Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Skrzyczne - dawno mnie tu nie było

Piątek, 27 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Na Skrzyczne ostatni raz wjeżdżałem 5 lat temu. Wspomnienia miałem, że tak powiem średnie. Przyszedł czas je zweryfikować.
Była okazja, bo padł pomysł wyjazdu do Szczyrku na dzień lub dwa więc ten szczyt był naturalnym celem. 

Przyjechaliśmy w piątek przed południem. Pogoda straszyła deszczem, ale cóż stwierdziliśmy, że spróbujemy, najwyżej w trakcie zmienimy plany. Jest nas trzech, ale brat wybrał szosę więc w góry ruszam z Amigą. Trasę wytyczyłem na szybko wczoraj przed meczem - trochę na podstawie sugestii innych w necie, trochę zdając się na automatycznego plannera, z którego często korzystamy - Broutera.

Ruszamy najpierw asfaltem żeby po pierwsze mieć trochę rozgrzewki, a po drugie żeby zaatakować Skrzyczne z drugiej strony, od Doliny Zimnika. Jedziemy: Buczkowice, Grodziszka i... zupełnie w trakcie planowania nie zauważyłem, że wjeżdżamy na dobrze nam znaną drogę z wyjazdu do Zakopanego. No cóż, czyli już tu będą podjazdy ;-) W Lipowej gdzie ostatnio wszyscy umierali po raz pierwszy my skręcamy w prawo. Stąd już będzie cały czas pod górę.
Oczywiście zdjęcia po drodze muszą być.

Pamiątki z II wojny © djk71

Ciepło, ciężko, ale póki co cały czas asfalt. O wiele dalej niż się spodziewaliśmy.

Pod górkę, ale asflatem © djk71

Kilka razy trzeba odpocząć, tzn. podziwiać widoki, a przy okazji złapać oddech.

W końcu asfalt się kończy © djk71
Chmurzy się © djk71
Cały czas podjazd © djk71

Przed nami też w górę © djk71

Jeszcze trochę © djk71

Na jednym z kolejnych zakrętów GPS każe nam zjechać z trasy, bo 10 m dalej jest szlak i główniejsza droga. No trudno. Zjeżdżamy i... to był błąd. GPS wyprowadził nas na niebieski szlak pieszy, który w żaden sposób nie jest przejezdny. Wpychamy rowery do góry.

To nie jest droga, która nam się podoba © djk71

Sugeruję co prawda żeby wrócić na poprzednią drogę, ale rezygnujemy bo tam będzie trochę dalej, dookoła, a pewnie też mocno pod górę, a tu zaczyna się mocno chmurzyć trzeba dotrzeć do schroniska jak najszybciej.

Ciekawe czy deszcz nas dopadnie © djk71

Pchamy rowery i... docieramy do skrzyżowania z drogą, którą mieliśmy jechać... i na której nie było żadnych kamieni, a i nachylenie było inne. No cóż.. została nam końcówka dalej wspinając się lub objeżdżając z boku.  Wybieramy drugi wariant. Jak cudownie znów siedzieć na siodełku :-) Niestety droga na raz się kończy. Możemy przedzierać się do przodu, choć nie widać ścieżki, lub w prawo, ostro pod górę, ale krótko i wprost do schroniska. Druga wersja zwycięża. Odcinek krótki, ale męczący. W końcu jesteśmy na szczycie.

A można było łatwiej.

I jasne skąd tu tyle ludzi :-) © djk71

Chwila odpoczynku przy schronisku. Zamawiamy pod dwa piwa. I co z tego, że bezalkoholowe? :-)

Chwila odpoczynku © djk71

Wypijamy je szybko, bo chmury coraz bliższe i coraz ciemniejsze. Trzeba ruszać dalej.

Niestety ledwo ruszyliśmy zaczyna lać. Zakładam kurtkę, po chwili nawet na moment zatrzymujemy się w przydrożnej wiacie, ale prognozy mówią, że to może potrwać z godzinę. Szkoda czasu.

Chowamy się przed ulewą © djk71


Mimo obaw o jazdę po mokrych kamieniach ruszamy.
Trzeba uważać, ale jedziemy. Mijamy Małe Skrzyczne, pod Malinowską Skałę niestety rowery trzeba znów wepchać :-( Na szczęście idzie nam to łatwo :-)

Na Malinowskiej Skale © djk71
Malinowska Skała © djk71


Dalej kierunek Salmopol. Stąd w planie był dalej teren, ale z uwagi na pogodę i lekkie opóźnienie zjeżdżamy do Szczyrku już asfaltem. Dziś trasa mi się podobała o wiele bardziej niż kilka lat temu, gdybyśmy jeszcze nie pomylili się w końcówce przed Skrzycznem byłoby zupełnie ok.

Pięknie tu © djk71

Po drodze jeszcze obiadek w dziwnym towarzystwie i czas wracać do domu.

Hmm, a co to? © djk71

Tym razem nie zostajemy na drugi dzień, zmęczenie, planowana średnia pogoda na jutro i konieczny ew. wcześniejszy powrót (w planie mecz popołudniu) przekonują nas, że to nei mam sensu. Zmęczenie wieczorne tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zrobiliśmy dobrze :-)


62h odpoczynku

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(5)
1 h jazdy. Średnia niecałe 20 km/h. Garmin po przejażdżce sugeruje... 62h odpoczynku. W zasadzie nie wiem, czy się cieszyć, bo przecież powinno mi to być na rękę, i tak nic nie robię, nie biegam, nie jeżdżę... Czy jednak się martwić, że kondycyjnie jestem zupełne zero...

W sumie to jaki jest sens jeździć? Czas jazdy: 1h, Czas przygotowań do jazdy:  pewnie też co najmniej 1h, a może i więcej. Kąpiel + wpis + chwila odpoczynku - kolejna 1h. Razem 3h w tym 1h jazdy. Bez sensu.

Tak wiem, że teoretycznie da się szybciej wybrać na rower, czy na bieganie, ale nie u mnie... :-(
I nie pytajcie czemu. Po prostu nie da się i już :-(

Skoro tylko godzina to okoliczne lasy i DSD. Akurat trafiam na zachód słońca.
Strava pokazuje mi ostatnio, że biję kolejne rekordy na segmentach. Skro kondycji zero to musi być to kwestia roweru. Ciekawe...


Na Red Rocku © djk71

dd

Czasem nawet rower nie pomaga

Wtorek, 17 lipca 2018 · Komentarze(5)
Od rana, od nocy, a może nawet ok kilku dni mnie nosi. Dziś chyba była kumulacja. Oby, bo nie wiem, czy więcej wytrzymam.

Po pracy odsypiam zaległości, ale potem znów mnie nosi. W końcu, mimo padającego deszczu i wieczornej pory postanawiam pójść pokręcić. Nie wiem, może kwadrans, może godzinę, może pięć... Odreagować....

Ruszam rowerówką w stronę Rokitnicy i mało nie wywijam orła omijając biegającego idiotę, który bez żadnego oświetlenia, odblasku truchta po nieoświetlonej drodze dla rowerów, mimo, że po drugiej stronie ulicy ma chodnik, na którym o tej porze jest pusto jak u wielu na koncie przed końcem miesiąca.
To, że biega to jedno, ale to że postanawia bez oglądania zawrócić kiedy go wyprzedzam to już inna bajka. Dobrze, że go wcześniej zauważyłem i zwolniłem, bo gdybym jechał z pełną prędkością, a tu na zjeździe da się to... "K..wa Mać Debilu!" to było chyba było najgrzeczniejsze z tego co powiedziałem... kiedy już opanowałem rower i uniknąłem zderzenia.

Chwilę potem zastanawiam się czy większym debilem był on, czy baba za kółkiem, która wczoraj wjeżdżała na DTŚ-kę i... zmieniła plany zawracając na jednokierunkowej drodze... W sumie dała radę wrócić między nami, którzy jechaliśmy w przeciwną stroną i próbowaliśmy dać jej do zrozumienia co robi. A... Świadomie napisałem "baba za kółkiem" - bo dla mnie to nie określenie płci, a raczej stanu umysłu, czasem zdarzają się takie również w spodniach i z wąsami... choć tu była to kobieta.

Jadę na strefę ekonomiczną. Spodziewam się tu trochę spokoju, ale też jakiś samobójca rzuca mi się pod koła... Ludzie, wiem, że różnie bywa, ale wybierzcie sobie samochód... pewniejsza śmierć!

Kawałek dalej wybiega mi pod koła zając, który nie bardzo wie co z sobą zrobić. Robię jeszcze jedno kółko i znów zając, a nawet dwa... Co to jest? Jakiś Berlin?

Postój na gałkę loda. Chciałem rozładować emocje, może pomyśleć o czymś... nie dało się. Lód trochę poprawia mi humor, postanawiam jeszcze raz spróbować i znów najpierw zające, a potem jakiś kretyn stawia reklamówki na drodze... Do dupy. Jadę do domu. Mokry, zmęczony i chyba jeszcze bardziej zdenerwowany...

Czasem trzeba zdjąć okulary żeby coś zobaczyć © djk71

Myślałem, że uda się przejrzeć na oczy... nie tym razem...

A może by tak rzucić to wszystko...

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(4)
... i wyjechać... Nie, nie w Bieszczady... na Islandię, albo w jakieś inne sympatyczne (a najlepiej odległe) miejsce... Bieszczady są za blisko... i za wiele wspomnień przywodzą na myśl... Tak, też tych miłych i sympatycznych, ale niestety nie tylko... Również tych, których chciałbym żeby nigdy nie było... Wielu rzeczy chciałbym żeby nie było, żebym nie pamiętał, żeby mi niczego nie przypominały. Rzeczy, miejsca, ludzie, muzyka... Wiele... Zbyt wiele...

Dawno nie marudziłem? Nie wiem, nie pamiętam... pewnie nie aż tak dawno... ale tak jest kiedy demony wracają... Wtedy człowiek traci rozsądek.. traci wszystko.. Nie jest w stanie normalnie myśleć, choć wydaje mu się, że stał się już odporny, że już potrafi podchodzić z dystansem do wielu rzeczy, do wielu spraw... Że potrafi nie przejmować się innymi, że potrafi myśleć tylko o sobie...
Nie potrafi... Ja nie potrafię...

Czy to, że nagle nie potrafię przepłynąć 100m, czy przebiec 5, co ja mówię 3, 2 km... to kwestia kondycji? Pewnie w części tak, ale głównie chyba kwestia głowy...


No Future :( © djk71

W takich chwilach stare kawałki stają się znów bliskie...


... choć i one czasem przywodzą myśli, których chciałbym, aby nie było...

Krótko po lesie

Sobota, 14 lipca 2018 · Komentarze(0)
Intensywny tydzień. Nie było czasu na ruch. Chciałem też dać odpocząć nogom po urlopie.
Wczoraj krótka wizyta na basenie i kompletna porażka. Nawet nie zapisywałem treningu.
Znów nie wiem co to oddech, znów szybkie zmęczenie.

Dziś podpadłem rodzince wymigując się z obiadu u teściowej i zamiast tego krótka rundka po lesie.
Oczywiście jak to mówią, jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy.

Chciałem pokręcić po najbliższej okolicy więc postanowiłem pojechać pobliską drogą, którą już nie pamiętam czy i kiedy jechałem. Droga, nie dość, że pełna kałuż to jeszcze szybko się zmieniła w wąską ściekę pełną pokrzyw, po to by.. po chwili się skończyć. wcześniej niż myślałem. jeszcze chwila przedzierania się, ale odpuściłem. Zawróciłem.

Za to za plecami zobaczyłem jakieś ruiny. Co tu kiedyś było?

Ciekawe co tu było? © djk71

Potem już było lepiej. Po znajomych ścieżkach. W prezencie krótki deszczyk.
Niby krótko, ale wróciłem zmęczony... teraz bym mógł zjeść obiad, ale czy dostanę... :-)


Po urlopie

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Urlop, urlop i po urlopie...
Do tego trzeba chwilę odpocząć od biegania więc dziś rower. Co prawda tylko krótko, ale zawsze coś. Szerokie opony więc Segiet, DSD i dawno nie odwiedzana hałda...

Dawno tu nie byłem © djk71

Lubię to miejsce. Choć na zjazd z tej strony chyba nigdy się nie zdecyduję...

I wciąż z tej strony nie zjadę © djk71

Kilka zdjęć i trzeba wracać. Fajnie tak się jeździ bez celu, bez pośpiechu, jest czas pomyśleć...

Jogging w Kampinosie

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj był dzień odpoczynku od chodzenia. Po porannym bieganiu było tylko kilka godzin za kółkiem. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Kampinos.

Dziś brat poszedł pokręcić, a ja choć chwilę potruchtać po Kampinosie. Nieco mokro po nocnych ulewach ale spokojnie można biegać. Można dopóki nie pojawi się ból.

Niestety tym razem większy niż w poprzednich dniach. Zastanawiam się czy nie zawrócić i nie pójść najkrótszą drogą do domu.

Którędy teraz? © djk71

Próbuję iść dalej, choć nogi bolą. Po chwili znów lekki trucht i jakoś idzie, ale marzę, żeby być już w domu.

Przez chwilę tylko zastanawiam się, którą stroną drogi biec ;-)

A teraz do której miejscowości wejść? © djk71

Pożegnanie z morzem

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(0)
Za chwilę wyjeżdżamy, ale jeszcze o poranku postanawiam choć chwilę potruchtać. Plany były inne, ale wczorajszy ból sprawił, że postanawiam tylko symbolicznie poprzebierać nogami. I dobrze, szybko się okazuje, że piszczele dalej czuję...

Chwila odpoczynku na plaży.

Jeszcze śpią, czy już? © djk71

No cóż, wczoraj zamiast odpoczywać po bieganiu zrobiliśmy piesze kolejne ponad 10 km... Ale zachód słońca musiał być :-)

Chwila przerwy, można usiąść © djk71
Ktoś planował ognisko? © djk71
Anetka też szuka miejsca do zdjęcia © djk71
I po zachodzie © djk71

Ból piszczeli i kościół w Rowach

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnie dni to codziennie ponad 20 km na nogach. Wczoraj również długie chodzenie, więc dziś przed południem ruszam pobiegać choć chwilę. Ruszam i jest fajnie przez pierwsze 2,5 km, a potem... znajomy ból piszczeli. Dziwne, bo w tych butach nigdy mnie nie bolały, czyżbym tym razem to nie buty tylko zmęczenie?

Chwila przerwy, najpierw na ławeczce, a potem na plaży.

Chwila odpoczynku © djk71

Pomaga, udaje się dobiec do domu, choć cały czas czując lekki dyskomfort.

Wcześniej przebiegam obok kościółka w Rowach. Czytając o nim, zarówno w internecie, jak i na tablicach obok częściej widzę słowo diabeł, niż Bóg... ale nie wnikam....


Mały kościółek © djk71

Z diabelskim kamieniem © djk71

W samo południe reklamując firmę :-)

Środa, 4 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dziś znów wczesna pobudka, małe śniadanko i... znów usnąłem. Nie ma jak rolety za oknem :-)

W końcu wstaję, zbieram się i... mi się nie chce. Długo zwlekam z wyjściem, w końcu jednak ruszam.
Najpierw Łąkową, wśród drzew, biegnie się idealnie. Trochę przeszkadza butelka w ręce, ale to nic, na pewno się przyda. Niestety tak jest tylko przez pierwszy kilometr. Potem drzewa znikają i biegnę rowerówką wśród łąk. Ładnie, ale... ciepło. Zero cienia. Ale może to dobrze, nie lubię biegać w słońcu, ale jeszcze jakieś zawody w lecie są więc będzie jak znalazł.

Dobiegam do wieży widokowej, ale skręcam w drugą stronę, jeszcze tu wrócę z aparatem. Kolejne kilometry biegnie się jak... w Stanach. Nigdy tam nie byłem, ale tak sobie to wyobrażam... długa prosta in the middle of Nowhere... :-)

Ciepło, ale biegnie mi się dobrze, co jakiś czas przechodzi tylko przez głowę, a co będzie jak się tu przewrócę, czy ktoś tędy przechodzi, przejeżdża, a jak tak, to jak często? Na szczęście bez przygód docieram do Objazdy. Stąd biegnę asfaltem. Nie mam mapy więc nawet nie wiem jak daleko od morza jestem więc kombinuję żeby się zbliżyć do plaży.

Cień pojawia się chyba dopiero między 11, a 12 km - na szczęście. Biegnę wolno, ale z przyjemnością. Nie robi mi różnicy ile jeszcze do końca, no może trochę bo kończy mi się powoli picie. Na szczęście to już niedaleko.

Nie ma to jak w samo południe reklamować firmę na urlopie :-)

Po bieganiu, czas na kąpiel © djk71

Czas na kąpiel :-)