Smerek wbrew rozsądkowi i w burzy
Czwartek, 11 czerwca 2020
· Komentarze(0)
Kategoria Bez roweru, podkarpackie, W górę, W towarzystwie, Z kamerą wśród...
Mimo różnych
przeciwności losu udało się jednak wyjechać na kilkudniowy urlop.
Droga w Bieszczady mimo, autostrady wciąż jest długa. Wczorajsza podroż zmęczyła chyba wszystkich, bez względu na to skąd kto jechał.
Po rozpakowaniu się ruszamy do Cisnej po pakiet startowy.
Wracamy na kwaterę w sam raz na ognisko ;-)
Przy wieczornym ognisku wpadamy na pomysł, że pójść w góry. Skoro jutro start to nic ciężkiego, ani długiego. Wybieramy pobliski Smerek. Tereska z Piotrem postanawiają do nas dołączyć.
Ruszamy nieco później niż planowaliśmy, ale niezbyt nam to przeszkadza. Kupujemy bilety do Parku i już po chwili zaczynamy się zastanawiać czy to był dobry pomysł.
Przed nami super błotniste podejście.
Kije idą w ruch. Tylko Anetka nie wzięła swoich. Do tego, o ile jej buty świetnie nadają się do marszu w terenie to… nie dotyczy to błota. O ile kijami się podzieliliśmy i teraz każdy ma po jednym to z butami już tak się nie udało - każdy został w swoich. Idziemy wolniej więc daję Teresce znać żeby szli swoim tempem, a my pójdziemy sami.
Im dalej tym trasa lepsza. Trochę lepsza, ale lepsza :-)
Widoki nagradzają wcześniejsze niedogodności.
Im dalej idziemy tym częściej się zatrzymujemy żeby podziwiać krajobraz.
Jest pięknie.
Liczba zakazów w parku poraża.
Uwielbiam te góry. Jedyne co mi przeszkadza to tłumy ludzi. Kiedyś było tu inaczej. Ale jak się wyszło na popularny szlak to nie ma co się dziwić.
Docieramy na Smerek.
Chwila odpoczynku i trzeba schodzić.
Tereska z Piotrem już na dole. Kiedy mijamy Przełęcz Orłowicza zaczyna padać.
Do tego dochodzi burza. Powinniśmy się pospieszyć, ale warunki na trasie tego nie ułatwiają. Co chwilę ktoś siada na tyłku, albo inną częścią ciała sprawdza twardość podłoża…
Leje. Przestaje kiedy… jesteśmy na dole.
Zostaje nam ostatni odcinek asfaltem do domu. Czujemy zmęczenie, wycieczka wyszła czasowo dłuższa niż planowaliśmy. Mimo to dzielnie maszerujemy. Znajomi, którzy nas po drodze mijali samochodem mają wrażenie, że się pokłóciliśmy, bo idziemy kilka metrów od siebie. :-) A my po prostu idziemy każdy swoim tempem, co kawałek na siebie czekając -)
Kilometr przed domem zatrzymuje się obok nas samochód z … Tereską i Piotrem w środku - to znajomy podwozi ich z Wetliny. Chcą nas zabrać ale grzecznie dziękujemy, mam już końcówkę, a jesteśmy tak brudni, że dłużej trzeba by czyścić potem samochód niż byśmy nim jechali. Nie wiemy, że to był błąd. Kiedy auto odjeżdża następuje oberwanie chmury. O ile jeszcze przed chwilą byliśmy mokrzy to teraz jesteśmy przemoczeni.
Mimo to jesteśmy zadowoleni z wycieczki. Jedynie ja się zastanawiam, czy to był dobry wybór na dzień przed startem. Do tego zbyt ciężki i niezbyt wygodny plecak sprawił, że czuję ból w plecach. No cóż… maści, tabletki i zobaczymy co będzie rano.
Droga w Bieszczady mimo, autostrady wciąż jest długa. Wczorajsza podroż zmęczyła chyba wszystkich, bez względu na to skąd kto jechał.
Po rozpakowaniu się ruszamy do Cisnej po pakiet startowy.
Pakiet odebrany© djk71
Wracamy na kwaterę w sam raz na ognisko ;-)
Tak mieszkamy© djk71
Urlop czas zacząć© djk71
Przy wieczornym ognisku wpadamy na pomysł, że pójść w góry. Skoro jutro start to nic ciężkiego, ani długiego. Wybieramy pobliski Smerek. Tereska z Piotrem postanawiają do nas dołączyć.
Ruszamy nieco później niż planowaliśmy, ale niezbyt nam to przeszkadza. Kupujemy bilety do Parku i już po chwili zaczynamy się zastanawiać czy to był dobry pomysł.
Ruszamy© djk71
Przed nami super błotniste podejście.
Jest i błotko© djk71
Kije idą w ruch. Tylko Anetka nie wzięła swoich. Do tego, o ile jej buty świetnie nadają się do marszu w terenie to… nie dotyczy to błota. O ile kijami się podzieliliśmy i teraz każdy ma po jednym to z butami już tak się nie udało - każdy został w swoich. Idziemy wolniej więc daję Teresce znać żeby szli swoim tempem, a my pójdziemy sami.
Im dalej tym trasa lepsza. Trochę lepsza, ale lepsza :-)
Droga© djk71
Widoki nagradzają wcześniejsze niedogodności.
© djk71
Im dalej idziemy tym częściej się zatrzymujemy żeby podziwiać krajobraz.
Uwielbiam Bieszczady© djk71
Jest pięknie.
Pięknie© djk71
Liczba zakazów w parku poraża.
I jak to zapamiętać© djk71
Uwielbiam te góry. Jedyne co mi przeszkadza to tłumy ludzi. Kiedyś było tu inaczej. Ale jak się wyszło na popularny szlak to nie ma co się dziwić.
© djk71
Docieramy na Smerek.
Smerek© djk71
Chwila odpoczynku i trzeba schodzić.
© djk71
© djk71
© djk71
Tereska z Piotrem już na dole. Kiedy mijamy Przełęcz Orłowicza zaczyna padać.
Leje© djk71
Do tego dochodzi burza. Powinniśmy się pospieszyć, ale warunki na trasie tego nie ułatwiają. Co chwilę ktoś siada na tyłku, albo inną częścią ciała sprawdza twardość podłoża…
Leje. Przestaje kiedy… jesteśmy na dole.
Zostaje nam ostatni odcinek asfaltem do domu. Czujemy zmęczenie, wycieczka wyszła czasowo dłuższa niż planowaliśmy. Mimo to dzielnie maszerujemy. Znajomi, którzy nas po drodze mijali samochodem mają wrażenie, że się pokłóciliśmy, bo idziemy kilka metrów od siebie. :-) A my po prostu idziemy każdy swoim tempem, co kawałek na siebie czekając -)
Kilometr przed domem zatrzymuje się obok nas samochód z … Tereską i Piotrem w środku - to znajomy podwozi ich z Wetliny. Chcą nas zabrać ale grzecznie dziękujemy, mam już końcówkę, a jesteśmy tak brudni, że dłużej trzeba by czyścić potem samochód niż byśmy nim jechali. Nie wiemy, że to był błąd. Kiedy auto odjeżdża następuje oberwanie chmury. O ile jeszcze przed chwilą byliśmy mokrzy to teraz jesteśmy przemoczeni.
Mimo to jesteśmy zadowoleni z wycieczki. Jedynie ja się zastanawiam, czy to był dobry wybór na dzień przed startem. Do tego zbyt ciężki i niezbyt wygodny plecak sprawił, że czuję ból w plecach. No cóż… maści, tabletki i zobaczymy co będzie rano.