Mimo różnych
przeciwności losu udało się jednak wyjechać na kilkudniowy urlop.
Droga w Bieszczady
mimo, autostrady wciąż jest długa. Wczorajsza podroż zmęczyła chyba wszystkich,
bez względu na to skąd kto jechał.
Po rozpakowaniu się ruszamy do Cisnej po pakiet startowy.

Pakiet odebrany
© djk71
Wracamy na kwaterę w sam raz na ognisko ;-)

Tak mieszkamy
© djk71

Urlop czas zacząć
© djk71
Przy
wieczornym ognisku wpadamy na pomysł, że pójść w góry. Skoro jutro start to nic
ciężkiego, ani długiego. Wybieramy pobliski Smerek. Tereska z Piotrem
postanawiają do nas dołączyć.
Ruszamy nieco
później niż planowaliśmy, ale niezbyt nam to przeszkadza. Kupujemy bilety do
Parku i już po chwili zaczynamy się zastanawiać czy to był dobry pomysł.

Ruszamy
© djk71
Przed
nami super błotniste podejście.

Jest i błotko
© djk71
Kije idą w ruch. Tylko Anetka nie wzięła
swoich. Do tego, o ile jej buty świetnie nadają się do marszu w terenie to… nie
dotyczy to błota. O ile kijami się
podzieliliśmy i teraz każdy ma po jednym to z butami już tak się nie udało -
każdy został w swoich. Idziemy wolniej więc daję Teresce znać żeby szli swoim
tempem, a my pójdziemy sami.
Im dalej tym trasa
lepsza. Trochę lepsza, ale lepsza :-)

Droga
© djk71
Widoki nagradzają
wcześniejsze niedogodności.

© djk71
Im dalej idziemy tym
częściej się zatrzymujemy żeby podziwiać krajobraz.

Uwielbiam Bieszczady
© djk71
Jest pięknie.

Pięknie
© djk71
Liczba zakazów w parku poraża.

I jak to zapamiętać
© djk71
Uwielbiam te góry.
Jedyne co mi przeszkadza to tłumy ludzi. Kiedyś było tu inaczej. Ale jak się
wyszło na popularny szlak to nie ma co się dziwić.

© djk71
Docieramy na Smerek.

Smerek
© djk71
Chwila odpoczynku i
trzeba schodzić.

© djk71

© djk71

© djk71
Tereska z Piotrem już na dole. Kiedy mijamy Przełęcz Orłowicza
zaczyna padać.

Leje
© djk71
Do tego dochodzi burza. Powinniśmy się pospieszyć, ale warunki
na trasie tego nie ułatwiają. Co chwilę ktoś siada na tyłku, albo inną częścią
ciała sprawdza twardość podłoża…
Leje. Przestaje
kiedy… jesteśmy na dole.
Zostaje nam ostatni odcinek asfaltem do domu. Czujemy
zmęczenie, wycieczka wyszła czasowo dłuższa niż planowaliśmy. Mimo to dzielnie
maszerujemy. Znajomi, którzy nas po drodze mijali samochodem mają wrażenie, że
się pokłóciliśmy, bo idziemy kilka metrów od siebie. :-) A my po prostu idziemy
każdy swoim tempem, co kawałek na siebie czekając -)
Kilometr przed domem
zatrzymuje się obok nas samochód z … Tereską i Piotrem w środku - to znajomy
podwozi ich z Wetliny. Chcą nas zabrać ale grzecznie dziękujemy, mam już
końcówkę, a jesteśmy tak brudni, że dłużej trzeba by czyścić potem samochód niż
byśmy nim jechali. Nie wiemy, że to był
błąd. Kiedy auto odjeżdża następuje oberwanie chmury. O ile jeszcze przed
chwilą byliśmy mokrzy to teraz jesteśmy przemoczeni.
Mimo to jesteśmy
zadowoleni z wycieczki. Jedynie ja się zastanawiam, czy to był dobry wybór na
dzień przed startem. Do tego zbyt ciężki i niezbyt wygodny plecak sprawił, że
czuję ból w plecach. No cóż… maści, tabletki i zobaczymy co będzie rano.