Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11289.86 km (w terenie 4485.90 km; 39.73%)
Czas w ruchu:853:15
Średnia prędkość:13.62 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23059 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:134778 kcal
Liczba aktywności:266
Średnio na aktywność:42.76 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Wiosenne Jurajskie KoRNO 2014

Sobota, 22 marca 2014 · Komentarze(13)
Uczestnicy
Wiosenne Jurajskie KoRNO 2014

Jedziemy z Amigą do Błędowa. Już tu byliśmy. Ciekawe, czy powtórzą się jakieś punkty. Pogoda zapowiada się piękna. Na miejscu oczywiście spotykamy mnóstwo znajomych. Wygląda, że będzie sporo osób, bo oprócz rowerów, dziś też trasa piesza i wyścigi z psami.

Rejestracja, przygotowanie rowerów, rozmowy ze znajomymi i czas stawić się na odprawę.

Za chwilę rozdanie map i start © djk71

PK 6 - mostek
Ruszamy na pierwszy punk w pobliżu bazy. Początkowi sami, ale już w pobliżu punktu jest kilka osób. Łatwy punkt.

PK 1 - wieża widokowa

Chwila wahania, ale część osób rusza przez prowizoryczny mostek na drugą stronę rzeczki, więc my za nimi. Jest wieża, tylko nie ma punktu.

Jest wieża, tylko gdzie punkt © djk71


Przyglądam się mapie i coś mi się nie podoba. Ruszam dalej, zostawiając grupkę zawodników szukających punktu za sobą. Po chwili zgodnie z mapą jest kolejna wieża widokowa i punkt na jej szczycie.

PK 7 - gospodarstwo agroturystyczne
Ruszamy z punktu i… pojawiają się pierwsze piachy. Przed nami jeden zawodnik, ale na rozdrożu on rusza w przeciwną stroną. My pewni swego ruszamy wg kompasu. W pewnym momencie ginie mi za placami Amiga. Chwila na uzupełnienie płynów i wciąż go nie ma. Wracam i jedzie. Okazało się, ze zaliczył dwie glebki i zgubił…koło! Na szczęście już na swoim miejscu, tylko trochę ociera hamulec. Tuż przed punktem orientuję się, że tu ju ż byliśmy na jakiś zawodach.

PK 8 - wyrobisko piasku
Ten punkt doskonale pamiętam. Nie powinno być z nim problemu i… nie ma.

Ten piasek znamy © djk71


PK 9 - podaj trzecią z kolei miejscowość, która widnieje na pasku u góry tablicy informacyjnej szlaków konnych
Aż się boję Darkowi czytać opis, bo wiem, ze ma alergię na szlaki końskie.

Szlaków konnych nie lubimy © djk71


Tym razem mniej piachu, a więcej kałuż, ale dajemy radę.

PK 10 - skałki
Do skałek docieramy bez problemu, tylko… jest ich kilka i punktu nie widać.

To nie ta skała © djk71

Rzut oka na mapę i punkt musi być tuż przy szlaku, w tym momencie Darek woła, ze jest.

To ta skała © djk71


Podbijamy i wyjeżdżamy trochę dziwnie, w sumie do drogi dojeżdżamy po łące strasząc nieco dziki :-)

PK 12 - Jaskinia Januszkowa Szczelina - podaj odmianę storczyka wymienioną jako 3 na tablicy Januszkowej Góry i Jaskini
W okolice jaskinie docieramy bezbłędnie. Wspinaczka i jest dziura opisana jako: Uwaga zapadlisko. Tylko gdzie jest punkt? Krążę wokół i nic. Mam dość, dobrze, że Amiga doczytuje opis punktu… Na daremnie szukałem lampionu! Szlag by to trafił… Tracimy tu... 20 minut!

PK 11 - skałka
Droga na Bogucin i znów trochę piachów. Punkt wydaje się prosty, dojeżdżamy do skałek i… 20-30 osób krąży wokół, a punktu nie ma. Obiegamy wszystko wokół i nic. Telefon do organizatorów. Twierdzą, że punkt jest, na skale. Chłopaki skaczą po skałach i nic. Jedziemy kawałek dalej choć nie zgadza mi się licznik i dalej echo. :-(

W dole staw, ale gdzie punkt? © djk71

Objeżdżamy stawy dookoła i wyjeżdżamy obok stadionu. Nic. Jeszcze raz odliczmy metry i wszystko wskazuje, że powinno to być tam gdzie dojechaliśmy na początku. Nie ma sensu. Straciliśmy tu już ponad 45 minut. Wracamy. Spotykamy kolegów z Łodzi. Też nie znaleźli punktu. Razem mkniemy w stronę kolejnego punktu.

PK 4 - bunkier
Zgodnie z zapowiedzią punkt jest… w okolicy 100m od bunkra. Na szczęście znajdujemy go szybko. Pora uzupełnić zapasy wody… tylko gdzie? Tu na pustyni? Pierwszy sklep musimy stanąć.

PK 14 - Mostek
Niestety po drodze jest sklep, ale akurat ma czterogodzinną przerwę. Zaliczamy kolejny punkt i jedziemy dalej.

PK 13 - Zamek Bydlin
Chyba z braku wody, coś nie do końca jesteśmy pewni, czy wyjechaliśmy tu gdzie chcieliśmy. W efekcie odbijamy na Kolbark, gdzie jak mówi miejscowy traktorzysta sklep jest na samej górze. Wiedział co mówi.

Nie będę podjeżdżał! Ja chcę pić! © djk71

Górka robi wrażenie.
Krótka przerwa przy sklepie. Litr w siebie, drugi litr do bidonu.
Zjazd i kierunek zamek.

Ciekawe jak tu było kiedyś © djk71

Łatwy punkt, spotykamy kolejnych znajomych.

PK 17 - miejsce postojowe
Następny punkt banalny. Darek chwile marudzi, że mnie opuści, ale wierzę, że tak się nie stanie.

PK 16 - Skała Firkowa
Podjazd do Ryczowa i kolejny łatwy punkt za nami.

Kolejna dziś skałka © djk71

PK 15 - Jaki napis widnieje na niebieskiej oponie oraz jaka litera widnieje w środku opony
Teraz przed nami długi przelot do kolejnego punktu. W Śrubarni mam trochę inaczej zaznaczoną trasę niż Darek i chwila wątpliwości przy dojeździe do drogi 791. Po chwili już wiemy gdzie jesteśmy i znaną przez Krępę i Prochownię docieramydo drogi 790. Pewnie krócej by było przez Górę Chełm, ale na pewno nie łatwiej. Punkt znaleziony i pytanie co dalej.
Przed nami:

PK 18 - skrzyżowanie (odpuszczony)
Punkt banalny, ale przed nami kolejny długi przelot i bardzo mało czasu. Gdyby nie czas stracony na PK 11 nie byłoby problemu, a tak… zobaczymy. Podjazd przed skałkami w Niegowonicach przekonuje nas, że nie zdążymy.

Te skałki znamy, ale dziś się tu nie zatrzymujemy © djk71

Braknie nam 10 minut. Szkoda, bo byłby komplet. Na skróty mkniemy do mety.

Meta
Na metę docieramy jakieś 10-15 minut przed upływem limitu czasu. Zmęczeni i zadowoleni. Żal nam tego jednego punktu, ale w sumie jest ok. Czas na żurek, półtora litra wody i można się powoli pakować. Jeszcze dekoracja zwycięzców, parę słów ze znajomymi, których dziś tu jest bardzo wielu i czas wracać do domu.

Organizacja tym razem bez zarzutu, pogoda zrobiła wszystkim fantastyczną niespodziankę, po prostu wspaniały rowerowy dzień.

Kadencja: 77

Złoto dla Zuchwałych 2014

Sobota, 22 lutego 2014 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Złoto dla Zuchwałych 2014
Przyjazd
Nie powinno nas tu być. Obaj z Amigą od tygodnia jesteśmy chorzy. Powinniśmy się kurować. Wizyta u klienta oddalonego raptem o 120km od Lubostronia skłoniła nas jednak do startu.

Pałac w Lubostroniu © djk71

Przyjeżdżamy do bazy… przed organizatorami, choć wedle programu powinni już tu być. Z lekkim opóźnieniem zjawiają się i… to chyba jedyne ich potknięcie na tej imprezie.

19:30, a my sami na sali © djk71

Chwilę później jesteśmy już rozpakowani na sali gimnastycznej.

Mój jest ten kawałek podłogi © djk71

Rowery gotowe, jeszcze tylko trzeba przypiąć numerki i schować karty...

Zapiąć numerek, schować kartę © djk71

A my… dostajemy zaproszenie na ciepłą kolację.

Organizatorzy też są głodni © djk71

Pięknie, tego nie pamiętam z żadnej imprezy. Po kolacji do dyspozycji mam stoły bilardowe. Rewelacja.

Relaks przed zawodami © djk71

Można też podszkolić się z teorii...

Jak grać © djk71

Również rowerowej:

Bezpieczna droga (nie tylko) do szkoły © djk71

W międzyczasie spotkania i pogaduchy ze znajomymi. Stawiła się prawie cała czołówka Pucharu. Są też dawno nie widziani znajomi. Rozmowy trwają do późnych godzin nocnych. W końcu kładziemy się spać.

Start
Pobudka i… prawie nie mówię. Czuję się fatalnie. Gdyby Darek powiedział nie jedziemy, bez żalu bym odpuścił. Niestety nie mówi.

Rowery gotowe, rowerzyści się przygotowują © djk71
Mapniki, lemondki, baranki © djk71

Śniadanko, ubieranie się i przed czasem jesteśmy gotowi. Jak nie my :-)

Teamowe stroje już założone © djk71

Przed odprawą wita się z nami klosiu, miło poznać kolejną osobą z bikestats w realu, choć nieładnie, że się z nas od razu wyśmiewa, mówiąc, że uczy się z naszych relacji. Choć z innej strony to mądre, bo lepiej się uczyć na błędach innych, człowiek żyje zbyt krótko, żeby samemu wszystkie popełnić :-)

Po krótkiej odprawie dostajemy mapy w skali 1: 50 000 i mamy kilka minut do startu. Oczywiście flamastry idą w ruch i zaznaczamy całą trasę. 24 punkty w 8 godzin. Gęsto, ale to oznacza, że nie ma tu miejsca na duże błędy. Nie podoba mi się mapa. Mylą mi się poziomnice ze ścieżkami.

PK 8 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SW

Ruszamy, po chwili wyprzedza nas Wojtek , który postanowił zacząć od tego samego punktu. Razem docieramy do lasu. Punkt prosty, tym bardziej, że kilka osób właśnie wraca lub dojeżdża do niegopotwierdzając słuszny wybór trasy. Nieco zaskakuje perforator :-)

PK 3 - Drzewo przy granicy kultur
Kolejny lasek, przeprawa przez strumyk.

Mostek © djk71

Gdzie ten punkt? © djk71

I mamy kolejny znaczek na karcie w dobrym czasie. Teraz trzeba się wydostać na drogę i… tu popełniamy błąd. Zamiast odbić od punktu na zachód, omijamy częściowo jeziorko i odbijamy na północny zachód. Późniejsza korekta na zachód niewiele pomaga, bo krążymy już w niewłaściwym miejscu. Utwierdza nas w tym Kamila z trasy pieszej, która wcześniej pognała dziki w naszą stronę :-) Jeszcze jedno podejście i w końcu decydujemy powrócić do jeziorka. Niestety błądzenie zajmuje nam ponad 30 minut.

PK 5 - Ruiny wieży drzewo 20m na N

10 minut później jesteśmy przy ruinach. Szkoda straconego czasu.

Ruiny wieży © djk71

PK6 - drzewo na SE skraju skarpy
Kolejne 10 minut i mamy skarpę i punkt.

Punkt zaliczony © djk71

Tym razem perforatory to nie zwykłe dziurkacze, i fajnie ;)

Znaczki budzą uśmiech na twarzy © djk71

PK 11 - Skraj lasu słupek wysokości
Napotykamy resztki śniegu, na długości 2-3m :-) Kwadrans później jesteśmy na kolejnym punkcie.

PK 10 - Początek strumienia

Droga wzdłuż strumienia nieco zakrzaczona, ale prowadzi nas bez problemów do jego początku.

Tu się zaczyna strumień © djk71

PK 14 - Przepust
Przepust również nie sprawia problemów. Patrząc po czasie to kolejne punktu zdobywamy w odstępach około kwadransa więc błąd przy "trójce" kosztował nas 2-3 punkty.

PK 12 - Szczyt górki
Wracamy znaną nam drogą. Asfaltowy podjazd powoduje, że skupiamy się nad tym jak najsprawniej go podjechać.
Jest skrzyżowanie, choć z mapy wygląda, że powinny tu być drogi asfaltowe. I kościoła nie widać, coś jest nie tak. Mimo to skręcamy w lewo i znów brakuje drogi. Stop! Zerkam na mapę i już wiem.

Wracając z Obielewa mieliśmy skręcić w prawo (skąd przyjechaliśmy) a my skupieni na podjeździe pojechaliśmy prosto. To gdzie jesteśmy to Kaliska. Korekta. Jedziemy na zachód, choć patrząc z perspektywy czasu nie wiem czemu nie pojechaliśmy na Buszkowo. Droga płata nam figla i i tak lądujemy Jabłówkowie. Chwilę wcześniej ścigam się z quadem :-)Ponoć gość robił wszystko żeby mnie dogonić kiedy go wyprzedziłem, ale nie udało mu się.

Wjeżdżamy do lasu i szukamy tego czego nie lubię - w lesie każde wzniesienie wygląda jak szczyt górki. Oprócz nas punktu szuka kilku piechurów. Wycofujemy się i próbujemy podjechać do punktu od południa. Dobry pomysł. Trafiony - zatopiony. Niestety od poprzedniego punktu minęło 1:08h!!! Powinniśmy w tym czasie zaliczyć z cztery punkty. Źle.

PK 15 - Skraj lasu
Stosunkowo długi przelot do następnego miejsca. Trochę martwi nas brak ścieżki na mapie, ale punkt jest na skraju lasu więc jakoś tam dotrzemy. Przy lesie decydujemy się wjechać kawałek w głąb i trafiamy na ścieżkę, która wydaje się prowadzić tylko na szczyt, ale w praktyce prowadzi nas aż do celu.

Ładnie tu © djk71

Czas na korektę planów, minęło południe, czyli połowa czasu, a mamy dopiero 8 punktów :-( Rezygnujemy z 20,22,13, 17, 21 i 4. Resztę zobaczymy w trakcie dalszej jazdy.

PK 9 - Granica kultur

Dziewiątka namierzona bez problemów .

PK 2 - Skraj rowu
Coś mi się dziwnie jedzie. Już wiem opadło mi siodełko. Poprawię przy punkcie.

PK 7 - Brzeg strumienia

Kolejny punkt, na który wjeżdżamy bez problemów, choć przyznaję, że nie zauważyłem strumienia :-) Zostaje nam około 2,5h czasu.

PK 23 - Wielki pień na skarpie
Pień jest gdzie miał być, krótka narada i odpuszczamy PK19. Zupełnie nie po drodze, a zaliczenie go może by było możliwe, ale bardzo "na styk".

Obok pnia © djk71

PK 24 - Skrzyżowanie drzewo 10m na SE
Punkt zlokalizowany około kilometra od mety, ale przed nami jeszcze 2 inne punkty. Choć niektóry jak Daniel, którego tu spotykamy wracają już na metę z kompletem punktów.

PK 18 - Skrzyżowanie
Zaczynam odczuwać zmęczenie.Konieczna dawka cukru. Punkt łatwy do odnalezienia.

PK 16 - Zagłębienie słamane drzewo
Przed punktem spotkamy Radka, który woła, że punkt jest kawałek dalej po lewej. Zatrzymujemy rowery i przed nami zagłębienie, mokre zagłębienie. Spotykamy Wojtka, który ponoć krąży tu już chwilę. Szukamy w zagłębieniu uważając aby nie wdepnąć za mocno w jakieś błoto. Jesteśmy za daleko, cofamy się i ruszamy z drugiej strony. Nadziewam się na gałąź i robię dziurę w spodniach :-( Szukamy dalej.

Mokro, ale klimatycznie © djk71

Darek obchodzi staw dookoła, a ja wracam do rowerów żeby zerknąć na mapę po wydaje mi się, że szukamy za daleko. Wracam i co widzę. Tuż za rowerami wisi punkt. Świetnie.

W oddali punkt © djk71

Ale możemy to zrzucić na mylny opis " słamane drzewo" - nie wiedzieliśmy czego szukać:-) Poza tym miałem wrażenie, że do punktu podchodziłem w górę, więc gdzie zagłębienie...

Kolejne kilkanaście minut błądzenia. Inna sprawa,że to już i tak nie ma znaczenia. Na dziewiętnastkę już nie pojedziemy. Może gdyby to miał być ostatni punkt do kompletu to zaryzykowalibyśmy, a tak nie ma już parcia. Pewnie gdybyśmy go zrobili po PK23 to zdążylibyśmy zrobić też resztę, ale gdyby babcia miała wąsy...

Meta

Na metę przyjeżdżamy z zapasem około 50 minut i tylko 16 punktami, ale już nic w okolicy nam nie pozostało do zaliczenia. Gdyby nie te dwa błędy na początku…

Myjemy rowery i idziemy coś zjeść. Spodziewałem się wczorajszej fasolki, a tu gulasz z kaszą i marchewką. Choć fasolka też jest opcjonalnie jako dokładka.  Kąpiel i pora się żegnać, chcemy jeszcze dziś wrócić do domu.

Świetnie zorganizowana impreza, doskonała pogoda, ciekawe okolice i wyborne towarzystwo, czego chcieć więcej? Może tylko poprawiłbym jakość wydruku mapy i… naszą nawigację. Patrząc na nasz start teraz, szkoda. Szkoda tych dwóch błędów na początku, bo poza nimi nawigacja była bezbłędna. Ostatni punkt przemilczę. Komplet był do zrobienia bez problemu. Ale my go nie zrobiliśmy.

Wracając czuję w nogach zmęczenie. To chyba dobrze, znaczy, że się nie obijałem.

Kadencja: 75


Nocna Masakra 2013

Sobota, 14 grudnia 2013 · Komentarze(15)
Uczestnicy

Nocna Masakra 2013

Ostatnia już chyba impreza na orientację w tym roku, na którą się wybieramy. Po krótkiej nocy ruszamy w drogę do Ińska. Daleko. Dojeżdżamy na miejsce około czternastej. Planowana godzina startu: 16:30. Meta: 7:30. 15h do naszej dyspozycji… :-)

Nocna Masakra © djk71

Czasu mamy akurat tyle żeby załatwić formalności, porozmawiać trochę ze znajomymi, rozpakować się, przygotować rowery i coś zjeść.

Trzeba coś zjeść przed startem © djk71

Największy problem to podjęcie decyzji w co się ubrać. 15 godzin jazdy w temperaturze 1-4 stopni. Na szczęście (choć czy na pewno) nie ma mrozu, może jedynie trochę pokropić.

Ubrani i spakowani stawiamy się na odprawie, a może to raczej odprawa się zaczyna obok nas :-). Inni w tym czasie przygotowują się do... odpoczynku :-)

Niektórzy się obijają © djk71

Do odnalezienia mamy 18 punktów kontrolnych, oznacza to, że skoro optymalny dystans to ok. 200km, to będą długie przeloty między punktami. Czyli każdy punkt co ok. 45 minut. Bierzemy mapy (1:100 000) oraz opisy punktów i zaczynamy planowanie. Nie łudzimy się, że zaliczymy wszystkie punkty, ale zaznaczamy całą trasę, najwyżej w trakcie jazdy będziemy ją modyfikowali. Start o 16:50, ruszamy kilka minut później.

PK 2 - Paśnik, po drabince do góry
Ruszamy na północny-zachód. Już krótko po starcie nie wiem, czy to pojawiająca się mgła, czy mżawka sprawiają, że niewiele widzę. Okulary trzeba schować do kieszeni. Nie ułatwi to nawigowania. Zjeżdżamy z asfaltu i zaczyna się zabawa. Nie mam mrozu, a padało, więc jest… błotko… Dojeżdżamy w okolice punktu, chwila poszukiwań i jest. Paśnik dla niedźwiedzi, dinozaurów? I czy potrafią wchodzić po drabince? :-)
Punkt zaliczony o 17:50. Jest dobrze.

PK 6 - Skrzyżowanie przecinek
Ruszamy do następnego punktu. Wjeżdżamy do lasu od strony Linówka. Na rozjeździe Darek sugeruje zjazd w lewo. Nie podoba mi się. Za wcześnie. 250m dalej jest droga. Skręcamy. Niestety szybko się kończy. Chyba. Do tego jest mokro. Wracamy. Sam nie wiem czemu, bo przecież tu nam się dystans zgadza. Wracamy do poprzedniego rozjazdu i zaczynamy przeprawę przez błoto. Rowery zaczynają tańczyć, momentami trzeba je prowadzić. Jest przecinka, ale trochę dalej niż być powinna. Przeczesujemy całą okolicę, drzewo, po drzewie. Nie ma. Zajmuje nam to trochę czasu. Jeszcze raz ruszamy w stronę poprzedniego miejsca, szukamy innej przecinki, nie ma. Patrzymy na zegarki - jest już chyba około 20-tej. Gdzie uciekło nam tyle czasu?
Rezygnujemy z dalszego szukania.

PK 7 - Drewniana wieża, południowo-wschodnia podpora
Z wieżą nie powinno być chyba problemu. Długi przelot do Ciemnika. Postanawiamy zjeść jakiegoś kabanosa i zatrzymujemy się na przystanku autobusowym. Stawiamy rowery i słychać jakiś syk… Dziura w tylnym kole :-( Oprócz posiłku czeka mnie serwis. Kolejny zmarnowany czas.
Ruszamy i w lesie niespodzianka, niewiele widać, tylko najbliższe drzewa. Jeśli punkt nie jest tuż przy ścieżce to może się okazać, że go miniemy nie zauważając go. Odbijamy z głównej ścieżki na wschód, docieramy na skraj lasu, a wieży nie ma, tzn. my jej nie widzimy. W międzyczasie Amiga gubi licznik. Jeszcze chwila szukania i poddajemy się. Mgła z nami zwyciężyła.

PK 1 - Urwany nasyp, na dole w strumieniu, przejście możliwe
Jedziemy w stronę Krzemienia, a następnie asfaltem w stronę Bytowa. Rozpędzamy się trochę za daleko, ale ma to swoje dobre strony. Zauważmy czynny (choć już po godzinach otwarcia) sklep. Jesteśmy niewątpliwą atrakcją dla imprezujących tam mieszkańców. Szybko dowiaduję się jaką żyłkę trzeba mieć na 32-kg szczupaka i, że mapa jest do niczego, bo przez pryzmat butelki miejscowości są poodwracane :-) W końcu żegnamy się i ruszamy w stronę punktu. Jest strumyk i nawet dwa mostki, ale punktu nie ma. Szukamy wszędzie i nic. Jeszcze raz rzut oka na opis i na kompas. Hmmm, czy to na pewno jest nasyp? I czemu kierunek się nie zgadza? Ruszamy dalej i mamy urwany nasyp. Jest też punkt i jest 22:58. Ponad 5 godzin od poprzedniego punktu. Masakra.

PK 10 - Most kolejowy, możliwe przejście dołem wzdłuż rzeki, drzewo ok 20m na zachód
Kolejny długi przelot. Jesteśmy w Rybakach. Za mostem powinien być zjazd na czerwony szlak. Niestety nie ma po nim śladu . Musimy brać pod uwagę, że mapa może nie być najnowsza. Niestety z tej strony nie ma też chyba żadnej sensownej ścieżki. Decydujemy się na zjazd do Recza i atak z tamtej strony. Mijamy tory kolejowe, jakoś nie chce nam się włóczyć po czynnej linii kolejowej.
Skręcamy w prawo w ul. Srebrną i ulica się kończy… baranami. Wracamy. Na głównej ulicy zaczepiają nas policjanci z drogówki, którzy akurat mają przerwę w kontroli kierowców. Dopytują się co to za impreza i usilnie chcą nam pomóc. Ich rozmowa budzi momentami uśmiech na naszych twarzach, ale trzeba przyznać, że starają się bardzo. Żegnamy się i ruszamy jeszcze raz w Srebrną. Obok baranów jest ścieżka, którą decydujemy się podążać. Początkowo jedziemy, jednak później czeka nas długi spacer. Szum rzeki oraz nasyp po prawej stronie utwierdzają nas w przekonaniu, że to dobra droga. W końcu jest strumyk. Początkowo szukamy punktu nie po tej stronie rzeczki, ale w końcu odnajdujemy go z drugiej strony. Oznacza to przeprawę po położnej nad wodą drabince, której jeden ze szczebli potem się zarwie pod Krzyśkiem, zwycięzcą dzisiejszych zawodów.
1:18 - Prawie 2,5h od poprzedniego punktu i prawie 7,5 godziny od startu. Ogólnie jest ciepło, ale stopy po ich całkowitym zamoczeniu w wodzie dają o sobie znać, co jakiś czas.

PK 17 - Mostek, drzewo ok 40m na SW
Kolejne prawie pół godziny zajmuje nam powrót z punktu do głównej drogi w Reczu. Rzut oka na mapę i nie jest dobrze, niewiele możemy zrobić. W takim tempie zaliczymy jeszcze góra 1-2 punkty. Niestety żaden nie jest w drodze do mety. Ruszamy w stronę PK 17, co prawda na trasie jest jeszcze PK 5 , ale ma opis: Dół i jest w lesie z dala od ścieżek. Skoro nie znaleźliśmy wieży to nie wierzę w odnalezienie zagłębienia w ziemi.
Jedziemy DK10. Przed nami około 25km, nie podoba mi się to, monotonia o tej porze nie wróży dobrze. I nie mylę się. W pewnym momencie zaczyna mi się coś śnić. To był moment, ale natychmiast zatrzymuję się i zaczynam prowadzić rower. Dobrze, że ruch o tej porze w weekend nie jest tu duży. Darek zauważa, że zniknąłem i wraca. Chwili prowadzimy rowery, ale po chwili znów pedałujemy. Jest ciężko, chce mi się spać.

Stacja benzynowa. Czas na kawę i może jakiegoś hot-doga. Wchodzimy do restauracji, kawa i… obiadek (śniadanko?) :-)
Ostatnie korekty trasy i czas ruszać. W międzyczasie uskuteczniam chyba jakieś dwie 2-3 minutowe drzemki :-)

W Suchaniu skręcamy na Sulino. Punkt banalny do odnalezienia, czemu poprzednie ni były takie? :-) Jest 4:12. Mamy zaliczone… 4 punkty. Porażka.

Meta
Czas na powrót. Bolą mnie już 4 litery. Za nami już ponad 11 godzin w terenie.
Sulino, Odargowo, Szadzko… Mijamy punkt H (miejsce na odpoczynek), ale nie zatrzymujemy się. Dobrzany, Kozy, Odole i droga, którą już dziś jechaliśmy z PK6. Choć się staram to Darek mi ucieka. Okazuje się, że oprócz braku sił… mam mało powietrza z tyłu. Kolejna dziura, czy coś jednak zostało w oponie? Przecież sprawdzałem. Do bazy już nie jest daleko, decyduje się tylko dopompować koło i jedziemy. Ostatnie 2-3 km czuję się już paskudnie. Już chcę się położyć. Może być bez mycia… :-)

6:30 Jesteśmy na mecie, po masakrycznej jak dla nas trasie, z koszmarnym dorobkiem punktowym. Oddajemy karty i dowiadujemy się, że nikt jeszcze nie przyjechał z kompletem punktów, a liderzy Pucharu już dawno zjechali i śpią.

Karta prawie pusta © djk71

Szybka kąpiel w zimnej wodzie i wskakujemy w śpiwory, by choć 45 minut się przespać - powinniśmy wrócić do domu tak szybko jak się da, a przed nami ponad 500km.

Budzi nas zimno, to chyba zmęczenie daje o sobie znać. Wraca Krzysiek z insERT Team i okazuje się, że to on dziś wygrywa. Zebrał 14PK, to świadczy o tym jak było ciężko, skoro zwycięzca nie znajduje aż 4 punktów.

Ktoś na forum napisał, że gdyby imprezą interesowały się tabloidy to tytuł artykułu brzmiałby:
ZMASAKROWANE CIAŁA UCZESTNIKÓW RAJDU!
Kto winien? Organizator czy pogoda?

Zmęczeni, niezbyt zadowoleni z wyniku, ale chyba ogólnie zadowoleni z przyjazdu wracamy do domu.
Daniel (organizator) do spółki z pogodą, dał nam dziś (i wczoraj) popalić :-) Ale warto było tu być ;-)

Funex Orient 2013

Sobota, 23 listopada 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy

Funex Orient 2013
Po raz kolejny w tym roku jedziemy z Amigą do Krakowa. Baza imprezy w WKS Wawel, znamy to miejsce z Transjury. Przyjeżdżamy rano, po bardzo krótkiej nocy. Nie chce nam się rozpakowywać, przebierzemy się w aucie. Jako, że mamy jeszcze trochę czasu do startu, to uskuteczniam krótką drzemkę :-).

Przebieramy się, przygotowujemy rowery i czas ruszyć na miejsce startu. Nie wiem czemu start nie jest na stadionie tylko jakieś 2-3km stąd. Próbujemy zapamiętać mapkę z lokalizacją startu i ruszamy. Dobrze, że na miejscu jest już kilku zawodników, bo nie wpadlibyśmy na to, że start może być jak to ktoś określił "in the midlle of nothing". Dosłownie. Obok jakieś garaże, nie wiem kto i czym się kierował wybierając to miejsce.

Jak za dziecięcych czasów... spotkajmy się "na garażach" © djk71

Krótkie rozmowy ze znajomymi i po chwili dostajemy po trzy mapy w folii i czas na planowanie trasy. W międzyczasie okazuje się, że dla Maćka zabrakło jednej z map. Własnym uszom nie wierzę… porażka…

I jak je zmieścić w mapniku? © djk71

Planujemy większą część trasy zostawiając końcówkę na potem kiedy już będziemy wiedzieli jak nam idzie. W ciągu dnia chcemy zaliczyć odcinek specjalny z tzw. Bazy Wysuniętej, bo spodziewamy się, że mogą z nim być problemy.

Ruszamy jako jedni z ostatnich, co zresztą nie jest nowością :-)

PK 1 - Siedzernia P. 249 (krzaki w miedzy - 1-SZY OBOWIĄZKOWY)
Przez całe zawody będziemy się zastanawiać co powodowało organizatorami, że nakazali nam zacząć od PK1 tym samym zawężając nieco liczbę wariantów trasy.
Jedzie się tak fajnie, że przejeżdżamy zaplanowany zakręt. Nie szkodzi, podjeżdżamy do punktu z drugiej strony. Po drodze fajny widok na lotnisko, ale szkoda nam czasu na robienie zdjęć. Miejscami ślisko na błocie.

PK 12 - Dolina Grzybowska (drzewo obok rowu)
Mijamy Balice i znów mijamy skręt. Wracamy ok. 500m i czeka nas dość stromy podjazd, na szczęście asfaltowy. Licznik pokazuje 18% nachylenie. Punkt łatwo odnaleziony, przy drodze. Krótka rozmowa ze znajomymi i zjazd w dół.

PK 2 - J. Kryspinowska (w środku
Do Jaskini dojeżdżamy bez problemów. Jest. Nawet ładnie opisana, tylko… nie ma punktu :-(

Nie wygląda to dobrze © djk71

Jest drzewo obok metrowej średnicy dziura i… nic. Szukamy w promieniu kilkunastu metrów i nie ma. Zaglądamy do dziury i nic.

Próba wejścia do środka © djk71

Na tablicy informacyjnej można co prawda przeczytać, że jaskinia ma ok. 250m długości, ale tu na to nie wygląda. Dzwonimy do organizatorów, ale Ci zapewniają nas, że punkt jest. Darek wchodzi jakieś 3m do wewnątrz i dalej nic. Szukamy w okolicy innego wejścia. Nie ma. Kiedy decydujemy się wracać spotykamy Pawła, który mówi nam, że już zaliczył ten punkt.

Okazuje się, że jest tam gdzie zaczęliśmy szukać, tylko trzeba wejść głębiej. Ale jak? Na szczęście pojawia się Basia, która sprytnie wczołguje się do środka i punkt zaliczony. Tego się nie spodziewaliśmy. A jeśli ktoś cierpi na klaustrofobię?

PK 3 - J. Na Łopiankach (w środku)
Przed nami następna jaskinia.

Ładnie tu © djk71

Tu też trzeba dotrzeć do środka, ale nie trzeba się czołgać. Jest ciasno, ale dajemy radę. Tylko Darek gubi lampkę. Jak robiłem zdjęcie to jej nie zauważyłem :-)

Gdzie jest lampka Amigi? © djk71

Na szczęście jeden z zawodników ją zabiera i oddaje Amidze.

BW - Nawojowa Góra (Dom Weselny ul. Nawoja 67)
Długa droga do Bazy Wysuniętej. Końcówka po resztkach asfaltu, który chyba miał za zadanie tylko łączyć dziury. Męczące. Dostajemy nową mapę, kolejne planowanie. Tym razem kolejność zaliczani punktów obowiązkowa. Patrząc na to jak jest w terenie wybieramy asfalty, ale nie wszędzie się da.

1 - zejście jarów
Zapominamy o skali mapy i zamiast objechać asfaltem (lub jego resztkami) to pchamy się na przełaj. To nie był dobry pomysł, asfaltem niewiele byśmy nadrobili. Chwilę później jesteśmy już na szczęście na dobrej drodze i… pchamy rowery pod górkę. Nie da się jechać. Ciężko i ścieżka się kończy. Do tego opis: zejście jarów, czemu więc szukamy u góry?

Gdzie te jary? © djk71

Nie wiem jak tu trafiliśmy, schodzimy w dół i punkt jest. Dostaliśmy nieźle w kość na tym krótkim odcinku. Co więcej dalej też pchamy. W sumie chyba z 2 km pchania. Mam dość.

2 - szczycik obok strumyczka
Tu trafiamy bez problemu, nawet da się jechać. Spotykamy Pawła B., którego nie widzieliśmy na starcie. Jednak startuje, więc tych zawodów nie wygramy ;-)

3 - resztki ambony
Błoto i kolejne podprowadzanie. Mam dość. Mogę jeździć, ale nie pchać rower. Opadam zupełnie z sił.

4 - źródełko
Zupełnie nie pamiętam jak tu trafiliśmy. Pewnie było łatwo.

5 - paśnik
Tu też zupełnie bez problemów.

Czytnik na punkcie © djk71

6 - skrzyżowanie drogi i strumyczka
Tu również łatwo. Choć czuję straszne zmęczenie.

BW
Wracamy do bazy. Nie pamiętam już, w którym momencie mówię Darkowi żeby dalej jechał sam. Na byle podjeździe nie potrafię utrzymać tempa 8km/h. Rowerem! Porażka. Chcę wracać nam metę. Darek nie chce mnie zostawić. Dojeżdżamy do bazy. Nie pamiętam ile kilometrów przejechaliśmy na OS-ie: 15-17? Zajęło nam to prawie… 3 godziny.

Posilamy się pomidorową z ryżem. Pomimo, że jest nijaka bierzemy dokładkę. Korygujemy trasę. Rezygnujemy z odległych punktów i kierujemy się na Kraków chcąc zaliczyć to co będzie po drodze. W końcu po chyba pół godzinie przerwy ruszamy.

PK 6 - Moczydła (kępa drzew / krzyż...)
W Radwanowicach wjeżdżamy w boczną drogę i wprawiamy w osłupienie miejscowych, którzy zatrzymali nas informując, że dalej już nie ma drogi. Wmawiam im, że szukamy mostu kolejowego, co przyjmują z wielkim zdziwieniem, twierdząc, że tu nigdy nie było kolei. Dopiero potem okaże się, że pomyliły mi się opisy punktów :-)
Jedziemy w stronę Moczydeł i… brakuje nam drogi. Przejeżdżający drogą gospodarz informuje nas, ze droga była, ale teraz jest zaorana. Nie lubię pchać się komuś w szkodę, ale co robić. Darek rusza pierwszy i po 3m woła: Chodź tu!. Jest punkt. Ale jak? Wygląda, że jest przesunięty o jakieś 200m. Mieliśmy szczęście, że atakowaliśmy go z tej strony.

PK 9 - Łysa G. P. 427 (szczyt, obok ogrodzenia)
Teraz trochę asfaltu. Jedzie się spokojnie, aż za… bo w Karniowicach zamiast skręcić na Bolechowice i Żelków jedziemy dalej i lądujemy w Zielonej Małej. Kiedy zdajemy sobie sprawę co zrobiliśmy rozmowa jest krótka: Wracamy? Nie, nie dziś. Olewamy ten punkt, podobnie jak "dziesiątkę". Już nie mamy parcia na zdobywanie punktów.

PK 11 - Brzezie Szl. (krzaki za kapliczką)
Do 11-tki docieramy prawie bez przeszkód. Chłodno się zrobiło.

PK 13 - Kraków - Fort 41 a (w środku)
Chwilę zajmuje nam znalezienie właściwej dróżki do fortu, ale w końcu się udaje. Fort duży, większy niż nasze okoliczne bunkry. W środku niejedna impreza musiała się odbyć. Dziś na szczęście jest tu pusto. Niestety pamiątka po imprezach zostaje w oponie Darka roweru. Przerwa na zmianę dętki.

Chwila przerwy © djk71

PK 16 - Kraków - Lasek Wolski (dołek)
Po drodze wymuszona przerwa, potrzebuję cukru. Czuję zmęczenie, najchętniej bym już wrócił do bazy, ale widzę, że Darek chce jeszcze walczyć więc posilam się i jadę. Do Lasku docieramy bez problemu, ale tu już zaczyna być zabawa w szukanie właściwej ścieżki i dołka widocznego chyba tylko na rozświetleniu. W terenie całość jest pofałdowana, a ciemność nie pomaga w odnalezieniu właściwego miejsca.

Nie wiem jak Darek to robi, ale udaje mu się zsynchronizować obraz z mapy z terenem i mamy punkt. Sam bym tego nie zrobił. Szacun. Wielki szacun.

Ciężki momentami wyjazd z punktu. W końcu znów asfalt.

PK 15 - J. Jasna (w środku)
Jedziemy rowerówką wzdłuż drogi. Na Orlenie postój. Jaki duży i dobry hot-dog. Tego mi było trzeba.
Jaskinia odnaleziona bez problemu. Lampion jest tylko trzeba się tam wczołgać. Pokonuję pierwszy etap i kiedy zastanawiam się jak pokonać drugi wpada dziewczyna i porywając w locie nasze chipy wślizguje się tam jak jaszczurka. Chyba zdążyłem podziękować. Chyba, bo po chwili już jej nie było, a ja wychodząc… gubię Darka chipa. Na szczęście udaje się go odnaleźć :-)

Stąd punktu nie widać © djk71

Przed nami ostatni punkt.

PK 14 - Kraków - Stare Miasto (parkomat P 244 Plac Św. Ducha - weź paragon)
Tu nie będzie lampionu i czytnika, bo to centrum miasta. Jedziemy ulicami na azymut. Parkomatów jest kilka, ale szybko stajemy przed właściwym. Kierowcy stojących obok taksówek muszą być dziś nieźle zdziwieni jak co jakiś czas zjawiają się tu rowerzyści (piesi chyba też) i pobierają paragony.

Ile kosztuje parkowanie roweru? © djk71

Jeszcze tylko zdjęcie na Rynku i wracamy na metę.

Tu zawsze jest pięknie © djk71

Odbijamy się. Oddajemy chipy, dostajemy zwrot kaucji i… zbieramy się do domu. Wygrał Zbyszek, ale to nie jest dziwne, w końcu część punktów miał chyba pod domem :-)

Nie sprawdzamy nawet czy jest jakiś posiłek, nie przebieramy się, opłukujemy tylko z błota rowery i wracamy. Nie jesteśmy nawet jakoś bardzo wściekli, ale trochę żal, że brakło sił.

Psie mistrzostwa

Niedziela, 17 listopada 2013 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Psie mistrzostwa
Na blogu padł pomysł wyjazdu do Mikołowa. Ponieważ sobota była zajęta to umawiamy się z Darkiem na niedzielę.

Widzę Cię © djk71


Od bladego świtu, żeby nie powiedzieć, że od nocy, za oknem mleko.

Za oknem biało © djk71


Kiedy jestem już na trasie zaczyna być coś widać.

Już widać drogę © djk71


W Halembie jest już ładnie. Kilka zdjęć w oczekiwaniu na Amigę.

Śląsk © djk71


Po chwili dojeżdża i już razem jedziemy w stronę Kamionki.
Trafiamy wprost na trasę obstawioną przez dziewczyny w kurtkach Straży.

Po chwili widzimy pierwszych zawodników. Pierwszych dla nas, bo jak się potem okaże jeździli od samego rana.

Jadą © djk71


Ale i tak jest ciekawie...

Czasem się spada © djk71


Szczególnie kiedy przez drogę kilkukrotnie przebiega stado saren.

Biedne spłoszone © djk71


Jeszcze chwila...

NIektórzy biegają © djk71


Niektórzy jeżdżą © djk71


W końcu ruszamy dalej by po chwili znaleźć się na miejscu startu. Sporo zawodników, a jeszcze więcej psów. Wygląda to interesująco.

Dużo piesków © djk71


Niektórych żal © djk71


Smutne takie © djk71


Rzut oka na pojazdy

Rowery? Wózki? © djk71


Jak tym jeździć © djk71


I jeszcze raz na psy, które niesamowicie szczekają, śpiewają, płaczą?

Piękne © djk71


Chwilę potem spotykamy Grześka, który dziś nie staruje, ale udziela się organizacyjnie. Korzystając z okazji tłumaczy nam pobieżnie co się dzieje.

Po chwili żegnamy się, jeszcze rzut oka na startujących i czas wracać do domu. Do Halemby wspólnie, a potem każdy rusza w swoją stronę. Od Kończyc jedzie mi się ciężko. Czuję jakieś zmęczenie. Mało picia, czy temperatura?

Kadencja: 78

Tropiciel 11

Sobota, 26 października 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Tropiciel 11

Wczoraj udało się dodać relację z Harpagana, więc dziś pora na Tropiciela :-)

W ten weekend musieliśmy wybierać między Tropicielem a Jesiennym KoRNO. Z uwagi na fakt, że klimat Tropiciela jest zupełnie odmienny niż klimat pozostałych rajdów i maratonów w jakich startowaliśmy wybraliśmy imprezę w Jelczu-Laskowicach.

Rowery gotowe, pytanie, czy my też... :-) © djk71


Przyjeżdżamy późnym wieczorem, rozpakowujemy się i rejestrujemy. Mamy jeszcze trochę czasu na krótkie rozmowy ze znajomymi, uzbrojenie rowerów i… krótką drzemkę.

Jeszcze serwis © djk71


Startujemy równo o 1:30 w nocy. Dziesięć minut przed nami rusza WrocNam z Rafałem, a po nas załoga InsERT Team.

Konkurencja już gotowa :-) © djk71


Trochę dla nas dziwne, że nie typowej odprawy, jedynie na 5 minut przed startem dowiadujemy się, że punkt G będzie bardzo trudny do odnalezienia. No cóż, tak to jest z punktem G :-) Ponoć nie można się tam dostać rowerem. Zobaczymy.

Za chwilę start © djk71


Dostajemy mapy w skali 1:50 000 i jak zawsze najgorzej jest wyjechać z miasta, ja chcę na północ, Amiga ciągnie mnie na zachód.

T - Mogiła
Docieramy do Miłoszyc, jedziemy od południa żeby zdobyć punkt od południowej strony. Doganiamy inne zespoły oraz piechurów. Jak pewnie już wiele razy pisałem nie lubię tego - włącza się wtedy jakiś instynkt stadny, a wyłącza myślenie. Tak też jest i tym razem, przejeżdżamy dwukrotnie obok ścieżki wiodącej do punktu i krążymy bezradnie w kółko. W końcu zbieramy się w sobie i teraz już bez problemu docieramy do punktu. Dostajemy Liona :-)

Z - Skrzyżowanie leśnych dróg (PK Zad.)
Bez problemu odnajdujemy punkt i losujemy trzy zdjęcia psów. Choć pieski ładne to w żaden sposób nie jesteśmy w stanie rozpoznać co to za rasy. Trudno… Bez punktów dodatkowych.

C - Przy polnej drodze (PK Zad. )
Najkrócej byłoby dotrzeć do punktu od północy, ale my decydujemy się na wariant bardziej asfaltowy od wschodu. Na miejscu pełne zaskoczenie… Jakiś bunkier, a tam…

Kto rozpozna co to za broń? © djk71


Najpierw musimy popisać się znajomością broni z okresu II Wojny Światowej. Z drobną pomocą techniki udaje się bez problemu zaliczyć zadanie.

Wojsko zmęczone © djk71


A następnie już bez żadnej pomocy rozpoznać na zdjęciach kilka postaci historycznych również z tego okresu.

Telefonia komórkowa? © djk71


W - Leśna ścieżka - PK dla Trasy 60km
Lecimy na północ, punkt jest dość mocno oddalony od reszty. Coś nam się widzi, że trasa będzie dłuższa niż zapowiedziane 40km. W Brzezinkach rozwalają mi się okulary. Niedobrze, bo to korekcyjne, a nie przeciwsłoneczne (o tej porze to chyba użyteczne by były tylko przeciwksiężycowe). Sklejamy je taśmą i jedziemy dalej.

Tuż przed punktem spotykamy innych zawodników, którzy mówią, abyśmy zerknęli na mapę bo… ten punkt jest dla… piechurów… Pięknie, czyli kilkanaście kilometrów robimy gratisowo. Tylko skąd mogliśmy wiedzieć, nikt nam tego na starcie nie powiedział, a szkoda. No niby z opisów na mapie można by się było domyśleć, tylko w trakcie planowania trasy nie patrzyliśmy na opisy, a na trasie… opisy były zasłonięte bo by się nie zmieściły w mapniku :-(

Y - Przy polnej drodze (ognisko)
Trochę źli na siebie, trochę na organizatorów pędzimy dalej. Jedzie nam się fajnie, na całej trasie to my wszystkich wyprzedzamy więc jest szansa, że mimo dodatkowych kilometrów "zrobimy" wszystkie punkty zdobędziemy miano Tropiciela. Na punkcie harcerska atmosfera, ognisko, dźwięki gitary… chciałoby się zostać…

D - Przy strumieniu, polna droga
Obsada punkt w namiocie, czyżby byli zmęczeni?

G - Rzeka Graniczna (PK Zad.)
Decydujemy się na wariant bezpieczny dojazdu, mijamy Dębinę i jedziemy na wschód, następnie kilometr szeroką drogą na północny wschód i już węższą drogą na północny zachód, trawy są wyższe od nas. Skrzyżowanie ścieżek, 300m na północ i zakręt w lewo. Teraz jeszcze tylko 500m do punktu. Większą część drogi pokonujemy na siodełku, dopiero ostatnie 100-200m oznacza przebijanie się na azymut przez krzaki. Bez problemy jednak docieramy do rzeki.

Powiesiłem swój rower © djk71


Tu czeka nas niespodzianka. Liny. Rower przypinamy do jednej z nich, a sami po linowym mostku (jedna linka na dole, jedna na górze) przeprawiamy się na drugi brzeg żeby tam ściągnąć swoje rowery.

Rower już w drodze, teraz kolej na mnie © djk71


Darek ma jednak pecha i ląduje w wodzie. Dobrze, że jest około 12 stopni, może jakoś przetrzyma do końca trasy. Przeprawiamy się i… wracamy.

Powrót z punktu bardziej na czuja niż na azymut, co sprawia, że lądujemy w nieco innym miejscu niż planowaliśmy, ale to nie jest żaden problem. Nie było tak źle z tym punktem choć trochę czasu nam zjadł.

P - Leśna droga (PK Zad.)
Mijamy Łaźno i szukam drogi na północ, gdy my mamy jechać … na południe. Czasem tak bywa. Po ustaleniu kierunku do punktu docieramy bez problemu. Tu czeka nas wyjątkowo łatwy jak na Tropiciela tor przeszkód zaczynający się od przeczołgania się przez oponę :-)

Mój pierwszy raz? W oponie? © djk71


Zostaje nam 1,5 godziny do końca limitu, mało, ale jest szansa zdążyć.

R - Ambona przy strumieniu
Do punktu jedziemy przez stację kolejową w Kopaninie. Wykarczowana ścieżka wiedzie nas prosto do punktu. Wyjazd na główną ścieżkę i mamy godzinę czasu. Nie zaliczymy wszystkich czterech pozostałych punktów, ale 2-3 powinno się udać.

Skręt w lewo i pędzimy po lesie co sił w nogach. Po kilkuset metrach skrzyżowanie, ale chyba nieco za wcześnie i do tego układ trochę inny niż miał być. Pędzimy dalej. Pędzimy i… na liczniku widzę już ponad 2,5km, a na kompasie kierunek południowy zamiast zachodniego. Jak to się stało skoro droga nie skręcała?

Wracamy i odbijamy w pierwszą drogę na północ. Jedziemy, ale kawałek dalej jest strasznie trudno przejezdna, olbrzymie błoto, nie mamy czasu na to, wracamy do poprzedniej i cofamy się. Kolejne przecinki wyglądają podobnie. Dopiero skrzyżowanie, które poprzednio nas zainteresowało wydaje się być sensowne. Niestety i ta droga w pewnym momencie wydaje się kończyć. Mało czasu… Już nie zaliczymy żadnego punktu ale musimy dotrzeć na metę w limicie czasu. Nie wiemy co jeśli nam się nie uda, pewnie dyskwalifikacja.

Skręcamy w lewo i… przy ambonie droga kończy się rzeką. Jest prowizoryczny mostek. Przechodzimy i próbuję iść dalej prosto. Dwa kroki i wołam "Darek Trzymaj mnie!". To jakieś bagnisko, miałem wrażenie , że zaczyna mnie wciągać. Idziemy (nie da się jechać) wzdłuż rzeki, która w pewnym momencie zakręca (albo rozwidla się) i przecina nam drogę. Darek szukając obejścia też ładuje się w bagno. Musimy się wycofać do mostku i do poprzedniego skrzyżowania.

Wracamy i teraz trochę jadąc, a więcej prowadząc rowery przebijamy się najpierw przez las, a potem przez pole w kierunku zachodnim byle dotrzeć do jakiejś drogi. W końcu jest. Teraz już bez pospiechu , bo i tak już wiemy, że nie zdążymy jedziemy w stronę bazy przez Nowy Dwór i Piekary.

Meta]
Oddajemy karty startowe, wcinamy grochówkę i… chyba nie chce nam się zostawać do zakończenia imprezy. Może udało by się choć wylosować jakąś nagrodę, których zwykle tu jest sporo, skoro nie udało nam się pojechać tak jak chcieliśmy, ale nie mamy jakoś nastroju. Przegrywamy, ale tak też bywa.

Przebieramy się, pakujemy i ruszamy do domu. Ale jeszcze tu wrócimy :-)

Na parkingu widzimy, że niektórzy mieli pecha…

Nowe mocowanie przerzutki © djk71


Po drodze chodzi mi jedna myśl:

Winning is fun, but it teaches you nothing.
Failure is the best teacher in the world.
Winning is a trophy, failing is an education.

Harpagan 46

Sobota, 19 października 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Harpagan 46
Minął tydzień od Harpagana, za nami już kolejna impreza, a wpisu wciąż nie ma, ale cóż, taki to był intensywny tydzień. Czas nadrobić zaległości.

Wyjazd na kultowego Harpa do samego końca stał pod wielkim znakiem zapytania. Po Kaczawskiej Wyrypie coś mnie postrzyknęło i… przez dwa tygodnie ledwie się ruszałem. Było na tyle poważnie, że nawet z własnej i nieprzymuszonej woli dwukrotnie wybrałem się do lekarza. Na szczęście na dwa dni przed imprezą coś zaczęło puszczać więc wyposażony pełną apteczkę specyfików postanowiłem, wbrew wszystkim ostrzeżeniom i prośbom pojechać.

Kwidzyn jest strasznie daleko, szczególnie w piątkowe popołudnie i wieczór. Kiedy w końcu docieramy zaskakuje nas… luz na sali gimnastycznej gdzie będziemy nocowali. Piesi co prawda już w terenie, ale mimo wszystko, przy ponad 1000 startujących powinno być jak zwykle do bólu ciasno. Potem okazuje się, że była jeszcze jedna sala.

Wieczorne pogaduchy © djk71


Wieczór upływa w miłej atmosferze pogaduszek ze znajomymi. Rano śniadanko, przebieranie się, odebranie rowerów z przechowalni i ruszamy na znajdujący się tuż obok stadion, gdzie o 6:30 nastąpi start. Zjeżdżając po trawie czujemy, że jest ślisko, ktoś informuje, że termometr wskazuje minus jeden.

Bez odprawy, odbieramy mapy i… nie ma na nich zaznaczonych żadnych punktów! Jak to możliwe? Dopiero po oświetleniu mapy czołówką pojawiają się kolejne kółeczka. Niestety kolorystyka mapa, zagęszczenie szczegółów i panujący półmrok sprawiają, że… mam wrażenie, że nic tu nie widzę. Nie lubię map setek. I jak tu zaplanować trasę?

Trzy punkty są po lewej stronie Wisły i od nich zaczniemy. Rysujemy północną część trasy, południe zostawimy sobie wyjątkowo na później, gdy po pierwsze będziemy wiedzieli jak stoimy z czasem, a po drugie jak zrobi się jaśniej.

PK10 - TYMAWA - rozwidlenie dróg
Ruszamy i pod kołami słychać trzaskający miejscami lód. Ale zaraz czemu kompas wskazuje południowy zachód zamiast północnego? Źle zjechaliśmy z ronda. "Przebijamy się jakoś, czy wracamy?" pytam Darka. Ten pomny chyba jeszcze naszego kombinowania na Kaczawskiej Wyrypie decyduje od razu: "Wracamy". Teraz już bez problemów trafiamy na właściwą drogę, choć nie jest łatwo się przesiąść na "setkę".

Choć robi się jasno, to księżyc jeszcze widać.

Świta © djk71


Jedziemy przez 2km most nad (ponoć) Wisłą. Ponoć, bo mgła jest tak gęsta, że widać ledwie barierki mostu, a już na pewno nie to co jest pod nim. W pewnym momencie przestaję zresztą widzieć cokolwiek. Za mostem sprawdzam, czy to woda, czy lód.

Wiem, czemu nic nie widziałem © djk71


Tu już jest jakby inny świat. Prawie wcale nie ma mgły.

Mgła zniknęla © djk71


Kawałek dalej z podwórza wyjeżdżają konni w historycznych szatach, mijamy drogę na Rzym i… Betlejem… Czyżby to naprawdę był inny świat?

Kawałek dalej wjeżdżamy w ścieżkę i pudło, to nie to. Wycofujemy się, jedziemy kawałek dalej i atakujemy z drugiej strony. Teraz trafiony, zatopiony.

PK 9 - PÓLKO - izba leśna
Wracamy tą samą drogą asfaltową, o ile chwilę wcześniej tu było przejrzyście to teraz tu jest biało. Znów nic nie widzę… Czyżby pora w końcu na poważnie pomyśleć o soczewkach zamiast okularów?
Do punktu trafiamy bez problemu od wschodniej strony.

PK 17 - WIOSŁO - skrzyżowanie dróg
Po wjeździe do lasu zaczynam czuć moje plecy, niedobrze, za wcześnie.

Chwila przerwy © djk71


Mijamy wracających z punktu Trolli i wołają żeby trzymać się lewej strony. Łatwo powiedzieć, ale tu co chwilę to przecinka… Punkt ma być gdzieś obok rezerwatu Wiosło Duże. Kierujemy się za strzałkami i robimy niezłe kółko, by w końcu dotrzeć do punktu, który był 100m od miejsca gdzie skręciliśmy na rezerwat. Pięknie.

PK 6 - JANOWO - miejsce widokowe
Wracamy do mostu. Wisły wciąż nie widać, na licznikach mamy już chyba ponad 50km, a plecy bolą coraz bardziej.
Dojazd do punktu banalny. Tu mgła już trochę opada.

Zimno musiało być dziewczynom © djk71


Krótki odpoczynek i sesja zdjęciowa.

A tak se będę siedział © djk71


Co tam Darek wypatrzył?

Ciekawe czy biorą? © djk71


Spotkana na miejscu para mówi coś o 18-tce… Chyba mieli na myśli 8-kę…, albo to ekipa z innej trasy i mają inne oznaczenia punktów.

Dojeżdżają inni © djk71


PK 8 - BRACHLEWO - stajnia leśna
Strasznie wieje. Dojeżdżamy do Jałowca i skręcamy w prawo do lasu. Napotkana zawodniczka potwierdza nasz wybór. Teraz tylko jakieś 700m i skręt w lewo. Tylko, że go nie ma, powinien być zanim droga odejdzie od torów. Przeszukujmy wszystkie ścieżki i nic, albo się kończą, albo skręcają nie tam gdzie chcemy. Atak bardziej od północy ponownie bez powodzenia. Tracimy tu sporo czasu. Już mamy wracać, gdy podejmujemy decyzję o powrocie do poprzedniego pomysłu tylko, że tym razem dokładnie odmierzamy odległość i… ścieżka jest gdzie ma być. Czemu tego przedtem nie zrobiliśmy?

PK 14 - BOROWY MŁYN - droga leśna
Przejeżdżamy przez tory i kawałek dalej za zakrętem powinna być droga w lewo. Jest. Jedziemy, tylko punktu nie ma. Za daleko i kierunek droga zmieniła. Powrót, szukanie właściwej przecinki i nic. Nie ma.

NIe ma ścieżki © djk71


Wracamy do zakrętu, choć ścieżka powinna być wyraźnie za nim i jedziemy bez przekonania, nagle są zabudowania, to dobrze, na mapie też były. Kawałek dalej, jest też punkt. Znów sporo straconego czasu.

PK 18 - BIAŁA GÓRA - parking leśny
Hm… Zauważamy na mapie PK18, o którym była mowa, przy "szóstce"… No cóż w porannym świetle go po prostu na mapie nie widzieliśmy. Jechać, czy nie? Jestem za tym żeby jechać, bo to "ciężki punkt". Na Harpaganie punkty mają różne wagi (punkty przeliczeniowe): 1-4 mają wartość równą 1 punkt przeliczeniowy, 5-8 - 2pp, 9-12 - 3pp, 13-16-4pp, 17-20 - 5pp. To jest punkt "za pięć" więc lepiej zdobyć jeden taki niż kilka "lżejszych".

Jedziemy.

Biała Góra - pięknie tu © djk71


To miejsce ma swoją historię © djk71


Piękne miejsce, kiedyś już tu byłem przy okazji wizyty u klienta.

Ćwiczymy parkowanie? © djk71


Jemy po bułce, ale widzę, że Darek chce czegoś więcej… najchętniej czegoś słodkiego. Kupimy coś w Sztumie.


PK 4 - POSTOLIN - rozwidlenie dróg
Droga do Sztumu strasznie monotonna, choć zastanawialiśmy się czy to dobry wybór, to chyba tak, po spotykamy po drodze kilku zawodników z czołówki. W Sztumie zero czynnych piekarni, ale za to jest fast food. Zaliczamy kebaba i kanapkę z kebabem. Tracimy chwilę czasu, ale może zyskamy trochę sił. Punkt banalny.

PK 20 - MIKOŁAJKI - rozwidlenie dróg
Po drodze na Mikołajki zaliczamy jeszcze sklep, żeby uzupełnić napoje. Kolejny prosty punkt. Pada Darka logika, że im "cięższy" punkt tym powinien być trudniejszy do odszukania ;-)

PK 12 - ORKUSZ - rozwidlenie dróg
Prosta droga od Gdakowa, tylko pod koniec coś nam się ścieżki nie zgadzają. Niby wszystko odmierzone jak należy, ale coś nie tak. Jeszcze raz rzut oka na mapę i zjeżdżamy z głównej drogi, ale punktu nie ma. Mijamy piechurów, rowerzystów, zakopanego (utopionego) SUV-a, ale punktu nie ma. Rozmowa z piechurami i już wiemy, tam gdzie na rozjeździe skręciliśmy w lewo trzeba było odbić w prawo. Czyli byliśmy cały czas tuż obok punktu.

PK 16 - SZADOWSKI MŁYN - parking leśny
Lecimy przez las do głównej drogi. Pada (a raczej staje) mi mapnik. Teraz to nie jest istotne, punkt jest przy głównej drodze. Dojeżdżamy do niej, skręcamy w lewo, jest parking, ale nie ma punktu. Może coś namieszaliśmy. Jedziemy kawałek dalej, patrzymy na mapę, nie to musiało być tam. Wracamy, rozglądamy się, choć do tej pory wszystkie punkty były widoczne od razu. Robię zdjęcia, na dowód że byliśmy.

Gdzie jest punkt? © djk71


Darek próbuje dzwonić do organizatorów, ale nie ma zasięgu. Ja próbuję jest. Dowiadujemy się, że punkt jest "bankowo", mamy szukać, jest około 17:45, punkt ma być otwarty do 18:00. Jeszcze jeden rzut oka na parking, no ale nie ma! Telefon. Od sędziego… punkt został zdjęty przez pomyłkę wcześniej. Zostanie nam ten punkt zaliczony. Pięknie, a my straciliśmy tu przynajmniej z 10 minut. Patrzymy na zegarek i już jest tylko czas na dojazd o do mety.

Meta
Zakładamy czołówki i pędzimy co sił do mety. Daleko, dalej niż się zdawało. Docieramy spóźnieni po ponad 3 i pół minuty. Czyli dostajemy 4 punkty przeliczeniowe kary, czyli tyle ile zdobyliśmy na poprzednim punkcie. W sumie to powinniśmy się wykłócić o te punkty karne, bo gdyby punkt był na miejscu i nie szukalibyśmy, nie dzwonilibyśmy to bylibyśmy na mecie przed jej zamknięciem. Sam czas między rozmowami z sędzią to ponad 4 minuty…

Ale to nie ma znaczenia i tak jesteśmy daleko, dalej niż mieliśmy nadzieję być. Z jednej rzeczy się cieszę…, że mimo dwóch tygodni bólu, i mimo tego, że na większej części trasy plecy nie dały o sobie zapomnieć, udało się pokonać ponad 180km i zaliczyć 11PK (z 20) i 37 punktów przeliczeniowych (z 60).

Wieczorem kąpiel, jedzonko i pogaduchy ze znajomymi w oczekiwaniu na zakończenie imprezy. Trzeba przyznać, że jak na imprezę, w której startuje ponad 1000 zawodników, to organizacyjnie nie ma się do czego przyczepić.

Jak będą ładniejsze to je zdobędziemy © djk71


Myślę, że na wiosnę znów się spotkamy na Harpaganie :-)

Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć

Piątek, 4 października 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Kaczawska Wyrypa, czyli to się nie mogło wydarzyć

Tydzień minął od Kaczawskiej Wyrypy. Wypadałoby by w końcu napisać relację. Relację z czegoś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Do Świerzawy dojeżdżamy wieczorem. Start o 23:00, odprawa o 22:30, czyli można by się jeszcze z godzinę przespać. Szybka rejestracja, wypakowanie rzeczy z auta i zapadam w sen. Budzę się półtoragodzinnej drzemce. Darkowi nie udało się usnąć. Czas coś zjeść, przebrać się, przygotować rowery…. Oj czasu mało.

Odprawa
Nie wszystko jeszcze gotowe, ale trzeba posłuchać jakie niespodzianki mogą nas czekać na trasie. Przed nami 2 pętle po ok. 75km, na każdej do zaliczenia po 15 punktów. Między pętlami przepak i pobranie nowej mapy w bazie zawodów.
Rysujemy trasę i kończymy przygotowanie rowerów. Ruszamy.

PK 31 – Samotne drzewo na skrzyżowaniu dróg
W centrum miasteczka skręcamy w lewo, wracający zawodnicy potwierdzają właściwy kierunek. Odblaski na lampionie ułatwiają znalezienie punktu.

PK 35 – Ruiny budynku, PK od zachodniej strony
Asfalt, ścieżka i skrzyżowanie ścieżek… trochę za wcześnie, ale wygląda jak na mapie… jedziemy, a raczej pchamy rowery by wyjechać gdzie indziej niż chcieliśmy. Nie szkodzi, podjedziemy inną ścieżką. Jedziemy i nagle ścieżka się kończy. Zaorane pole… Coś o tym było na odprawie. Przedzieramy się przez pole i jest droga. Po chwili jesteśmy tam gdzie powinniśmy być. Ruiny w zaroślach znalezione bez problemu. Wracamy drogą, którą przyjechaliśmy tylko teraz docieramy nią do… skrzyżowania, gdzie wcześniej źle skręciliśmy. Okazało się, że kilkadziesiąt metrów dalej było to właściwe skrzyżowanie. Grunt, że dojechaliśmy gdzie chcieliśmy.

PK 33 – koniec skarpy od północnej strony
Mała korekta planów, atakujemy PK 33. Przed nami długa prosta droga do Wojcieszowa. Nie ma co prawda żadnych drogowskazów w tym kierunku, ale wystarczy jechać na południe. Jest odbicie w lewo na Jawor, ale to nie nasz kierunek jedziemy na wprost na Jelenią Górę.

Jedziemy, droga się wznosi. Kierunek południowo-zachodni. Miał być południowy, ale przecież droga się wije… Coraz ostrzejsze podjazdy, znaki to potwierdzają. Już powinniśmy chyba dojechać (ale kto by tam mierzył odległość), a tu pojawiają się miejscowości, których nie ma na mapie… Ale to może jakieś wioski zbyt małe by je zaznaczyć na mapie…
Coś mi mówi, że coś jest nie tak, ale jedziemy dalej… Szkoda, że nie jestem w stanie odczytać po ciemku nr drogi na mapie.

Męczący podjazd się kończy i… jest Wojcieszów. Piękne światła, tylko… trochę ich za dużo… Jeszcze przez chwilę wydaje mi się, że jest ok, ale Darek robi krótki rekonesans i… jesteśmy na przedmieściach Jeleniej Góry. Jak się potem dowiemy to Kapela. Już wiemy, że w Świerzawie mieliśmy odbić na Jawor i potem na Wojcieszów, a my zafundowaliśmy sobie 10km podjazd. Pięknie… Jesteśmy już poza mapą więc czeka nas prawdziwa jazda na azymut.

I tu robimy kolejny wielki błąd. Zamiast zawrócić i szukać innej drogi na Wojcieszów, albo zjechać do Świerzawy, bo przecież tu cała trasa z górki my… jedziemy dalej, bo z Jeleniej musi być jakaś droga do naszego celu. Męska duma - nie będziemy się wracali. Dalsza trasa to kilkukilometrowy zjazd przez Dziwiszów. W Jeleniej okazuje się, że na Wojcieszów musimy… zawrócić… O nie! Nie chce nam się podjeżdżać… Decydujemy się jazdę DK3. Nie zauważamy, że mogliśmy jechać dalej przez Komarno. Docieramy do Radomierza, który doskonale pamiętamy z Rudawskiej Wyrypy.

Mamy kilka godzin i kilkadziesiąt kilometrów w plecy. Krótka rozmowa i nie ma sensu jechać dalej. Już wiemy, że te zawody zakończymy na ostatnim miejscu. Najprościej by było zjechać do mety, ale wtedy dostaniemy NKL - żeby nas sklasyfikowali musimy zaliczyć co najmniej 25% punktów, czyli… 8. I taki jest plan. Zaliczamy minimum i wracamy do domu.

W Kaczorowie mimo zjazdu po prawie pustej asfaltowej drodze jedziemy na hamulcach. Wieje tak potwornie, że trudno utrzymać kierunek jazdy. Za Mysłowem skręcamy na Lipę. Wieje coraz mocniej, droga pełna gałęzi. Miejscami samochody już nie przejadą.

PK 42 – skrzyżowanie dróg
Wiatr nie tylko wieje. Wydaje też straszliwe dźwięki. Czasem świsty, ale częściej brzmi to jak huk, ze strachem patrzymy czy coś nam nie zleci na głowy…

PK 45 – narożnik lasu
Jedziemy w stronę Jastrowca, znów łapiemy się na niezbyt dokładnym mierzeniu odległości, bo przejeżdżamy przecinkę. Dopiero światełka innych zawodników naprowadzają nas na właściwy kierunek. Wiatr chce nas przewrócić. Wieje chyba bardziej niż kiedyś w Otwocku. Nie chyba. Na pewno. Odbijamy punkt i wracamy do Lipy. Po drodze zwalone drzewa. Rzuca nami po całej drodze, staramy się nie jechać zbyt blisko krawędzi jezdni żeby jakiś podmuch nie rzucił nami o drzewo. Dobrze, że jest noc i jest mało samochodów.

Łatwo nie jest © djk71


PK 41 – zagłębienie terenu
Mieliśmy ruszyć najpierw na PK43, ale nie widzimy ścieżki na Nową Wieś Wielką więc ruszamy na zachód w stronę Muchówka. O dziwo wiatr zniknął. Nie ma ani jego, ani śladów po nim. Czyżby tu nie wiało?

PK 43 – skrzyżowanie dróg
Ten teren znam z pieszych spacerów. Punkt zresztą tak prosty, że trudno by go było przegapić.

PK 38 - koniec drogi
Mijamy domy mojej rodzinki, świeci się w oknach więc może na kawę? Za wcześnie, poza tym zróbmy najpierw to co musimy… Odmierzamy 3700m i skręcamy do lasu. Niestety nie ma punktu. Czyżbyśmy niezbyt dokładnie odmierzyli odległość? Chyba tak, bo następna przecinka prowadzi nas do punktu.

Odblaski pomagają © djk71


PK 34 – skrzyżowanie dróg
Świta..

Świta © djk71


Dojeżdżamy do Świerzawy, kawałek pod górkę i do lasu. Odmierzam 500m, jest skrzyżowanie i… nie ma punktu. Szukamy i nic. Rozdzielamy się i mierzę jeszcze raz odległość. Miało być…250m i jest. Teraz już tylko zjazd do mety.

Meta
Oddajemy karty i… ku zaskoczeniu organizatorów nie bierzemy drugiej. Tak jak ustaliliśmy rezygnujemy, mamy zbyt dużą stratę. Co prawda nie wszyscy jeszcze zjechali z pierwszego etapu, ale CI co zjadą pewnie będą mieli już komplet punktów, a my mamy połowę i 100km w nogach. Mimo zachęty ze strony organizatorów, jak i innych zawodników nie zmieniamy decyzji. Kąpiel, posiłek i decydujemy się bez spania wracać do domu.

Powinniśmy być wściekli na siebie. Po przecież na mapie mieliśmy wszystko zaznaczone jak trzeba. Co zrobiliśmy nie tak? Wszystko:
- Przegapiliśmy zjazd.
- Nie zgadzał się kierunek drogi,
- Nie zgadzały się przewyższenia,
- Inny był numer drogi,
- Brak było na mapie miejscowości, które mijaliśmy,
- Brak było rzeki wzdłuż drogi,
- Nie zgadzała się odległość…
Nic się nie zgadzało, a my brnęliśmy w błędnym kierunku… To się nie miało prawa zdarzyć. Nikt normalny nie popełniłby tylu błędów. A nam się udało. Do tego bezsensowny zjazd z Kapeli do Jeleniej Góry zamiast powrót. Powinniśmy być wściekli, a my… całą drogę się śmiejemy z siebie. Śmiech histeryczny? Nie wiem… Ale to się naprawdę nie mogło zdarzyć… Szkoda punktów w Pucharze Polski, szkoda punktów w Pucharze Wyryp, szkoda drugiej pętli, bo ponoć była ciekawa, ale trudno… Czasem tak się zdarza…

A... mimo wszystko nie byliśmy na ostatnim miejscu ;-)

Galicja Orient - dzień drugi

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(5)
Galicja Orient - dzień drugi

Po wczorajszym dniu i długim wieczorze mam wrażenie, że dziś wcale nie uda się pojechać. Mimo to odbieramy mapkę w formacie A4 i planujemy zaliczenie 7 z 10 punktów. Patrząc po wczorajszym to wszystko co teoretycznie będziemy w stanie zrobić. Do tego ruszamy dopiero 15 minut po starcie.

Dziwny dla nas widok... tutaj © djk71


PK 31 - Rozwidlenie dróżek
Na wylocie z miasta mijamy Zdezorientowanych, wydaje się, że mają jakąś awarię, ale wołają, że wszystko jest ok. Mówili prawdę, bo przed punktem się spotykamy. Ciepło.

PK 33 - Kapliczka
Droga do kapliczki prosta, choć kto wie, czy na ostatnim odcinku byśmy się nie zastanawiali chwilę, bo ścieżki na polu rawie wcale nie widać. Na szczęście przed nami pojechało tamtędy kilku zawodników więc pędzimy za nimi.

Kapliczka © djk71


Pomijamy :
PK 38 - Koniec drogi
PK 40 - Szczyt osuwiska


PK 39 - Róg łąki
Długa droga asfaltem. W pewnym momencie zauważamy, że dziś niedziela i chyba się gdzieś w okolicy msza skończyła, bo samochody z przeciwka jadą jeden za drugim. Mijamy Grabinę, Sobolów i przed Chrostową wjeżdżamy do lasu. Wszystko się zgadza: zakręt drogi, krzyż i ścieżka... Tyle tylko, że ścieżka robi się coraz węższa, coraz bardziej zarośnięta, aż w końcu przedzieramy się przez zarośla. Chyba nikt tędy przed nami nie szedł. No, ale jak ludzie jechali na PK38 to tu na pewno nie skręcili. W końcu jest trochę luźniej i jest brama, za którą... są tylko zarośla. Brama do lasu?

Brama do lasu © djk71


Niewiele brakło, a byśmy dalej się przebijali przez kolejne krzaki, gdyby nie to, że zauważam 10m dalej jadącego zawodnika. Okazuje się, że tam biegnie droga. Masakra. Kawałek dalej jest punkt gdzie spotykamy Grześka. Jest trochę zdziwiony kiedy się dowiaduje, że dziś jedziemy w przeciwną niż on stronę i już tu jesteśmy. Uświadamiamy go, że opuściliśmy dwa punkty.

PK37 - Mała polanka
Źle skręcamy z drogi i lądujemy tuż nad Stradomką. Po chwili droga się kończy i znów potrzebna by nam była maczeta. w końcu przedzieramy się do pięknego asfaltu. Jechalibyśmy nim gdyby nie zły skręt.
Chwilę kombinujemy jak tu wjechać na zielony szlak i kiedy już go mamy to nie do końca jesteśmy pewnie gdzie na niego wjechaliśmy. Szczęśliwie polanka jest tuż obok.

Czas na grzybobranie? © djk71


PK 36 - Pod skałą, Pn skraj kamieniołomu - Bufet
Jadąc od Zoni skręcamy tuż przed punktem, bo opis sugeruje, że punkt nie będzie od drogi tylko od północnej strony. Robimy małe kółko i... zatrzymujemy się przed niesamowitym cmentarzem.

Cmentarz nr 341 © djk71


Krzyże wskazują, że to cmentarz wojskowy, pół prawosławny, pół katolicki. Jak się potem doczytam jest to Cmentarz wojenny nr 341. Pochowano tu poległych w dniach 7-19 XI 1914 r.: 178 żołnierzy austriackich 146 żołnierzy rosyjskich.

Cmentarz nr 341 © djk71


Jest on jednym z 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych zbudowanych przez Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie. Z tej liczby w okręgu bocheńskim takich cmentarzy jest 46.

Chwilę później opychamy się ciastkami na bufecie.

Omijamy PK 35 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem

PK 34 - Przepust
Planowaliśmy zjazd terenem przez Naprześnią, ale widząc chwilę wcześniej jak tam wygląda wybieramy asfalt. Okazuje się to być trafnym wyborem, bo przed nami długi piękny zjazd. Przed punktem wracający z niego "tramwaj".

PK 32 - Szczyt grodziska
W pobliże punktu dojeżdżamy w kilka osób. Sylwia pokazuje nam jak się zjeżdża z górki :-)
Zostawiamy rowery na dole i wspinamy się dość stromo do punktu.

Po punkt © djk71


Tuż przed okazuje się, że górą biegła piękna droga.

Meta
Do mety dojeżdżamy już bez przygód. Dużo drobnych błędów kosztujących nas sporo sił i czasu. Gdyby nie to pewnie mogliśmy zaliczyć co najmniej jeden punkt więcej.

W sumie bardziej mi się chyba podobał dzień wczorajszy, dziś trasa była zbyt oczywista i stąd grupki zawodników. Inna sprawa, że to dziś popełnialiśmy błędy.

W finałowej klasyfikacji lądujemy w okolicach połowy stawki, mogło być lepiej, ale grunt, że impreza była świetna. Dobrze zorganizowana (choć robiło to tylko kilka osób), punkty na swoich miejscach, fantastyczny teren i świetna atmosfera.

Fajnie było spotkać tak wielu znajomych i w końcu mieć czas na to żeby trochę porozmawiać.

Galicja Orient - dzień pierwszy

Sobota, 28 września 2013 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Galicja Orient - dzień pierwszy

Galicja Orient, czyli... dawna Odyseja... A przynajmniej ten sam termin, ta sama formuła... Wyjeżdżamy z Amigą w piątkowe popołudnie z Katowic i... szybko orientujemy się, że błędem był wybór autostrady. Kilkadziesiąt minut na bramkach + ograniczenia prędkości na autostradzie sprawiają, że do Bochni docieramy później niż planowaliśmy, a jednocześnie wcześniej niż większość pozostałych uczestników. Efektem tego są numery startowe jak nam zostają przydzielone: 2 i 3 :-).

Kto wcześnie przyjeżdża ten ma niski numer © djk71


Po wieczornych pogaduchach noc szybko mija. Ranek rześki :-)
Śniadanie, przygotowanie sprzętu, powitania z tymi, którzy dopiero dziś dotarli na start i odprawa.

Po chwili dostajemy mapy do ręki i planujemy jak to w najbardziej optymalny sposób odnaleźć 18 zaznaczonych punktów.

PK 1 - Róg lasu
Ruszamy, trochę wstrzymują nas światła, ale po chwili wyjeżdżamy z miasta. Lekko nie jest. Przed nami długi podjazd. Już pod koniec wiemy, że zaplanowanie wszystkich punktów to był chyba zbyt ambitny plan. Szybko robi nam się ciepło. Nie zauważamy zaplanowanego zjazdu z asfaltu, więc atakujemy od strony cmentarza, gdzie spotykamy Sylwię. Kolejny podjazd, tym razem w terenie, po chwili mamy pierwszy punkt.

Nieogolony słup © djk71


PK 6 - Leśniczówka
Zjeżdżamy nieistniejącą na mapie ścieżką obok zdziwionych krów i nie mniej zdziwionego gospodarza, któremu wjeżdżamy wprost na podwórko.
Chwilę później meldujemy się przy leśniczówce.

Za leśniczówką © djk71


PK 3 - Skrzyżowanie ścieżki z potokiem, 20m w górę potoka
W opisie powinno być chyba "potoku", ale nie będę się czepiał ;-)
Trochę błotniście, ale dajemy radę.

PK 5 - Most/fosa
Kierunek Nowy Wiśnicz i tamtejszy zamek. Ładny podjazd.

Tym, dla których Bóg, honor, ojczyzna były ważniejsze niż życie © djk71


Ładny zamek i nieco chyba zdziwiony ochroniarz ;-)

Przy zamku w Nowym Wiśniczu © djk71


PK 9 - U zbiegu potoków
Do punktu prowadzi prosta droga...

Prosto © djk71


... tylko na sam punkt trzeba się przeprawić przez strumień.

Trzymam go © djk71


PK 7 - Skała na północnym stoku
Wyjeżdżamy z punktu, a raczej wypychamy rower, bo coś nam się ciężko podjeżdża. Po chwili widzimy kamień-grzyb, tam można znów wsiąść na rower.

Dobra, jedziemy © djk71


Kolejny punkt to... strome i długie podejście.

PK 8 - Skrzyżowanie dróg leśnych
Zaliczony bez problemów.

PK 15 Zbieg dwóch jarów
W Gosprzydowej sklep tuż przed zamknięciem (14:00). Za nami połowa czasu i dopiero 7 punktów. Podjazdy dają w kość. Korekta planów, nie ma szansa abyśmy zdążyli zrobić wszystko. Za każdy nie zaliczony punkt dostaniemy karę czasową od 60 do 120 minut. Trudno, lepsze to niż spóźnienie, bo za każdą minutę spóźnienia czeka nas 20 minut kary.

Chwilę później po podbiciu kart na punkcie ruszamy na zmodyfikowaną trasę. Niestety przestaje mi działać licznik. Prawdopodobnie przetarłem gdzieś kabel.

PK 14 - Skała obok szczytu
Chwila zamieszania ze ścieżkami, spotykamy Zbyszka i po chwili zaliczamy punkt.

Obok skały © djk71


Odpuszczamy kolejne punkty:
PK 16 Szczyt ogrodzenia przy kapliczce
PK 13 - Zarośnieta polana Pd-Wsch róg
PK 17 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 18 - Stos kamieni na granicy lasu
PK 12 - Południowy róg zagajnika

i jedziemy szukać następnego punktu.

PK 11 - U zbiegu potoków
Nie zauważamy ścieżki, w którą mamy wjechać i zamiast zaatakować od strony pd-wsch, robimy to od strony pd-zach. Chwilę nam zajmuje znalezienie punktu, ale w końcu jest.

Omijamy jeszcze jeden punkt:
PK 10 - Drzewo przy dawnej drodze

PK 4 - Skraj lasu przy szczycie
Długi przelot, czuję zmęczenie, marzę o tym żeby dotrzeć do bazy i znaleźć się w śpiworze, nie muszę się myć, jeść, chcę leżeć.

Tu nie jest płasko © djk71


PK 2 - Przepust
Podjazd w Pogwizdowie i za kołem łowieckim jest przepust.

Meta
Teraz już tylko prosta droga do bazy. Na samym końcu długi zjazd... :-)

Zaliczyliśmy 12 z 18 punktów. Mogło być lepiej, ale jeśli najlepsi zawodnicy dotarli do mety dopiero na niecałą godzinę przed końcem limitu czasu to o czymś świadczy...

Wieczór pod znakiem pizzy i walki z odwodnieniem oraz długich nocnych dyskusji :-) Miło było się przekonać, że zaznaczyliśmy (choć nie przejechaliśmy go w całości) jak jeden z liderów :-)