Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Rozruch po wczorajszym

Niedziela, 30 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Wczorajsza Zbójnicka Śleboda dała mi nieźle w kość.
Byłem tak zmęczony, że prawie nie spałem w nocy. O 4:30 wstałem na dobre. Czułem zmęczenie.
Po śniadaniu trzeba było się spakować i ruszyć w drogę powrotną. Nie chciało nam się jednak od razu wracać i postanowiliśmy jeszcze coś zrobić.
Były w planie górki, ale ostatecznie stanęło na emeryckim spacerze. i też było pięknie. Choć ludzi... milion..

Trzy Korony © djk71

Zbójnicka Śleboda

Sobota, 29 sierpnia 2020 · Komentarze(4)
Jak pewnie Ci, którzy czytają mojego bloga regularnie zauważyli, od początku pandemii mam pod górkę z bieganiem. I nie chodzi tu o to, że trenuję w górach, a o to, że straciłem zapał do biegania.  Plany na ten rok były ambitne, ale kolejne odwoływane lub przenoszone biegi skutecznie zniechęcały do regularnego trenowania. Już wyjazd na Rzeźniczka prawie trzy miesiące temu był wariactwem, ale udało się. Kolejne miesiące upłynęły praktycznie prawie bez treningów, nie licząc kilku krótkich biegów w Austrii. 

Patrząc na to co się dzieje i, że w Niedzicy ogłoszono czerwoną strefę łudziłem się, że Ultra Janosik też zostanie odwołany. Niestety nie został. Co było robić, trzeba było przyjechać, ale wizja 35 km po górach, dodatkowo w upalnej pogodzie nie nastrajała mnie zbyt optymistycznie. 

Jeszcze pełen optymizmu © djk71


Na miejscu zameldowaliśmy się w piątkowe popołudnie. Odbiór pakietów startowych, obiadek i choć gdzieś po głowie chodziła nam jakaś aktywność to reszta wieczoru to po prostu chillout plus analizowanie map, wymogów związanych z wyposażeniem obowiązkowym itp. 


Zaraz ruszamy © djk71

Mimo, że spakowaliśmy się już w piątek to w sobotę na miejsce zbiórki przyjeżdżamy na styk. Do tego przy wejściu do autokaru, który wiezie nas na miejsce startu, okazuje się, że niektórzy jednak zapomnieli tego i owego :) - i to nie byłem ja :)

W drodze na start © djk71

Ostatecznie jednak udaje się w komplecie dotrzeć na miejsce startu. 

ETISOFT Running Team © djk71

Mamy chwilę czasu jeszcze na ostatnie poprawki, toaleta, ustawienie nawigacji w zegarkach (jak się potem okaże niepotrzebne, bo trasa perfekcyjnie oznakowana) i ustawiamy się na starcie. 


Przed startem © djk71

Ruszamy, pierwsze kilkaset metrów po asfalcie i mimo, że truchtem to... tętno... 190. Nie wróży to niczego dobrego. 
Skręcamy w teren i przed nami długie podejście. Kijki idą w ruch. Tętno dalej wysokie, praktycznie cały czas 180+, ale idzie mi się dobrze. Wyprzedzam nawet Tereskę, choć zdaję sobie sprawę, że to kwestia kilku chwil, gdy znów ją zobaczę i... będzie to ostatni raz w tym biegu :). Jeszcze na górze spotykam Adama i Piotra, ale oni też popędzą do przodu. 

Chwilę później zaskakuje mnie... Bufet. Mimo, że oglądałem mapę kilkukrotnie to... tego punktu nie zarejestrowałem. Miła niespodzianka. 

Biegnę, nie jest źle, mimo wysokiej temperatury chmury zasłoniły słońce więc da się ruszać.

Chmurki cieszą © djk71


O dziwo pierwsze dziesięć, a nawet chyba trzynaście kilometrów udaje się pokonać w całkiem przyzwoitym jak na moją kondycję tempie.

Zmęczony na Janosiku © Walusza Fotografia

Zaczynam w głowie liczyć, o której jestem w stanie dobiec do mety. Wszystko brzmi bardzo obiecująco. Z obliczeń wychodzi mi, czas może być zbliżony do Rzeźniczka, choć tam było o siedem kilometrów mniej do zaliczenia. Jeszcze nie wiem, jak bardzo niepoprawnym optymistą jestem. 

W Trybszu spotykam drugiego Piotra, miło zobaczyć znajomą twarz. Cieszy też cola na punkcie i... ziemniak...  :)

Bufet na bogato © djk71


Siedem kilometrów później kolejny bufet w Dursztynie. Tu jest zupka, ale jakoś nie mam ochoty próbować, czuje od kilku kilometrów lekki niepokój w żołądku więc wolę nie ryzykować. Cola, woda, arbuz i biegnę dalej. Czas wciąż ok, za mną około 21 kilometrów. 


Zaczyna się podbieg, kije znów idą w ruch, ale jeszcze nie wiem co mnie czeka. Choć pamiętam, że na mapie była ścianka to jakoś cały czas sobie wmawiałem, że to tylko tak wygląda na profilu wysokości... 
O jak bardzo się myliłem... Ta prawie pionowa kreska na mapie nie kłamała. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem - oczywiście żeby zrobić zdjęcia ;)

Biegamy © djk71

Nie tylko ja, prawie wszyscy... Odgłosy jakie można było usłyszeć brzmiały jak co najmniej z miejsca tortur. Choć w jednym przypadku nie do końca byłem pewien co słyszę... Wspinająca się dziewczyna wydawała takie głosy, że nie byłem pewien, czy to przedśmiertne charczenie (nigdy nie słyszałem, ale na pewno tak to brzmi), czy długi niekończący się orgazm. Myślałem czy nie pomóc jeśli to było to pierwsze, ale jeśli to był drugi przypadek to na wszelki wypadek postanowiłem nie przeszkadzać. 

Nie tylko ja miałem dość © djk71

Kiedy zobaczyłem na trasie linę myślałem, że to jakoś żart, ale nie.. choć początkowo ją ignorowałem to ostatecznie też się na niej wciągałem. Niestety skończyła się przed szczytem i końcówkę trzeba było walczyć bez pomocy. 
W końcu bez sił zameldowałem się na górze Żar.

Gdyby wzrok mógł zabić... po wejściu na Żar na UJ2020 © Golden Goat Production

24. kilometr pokonywałem... ponad 37 minut!


Covid nie dał rady © djk71

Zupełnie bez sił próbowałem ruszyć dalej. Mimo, że było momentami w dół to nie miałem już siły biec. Kilkaset metrów dalej usiadłem na drzewie i... myślałem, że tak zostanę. Brak sił, mdłości, gorąc... Gdyby dalo się tam zejść z trasy to nie wiem czy bym tak nie zrobił. Tylko... nie było jak zejść. 

Ruszyłem dalej. Od tego momentu prawie całość to był już tylko marsz. Widziałem, że nawet idąc zmieszczę się w limicie czasu, co w żaden sposób nie dopingowało do podjęcia próby biegu. 

Chyba jednak byłem zmęczony © djk71

Zapomniałem już o wszystkich optymistycznych obliczeniach sprzed kilku godzin. Teraz chciałem tylko dotrzeć do mety i spokojne umrzeć. 

Jakieś trzy, cztery kilometry przed metą kończy mi się picie. Super, tego mi tylko było potrzeba. 

Dwa kilometry przed końcem rzeźni spotykam Tereskę, która już dawno skończyła i wyszła mi naprzeciwko. Miło.

Tereska w akcji © djk71


Bardzo miło. A przynajmniej dopóki nie słyszę: Biegnij, teraz już do końca! Dasz radę! 

Pięknie tu © djk71

Ale jak? Próbuję szybciej ruszać nogami i o dziwo daję jeszcze radę. Fakt, że jest z górki, ale już wcześniej było i nawet nie próbowałem.

Już końcówka © djk71


Dobiegam już do samej mety. 

Inni już dawno leżą, a ja wbiegam na metę © djk71

Dzięki Tereska :) 

Mamy to!!! © djk71

Przebiegam linię mety i mam dość, chyba nawet nie mam siły się cieszyć.

Piękny medal © djk71


To był mój najtrudniejszy bieg. Najdłuższy w górach, w słońcu, którego nie znoszę, ale przede wszystkim... bez treningu. A to już tylko i wyłącznie moja wina. Nie mogę niczego, ani nikogo winić, tylko siebie. Wiedziałem na co się piszę i nie robiłem nic. Jak to było w Cholonku: "Z niczego nie ma nic". I taka jest prawda.

Dostałem niezłą lekcję. Czy jestem zadowolony? Zmieściłem się w limicie, pokonałem najdłuższy dystans, były super widoki na trasie, spotkałem się ze znajomymi, poznałem nowe pozytywnie zakręcone osoby... Więc tak, warto było, jestem zadowolony. Choć chyba z wszystkiego oprócz samego biegu, a może oprócz mojej głupoty. 

Jak zawsze mam mocne postanowienie poprawy, wizję regularnych treningów, ale co z tego wyjdzie... Zobaczymy. 

Pierwsze działania poczynione. Zmieniłem dystans na Silesii z maratonu na połówkę. 
Mimo wszystko bieganie ma mi sprawiać przyjemność, a wiem, że za miesiąc to byłaby męczarnia. 









Ostas - skalne miasto

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po wymeldowaniu się ruszamy do domu.
Po drodze postanawiamy jednak zatrzymać się w jednym z czeskich skalnych miast - Ostas.
Może nie jest ono najbardziej znane, ale ponoć urocze i nie tak tłoczne jak niektóre inne.


Uwaga! Kamień u góry © djk71

I choć na parkingu jest kilkadziesiąt samochodów, a na trasie spotykamy ludzi to tłoku rzeczywiście nie ma.

Ciasno tu © djk71

I choć przez ostatnie kilka dni napatrzyłem się na skały to... znów robią na mnie olbrzymie wrażenie.

Spod skał patrząc na... skały © djk71

Niektóre wyglądają jakby je ktoś zasadził...

Wygląda jakby te skały tu rosły © djk71

Wiele z nich jest opisanych żeby nie trzeba się było zastanawiać co przedstawiają.

Diabelski wóz © djk71

Z góry znów piękne widoki.

Pięknie © djk71

Zaczęliśmy od Górnego Labiryntu.
Przed nami jeszcze dolny....

Tam też pójdziemy © djk71

Spokojnie podziwiamy kolejne miejsca.

Kto tu drzewo zasadził? © djk71

Po raz kolejny widzę takie oznaczenia. Ktoś wie co oznaczają?

Widzę to po raz kolejny, co to? © djk71

Bardzo podobają mi się oznaczenia na wypadek problemów. Czytelne i jednoznaczne.

Na wypadek problemów © djk71

Czy pisałem wcześniej, że się zastanawiałem jak to wszystko powstało?

Super klimat © djk71

Jest to niesamowite.

Kość? © djk71

Czasem próbujemy patrzeć na okolicę z innej perspektywy.

Przez oczko © djk71

Niektóre skały są potężne, na niektóre nawet wspinają się ludzie (bez kasków).

Można focić bez przerwy © djk71

Kolejny dzień kiedy świetnie się bawimy.
Dziś mamy lekką głupawkę... Ale chyba było coś w opisie, że tu można bawić się jak dzieci :-)

Ślicznie tu © djk71

Piotrka bawią niektóre czeskie słowa... :-)

Skały, skały... © djk71

Ogólnie zauważamy, że tu trasy są zdecydowanie mniej zabezpieczone, nie ma tylu barierek... Czy to oznaka większej odpowiedzialności ludzi, czy mniejsza troska ze strony właścicieli terenu?

Miejscami jednak jest cywilizacja... schody...

Są i schody © djk71

Pod nogami pojawia się piasek.

Potężny piaskowiec © djk71

Nic dziwnego skoro to piaskowiec.

Super skała © djk71

Czasem błądząc w tym skalnym labiryncie trzeba szukać wyjścia...

Jedyne wyjście? © djk71

Łatwo nie jest...

Ślicznie © djk71

Miejscami jest też nisko i ciasno... wiem coś o tym :-)

Kilka razy w głowę się uderzyłem © djk71

I tak dobiegł końca nasz wypad. Inny niż planowaliśmy, ale chyba żaden z nas tego nie żałuje.
Było pięknie. Była okazja odpocząć, pochodzić, zrelaksować się, ale też poważnie (a czasem wręcz przeciwnie) porozmawiać...

Dzięki Piotrze za pomysł i za realizację. Było super.


Po czeskiej stronie

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Czytając informacje na blogu Hasających Zajęcy nie możemy nie wybrać się za naszą południową granicę. Szczególnie, że z kwatery mamy tam kilka kilometrów. Zostawimy auto i ruszamy w góry.

Jeszcze przed wejściem do lasu podziwiamy pomysłowość naszych sąsiadów :-)

Pomysłowo © djk71

Mając w pamięci wczorajszy Narożnik i zabójstwo jakie tam miało miejsce dzisiejszy pierwszy punkt wydaje się być naturalną kontynuacją :-)

Trochę strach © djk71

Wszechobecne w lesie mchy jakoś przywodzą mi na myśl klimaty z Tolkiena.

Jest klimat... jeszcze mgieł brakuje.. © djk71

Dość szybko trafiamy na dawno nie widziane :-) skały.

Kolejna skała © djk71
I znów jest pięknie

Brama? © djk71

Niektóre miejsca naprawdę nie pozwalają wierzyć, że to stworzyła natura... Próbuję znów doszukać się tu ręki człowieka, albo raczej kosmitów.

I że niby natura to wyrzeźbiła? © djk71

I znów nogi same niosą.

Chce się iść © djk71

Oczy i obiektyw aparatu wyszukują coraz to ciekawsze kształty.

A czyja to głowa wystaje? © djk71

Podoba mi się to połączenie skał i mchu.

Skały i mchy © djk71

Idziemy i...  znów jesteśmy sami. Nie ma nikogo.

Coś być musi do cholery za zakrętem... © djk71

Zupełnie nam to nie przeszkadza.

Między skałami © djk71

Wręcz przeciwnie. Żal nam tylko tych, którzy tłoczą się gdzieś w kurortach lub na najbardziej znanych miejscówkach.

Idziemy © djk71

Po raz kolejny widoki zaskakują.

Nie spadnie? © djk71

Jest pięknie.

A to co? © djk71

Kiedy siadamy na jednej ze skał spotykamy w końcu ludzi. Najpierw kilkoro Czechów, a potem rodzinka z Polski wita nas: "Dzień doby, a my Panów spotkaliśmy wczoraj". Jesteśmy w szoku - wczoraj byliśmy na polskich szlakach. "Rozmawiali Panowie na temat erozji i wietrzenia skał, a ja jestem na ten temat bardzo wyczulony" mówi mężczyzna.
Zupełny szok. Biorąc pod uwagę,  że niezbyt wielu ludzi mijaliśmy wczoraj, że byliśmy w innym kraju, że na ten temat rozmawialiśmy może kilka minut... to jest niezły zbieg okoliczności :-)

Flaga na maszt © djk71

Maszerujemy dalej. Ładnie mają oznaczone szlaki.

Oznaczenia czytelne © djk71

Żeby nam się nie nudziło pojawiają się skalne zagadki. '

A co to? © djk71

Niektóre naprawdę wyglądają jakby rzeźbione.

Ślimak? © djk71

W planach był o wiele dłuższy dystans.

Żółw? © djk71

Niestety problemy żołądkowe sprawiły, że musieliśmy skrócić trasę.

A to co? © djk71

Po tym co zobaczyliśmy wiem na pewno, że jeszcze tu wrócę żeby zobaczyć resztę.

Znów ślimak? © djk71

Mam wrażenie, że czeska strona Gór Stołowych jest jeszcze piękniejsza niż polska.

Jest i grzybek © djk71

Wracamy na kwaterę, ogarniamy się i dziś jedziemy na kolację do Kudowy Zdrój.

Czas na muzykę © djk71

Pomimo porannych problemów żołądkowych postanawiam zaszaleć kulinarnie :-)

Gorgonzola e Pere © djk71


Lemoniada © djk71

Bez konsekwencji ;-)

I znów kolejny udany dzień. Po powrocie pakujemy się, bo... rano trzeba się wymeldować... Szybko to zleciało.

Białe Skały i Skalne Grzyby

Niedziela, 9 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wczoraj cały dzień przegadaliśmy wędrując po bardzkich drogach krzyżowych i różańcowych.
Dziś też postanowiliśmy wybrać coś mniej popularnego. Startujemy w Batorówku.
Kiedy krótko po starcie zobaczyłem stację drogi krzyżowej pomyślałem, że Piotr lekko przesadza... :-) Ten temat przecież zaliczyliśmy wczoraj.

Znów droga krzyżowa? © djk71

My jednak skręcamy w inną stronę.

Idziemy przed siebie © djk71

Żebyśmy nie zapomnieli gdzie jesteśmy pojawiają się pierwsze skały.

Znów kompozycje skalne © djk71

Po drodze spotykamy mnóstwo wywróconych drzew. Widać jak płytko osadzone mają korzenie.

Ładny wykrot © djk71

To, że drzewa są przewrócone to nie dziwi, ale krzyże?

Wandale, czy natura? © djk71

Idziemy dalej podziwiając okolicę. Jednocześnie cały czas prowadzimy dyskusje na różne tematy. Nie widziałem, że potrafię aż tyle mówić :-)
Czasem jednak trzeba zamilknąć i odpocząć podziwiając okolicę.

Tak będę siedział © djk71

Warto też spojrzeć pod nogi...

Ślicznie © djk71
... czy rozejrzeć się wokół...

Też ma swój urok © djk71

W końcu jednak trzeba ruszyć dalej.

Ścieżka przez torfowisko © djk71

Ludzi niezbyt tu wiele, za to pojawiają się inne stworzenia.

Jaszczurka © djk71

I znów podziwiamy kompozycje skalne...

Skały © djk71

Dyskutujemy o tym jak powstały...

I jak tu przejść? © djk71

Że kiedyś to wszystko było pod wodą...


Przewróci się... © djk71

A teraz służy jako platforma widokowa.
Na Narożniku Piotr opowiada mi historię zabójstwa pary młodych studentów z Akademii Rolniczej we Wrocławiu w 1997 roku. Sprawcy (-ów) do dzisiaj nie odnaleziono.
Pomimo upływu wielu lat mówi się ostatnio o przełomie w śledztwie... Pogooglujcie... naprawdę ciekawa (i niestety przykra) historia...

I znów czas na podziwianie © djk71

Czas iść dalej...

Kolejne skały © djk71

Lubię takie dróżki... Chyba niezbyt wiele osób tu się zapędza, bo nawet przy ścieżkach można znaleźć jagody.

Lubię takie ścieżki © djk71

Wkrótce wyjaśnia się nazwa Skalne Grzyby.

Grzybek © djk71

Nie brakuje tu ich.

Kolejny grzybek © djk71

Robimy chwilę przerwy.

A może odpocząć? © djk71

Po chwili trafiamy na kolejne grzyby.

Czas na grzybobranie © djk71

Oprócz grzybów są też i inne kształty. Dyskutujemy o erozji i wietrzeniu skał, nawet nie wiemy jak ważne to okaże się kolejnego dnia :-)

Niesamowite są te kompozycje skalne © djk71

Nawet nie zauważamy jak mijają kolejne kilometry.

Skały już były? © djk71

W sumie kończymy trasę po 25 km. W ciszy, prawie bez ludzi... Cudownie...

Skały, korzenie... © djk71

Wieczór postanawiamy spędzić podobnie jak wczoraj w Polanicy Zdrój.

Polanica z dystansu © djk71

Przypadkiem trafiamy na Aleję Koszykarzy.

Aleja koszykarzy © djk71

Kolejny udany dzień.

Droga Różańcowa i dwie Drogi Krzyżowe

Sobota, 8 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dziś mieliśmy w planach Czechy, ale mając na uwadze zasłyszane opinie o tłoku w weekendy wybieramy Bardo - miasto cudów (tak się przedstawiają).

Po przyjeździe uderzamy najpierw do biura informacji turystycznej. Sympatyczna dziewczyna obdarowuje nas mapami oraz udziela kilku informacji.
Między innymi dowiadujemy się, że w pobliskim kościele znajduje się najstarsza w Polsce drewniana rzeźba sakralna z... 1011 roku!!!
Musimy to zobaczyć.

Najstarsza rzeźba sakralna w Polsce - 1011r. © djk71

Kościół całkiem ładny.

Drugie co do wielkości organy na Dolnym Śląsku © djk71

Mijamy mały rynek i ruszamy na pobliskie wzgórze zobaczyć drogę różańcową.

Jedna z kapliczek na Drodze Krzyżowej w Bardzie © djk71

Część kapliczek bardzo ładna, część taka sobie.

Jedna z kapliczek na Drodze Różańcowej w Bardzie © djk71

Niestety wszystkie pozamykane. Większość niestety w nie najlepszym stanie... Szkoda, że ludziom wszystko przeszkadza...

Jedna z kapliczek na Drodze Różańcowej w Bardzie © djk71

Mimo, ze idziemy spacerkiem, to słoneczko już od początku zapowiada, że ten dzień nie będzie łatwy.

Droga Różańcowa w Bardzie © djk71

Schodzimy ponownie do miasteczka. Mijamy centrum, przechodzi nad rzekę, a stamtąd... na Drogę Różańcową. Jedną z trzech - niemiecką (są jeszcze polska i czeska).
Nie to, że mamy taką potrzebę, po prostu zapowiadają się fajne ścieżki do spacerowania. Do tego pod górkę więc tak jak lubimy ;-)

Niemiecka Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Mapa mówi, że obok są pozostałości po dawnym zamku. Rzeczywiście pozostałości...

Pozostałości po zamku w Bardzie © djk71

Potem próbujemy wg mapy odnaleźć punkt widokowy, ale coś nam to średnio wyszło. Nie szkodzi, idziemy dalej.
Chwilę później trafiamy na inny punkt widokowy. I... jest widok...

Widok na Bardo © djk71

Obok (a częściowo) na naszym szlaku mnóstwo rowerzystów. Nic dziwnego, jest gdzie trenować, tym bardziej, że są tu wytyczone trasy zjazdowe.

Maszerujemy dalej. Jesteśmy tak pochłonięci rozmową, że nie zauważamy miejsca gdzie mieliśmy skręcić. W efekcie trafiamy... na wieczór panieński Marceliny :-) Prawie :-)
Wracamy. Mieliśmy skręcić na polską drogę krzyżową. Te zdecydowania skromniejsza i rzadziej uczęszczana.

Polska Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71
Do tego bardziej pionowa.

Polska Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Ostatecznie udaje się ją pokonać i trafić do mieszczącej się na szczycie kapliczki Matki Boskiej Płaczącej.

Kapliczka © djk71

Widać wiele osób chce pozbyć się tu swojego krzyża.

Krzyże © djk71

Czas na zejście.

Niemiecka Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Z jakiegoś powodu droga w dół jest szybsza :-)

Zabytkowy most w Bardzie © djk71

Na miejscu chcemy coś zjeść, niestety upatrzona wcześniej knajpka dziś jest nieczynna. Właściciel (?) na pytanie o inne miejsce nie poleca niczego. Nie wierzymy mu. Jak się potem okaże niesłusznie. Zjedliśmy jakąś pizzę, ale... to nie było miejsce godne polecenia.

Nie sądziłem, że przejdę dziś 18 km w takim klimacie... Ale podobało mi się. Dobrze spędzony dzień. I znów na prawie pustych ścieżkach.

Wieczór kończymy w Polanicy Zdrój. Tu już kiedyś byłem. Ładnie tu.
I jest inne piwo bezalkoholowe niż Lech Free... bo wszędzie tylko takie ;-(
Ale tu był wyjątek :-)

A jednak się napiłem © djk71


Ślepak © djk71



Spacer po Dusznikach

Piątek, 7 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po 23 km po skałkach postanawiamy jeszcze pospacerować po Dusznikach.

A to co? © djk71

Chwila spaceru po mieście, potem po parku zdrojowym.

Fontanna w parku zdrojowym - Duszniki © djk71

Nie chce się wracać.
Ostatecznie lądujemy jeszcze w jakieś czeskiej knajpce.

Błędne Skały i nie tylko

Piątek, 7 sierpnia 2020 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Wczoraj chodziliśmy po pustych ścieżkach już pod wieczór, dziś postanawiamy ruszyć z rana zanim inni wyjdą (wyjadą) na szlak. Podjeżdżamy na parking w okolicach Błędnych Skał. Przez chwilę wahamy się, czy nie podjechać na samą górę, ale i cena wjazdu i fakt, że wjazdy/zjazdy są w odstępach godzinowych (wąska droga) skutecznie nas do tego zniechęca. Zostawiamy samochód na dole i maszerujemy szlakiem w górę.


Kierunek Błędne Skały © djk71

Kiedy docieramy do góry zaczynają się pojawiać pierwsi kierowcy. Ruszamy szybko do przodu żeby uniknąć tłumów.

I zaczynają się zagadki: co to jest © djk71

I znów jest pięknie.

I znów się rozglądam zaciekawiony © djk71

Chciałbym opisać wszystkie wrażenia jakie miałem po drodze, ale nie da się.

Niesamowite © djk71

To trzeba po prostu zobaczyć.

Kamyczek między skałami © djk71

Każdy kolejny krok, każdy zakręt to kolejna niespodzianka.

Pięknie © djk71

To kolejny niesamowity widok.

Podoba mi się © djk71

I to zarówno z góry...

Śliczna panorama © djk71

Jak i tuż obok.

Niesamowite skały © djk71
Te skały są niesamowite.

A jak to powstało? © djk71

Zaczynam się zastanawiać, czy tego nie stworzyli kosmici.

Różnorodna ścieżka © djk71
Przecież to niemożliwe żeby to samo się tak ukształtowało.

Wierzyć się nie chce, że to natura © djk71

Miejscami jest wąsko.

Miejscami wąsko © djk71

Po minięciu Błędnych Skał postanawiamy pójść dalej.

Skały, korzenie... © djk71
Wytyczamy sobie trasę i ruszamy.

Dróżka © djk71

Jest ciepło. Łatwo nie jest, ale jesteśmy dzielni.
Po kilkunastu kilometrach wita nas taki znak.

Po angielsku... Hope :-) © djk71

Schodzimy ze szlaku, ale niestety zamknięte.
Na szczęście kawałek dalej jest mała knajpka. I mają bezalkoholowe :-)

Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Słońce praży. Na szczęście las daje schronienie.

I mchy, mchy... © djk71

Jest pięknie.

W górze też pięknie © djk71

Pod koniec trasy pstrykam zdjęcie przydrożnego krzyża. Dopiero w domu zauważam, jak się wpasowałem :-)

Jak ja się tam znalazłem? © djk71

Było pięknie. Ponad 20km. Wieczorem zahaczamy jeszcze o sawannę żeby zerknąć na zachód słońca.

Chwila odpoczynku © djk71

Piękny dzień za nami.

Zachodzić, czy znów się pokazać? © djk71

Czas wracać na kwaterę.

Dobranoc © djk71

Szczeliniec

Czwartek, 6 sierpnia 2020 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Wczoraj skończyliśmy wędrówkę wcześniej niż planowaliśmy. Przespaliśmy się i... ruszyliśmy w Góry Stołowe. Dla mnie to zupełnie nowy teren. Co prawda dojeżdżając na miejsce zaczynamy się zastanawiać, czy to był dobry wybór. Na miejscu tysiące turystów, wszystkie parkingi zapchane samochodami. Chyba nie tego chcieliśmy :-(

Zatrzymujemy się w Wambierzycach.

Wambierzyce © djk71


Malutka mieścina, gdzie nawet zjeść coś w sensownych cenach nie jest łatwo. W końcu wcinamy pierogi i próbujemy znaleźć jakiś nocleg na kilka dni. Łatwo nie jest. Wszędzie już zajęte. Ostatecznie udaje nam się znaleźć nocleg w Łężycach (Duszniki Zdrój). Jedziemy się rozpakować i postanawiamy wykorzystać jeszcze pozostałą część dnia. Piotr sugeruje Szczeliniec. Z racji tego, że to popularne miejsce trochę się tego obawiamy, ale na szczęście kiedy dojeżdżamy na parking większość osób już jest w domu lub właśnie wraca.


Ruszamy na Szczeliniec © djk71

Oczywiście nie jesteśmy zupełnie sami, ale z każdym kolejnym krokiem jest coraz spokojniej.

Ścieżka, czy pomost? © djk71

Biorę do ręki aparat i... właściwie mógłbym pstrykać co chwilę...

Lubię taki widok korzeni © djk71

Skały robią na mnie wrażenie, choć jeszcze nie wiem, że to co najlepsze jeszcze przede mną.

Momentami nisko © djk71

Z góry piękny widok © djk71

Przy schronisku trochę ludzi, ale tłumów nie ma.

Chyba jestem zadowolony © djk71

Jest czas żeby popatrzeć na świat z góry.

Szczeliniec - schronisko © djk71

Nawet platformy widokowe puste.

I posiedzieć można © djk71

To była dobra godzina na wyjście tutaj.

Można się zapomnieć © djk71

O dziwo dopiero za schroniskiem jest kasa. Nie ma lekko, trzeba płacić, na szczęście cena nie szokuje.

Wąsko tu © djk71

Z każdym kolejnym krokiem jest coraz ciekawiej.

Zaklinowało się © djk71

Aparat znów zaczyna się grzać ;-)

Kto to ułożył? © djk71

Podobają mi się zarówno skały, jak i widoki z góry.

Ślicznie © djk71

To niesamowite, jak wyglądają te formy skalne.
Będę się temu dziwił jeszcze przez kilka następnych dni.

Kolejna układanka © djk71

Duża ich część jest nazwana, jak np. poniższy Małpolud :-)

Małpolud © djk71

Chciałbym wiedzieć jak to się tak poukładało.

Się poukładało © djk71

Dla Piotra to znajome tereny, ale ja jestem mile zaskoczony.

Nie mogę się nadziwić © djk71

Cieszy brak ludzi.

Dróżka © djk71

Można by tu usiąść i... siedzieć... siedzieć... siedzieć...

Kolejne skałki © djk71

Kiedy schodzimy, na dole nawet kramy są już pozamykane.
Ruszamy na zakupy i wracamy na kwaterę. Jutro trzeba wcześnie wstać żeby również uniknąć tłumów.

Pięknie, ambitnie i ciężko, czyli zmiana planów

Środa, 5 sierpnia 2020 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kilka miesięcy temu w trakcie jednego ze spotkań Piotrek zaproponował męski wyjazd w góry. Do końca nie wiedziałem, czy zrobił to żartem, czy z nadzieją, że się nie zgodzę :-) ale... podłapałem temat. Tym bardziej, że pomysł był zwariowany. Siedem dni marszu z Gór Opawskich do Świeradowa w Górach Izerskich. Ponad 200 km z plecakami i... bez żadnego wcześniejszego doświadczenia w takich wędrówkach. Mnie nawet chodziło po głowie żeby część przebiec... A co? Nie takie głupoty już robiłem.

Czas mijał, a pandemia skutecznie zniechęcała do budowania formy, tej biegowej też. Pierwszy, czerwcowy termin wyjazdu też został przełożony, bo granica z Czechami była zamknięta.
W końcu udało się ustalić kolejny. Trasa z grubsza wytyczona okazała się być dłuższa... 240 km... I do tego mamy 6, no może 6,5 dnia. To w praktyce oznacza 40 km dziennie. Jak na nowicjuszy to... dużo...

Napój mocy i startujemy © djk71

Pakujemy się. Każdy oddzielnie i... każdy... przesadza... Średnio prawie o... 100%. Wagowo.
Obaj doszliśmy do wniosku, że 9-10kg plecak to maks. Ostatecznie mój waży chyba ok. 16-17 - bez wody. Piotrka podobnie. Dobrze chociaż, że zmieściliśmy się w plecakach, choć mój przyjaciel próbował różnych wariantów.


Bagaż chyba zbyt duży © djk71

Ruszamy w środę rano. Pełni optymizmu dzielnie maszerujemy.

Zaczynamy w Górach Opawskich © djk71

Dość szybko przekraczamy granicę czeską.

I już po czeskiej stronie © djk71

Zaczynają się górki. Idzie się spokojnie, choć pierwsze kilometry poświęcamy na dopasowanie plecaków, chwilę trwa zanim dobrze leżą na plecach. Póki co pogoda dopisuje, nie jest zbyt gorąco.

Zaczynają się górki © djk71

Przechodzimy przez malutką, choć malowniczą wioskę Rejviz.

Strasznie, czy śmiesznie? © djk71

Ładnie, choć pojawia się dość sporo turystów, rowerzystów...

Ładnie © djk71

Na szczęście po chwili zabudowania się kończą, a my schodzimy znów na szlak w lesie.

Lubię takie domki © djk71

Tu zdecydowanie lepiej.

Którędy teraz? © djk71

Maszerujemy, rozmawiamy i zatrzymujemy się tylko po to by zerknąć na panoramy okolicy.

To lubię © djk71

Szlaki dobrze oznakowane. Nawet tam gdzie była wycinka.

Maszerujemy z plecakami © djk71
Po ok. 20 km docieramy na Zlaty Chlum. Jest dobrze. Czas na chwilę przerwy. O ile na trasie było pusto to tutaj jest trochę ludzi - większość to pewnie turyści, który postanowili zdobyć szczyt ruszając z pobliskiego Jesenika.

Zlaty Chlum © djk71

Po chwili przerwy ruszamy dalej - właśnie w stronę Jesenika.

W dole Jesenik © djk71

Póki co idzie się całkiem przyjemnie. Ciężar plecaków niestety daje o sobie znać ;-(

Dziwnie to wygląda © djk71

Mimo dobrego oznakowania udaje nam się przegapić jeden z zakrętów. Chyba zbytnio się zagadaliśmy. Musieliśmy wyglądać na profesjonalistów, którzy wiedzą co robią, bo podążająca za nami Czeszka chyba nam w pełni zaufała :-) Po chwili musiała wracać za nami.

Drzew nie ma, ale oznaczenia pozostały © djk71

Schodzimy w Jeseniku. Od jakiegoś czasu świeci już mocniej słońce. Czujemy lekkie zmęczenie. Postanawiamy nieco zmodyfikować trasę do Lipova Lazne.

Ciekawe © djk71

Chcieliśmy pójść nieco na skróty, w efekcie dostajemy mało przyjemny odcinek asfaltową drogą bez pobocza. Obaj marzymy, o tym żeby skończył się jak najszybciej.
Na domiar złego zaczynają dawać znać o sobie plecy i... szybko, zbyt szybko pojawiające się pęcherze na stopach ;-(

Docieramy do miasteczka. Za nami 30 km. Przed nami jeszcze zaplanowana dycha. Tylko... mamy problem z chodzeniem, a i godzina późniejsza niż planowaliśmy, a przed nami podejście w góry. Jeśli pójdziemy skończymy w górach w nocy. O ile... dojdziemy, bo każdy kolejny krok to problem, ból...


Tu skończyliśmy © djk71

Siadamy na ławeczce. Nawadniamy się i dyskutujemy co dalej. Choć obaj nie bardzo jesteśmy z tego zadowoleni to musimy przyznać się, że chyba cel był zbyt ambitny. Do tego ciężar na plecach nie pomógł. Nie tak to miało być, ale podejmujemy decyzję. Kończymy. Ten wyjazd to miała być przyjemność (i póki co była). Wiemy jednak, że nawet gdybyśmy jutro ruszyli dalej to... byłaby to walka o przetrwanie.

Decydujemy się na wezwanie wsparcia. jakieś dwie godziny później jesteśmy tam, skąd zaczęliśmy.
Trochę żal, ale to była dobra decyzja. Sam dzień też był ogólnie udany. Na pewno wiele się nauczyliśmy. Będziemy o tym jeszcze dyskutować przez kolejne dni, bo to, że zakończyliśmy inaczej niż planowaliśmy, nie znaczy, że skończyliśmy wyjazd zupełnie. :-)