Wpisy archiwalne w kategorii

Polska niezwykła

Dystans całkowity:7855.14 km (w terenie 1617.14 km; 20.59%)
Czas w ruchu:463:10
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:64.15 km/h
Suma podjazdów:2938 m
Maks. tętno maksymalne:193 (137 %)
Maks. tętno średnie:175 (89 %)
Suma kalorii:10637 kcal
Liczba aktywności:125
Średnio na aktywność:62.84 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Odyseja 2010 - NKL

Sobota, 2 października 2010 · Komentarze(12)
Odyseja 2010 - NKL

Po raz kolejny trafiamy z Kosmą na Odyseję.
Tym razem będziemy jeździli z mapą po terenie Pogórza Rożnowskiego. W ośrodku wypoczynkowym w Gródku nad Dunajcem meldujemy się późnym wieczorem w piątek. Przyjechaliśmy zmęczeni ale po wejściu do domku humor nam się od razu poprawia.

Kolorowe bunkry? © djk71


Widać tu właściciel postawił na pielęgnowanie tradycji historii i postanowił utrzymać standardy na poziomie PRL-u. Minimalne wyposażenie, woda w kolorze brązowym, czy spłukiwanie kibelka wodą z miski to tylko niektóre atrakcje. Brak jakiegokolwiek ogrzewania sprawia, że na dworze jest trochę cieplej niż w budynku.
Nie do końca zrozumiałem też działanie zamka (zwróćcie uwagę, że drzwi otwierają się do wewnątrz).

A ten zamek jak działa? © djk71


Rano rejestracja w biurze zawodów. Miałem nadzieję, że podobnie jak na Odysei Wiosennej w pakiecie startowym dostaniemy mapy - w końcu to Compass jest organizatorem tych zawodów - ale niestety dostaliśmy tylko kartę startową.

Śniadanko i serwis roweru Moniki (jednak hamulce mogą się tu przydać).
Witamy znajomych, mapy do ręki i planujemy trasę. Tym razem chcemy pojechać trochę inaczej niż zwykle. Więcej terenu ale krócej. Rozrysowujemy trasę optymistycznie licząc, że powinno się udać odnaleźć z 11-12 punków na 15 możliwych.

Ruszamy w stronę PK8. Piękna pogoda, cudowne widoki i… wszechobecne burki… Widać będzie nas miał kto motywować do szybszej jazdy…

Wydaje nam się wiemy co robimy jeśli chodzi o nawigację, tylko podjazdy od początku trochę męczą. Niestety po jakiś 3km robimy dziecinny błąd i skręcamy za wcześnie. Po chwili okazuje się, że nie tylko my, jednak spotkane dziewczyny po konsultacjach z miejscowymi zdecydowały wrócić - "Tam nie ma już żadnej drogi". Na przekór wiedzy miejscowych jedziemy dalej. Okazuje się, że droga jest. Docieramy do lasu i… ścieżka się kończy ale po kilkudziesięciu metrach na przełaj znajdujemy nową. Jeszcze kawałek i znów będzie asfalt. Zatrzymuję się, rzut oka na…. Gdzie mój mapnik???

Szlag by to trafił nie ma mapnika, a wraz z nim mapy i karty startowej. Monika zostaje z rowerami a ja wracam szukać. Tak… nie jest to proste, bo przecież częściowo przedzieraliśmy się "na azymut" z dala od ścieżki. Jakimś cudem po kilkuset metrach znajduję zgubę.

Na szczęście odnaleźliśmy mapnik © djk71


Odnajduję Monikę i… na powitanie dowiaduję się, że albo ściągamy buty i przekraczamy strumyk albo wracamy. Rzut oka na odnalezioną mapę i…

Faktycznie nie jest dobrze. Woda pewnie zimna. Szczęśliwie odnajdujemy miejsce gdzie da się przedostać na drugą stroną suchą stopą.

Bywało trudno © djk71


Bywało mokro © djk71


Na czworaka ale przejdę.... © djk71


Teraz jeszcze tylko trochę błotka i jesteśmy na asfalcie. Podjazd wygląda groźnie. Podjeżdżamy, mijamy kilka kolejnych burków i jesteśmy na punkcie.

Teraz czas na "jedynkę". Chwila zawahania, bo tu było ciężko (kara z niezdobycie tego punktu to 60', a tamten punkt jest wart 120' więc będzie dwa razy gorzej? Jednak jedziemy. Tu sam widok niektórych podjazdów robi wrażenie. Uff ciężko ale jedziemy. Wiem już chyba czemu szczyt nazywa się Mogiła :-) Gdy docieramy do punktu mija już ponad 2,5h od startu. Słabo jak na 8-godzinny limit. Teraz z górki. Mijamy miejsce gdzie w 1944 roku był szpital leśny partyzantów AK.

Szpital leśny partyzantów AK © djk71


Zjeżdżamy. Podoba mi się. Wciąż się boję zjazdów ale tym razem próbuję trochę odważnie. W efekcie w jednym miejscu czekam na Monikę… kilka minut… :)

Jedziemy na "trójkę" asfaltem ale docieramy zmęczeni. Przed punktem Kosma zalicza poślizg na błocie i w efekcie dość bolesny upadek. Punkt trochę schowany ale udaje się go odnaleźć.

Kolejny ostry podjazd i chwila odpoczynku. Siadamy przy kapliczce. Patrzymy a zegarek i chyba trzeba zmodyfikować trasę. Masakra. Cztery godziny jazdy, 23km za sobą i tylko 3 punkty. Bez szans na zebranie minimum czyli 8pkt. Tym bardziej, że cały czas oddalamy się od bazy. Już wiemy, że tym razem nie zostaniemy sklasyfikowani. Po raz pierwszy odkąd startujemy.

Wracamy. Postanawiamy zaliczyć jeszcze 10-tkę i 11-tkę. Zaczynam padać. Podjazd/podejście po dziesiątkę pokazuje jasno, że będzie to ostatni dziś punkt. Nie mam siły. Nie wierzymy, że uda się komuś zaliczyć wszystko.

Daleko jeszcze? Wysoko jeszcze? © djk71


Ładnie ale wysoko... trzeba podjechać © djk71


Jeszcze kilka widoków...

Pieknie tu © djk71


Jeszcze kilka zjazdów....

Wąsko, stromo ale fajnie... © djk71


Zaliczamy ostatni punkt i do bazy.

Dojeżdżamy do mety. Jesteśmy witani jako zwycięzcy bo 1,5 godziny przed końcem czasu ale… tym razem Compass nas pokonał. Tak też bywa. Ale zabawa była świetna. Widoki niesamowite. I… górki aż proszą żeby tu wrócić i zmierzyć się z nimi raz jeszcze.

Słońce idzie spać... © djk71


Wieczorem ognisko, kiełbaski, piwo. Jesteśmy zaskoczeni. Pozytywnie. Organizator się postarał. Wieczorne pogaduchy ze znajomymi. Fajnie. Okazuje się, że kilka zespołów zdobyło komplet punktów i to w jakim czasie… Bywa. Widać mamy nad czym popracować. Jutro jedziemy już tylko dla zabawy.

Pozdrowionka dla wszystkich znajomych, fajnie było Was znów zobaczyć. Pozdrowionka dla licznej grupy enduro69.pl :-)

Pożegnanie z morzem

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(10)
Pożegnanie z morzem
No i przyszedł czas na zakończenie krótkiej wizyty nad morzem. Wizyty pierwszej od kilkunastu lat. Dawno tu nie byłem i jakoś specjalnie mnie nie ciągnęło. Nie lubię bezczynnego wylegiwania się na plażach. Nie lubię tłumów ludzi. Nie lubię wszechobecnych sprzedawców byle-czego. Nie lubię słońca (w nadmiarze). A pływanie w morzu może i jest możliwe ale dla mnie to męczarnia, a nie przyjemność.

Obiecałem jednak dzieciom i żonie, że w tym roku tu przyjedziemy i przyjechaliśmy. Co prawda na krócej niż planowaliśmy ale jednak. I co? Tłumy ludzi tak jak się spodziewałem, choć ponoć i tak już nie tak wielkie jak jeszcze 2-3 tygodnie temu. Makabryczne ceny wszystkiego, zwiększające się z każdym krokiem w stronę morza lub jakiejkolwiek niby-atrakcji.

Okazało się jednak, że było lepiej niż się spodziewałem. Znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc gdzie było mniej ludzi niż na latarni, czy molo. Pogoda sprawiła, że nie było okazji do leżenia plackiem. I znalazło się kilka szlaków rowerowych gdzie prawie nie było ludzi.

Niestety wysokich cen nie uniknęliśmy, a dzieci chciały wszystko ;-)

Wczorajszy sztorm skutecznie zniechęcił nas do jazdy na rowerze. Zwiedziliśmy za to Kołobrzeg. Dzieci były zachwycone Muzeum Oręża Polskiego.

Niektóre eksponaty rzeczywiście wyglądają na dawno nie używane.

Nasza armia dawno nie ćwiczyła... © djk71


Dziś za to udało się pojechać na latarnię w Niechorzu i powłóczyć trochę po okolicy.

Graffiti w Niechorzu © djk71


Tempo bardzo spacerowe ale to chyba nastrój związany ze zbliżającym się wyjazdem. W sumie to było... całkiem fajnie. I może jeszcze tu wrócimy...

Idealne miejsce dla rowerzystów? © djk71


Tylko nie mówcie tego mojej rodzince... Bo udawałem, że mi się nie podoba i straszne się męczę... ;)

Fabryka amunicji i nie tylko

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Fabryka amunicji i nie tylko
Na zakończenie pobytu na ziemi lubuskiej gospodarze zaproponowali nam wizytę w opuszczonej fabryce amunicji w Zasiekach.

Zapakowaliśmy rowery do samochodu i ruszyliśmy w podróż. Dziś oprócz Asi i Piotrka towarzyszyła nam Patrycja z Matysem i Kubą, tak więc grupa była duża.

Miejsce tyleż niesamowite (ponad 400 budynków, bunkrów ukrytych w lesie), ile niebezpieczne (sporo osób straciło tu życie w poszukiwaniu wrażeń lub złomu).

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Ponoć bezpieczne miejsca zostały oznaczone krzyżykami.

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Wszystkie hale są dziś już puste - to pewnie efekt współpracy wojska i złomiarzy.

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Kiosk ruchu?

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Pamiątkowe zdjęcie na rampie kolejowej

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Inna rampa

Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Mimo niebezpieczeństw wielu wciąż ryzykuje

Fabryka amunicji w Zasiekach - ryzykant © djk71


Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Fabryka amunicji w Zasiekach © djk71


Mały fragment terenu został już zagospodarowany.

Fabryka amunicji w Zasiekach - paintball © djk71


Szkoda, że o reszcie nikt nie pomyślał.

Dzięki, że nas tu zabraliście. Dzięki również za wczorajszą (choć nie rowerową) wycieczkę.

Wizyta w skansenie w Ochli była naprawdę edukacyjna. Tylko czemu na ławkach leżały nasze podręczniki? Chyba już mamy swoje lata...

W szkole w skansenie w Ochli © djk71


Królestwo bocianów czyli Kłopot - też niesamowite wrażenie i olbrzymia ilość informacji jakimi podzielił się z nami sympatyczny pracownik Muzeum Bociana Białego.

W Kłopocie ich pełno © djk71


W okolicy piękne widoki

Kłoptliwe okolice © djk71


I most, o którym w Wikipedii piszą, że wysadzili go Rosjanie, a w muzeum dowiedzieliśmy się, że zrobili to wycofujący się Niemcy. I komu tu wierzyć?

Jestem w szoku, że na most można wejść, bo kończy się on nagle i... niebezpiecznie.

Przerwany most w Kłopocie © djk71


Most w Kłopocie © djk71


Most w Kłopocie © djk71

Było pięknie... Asiu, Piotrze - Dziękujemy :)

Tolerancja

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Tolerancja

Po wczorajszym niemieckim epizodzie dziś znów była chęć do jazdy. Niestety rano deszcz wraz z wiatrem straszyły mocno. Po śniadaniu jednak zaczęło się rozpogadzać więc wraz z Wiktorkiem postanowiliśmy się gdzieś przejechać. Po głowie chodziła mi głębsza penetracja Lubska oraz wizyta w Brodach żeby zobaczyć, czy coś się zmieniło od ubiegłego roku.

W Lubsku lubią rowery, choć zastanawiam się, czy to czasem nie trenażer :)

Trenażer czy nie trenażer? © djk71


Okazuje się, że tutaj tablica wspominających poległych tu Rosjan nikomu nie przeszkadza. Z rozmowy z przypadkowym przechodniem dowiaduję się że wcześniej stał tu pomnik, teraz został zastąpiony tablicami.

Rosjanie też tu ginęli... © djk71


Próbujemy znaleźć punkt informacji turystycznej zaznaczony na planie miasta ale bez skutku. A miałem nadzieję na jakieś mapy…

Zwiedzamy coś co przypomina rynek...

KOŚCIÓŁ pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny © djk71


Mijamy Wieżę Pachołków Miejskich...

Wieża Pachołków Miejskich © djk71


... i ruszamy na oślep w kierunku Brodów. Pamięć mnie nie zawodzi i trafiam na dobrą drogę. Postanawiam jednak nie jechać główną drogą tylko wybieram kierunek Mierków. Niestety w miejscowym sklepie dowiadujemy się, że i tak musimy wrócić na główną (czytaj; zbyt ruchliwą) drogę. Po chwili rezygnujemy i decydujemy się jechać do Tarnowa. Ten jednak okazuje się trochę mniejszy od swego znanego imiennika i szybko kończy się przed lasem. Próbujemy przebić się na azymut ale najpierw witają nas piachy, a botem leśna droga zarasta. Trzeba wrócić, choć nie lubię tego.

Tarnów się skończył © djk71


Po drodze rzut oka na pomnik poległych żołnierzy niemieckich w Chełmie Żarskim. Jednak tolerancja tu większa niż w niektórych częściach kraju.

Niemcy też tu ginęli © djk71


Jedziemy przez Mierków i wymyślam objazd z Lubska do Jasienia. Niestety drogi polne, które mam na mapie albo zarosły albo przegapiliśmy i robimy objazdówkę przez Nowiniec, Starą Wodę, Białków, Budziechów.

W końcu z około 45 km na liczniku docieramy do Jasienia. Fajna przejażdżka z synem, gdyby tylko nie ten wiatr, który dał nam nieźle w kość.

W domu niespodzianka. Piotrek musi coś dostarczyć do Guzowa i proponuje wspólną podróż rowerami. Zmęczeni ale jedziemy ;-)

W drodze powrotnej krótki postój przy kościele w Wicinie. Smutne miejsce. Kościół zniszczony. Jeszcze bardziej nasze nastroje psuje widok resztek poniemieckich grobów, zniszczonych zarośniętych. Przykre.

Wicina - zniszczone nagrobki © djk71


Trochę lepiej wyglądają stare groby na cmentarzu w Bieszkowie. Choć też już brak tablic nagrobnych.

Jedziemy dalej i docieramy na obiadek do domu. Fajny dzień. Dziękuję synu za towarzystwo - przegoniłeś mnie nieźle. Dzięki Piotrek za ciąg dalszy ;-)

Po niemieckiej stronie

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Po niemieckiej stronie
Kilka dni temu wspomniałem Piotrkowi, że nigdy nie byłem w Niemczech na rowerze. Nie musiałem długo czekać. Dziś korzystając z tego, że byliśmy w pobliżu granicy zabraliśmy rowery by choć na chwilę przekroczyć granicę ;-)

Młynarz obiecał mi przejażdżkę po największym i najsłynniejszym parku w stylu angielskim w Polsce i w Niemczech. Park zajmuje ok. 5,45 km² i jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Niestety przy wjeździe do parku i foceniu wiaduktu padły mi baterie w aparacie.

Wiadukt w Parku Mużakowskim © djk71


Zapasowe też rozładowane. Jedziemy do miasta żeby kupić jakieś jednorazówki. Przy okazji podziwiam bazar. Choć podziwiam to słowo na wyrost - widok raczej żałosny ale widać zainteresowanie jest bo z Niemiec co rusz to suną wycieczki w tym kierunku.

Bad Muskau © djk71


My robimy rundkę po Bad Muskau zatrzymując się przy dwóch sąsiadujących ze sobą kościołach. Przy jednym tajemnicze płyty - niestety moja znajomość niemieckiego jest wciąż niewystarczająca.

Tablice przy kościele w Bad Muskau © djk71


Napis przy drugim już jaśniejszy.

Kościół katolicki w Bad Muskau © djk71


Po drodze Piotrek opowiada mi drodze rowerowej Odra-Nysa.

www.oder-neisse-radweg.de/ © djk71


Pierwsza próba wjazdu do parku kończy się niepowodzeniem. Zakaz. Nysa Łużycka dała tu mocno o sobie znać. Takie zakazy spotkamy jeszcze w wielu miejscach w parku.

W końcu udaje się i podziwiamy tutejszy zamek. Ładny.

Zamek w Parku Mużakowskim © djk71


Zamek w Parku Mużakowskim © djk71


Zamek w parku Mużakowskim © djk71


Na drzewach już kasztany…

Kasztany © djk71


W polskiej części parku zaskakujące informacje.

Uwaga! Spadające konary © djk71


Hmmmm… już po 14-tej, może więc lepiej się ewakuować? Tak też robimy, choć z innych powodów :-) Krótka ale sympatyczna przejażdżka, pełna rozmów, przemyśleń...

I w końcu byłem na rowerze w Niemczech ;)

Ziemia Lubuska

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Ziemia Lubuska
Jako, że Kosma postanowiła nas opuścić postanawiam ją odwieźć na pociąg. Dołącza do nas Młynarz.

Dyskutując, żartując, jak zwykle w doskonałych nastrojach docieramy do Nowogrodu Bobrzańskiego. Z jednej strony chciałoby się jechać dalej, z drugiej czekają na nas nasze rodziny i goście. Kosma ma jednak dar przekonywania i jedziemy dalej.

Ścieżki w lesie mają nazwy? © djk71


Po 37km decydujemy się jednak na powrót, tym bardziej, że już około piętnastej, a niektórzy prawie nie zjedli śniadania. Z tego też powodu decydujemy się w Nowogrodzie na postój. Znajdujemy sympatyczną knajpkę i ratujemy się smacznym obiadkiem.

Wcześniej jednak zatrzymujemy się na przydrożnym cmentarzu. Dziwne miejsce. Sporo niemieckich grobów z przełomu XiX i XX wieku i trochę współczesnych.
Wiele z nich to groby dzieci.

Kiedyś dzieci często umierały © djk71


Kilka minut później udaje nam się odnaleźć mogiłę zamordowanego tu Szkota Barona von Sinclaira. Interesująca historia. Zainteresowanych odsyłam tutaj.

Mogiła Barona von Sinclaira © djk71


Posileni i pełni energii ruszamy dalej. Fajnie się jedzie. Można by jeszcze ale
czas goni. Potrzebowałem takiego wyjazdu :-)

Aż chce się jeździć.... © djk71

Lubsko

Sobota, 14 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Lubsko
Kolejna wizyta w Krainie Młynarza. Przepraszam, teraz to już Asicy i Młynarza ;) I fantastycznej rodziny Piotrka. Do dziś tylko nie wiem czemu wciąż ich nie widzę na bikestats.pl :)

Deszcz od rana nie zachęcał do jazdy, ale chciało mi się jej już bardzo. W końcu późnym (bardzo późnym) popołudniem wraz z Kosmą i całą moją rodzinką udaje nam się wyruszyć z domu. W planie krótka przejażdżka do Lubska.

Po drodze zahaczamy o piętnasty południk. Pierwszy raz byłem tu dwa lata temu. Wtedy jeszcze była tu tabliczka informacyjna.



Przy wjeździe do miasta zatrzymujemy się na stacji benzynowej i następuje masowe uzupełnianie powietrza. Wygląda na to, że coś kiepsko dbamy o ten nasz sprzęt...

Sympatyczna wizyta w Lubsku i czas wracać, bo robi się ciemno. Żeby nie brakło nam emocji Piotrek prowadzi nas okrężną drogą przez las... Jest fajnie choć nie wszyscy lubią jazdę po ciemku w terenie.

Fajnie było się przejechać. Potrzebowałem tego. Trochę tylko martwią mnie odgłosy jakie dochodzą z tylnego koła.

Przyjaźń polsko-duńska

Sobota, 31 lipca 2010 · Komentarze(4)
Przyjaźń polsko-duńska

Kolejny weekend - kolejne imprezy. Ostatnio znów żyjemy bardzo towarzysko.
Dziś jedziemy do Kosmy na zaległe urodziny. Pada pomysł żeby wziąć rowery. Nie jestem do końca przekonany do pomysłu, bo to oznacza montaż bagażnika tylko po to żeby przejechać się 10km…

W końcu jednak ulegam i jedziemy. Na miejscu dołączają do nas goście z Danii - Benasek z Żabcią :) Fajnie w końcu spotkać się w realu ;-)

Chwila rozmowy i trzeba skorzystać z pogody i choć kawałek się przejechać.

Kosma oddała swój rower Benaskowi i przez chwilę wahała się, którego rumaka dosiąść.

Stajnia Moniki © djk71


W końcu taki strój zobowiązuje do czegoś :-)

Moherowy beret znów jest trendy © djk71


Wybrała wersję sportową i… udało jej wykręcić 34,5km/h :)

Nowy rumak © djk71


Ruszamy w stronę Pustyni Błędowskiej. Żarty, śmiechy i nie wiadomo kiedy jesteśmy na miejscu. A tu niespodzianka - festyn Pustynne Miraże.

My jednak zamiast zabawy mamy ochotę na chwilę odpoczynku. Za to nasze pociechy nie wyglądają na zmęczone ;-)

Nie ma wody ale jest piasek © djk71


Nie taka pustynia straszna... © djk71


Igorkowi wręcz brakuje emocji.

Też kółko © djk71


Trzeba jednak wracać. Przed nami jeszcze grill i ognisko, na które dociera spóźniony Hose. Do późnych godzin raczymy się piwkiem na przemian polskim i duńskim. Dyskusjom i śmiechom nie ma końca.

Następnego dnia Hose ma dla nas niespodziankę. Co prawda tym razem nie było wspólnej wycieczki ale… nasze rowery spały obok siebie więc tak prawie… :-)

Dziękuję w imieniu całej rodzinki za wspaniałe spotkanie. Do następnego razu.

Bez chęci donikąd...

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(18)
Bez chęci donikąd...
Miałem wstać wcześnie żeby dziś bez żadnych ograniczeń pojeździć. Wstaję około dziewiątej i... jest szaro, pochmurno... bez pośpiechu zjadam śniadanie i tkwię nad mapą i wpisami bibera zastanawiając się jak tu ułożyć trasę żeby zaliczyć choć kilka punktów, którymi nas kusi na swoim blogu.

Wychodzę, dojeżdżam na sąsiednie osiedle i już wiem. To nie jest dzień na jazdę. Pochmurno, chłodno (zakładam bluzę) i wieje. Małe kółko po okolicy i wracam do domu. Bywa i tak.

Ul. Przyjemna... prace nad A1 w pełni.

Przyjemna? © djk71


Skoro nie jadę nigdzie dalej to zobaczę inny odcinek budowy, gdzie ponoć budują pod autostradą przejazd dla rowerów. Czyżby to to?

Tunel dla rowerów? © djk71


Przez las niebieskim, a potem zielonym szlakiem wracam do Stolarzowic.

Od kilku dni coś mi dziwnie cyka/trzeszczy w okolicach siodełka, sztycy... strasznie to denerwujące, szczególnie w kontekście tego co napisała yoasia. Brrr... wole nie myśleć.

Chwila postoju i poszukiwania winowajcy. To chyba piasek.

Czegoś tu brakuje... © djk71


Mam nadzieję i choć mi się wcale nie chce jadę dalej. Dawno nie miałem takich oporów przed jazdą.

Ptakowice, Kamieniec, Boniowice i w drodze do Świętoszowic odbijam w polną drogę. Bo tak, bo tam jeszcze nie byłem. I nie warto było. Do Karchowic nie mam ochoty jechać. Wracam.

Rzut oka na leśniczówkę.

Leśniczówka w Ziemięcicach (a może w Świętoszowicach) © djk71


I skrótem do Ziemięcic. Mijam ruiny starego kościółka i ląduję w centrum wioski. Wszystko dziwnie przybrane, czyżby jakaś impreza?

Jadwigafest w Ziemięcicach © djk71


Oczywiście Jadwigafest, ale nie mam ochoty na samotną zabawę. Jadę dalej. W Świętoszwicach skręcam w kolejną drogę, gdzie jeszcze nigdy nie jechałem. Wcześniej jednak oglądam ciekawy kwietnik.

Oryginalny kwietnik © djk71


Docieram do Grzybowic. Choć mam tu blisko, to chyba najsłabiej znam tę okolicę. Nigdy nie miałem tu znajomych, nic nie musiałem tu załatwiać. Dziś pora nadrobić zaległości.

To taka trochę wiejska dzielnica Zabrza.

Konik :) © djk71


Dziwnie wygląda tutejszy kościół.

Kto zaprojektował ten kosciół? © djk71


Jadę do Mikulczyc zobaczyć stary, nieczynny dworzec kolejowy.

Nieczynny dworzec Zabrze Mikulczyce © djk71


Kawałek dalej moim oczom ukazuje się nieistniejąca już firma Sport Hofer. Ciekawe czy ktoś pamięta z czego była znana?

Dawna firma Sport Hofer © djk71


Kolejną "nową" drogą docieram na Leśną, gdzie wita mnie struś. Tyle razy tędy jechałem ale go nigdy wcześniej nie spotkałem. Tylko jakiś wstydliwy był. Jak wyciągałem aparat to uciekał, a jak chowałem to podchodził.

Zabrzański struś © djk71


Z Leśnej znów nietypowo w stronę Czekanowa. Po drodze pola...

Będzie pop corn... © djk71


i znów budowa A1...

Budowa A1 w Czekanowie © djk71


Przecinam 78-kę i docieram do drogi w stronę Szałszy i Zbrosławic.
Jadę do Szałszy, dalej przez las do Maciejowa a stamtąd do Sośnicy. Po co? Nie wiem. Tak sobie. Po prostu nie chce mi się nigdzie dalej jechać, więc włóczę się po okolicy.

W Sośnicy chwila przerwy obok hali Sośnicy i szkoły gdzie kiedyś uczyłem... Ile to już lat...

Hala Sośnicy © djk71


Rzut oka na mapę i ruszam przez las wzdłuż torów żeby później przebić się do Parku Powstańców Śląskich. I miało się udać tylko... tunel lekko zamoczony i brzydko pachnie.

Zalany tunel © djk71


Wracam. Przez tory się nie będę przebijał bo dużo ich, a poza tym stoją tam pociągi. A niektóre nawet straszą.

Kto to? Konduktor? © djk71


Wracam na drogę, przy wjeździe do Zabrza dowiaduję się jakim to aktywnym miastem jesteśmy.

Aktywne rodziny zabrzańskie © djk71


Dojeżdżam do stadionu Górnika. Komuś znów coś przeszkadzało. Musiał ktoś chlapnąć farbą :-(

Wandali nigdzie nie brakuje © djk71


Wandali nigdzie nie brakuje © djk71


Zaczęło padać a mnie przeszła niechęć do jazdy.

Przejeżdżam przez Lasek Makoszowski i pod czujnym okiem strażnika wjeżdżam do kolejnego parku.

Strażnik parku © djk71


Wyjeżdżam na Zaborzu i próbuję wydostać się na Wolności, ale wszędzie budowa Drogowej Trasy Średnicowej. W końcu trafiam na jakieś nieczynne jeszcze przejście.

Przejście pod DTŚ-ką © djk71


Kościół św. Jadwigi na Zaborzu. Chyba nigdy go nie fociłem, ale dziś też nie bardzo jest okazja, bo msza. Więc tylko ciche zdjęcie z oddali.

Kościół św. Jadwigi © djk71


Ruszam w stronę Biskupic. Chwila kręcenia się po okolicy i na Osiedlu Młodego Górnika (ciekawe czy są tam jeszcze jacyś młodzi górnicy) skręcam w prawo. Straszne błoto, ale już i tak jestem cały brudny. Po jakimś czasie niespodzianka. Brama. A nie można było postawić znaku, że droga bez przejazdu? Wracam. Nie pierwszy dziś raz.

Do Rokitnicy jadę leśną drogą (też po raz pierwszy). ciekaw jestem co było kiedyś w tym budynku.

A co to? © djk71


Dzwonię do teściów, że rezygnuję z obiadu, bo jestem cały ubłocony.

Patrzę na licznik i... jest ponad 85km... Hmmmm, a może by tak dokręcić do setki? W sumie czemu nie. Nie czuję się zmęczony więc... jedziemy przez Wieszową :-)

W Górnikach dopada mnie zapach pizzy i... chyba najwyższy czas coś zjeść. Już po 18-tej. Pizza taka sobie ale zjadłem ze smakiem. Dojeżdżam na Helenkę i... brakuje kilka kilometrów do 100. Przecież nie będę dokręcał... a może... A jednak... ;-) Patrolowy objazd dzielnicy, rzut oka na wciąż niedokończoną budowlę na granicy Helenki i Stolarzowic...

Zamek budują? © djk71


I można wracać do domu. Jest ponad 100. Sporo jak na dzień, w którym nie było chęci do jazdy. Tym bardziej, że nie oddaliłem się chyba od domu o więcej niż 15km...

EDIT: Sprawdziłem na mapie. Oddaliłem się od domu w linii prostej góra 11,2km.

Żabie Doły kolejne podejście :)

Piątek, 23 lipca 2010 · Komentarze(10)
Żabie Doły kolejne podejście :)
Widać moja wczorajsza samotna przejażdżka wzbudziła jakieś wyrzuty sumienia u Kosmy i wieczorem dostałem pytanie: "Jedziemy jutro?". Co mogłem odpowiedzieć... :)

Po trzeciej budzi mnie telefon - tym razem Monika wstała :-) Dziś mnie się nie chce ale oczywiście potwierdzam, że jedziemy.

Po ponad godzince spotykamy się w okolicach Żabich Dołów. Już tu kiedyś byliśmy ;) wtedy wschód słońca nie był zbyt malowniczy. Dziś wita nas niesamowity jazgot ptaków. Tego się nie da opisać, to trzeba usłyszeć.

Zatrzymujemy się przy jednym ze stawów i czekamy. Piąta a tu nic... I nagle jest...

Wschód słońca w Żabich Dołach © djk71


Zaczyna się pojawiać...

Wschód słońca w Żabich Dołach © djk71


Monika się zamyśla...

I co tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem © djk71


Ale po chwili również rozpoczyna zabawę z aparatem...
Można by tak pstrykać

Kaczkom też się podoba © djk71


I pstrykać...

Wschód słońca w Żabich Dołach © djk71


I...

Wschód słońca w Żabich Dołach © djk71


Objeżdżamy jeszcze okolicę i decydujemy się wracać. Oczywiście inną drogą, bo... tędy jeszcze nie jechaliśmy. Wyjeżdżamy... w Bytomiu na Pszczyńskiej. Jesteśmy lekko zszokowani, kierunek dobry ale nie spodziewaliśmy się, że aż tu wyjedziemy.

Rozstajemy się. Mając doświadczenie z Bytomskich Mas Krytycznych (dziś kolejna) ruszam na skróty i tak jak chciałem wyjeżdżam obok stadionu Polonii. Tam jednak zamiast skręcić i wjechać na główną drogę ruszam do przodu i ląduję na ślepej miedzy jakimiś garażami. Nie będę się jednak cofał. Znajduję jakąś ścieżkę i ląduję między torami kolejowymi. Chwilę później jestem pod wiaduktem na Karbiu. Dziwne miejsce. Teraz już wiem co Dynio miał na myśli mówiąc, że tam się da przejechać ale nie jest to najbezpieczniejsze miejsce.

Choć urokliwe.

Chodniczek... © djk71


Na Karbiu też kibicują Polonii...

Karb, Polonia i Odra © djk71




Kolejny fajnie rozpoczęty dzień. Dzięki Monika za mobilizację i towarzystwo.