Wpisy archiwalne w kategorii

Polska niezwykła

Dystans całkowity:7855.14 km (w terenie 1617.14 km; 20.59%)
Czas w ruchu:463:10
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:64.15 km/h
Suma podjazdów:2938 m
Maks. tętno maksymalne:193 (137 %)
Maks. tętno średnie:175 (89 %)
Suma kalorii:10637 kcal
Liczba aktywności:125
Średnio na aktywność:62.84 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Industriada 2012

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(6)
Industriada 2012
W zeszłym roku nie wyszła Industriada, w tym miało być inaczej. Mnóstwo imprez w okolicy, koncerty... wydrukowany plan... ale jak to zwykle bywa pojawiły się nowe plany i trzeba było dokonać lekkiej korekty harmonogramu.

Jako, że w Bytomiu był akcent rowerowy to postanowiliśmy zacząć od tego. Niestety, nie udało się w porę wyjechać, ale skoro już kierunek był ustalony to ruszyliśmy całą rodzinką w towarzystwie Amigi do Bytomia.

Mały incydent edukacyjny na przejeździe dla rowerów w Miechowicach - zakończony sukcesem, bo kobieta jeszcze kilkukrotnie nas przeprasza...

Docieramy do stacji kolejki wąskotorówki w Bytomiu by po kilkunastu minutach oczekiwania dowiedzieć się, że... pociąg nie odjeżdża stąd tylko z Karbia, przez który przejeżdżaliśmy pół godziny wcześniej.

Kiedy dojeżdżamy wjeżdża opóźniony skład kolejki. Ładujemy rowery i...

Wagon rowerowy © djk71


... czekamy ok. 1,5 godziny na naprawę składu, doczepienie dodatkowych wagoników...

Gdzie reszta wagonów? © djk71


Długie oczekiwanie w olbrzymim skwarze...

My już gotowi © djk71


Choć niektórzy pracują...

Malowany ptak... znaczy się pociąg © djk71


Smok wąskotorowy? © djk71


Pewnie gdyby rowery nie były już w wagonie zrezygnowalibyśmy. Koniec końców jednak ruszamy. Jazda trochę ekstremalna, bo letnie wagoniki nie mają szyb, a kolejka dopiero rozpoczęła sezon i... gałęzie ocierające się o ściany wagonu co rusz wpraszają się do wnętrza. Momentami wygląda to nieco niebezpiecznie.

Widoki za oknem ciekawe...

Widoki postindustrialne? © djk71


Po 45 minutach jazdy wysiadamy w Tarnowskich Górach. Dobrze, że to już koniec, bo muszę przyznać, że te w sumie kilka godzin na nogach zmęczyło mnie bardziej niż 100km jazdy.

Spokojnym tempem lasami docieramy do domu. Może atrakcji industrialnych nie było aż tak wiele jak planowaliśmy ale podobało mi się. Dzięki wszystkim za świetną atmosferę ;-)

BTW: Po dodaniu wpisu zauważyłem, że spędziłem na siodełku już... 1000 godzin ;-)

Harpagan 42

Sobota, 15 października 2011 · Komentarze(12)
Harpagan 42

Dojazd
Kolejne zawody na orientację w tym roku. Tym razem jest to osławiony Harpagan. To nasz (Moniki i mój) debiut na tych zawodach. Przyjeżdżamy w piątek przed północą po koszmarnej podróży przez całą Polskę. Zmęczeni, śpiący, do tego spóźniamy się o jakieś 20 minut na rejestrację, co oznacza, że trzeba to będzie załatwić rano. Czyli kilka cennych minut wcześniej trzeba wstać. Odstawiamy rowery do przechowalni, rzucamy maty i śpiwory w jakimś wolnym miejscu na sali i idziemy spać. Bijący z wielką siłą o dach szkoły deszcz zapowiada co nas czeka po przebudzeniu.

Pobudka
Rano nie chce się wstać. Mycie, rejestracja, śniadanie i pakowanie się do wyjazdu. Idzie mi to strasznie powolnie. Czemu nie spakowałem się już w domu? Bo znów nie było czasu… Kiedy wychodzę na boisko przed szkołą wszyscy mają już mapy w rękach, a ja… nie wiem gdzie mam lampki, gdzie licznik, po co wziąłem tyle jedzenia… koszmar.

Start
Organizatorzy po raz kolejny wyganiają maruderów ze startu, a ja dopiero kończę się instalować. Zimno, ciemno, mokro… Gdzie jedziemy? A skąd mam wiedzieć? Na mapie (1:100 000) nic nie widzę. W końcu jest decyzja… 8, 15, 16, 20… A potem zobaczymy…

PK19
Ruszamy. Nie lubię startów ze środka miasta. Zwykle nie wiadomo, w którą ulicę wjechać, a mapa w tym nie pomaga. Jedziemy na azymut i po kilku km… trafiamy na grupkę, która jedzie na… 19. Pięknie, a miała być ósemka. Hmmm… Trudno, jak jesteśmy tak blisko to bierzemy PK19 - Elbląg-Bażantaria. Obelisk Augusta Papau. Dojeżdżamy bez problemów niebieskim szlakiem. Pierwsze błotko.

PK12
Tylko co teraz? Zjeżdżamy do asfaltu i zamiast na planowaną wcześniej ósemkę ruszamy na PK12 - Kwietnik - szczyt górki. Ciężko mi się jedzie. Nie chce mi się. Pada. To mój pierwszy i ostatni Harpagan! Zimno, deszczowo, na mapie nic nie widać. Nie podoba mi się. Przejeżdżamy zjazd. Wracamy. Błotko. Gdzie ta górka? Jesteśmy na szczycie i nic. Pomagamy grzybiarzom znajdować grzyby, a punktu nie ma. W końcu jest. Wracamy do drogi i kierunek Majewo.

PK17
Błoto, błoto, piach.. Więcej idziemy niż jedziemy. Spotykamy Tomalosa. Też ma dopiero dwa punkty. Spotkani dalej koledzy na wieść, że jedziemy na PK17 - Zajączkowo - za górką na wschodzie życzą nam ze śmiechem powodzenia. Ponoć jest potrzebne. Kawałek dalej spotykamy Piotrka Buciaka. Ma tylko jeden punkt więcej od nas. Jedziemy chwilę razem ale w końcu nam ucieka. Po chwili jednak znów się spotykamy krążąc w poszukiwaniu punktu. Punkt jest ale dalej niż myśleliśmy. Znów spotykamy Piotrka. Dojechał z innej strony. Ponoć wszyscy narzekają na lokalizację. Jesteśmy tu jako 13-14-ci. Przy zjeździe wykonuję akrobacje - pięciokrotnie będąc w pozycji prawie horyzontalnej odbijam się nogą od ziemi, wracam do żywych, znów kłaniam się ziemi i tak w kółko. Szczęśliwie udaje się uniknąć upadku.
Na szczęście przestało padać.

PK8
Do drogi i… decydujemy jednak na powrót do pierwotnego planu - PK8 - Krasny Las - południowa strona bagna. Nie wiem czy to jest najlepsza decyzja, ale taka nam tylko przychodzi do głowy. Chwila zabawy ze znalezieniem właściwej drogi do bagna, ale w końcu jest. Tylko czemu tak błotnista? Przy zjeździe, pilnując tego co mam pod kołami zahaczam plecakiem o gałąź nad drogą i o mały włos nie ląduję na plecach. Zawisłem prawie jak na filmach… :-) Punkt zaliczony.

PK15
Kolejny punkt PK15 - Próchnik - polanka nad potokiem Kamieńca. Docieramy od strony północnej bez problemów (nie licząc braków hamulców u Kosmy), głównie dzięki wskazówkom spotkanych przy wjeździe na teren prywatny kolegów.

PK16
W drodze na kolejny punkt PK16 - Kadyny, wieża widokowa - długi 2-3km zjazd. Zastanawiam się skąd się tu wziął. Spotkany po drodze kolega próbuje nas namówić na skręt w jedną ze ścieżek. Dzięki przytomności umysłu Moniki nie dajemy się namówić i jedziemy kolejną. Trafny wybór. Na punkcie jesteśmy szybciej od kolegi.

PK20
Dowiadujemy się, że droga na PK20 - Święty Kamień jest strasznie błotnista. Można inaczej, po torach - ponoć spoko, zamiast kamieni i podkładów jest już tylko mech. Nie do końca była to prawda. Mech może i miejscami też był… :-)
Jakoś jednak udaje się dojechać. Ech pięknie tu. Miało wyglądać jakbym siedział na kamieniu, a wygląda jakbym… bez komentarza… ;-)

Wygląda jakbym... nie powiem... © djk71


Wracając Monika łapie na torach kapcia.

Kapeć na torach nad Zalewem © djk71


PK18
Mapa linijka, zegarek… nie jest dobrze. Mamy 7 z 20 pkt, lepiej wygląda to w punktach wagowych 28 z 60. I mało czasu na powrót. Można próbować 10, 1, 4 tylko, że w przeliczeniu daje to tyle samo ile zaliczenie jednej osiemnastki. A ryzyko błądzenia większe. Jedziemy na PK18 - Weklice wodospad. Asfalt, czyli odpoczniemy trochę. Tak… ale dopiero jak wcześniej zaliczymy kilka km podjazdu :) Dojeżdżamy do punktu. W planach była jeszcze ew. piątka, ale już widać że nie zdążymy. Za duże ryzyko spóźnienia, a za każdą minutę odejmuje się jeden punkt wagowy.

Powrót
Wracamy. Tylko jak to zrobić, gdy mnie dopadł kryzys, a Monika przeciwnie - dostała kopa. Jakoś jednak się udaje. Wjeżdżamy do miasta i… trzeba tylko znaleźć metę. Patrząc po kierunkach z jakich nadjeżdżają (i w które jadą) inni może nie być to takie proste. Na szczęście bez większych problemów dojeżdżamy.

Podsumowanie
Odnalezione 8 z 20 punktów i 33 z 60 punktów wagowych (to one się liczą w pierwszej kolejności). Nie jest źle. Nie jest źle biorąc pod uwagę:
- to, jaki miałem rano nastrój,
- wg opinii innych zawodników był to najcięższy z Harpaganów jaki pamiętają.
- nikt nie zdobył tytułu Harpagana (na trasie rowerowej)
- najlepsi zawodnicy mieli tyko (albo aż) 49 punktów.
- bardzo wielu zawodników było z okolic, co niewątpliwie ułatwiało im nawigowanie.

Wstępnie na około 40 kobiet Monika jest na 6 miejscu, a ja na około 320 facetów jestem 94. Bałem się, że będzie gorzej. Z ciekawostek, oprócz chyba 11 NKL najniższy wynik to -46 punktów (minus 46) :-) Tak też bywa. Grunt, że była fajna zabawa. Fajnie znów było spotkać starych znajomych, fajnie było poznać niektórych w realu (jeszcze raz gratulacje Darecki, szkoda, że nie było okazji dłużej pogadać emonika:) ), fajnie też, że niektórzy spotykani ludzie przedstawiali się nickami z bikestats jak np. turysta - pozdrawiam :-)

Na rozdaniu nagród udaje mi wylosować zestaw naprawdę ciekawych map i przewodników tych terenów. Aż kusi żeby wrócić. Czas spać, rano wczesny powrót. Pomimo tego, że rano twierdziłem, że jestem tu ostatni raz to… chyba to nieprawda :-) Gratulacje dla organizatorów, jednak doświadczenie robi swoje. Choć na mecie wolałbym coś konkretniejszego do zjedzenia (jak np. na Wyrypie :) ) niż zupka. Poza tym, organizacja świetna. I jeszcze jedno: Kto wymyślił fioletowe koszulki? Jak się pytam kto?

Podobało mi się. Jednak chyba na pewno wolę takie warunki niż pomykanie po suchych asfaltach.

Prawie jak na Odysei Świętokrzyskiej © djk71


BTW: Średnia kadencja mi wyszła mi 66, gdzie pilnowałem się żeby kręcić szybciej :(

Iskry spod kół

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(11)
Iskry spod kół

Jako, że wczoraj było wesoło, a ja potrzebuję odreagować z ochota przystaje na propozycję wyjazdu na Jurę.
Do tego jest pomysł żeby w ramach rozgrzewki pomóc Kosmie w remoncie. Umawiamy się z Amigą w pociągu i jedziemy do Dąbrowy Górniczej Ząbkowice. Stamtąd już rowerkami do Łośnia. Trafiamy na śniadanie i… brak pracy dla siły fachowej. Trudno :-) Na początek Pustynia Błędowska. Jestem tu już kolejny raz ale za każdym razem jestem pod wrażeniem.

Pustynia Błedowska © djk71


Dalej kierunek Rodaki i po drodze… Amiga nabiera nowych doświadczeń ;) I lepiej poznaje swój rower ;-)

To w końcu pieszo czy rowerem? © djk71


Górki i piaski :-) Przystanek Żelazko. Darek coś mówi o osobie, która podsunęła nam pomysł tej trasy :-)

Kawałek dalej podziwiamy strażnicę w Ryczowie…

Ciekawe jak się tam wchodzi © djk71



I jedziemy w stronę Ogrodzieńca. Jedzie się coraz fajniej, co nie znaczy, że łatwiej.

Niby klasyka ale jednak fajnie © djk71


Pod zamkiem tłumy ludzi.

Tam też wchodzą? © djk71


Chwila przerwy i decydujemy się jechać dalej w stronę Góry Birów.

Dalej wymyśliłem ruiny fabryki eternitu i cementowni ale wybieram mocno okrężną trasę. Warto było ;-)

Wow... © djk71


Niestety ruiny już chyba zagospodarowane więc nie ma co oglądać. W drodze z Józefowa trafiamy na ruiny dawnej Prochowni.

Niewile pozostało © djk71


Zaczynamy czuć głód. Znajdujemy jakąś przystań ale jedyne co udaje nam się tam sensownego kupić to cheeseburgery. Dobre i to.

Teraz na górę Chełm. Oczywiście nie szlakiem tylko inną drogą, która… jest nieco piaszczysta i zrywa przez końskie kopyta. Było się gdzie spocić. Trafiamy na szlak, który po chwili się urywa. Trudno. Zaliczymy tylko zbocza góry. Wyjeżdżamy w Hutkach - Kankach i stamtąd już asfaltem.

W Mitręgach niespodziewanie na zjeździe nie czyniąc niczego nadzwyczajnego… po raz pierwszy w życiu zrywam łańcuch, który wpada mi pod tylną oponę i w ten sposób kontynuuję zjazd próbując się zatrzymać. Amiga twierdzi, że tylko iskry mi spod kół leciały. Trochę strachu się najadłem kiedy hamulce nie działały, a wpadłem w poślizg. Szczęśliwie obyło się bez ofiar.

Teraz już tylko podjazd na skałki w Niegowonicach i można wracać.

Odpoczywamy na skałkach © djk71


Jeszcze chwila pomocy Kosmie i znaną drogą, posiłkując się pociągiem wracamy do domów.

Jura jest tak blisko więc nie rozumiem czemu nie ma mnie tam częściej… Naprawdę nie rozumiem.

Dzięki Darku za towarzystwo.

Pożegnalna rundka

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(3)
Pożegnalna rundka

Po wczorajszych wojażach samochodowych dziś spanie do późna. Około południa rodzinka na plażę, a ja na rower i jeszcze chwilę nacieszyć się widokami pagórków i jezior. Fajnie tu. Dziś po raz pierwszy od dawna znów z pulsometrem. Pagórki sprawiają, że znów mi "pika" przez pół drogi... Jakbym go słuchał to powinienem chyba przestać jeździć...

Po południu do Szymbarka - ale już autem - zobaczyć m.in. najdłuższą deskę świata oraz trochę inny dom...

Świat też tak wygląda... © djk71


Choć główną atrakcją domu oprócz tego, że stoi "do góry nogami" są jego wnętrza i problemy z zachowaniem równowagi w środku, to idea jego postawienia była inna. Choć tak naprawdę nie wiem, czy dorobiono ideę do domu, czy dom do idei...

Autorzy chcieli porównać ten dom do naszego świata, zwariowanego, czasami wydawałoby się nierzeczywistego, nie z tej bajki... Według budowniczych „domu na głowie” miejsce, w którym ten budynek powinien był stanąć, oddalone jest od Szymbarka o 38 km w prostej linii. Tam jest Stocznia Gdańska. Tam polscy robotnicy wywrócili system komunistyczny do góry nogami, a więc postawili świat na nogi...

BTW: Komuś się spodobała moja relacja z Bike Orientu ;-)

Wycieczka zagraniczna

Wtorek, 5 lipca 2011 · Komentarze(6)
Wycieczka zagraniczna
Po maratonach miałem zamiar skrócić urlop i wrócić do domu. Dałem się jednak na mówić na jego kontynuację i wylądowaliśmy w Chmielnie - miejscu położonym w najbardziej chyba malowniczej części tego regionu. Dawno nie byłem w tych okolicach, a moja rodzinka chyba nigdy. Wczoraj doprowadziłem rower do porządku po maratonach: czyszczenie, wymiana klocków - na Azymucie wracając do mety o mało nie przestawiłem kamienicy, bo zapomniałem, że przestały działać - zajęło mi to więcej czasu niż myślałem, tak więc z jazdy już nic nie wyszło.

Dziś ruszyłem w drogę już po szóstej rano. Szybko przekonałem się, że wzgórza wśród jezior nie tylko ładnie wyglądają ale również potrafią dać w kość. Do Kartuz dojechałem przez las lekko (?) spocony ;-) Nad Jeziorem Karczemnym na ławeczce asesora (jest wszędzie zaznaczona ale nie znalazłem opisu, czemu jest wyróżniona) korekta ustawień hamulców - coś lekko ocierał tył. Nie wjeżdżając do centrum skręcam na zielony szlak i zaraz po wjeździe do lasu drogę zastępuje mi czapla… Mnóstwo ich tutaj.

Czaple - dużo ich tu © djk71


Jadę do Łapalic w stronę rozpoczętej w latach 80-tych budowy zamku. Jakiś artysta miał fantazję, ale brakło mu pieniędzy. Niestety nie wiele widać, bo w z związku z wypadkami jakie miały tam miejsce budowa została ogrodzona wielkim murem.

Komuś zamarzyło się królestwo © djk71


Ciekawiej wyglądają końskie fryzury - irokez?

Prosto od fryzjera © djk71


Objeżdżam Jezioro Białe podziwiając z innej strony panoramę Chmielna.

Chmielno - tam mieszkamy © djk71


Postanawiam pojechać gdzieś dalej… tablice miejscowości wskazują, że być może przekroczyłem już granicę… język dziwny...

Trudny język © djk71


Po chwili rzeczywiście… Jest Rzym…

Roma © djk71


Trochę błota i piasku i decyzja… gdzie teraz?

Świat się kurczy © djk71


Oba miejsca niczym się nie wyróżniają…

Wyjeżdżam nad Jeziorem Lubygość. Wita mnie ciekawa grota i fajna droga wzdłuż jeziora, która niestety kończy się przy jego końcu.

Grota © djk71


Późno już i nie chce mi się przedzierać przez krzaki, tym bardziej, że to teren rezerwatu. Wracam i inną drogą dojeżdżam do Diabelskiego Kamienia. Duży.

Diabelski kamień © djk71


Chwila na popas i wracam do domu. O ile wcześniej co chwilę kontrolowałem drogę z mapą to teraz już bez problemów jadę w stronę do domu.

Niezbyt szybko, nie wiem czy to zmęczenie, czy podjazdy, czy po prostu chęć obcowania z przyrodą i oderwania się od wszystkiego…

Zmęczony urlopem

Środa, 29 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Zmęczony urlopem
Po Grassorze przerwa. Czuję niektóre mięśnie. Szczególnie kiedy siadam na rowerek wodny. Siodełko za nisko, nie ma przerzutek… ;-) Nie bardzo wiedziałem wczoraj czy miałem zrobić wpis, czy nie. W końcu rower, w końcu się przemieszczałem ( nie tak jak na trenażerze) więc… nie wpisałem…

Też rower ;-) © djk71


Dziś za to rowerami jedziemy do parku linowego. Ponoć jednego z największych w Polsce. Ponad 1km tras. Jedziemy przez Przesmyk Śmierci. Dużo tu pamiątek z wojny :( Odpoczywamy chwilę nad jeziorkiem...

Lubię ten klimat © djk71


… obserwując przyrodę…

Ważka © djk71

W końcu park.

Moja małżonka zostaje na dole, a my z chłopakami do góry…

Są emocje…

Dam radę © djk71


Jest radość….

Dałem radę :-) © djk71


Czasem trudno…

Chwieje się © djk71


Ale się udaje…

Do nieba © djk71


Nie wiedziałem, że umiem jeździć na deskorolce… i to w powietrzu…

Na deskorolce w powietrzu © djk71


Co prawda nie tak dobrze jak Wiku.… :)

Ucekła mi deskorolka © djk71


Powrót przez Ostrowiec, gdzie wcinamy pierogi.

Słońce, las, piach i wcześniejszy wysiłek dają się we znaki. Tempo zabójcze, średnia niewiele ponad 12km/h.


Mimo iż fajnie spędzony dzień, jestem zmęczony. Trudno się wypoczywa kiedy co chwilę (jak tylko jest zasięg) dzwonią telefony, jak w skrzynce mailowej gromadzą się sprawy do załatwienia, jak wokół… Zaczynam być zmęczony… urlopem… Bardzo zmęczony...

40-te urodziny i Grassor 2011

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(24)
40-te urodziny i Grassor 2011

Większość normalnych ludzi imprezy takie jak czterdzieste urodziny obchodzi hucznie w rodzinnym towarzystwie. Ja… nie… Tzn. z najbliższą rodzinką ale rowerowo. I to "na maksa" rowerowo bo… na Grassorze - czyli ok. 300km w 24h z mapą w ręku. Jadę do bazy żeby dokonać reszty procedur rejestracyjnych, a Monika do wczorajszej knajpki zamówić coś konkretnego do zjedzenia. Reszta rejestracji to otrzymanie karty startowej i trochę za małego dla niej woreczka. Koszulki będą potem. Ok. jadę na wczesny obiad i na dzień dobry niespodzianka… urodzinowy tort :-)

Urodzinowy "tort" © djk71


Jemy i wracamy akurat na odprawę techniczną. Wczoraj dyskutowaliśmy czy na imprezie się lampiony, czy tylko kartki na drzewach.

Dziś dowiadujemy się od organizatora, że na punktach są lampiony, a lampion wygląda tak… mówi Daniel pokazując na kartkę papieru ;-)

Dostajemy mapy, na których zaznaczone są tylko 4 z 20 punktów, o lokalizacji pozostałych dowiemy się w trakcie odkrywania kolejnych punktów.

Chwila zastanowienia się i decydujemy się zacząć od PK9 - fundamentu wieży. Wydaje nam się, że już bardziej na zachód nie będzie punktów, a za to odkryją nam się kolejne. Po chwili na trasie spotykamy Pawła Brudło i Grzegorza Liszkę, czyli czołówkę zawodników startujących w maratonach na orientację. To utwierdza nas w przekonaniu, że wybraliśmy dobry wariant. Później jeszcze spotykamy się z nimi kilkukrotnie na trasie.

W drodze do punktu jedno małe potknięcie… skręcamy przed mostkiem zamiast za i nadrabiamy 2km. Dojeżdżamy w okolice punktu, chwila poszukiwań i obecność innych zawodników na punkcie pozwala nam go łatwo zlokalizować.

Przerysować punkty... © djk71


Lampion? © djk71


Jest 12:45. 45 minut od startu - jest dobrze. Dowiadujemy się gdzie są punkty 5, 6 i 10.

Jedziemy na PK6 - Wiadukt, na dole na skarpie ok. 20m na W. Jedziemy asfaltem przez Walcz. Szkoda, że nie ma czasu na dokładniejsze zobaczenie miasta. Może następnym razem. Bez problemu znajdujemy punkt. Chwilę wcześniej Monika zalicza glebę na piachu ale na szczęście bez większych obrażeń.

Na punkcie jesteśmy o 13:32, 47 minut od poprzedniego. Nieźle. W takim tempie… oczywiście wiemy że później będzie gorzej, ciemniej, zimniej… Dowiadujemy się gdzie jest PK2.

Tymczasem ruszamy na PK5 - Przepust na dole nasypu, ok. 30m na SE. Dobrze nam się jedzie więc bez kombinacji asfaltem… Nasyp odnajdujemy bez problemu. Punktu chwilę szukamy brodząc w pokrzywach. Po chwili jest.

Więc tu jesteś... © djk71


To już trzeci - jest 14:40, 1:08 od punktu poprzedniego, ale to wciąż dobrze.

W drodze na PK2 - skrzyżowanie dróg, drzewo na NE - zatrzymujemy się na chwilę przy sklepie uzupełnić napoje i zjeść coś, mam ochotę na drożdżówkę.

Jedziemy przez Różewo i Skrzatusz. Docieramy do skrzyżowania ale od obecnych tam zawodników, że punktu nie ma. Z naszych wyliczeń wynika, że skrzyżowanie powinno być 200m dalej. Jedziemy. Po chwili jeden z kolegów woła, że jest. Tam gdzie miał być - 15:49, 1:09 od wcześniejszego punktu. Dobrze, cztery punkty i średnio niecała godzina na punkt.

Z "dwójki" decydujemy się zjechać do drogi niebieskim szlakiem. Niestety po chwili znikają oznaczenia szlaku i lądujemy w zbożu.

Przedzieramy się prowadząc rowery. Co ciekawe po chwili znów widzimy oznakowanie szlaku. Ciekawe. Chyba nikt prócz nas i może jeszcze kilku zawodników tym szlakiem w tym roku (a może i w w latach poprzednich) nie szedł…

Niebieskim szlakiem © djk71


Monika gubi na szlaku okulary. Na szczęście nie korekcyjne. Pięknie tu, chwila odpoczynku i jedziemy dalej.

Piękna nasza Polska... © djk71


W drodze na PK8 - jar - łapie nas ulewa ale nie chce nam się ubierać, widać, ze to przejściowe wiec zdążymy wyschnąć. Jar jest długi, szukamy punktu z jeszcze jednym zawodnikiem. Kiedy już wydaje nam się, że coś jest nie tak pada okrzyk: Jest! Dobrze, bo jeszcze chwila i zaczęlibyśmy się zastanawiać czy na pewno jesteśmy w dobrym miejscu.

Tu już da się przejść... © djk71


17:22 - 1:33 od poprzedniego punktu, średni czas na zdobycie punktu - 1:04. Wciąż dobrze, choć tu straciliśmy trochę czasu na chodzenie. Dowiadujemy się gdzie jest PK1 i PK4.

Jedziemy na PK1 - skraj lasu. Po drodze decydujemy się uzupełnić zapasy na stacji benzynowej w Starej Łubiance. Mam ochotę na coś ciepłego. W pobliskim barze zamawiam hot-doga i barszcz z krokietem. Mam nadzieję, że nie spowoduje to żadnych komplikacji żołądkowych, ale potrzebuję czegoś ciepłego. Trochę za dużo czasu nam tu schodzi ale odpoczynku chyba też potrzebowaliśmy.

Czas coś zjeść... © djk71


Kompas i linijka doprowadzają nas do PK1. Teraz wystarczy zejść w dół i powinien być punkt. W tym samym momencie właśnie stamtąd dopiero słyszymy: Tu! Właśnie z tego miejsca :) O.. Gdzieś już widzieliśmy kolegę ;-)

19:14 - 1:52 od poprzedniego punktu (bar!!!), średnio 1:12 punkt. Pomimo przerwy na jedzenie wciąż jest dobrze. Powyżej oczekiwań.

Jedziemy na PK4 - wysadzony most kolejowy, zachodni przyczółek, na dole. Krajówka ale zbyt dużego ruchu nie ma. Kiedy zastanawiamy się, czy to na pewno ścieżka w którą mieliśmy wjechać, wyjeżdża kolega, z którym się ostatnio cały czas mijamy. "Tędy!" woła i jedziemy. Szybko odnajdujemy nasyp i szukamy wysadzonego mostu. Tylko jak on wygląda i ile po nim pozostało? Nie ma. W pewnym momencie Kosma woła, że jesteśmy (tu pada niecenzuralne słowo)… bo nasyp to jest to po czym jechaliśmy poprzednio, a to jest wał.

Ok, wracamy i szukamy mostu, nie ma ;-( Jeszcze raz, jest coś co kiedyś mogło być mostem ale punktu nie ma. Coś jest nie tak.

Jeszcze raz rzut oka na mapę, na teren. Nie, no oczywiście na początku szukaliśmy dobrze, tylko most jest pewnie dalej. Jest. Nawet widoczny.

Wysadzony most © djk71


Ktoś urwał perforator © djk71


Tylko czemu nie użyliśmy tu linijki? Zmęczenie?

Masa czasu zmarnowana. 21:12, 1:58 od ostatniego punktu - koszmar. Jesteśmy na trasie już 9 godzin i 12 minut. Mamy odnalezionych 7 punktów - średnio na punkt 1:18, w tym tempie powinniśmy odnaleźć 18 PK. Jesteśmy realistami i wiemy, że w nocy tak nie będzie. 14-15 byłoby OK.

Jedziemy na PK3 - Ruiny młyna, na dole między jazem, a elektrownią. Punkt wydaje się być prosty do odnalezienia. Na stacji w Ptuszy przekraczamy tory, chwilę szukamy ścieżki, zakładamy czołówki i jedziemy. Docieramy do mostka. Punkt powinien być gdzieś w pobliżu.

Wokół rzeki szeroki pas mokradeł i mgła. Ciemno. Próbujemy z kilku stron i nie ma. Krążymy w kółko. Znów coś jest nie tak. Z oporami ale zgadzam się na propozycję wyjazdu na DK22 i ponowną próbę ataku na punkt z innej strony. Jedziemy strasznie długo, zbyt długo. W końcu asfalt. Zimno. Szukamy jakiegoś punktu odniesienia. Nic nam nie pasuje. W realu o wiele więcej ścieżek niż na mapie. Jedziemy do Prąd i spróbujemy odmierzyć właściwą odległość. Jest most.

Wracamy. Monika się trzęsie z zimna. Nie mamy nic więcej do ubrania. Nie ma sensu w takim stanie jechać dalej. Jest 0:48. Ponad 3,5h od poprzednio odnalezionego punktu. Decydujemy się przespać chwilę i ogrzać. Jedziemy w stronę Szwecji. 1:30 kładziemy się na chwilę. Wstajemy kiedy jest już zbyt jasno.

Ruszamy w stronę PK10 - pomnika. Lasami, co chwilę mijając tabliczki TEREN WOJSKOWY - WSTĘP WZBRONIONY. Ciekawe czy prędzej nas zatrzymają czy zastrzelą. Do punktu docieramy o 4:48, czyli 7:36 minut od poprzedniego punktu. Średni czas zdobycia punktu wzrasta z 1:18 do 2:06. :-( Już nie jest dobrze.

O świcie przy pomniku © djk71


Dowiadujemy się gdzie jest PK13 - Ruiny mostka, słup pod spodem.

Ruszamy w tamtym kierunku. Jedzie się długo. Chyba czujemy zmęczenie. Posilamy się, w ruch idzie jakiś napój energetyczny.

Dojeżdżamy do punktu. Jest zniszczony mostek. Po raz pierwszy Monika mówi żebym dał karty, teraz ona podbije. Zgadzam się. Okazuje się to być dobrą decyzją. :-)

Zaraz dojdę... © djk71


Wychodząc z wody o mało co nie rozdeptuje pajączka :-)

Pajączek © djk71


Jest 6:42, 1:54 od pomnika, było daleko. Czasu coraz mniej. Dostajemy info o PK15 i PK16. PK16 za daleko więc ruszamy do PK15 - Skrtaj lasu, ok. 5m na N od drogi.

Dalej nie jadę... © djk71


Znów tereny wojskowe i zakazy :-) Docieramy do Starowic. Dyskutujemy czy skręcamy w prawo czy w lewo. Okazuje się, że na mapach zaznaczyliśmy inne warianty drogi. Ostatecznie licho nas kusi i… jedziemy prosto. Szlag by to trafił. Jak można było pojechać drogą, która na mapie nie wiedzie do celu. Nie wiemy gdzie wylądowaliśmy. Nic nam nie pasuje. W końcu zakładamy że jesteśmy w
dobrym miejscu i szukamy punktu. Długo, na dużym obszarze. Nie ma. Po prostu nie ma. Jesteśmy wściekli. Chyba najbardziej ja, za wybór drogi, którą tu dotarliśmy. Co gorsza nie mamy pewności, że szukamy w dobrym miejscu. Wracamy do drogi próbujemy raz jeszcze.

To nie są bociany © djk71


Niestety dojazd do drogi też na azymut i zajmuje sporo czasu. Nie ma czasu na ponowny atak. Tak teraz myślę, że nie znaleźliśmy tego punktu, bo nie wiedzieliśmy co to jest "skrtaj lasu" ;-)

Trudno, już nic nie zrobimy. Wracamy na metę zaliczając po drodze PK7 - bunkier do przechowywania głowic atomowych, na górze przy pł. wejściu. Punkt odnaleziony szybko dzięki obecności tam innych zawodników, którzy chwilę wcześniej zostali w pobliżu zatrzymani przez ochronę. W końcu to tereny wojskowe :-) Jest 10:18, 3:36 od mostka :-(

Punkt jest na bunkrze © djk71


Ile punktów... tylko czasu brak... © djk71


Pędzimy do mety. Co ciekawe wciąż mamy siły, tylko znów nam brakło czasu. Szkoda. Jestem zły. Mogło być inaczej. Znów błędy w organizacji, w nawigacji. I co z tego, że uczymy się na błędach jak wciąż popełniamy nowe, często dużo banalniejsze niż te kiedyś.

Na miejscu posiłek i czekanie na wyniki. Są. Na trasie rowerowej wystartowało 28 osób na dystansie 300km i 5 na trasie 150km.

Jesteśmy z Moniką na 23 miejscu, 10/20punktów, 265km (odliczając dojazd do/z bazy na samej trasie 239km) w czasie 22:55h (czystej jazdy na trasie 13:30h). Wśród kobiet Monika jest 4/4, gdyby zdobyła jeden punkt więcej byłaby trzecia, a ja 20/24. Słabo :-(

Fajnie, że pojechaliśmy.
Fajnie, że dojechaliśmy.
Fajnie, że to mój nowy rekord dystansu, choć szkoda, że nie było trzysetki ;-)
Fajnie, że…
Szkoda, że nie było 300km
Szkoda, że tak mało punktów odnalezionych
Szkoda, że w taki sposób…
Szkoda, że organizacja imprezy nie była taka jak np. Bike Orient, bo ta impreza zasługuje na to…
Szkoda, że…

Dzięki wszystkim za życzenia urodzinowe i przepraszam jeśli nie odbierałem telefonu w trakcie maratonu :)

QQRYQ i Szwecja

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(6)
QQRYQ i Szwecja

Kiedyś ukazywał się punkowy zin o nazwie QQRYQ, kto go dziś jeszcze pamięta… :-) Dziś… lądujemy w KUKURYKU, małym pensjonacie w Zdbicach, małej wiosce położonej nieopodal Szwecji.

Szwecja :) © djk71


Szwecji koło.. Wałcza. :-) To tu jutro po raz pierwszy wystartujemy z Kosmą w Grassorze, kolejnym maratonie na orientację. Tymczasem jednak rozpakowujemy się i jedziemy coś zjeść oraz zarejestrować się w biurze zawodów.

Obiadek pyszny, czas na rejestrację. No to za dużo powiedziane… dostajemy numerek i reszta jutro… Ciekawe czy dziurki w numerku również :-) Czas się wyspać bo ostatnio z tym kiepsko.

Jadąc tutaj mieliśmy okazję zobaczyć… BIFURKACJĘ :-)

Bifurkacja czy skrzyżowanie? © djk71


Co to jest bifurkacja? © djk71

Dwugłowy Smok

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(17)
Dwugłowy Smok
Weekend świąteczny więc nie będzie zbyt wiele czasu na rower. Z tego powodu rano, zanim reszta rodzinki się obudzi i pozbiera, szybka godzinka w terenie.

Dobrze, że las tak blisko. Chłodno.

Chłodno © djk71


Wjazd pod górkę szybszy i łatwiejszy niż zwykle. Wręcz za mocno chyba odciążyłem tylne koło, bo zaczęło się ślizgać. W lesie ślicznie. Trochę ryzykownie się jedzie po ścieżkach pokrytych liściastym dywanem. Zupełnie nie wiadomo co kryje się pod spodem. I czasem nie wiadomo czy o jeszcze ścieżka, czy to coś, co wyprowadzi mnie po raz kolejny w krzaki.

Jesienny poranek © djk71


Dziś znów las pokonał mnie dwukrotnie. Dwa razy musiałem przedzierać się przez krzaki, bo przecież ta chora męska ambicja nie pozwoli mi zawrócić :)

Parafrazując jedną z bohaterek Rancza powiem: "Kto rano pojeździ ten dzień ma lepszy..."

Wczoraj też był piękny dzień. Umówiliśmy się z Amigą w Zabrzu na imprezie (bez rowerów) w formule Watch & Go: "Na tropach dwugłowego smoka". Sam pokaz filmu "Dwugłowy smok" zrobił na nas niesamowite wrażenie.

Dawno tu nie byłem... i nic się nie zmieniło © djk71


Dach, oświetlenie, ogrzewanie... © djk71


Myślę, że teraz od nowa będziemy się uczyć patrzeć na mijane codziennie budynki, które, co tu dużo mówić, do tej pory wydawało nam się, że nie grzeszyły urodą...

A może by tak jednolite okna? © djk71


UM dba o siebie :) © djk71


Spacer z architektem Bartkiem Cisowskim utwierdził nas w tym przekonaniu.

Czy ktoś po wojnie używał pędzla w tej bramie? © djk71


Niesamowite historie, wspaniałe miejsca, świetna atmosfera.

A ściana mogła być prosta © djk71


No może tylko lepiej było skończyć spacer na kościele św. Józefa... bo tego miejsca nic już nie było w stanie przebić.

Wspaniełe miejsce © djk71


Kościół światłem malowany © djk71


Górniczy ołtarz © djk71


Lasery mogą się schować... © djk71


Chciałbym uczestniczyć w kolejnych takich spotkaniach poświęconym innym stylom w architekturze.

Doły...

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(13)
Doły...
Kolejny wypad pod hasłem: z dala od ludzi, rozładować emocje, nie myśleć…

Tak bywa. Tylko czemu? Czemu nikt nie słucha przedtem, tylko płacze potem. Czasem żałuję, że jednak nie wylądowałem na psychologii. Rzadko, bardzo rzadko mylę się w ocenie ludzi. Zwykle staram się nie być radykałem, ale jeśli chodzi o ludzi, to jeśli z kimś nie nadajemy na tych samych falach od razu, to zwykle nawet po latach nie zdarza mi się zmienić o nim zdania.

Tak jest w rodzinie, tak jest wśród znajomych, tak jest na forach/blogach, tak jest w pracy… Niestety… I za każdym razem na świeczniku są ci, którzy najgłośniej krzyczą, którzy potrafią w odpowiedni sposób pokazać jacy inni są mali, którzy potrafią przypisać sobie sukcesy, których tak naprawdę nie odnieśli, którzy… ech…

I ich porażek też nikt nie widzi, bo przecież do tej pory im przyklaskiwaliśmy, byliśmy z nimi, więc jak tu teraz przyznać się do porażki… Masakra…

Juz nawet rower czuje jesień... © djk71


Mniejsza o to jadę. Gdzieś. Do lasu. Zmęczyć się. Wziąłem mapę więc może Doły Piekarskie? Spróbujemy. Spróbujemy to dobre słowo, bo kilka podejść i za każdym razem ląduję gdzieś na ich obrzeżach. Czy tam się da w ogóle wjechać? Da. W końcu. Fajne wąskie ścieżki, choć po deszczu może tu być ciężko.

Piekarske Doły jesienią © djk71


Czas na zdjęcie i chwilę później ścieżka się kończy. Trudno, krótka wspinaczka i znów znajduję jakąś ścieżkę i tablicę informującą, że rzeczywiście jestem w Dołach. W Dołach i w dole. Trudno pozbyć się niektórych myśli…

Skręcam w prawo i to już wyjazd… Nie, wracam, jadę w drugą stronę i jest lepiej. Przy drodze zbiornik wodny. Fajnie.

Oczko wodne w Piekarskich Dołach © djk71


Choć ogólnie teren chyba bardziej nadający się do wędrówek pieszych. Fajnie by tu było posiedzieć, ale chłodno i pora wracać.

Tylko wyjechać stąd też nie jest łatwo. W końcu udaje się. Powrót przez Wielki Kanion Tarnogórski. Znów doły… :)

Wielki Kanion Tarnogórski © djk71


Finał na skróty i… chyba jednak muszę jeździć z kompasem… No comments...

Krótka trasa ale zmęczyłem się. Nie tylko jazdą...

A i jeszcze jedno: Mam w d...ole, że potem wszyscy mówią "Miałeś rację". Mam to gdzieś. Wolałbym nie mieć racji, albo wolałbym, żeby powiedzieli, że mam rację przed problemem, a nie po...