Może też powinienem strajkować?

Niedziela, 7 kwietnia 2019 · Komentarze(2)
Dwa razy w ciągu dwóch 48 godzin napełniam bidon i wkładam go do koszyka w rowerze i... dwa razy nie udaje się zrobić ani jednego kilometra...


Bidon... niewykorzystany © djk71


Dwa razy w ciągu dwóch ostatnich tygodni jestem zapisany na zaplanowane wcześniej imprezy na orientację i... dwa razy nie jadę...

Nie cierpię tego... Nie cierpię kiedy moje plany ulegają zmianie... w domu... w pracy... w życiu... Nie cierpię kiedy ktoś je zmienia... Tak samo jak nie cierpię kiedy ktoś zmienia położenie rzeczy, które mają lub powinny mieć swoje miejsce...

Nie cierpię ludzkiej głupoty i bezmyślności... wszędzie... w rządzie, na drodze, w pracy, w domu, w internecie... A mam wrażenie, że jest jej coraz więcej... A może to ja jestem przewrażliwiony na tym punkcie coraz bardziej...

Staram się czytać jak najmniej newsów, oglądać jak najmniej wiadomości, słuchać jak najmniej komentarzy... Ale chyba się nie da... Musiałbym się chyba wylogować z internetu, z mediów, a najlepiej z życia...

Przez ostatnie dwa dni miałem okazję obserwować zmagania młodzieży na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Kielcach... Ogólnie super... fantastyczne święto dla młodzieży... Ale też mógłbym czepić się... wszystkiego i wszystkich... organizatorów, trenerów, kibiców, a nawet samych zawodników... Czemu ludzie psują samym sobie, a przede wszystkim innym takie fajne wydarzenia...?

To nie znaczy, że ja jestem święty, pewnie za kilka godzin na meczu, sam będę równie, delikatnie mówiąc, niezbyt obiektywny kiedy zasiądę na trybunach. Choć staram się ograniczać to nie zawsze potrafię... Tylko czasem choć trochę warto spróbować...

Nie rozumiem, czemu ludzie w tym kraju (choć pewnie nie tylko w tym) tak lubią niszczyć innych. Wielu robi to nieświadomie, przez głupotę, bezmyślność, brak empatii, ale inni robią to z premedytacją. Czemu? Bo im samym coś w życiu nie wyszło, bo mają kompleksy, z którymi inaczej nie potrafią walczyć? Bo...? Nie rozumiem... wielu rzeczy nie rozumiem...

Wkurzają mnie komentarze dotyczące nauczycieli wystawiane przez ludzi, którzy nigdy nawet się nie zastanowili jak ich praca i życie wygląda... ale potrafią hejtować... choć nic im samym to bezpośrednio nie da. Z drugiej strony miałem okazję w ciągu ostatnich kilku miesięcy widzieć kilka programów informacyjnych w tv... i.... nie powinienem się dziwić takim zachowaniom.

Manipulacja osiągnęła niesamowity poziom. Bywałem na szkoleniach sprzedażowych, z negocjacji, z NLP i wielu innych... Większość była bardzo interesująca, ale jednocześnie budziła we mnie niechęć do tego typu metod.

To wszystko jednak to mały pikuś wobec tego co miałem okazję zobaczyć w tych pseudo informacyjnych programach. Boję się, że sam oglądając TYLKO tego typu przekaz byłbym w stanie przestać myśleć samodzielnie i uznać za swoje myśli i poglądy, które jeszcze wczoraj mnie śmieszyły lub wręcz nimi gardziłem. Naprawdę są świetni w tym co robią. A przez to niebezpieczni. Bardzo niebezpieczni.

Wkurza mnie to wszystko, a przed wszystkim to, że nie potrafię już normalnie funkcjonować :-( To, że wystarczy słowo, gest, piosenka, ba - jej tytuł lub pierwszy dźwięk bym... się wyłączył... na 5 minut, na dziesięć, na godzinę, albo nawet na kilka dni...

Nie wiem po co to wszystko piszę... To i tak niczego nie zmieni... Przerosło mnie to wszystko...

Z Salomonem i Suunto

Czwartek, 4 kwietnia 2019 · Komentarze(6)
Kolejny trening z Salomonem, czyli kolejna okazja do testowania butów.

Słońce idzie spać, a my na trening © djk71

Tym razem w moim rozmiarze były Speedcrossy Vario.

Kolejne buty do testów © djk71

Miałem trochę nadzieję na coś z mniejszym dropem ale okazało się, że Salomon raczej nie idzie w tę stronę. Z rozmów z Łukaszem, który prowadził trening, jak i z kolegami, którzy przybyli wspólnie potruchtać wynikało, że rop 10 jest ok i raczej rzadko kto zmniejsza. Ile w tym prawdy, a ile indywidualnych odczuć kolegów oczywiście nie wiem, ale warto było posłuchać. Zresztą chęć przetestowania mniejszego dropa nie wynika z tego, że teraz źle mi się biega, ile z ciekawości jak to jest jak mniejszy.

Przy okazji mam okazję przetestować Suunto 9. Biegnę więc z dwoma konkurencyjnymi zegarkami na dwóch rękach. Nie wziąłem paska HR więc oba mierzą tętno z nadgarstka. Chwilę przed startem bawię się ustawieniami nowej zabawki. Ma dotykowy ekran, ale chyba wolę klawisze :-) Nie do końca odpowiada mi menu, nie zawsze jest intuicyjne, ale trudno mi się obiektywnie wypowiadać po 10 minutach zabawy. Musiałbym go mieć z tydzień i pewnie wtedy bym przywyknął. Albo nie ;-)

I zabawa zegarkiem © djk71


Ruszamy. Mało nas, ale przynajmniej nie zgubimy się zbyt łatwo ;-)

Biegniemy chyba szybciej niż zwykle biegam. Niewiele, ale jednak szybciej. Co ciekawe Suunto pokazuje mi, że biegniemy szybko... nie chce mi się wierzyć. Mija kilometr. Wg Suunto. Garmin mi o tym powie jakieś 200m później. Zaczynają się dyskusje o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą... a dokładniej nad wadami i zaletami różnych marek.

Z każdym kilometrem różnica dystansów się zwiększa. Zobaczymy co będzie na mecie.

Za to buty spisują się znakomicie. Gorzej ze mną. Końcówkę biegnę już kilka metrów za grupą. Dobiegam jednak do końca.
Różnica dystansów to 800m na 5km. Dużo. Wybieram Suunto... bo choć pokazało błędny dystans (Garmin miał taki jak reszta) to dzięki temu, że czas był ten sam to... wyliczył mi lepsze tempo :-)
Drugi Suunto pokazał o ile pamiętam lepszy czas. Ciekawe co w tym nie zagrało.

Jeszcze tylko marketingowe zdjęcie.

I po treningu © djk71

I trzeba wracać do domu. Zmęczony ale zadowolony - ze spotkania kolejnych fajnych ludzi, z treningu, z możliwości przetestowania nowego sprzętu. Teraz się muszę zastanowić i wybrać jakieś buty terenowe.




Truchtanie i podsumowanie marca

Wtorek, 2 kwietnia 2019 · Komentarze(0)
Dziś miała być siłownia, ale, że nie wyszło to po pracy, a przed obiadem idę chwilę potruchtać. Bez planu, tak 30-60 minut w zależności od sił i chęci. Sił jakoś brakuje. Niby nic nie boli, ale jakiś taki zmęczony się czuję. Dobrze będzie krócej. Za to kilka skipów przy których pulsometr na moment wariuje. Ogólnie Fenix coś szalał, nie tylko puls ale przede wszystkim wysokościomierz. Nie ważne. Biegłem żeby pobiegać chwilę, a nie dla cyferek.

A skoro o cyferkach mowa, to może trzeba by było podsumować marzec.

- 16 aktywności, w tym:
- 13 x bieganie - 105,77 km (najdłuższy dystans 21,57 km)
- 3 x rower - 189,61 km (najdłuższy dystans 71,85 km)
- 0 x pływanie - 0,00 km
- 1 x siłownia - 0:39:11 h

Razem: 295,38 km W sumie podobnie jak w ubiegłym miesiącu, tylko dystanse rowerowe dłuższe - niestety mało ich. Ogólnie jestem zadowolony z tego miesiąca choć mogło być lepiej.

Rozjazd po półmaratonie

Poniedziałek, 1 kwietnia 2019 · Komentarze(3)
Po wczorajszym półmaratonie ciężko mi się dziś wstawało. Potem jednak jakoś zmęczenie przeszło. Po powrocie było ok, ale pod wieczór zacząłem czuć lekko nogi. Zacząłem się zastanawiać nad krótką przebieżką, ale ostatecznie wybór padł na krótki rower.

Mimo, że dzień już dłuższy to wyszedłem na tyle późno, że  nie chciało mi się pchać do lasu po ciemku. Poza tym to ma być lekka przejażdżka, a nie walka w terenie. Ruszam na strefę. Jedzie się spokojnie dopóki... nie zmieniam kierunku. Jak zawsze póki się jedzie z wiatrem człowiek tego nie zauważa, ale pod wiatr... to już inna bajka.

I kto by pomyślał, że to na strefie ekonomicznej © djk71

Mimo to kręcę dalej. Chłodno. Niby 6 stopni, ale wiatr robi swoje. Po niby lekkiej przejażdżce wracam do domu mokry.
Szybka herbatka z cytryną i miodem. Niestety lawendowym. To nie jest mój smak.


14 Półmaraton Warszawski

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(2)
Rok temu w warszawskim półmaratonie wystartowało nas z teamu 9 osób. W tym roku nie udało się powtórzyć tego wyniku. Inne starty w tym terminie, różne plany życiowe sprawiły, że miało nas przyjechać trzech, ostatecznie do Warszawy docieram ja z Adamem.

W dobrym nastroju © djk71

Niestety startuję sam, bo Adam od dwóch tygodni walczy z chorobą i dopiero kończy kurację. Co prawda klimat w biurze zawodów, kiedy w sobotę odbieramy pakiety sprawia, że jeszcze się łamie, ale ostatecznie wygrywa rozsądek - zajmie się robieniem zdjęć.

Biec, czy nie biec - oto jest pytanie © djk71

W hali Torwaru poznaję jednak znajomą Adama - Anetę i jej przyjaciółkę Magdę oraz Michała. Od słowa do słowa umawiamy się, że pobiegniemy razem. Planują biec na 2:10 - w zeszłym roku miałem czas nawet nieco lepszy, ale w tym taki wynik to byłoby marzenie.

Wieczorem idziemy jeszcze na krótki spacer.

Stolica wieczorem © djk71

Przy okazji musimy zerknąć na słynne schody.

Schody do...? © djk71

Więcej czasu jednak spędzamy obok Zachęty.

I co ja o tym myślę? © djk71

Najpierw chcieliśmy to ominąć © djk71

Wszystko można wykorzystać © djk71

A to kto? Mamy podejrzenia... © djk71

Rano śniadanko, wybór ciuchów - kiedy chowamy rzeczy do bagażnika w samochodzie (stoi bliżej mety niż depozyty) jeszcze się waham czy nie wziąć koszulki termicznej z długimi rękawami - Adam mnie ochrzania i decyduję się biec zupełnie na krótko ;-)  Jak się potem okaże to był doskonały pomysł. Momentami było nawet za ciepło - szczególnie w pełnym słońcu w czarnej czapce.

Spotykamy znajomych, do grupy dołącza Asia. Na starcie informuję ich, że biegnę z nimi, ale jakbym odpadł to mają się tym nie przejmować.

Logo firmy musi być © adamj
Silna (oby) grupa :-) © adamj

Ruszamy i rzeczywiście biegniemy w moim tempie. To dobrze. Od początku zagrzewa nas do biegu głośny doping kibiców. Zarówno tych przypadkowych, jak i zorganizowanych grup. To jest w Warszawie niesamowite.

Bufet na 5 km sprawia, że się rozdzielamy. Nie widzę nikogo z mojej grupy. Trudno, biegnę sam, szkoda tylko, że nie wziąłem słuchawek.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 5 km - prognozowany czas całości to 2:11:52.

Po chwili jednak doganiam Anetę i Magdę. Michał dołączy do nas chyba przed 10 km. Asi już nie spotkamy na trasie.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 10 km - prognozowany czas całości to 2:11:30. Czyli biegniemy równo, nawet lekko przyśpieszyliśmy.

Biegniemy po drugiej stronie Wisły. Jest świetnie, kolejne kilometry mijamy wyjątkowo szybko. Zupełnie nie czuję zmęczenia, ale... spoglądam na zegarek i tętno jest w okolicach 184 uderzeń. Niedobrze. Nie powinno być takie. Wiem jednak, że nie będę go już w stanie obniżyć. Źle, bo to oznacza, że dobiegnę umierając na mecie, albo zetnie mnie nagle jeszcze gdzieś po drodze. Trudno., nic już nie poradzę - biegnę dalej.

Gdzieś w okolicach chyba 13-14 km ekipa zaczyna mi odchodzić. Nie dużo, jakieś 2-3 m, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście udaje mi się w końcu do nich dołączyć.

Na Moście Świętokrzyskim © adamj

Wg danych z punktu pomiaru czasu na 15 km - prognozowany czas całości to 2:12:13 - wolniej.

W okolicach szesnastego kilometra odpada Michał - myślę, że słońce dobija nie tylko mnie...
Znów biegnę tylko z dziewczynami. Przed nami długa prosta. Pamiętam ją (zresztą jak większość trasy) z ubiegłego roku - dała mi w kość. Póki co jest dobrze. Dobrze, ale tylko do 19 km. Nie wiem, czy to Aneta przyśpieszyła, czy ja zwolniłem, ale dziewczyny w szybkim tempie mi uciekają. Patrzę na puls i nawet nie próbuję podejmować pogoni. Tym bardziej, że w tunelu widzę leżącego zawodnika, którym opiekują się ratownicy. Jedzie karetka, ale nie wjeżdża do tunelu. Zajmuje się osobą, przed wjazdem do niego.
Kawałek dalej kolejna osoba i jeszcze jedna. Biegnę swoim tempem. Już niczego nie nadrobię...
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 20 km - prognozowany czas całości to 2:14:19 - znacznie wolniej

Przebiegam przez linię mety. Czas: 2:15:17 - sześć minut wolniej niż rok temu, a z drugiej strony 21 minut szybciej niż w pierwszym tegorocznym półmaratonie - Biegu Cyborga.

I jestem na mecie © djk71

Zmęczony, ale zadowolony. Medal ląduje na szyi.

Znów to zrobiłem :-) © djk71

Po chwili dostaję wodę, izotonik, piwo bezalkoholowe, folię do okrycia się... rąk mi brakuje. Na szczęście po chwili spotykam Adama. Rozglądałem się za resztą ekipy, ale nie udało mi się ich odnaleźć.

Można odpocząć © adamj

Dopiero po chwili odpoczynku udaje nam się zdzwonić i ponownie spotkać. Wszyscy jeszcze przeżywamy bieg. Czas udać się na coś do jedzenia.

W końcu ruszamy do domu. Droga długa, ale spokojnym tempem udaje się wieczorem dotrzeć na miejsce. To był udany dzień, a właściwie dwa dni. Męczące, ale sympatyczne. Dziękuję super ekipo za to co na trasie, jak i poza nią.

BTW: Zegarek pokazał mi o kilkaset metrów dłuższy dystans niż miał być. Co ciekawe wielu osobom na trasie również zegarki na poszczególnych kilometrach pokazywały inne odległości. Satelity aż tak szalały, czy rzeczywiście dystans był dłuższy?

Na bieżni przed meczem

Piątek, 29 marca 2019 · Komentarze(0)
Po świetnym, aktywnym początku roku... przerwa. Dwa tygodnie prawie bez biegania. No dobra, był raz... z obtartymi stopami. Porażka, ale nie pierwszy raz życie potrafi zabić chęć do... życia...

W międzyczasie dwukrotnie pojechałem na siłownię. Dojechałem, zaparkowałem i po kilku minutach ruszyłem w drogę powrotną. Nawet nie otworzyłem drzwi siłowni. Wczoraj wyszedłem z domu, wsiadłam do auta i zanim uruchomiłem silnik musiałem zmienić zdanie - z siłowni zrobił się tour de sklepy.

Dziś też mocno napięty harmonogram. Najpierw odwozimy syna na kadrę potem... Właśnie... wczoraj żona zaproponowała, że skoro mamy wolny wieczór to może pójdziemy do kina. Nie byłem do końca przekonany więc zaproponowałem inne wydarzenie kulturalne... Zgodziła się. Co prawda nie wiem, czy gdybym od razu powiedział, że mam na myśli mecz piłki nożnej to też poszłoby tak łatwo... ;-)

Jako, że przed meczem mamy chwilę wolnego, a siłownia jest pod stadionem to... jedziemy na Arenę Zabrze :-)

Jeszcze pusto © djk71

Trochę biegania, chyba mocniejszego niż planowałem, ale tak wyszło. Chyba musiałem odreagować. Choć tak naprawdę to odreagowywałem kilkadziesiąt minut i kilkanaście, a może kilkadziesiąt metrów wyżej. Dobrze, że byłem z żoną, a nie z dzieckiem, bo emocje były...

W tle stara trybuna © djk71


Po treningu zegarek pokazuje mi 72h odpoczynku. Mam nadzieję, że to tylko błędne wskazanie, bo nie wszystko jest ustawione jeszcze po ostatnim resecie sprzętu. Szczególnie, że w niedzielę... trochę dłuższy bieg.

Blazy zamiast Kompanii :(

Sobota, 23 marca 2019 · Komentarze(0)
Po niedzielnym rowerze przez trzy kolejne dni walczyłem z bólem łydki. Uczucie jakbym coś naciągnął, naderwał. Odpuściłem  bieganie, siłownię żeby być gotowym na piątkowo-sobotni start w zawodach. Jeszcze w czwartek wieczorem łudziłem się, że Kompania KORNA to będzie fajny początek sezonu rowerowych maratonów na orientację. Niestety po raz kolejny życie wygrało. Lord SFAROC pokonał mnie jeszcze przed startem.


Miałem tam być... :( © djk71

Dziś w takim razie postanowiłem pobiegać, w końcu za tydzień połówka. Zamiast Asicsów, w których zwykle biegam, z jakiegoś powodu wziąłem Salomony. Też już w nich przecież biegałem, choć zwykle po śniegu lub błocie.

Dziś... się nie sprawdziły. Wolne truchtanie po lesie i... czuję, że od 5 km... obcierają mnie buty... Masakra... Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to zdarzyło. Co gorsza, stąd nie ma drogi na skróty, przede mną jeszcze piątka. Świetnie, chciałem się odprężyć, potruchtać, posłuchać książki, nie myśleć...

To ostatnie częściowo się udało... co prawda myślałem, ale głównie o piętach...  :(

Wietrzna Rajza

Niedziela, 17 marca 2019 · Komentarze(4)
Znów wahanie czy bieganie, czy rower. Oczywiście najchętniej jedno i drugie, ale aż takiej kondycji nie mam. Za kilka dni zawody rowerowe więc... rower. Długo się zbieram. Dłużej niż powinienem. W końcu ruszam. Na pytanie żony za ile wrócę mówię za godzinę lub sześć. Po prostu nie wiem. Nie wiem jak mi się będzie jechało, nie wiem jaki będzie wiatr, nie wiem, czy krótkie spodenki w zimie to dobry pomysł, nie wiem na ile będę chciał się wyżyć...

Wiedziałem tylko, że ruszam w stronę Chechła, choć to chyba w taką pogodę najgorszy pomysł.
W Segiecie jeszcze jesień.

W lesie jeszcze jesień © djk71

Przy kopalni Srebra wiosna.

Przy Kopalni Srebra wiosna © djk71

W Bobrownikach ktoś nowy. Tylko kto?

A to kto? © djk71

Jadę dalej do Nakła Śląskiego. Nową drogą, ale chyba lepszą niż zwykle. Niestety pałac wciąż wymaga renowacji.

W Nakle wciąż czekamy na remont © djk71

O dziwo chyba pierwszy raz trafiam na otwartą bramę. Zawsze przeciskam się furtką.

Dziś brama otwarta © djk71

Zatrzymuję się na chwilę przy kościele po drugiej stronie ulicy.

Z tej strony jeszcze nie widziałem tego kościoła © djk71

Oglądam okolicę

Baranek © djk71

Zasłużyli na pamięć © djk71

Dojeżdżam do Chechła

Znów nad Chechłem © djk71

Tu pusto, ale na alejkach już tłoczno. Zresztą wszędzie sporo ludzi spaceruje, biega, jeździ na rowerach... lub... kąpie się :-)

Niektórzy już się kąpią © djk71

Wyjeżdżam kawałek dalej i już nie jest tak ładnie.

Mokro tu i brzydko © djk71
Tu też mokro © djk71

Na szczęście na ścieżkach w większości sucho.

Droga sucha © djk71

Jadę dalej Leśną Rajzą i... znów mnie szlag trafia, bo nie wziąłem mapy a tu mimo oznaczeń znów nie wiem gdzie jadę.

Uzupełniony znak © djk71

Czasem szlak jest jasno oznaczony

Nic tylko wybierać © djk71

A czasem trudno się połapać. Szczególnie jak z jednej strony pokazuje jedno, a z drugiej coś innego.

I weź tu się połap © djk71

W pewnym momencie zupełnie nie wiem gdzie jestem i dokąd jadę. Wszędzie wycinka drzew.

Wszędzie wycinka © djk71

Potrzebuję chwili odpoczynku.

Chwila odpoczynku © djk71

Wszędzie pełno motyli. Tyle, że trudno je sfocić...

Kto widzi motyla © djk71

Ruszam dalej i wiem gdzie jestem. Jednak jadę w stronę Zielonej, choć już straciłem nadzieję. Chociaż tu był chyba mostek

Tu był chyba mostek © djk71

Teraz jest kawałek dalej.

Nowy mostek kawałek dalej © djk71

Mijam go i... znów jadę nie tam gdzie chciałem. Po chwili coś mi się nie podoba i wracam. Ostatecznie trafiam nad jezioro.

Zielona - jezioro © djk71

Chwilę rozglądam się wokół.

Pałac w Zielonej © djk71

Tu był kiedyś PK © djk71

Na szczęscie nie musiałem korzystać © djk71

Ruszam dalej. Teraz już pora wracać do domu. Czuję się zmęczony. Do tego coraz bardziej wieje. A może po prostu zacząłem jechać w przeciwną stronę.

Skręcam w stronę Alei Dębów i przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nią nie pojechać. Ale nie, najkrócej będzie na południe.

Mostek przy Alei Dębów © djk71

Dojeżdżam od tyłu do huty w Miasteczku Śląskim i zastanawiam się co dalej. Nie chcę wyjeżdżać na główną drogę, skręcam w prawo. Dojeżdżam do torów. Dalej powinna być droga, ale widać, że jest... budowa drogi. Znów chwila wątpliwości co dalej.

Na torach © djk71

Jadę wzdłuż torów. Droga się kończy. Przechodzę przez tory, ale tam też droga wiedzie tylko przez chwilę. Potem jadę nasypem.

Średnia droga do jazdy © djk71

Jedzie się mało ciekawie, do tego coś się mnie czepia cały czas, jestem podrapany, ale bardziej się boję, że jakiś kolec wbije się w oponę. Mijam Wodę Graniczną, na szczęście przy torach da się ją pokonać.

Woda graniczna © djk71

W końcu docieram do znanych kocich łbów obok torów.

Sporo tych torów © djk71

Ciekawe gdzie jedzie © djk71

Po chwili zamknięty przejazd więc znów jest czas na foto i... odpoczynek. Zmęczony jestem.

Samotny biały żagiel... tzn wagon, i nie biały © djk71

Teraz już tylko minąć Tarnowskie Góry i prosto do domu.

Rzut oka na Rynek w TG © djk71

Tylko 70 km, a zmęczony jestem bardzo. Potrzebowałem tego jednak.

Podbiegi na bieżni

Sobota, 16 marca 2019 · Komentarze(0)
Dziś po głowie chodziła siłownia, bieganie, rower... Była nawet myśl, żeby to wszystko połączyć. Ostatecznie udało się pójść na chwilę na siłownię. Na tyle krótko, że musiałem wybierać: ćwiczenia lub bieganie na bieżni. Po wczorajszych interwałach rozsądek podpowiadał ćwiczenia więc... wybrałem... bieganie. Żeby nie było zbyt prosto postanowiłem zrobić trochę podbiegów. I udało się, choć łatwo nie było. Zmęczony, ale zadowolony z treningu.

Jednocześnie zaliczone pierwsze wyzwania na SmartGymie i w nagrodę przy wyjściu dostaję bidon :-)

Za regualrne wizyty na siłowni © djk71

Interwały na bieżni

Piątek, 15 marca 2019 · Komentarze(0)
Musiałem odreagować po pracy. Co prawda czasu niezbyt wiele, ale jadę na siłownię. GPS w aucie ma inne sugestie... Do tego w różnych językach...

W tym języku jeszcze do mnie nie mówił... © djk71

... ale jednak ląduję na siłowni. Bieżnia i interwały. Z wielką radością się męczyłem... Właściwie to chyba mógłbym dłużej i jeszcze mocniej ale... trzeba było wracać do domu. Szkoda, ale może jeszcze uda się zmęczyć w ten weekend.