Rodzinnie
Niedzielne wyjazdy stają się powoli tradycją rodzinną.
Po obiedzie wraz z małżonką i synem ruszamy w drogę. Cieplutko, więc dziś krótkie nogawki i rękawki :-) Obrzeżami Helenki, przez łąki i las (dziś pełne nie tylko piechurów, ale niestety również motocykli i quadów) docieramy przez Rokitnicę do Wieszowej. Po drodze jakaś huba gigant, a może to nie huba?
Na stacji pompowanie kół w rowerach Anetki i Wiktora i w drogę. W głąb Wieszowej i do lasu. Droga momentami ciężka, głębokie koleiny, drzewa w poprzek drogi nie ułatwiają jazdy, ale ogólnie jest fajnie. Tylko trochę ciepło ;-)
Wyjeżdżamy w Górnikach, gdzie Wiku daje popis szybkiego opuszczania rowera :-). Po chwili jesteśmy w Reptach, jednak zamiast zapewne zatłoczonego Parku wybieramy drogę do rezerwatu Segiet (trochę ta droga przypomina mój wczorajszy wyjazd, tylko w odwrotnym kierunku). Po drodze dobrze strzeżony dom :)
Segiet zachwyca moją małżonkę, Wiktor wyżywa się na zjazdach, niestety czas powoli wracać. Przez las docieramy do Miechowic, gdzie na działce rządzi z dziadkami nasza najmłodsza pociecha.
Spacer nad okoliczne stawy.
Jeden z nich to chyba król :-)
Wędkarstwo rowerowe?
Śmiałem się, że na taki sposób mycia roweru nie wpadłem jeszcze, na co gość z pełną powagą odpowiedział, że "taki zabłocony był, że w domu ciężko by go było dobrze umyć, a tak tylko trochę trzeba będzie przetrzeć, naoliwić i można dalej jeździć"
Umarłe drzewa proszą o litość,
Umarłe drzewa przed śmiercią krzyczą...
Kolejne kilkadziesiąt km za nim, a on pyta, czy jeszcze gdzieś dziś pojedziemy...
A może też się wykąpać...
... skoro droga się skończyła?
I powrót do domu.
Fajny wyjazd, mimo krótkiego dystansu i dość wolnego tempa.