Pięknie, ambitnie i ciężko, czyli zmiana planów

Środa, 5 sierpnia 2020 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kilka miesięcy temu w trakcie jednego ze spotkań Piotrek zaproponował męski wyjazd w góry. Do końca nie wiedziałem, czy zrobił to żartem, czy z nadzieją, że się nie zgodzę :-) ale... podłapałem temat. Tym bardziej, że pomysł był zwariowany. Siedem dni marszu z Gór Opawskich do Świeradowa w Górach Izerskich. Ponad 200 km z plecakami i... bez żadnego wcześniejszego doświadczenia w takich wędrówkach. Mnie nawet chodziło po głowie żeby część przebiec... A co? Nie takie głupoty już robiłem.

Czas mijał, a pandemia skutecznie zniechęcała do budowania formy, tej biegowej też. Pierwszy, czerwcowy termin wyjazdu też został przełożony, bo granica z Czechami była zamknięta.
W końcu udało się ustalić kolejny. Trasa z grubsza wytyczona okazała się być dłuższa... 240 km... I do tego mamy 6, no może 6,5 dnia. To w praktyce oznacza 40 km dziennie. Jak na nowicjuszy to... dużo...

Napój mocy i startujemy © djk71

Pakujemy się. Każdy oddzielnie i... każdy... przesadza... Średnio prawie o... 100%. Wagowo.
Obaj doszliśmy do wniosku, że 9-10kg plecak to maks. Ostatecznie mój waży chyba ok. 16-17 - bez wody. Piotrka podobnie. Dobrze chociaż, że zmieściliśmy się w plecakach, choć mój przyjaciel próbował różnych wariantów.


Bagaż chyba zbyt duży © djk71

Ruszamy w środę rano. Pełni optymizmu dzielnie maszerujemy.

Zaczynamy w Górach Opawskich © djk71

Dość szybko przekraczamy granicę czeską.

I już po czeskiej stronie © djk71

Zaczynają się górki. Idzie się spokojnie, choć pierwsze kilometry poświęcamy na dopasowanie plecaków, chwilę trwa zanim dobrze leżą na plecach. Póki co pogoda dopisuje, nie jest zbyt gorąco.

Zaczynają się górki © djk71

Przechodzimy przez malutką, choć malowniczą wioskę Rejviz.

Strasznie, czy śmiesznie? © djk71

Ładnie, choć pojawia się dość sporo turystów, rowerzystów...

Ładnie © djk71

Na szczęście po chwili zabudowania się kończą, a my schodzimy znów na szlak w lesie.

Lubię takie domki © djk71

Tu zdecydowanie lepiej.

Którędy teraz? © djk71

Maszerujemy, rozmawiamy i zatrzymujemy się tylko po to by zerknąć na panoramy okolicy.

To lubię © djk71

Szlaki dobrze oznakowane. Nawet tam gdzie była wycinka.

Maszerujemy z plecakami © djk71
Po ok. 20 km docieramy na Zlaty Chlum. Jest dobrze. Czas na chwilę przerwy. O ile na trasie było pusto to tutaj jest trochę ludzi - większość to pewnie turyści, który postanowili zdobyć szczyt ruszając z pobliskiego Jesenika.

Zlaty Chlum © djk71

Po chwili przerwy ruszamy dalej - właśnie w stronę Jesenika.

W dole Jesenik © djk71

Póki co idzie się całkiem przyjemnie. Ciężar plecaków niestety daje o sobie znać ;-(

Dziwnie to wygląda © djk71

Mimo dobrego oznakowania udaje nam się przegapić jeden z zakrętów. Chyba zbytnio się zagadaliśmy. Musieliśmy wyglądać na profesjonalistów, którzy wiedzą co robią, bo podążająca za nami Czeszka chyba nam w pełni zaufała :-) Po chwili musiała wracać za nami.

Drzew nie ma, ale oznaczenia pozostały © djk71

Schodzimy w Jeseniku. Od jakiegoś czasu świeci już mocniej słońce. Czujemy lekkie zmęczenie. Postanawiamy nieco zmodyfikować trasę do Lipova Lazne.

Ciekawe © djk71

Chcieliśmy pójść nieco na skróty, w efekcie dostajemy mało przyjemny odcinek asfaltową drogą bez pobocza. Obaj marzymy, o tym żeby skończył się jak najszybciej.
Na domiar złego zaczynają dawać znać o sobie plecy i... szybko, zbyt szybko pojawiające się pęcherze na stopach ;-(

Docieramy do miasteczka. Za nami 30 km. Przed nami jeszcze zaplanowana dycha. Tylko... mamy problem z chodzeniem, a i godzina późniejsza niż planowaliśmy, a przed nami podejście w góry. Jeśli pójdziemy skończymy w górach w nocy. O ile... dojdziemy, bo każdy kolejny krok to problem, ból...


Tu skończyliśmy © djk71

Siadamy na ławeczce. Nawadniamy się i dyskutujemy co dalej. Choć obaj nie bardzo jesteśmy z tego zadowoleni to musimy przyznać się, że chyba cel był zbyt ambitny. Do tego ciężar na plecach nie pomógł. Nie tak to miało być, ale podejmujemy decyzję. Kończymy. Ten wyjazd to miała być przyjemność (i póki co była). Wiemy jednak, że nawet gdybyśmy jutro ruszyli dalej to... byłaby to walka o przetrwanie.

Decydujemy się na wezwanie wsparcia. jakieś dwie godziny później jesteśmy tam, skąd zaczęliśmy.
Trochę żal, ale to była dobra decyzja. Sam dzień też był ogólnie udany. Na pewno wiele się nauczyliśmy. Będziemy o tym jeszcze dyskutować przez kolejne dni, bo to, że zakończyliśmy inaczej niż planowaliśmy, nie znaczy, że skończyliśmy wyjazd zupełnie. :-)































Komentarze (1)

Brzmi jak przygodówka :D
Zazdro!

Gościuo 17:48 sobota, 15 sierpnia 2020
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iniec

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]