Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Bieszczady - dzień 9 – Epilog

Niedziela, 18 maja 2008 · Komentarze(8)
Bieszczady - dzień 9 – Epilog



4:10 wysiadam z pociągu. To już koniec przygody. Jeszcze tylko 10km do domu i trzeba się rozpakować i odłożyć na półkę wspomnień ostatnie 8 dni. Fantastyczne 8 dni. Ciężkie 8 dni. Ponad 800km w 8 dni w górach, z sakwami ważącymi ponad 17kg. I to wszystko zaledwie po 5 miesiącach przygody z rowerem.

Powinienem być zadowolony i… chyba jestem. Chyba bo… dopiero co wczoraj tuż przed odjazdem rozmawialiśmy o tym, że wszystko prawie zobaczyliśmy, zjechaliśmy, a ja już myślę, o tym, czego zobaczyć, zjeździć się nie udało. O tym, ile trudniejszych tras zostało nietkniętych… o tej słowackiej stronie, o ukraińskiej… o tym, że mimo tylu godzin spędzonych samotnie (Damian jednak jest szybszy i często uciekał mi gdzieś do przodu), mimo tego czasu sam na sam z sobą i górami… zabrakło mi go… Zabrakło na przemyślenia tego wszystkiego co powinienem był przemyśleć, zabrakło na położenie się na trawie i leżenie (ale i tak było jeszcze za zimno), zabrakło czasu na bliższe poznanie ludzi tam żyjących, zabrakło czasu na… wiele rzeczy…

Mimo to było świetnie.

Dzięki braciszku za pomysł, za planowanie, za towarzystwo, za… cały ten wyjazd.

Dzięki żonom za to, że nas puściły i dzieciom, że dzielnie znosiły moją nieobecność.

Pewnie teraz będzie chciało się czegoś więcej, kolejnej takiej wycieczki i pewnie nie będzie łatwo… się wyrwać. Chodzi mi po głowie kolejne marzenie o wyprawie, ale to pewnie nie wcześniej niż za dwa lata… w międzyczasie pewnie będzie wiele innych, zapewne mniejszych ale nie znaczy to, że gorszych.

Bieszczady 2008 jednak pozostaną już zawsze tą pierwszą, niezapomnianą wyprawą.

<==Dzień poprzedni

Bieszczady - dzień 0 – Prolog

Piątek, 9 maja 2008 · Komentarze(8)
Bieszczady - dzień 0 – Prolog
Oczywiście pakowanie na ostatnią chwilę. Jak zwykle nie udało się wcześniej, tak samo jak nie udało się wyjść wcześniej z pracy żeby przed podróżą się choć chwilę zdrzemnąć.

Dużo tego wszystkiego. Za dużo. Niby listę rzeczy do zabrania przygotowaliśmy dużo wcześniej i podzieliliśmy co kto bierze, ale jeszcze żona próbuje mi dodać to i tamto…. Wiem, że ma rację, że może się przydać, ale w końcu to ja będę musiał to codziennie wozić. Swoją drogą to cudowne, że tak się troszczy o mnie, mimo że zostawiam ją z dziećmi samą na 9 dni.

W końcu udaje się część rzeczy odrzucić i z trudnością zapiąć sakwy. Z dużą trudnością. Żegnam się i pora ruszyć w drogę, już i tak jestem spóźniony. Ale, ale… nie tak prędko… nie jestem w stanie znieść roweru po schodach. Jest… za ciężki. Żona pomaga mi go znieść i… jestem przerażony. Co z tego, że rower na dole, ale jak ja będę z tym wszystkim jeździł?

Ruszam do Zabrza, po drodze zastanawiam się, czy w Rzeszowie nie pójdę na pocztę i nie wyślę części rzeczy do domu. Dziwnie szybko docieram do centrum i widząc ile mam jeszcze czasu – ruszam do Gliwic – nie chce mi się tyle czekać tutaj, a poza tym tam pociąg dłużej stoi i może łatwiej będzie mi się do niego zapakować.

Jest. Rower wisi w przedziale rowerowym, a ja - w związku z brakiem lepszych miejsc - siedzę na ziemi tuż pod nim. Do Krakowa towarzyszą mi turecka młodzież, a potem sympatyczna ekipa wybierająca się na wyprawę do Mołdawii. Do samego Rzeszowa nie zmrużam ani na chwilę oczu.

Dzień następny ==>

Taśma Młynarza

Środa, 7 maja 2008 · Komentarze(18)
Taśma Młynarza

Czy wszystkie dni tuż przed urlopami są zawsze tak szalone? Jakiś koszmar. Dziś od rana też wszystko inaczej niż zaplanowane. Na szczęście udało się wieczorne spotkanie z Katane i Młynarzem. Po włóczędze we dwoje udało im się w końcu trafić na Helenkę i odebrać mojego syna i mnie. Trudno wymyśleć trasę, bo Kasia już obwiozła Piotrka po najbliższej okolicy, a czasu nie ma zbyt dużo.

Ruszamy do Rept, po pierwszych km, na obrzeżach Helenki coś stuka w rowerze Wiktora. Krótka diagnoza i... odkręciła się tarcza hamulca. Wisi na jednej śrubce. Szok. Nie mamy śrubek, nie mamy też klucza żeby odkręcić koło i ściągnąć tarczę. Wiku musi wracać do domu pieszo.



Chyba, że... Młynarz sięgnie do swojej torby i wyciągnie taśmę klejącą.
Kilka minut zabawy i tarcza przyklejona. Na wszelki wypadek jeszcze dezaktywacja hamulca, żeby przypadkiem Wiku nie próbował go używać i... w drogę. Szok. Człowiek całe życie się uczy. Teraz wiem po co Damian chce brać taśmę w Bieszczady :-)



Kasia też patrzyła na to z niedowierzaniem...



Trochę zmęczony dzisiejszym dniem zastanawiam się czemu prowadzę ich tą drogą... bez sensu przecież można było inaczej... trudno... i tak nie wiedzą gdzie są... :-) Dojeżdżamy do Segietu, okazuje się, że slicki Piotrka dają radę w terenie, że z górki Wiktor potrafi zjeżdżać tylko na przednim hamulcu, że Kasia wciąż nie jest pewna gdzie jest, że w ciemnych okularach w lesie szybciej się zjeżdża z górek... bo nie widać przeszkód... Ogólnie jest fajnie.

Docieramy do parku w Reptach, chwila przerwy na batoniki (zapomniałem kokosowych - Młynarz zawiedziony), postój, koło Sztolni Czarnego Pstrąga i czas wracać. Niestety niektórzy mają dziś jeszcze pracę. Jedziemy przez DSD i dojeżdżamy do Stroszka. Tu telefon żony (niestety nie mogła dziś z nami jechać) sprawia, że wraz z Wiktorem musimy się rozstać z naszymi sympatycznymi towarzyszami podróży.

Krótki ale bardzo sympatyczny wyjazd (nie licząc kilku kierowców testujących klaksony... jakieś problemy życiowe chyba mieli).

Miło było poznać Katane (mam nadzieję, że teraz nasze ścieżki częściej się będą krzyżowały. Fajnie było znów zobaczyć Młynarza (i nauczyć się czegoś z zakresu naprawy roweru).
Fajnie było się przejechać w takim towarzystwie... Dzięki Wam za fajny klimat.

Na zamek po chleb...

Poniedziałek, 5 maja 2008 · Komentarze(14)
Na zamek po chleb...

Po weekendowych rodzinnych szaleństwach dziś tylko po chlebek do Miechowic.
Spokojnie przez las, podjazd pod piekarnię i... długa kolejka przed sklepem. O nie, nie będę stał. Jadę na zamek. Wstyd przyznać, ale mieszkając kilka kilometrów stąd nie wiedziałem, że był tu zamek. Dopiero rower sprawił, że zacząłem więcej czytać o okolicy.

Niestety zamek, podobnie jak wiele innych obiektów (patrz np. Mały Wersal w Świerklańcu) zakończył swój żywot pod koniec II Wojny Światowej spalony przez sowieckie wojska. Reszty dopełnili polscy saperzy w 1954 roku. I tego nie mogę przeboleć. To, że Ruscy palili co się dało to już trudno, ale to, że nasi nie starali się zadbać nawet o pozostałości to boli....

Więcej o zamku można znaleźć na przykład tutaj.





Za zamkiem stoi rozłożysty platan, pomnik przyrody im. Jana III Sobieskiego.

Bagażnik

Poniedziałek, 28 kwietnia 2008 · Komentarze(26)
Bagażnik

Dziś popołudnie pod znakiem szukania bagażnika do auta. Pewnie bym szukał i wahał się dłużej, ale skoro w środę wyjazd na weekend to trzeba było szybko podjąć decyzję. Jutro test.

Wieczorkiem szybka trasa po chlebek do Miechowic. W krótkich spodenkach i... było ciepło. Oby tak samo lub jeszcze cieplej było przez cały maj.

Rodzinnie

Niedziela, 27 kwietnia 2008 · Komentarze(16)
Rodzinnie

Niedzielne wyjazdy stają się powoli tradycją rodzinną.

Po obiedzie wraz z małżonką i synem ruszamy w drogę. Cieplutko, więc dziś krótkie nogawki i rękawki :-) Obrzeżami Helenki, przez łąki i las (dziś pełne nie tylko piechurów, ale niestety również motocykli i quadów) docieramy przez Rokitnicę do Wieszowej. Po drodze jakaś huba gigant, a może to nie huba?



Na stacji pompowanie kół w rowerach Anetki i Wiktora i w drogę. W głąb Wieszowej i do lasu. Droga momentami ciężka, głębokie koleiny, drzewa w poprzek drogi nie ułatwiają jazdy, ale ogólnie jest fajnie. Tylko trochę ciepło ;-)



Wyjeżdżamy w Górnikach, gdzie Wiku daje popis szybkiego opuszczania rowera :-). Po chwili jesteśmy w Reptach, jednak zamiast zapewne zatłoczonego Parku wybieramy drogę do rezerwatu Segiet (trochę ta droga przypomina mój wczorajszy wyjazd, tylko w odwrotnym kierunku). Po drodze dobrze strzeżony dom :)





Segiet zachwyca moją małżonkę, Wiktor wyżywa się na zjazdach, niestety czas powoli wracać. Przez las docieramy do Miechowic, gdzie na działce rządzi z dziadkami nasza najmłodsza pociecha.
Spacer nad okoliczne stawy.


Jeden z nich to chyba król :-)


Wędkarstwo rowerowe?
Śmiałem się, że na taki sposób mycia roweru nie wpadłem jeszcze, na co gość z pełną powagą odpowiedział, że "taki zabłocony był, że w domu ciężko by go było dobrze umyć, a tak tylko trochę trzeba będzie przetrzeć, naoliwić i można dalej jeździć"


Umarłe drzewa proszą o litość,
Umarłe drzewa przed śmiercią krzyczą...


Kolejne kilkadziesiąt km za nim, a on pyta, czy jeszcze gdzieś dziś pojedziemy...


A może też się wykąpać...


... skoro droga się skończyła?

I powrót do domu.


Fajny wyjazd, mimo krótkiego dystansu i dość wolnego tempa.

Pod napięciem

Sobota, 26 kwietnia 2008 · Komentarze(21)
Pod napięciem

Dziś znowu od rana nic nie wyszło. Wszystko nie tak. Kiedy w końcu już mam okazję żeby wyjść to... nie wiem czy mi się chce... Wychodzę... tylko po co? Znów trzeba zaraz wrócić bo coś tam... do duszy...

Jadę do lasu, jakąś droga, którą jeszcze nie jechałem. Po kilkuset metrach coraz więcej gałęzi, a droga zmienia się w ścieżkę, żeby po chwili zupełnie zniknąć. Bez sensu, to skąd się najpierw wzięły koleiny jak dla samochodów? Wracam. Ruszam inną drogą, szlag by to... ta sama historia. W końcu po 20 minutach jestem w punkcie wyjścia. Jadę do Miechowic, stamtąd już znanymi ścieżkami w las. Dalej wzdłuż torów wąskotorówki i wyjeżdżam na Stroszku obok DSD. Dziś wyjątkowo odpuszczam Dolinę i ruszam do Segietu. Pierwszy raz od mojego OTB się tu zapuszczam, czyżby jakiś uraz mi pozostał?



Ładnie tu, lubię takie dróżki.

Docieram do Rept, odpuszczam sobie jednak park, nie chce oglądać dziś ludzi. Przez jakieś pola docieram do Stolarzowic. Mam jeszcze chwilę czasu więc znów w las. I to był błąd. W pewnym momencie wjeżdżam na drogę leśną, którą mógłby spokojnie jechać samochód i... skąd ja to znam... po jakiś 2 km zwęża się i... znika. Nie chce mi się wracać i wdrapywać. Przedzieram się przez krzaki, jakieś
mokradła, strumyk, ląduję w Stolarzowicach. Jakiś koszmar. Asfaltem już prosto do domu.

Nie udała mi się ta przejażdżka. Mimo, że z założenia bez celu, tylko żeby się powłóczyć i odreagować to i tak same kłody pod koła... Nie odreagowałem...

Jedyny plus, że było ciepło i można było odpiąć rękawy od bluzy.

I cały misterny plan...

Piątek, 25 kwietnia 2008 · Komentarze(6)
I cały misterny plan...

Wychodzę z pracy punkt 16. Ciepło, bardzo ciepło. Za godzinę powinienem być na rowerze i w końcu pośmigać w słońcu. Powinienem ale nie będę. Gdzie kluczyki od auta? Nie ma? Są. W zamkniętym aucie. W mordę...

Powrót do domu z koleżanką, obiad, kumpel jedzie do Gliwic, więc zabieram się z nim. Wracam i w końcu wychodzę na rower - jest... prawie dziewiętnasta... i... przez kolejną godzinę udaje mi się przejechać może z... 1,5 km. Szlag by to trafił.

Odechciało mi się jeździć. Ruszam jednak przez las i ech jednak lubię polne drogi ale... nie po ciemku. Mam dość. Do tego mam wrażenie, że mam mało powietrza. Po krótkiej włóczędze w Wieszowej, tankuję na stacji. Rzeczywiście było mało. Mam nadzieję, że to naturalny ubytek, a nie jakaś dziura.

Chwila krążenia po Rokitnicy, jakieś babsko zajeżdża mi drogę wyjeżdżając spod sklepu. Hamuję, ale daje mi się ją wyprzedzić i również zajeżdżam jej drogę.
- Co Pan robi?
- A Pani? Przecież by mnie Pani rozjechała.
- Nie widziałam Pana! - odpowiada z rozbrajającym uśmiechem
- Zauważyłem - no co miałem zrobić... pojechałem dalej.
Chwila na osiedlu i dom. Jestem wściekły.

Do duszy taki dzień i wszystkie plany. Dziś wieczór zaprzyjaźniam się z Żubrem.

Powtórka z rozrywki

Czwartek, 24 kwietnia 2008 · Komentarze(9)
Powtórka z rozrywki

Dziś prawie tą samą trasą, co wczoraj. Jedyna różnica to godzina - dziś wyjazd dopiero przed 22-tą i... w miejscach, gdzie wczoraj panowała ciemność - dziś nastała jasność. Poza tym trochę chyba cieplej.

Dobrze, że koleżanka wychodziła od nas późno - odprowadziłem ją, a przy okazji miałem pretekst żeby ruszyć zwłoki. I dobrze. A potem chciałem się chyba zmierzyć ze sobą, sprawdzić, czy jestem w stanie jechać szybciej. Udało się, niewiele szybciej, ale... ale... ale... szybciej :-)

Poza tym urlop zbliża się wielkimi krokami i trzeba ćwiczyć :-) Idzie weekend... może uda się pojeździć przy świetle słonecznym... Oby...

Ciemność, Ciemność widzę

Środa, 23 kwietnia 2008 · Komentarze(14)
Ciemność, Ciemność widzę

Dziś powrót do dawnych tradycji. Na rower dopiero po 21-tej. Chłodno się zrobiło. Chyba jednak o tej porze trzeba wciąż coś zakładać pod kask.

Bez większych planów - kierunek Miechowice (przez Stolarzowice), po ciemku przez las. Mały ruch na drodze. Z Miechowic do Rokitnicy znów ciemny las. Mijam Rokitnicę i w Wieszowej... zapada już całkowita ciemność. Nieczynna nawet stacja benzynowa. Wyłączyli prąd.

Przypomniało mi się jak wiele lat temu, byłem oprowadzany po jednej ze szkół w Wielkiej Brytanii przez dyrektora tegoż przybytku. Bardzo chwalił się nowoczesnymi komputerami, siecią itp. Chcąc pokazać, że mimo, iż jestem z Polski, to nie są mi obce nowe technologie, zapytałem m.in. czemu komputery nie są zabezpieczone UPS-ami. Jako, że widziałem iż nie bardzo wie o czym mówię, próbowałem wytłumaczyć, że to zabezpieczenia na wypadek nagłych problemów z zasilaniem, gdyby np. brakło prądu. "A dlaczego miałoby braknąć prądu?" zapytał.
Nie był w stanie zrozumieć pojęcia awarii, chwilowego zaniku zasilania... W końcu wyjaśnił mi, że gdyby były np. przeprowadzane jakieś prace związane z koniecznością wyłączenia prądu to zostałby o tym co najmniej tydzień wcześniej uprzedzony więc nie widzi problemu zaskoczenia. Odpuściłem... ;)

U nas wciąż nie jest to niczym dziwnym, jak się okazało z elektryczności nie mogli również dziś wieczór skorzystać mieszkańcy w Górnikach i Stolarzowicach. Na szczęście u mnie na osiedlu prąd wciąż jest.