Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:11289.86 km (w terenie 4485.90 km; 39.73%)
Czas w ruchu:853:15
Średnia prędkość:13.62 km/h
Maksymalna prędkość:71.63 km/h
Suma podjazdów:23059 m
Maks. tętno maksymalne:204 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:134778 kcal
Liczba aktywności:266
Średnio na aktywność:42.76 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Ulewny Półmaraton Gliwicki

Niedziela, 22 października 2017 · Komentarze(2)
Od maratonu minęły trzy tygodnie więc... trzeba by gdzieś pobiec. Co prawda w planach był Tropiciel, ale nie wyszło więc jest Półmaraton Gliwicki. Tyle, że większość koleżanek i kolegów z firmy biegnie na 10km. Ja jednak w myśl zasady, która sprawdza się ponoć nie tylko w bieganiu: Mógłbym szybciej, ale wolę dłużej :-) startuję na długim dystansie.

Od kilku dni pogoda straszyła, że będzie ulewnie i... tak jest. Zimno i deszczowo. Nie chce mi się wychodzić z auta. W końcu jednak zbieram się i w towarzystwie żony ruszam na poszukiwanie znajomych. Są. Coraz więcej nas :-)

Etisoft running team © djk71

Nie udało się co prawda spotkać wszystkich, ale i tak z większością udało się choć piątkę przybić.

Ruszamy. Jak zwykle zbyt szybko. Próbuję hamować, ale niewiele to daje. Mimo takiej pogody jestem zaskoczony liczbą kibiców. Co prawda biorąc pod uwagę, że biegniemy przez centrum miasta mogłoby być ich więcej, ale i tak szacun dla tych, którzy wyszli, niejednokrotnie z małymi dziećmi, po to aby nas dopingować. To naprawdę wiele znaczy dla zawodników. Podobnie jak punkty muzyczne - lubię to.

Przebiegam prawie obok naszej hali produkcyjnej - niestety pusto tam... w końcu dziś niedziela. Zegarek pokazuje, że jest sporo do przodu w stosunku do założonego czasu, ale też sporo trasy było z górki. Jeszcze się nie podniecam, biegnę dalej.
Kozielska, plac Mickiewicza... fajnie się biegnie przez znajome miejsca.. W końcu jest i Rynek :-)

No i jest Rynek © djk71

I znów znajome uliczki, park Chopina, Palmiarnia... Zwycięstwa... Biegnie się spoko, ale zacząłem czuć zimno. Koszulka i kamizelka przykleiły mi się do ciała i raczej chłodzą niż grzeją... Żałuję, że nie wziąłem rękawiczek...

Rynek raz jeszcze © djk71

Znów Rynek, a po chwili Plac Krakowski. Jakoś szybko te kilometry dziś lecą... To dobrze. Na bufetach woda i cola. Dwukrotnie korzystam z tej drugiej... Wchodzi :-)

Zimnej Wody, Wincentego Pola... znów stosunkowo blisko Etisoftu :-) Przebiegam obok hali Podium rozmawiając z sympatyczną biegaczką z.... Lublina... Przy bufecie obok polibudy jednak znów każde z nas biegnie swoim tempem...
Przebiegamy obok Komagu, czyli... byłej siedziby Etisoftu.. :-)

Blisko Komagu © djk71


Zaczynam się lekko obawiać końcówki, bo to podbieg na Bojkowskiej. O dziwo prawie go nie zauważam, jedynie biegacze, którzy przeszli do marszu potwierdzają, że jest pod górkę :-)

Jeszcze pętelka po Nowych Gliwicach i jest meta. Czas: 2:15:00,25. Celowałem w 2:15, czyli przybiegłem wolniej o 1/4 sekundy :-)
To oznacza, że wynik z poprzedniego półmaratonu sprzed trzech miesięcy poprawiony o prawie 3 minuty. Jest dobrze ;-)

Jest i medal © djk71


Jestem zadowolony, mimo warunków biegło mi się bardzo dobrze. Wynik zgodny z oczekiwaniami. Było świetnie.
Na mecie Anetka zauważa, że mam zakrwawioną koszulkę... No tak... nie wziąłem plastrów...

Cała rodzinka biega

Niedziela, 8 października 2017 · Komentarze(0)
Dziś zawody były nietypowe, co nie znaczy, że mniej ważne.

Dystans 4,4 km. Najważniejsza nie była jednak odległość ale podjęcie decyzji o starcie. Mimo chłodu i deszczu liczna grupa zawodników wystartowała i dobiegła do mety. Wszyscy wygrali... bo spróbowali.

Zaraz ruszamy © djk71


Nam udało się wystartować całą czteroosobową rodzinką. I było pięknie. I były uśmiechy na twarzach. I nikt nie przejmowałem się pogodą. Nikt nie marudził. Wszyscy Dotarli na metę szczęśliwi, a chwilę później z dumą odebrali medale wykonane samodzielnie przez organizatorów biegu...



Zaraz meta © djk71

Dziękujemy tym, którzy z nami biegli, i tym, którzy sprawili, że mogliśmy pobiec. Do zobaczenia następnym razem :-)


Królewski dystans zaliczony :)

Niedziela, 1 października 2017 · Komentarze(17)
9 miesięcy przygotowań i... udało się! Maraton zaliczony! Jestem szczęśliwy!

Jest medal ;) © djk71


Ale po kolei... Po dziewięciu miesiącach przygotowań, momentami ciężkich, momentami nie wykonanych tak jak było zaplanowane, nadszedł ten dzień. 1 października 2017 - PKO Silesia Marathon.

Wczesnym rankiem ruszam do katowickiego Silesia City Center skąd startujemy. Chwila na przebranie się, wcześniej wizyta w Tesco, bo zapomniałem zapakować ręcznik. Potem oddaję ciuchy do depozytu i ruszam na rozgrzewkę. Niestety przychodzę na sam koniec.

Na starcie © djk71

Na miejscu niespodziewanie spotykam dawno niewidzianego kolegę jest więc okazja pogadać. Po chwili żegnam żonę i ruszamy.

Ruszamy © djk71

Od początku próbuję się nie podpalić, tym razem nie patrzę na tętno, biegnę na samopoczucie. Wolniej niż inni, swoim tempem, ale patrząc już w domu na puls to... po 5 minutach skoczył na 180+...

W okolicach Spodka czeka na rowerze Amiga. Jak się potem okaże będzie na mnie czekał z aparatem jeszcze w wielu miejscach :-)

Jeszcze świeży © djk71

Zbiegając obok Muzeum Śląskiego jeden z zawodników informuje mnie, że gubię żele... Niedobrze... Na szczęście tylko jeden wypadł na całej trasie.

Przebiegając przez Dolinę Trzech Stawów wciąż biegnie się świetnie. 10 km zaliczone. Zegarek pokazuje, że jestem kilka minut do przodu w stosunku do założonego tempa. Nie wiem, czy się cieszyć, że tak dobrze mi idzie, czy martwić, że zbytnio szarżuję.

W Dolinie Trzech Stawów © djk71

Biegniemy na Nikiszowiec... to miejsce jest niesamowite. Do tego kibice robią spory hałas. Jest świetnie. 15 km za mną.

Nikiszowiec jest piękny © djk71

Na Giszowcu robi się ciepło, zwijam rękawki. W okolicach 20 km zaczynam czuć na podbiegu zmęczeniu. Pierwsze przejście do marszu. Czyli nie uda się całości przebiec. Szkoda, ale celem głównym było dotarcie do mety w limicie czasu.

Docieram do Szopienic, tu oprócz Darka, czeka na mnie Adam. Miło.

Kurtyna, ale słaba © djk71

Na przemian biegnę i idę dalej. Teraz jest już ciężko. Trzy km dalej czeka na mnie Agnieszka. Pociesza mnie, że to już tylko 10km do mety, ale to dopiero 29 km. Musimy jeszcze nad tą matematyką popracować... ;-)

Kawałek dalej kolejny znajomy na rowerze. Świetnie widzieć na trasie dopingujące Cię osoby. Nawet jeśli to tylko chwila, jeśli to tylko kilka zamienionych słów to niesamowicie podtrzymuje na duchu i daje kopa.

Dobiegam na Dąbrówkę Małą - 30 km - znam to miejsce doskonale - 5 lat technikum :-) Po drodze fajny doping z gitarą i organami. Szkoda tylko, że takich miejsc było tylko kilka...

Dopada mnie kryzys, ale znów spotykam Darka - więc znów jest kop :-)
Udaje się jednak dotrzeć do Siemianowic - 35km.

Bufety - dobrze, że są :-) © djk71

Tu odcinek, który daje mi najbardziej w kość długi podbieg (podejście) do wieży telewizyjnej w Bytkowie.
Po drodze kolejna niespodzianka - kolejny rowerzysta. Miło, że koledzy rowerzyści się nie obrazili na to, że prawie porzuciłem rower. Ale to tylko czasowo :-)

Jest Bytków i wjazd do Parku Śląskiego - 38,5 km. Już tylko niecałe 4 km. Tylko, albo aż....

No i przede mną końców w Parku Śląskim © djk71

Wcale nie jest łatwo, mimo, że większość z górki.

W końcu jednak widać Stadion Śląski. Trzeba spiąć się w sobie i nie dać ciała na bieżni...

I za chwilę wbiegam do tunelu © djk71

Wbiegam w tunel i.... uczucie jest niesamowite...

Wybiegam z tunelu © djk71

Po chwili wybiegam na bieżnię i rozglądam się wokół obserwując kibiców na trybunach. Człowiek przez chwilę czuje się jak prawdziwa gwiazda sportu.

Jest pięknie © djk71

Ostatnia prosta i widzę rodzinę, widzę znajomych z pracy. Jest pięknie! Chce mi się fruwać.

Są znajomi © djk71
Mam to :-) © djk71

Jest meta © djk71

Przebiegam linię mety i... jest euforia... i jakiś żal, że to już koniec. Ale górę bierze radość. Jest medal .

5:30:20

Teraz jeszcze tylko depozyt, bufet i kąpiel (szatnie i prysznice robią niesamowite wrażenie).

Czysty i przebrany wychodzę żeby spotkać się z rodziną i znajomymi. Szkoda, że były jeszcze inne plany i trzeba było tak szybko uciekać. Dziękuję jednak wszystkim, którzy byli na trasie, którzy dotarli na stadion i którzy trzymali za mnie kciuki. Udało się.

Co dalej? Nie wiem. Muszę odpocząć. Dopiero teraz wieczorem zaczynam odczuwać ten dystans w nogach. Dobrze, że jutro wolne :-)

Zdjęcia by moja żona i Amiga - dzięki ;-)

Krótko na KORNO

Sobota, 26 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
W tym roku słabo ze startami rowerowymi. Właściwie to był chyba jeden i do tego nieudany. Tym razem Wiktor namówił mnie na start w Koszęcinie. Blisko i szansa na rodzinny start więc się zgodziłem.

Przed startem krótkie rozmowy ze znajomymi, a tych tu dziś nie brakuje. Chwilę później dostajemy po dwie mapy w formacie A3 i zaczyna się planowanie trasy. Tym razem o tyle trudniejsze, że impreza w formule rogainingu, czyli podobnie jak w roku ubiegłym. Planujemy część trasy i zobaczymy co będzie się działo...

PK 77 (opisu nie pamiętam, bo był na odwrocie karty startowej, którą musiałem oddać na mecie :-( - chyba skrzyżowanie rowu z nasypem, czy coś w ten deseń).

Ruszamy, po chwili kawałek asfaltu i... zaczyna padać. Co ja mówię padać, lać. Zatrzymujemy się na przystanku autobusowym, chowam aparat, wyciągam wiatrówkę - niestety przed deszcze to ona mnie zbyt nie ochroni. I faktycznie po chwili czuję wodę wszędzie... w butach, w.... wszędzie...

Punkt prosty. Zaliczone.

PK 68 - chyba brzoza nad strumieniem.

Jedziemy spokojnie, momentami ślisko, grząsko... Odmierzam odległość na liczniku i... przejeżdżamy punkt. Licznik przestał działać. Świetnie :-(  Cofamy się i szybko odnajdujemy kolejny punkt.

Ruszamy dalej i... zatrzymujemy się. W Wiktora rowerze strzeliła dętka. A dopiero co rozmawialiśmy o tym, że jemu takie rzeczy się nie przytrafiają. Teraz przypomina sobie, że w sumie to miał kilka awarii... jak jeździł ze mną. Pytanie, czy to ja przynoszę mu pecha, czy po prostu najwięcej km zobił ze mną? :-)

Żarty żartami, ale nam nie jest do śmiechu bo... Ani jeden z nas nie wziął zapasowej dętki, ani zestawu do łatania... Innych narzędzi zresztą też nie... Po raz pierwszy chyba tak się wybrałem na rower, a na prewno po raz pierwszy na zawody.

Przypominam sobie, że mam chyba w plecaku jakąś gumę, ale do mojego roweru. Spróbujemy. Niestety nie dość, że mocno za duża, to też uszkodzona, to chyba pamiątka z Zakopanego.

Nic to, trzeba wracać, jakoś dojdziemy, do bazy tylko jakieś 10-11km. W pewnym momencie pada hasło: trawa.
Wyciągamy dętkę i... upychamy oponę... trawą. Nabiera kształtów i Wiku jedzie. Po chwili stajemy żeby... jeszcze trochę dopompować.

Zrywamy trawkę © djk71


W międzyczasie kilka osób co prawda pyta, czy nie potrzebujemy pomocy, jeden nawet zatrzymuje się i proponuje dętkę lub samoprzylepne łatki (pewnie ciężko byłoby je przykleić na mokrą dętkę), ale dziękujemy i decydujemy się wracać.
Zadziałała wyobraźnia... pojechalibyśmy dalej z takim samym wyposażeniem (a raczej jego brakiem). I gdybyśmy mieli potem wracać pieszo 50km to już nie byłoby śmieszne...

Trawa zamiast dętki © djk71


Jedziemy. Postój na wzniesieniu w mokrych ciuchach sprawia, że zaczyna mi być zimno. Kiedy Ruszamy na zjeździe dostaję drgawek. Trzęsie mną prawie jak trzy lata temu na Rudawskiej Wyrypie.

Na szczęście po chwili trochę przechodzi, ale wciąż jest mi zimno.

Meta
Udaje się powoli dojechać do mety. Pogoda zaczyna się poprawiać. Tomalos oferuje pomoc, ale dziękujemy. Oddajemy karty i wracamy do domu.

Nie tak to miało być, ale tak czasem bywa...

Rudzki Półmaraton Industrialny

Sobota, 29 lipca 2017 · Komentarze(1)
Mimo, że taki dystans już dwukrotnie przebiegłem to jest to mój pierwszy oficjalny półmaraton. Biorąc pod uwagę moją niechęć do wysokich temperatur cieszę się, że jest to nocna impreza. Pakiet startowy odebraliśmy z żoną wcześniej, więc po przyjeździe wieczorem na rudzki rynek - który znajduje się w Nowym Bytomiu, co dla osób z poza regionu bywa mylące - mamy sporo czasu. Słuchamy koncertu Mezo i oczekujemy na spotkanie z naszą kuzynką Beatką, która w końcu pojawia się w towarzystwie Ewy.
Dziewczyny startują na 7km, Anetka w NW, a ja... na 21,097 km :-)

Fajna organizacja, dużo się dzieje, choć mam wrażenie, że scena jest trochę daleko od startu i trochę momentami widać brak synchronizacji między jednymi a drugimi, a może to po prostu ludzie na starcie nie wszystko słyszą.

Dochodzi 21:00 więc zaraz ruszamy. Wydaje mi się, że realny czas to około 2:20h, ale najwolniejsi pacemakerzy są na 2:10 więc postanawiam się ich trzymać. Jeśli zauważę, że to dla mnie za mocno to odpuszczę i pobiegnę swoim tempem, czyli wg wskazań pulsometru.

Ruszamy. Przed nami 3 okrążenia. Już po starcie przypominam sobie o słuchawkach. Na szczęście są pod ręką i po chwili udaje się je założyć. Biegniemy na początku dość żwawo, ale puls na to pozwala. W okolicach CH Plaza mam wrażenie, że baloniki mocno zwolniły, lekko je wyprzedzam, ale wciąż mam je w pobliżu. Trochę ponad dwa kilometry dalej wyprzedzają mnie i biegniemy razem.

Niestety ten odcinek to podbieg (dość długi, bo prawie 3km) i zamiast pilnować pulsu biegnę w ich tempie. Dobiegamy razem do końca pierwszego okrążenia (no, kawałek dalej) ale to dla mnie za mocno. Biegnę po swojemu. Co ciekawe drugie kółko robię o minutę szybciej niż pierwsze, czyli pacemakerzy - wbrew temu co zapowiadali -  nie biegli całości w równym tempie :-( Warto wiedzieć, że tak czasem się zdarza.

Niestety, tak jak to u mnie bywa puls zdążył pod koniec pierwszego okrążenia skoczyć za wysoko i już do końca wyścigu będę musiał z tym żyć. Trzecie kółko biegnę momentami zupełnie sam, co jakiś czas wyprzedzając tych co przeszarżowali na początku i teraz maszerują zamiast biec. Mnie na szczęście udaje się całość przebiec.

Trzecia pętla o minutę wolniejsza niż pierwsza, czuć zmęczenie, mimo, że przez linię mety przebiegam wyprzedzając jeszcze kilka osób. Półmaraton zaliczony. Wynik może nie rzuca na kolana, ale jestem zadowolony.


Ładny medal © djk71


Zadowolony, że przebiegłem, że znów się czegoś nauczyłem, że spędziłem wieczór w miłym towarzystwie. Niestety dziewczyny zebrały się wcześniej i już nie zdążyliśmy się pożegnać, ani pstryknąć wspólnej fotki, ale na szczęście moja żona na mnie zaczekała :-)

Jeszcze kolejka po kiełbaskę i drugie dziś piwo (pierwsze dawali w pakiecie startowym). Niestety oba alkoholowe więc nie dla mnie...

Niestety, choć posiłek ponoć bardzo dobry, ja nie mam siły go nawet tknąć. Dzielę się nim z kimś potrzebującym. Nic by mi teraz nie przeszło przez gardło. Zbyt duże zmęczenie. Nie zostajemy na zakończeniu, bo przed nami długa niedziela, a już dochodzi północ.

Już w domu © djk71


Myślę, że jeszcze tu wrócimy, świetnie zorganizowana impreza.
I jeszcze jedno, ja przybiegłem w 2:18:55 (wiem szału nie ma), a zwycięzca w 1:01:50 - jest różnica. No dobra, ale to był Kenijczyk (drugi też), a oni są poza konkurencją :-) Tak czy owak choć to życiówka więc jest co poprawiać :-)

II Bytomski Bieg Trzeźwości

Sobota, 8 lipca 2017 · Komentarze(0)
Bieg jest głośnym sprzeciwem wobec uzależnień, które niszczą drugiego człowieka i jego rodzinę.

Takie było główne hasło biegu organizowanego przez bytomski Dom Nadziei i naszą koleżankę Olę :-) Nie można było odpuścić. Namówiliśmy jeszcze kilkoro znajomych. Co prawda jeden z zawodników odpuścił w ostatniej chwili, ale pieniądze poszły na szczytny cel więc ma wybaczone. Tym razem :-)

Selfie przed satrtem © djk71


Zapisanych było 260 osób, ale też wiele osób dopisywało się jeszcze przed startem. Dystans 2,5 i 5 km biegiem lub nordic walking. Z Igorem startujemy na piątkę, nasza mamusia też 5 km ale NW.

Pogaduchy przed startem © djk71


Odbieramy pakiety startowe, rozmowy ze znajomymi, wspólna rozgrzewka i czas na start.

Na starcie © djk71

I znów jak to już bywało podpaliłem się na starcie i ruszyłem za ostro - efekt: po 250 metrach puls 180+ :-( I tak już pozostanie do końca więc... druga pętla już na totalnym zmęczeniu.

Igor już jest © djk71
Ja też © djk71

Czas 28 minut (Igor dwie minuty mniej) ale nie tak to miało być. W sumie jednak zadowolenie, bo fajne towarzystwo, bo znów pobiegłem, bo...

Jest i Anetka © djk71

Niespodzianką jest podium naszej przyjaciółki, którą wyciągnęliśmy na ten bieg. Debiut na 2,5 km i od razu 3 miejsce :-) Brawo... Coś czuję, że to nie będzie Jej ostatni start...

Brawo Aga © djk71
Po biegu © djk71


Dobrze rozpoczęta sobota

Dzięki Olu za zaproszenie © djk71

Bieg Pluszaka

Niedziela, 25 czerwca 2017 · Komentarze(2)
W piątek  był Bieg dla Słonia, w sobotę Bieg Świetlików, więc w niedzielę miał być odpoczynek. Mieliśmy tylko pojechać z synem zobaczyć start Kolorowego VI Zabrzańskiego Biegu Charytatywnego: "Biegu pLUsZAKA". Miałem zobaczyć jak się ludzie bawią z kolorami. I zobaczyłem :-)

Od słowa do słowa wyszło, że Igor nie tylko zobaczy, ale również wystartuje. Ja nie miałem takiego zamiaru więc... ubrałem się w ciuchy do biegania i pojechaliśmy do zabrzańskiego parku :-)

Igor zapisał się na 1,5km (na więcej był zbyt młody), a ja z rozpędu na 5km. Po dwóch dniach i przy takiej temperaturze nie było mowy o dyszce. Wraz z numerem startowym każdy dostawał pluszaka :-)

No to zapisani © djk71

Po chwili startuję dzieci, w końcu rozgrzewka na 1,5 km i poszli...

Dobry start © djk71

Jak ktoś wystartował szybko to nie zdążyli go pokolorować... Iguś wystartował szybko i szybko dotarł do mety... Był pierwszy :)

Ja miałem mniej szczęścia... Dostałem kolorowym proszkiem w twarz i w efekcie zamiast tradycyjnego potu, który zalewa mi oczy w trakcie biegu miałem kolorowy dodatek...

Ciepło. Póki jednak biegliśmy schowani pod drzewami dało się wytrzymać, kiedy jednak wybiegliśmy na nieosłonięty teren - była masakra. Dobrze, że to tylko piątka... Po drodze większość kolorowego pyłu spadła ze mnie, jednak co nieco pozostało...

Ciepło... i kolorowo © djk71

Odpoczynek, kiełbaska i dekoracja zwycięzców...

Jest pierwsze miejsca... syna :-) © djk71

Nie zostajemy na losowaniu nagród, bo i tak zbyt długo nam zeszło, a do domu ściągają goście.
Ale i tak było fajnie, ot taki mały prezent urodzinowy sobie zrobiłem :-)

Bieg Świetlików

Sobota, 24 czerwca 2017 · Komentarze(3)
Wczoraj był Bieg dla Słonia, więc dziś powinien być odpoczynek. Zamiast tego była wycieczka do Siemianowic Śląskich na Bieg Świetlików. Tu byłem zapisany już wcześniej, a to wczorajszy bieg był taki z przypadku ;-)

Start nad stawem Rzęsa więc komarów nie brakuje, oczywiście spryskałem się jakimś preparatem dopiero jak mnie pogryzły.

Jest coś na komary © djk71

Dziś start o godzinę wcześniej niż wczoraj, bo już o 21:00. Czołówka na głowę i ruszamy. Ciepło, duszno, ale biegnie się nawet w porządku. Znajome tereny z jazd rowerowych: pole golfowe, bażantarnia, cmentarz żołnierzy niemieckich.

Dobrze, że po pierwszym okrążeniu jest woda, potrzebna mi była... W połowie trasy Igor, który dziś nie startuje robi mi zdjęcia, przy okazji biegnąc obok mnie kawałek wzdłuż trasy.

Numer ładny, choć nizebyt trwały © djk71

Drugie okrążenie zapowiada się gorzej, bo puls bardzo wysoki. Nie wszyscy wzięli oświetlenie, a trasa w wielu miejscach nie jest oświetlona. Widzę, jak niektórzy próbują korzystać ze światła jakie rzucają czołówki ich rywali na trasie, ale zwykle oznacza to przyspieszenie do tempa zawodnika, który ich dogonił i... po chwili naturalne odpadnięcie... Mam tylko nadzieję, że nikomu na trasie nic się nie stało.

Kilometr przed metą znów czeka Iguś, motywuje mnie, że już blisko, że dam radę. Kiedy mówię, że nie dam rady zejść poniżej godziny, motywuje mnie jeszcze bardziej i udaje się. Dzięki synu :-)

Jest medal © djk71

Na mecie ciemno i o mało nie wchodzę w zawodnika, któremu jest udzielana pomoc - temperatura i tempo go pokonały. Mam nadzieję, że odzyskał w końcu siły bo przez długo czas nie dochodził do siebie.

Na zakończeniu pokaz ognia.

Pokaz ognia © djk71

I rozdanie oraz losowanie nagród. Dziś muszę zadowolić się medalem.

Dzięki wszystkim kibicom, którzy ze mną byli. :-)

V Bieg dla Słonia

Piątek, 23 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Ciężkie dwa tygodnie za mną. Ciężkie z wielu powodów. Miał być najaktywniejszy miesiąc w roku. Będzie najmniej aktywny. Najdłuższa przerwa w treningach - dwa tygodnie. No dobra, były w międzyczasie trzy spotkania z piłką ręczną, które też dały w kość :-)

Kilka dni temu trafiłem w necie na Bieg dla Słonia. Zaintrygował mnie i postanowiłem pobiec. Oczywiście mając na uwadze wszystko co dzieje się wokół, do samego końca nie wiedziałem, czy się uda, ale deklaracja syna, że pobiegnie ze mną była dodatkową motywacją.

Dziś pierwszy start w nowej koszulce :-)

W nowej koszulce na mecie © djk71

Finalnie jedziemy do Parku Śląskiego w Chorzowie w towarzystwie Anetki i teściów, którzy chcą nam pokibicować.

Rejestracja...

My już zarejestrowani © djk71

... spacery po parku... 

Rodzinnie pod Stadionem Śląskim © djk71

... i pora na wspólną rozgrzewkę.

Wspólna rozgrzewka © djk7

Chwilę później ustawiamy się na linii startu...

Zaraz ruszamy © djk71

...gasną jupitery, włączamy czołówki i... po chwili rzeka światła zaczyna płynąć po parkowych alejach...

Trudno zrobić zdjęcia... Może z drona będą jakieś © djk71

Widok niesamowity, tego się nie da opisać. Sfotografować też ciężko ;-)

Trzeba się po prostu obejrzeć za siebie (przed tego nie widać) i zobaczyć te kilkaset, a może nawet około tysiąca goniących Cię czołówek... Nie ma opcji żeby przystanąć, trzeba biec. Szczególnie jak ma się takiego motywatora jak Igor ;-) Pewnie gdyby biegł swoim tempem byłby na mecie dużo wcześniej, ale dziś Dzień Ojca więc zrobił mi prezent i biegł w moim tempie. A i tak nie było źle... Wyprzedziliśmy mnóstwo osób, choć nie o wynik tu szło. Tym razem nie było pomiaru czasu, nie było nagród za pierwsze miejsca, biegliśmy dla siebie samych, dla siebie nawzajem, dla Słonia...

Jest meta © djk71

Na mecie dostajemy medale...

Wspaniały wspólny bieg © djk71
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie © djk71

i trzeba chwilę ochłonąć... kopiąc piłkę :-)

Rozbieganie z piłką © djk71


Jeszcze losowanie, w którym udaje się nawet coś wygrać i około północy czas ruszać do domu. Świetnie spędzony wieczór w fantastycznym towarzystwie.

Iguś dzięki za wspólny bieg :-)

Dębowy Włóczykij - jest sukces ;-)

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · Komentarze(7)
Pieszy i rowerowy rajd na orientację organizowany przez Rowerową Norkę. Był w kalendarzu, ale do końca nie byłem pewien czy się wybiorę. Jednak Monika dogadała się z moją małżonką i decyzja zapadła... jedziemy. Ale startujemy rodzinnie... pieszo. Nie wiem, czy to najlepszy pomysł po wczorajszym biegu, ale co tam...

Rano zapada decyzja, że jednak biegnę tylko z Igorem, a Anetka towarzyszy Kosmie i Tomkowi w biurze zawodów :-)
Startujemy jako... Pięknowłosi :-) Wersja nr 2, bo kiedyś już użyliśmy tej nazwy z Wiktorem :-)

Damy radę? Damy © djk71

Rejestrujemy się, odbieramy zestawy startowe i czekamy na odprawę i start o trzynastej. Mamy do zaliczenia 10 PK + 3 PK na LOPce (linii obowiązkowego przebycia/przejścia/przejazdu). Mapa w skali 1:50 000 ale ze zbliżeniami w skali 1:10 000 i 1:20 000 (rowerzyści mają jeszcze 1:25 000).

Planujemy trasę © djk71

Ruszamy w tłumie na pobliskie punkty w parku.

PK 14 - Drzewo na wzniesieniu
Punkt w pobliżu więc jest kolejka piechurów i rowerzystów.

PK 11 - Skrzyżowanie
Punkt po drugiej stronie fontanny szybko zaliczony.

PK 12 - Drzewo na wzniesieniu
Na starcie było chłodno więc miałem narzuconą cienką wiatrówkę - szybko ląduje w plecaku. BTW: pierwszy raz biegnę z plecakiem. Ale limit czasu to 4 godz. więc trzeba było wziąć coś do picia i jakiegoś banana :-)

PK 10 - Karmnik
Łatwo i bez problemu.

PK 3 - Brzoza
Opis punktu brzmi groźnie, ale poza kolejką nie było problemów.

PK 13 - Brzoza przy stanowisku grillowymPrzestawiamy się na mapę pięćdziesiątkę więc odległości trochę inne. Do tego trzeba pobiec w tłumie przy Pogorii III. Chwila szukania punktu i Iguś podbija kartę. Dobry jest :-)

PK 15 - Skrzyżowanie ścieżek
Komuś przydał się perforator więc spisujemy kod z lampionu i robimy zdjęcie.  Pomimo, że temperatura nie jest najwyższa, mnie jest gorąco. Koszulka termiczna ląduje w plecaku.

Ktoś ukradł perforator © djk71


PK 2 - Drzewo
No tak, ale po drugiej stronie strumyka... Na szczęście znajdujemy mostek.

PK 4 - Drzewo przy betonowym słupku
Chwilę nam zajmuje jego znalezienie. Wybiegliśmy inną ścieżką niż myśleliśmy i trzeba było zacząć szukanie od początku. Akurat zebrał się tłum więc trzeba było się wyłączyć i... punkt od razu znaleziony.

PK 17 - Drzewo przy bunkrze
Biegnąc wzdłuż torów mijamy zawodnika, który chyba już wraca do mety... My biegniemy swoje. Jest punkt i bunkier.

Jest bunkier i punkt © djk71

LOP
Pierwsze dwa punkty bez problemu, potem chyba zbiegamy inną ścieżką i chwila wahania, ale Igor ma dobry wzrok i jest trzeci punkt.

Meta
Teraz trzeba wrócić. Trochę zakręceni, wspomagamy się kompasem i w końcu są tory i Pogoria I. Trochę za daleko wybiegliśmy, ale szybko to korygujemy. Teraz chwila zastanowienia, czy wracamy znaną nam już drogą, czy obiegamy jezioro z drugiej strony. Wybieramy nową drogę, która dodatkowo może nie będzie tak pełna ludzi.

Mijamy Piekło i po chwili lądujemy na ulicy Letniej. To oznacza, że do mety już blisko. Biegniemy do samego końca.

Za rogiem jest meta © djk71

Na mecie dowiadujemy się, że... jesteśmy pierwsi w kategorii rodzinnej i czwarci w Open.

Kontrola kart © djk71

Nie chce nam się wierzyć, ale chyba tak jest :-) Pięknie jak na debiut biegowy.

Żona jest z nas dumna © djk71

Organizatorka też :-) © djk71

Kiełbaski, rozmowy ze znajomymi (miło było spotkać Zdezorientowanych), szybki wypad do miasta i powrót na dekorację.

Gratulacje © djk71

Dodatkowo jeszcze udaje się wylosować gadżety :-)

Iguś dzięki za świetną współpracę, Anetko dzięki że mogliśmy pobiec. Norka - dzięki za organizację świetnej imprezy.

Jest pierwsze miejsce © djk71