;-)

Jadę. Na początku wyprzedzam kilka osób, ale chwilę później słabnę. Nie ma siły. Teraz oni mnie wyprzedzają. Trudno, jadę swoje.
Gdzieś po 25 km zaczyna boleć mnie lewy Achilles. Z każdym kolejnym kilometrem boli bardziej. Zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że na rowerze skończy się moja tegoroczna przygoda w Czempiniu.



Odruchowo chyba próbuję go odciążyć i w efekcie łapie mnie skurcz prawej łydki. Wypinam się z SPD-ków i pedałuję tylko lewą nogą prawą próbując wyprostować. Udaje się, aż za bardzo. Zahaczam nogą o asfalt i o mało co nie zaliczam wywrotki. Skurcz przechodzi ;-)

Tu też mamy dwie pętle po 30 km, po 15 km nawrotka. W mijanych wioskach niesie nas niesamowity doping mieszkańców ;-)

Ostatnia nawrotka i 15 km do końca etapu. Wyprzedza mnie dziewczyna, z którą się mijamy wcześniej na trasie. Jestem ostatni. Za mną już tylko samochód kończący wyścig. Naciskam na pedały, kładę się na lemondce i udaje mi się jeszcze wyprzedzić koleżankę i do mety dojechać przed nią.

Tym razem z roweru schodzę z mniejszymi problemami niż rok temu, ale do strefy prowadzę rower idąc, nie mam siły na bieg. Przebieram buty oraz koszulkę i... przede mną jeszcze 10 km biegu. Dobrze, że słońce wciąż za chmurami.

Bieg 2 (10 km)
Najlepsi już na miejscu, ale zupełnie mnie to nie zraża. Startuję i okazuje się, że mogę biec. To dobrze, w zeszłym roku uprawiałem Galloway'a już na pierwszym etapie. Tym razem pierwszy etap spokojnie przebiegnięty, zobaczymy jak będzie na tym. Póki co biegnę. Co ciekawe łapię się na tym, że chyba cały czas się uśmiecham. Widzę, że wielu rywali, którzy są przede mną maszeruje. Pewnie robią to w takim samym tempie jak ja biegnę, ale dodaje mi to otuchy, że daję radę.

Już po pierwszej piątce wiem, że tym razem zamknę wyścig. Chyba pierwszy raz w życiu będę ostatni, ale ktoś być musi. Zupełnie się tym nie przejmuję - biegnę swoje wciąż się chyba uśmiechając. Super robotę robią młodzi wolontariusze, wspierając nie tylko wodą, iso i owocami, ale też dopingiem. Brawa dla nich.

Na bufecie na 7,5 km spotykam Adama... posilającego się i dyskutującego z wolontariuszami. Trochę mnie to dziwi bo powinien być już na mecie, ale po chwili już wszystko jest jasne. Z bufetu Adam znów pobiegł szybciej i wiem po co. Kiedy dobiegam do kolejnego to młodzież z daleka krzyczy: Darek! Darek!. A przecież nie mogli widzieć z takiej odległości mojego imienia na numerze startowym. To Adaś ich nakręcił :-)

Ostatni kilometr. Chłopak przede mną od dłuższego czasu na przemian biegnie i idzie. Jest jakieś 70-100m przede mną. Ale nie mam siły go gonić. Dystans między nami się nie zmienia. 

Na ostatniej prostej przy bufecie stoi Adaś. Biegniemy szczęśliwi ostatni kawałek. Za nami już tylko samochód na sygnałach. Zrobiliśmy to. Wbiegamy na metę. Przybijamy piątki m.in. z Jurkiem Górskim i po chwili zawieszają nam na szyjach medale.
Zasłużyliśmy na nie :-)

Mamy medal z Mistrzostw Polski © djk71


Mimo, że przybiegam jako ostatni to poprawiam swój czas o ponad 12 minut. Czyli jest postęp. Niewielki ale jest. Choć może nie tak zupełnie niewielki, bo tym razem to już nie była walka o przeżycie. Tym razem do końca się świetnie bawiłem i wiedziałem, że dam radę.

Odbieramy rowery, pakujemy je do auta i idziemy coś zjeść i się wykąpać.

Tego potrzebowaliśmy © djk71

Kawa, jabłka i czas wracać do domu. Super dzień. Super impreza. No i debiutancki start w Mistrzostwach Polski :-)

Podsumowanie

Ciekawe ile osób teraz się zastanawia, czy jestem normalny.
No bo jak to. Przybiegam na metę jako ostatni i się cieszę. Jestem zadowolony ze startu. Coś tu jest nie tak! I jaki jest sens w takich startach?

A jednak naprawdę jestem szczęśliwy. Szczęśliwy i... zmęczony jak diabli. Rano ledwo z łóżka wstałem, ale... wstałem z myślą, czy nie pójść choć na chwilę na siłownię (na dwór mi się nie chce przy takiej pogodzie). Zmęczony, bo jest to niesamowity wysiłek. Może nie dla każdego, ale dla mnie bardzo duży. Rzekłbym, że na granicy ekstremalnego. Niby przebiegnięcie dwóch dziesiątek, czy przejechanie 60 km po asfalcie nie jest niczym nadzwyczajnym. Zrobienie tego jednak jedno po drugim to coś zupełnie innego. To cztery i pół godziny ciągłego dużego wysiłku.

Do tego walka od początku praktycznie na ostatniej pozycji też nie pomaga. Ciężko się walczy wiedząc, że wszyscy są już daleko, że już nikogo lub prawie nikogo nie dogonisz. Że kiedy Ty będziesz kończył etap rowerowy i będziesz miał przed sobą jeszcze dychę biegiem inni będą już pili piwo na mecie... Jeśli dodasz do tego słońce, którego nie znosisz, hałasujący sprzęt, skurcze i Achillesa, który głośno woła żebyś skończył to... naprawdę jest to ciężka walka...
 
Ale jest druga strona tego medalu. Sam fakt podjęcia decyzji o starcie w towarzystwie 400-osobowej elity już jest powodem do satysfakcji. Ukończenie zawodów z lepszym czasem niż rok temu to kolejne zwycięstwo. Swobodny bieg, a nie walka o każdy kolejny krok jak w zeszłym roku, to następny sukces. Brawa jakie dostajesz od kibiców nawet jeśli jesteś ostatni (a może właśnie dlatego) są nie do opisania :-)
Uśmiech ludzi, zarówno kibiców, jak i rywali, którzy podobnie jak Ty walczą do końca pozostają na długo w pamięci.
Wsparcie Adama na trasie - bezcenne - takich rzeczy się nie zapomina.

Jedni powiedzą - przybiegłeś ostatni. I będą mieli rację.
Ale można też powiedzieć, że jestem 392-gi w kraju!!!



Uwaga techniczna: Jako, że nie da się tutaj wpisać kilku dyscyplin jednocześnie, to tu wpisany jedynie czas etapu 2 - roweru (najdłuższy). Ze względu na statystyki, biegi uwzględnione są w osobnych wpisach (etap 1 i 3).

Z oficjalnych wyników:
Bieg 1 (10 km): 1:02:24 (00:03:57 szybciej niż rok temu)
T1 (strefa zmian): 0:02:53 (0:00:08 szybciej niż rok temu)
Rower (60 km): 2:17:38 (00:02:48 wolniej niż rok temu)
T2 (strefa zmian): 0:03:37 (0:00:17 szybciej niż rok temu)
Bieg 2 (10 km): 1:10:07 (00:10:45 szybciej niż rok temu)

Razem: 04:36:38 (00:12:19 szybciej niż rok temu) :)

Wings for Life World Run 2019

Niedziela, 5 maja 2019 · Komentarze(2)
Wings For Life World Run - Prawie 100 000 startujących w 12 krajach na 7 kontynentach, w tym w Polsce, w Poznaniu 8 000 zawodników, w tym 4 z Etisoft Running Team. W ubiegłym roku było nas 15 osób, w tym jednak różnego rodzaju wypadki losowe sprawiły, że pojawiliśmy się w mocno okrojonym składzie. Do samego końca nie wiedzieliśmy ilu nas wystartuje. Najwytrwalsi jednak dotarli :-)

Przyjechaliśmy dzień wcześniej wiedząc z jak trudnym zadaniem przyjdzie nam się zmierzyć. Każdy gdzieś tam liczy na to, że pobiegnie dalej niż rok temu. Bo specyfika tych zawodów polega na tym, że nie biegniemy do mety, tylko... meta goni nas. A dokładniej Adam Małysz w samochodzie pościgowym, który rusza pół godziny po nas i z narastającym tempem nas goni.

Odbieramy pakiety startowe i jest okazja spotkać się z Jerzym Skarżyńskim - to wg jednego z jego planów zacząłem moją przygodę z bieganiem.

Z Jerzym Skarżyńskim © djk71

Jeszcze rzut oka na mapę i wstępny plan gdzie chcemy dobiec :-)

Za nami mapa biegu © djk71

I ruszamy na kwaterę. Pogoda paskudna. Cały czas leje. W planach było wyjście na miasto, ale chęci starcza jedynie do najbliższego marketu. Będzie obiadokolacja z gotowców.

Obiadokolacja © djk71

Wieczorem odwiedza nas kolega z Poznania, który jednak w tym roku również nie pobiegnie. Szkoda. Przwyozi za to drobną poprawę pogody ;-)

Przestało padać © djk71

Mimo to już nie wychodzimy. Kładziemy się spać.

Rano dzień zapowiada się ładny, ale otwierając okno czuć chłód. Znów nie wiadomo jak się ubrać.

Zapowiada się ładny dzień © djk71

Chłopaki decydują się biec "na krótko", ja zakładam jednak pod koszulkę coś z długim rękawem.
Jako, że musimy opuścić kwaterę już o 10 (bieg zaczyna się o 13) to mamy sporo czasu. Przyjeżdżamy do centrum, idziemy oddać rzeczy do depozytu i sprawdzamy w jakich nastrojach są inni uczestnicy. Szkoda, ze nie ma wystawców z odzieżą, butami i innymi gadżetami, byłoby co robić.

Torba w depozycie © djk71

Po jakimś czasie dociera do nas drugi Adam, można zrobić zdjęcie przed startem.

Jest i Adam © djk71

My w teamowych koszulkach, On w imprezowej, co oznacza, że już go na trasie nie rozpoznamy ;-)

Ustawiamy się w strefach startowych, Marcin w dwójce, ja z Adamami w trójce. Mimo, że jesteśmy tam sporo przed sygnałem startowym to czas upływa szybko. Wspólne okrzyki, fale i próba rozgrzewki (w ośmiotysięcznym tłumie) sprawiają, że czas mija bardzo szybko. Całość na bieżąco relacjonuje TVN24.

Po chwili jest sygnał startu i ruszamy. Marcin wybiegł wcześniej, Adam jak podejrzewaliśmy szybko zlał się z tłumem jednakowych koszulek więc biegniemy z Adasiem sami.

Po jakiś 2-3 km Adaś mówi, że przyśpieszy. Nie ma problemu, już przed startem mówiłem, że ja biegnę swoim tempem. Zaczynam znów czuć piszczele :-( Źle, ale na szczęście po kolejnym kilometrze ból ustępuje. Od tej pory biegnie mi się już dobrze. Oczywiście swoim tempem, puls niestety zdążył dojść do 180, ale staram się, żeby na tym poprzestał.

Pierwszy bufet około 6 km, łapię butelkę z wodą i biegnę dalej. Mijają mnie wózki, czasem ja mijam je. Jestem pełen podziwu dla tych zawodników. Zresztą jestem pełen podziwu dla wszystkich, którzy walczą tu o każdy kolejny kilometr, a nawet metr. Super klimat.

Na dziesiątce kolejny bufet, jeszcze jedna butelka wody. Po chwili mijam jedenasty kilometr gdzie w zeszłym roku skończyłem. Czyli będzie lepiej, ale patrząc po czasie na dam rady jednak dobiec do 15-go, ani nawet 14-go kilometra, o czy myślałem przed startem.

Adam Małysz dogania mnie, krótko po tym gdy mijam 13-ty kilometr. Czyli prawie dwa kilometry dalej niż w zeszłym roku. Postęp jest choć nie tak wielki jakbym chciał.

I już po, Adam mnie wyprzedził © djk71

Można przejść do marszu i szukać autobusu, który zawiezie nas w stronę Poznania. Długo nie muszę szukać.

Autobus czeka © djk71

Podobnie jak w roku ubiegłym mam szczęście. Ogólnie chyba jest to lepiej zorganizowane, bo autobus nie wjeżdża do centrum, tylko wysadza nas na pętli tramwajowej, a stamtąd dedykowane tramwaje zawożą nas pod teren targów skąd startowaliśmy i gdzie odbieramy medale. Oczywiście konferansjerzy nie pozwalają nam dojść po medale... zmuszają nas jeszcze do biegu - oczywiście z uśmiechami na twarzach ;-)

Piękny medal © djk71

Odbieram depozyt i idę się wykąpać. Łazienka koedukacyjna, ciekawie :-) Po chwili zdzwaniam się z Adasiem - przebiegł 18 km. Stoimy w kolejce do zdjęcia przy ściance - szkoda, że jest tylko jedna ścianka i do tego niezbyt doświetlona. Przepuszczamy trochę ludzi zanim dotrze drugi Adam (chyba ponad 19km) i Marcin (21,5 km). Brawo chłopaki. Mam do czego dążyć :-)

Po biegu - zwycięzcy :-) © djk71

Ostatnie zdjęcia i czas wracać do domu.

Piękny cel, piękny bieg © djk71

Czuję zmęczenie w nogach, a tu jeszcze przyjdzie kilka godzin deptać w aucie po pedałach. Ale damy radę. Jak nie my to kto? :-)

W przyszłym roku znów tu będziemy. Na pewno ;-)

Dębowy Włóczykij - Pięknowłosi rządzą ;-)

Piątek, 3 maja 2019 · Komentarze(3)
Dwa lata temu wystartowaliśmy z Igorem na Dębowym Włóczykiju (rajd na orientację) i... zwyciężyliśmy w kategorii rodzinnej. W zeszłym roku Igor był na turnieju, a my wraz z nim więc nie udało się obronić tytułu. W tym roku plany też były inne, ale ponieważ się zmieniły i we wtorek były jeszcze miejsca na liście startowej to... szybka konsultacja z synem i... zapisujemy się. Na trasę pieszą rodzinną - ostatni raz się Igor łapie wiekiem ;-)

Pomysł zupełnie bez sensu, bo w niedzielę Wings For Life więc ten tydzień miał być odpoczynkowy. Od poniedziałku jakoś się nie udaje. Najpierw przesadziłem z siłownią, wczoraj ze spacerowaniem, więc co tam można jeszcze dodać zawody na dwa dni przed startem ;-)

Pogoda od rana średnia. Chłodno i mży. Tradycyjnie nie wiadomo w co się ubrać.
Idziemy po pakiety startowe, zakładam kurtkę, najwyżej potem ją ściągnę.

Start
Dostajemy mapę. Skala 1:20 000, 15 PK do zaliczenia + kilka zagadek na punktach, każda warta dodatkowy punkt przeliczeniowy.

Mamy mapy © djk71

Rysujemy trasę pilnując po której stronie rzeki są punkty. Mamy kilka wątpliwości, szczególnie "piątka" jest nam nie po drodze, ale zobaczymy, najwyżej po drodze coś zmienimy.

Planujemy trasę © djk71


PK 2 Drzewo
Ruszamy truchtem. Widzimy ludzi biegnących jakby od PK9, ale przecież on jest po drugiej stronie rzeki. Albo rzeka jest węższa niż myślałem, albo jej nie zauważyli :-). Punkt zaliczony bez problemu.

PK 7 Barierka
Punkt w pobliżu. Wbiegamy na wiadukt kolejowy i chwilę przed nami chłopak z trasy rowerowej przelatuje przez kierownicę. Wygląda źle, ale podnosi się. Mówi, że jest ok, jest z rodziną więc zaliczamy punkt i biegniemy dalej.

PK 9 Grube drzewo
Na mapie mamy zaznaczoną dwunastkę, ale ścieżka obok rzeki wygląda obiecująco więc zmieniamy plany. Dobiegamy w okolice punktu i nie możemy znaleźć drzewa. Nie tylko my. Igor spogląda na mapę i zwraca uwagę, że jesteśmy za głęboko w lasku. Cofamy się i jest.

PK 12 Białe drzewo pośród czarnych
Chwila zawahania, czy to ścieżka, czy droga do gospodarstwa, ale jednak droga. Po chwili jest i punkt i zagadka o małpkach. Robimy zdjęcie i zostawiamy ją sobie na późnej.

Pierwsza zagadka © djk71

PK 5 Rozłożyste drzewo
Tu też zmiana planów, bo najpierw miała być ósemka, ale piątka wydaje się być bardziej po drodze. Dobry pomysł Igora. Punkt znaleziony  bez problemu.

PK 8 Drzewo
Zmieniamy brzeg rzeki za wcześnie i chwila zagubienia, ale szybka korekta i jest kolejny punkt. Zaczyna mi być ciepło.

PK 6 Drzewo dziura pod rurociągiem
Kolejny punkt łatwy do znalezienia i kolejna zagadka.

Kolejna zagadka © djk71

PK Z1 Tablica edukacyjna
Teraz dobiegamy do tablicy przy jak dobrze pamiętam plaży miejskiej. Kolejne zadanie przed nami.

Biedronczeki są w kropeczki © djk71

Trochę ciekawostek © djk71

PK 3 Rurociąg, 10 m na zachód od pieska i ludzika lego
Chciałem się rozebrać, bo mi ciepło, ale po wejściu na wał czuję wiatr i kolejny powiew zimna. Zostaję w kurtce. Zastanawiamy się gdzie przekroczyć rzekę, jeden z kolegów, z którym mijamy się na trasie wybiera skręt w prawo, my w lewo. Potem okaże się, że wybraliśmy lepiej. Igorowi się tak dobrze biegnie w terenie, że mija widoczny z daleka punkt. Wraca, podbijamy punkt i czas na kolejny.

PK 11 Rozłożyste drzewo
Obiegnięcie stawu wygląda w praktyce gorzej niż na mapie, ale dajemy radę. Co więcej wybiegnięcie z punktu też nie jest łatwe.

PK 10 Drzewo nad rzeką
W końcu udaje się trafić na właściwą drogę. Za torami mamy skręcić w prawo, tylko torów nie ma. Ale jest rzeka więc skręcamy. Po chwili mamy punkt. Przedostatni.

PK 4 Ścięte drzewo
Chwila wątpliwości którą ścieżką. Ja proponuję tą z mapy, choć ludzie są gdzie indziej. Ale nie wiemy czy mają rację. Chyba mieli, ale my też, tylko przebiegliśmy trochę dłuższą drogę. Kolejna zagadka.

I ostatnia zagadka © djk71

Meta
Przed nami ostatni odcinek więc pora rozwiązać zagadki. Nie mamy z tym większych problemów, jedynie prędkość kotów musimy sprawdzić w necie, ale jest to dozwolone. Okazuje się, że nie dla wszystkich zadania były tak proste.
Dobiegamy i okazuje się, że jesteśmy w pierwszej dziesiątce. Potem dowiadujemy się, że rzeczywiście :-) Nawet na pierwszym jej miejscu.

Mamy pierwsze miejsce :-) © djk71

Jesteśmy na podium © djk71

Witamy się ze zmarzniętą Anetką, jemy kiełbaski i czekamy na dekorację.

Zaraz potem trzeba wracać do domu.
Udane zawody. Wielkie dzięki dla organizatorów oraz wszystkich naszych rywali. I oczywiście dla Anetki za doping i zdjęcia.



14 Półmaraton Warszawski

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(2)
Rok temu w warszawskim półmaratonie wystartowało nas z teamu 9 osób. W tym roku nie udało się powtórzyć tego wyniku. Inne starty w tym terminie, różne plany życiowe sprawiły, że miało nas przyjechać trzech, ostatecznie do Warszawy docieram ja z Adamem.

W dobrym nastroju © djk71

Niestety startuję sam, bo Adam od dwóch tygodni walczy z chorobą i dopiero kończy kurację. Co prawda klimat w biurze zawodów, kiedy w sobotę odbieramy pakiety sprawia, że jeszcze się łamie, ale ostatecznie wygrywa rozsądek - zajmie się robieniem zdjęć.

Biec, czy nie biec - oto jest pytanie © djk71

W hali Torwaru poznaję jednak znajomą Adama - Anetę i jej przyjaciółkę Magdę oraz Michała. Od słowa do słowa umawiamy się, że pobiegniemy razem. Planują biec na 2:10 - w zeszłym roku miałem czas nawet nieco lepszy, ale w tym taki wynik to byłoby marzenie.

Wieczorem idziemy jeszcze na krótki spacer.

Stolica wieczorem © djk71

Przy okazji musimy zerknąć na słynne schody.

Schody do...? © djk71

Więcej czasu jednak spędzamy obok Zachęty.

I co ja o tym myślę? © djk71

Najpierw chcieliśmy to ominąć © djk71

Wszystko można wykorzystać © djk71

A to kto? Mamy podejrzenia... © djk71

Rano śniadanko, wybór ciuchów - kiedy chowamy rzeczy do bagażnika w samochodzie (stoi bliżej mety niż depozyty) jeszcze się waham czy nie wziąć koszulki termicznej z długimi rękawami - Adam mnie ochrzania i decyduję się biec zupełnie na krótko ;-)  Jak się potem okaże to był doskonały pomysł. Momentami było nawet za ciepło - szczególnie w pełnym słońcu w czarnej czapce.

Spotykamy znajomych, do grupy dołącza Asia. Na starcie informuję ich, że biegnę z nimi, ale jakbym odpadł to mają się tym nie przejmować.

Logo firmy musi być © adamj
Silna (oby) grupa :-) © adamj

Ruszamy i rzeczywiście biegniemy w moim tempie. To dobrze. Od początku zagrzewa nas do biegu głośny doping kibiców. Zarówno tych przypadkowych, jak i zorganizowanych grup. To jest w Warszawie niesamowite.

Bufet na 5 km sprawia, że się rozdzielamy. Nie widzę nikogo z mojej grupy. Trudno, biegnę sam, szkoda tylko, że nie wziąłem słuchawek.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 5 km - prognozowany czas całości to 2:11:52.

Po chwili jednak doganiam Anetę i Magdę. Michał dołączy do nas chyba przed 10 km. Asi już nie spotkamy na trasie.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 10 km - prognozowany czas całości to 2:11:30. Czyli biegniemy równo, nawet lekko przyśpieszyliśmy.

Biegniemy po drugiej stronie Wisły. Jest świetnie, kolejne kilometry mijamy wyjątkowo szybko. Zupełnie nie czuję zmęczenia, ale... spoglądam na zegarek i tętno jest w okolicach 184 uderzeń. Niedobrze. Nie powinno być takie. Wiem jednak, że nie będę go już w stanie obniżyć. Źle, bo to oznacza, że dobiegnę umierając na mecie, albo zetnie mnie nagle jeszcze gdzieś po drodze. Trudno., nic już nie poradzę - biegnę dalej.

Gdzieś w okolicach chyba 13-14 km ekipa zaczyna mi odchodzić. Nie dużo, jakieś 2-3 m, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście udaje mi się w końcu do nich dołączyć.

Na Moście Świętokrzyskim © adamj

Wg danych z punktu pomiaru czasu na 15 km - prognozowany czas całości to 2:12:13 - wolniej.

W okolicach szesnastego kilometra odpada Michał - myślę, że słońce dobija nie tylko mnie...
Znów biegnę tylko z dziewczynami. Przed nami długa prosta. Pamiętam ją (zresztą jak większość trasy) z ubiegłego roku - dała mi w kość. Póki co jest dobrze. Dobrze, ale tylko do 19 km. Nie wiem, czy to Aneta przyśpieszyła, czy ja zwolniłem, ale dziewczyny w szybkim tempie mi uciekają. Patrzę na puls i nawet nie próbuję podejmować pogoni. Tym bardziej, że w tunelu widzę leżącego zawodnika, którym opiekują się ratownicy. Jedzie karetka, ale nie wjeżdża do tunelu. Zajmuje się osobą, przed wjazdem do niego.
Kawałek dalej kolejna osoba i jeszcze jedna. Biegnę swoim tempem. Już niczego nie nadrobię...
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 20 km - prognozowany czas całości to 2:14:19 - znacznie wolniej

Przebiegam przez linię mety. Czas: 2:15:17 - sześć minut wolniej niż rok temu, a z drugiej strony 21 minut szybciej niż w pierwszym tegorocznym półmaratonie - Biegu Cyborga.

I jestem na mecie © djk71

Zmęczony, ale zadowolony. Medal ląduje na szyi.

Znów to zrobiłem :-) © djk71

Po chwili dostaję wodę, izotonik, piwo bezalkoholowe, folię do okrycia się... rąk mi brakuje. Na szczęście po chwili spotykam Adama. Rozglądałem się za resztą ekipy, ale nie udało mi się ich odnaleźć.

Można odpocząć © adamj

Dopiero po chwili odpoczynku udaje nam się zdzwonić i ponownie spotkać. Wszyscy jeszcze przeżywamy bieg. Czas udać się na coś do jedzenia.

W końcu ruszamy do domu. Droga długa, ale spokojnym tempem udaje się wieczorem dotrzeć na miejsce. To był udany dzień, a właściwie dwa dni. Męczące, ale sympatyczne. Dziękuję super ekipo za to co na trasie, jak i poza nią.

BTW: Zegarek pokazał mi o kilkaset metrów dłuższy dystans niż miał być. Co ciekawe wielu osobom na trasie również zegarki na poszczególnych kilometrach pokazywały inne odległości. Satelity aż tak szalały, czy rzeczywiście dystans był dłuższy?

Bieg Wiosenny 2019

Niedziela, 10 marca 2019 · Komentarze(2)
Podobnie jak w roku ubiegłym i w tym witamy wiosnę trochę przedwcześnie. Co jednak zrobić skoro znów organizatorzy Bieg Wiosenny zorganizowali pod koniec zimy ;-) Znów silną ekipą (choć niestety brakuje kilku osób) spotykamy się pod Stadionem Śląskim.

Przed startem © djk71

Dziś nieco chłodniej niż rok temu. Do tego trochę wieje, choć chyba nie tak bardzo jak wczoraj.
Chwila rozmów, ogarniamy kto jak bardzo dziś jest słaby ;-) I po chwili startujemy. Jak zwykle tłum więc każdy szuka kawałka miejsca dla siebie. W zamieszaniu nagle upada Ania. Mówi, że nic się nie stało, ale jednak kończy bieg ze stłuczoną dłonią.

Marcin z Gosią i Patrycją ruszają mocno do przodu. Nie zaskakuje nas to. Chwilę później ucieka mi nieco Anka, ale postanawiam biec dalej swoim tempem. Co prawda dziś nie pilnuję zbytnio tętna, ale może to dlatego, że jest w normie.

Kończy się podbieg i... albo ja słabnę, albo reszta nabiera sił. Wyprzedza mnie Celina. Nawet nie próbuję się jej trzymać. Biegnę swoje.

Na piątym kilometrze łyk wody i ruszam dalej. O dziwo podbieg do żyrafy wchodzi bez problemu. Potem nawet zaczynam biec szybciej. Brakuje sekund żebym skończył poniżej godziny. Ale i tak to chyba najlepszy czas od roku, choć o ponad 2,5 minuty dłuższy niż na tym samym biegu rok temu - 01:00:04.

Dobiegliśmy © djk71

Po biegu z medalami © djk71

Na mecie jeszcze spotykamy Tereskę i Piotra.

Mamy to! Kolejny do kolekcji © djk71

Mimo to jestem zadowolony, szczególnie, że biegłem w końcu z normalnym (jak na mnie) pulsem.
Teraz czas na chwilę odpoczynku.

Parkowe Hercklekoty

Niedziela, 17 lutego 2019 · Komentarze(0)
Kiedy w Biegu Sylwestrowym zobaczyłem medal z Hercklekotów (wybrałem go sobie później) wiedziałem, że jeśli termin nie będzie z niczym kolidował to będę chciał wystartować w tym biegu w tym roku.

Udało się. Oprócz mnie postanowił jeszcze pobiec Adaś.

Wczoraj odebrałem pakiet startowy, co prawda miałem jechać rowerem ale nie udało się, więc dziś do Katowic jechaliśmy z żoną bez stresu i pośpiechu. Udało się zaparkować blisko startu i po chwili dołączył do nas Adam.
Oczywiście musieliśmy sobie zrobić zdjęcie na ściance :-)

Motto musi być © djk71

Wcześniej Adam powalczył z zegarkiem, łatwo nie było :-)

Jak to się ustawiało © djk71

Rozgrzewka…

Nietypowa rozgrzewka © djk71

… i już po chwili stanęliśmy na starcie.

Selfie musi być © djk71

Oprócz nas pojawiła się też Agnieszka z rodzinką.

No to lecimy © djk71

Ruszamy i staram się pilnować pulsu.

Będą nas śledzić © djk71

Udaje się przez pierwsze dwa kilometry :-) Potem już jest gorzej. Szczególnie podbieg daje podpalić, ale z tego co widzimy to nie tylko nam. Adaś odlatuje ;-)

Ja latam! On lata! © djk71

Pierwsze kółko zaliczone, przed nami drugie.
Kiedy my reklamujemy ETISOFT…

Nasz sponsor © djk71

… inni mają ciekawe napisy na plecach…

Kto odczyta treść? © djk71

Szczere :-)
Biegniemy drugie kółko tradycyjnie rozmawiając o nadchodzących imprezach, planach…

Tu już z górki © djk71
Niby zawody, ale pogaduchy muszą być © djk71

Kiedy już myślę że jesteśmy na mecie okazuje się, że jeszcze rundka wokół stawu. Czuję zmęczenie, ale to przyjemne zmęczenie. Wiem, że dam radę.

Dookoła stawu © djk71

Jest meta, jest medal…

Sprawdźmy czas :-) © djk71

I są medale © djk71

I znów to zrobiliśmy © djk71

Dostajemy wodę w puszce i czas na jeszcze jedno zdjęcie :-)

I jeszcze ścianka © djk71

Z Agnieszką na mecie © djk71

Teraz czas na pyszną zupkę marchewkową…

A jak ktoś był jeszcze głodny to czekały ciekawe potrawy :-)

Menu apetyczne © djk71

Super pogoda, super towarzystwo… oby tak częściej… :-)
I jaki śliczny medal dostaliśmy :-)

Parkowe Hercklekoty © djk71
I motto na medalu © djk71

Ale długi i bogaty w zdjęcia wpis się stworzył...
To tylko dzięki temu, że moja żona wcieliła się w rolę fotoreportera ;-) Dziękujemy.

SilesiaRace 2019 - Jaworzno

Sobota, 9 lutego 2019 · Komentarze(3)
SilesiaRace - ostatni raz startowałem tu dwa i pół roku temu w Kuźni Raciborskiej - wtedy z Alą wybraliśmy trasę przygodową. Była super zabawa. Pierwszy raz (choć wtedy to nie było chyba jeszcze pod taką nazwą) byłem na imprezie u Marcina w 2011 - wtedy byłem w szoku gdy od startu wiele osób zaczęło biec... dla mnie bieganie było wtedy BE :-). Tak czy owak zawsze było świetnie.

Tym razem gdy padł pomysł startu w Jaworznie od razu się zapaliłem do tego. Do tego kilka innych osób z firmy też. Problemem był wybór trasy. Bieg, rower, czy może jednak przygodowa? Adasia i mnie kusił miks biegania, pedałowania i pływania kajakiem. Dziewczyny jednak przekonały nas, że kajak w lutym to może nie jest najlepszy pomysł. Stanęło na trasie pieszej 25 km.

W sobotni poranek w Jaworznie spotykamy się w piątkę. Oprócz mnie chyba tylko Ania ma wcześniejsze doświadczenie w szukaniu lampionów, choć tylko rowerowo. Dla Celiny, Teresy i Adam to chyba debiut. Klasyfikacja solo, ale można się poruszać w grupach. Decydujemy się szukać punktów razem.

Etisoft Running Team przed startem w bazie © djk71

Oczywiście będziemy starali się zaliczyć wszystkie punkty w jak najlepszym czasie, ale stawiamy głównie na zabawę i integrację ;-)

Odprawa i start
Przed startem spotykam kilka dawno nie widzianych osób, udaje się chwilę porozmawiać. Po chwili zaczyna się odprawa. Marcin opowiada co nas czeka na trasie.

Multimedialna odprawa © djk71

Po chwili wychodzimy na zewnątrz i dostajemy po dwie mapy i opis punktów. Teraz szybkie planowanie trasy - nie do końca szybkie, bo kiedy my kończymy planowanie, na starcie już chyba nie ma nikogo. Trudno, dogonimy ich... :-) Chyba :-)

No to zaraz zaczynamy © djk71


PK1 - pomnik - Ostatnie drzewo z rzędu, drzew na SW od pomnika
Biegnąc w stronę pierwszego punktu przecinamy velostradę. Robi wrażenie, choć Teresa od razu sprowadza nas na ziemię informując, że to tylko kilka kilometrów. Dobre i to na początek.
Właściwie nie muszę patrzeć na mapę, bo punkt jest ewidentny i nasza gospodyni prowadzi nas do niego bezbłędnie.

W sumie nawet nie wiem co to za pomnik © djk71

Na miejscu mała kolejka, ale to normalne na początku trasy.

W kolejce do... drzewa :-) © djk71

PK2 - koniec alejki - Ostatnia ławka po N stronie alejki
Tu już patrzę na mapę, biegniemy kawałek velostradą, a potem na skróty. Na chwilę zatrzymują nas światła, ale po chwili znów pędzimy do punktu.

Gdzieś na końcu alejki jest punkt © djk71

Ciepło. Bardzo ciepło. Gdy przyjechaliśmy do bazy, to stojąc przy aucie było dość chłodno i każdy założył na siebie coś więcej niż chyba pierwotnie planował. Przy punkcie część z nas się rozbiera.

PK 3 - geosfera - Budynek dyrekcji GeoSfery
Geosfera brzmi dla mnie dość intrygująco. Kojarzy mi się z czymś wokół ziemi. Biegniemy po raz kolejny skrótem.

Na skróty © djk71

Pieszo można sobie na więcej pozwolić niż rowerem. Geostrefa okazuje się miejscem gdzie można miło i aktywnie spędzić czas.

Część edukacyjna © djk71

Tam gdzieś jest punkt i ciasteczka © djk71

Podbijamy punkt i częstujemy się ciasteczkami. Okazuje się, że była nawet herbata, ale tego nie zauważyłem.

Mamy kolejny punkt © djk71

PK 4 - róg lasu
Tu już mniej oczywisty punkt, ale i on po chwili biegu jest naszym łupem. Teraz przed nami zmiana mapy.

PK A - Tablica z planetą Merkury - Z tyłu tablicy
Tym razem biegniemy w okolice jakiegoś zbiornika wodnego w kamieniołomach. Miejsce wygląda ciekawie (z tego co potem zobaczę na mapie jest tu nawet centrum nurkowania). Przez chwilę zaczynam się czy zacząć od punkt A, czy B, w końcu wybieramy pierwszy wariant.

Ładne miejsce © djk71

Żeby nie było za łatwo mamy po drodze schody. Super ;-) Nie wiem, czy ekipie tak dały w kość, czy też wręcz przeciwnie nawet ich nie zauważyli, bo punkt też mijają i biegną dalej. Czasem warto poczytać, co jest w opisie :-)
Wracamy tymi samymi schodkami, a kawałek dalej będą kolejne :-)

W dół jest łatwo © djk71


A skąd tu wydra? © djk71

I ruszamy na kolejny punkt © djk71

PK B - Meander strumienia - Na N od drogi, Po E stronie strumienia
Następny lampion blisko, problem pojawi się po jego podbiciu, bo trzeba będzie się przedostać na drugą stronę strumyka.

I co teraz? © djk71

Jakoś damy radę © djk71

Nikt nie mówił, że będzie łatwo © djk71


Łatwo nie jest © djk71

Ciekawe kto wpadnie © djk71

Jest wesoło :-). Postanawiamy uzupełnić przy okazji kalorie.

PK C - Szczyt górki
Szczyt wzniesienia, choć nie jest tuż przy ścieżce nie sprawia problemu.

Punkt na górce © djk71

Większym problem jest momentami ścieżka. Robi się coraz cieplej i wszystko zaczyna się topić.

PK D - Skrzyżowanie rowów
Za nami już 14 km i ponad dwie godziny w terenie. Czuć lekkie zmęczenie, bieg zaczyna się zmieniać w marszobieg. Docieramy do skrzyżowania gdzie spotykamy Monikę z ekipą. Nie trafili do punktu i próbują go wziąć z drugiej strony. Moim zdaniem trudniejszej, bo tutaj do punktu nie prowadzi żadna ścieżka. Inna sprawa, że my też planujemy atak od północy.
Na odprawie nie usłyszałem w jakiej skali jest ta mapa, a na trasie nie zauważyłem podziałki :-( W efekcie biegniemy trochę na czuja. Wydaje mi się, że powinniśmy skręcić w prawo, ale chyba zbyt cicho wyraziłem swoje zdanie i pobiegliśmy dalej. Niestety punktu nie ma :-(
Jeszcze raz spoglądam na mapę i... rzeczywiście pobiegliśmy do kolejnej przecinki. Teraz trzeba naprawić błąd. Próbujemy ataku od południa. Poruszamy się lewą stroną strumienia, jest mokro, ale dajemy radę.

W końcu go mamy © djk71

Na miejscu kolejne ćwiczenia fizyczne :-)

Kolejna przeprawa © djk71

PK E - Szczyt górki
Biorąc pod uwagę, że droga do punktu była właściwie na azymut, do następnego też ruszmy w ten sam sposób. Jest trochę śmiechu, ale w końcu docieramy do ścieżki. Teraz w lewo, potem w prawo, potem znów w lewo, pod górkę i po raz kolejny dziś dziurkujemy karty. Jakie to proste... kiedy się czyta popijać kawę w ciepłym mieszkanku. Tymczasem z nami już prawie 18 km i 3 godziny walki ;-)

PK F - Brzeg jeziorka
Chwila asfaltu, niby łatwiej, ale chyba wolę ( i ekipa też) teren. Jest ciekawiej (i nie ma samochodów).
Do jeziorka docieramy bez problemów. Jeszcze tylko trzeba znaleźć punkt, ale za drugim podejściem mamy go.

PK G - Drzewo - Po W stronie ogrodzenia (na zew. ogrodzenia).
Na hasło, że teraz będziemy szukali punktu G dziewczyny bardzo się ożywiają. Słychać komentarze "Ciekawe jak Wam pójdzie".
Poszło doskonale. Trafiamy bezbłędnie.

PK 5 - skrzyżowanie szlaków - Tablica informacyjna, z tyłu
Koniec punktów z mapy dodatkowej. Wracamy na mapę główną. Ekipa rusza, my z Celiną zamykamy tyły. Rozmowy o dzieciach i szkołach tak nas pochłaniają, że kiedy dobiegamy do punktu... nawet nie zauważam tego i prawie zapominam podbić punkt.
Dobra, to już końcówka ale trzeba być skupionym do końca.

PK 6 - między laskami - Rozłożyste drzewo
Teraz biegniemy na przełaj po zaśnieżonym polu.

Przez pola... © djk71

W lecie nie bardzo by to było możliwe. Tereska chyba widząc, że tempo spada karmi nas żelkami. Po chwili jesteśmy przy punkcie. Dzięki dziewczynom, z którymi mijamy się od jakiegoś czasu przy punktach nie musimy się zastanawiać, które to drzewo.

PK 7 - muzeum - Trzy punkty w muzeum 7A, 7B, 7C
Muzeum - prosty punkt, a właściwie punkty, tyle że najpierw trzeba zmierzyć się z kolejnymi podbiegami ;-) Dajemy radę. Wbiegamy do miasta.

Oryginalny pomnik © djk71
Rynek w Jaworznie? © djk71

Po chwili trafiamy do muzeum. Bez biletów mamy okazję je pozwiedzać.

Czas na zwiedzanie © djk71

Wygląda ciekawie, ale dziś nie ma czasu na zagłębianie się w historię.

Ciekawie, ale nie ma czasu © djk71

Mimo to ciekawy pomysł ;)

PK 8 - galeria handlowa - Klub fitness, Fabryka Formy, przy wejściu
Ostatni punkt też ciekawy - galeria handlowa. Biegniemy jakbyśmy właśnie wyczytali w gazetce promocyjnej, że dziś dają 3 kostki masła w cenie dwóch ;-) Budzimy zainteresowanie tych którzy przyszli tu na zakupy (albo żeby "ciekawie" spędzić weekend). Wewnątrz okazuje się, że punkt jest na piętrze, ale tym razem zamiast podbiegu mamy ruchome schody ;-).

Meta
Znów jesteśmy na velostradzie. Teraz już tylko trzeba dobiec do mety. Ostatnie dwa kilometry. Jest super, mamy komplet. Na mecie meldujemy się godzinę przed końcem limitu czasu. W sumie była tylko jedna wtopa (PK D). Jak na biegowy debiut wyszło dobrze. Ale czujemy zmęczenie. Spore zmęczenie. Czas na posiłek. Chwilę później część z nas decyduje się na szybki prysznic, część postanawia skomponować się zapachami z resztą uczestników :-)

W oczekiwaniu na zakończenie przeglądamy zdjęcia, dzielimy się wrażeniami z innymi uczestnikami, wreszcie zastanawiamy się co zrobimy w domu po wyjściu z wanny ;-)
W naszej drużynie Celina okazuje się szczęściarą losując nagrodę - super, należało jej się. To chyba jej najdłuższy dystans ;-)

Brawa dla wszystkich i... coś czuję, że to nie był nasz ostatni raz na takich zawodach. Co prawda kalendarze mamy pełne na ten rok, ale... kto wie.... ;-)
Ania, Celina, Teresa, Adam - dzięki wielkie za super zabawę i wzajemne wsparcie na całej trasie :-)

Połówka na Biegu Cyborga

Wtorek, 1 stycznia 2019 · Komentarze(3)
Dopiero co zakończyłem sezon biegowy i rowerowy, a tu już trzeba było rozpocząć nowy sezon.
Zacząłem podobnie jak w ubiegłym roku od Biegu Cyborga. Co prawda miało nas startować więcej osób z firmy, ale jakoś nie wyszło :-)

Za to startowałem znów z Flashem. Startowałem to mocno powiedziane - wystartowaliśmy razem, a potem Tomek minął mnie dwa razy na trasie i zobaczyliśmy się dopiero na mecie. Co prawda to ja na niego czekałem, ale on biegł trochę dłuższy dystans. Dokładnie dwa razy dłuższy. I jeszcze wygrał. :)

Z Tomkiem przodem © djk71

Na Cyborgu biega się pętle 7-kilometrowe. Po zakończeniu każdej z nich podejmuje się decyzję, czy biegnie się dalej, czy się kończy. W zeszłym roku biegłem dwie pętle. W tym chciałem przebiec chociaż jedną, dwie były marzeniem, a wszyscy namawiali mnie na trzy, czyli półmaraton. To wydawało się być nierealne, bo ostatnio taki dystans przebiegłem chyba pół roku temu.

Z Tomkiem tyłem © djk71

Do tego od kilku dni źle się czuję,, chyba łapie mnie jakieś przeziębienie. w Dziś od rana jest już naprawdę kiepsko. Kiedy wystartowaliśmy postanowiłem biec powoli, pilnując niskiego pulsu.

Przed startem © djk71

Pierwsze kółko przebiegłem spoko, ale nie powiem, że łatwo. Mimo to postanowiłem pobiec jeszcze jedno kółko. Tym razem o dziwo nie było trudniej, a nawet może trochę łatwiej. Niestety zaczął padać deszcz i zrobiło się chłodniej.

Biegnę (powoli) © djk71

Mimo to decyduję się biec jeszcze jedno kółko. Jest trochę trudniej, ale wiem, że to zrobię. Tylko zrobiło się chłodno i zaczynam lekko czuć plecy. Dobiegam do końca.


Zrobiłem to :-) © djk71

Powoli, ale zrobiłem na powitanie roku połówkę :-)

I jest medal © djk71