Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:6906.40 km (w terenie 1496.49 km; 21.67%)
Czas w ruchu:834:20
Średnia prędkość:8.27 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:53278 m
Maks. tętno maksymalne:210 (108 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:447473 kcal
Liczba aktywności:878
Średnio na aktywność:7.87 km i 0h 57m
Więcej statystyk

Po lesie i pod górkę

Środa, 10 października 2018 · Komentarze(0)
Ładna pogoda, normalny powrót z pracy więc grzech by było nic nie robić. Chwila biegania. Po lesie, trochę trasą sobotniego duathlonu, choć w odwrotną stronę. Powoli, a podbiegi i tak dawały w kość. Ale nie przejmowałem się tym. póki co żadnych startów w najbliższym czasie nie ma więc... bieganie dla biegania. :-)
W lesie ładnie, szkoda tylko, że niedługo znów będzie szybko ciemno i zostaną asfalty...

Przyszła jesień © djk71

Koniec urlopu

Poniedziałek, 8 października 2018 · Komentarze(0)
Koniec urlopu. Długiego urlopu. Nagłego. Spędzonego w domu. Z konieczności. Tym razem zdecydowało o nim zdrowie. A raczej jego brak.

Początek był koszmarny, ból i brak możliwości ruchu. Potem było lepiej. Było też trochę czasu na odrobienie zaległości. Na przemyślenia. Na spojrzenie z dystansu na wielu rzeczy. Z innej perspektywy. Bez barier. Dosłownie i w przenośni.

Brak balustrady © djk71

Był nawet czas na powrót do lekkich aktywności. Trochę wbrew zaleceniom rehabilitantów.
Choć z drugiej strony na pożegnanie powiedzieli mi... Idź i żyj!

I może właśnie tak trzeba. Póki jeszcze da się. Póki jeszcze można... Bez względu na wszystko...

Trucht po przerwie

Wtorek, 2 października 2018 · Komentarze(0)
Po ponad 2 miesiącach przerwy w bieganiu, po 9 dniach leków i zabiegów... trzeba było w końcu ruszyć tyłek :-)

Krótko, po ciemku, w chłodzie (choć niby jest +8C), ale udało się. Raptem jedna rundka wokół osiedla, ale głównym celem było sprawdzenie czy dam radę. Było ok. Oczywiście kondycji zero, ale chodziło o plecy. W sumie lepiej niż na rowerze, co nieco mnie zaskoczyło. Zobaczymy co będzie dalej.

Tak czy owak z niedzielnego półmaratonu (Silesia) nici. No trudno. Nie wyszedł mi ten rok tak jak miał wyjść. Tak bywa.

Nocny Rudzki Półmaraton Industrialny - krótki dystans (2/5)

Sobota, 28 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dziś w planach był nocny Rudzki Półmaraton Industrialny. W zeszłym roku na tej imprezie był mój debiut w półmaratonach. W tym roku znów miałem pobiec, ale z uwagi na fakt, że nic ostatnio nie ćwiczę to... odpuściłem, a dokładniej zmieniłem dystans na 8,6 km, czyli dwie pętle. W tym roku pętle były krótsze, połówka to pięć okrążeń, w ubiegłym roku były trzy. Nie wiem w sumie, która wersja lepsza.

Na tym samym dystansie (tyle, że z kijami) wystartowała podobnie jak w ubiegłym roku moja żona.

Przed startem :-) © djk71


Ciepło. Cały dzień było ciepło. Boję się co to będzie, bo ostatnio wszystkie próby biegania kończyły się porażką.

Ruszają półmaratończycy. Dziesięć minut później mamy wystartować my i kijkarze, w rzeczywistości startujemydość nieoczekiwanie chwilę wcześniej.

Początek pod górkę i strasznie parno. Nie ma czym oddychać. Czarno to widzę. Na szczęście nie daje się porwać tłumowi i biegnę spokojnym tempem. Podbieg zaliczony, mijamy kościół i plac gdzie w roku ubiegłym był start i meta i przed nami trochę zbiegu. Póki co jest dobrze. Dalej drugi podbieg, ale wciąż nie jest źle. Raczej ja wyprzedzam niż mnie. Mówię oczywiście o tych, którzy biegną w okolicach mojego tempa. Ci którzy biegną w połówce będą mnie wyprzedzać jeszcze wielokrotnie.

Znów biegniemy w dół, mijamy dziewczyny dmuchające bańki mydlane i... podbieg pod stadion. Pierwsze kółko za mną. Jest dobrze.
Teraz już wiem co mnie czeka i jeśli tylko nie wyskoczy nic niespodziewanego to wiem, że to spokojnie przebiegnę.

Powtórka z rozrywki na drugim kółku, pod koniec wykorzystuję zbieg i ósmy kilometr okazuje się być moim najszybszym w dzisiejszym biegu.

Dobiegam do mety, odbieram medal i siadam na widowni czekając na małżonkę. Kiedy i Ona mija linię mety idziemy się posilić, niestety nie ma piwa zero więc musi wystarczyć mi żurek. Chwila odpoczynku i wracamy do domu.

Po drodze oczywiście obowiązkowy lodzik. Zasłużyliśmy ;)

Już z medalami :) © djk71


A może by tak rzucić to wszystko...

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(4)
... i wyjechać... Nie, nie w Bieszczady... na Islandię, albo w jakieś inne sympatyczne (a najlepiej odległe) miejsce... Bieszczady są za blisko... i za wiele wspomnień przywodzą na myśl... Tak, też tych miłych i sympatycznych, ale niestety nie tylko... Również tych, których chciałbym żeby nigdy nie było... Wielu rzeczy chciałbym żeby nie było, żebym nie pamiętał, żeby mi niczego nie przypominały. Rzeczy, miejsca, ludzie, muzyka... Wiele... Zbyt wiele...

Dawno nie marudziłem? Nie wiem, nie pamiętam... pewnie nie aż tak dawno... ale tak jest kiedy demony wracają... Wtedy człowiek traci rozsądek.. traci wszystko.. Nie jest w stanie normalnie myśleć, choć wydaje mu się, że stał się już odporny, że już potrafi podchodzić z dystansem do wielu rzeczy, do wielu spraw... Że potrafi nie przejmować się innymi, że potrafi myśleć tylko o sobie...
Nie potrafi... Ja nie potrafię...

Czy to, że nagle nie potrafię przepłynąć 100m, czy przebiec 5, co ja mówię 3, 2 km... to kwestia kondycji? Pewnie w części tak, ale głównie chyba kwestia głowy...


No Future :( © djk71

W takich chwilach stare kawałki stają się znów bliskie...


... choć i one czasem przywodzą myśli, których chciałbym, aby nie było...

Jogging w Kampinosie

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj był dzień odpoczynku od chodzenia. Po porannym bieganiu było tylko kilka godzin za kółkiem. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Kampinos.

Dziś brat poszedł pokręcić, a ja choć chwilę potruchtać po Kampinosie. Nieco mokro po nocnych ulewach ale spokojnie można biegać. Można dopóki nie pojawi się ból.

Niestety tym razem większy niż w poprzednich dniach. Zastanawiam się czy nie zawrócić i nie pójść najkrótszą drogą do domu.

Którędy teraz? © djk71

Próbuję iść dalej, choć nogi bolą. Po chwili znów lekki trucht i jakoś idzie, ale marzę, żeby być już w domu.

Przez chwilę tylko zastanawiam się, którą stroną drogi biec ;-)

A teraz do której miejscowości wejść? © djk71

Pożegnanie z morzem

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(0)
Za chwilę wyjeżdżamy, ale jeszcze o poranku postanawiam choć chwilę potruchtać. Plany były inne, ale wczorajszy ból sprawił, że postanawiam tylko symbolicznie poprzebierać nogami. I dobrze, szybko się okazuje, że piszczele dalej czuję...

Chwila odpoczynku na plaży.

Jeszcze śpią, czy już? © djk71

No cóż, wczoraj zamiast odpoczywać po bieganiu zrobiliśmy piesze kolejne ponad 10 km... Ale zachód słońca musiał być :-)

Chwila przerwy, można usiąść © djk71
Ktoś planował ognisko? © djk71
Anetka też szuka miejsca do zdjęcia © djk71
I po zachodzie © djk71

Ból piszczeli i kościół w Rowach

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnie dni to codziennie ponad 20 km na nogach. Wczoraj również długie chodzenie, więc dziś przed południem ruszam pobiegać choć chwilę. Ruszam i jest fajnie przez pierwsze 2,5 km, a potem... znajomy ból piszczeli. Dziwne, bo w tych butach nigdy mnie nie bolały, czyżbym tym razem to nie buty tylko zmęczenie?

Chwila przerwy, najpierw na ławeczce, a potem na plaży.

Chwila odpoczynku © djk71

Pomaga, udaje się dobiec do domu, choć cały czas czując lekki dyskomfort.

Wcześniej przebiegam obok kościółka w Rowach. Czytając o nim, zarówno w internecie, jak i na tablicach obok częściej widzę słowo diabeł, niż Bóg... ale nie wnikam....


Mały kościółek © djk71

Z diabelskim kamieniem © djk71

W samo południe reklamując firmę :-)

Środa, 4 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dziś znów wczesna pobudka, małe śniadanko i... znów usnąłem. Nie ma jak rolety za oknem :-)

W końcu wstaję, zbieram się i... mi się nie chce. Długo zwlekam z wyjściem, w końcu jednak ruszam.
Najpierw Łąkową, wśród drzew, biegnie się idealnie. Trochę przeszkadza butelka w ręce, ale to nic, na pewno się przyda. Niestety tak jest tylko przez pierwszy kilometr. Potem drzewa znikają i biegnę rowerówką wśród łąk. Ładnie, ale... ciepło. Zero cienia. Ale może to dobrze, nie lubię biegać w słońcu, ale jeszcze jakieś zawody w lecie są więc będzie jak znalazł.

Dobiegam do wieży widokowej, ale skręcam w drugą stronę, jeszcze tu wrócę z aparatem. Kolejne kilometry biegnie się jak... w Stanach. Nigdy tam nie byłem, ale tak sobie to wyobrażam... długa prosta in the middle of Nowhere... :-)

Ciepło, ale biegnie mi się dobrze, co jakiś czas przechodzi tylko przez głowę, a co będzie jak się tu przewrócę, czy ktoś tędy przechodzi, przejeżdża, a jak tak, to jak często? Na szczęście bez przygód docieram do Objazdy. Stąd biegnę asfaltem. Nie mam mapy więc nawet nie wiem jak daleko od morza jestem więc kombinuję żeby się zbliżyć do plaży.

Cień pojawia się chyba dopiero między 11, a 12 km - na szczęście. Biegnę wolno, ale z przyjemnością. Nie robi mi różnicy ile jeszcze do końca, no może trochę bo kończy mi się powoli picie. Na szczęście to już niedaleko.

Nie ma to jak w samo południe reklamować firmę na urlopie :-)

Po bieganiu, czas na kąpiel © djk71

Czas na kąpiel :-)