Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Siłownia i podsumowanie kwietnia

Wtorek, 30 kwietnia 2019 · Komentarze(0)
Po rozgrzewce na bieżni mam dość, ale udaje mi się jeszcze trochę poruszać na siłowni. Dzięki Igorowi :-)

Podsumowanie kwietnia:

- 20 aktywności, w tym:
- 16 x bieganie - 87,30 km (najdłuższy dystans 14,02 km)
- 3 x rower - 162,53 km (najdłuższy dystans 50,19 km)
- 0 x pływanie - 0,00 km
- 1 x siłownia - 0:34:02 h

Razem: 249,83 km W sumie niby aktywnie, ale bez szału. I roweru wciąż mało. Bardzo mało. Ogólnie jestem zadowolony, że regularnie biegam.

Rozgrzewka na bieżni

Wtorek, 30 kwietnia 2019 · Komentarze(0)
Rozmawiając wczoraj przed meczem Górnika z Zagłębiem mówiłem, że bardziej poję się o wynik dzisiejszego spotkania piłkarzy ręcznych z Kwidzynem. I miałem rację. Wczoraj nożni wygrali 4:0, natomiast szczypiorniści mimo, że w pierwszym meczu na wyjeździe zwyciężyli dwoma bramkami to dziś nie byli w stanie stawić czoła rywalom. Niestety przegrywają pięcioma bramkami i po raz kolejny koniec marzeń o medalu. Kończymy rozgrywki na piątym miejscu, mimo, że przez cały sezon byliśmy w pierwszej trójce. Bez sensu jest ten system rozgrywek, ale co zrobić... dla wszystkich taki sam.

Puchar można było tylko pooglądać.

Niestety puchar nie dla nas © djk71

Po meczu z synem na siłownię. Najpierw rozgrzewka na bieżni.

Walking in the rain

Sobota, 27 kwietnia 2019 · Komentarze(2)
Miał być dwutygodniowy urlop. Odpoczynek od wszystkiego i od wszystkich. Zaplanowany już od kilku miesięcy. Miał być… Pełen treningów, zwiedzania i relaksu. Miał być… Nie wyszedł… Nie pierwszy raz w ostatnich kilku latach…

Zamiast tego został weekend w Bukowinie. Kosztem pierwszego w tym roku Bike Orientu i duathlonu w Katowicach. Ale co tam, czasem trzeba inaczej. Niestety prognozy pogody od dłuższego czasu nie były optymistyczne. I niestety sprawdziły się. Już sam dojazd mnie wykończył. Kolacja i łóżko.

Noc była ciężka więc zaspałem na poranne bieganie. Po śniadaniu udaje się jednak coś innego niż Krupówki (choć część osób wybrała to wyjście). Reszta nie patrząc na deszcz wybrała się na spacer do Doliny Kościeliskiej.

Woda z góry, woda na ziemi © djk71



Wszędzie mokro © djk71

Powolnym tempem dotarliśmy do schroniska na Hali Ornak.


On też nie wie co robić © djk71

Krótka przerwa i powrót już w mocnym deszczu. Szkoda tylko, że nie widzieliśmy gór… Ale to dla mnie tu nic nowego…

Gdybym wiedział, że taki będzie plan to pewnie spróbowałbym sobie to przebiec. Nie wiedziałem…

Kamień przynajmniej nie musi wybierać © djk71

Wielu rzeczy ostatnio nie wiem, nie chcę wiedzieć… Coraz częściej nie chcę nic wiedzieć… Wiedza nie zawsze jest czymś pozytywnym. Mam wrażenie, że Ci którzy nie wiedzą, albo potrafią zignorować tę wiedzę są szczęśliwsi…

Ja już o szczęściu nie marzę… Od wielu lat nie marzę już o niczym… Nie potrafię… Nie chcę… Niewiele ostatnio chcę… A nawet jak chcę to i tak nic z tego nie wychodzi…

Droga jakaś taka © djk71

Teraz najchętniej bym stąd wyjechał… tylko nie wiem dokąd… Już nigdzie nie jest dobrze.... Wszędzie jest źle…

Przedświąteczna przejażdżka

Sobota, 20 kwietnia 2019 · Komentarze(2)
Przypadkiem tuż przed wyjściem z pracy udało się umówić z Markiem na poranny przedświąteczny rower. Oczywiście warunkiem była wyrozumiałość naszych żon. Ale ponieważ znają nas doskonale i wiedzą, że potem będziemy mieli lepszy humor to sprzeciwu nie było :-)

Wyjeżdżam chwilę wcześniej, ale spotykam po drodze kolegę i ucinamy krótką pogawędkę. Potem trzeba nadrabiać :-) Na szczęście udaje się być kilka minut przed ósmą nad Brandką. Nawet jest chwila żeby podglądnąć ptaszki.

I te małe...

Tak będę siedział © djk71

I te większe...

Co by tu złowić? © djk71

Na więcej łowów nie ma czasu. Dojeżdża Marek.
Ruszamy w stronę Segietu. Marek prowadzi ścieżką, którą nie jechałem już lata. Fajna, szybka... Równie fajny jest potem podjazd, niewinny, ale dający w kość. Mijamy Hałdę Popłuczkową i ruszamy przez Bobrowniki w stronę Nakła Śląskiego.

Na podjeździe robi się ciepło.

I jak tu uwierzyć, że to Śląsk? © djk71

Dojeżdżamy do torów. Chwilę czekamy, aż ktoś odpowie na nasze wezwanie i otworzy szlaban na przejeździe. Może skusilibyśmy się jak czyni to w tym miejscu wiele innych osób na przejście pod, ale stojący z drugiej strony samochód z kimś w środku mówi, że może to być kosztowna zabawa :-)

Mijamy pałac w Nakle, kościół i ruszamy nad Chechło.

Nad Chechłem pusto © djk71

Zaskoczenie - dziewiąta rano, wolny dzień, a tu nie ma nikogo. Tego się nie spodziewałem.

Ścieżki puściutkie © djk71

Jedziemy do Świerklańca. Tu co prawda spotykamy kilka, ale... dosłownie kilka... Tu też nie jest normalne.

W Świerklańcu też pusto © djk71

Czas wracać. Jedziemy w stronę Piekar i... niespodzianka. Robią drogę. Póki co... mam wrażenie, że przedtem było lepiej...

Nowa droga póki co daje w kość © djk71

Ale jak skończą to pewnie będzie lepiej...

A ten się obija.... © djk71

Dojeżdżamy do Piekar. Czas się rozstać.

Kopiec Wyzwolenia © djk71

Marek rusza w stronę domu, ja podobnie, ale chcę zerknąć jeszcze do ogrodu botanicznego. Ten jednak powoli się budzi z zimowego snu. Nie szkodzi, jeszcze tu wrócę.

W ogrodzie botanicznym © djk71

Końcówka jak po grudzie. Opadłem z sił. Podjazd obok autostrady mnie wykańcza. Korzystam z okazji żeby zrobić zdjęcie i... odpocząć chwilę :-)

Klimat bardziej jak z gór © djk71

Jadnak kondycji brak. Ale i tak fajnie, że udało się choć tyle pokręcić.

Odpocznijcie wszyscy w Święta. Najlepiej aktywnie. :-)


Na bieżni pod górkę

Środa, 17 kwietnia 2019 · Komentarze(0)
Po wcześniejszym bieganiu z Marcinem, wieczorem syn wyciągnął mnie na siłownię. Jako, że po drodze musieliśmy załatwić jeszcze kilka spraw to z założenia na krótko.
Po ostatniej zabawie z zegarkiem zorientowałem się na miejscu, że nie mam aplikacji do ćwiczeń więc zarejestrowana tylko rozgrzewka na bieżni. Dziś pod górkę przez 2 km. Spociłem się :-)

Gdyby wszystko dało się narysować

Środa, 17 kwietnia 2019 · Komentarze(0)
Dziś wyjątkowo bieganie w towarzystwie. Wczoraj okazało się, że gdy ja skończyłem szkolenie, do hotelu zjechał kolega z Poznania i... poszedł biegać... W tym samym czasie ja biegałem obok domu. Ponieważ jeszcze dziś gościł w Gliwicach, żal by było tego nie wykorzystać. Co prawda do końca nie wierzyłem, że uda nam się zgrać, ale... jednak udało się... :-)

Podjeżdżam pod hotel gdzie Marcin nocuje, a ja czasem bywam na szkoleniach...
Wczorajsze szkolenie było fajne, ale dwa tygodnie temu było... super..., nie - nie sposób  tego opisać... Nigdy, ale to nigdy nie myślałem, że rysowanie może MNIE bawić.

A na szkoleniu się zakochałem... Nie, nie w rysowaniu, choć trochę może też... ale w... sobie... Jak zobaczyłem co potrafię... :-)

Kiedy po przyjściu zobaczyłem zestaw leżący przed mną uznałem, że... No dobra... nie napiszę co pomyślałem...

I co ja mam z tym zrobić? © djk71

Kiedy spojrzeliśmy na zegarki i okazało się, że jest już piętnasta... zapytaliśmy kiedy będzie druga część... Niestety nie będzie...  chyba...

Kiedy przyniosłem do domu kilkadziesiąt kartek z rysunkami... nie tylko moja żona była zaskoczona... ja też... :-)

Po prostu szok. Oczywiście gdyby zobaczył je ktoś kto nie widział jak wcześniej rysowałem to... uznałby to za bazgroły... jednak dla mnie różnica była taka jak od momentu kiedy zacząłem biegać do momentu kiedy przebiegłem maraton. No dobra, może półmaraton... :-) Ale postęp był niesamowity...

Szkoda tylko, że życia sobie tak łatwo nie można narysować...

Ale miało być o bieganiu. Ruszyliśmy do lasu w Maciejowie i... w konwersacyjnym tempie przebiegliśmy sobie nie wiedząc kiedy 6,5 km. Cały czas rozmawiając, głównie o bieganiu, choć nie tylko, zrobiliśmy pętelkę po lesie. Drugi dzień testowania butów i... wcale o nich nie myślałem... czyli jest ok. Póki co.

Dzięki Marcin za wspólny trening.

14 Półmaraton Warszawski

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(2)
Rok temu w warszawskim półmaratonie wystartowało nas z teamu 9 osób. W tym roku nie udało się powtórzyć tego wyniku. Inne starty w tym terminie, różne plany życiowe sprawiły, że miało nas przyjechać trzech, ostatecznie do Warszawy docieram ja z Adamem.

W dobrym nastroju © djk71

Niestety startuję sam, bo Adam od dwóch tygodni walczy z chorobą i dopiero kończy kurację. Co prawda klimat w biurze zawodów, kiedy w sobotę odbieramy pakiety sprawia, że jeszcze się łamie, ale ostatecznie wygrywa rozsądek - zajmie się robieniem zdjęć.

Biec, czy nie biec - oto jest pytanie © djk71

W hali Torwaru poznaję jednak znajomą Adama - Anetę i jej przyjaciółkę Magdę oraz Michała. Od słowa do słowa umawiamy się, że pobiegniemy razem. Planują biec na 2:10 - w zeszłym roku miałem czas nawet nieco lepszy, ale w tym taki wynik to byłoby marzenie.

Wieczorem idziemy jeszcze na krótki spacer.

Stolica wieczorem © djk71

Przy okazji musimy zerknąć na słynne schody.

Schody do...? © djk71

Więcej czasu jednak spędzamy obok Zachęty.

I co ja o tym myślę? © djk71

Najpierw chcieliśmy to ominąć © djk71

Wszystko można wykorzystać © djk71

A to kto? Mamy podejrzenia... © djk71

Rano śniadanko, wybór ciuchów - kiedy chowamy rzeczy do bagażnika w samochodzie (stoi bliżej mety niż depozyty) jeszcze się waham czy nie wziąć koszulki termicznej z długimi rękawami - Adam mnie ochrzania i decyduję się biec zupełnie na krótko ;-)  Jak się potem okaże to był doskonały pomysł. Momentami było nawet za ciepło - szczególnie w pełnym słońcu w czarnej czapce.

Spotykamy znajomych, do grupy dołącza Asia. Na starcie informuję ich, że biegnę z nimi, ale jakbym odpadł to mają się tym nie przejmować.

Logo firmy musi być © adamj
Silna (oby) grupa :-) © adamj

Ruszamy i rzeczywiście biegniemy w moim tempie. To dobrze. Od początku zagrzewa nas do biegu głośny doping kibiców. Zarówno tych przypadkowych, jak i zorganizowanych grup. To jest w Warszawie niesamowite.

Bufet na 5 km sprawia, że się rozdzielamy. Nie widzę nikogo z mojej grupy. Trudno, biegnę sam, szkoda tylko, że nie wziąłem słuchawek.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 5 km - prognozowany czas całości to 2:11:52.

Po chwili jednak doganiam Anetę i Magdę. Michał dołączy do nas chyba przed 10 km. Asi już nie spotkamy na trasie.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 10 km - prognozowany czas całości to 2:11:30. Czyli biegniemy równo, nawet lekko przyśpieszyliśmy.

Biegniemy po drugiej stronie Wisły. Jest świetnie, kolejne kilometry mijamy wyjątkowo szybko. Zupełnie nie czuję zmęczenia, ale... spoglądam na zegarek i tętno jest w okolicach 184 uderzeń. Niedobrze. Nie powinno być takie. Wiem jednak, że nie będę go już w stanie obniżyć. Źle, bo to oznacza, że dobiegnę umierając na mecie, albo zetnie mnie nagle jeszcze gdzieś po drodze. Trudno., nic już nie poradzę - biegnę dalej.

Gdzieś w okolicach chyba 13-14 km ekipa zaczyna mi odchodzić. Nie dużo, jakieś 2-3 m, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście udaje mi się w końcu do nich dołączyć.

Na Moście Świętokrzyskim © adamj

Wg danych z punktu pomiaru czasu na 15 km - prognozowany czas całości to 2:12:13 - wolniej.

W okolicach szesnastego kilometra odpada Michał - myślę, że słońce dobija nie tylko mnie...
Znów biegnę tylko z dziewczynami. Przed nami długa prosta. Pamiętam ją (zresztą jak większość trasy) z ubiegłego roku - dała mi w kość. Póki co jest dobrze. Dobrze, ale tylko do 19 km. Nie wiem, czy to Aneta przyśpieszyła, czy ja zwolniłem, ale dziewczyny w szybkim tempie mi uciekają. Patrzę na puls i nawet nie próbuję podejmować pogoni. Tym bardziej, że w tunelu widzę leżącego zawodnika, którym opiekują się ratownicy. Jedzie karetka, ale nie wjeżdża do tunelu. Zajmuje się osobą, przed wjazdem do niego.
Kawałek dalej kolejna osoba i jeszcze jedna. Biegnę swoim tempem. Już niczego nie nadrobię...
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 20 km - prognozowany czas całości to 2:14:19 - znacznie wolniej

Przebiegam przez linię mety. Czas: 2:15:17 - sześć minut wolniej niż rok temu, a z drugiej strony 21 minut szybciej niż w pierwszym tegorocznym półmaratonie - Biegu Cyborga.

I jestem na mecie © djk71

Zmęczony, ale zadowolony. Medal ląduje na szyi.

Znów to zrobiłem :-) © djk71

Po chwili dostaję wodę, izotonik, piwo bezalkoholowe, folię do okrycia się... rąk mi brakuje. Na szczęście po chwili spotykam Adama. Rozglądałem się za resztą ekipy, ale nie udało mi się ich odnaleźć.

Można odpocząć © adamj

Dopiero po chwili odpoczynku udaje nam się zdzwonić i ponownie spotkać. Wszyscy jeszcze przeżywamy bieg. Czas udać się na coś do jedzenia.

W końcu ruszamy do domu. Droga długa, ale spokojnym tempem udaje się wieczorem dotrzeć na miejsce. To był udany dzień, a właściwie dwa dni. Męczące, ale sympatyczne. Dziękuję super ekipo za to co na trasie, jak i poza nią.

BTW: Zegarek pokazał mi o kilkaset metrów dłuższy dystans niż miał być. Co ciekawe wielu osobom na trasie również zegarki na poszczególnych kilometrach pokazywały inne odległości. Satelity aż tak szalały, czy rzeczywiście dystans był dłuższy?

Na bieżni przed meczem

Piątek, 29 marca 2019 · Komentarze(0)
Po świetnym, aktywnym początku roku... przerwa. Dwa tygodnie prawie bez biegania. No dobra, był raz... z obtartymi stopami. Porażka, ale nie pierwszy raz życie potrafi zabić chęć do... życia...

W międzyczasie dwukrotnie pojechałem na siłownię. Dojechałem, zaparkowałem i po kilku minutach ruszyłem w drogę powrotną. Nawet nie otworzyłem drzwi siłowni. Wczoraj wyszedłem z domu, wsiadłam do auta i zanim uruchomiłem silnik musiałem zmienić zdanie - z siłowni zrobił się tour de sklepy.

Dziś też mocno napięty harmonogram. Najpierw odwozimy syna na kadrę potem... Właśnie... wczoraj żona zaproponowała, że skoro mamy wolny wieczór to może pójdziemy do kina. Nie byłem do końca przekonany więc zaproponowałem inne wydarzenie kulturalne... Zgodziła się. Co prawda nie wiem, czy gdybym od razu powiedział, że mam na myśli mecz piłki nożnej to też poszłoby tak łatwo... ;-)

Jako, że przed meczem mamy chwilę wolnego, a siłownia jest pod stadionem to... jedziemy na Arenę Zabrze :-)

Jeszcze pusto © djk71

Trochę biegania, chyba mocniejszego niż planowałem, ale tak wyszło. Chyba musiałem odreagować. Choć tak naprawdę to odreagowywałem kilkadziesiąt minut i kilkanaście, a może kilkadziesiąt metrów wyżej. Dobrze, że byłem z żoną, a nie z dzieckiem, bo emocje były...

W tle stara trybuna © djk71


Po treningu zegarek pokazuje mi 72h odpoczynku. Mam nadzieję, że to tylko błędne wskazanie, bo nie wszystko jest ustawione jeszcze po ostatnim resecie sprzętu. Szczególnie, że w niedzielę... trochę dłuższy bieg.

Bieg Wiosenny 2019

Niedziela, 10 marca 2019 · Komentarze(2)
Podobnie jak w roku ubiegłym i w tym witamy wiosnę trochę przedwcześnie. Co jednak zrobić skoro znów organizatorzy Bieg Wiosenny zorganizowali pod koniec zimy ;-) Znów silną ekipą (choć niestety brakuje kilku osób) spotykamy się pod Stadionem Śląskim.

Przed startem © djk71

Dziś nieco chłodniej niż rok temu. Do tego trochę wieje, choć chyba nie tak bardzo jak wczoraj.
Chwila rozmów, ogarniamy kto jak bardzo dziś jest słaby ;-) I po chwili startujemy. Jak zwykle tłum więc każdy szuka kawałka miejsca dla siebie. W zamieszaniu nagle upada Ania. Mówi, że nic się nie stało, ale jednak kończy bieg ze stłuczoną dłonią.

Marcin z Gosią i Patrycją ruszają mocno do przodu. Nie zaskakuje nas to. Chwilę później ucieka mi nieco Anka, ale postanawiam biec dalej swoim tempem. Co prawda dziś nie pilnuję zbytnio tętna, ale może to dlatego, że jest w normie.

Kończy się podbieg i... albo ja słabnę, albo reszta nabiera sił. Wyprzedza mnie Celina. Nawet nie próbuję się jej trzymać. Biegnę swoje.

Na piątym kilometrze łyk wody i ruszam dalej. O dziwo podbieg do żyrafy wchodzi bez problemu. Potem nawet zaczynam biec szybciej. Brakuje sekund żebym skończył poniżej godziny. Ale i tak to chyba najlepszy czas od roku, choć o ponad 2,5 minuty dłuższy niż na tym samym biegu rok temu - 01:00:04.

Dobiegliśmy © djk71

Po biegu z medalami © djk71

Na mecie jeszcze spotykamy Tereskę i Piotra.

Mamy to! Kolejny do kolekcji © djk71

Mimo to jestem zadowolony, szczególnie, że biegłem w końcu z normalnym (jak na mnie) pulsem.
Teraz czas na chwilę odpoczynku.

Po pakiet i ratunek pociągiem

Sobota, 9 marca 2019 · Komentarze(3)
Jutro Bieg Wiosenny. Podobnie jak rok temu postanawiam pojechać po pakiet startowy rowerem. Ten sam pomysł ma Marcin i Anka.
Niestety Marcin rano nie odpowiada więc umawiamy się z Anką sami obok Kłosa. Gdy rusza wysyła info, że wieje. Nie specjalnie się tym przejmuję, przecież miało wiać. Po chwili i ja ruszam. Pod Kłosem nie widzę jeszcze mojej towarzyszki, ale wg moich obliczeń ma jeszcze chwilę czasu. Ruszam w stronę Mikulczyc. Przy cmentarzu spotykam Olę z mamą, a pod chwili nadjeżdża Ania.
Kiedy mówię gdzie i po co jedziemy, słyszymy, że zdrowi to my całkiem nie jesteśmy. Odbieramy to jako komplement ;-)

Ruszamy w stronę Chorzowa. Najpierw Osiedle Młodego Górnika, potem Rudzka Kuźnica, Bobrek i w końcu Szombierki. Trasa podobna do tej z ubiegłego tygodnia, ale lubię te śląskie klimaty familoków. Ani też się podoba.

Skoro tak to zbaczamy lekko w stronę EC Szombierki.

Elektrociepłownia Szombierki © djk71

Na mnie zawsze robi wrażenie ten komin wychodzący jakby wprost z biurowca.

Komin z bliska © djk71

A właściwie kominy © djk71

Jest ciepło, ostatnio żałowałem, że nie wziąłem zimowych rękawic, dziś żałuję, że nie wziąłem krótkich.

Jedziemy dalej. Ania na początku wspomniała coś o podjazdach więc specjalnie dla niej Kolonia Zgorzelec.

Wjeżdżamy na Zgorzelec © djk71

Ciekawe jest to osiedle. W środku niczego.

Ostre... zakręty... © djk71

Z jednej strony porządek, zieleń, a zaraz dalej zamurowane okna, ruiny.

I ładnie i brzydko © djk71

Ciekawe jak tu będzie po rewitalizacji, na którą ponoć dostali pieniądze.

Lubię taką zabudowę © djk71

Mijamy Łagiewniki i podjeżdżamy pod wieżę, która ostatnio wydawała mi się być wieżą kościelną. Okazuje się to być jednak dawna remiza strażacka w historyzmu. Pierwszy raz o czymś takim słyszę.

Remiza w Łagiewnikach © djk71

Kierunek Żabie Doły.

Siemanko! Witamy © djk71

Dopiero tu dostrzegam jak wieje.

Nieźle wieje © djk71

Nawet ptakom się nie chce fruwać.

Ptaki odpoczywają © djk71

Mijamy Dolinę Górnika...

Mostek w Dolinie Górnika © djk71

... oraz Szyb Prezydent...

Szyb Prezydent © djk71

... i wjeżdżamy do Parku Śląskiego. Mamy prawie pół godziny do rozpoczęcia pracy Biura Zawodów. Postanawiamy zrobić rundkę po parku w poszukiwaniu wiosny. Widziałem już na FB zdjęcia kwiatów, ale nam nie udaje się nic znaleźć. Do biura dojeżdżamy tuż przed otwarciem bram. Jest kolejka, ale w sumie po chwili mamy już swoje numerki i pakiety.
Wieje coraz bardziej i zaczyna padać.
Ruszamy. Udaje nam się dojechać tylko do AKS-u. Nie da się jechać. Wiatr zrzuca z roweru, z nieba leci chyba grad. A jak nie grad to ostre, lodowate szpilki.
Zatrzymujemy się i podejmujemy decyzję... wracamy pociągiem. Pewnie byśmy mimo warunków dojechali rowerami, ale... jutro biegamy. Trzeba być choć trochę rozsądnym. Chwila wahania, czy jedziemy na dworzec w Katowicach, czy Chorzów Batory. Posiłkujemy się mapą i wychodzi, że Batory bliżej.

Strach jechać ulicą między autami, bo mam wrażenie, że zaraz nas kolejny podmuch zdmuchnie pod jakiś samochód. 
W końcu dojeżdżamy do dworca.

A w Chorzowie leje © djk71

Kupujemy bilety i czekamy w poczekalni.
Jest zimno. Bardzo.

Ale tu zimno © djk71
Po pół godzinie wychodzimy na peron. Tu też nie jest lepiej.

Zaraz przyjedzie pociąg © djk71

Marzymy żeby być już w domu.

Jak mi zimno! © djk71

W końcu jest. Tylko kilka stacji więc stoimy z rowerami w przejściu.
Ja wysiadam w Zabrzu, Anka jedzie do Gliwic. Zostało mi ostatnie 10 km, ale tym razem wiatr jest łaskawy i wieje głównie w plecy.
Spokojnie dojeżdżam do domu. Trzeba odpocząć przed jutrem.