Wpisy archiwalne w kategorii

do 50km

Dystans całkowity:18349.28 km (w terenie 5573.23 km; 30.37%)
Czas w ruchu:1068:39
Średnia prędkość:17.17 km/h
Maksymalna prędkość:65.37 km/h
Suma podjazdów:18982 m
Maks. tętno maksymalne:210 (115 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:79661 kcal
Liczba aktywności:722
Średnio na aktywność:25.45 km i 1h 28m
Więcej statystyk

99,9 + 2,4 = Big Noise

Czwartek, 15 grudnia 2016 · Komentarze(8)
Wczoraj waga pokazała 99,9kg :-( Co się dziwić skoro nic (oprócz jedzenia) nie robię. Nie jeżdżę, nie biegam, nie ćwiczę, prawie nie pływam... brak motywacji, brak planów... No dobra, wpisałem w kalendarz przyszłoroczne imprezy rowerowe, ale co z tego będzie nie wiadomo. Przydałby się też jakiś cykl imprez biegowych, gdzieś tu na Śląsku, ot tak żeby był powód do ćwiczeń.

No i wczoraj pojawił się jeszcze cel. Zupełnie niespodziewanie. Pojechałem spotkać się z chłopakami z Leśnej Rajzy, którzy zaplanowali spotkanie w sprawie przyszłorocznej wyprawy. Szczerze powiedziawszy nie w głowie mi była wyprawa, chciałem po prostu spotkać choć na chwilę kilka sympatycznych osób, których ostatnio rzadko mam okazję widzieć na rowerach. I nie chodzi o to, że oni nie jeżdżą... :-)

Miało być spotkanie, a wystarczyło 15 minut i w głowie się odezwał ten diabełek, który od razu zawołał: Jedziesz!!!

Nie będzie to takie proste, bo przeciwności jest sporo, ale zobaczymy, spróbuję. Błogosławieństwo żony jest :)

Dziś zmiana opony z tyłu i krótki wieczorny test, czy wszystko jest ok. Z tyłu tak. Z przodu niby też, ale X-King 2,4 na zmrożonym śniegu to porażka. Nie ślizga się, ale albo dawno nie jeździłem po śniegu, albo to jest najgłośniejsza opona jaką miałem. Nigdy nie słyszałem takiego hałasu. Jeśli pojadę w sobotę na Zimowe KoRNO, to... chyba ze słuchawkami, bo inaczej ogłuchnę. Po prostu szok.

Niby śniegu dużo nie ma, ale trzeba uważać © djk71

Krótka rundka po okolicy. Rzut oka na pomnik górników. Ciekawe, czy kiedyś go odnowią.


Pomnik wciąż zniszczony © djk71

I czas wracać do domu. Raz, że chłodno, dwa, że późno.
Chciałbym wrócić do treningów.

Z innej beczki, dziś dopiero zobaczyłem fragment koncertu, na którym Robert Brylewski się zabawił z organizatorami koncertu w Gdańsku :) Nie tylko słynne już koszulki, ale przede wszystkim idealnie dobrana setlista - szacun Robert!




Zielony Las

Sobota, 12 listopada 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Zielony las… parafrazując klasyka powinien zapytać: A jaki ma być? Czerwony?

Po wczorajszym biegu dziś czuję uda. Umówieni byliśmy jednak na rower więc trzeba jechać. Piotr zaplanował wizytę w Zielonym Lesie. Najpierw myślałem, że to taka potoczna nazwa, ale na trasie widzę, że nazwa jest w powszechnym użyciu.

Zielony Las © djk71

W trójkę ruszamy dość szybkim tempem. Całą drogę z Piotrem zastanawiamy się co Jacek pije, że tak pędzi. Tym bardziej, że to mimo mrozu nie zamarza:-)

Kolor dziwny, nie zamarza © djk71

Najpierw ruszamy w stronę ruin wieży Bismarcka.

Wieża Bismarcka © djk71

Kawałek dalej kolejna wieża.

Kolejna wieża © djk71

Tym razem można się wspiąć na jej szczyt. Niestety pogoda sprawia, że niewiele widać, za to można podziwiać mieszankę jesieni i zimy.

Jesień to, czy zima? © djk71

Jak się chwilę potem dowiadujemy wieża była na Wzniesieniu Żarskim, najwyższym punkcie woj. lubuskiego.

Trasa ciekawa, jedziemy obok Doliny Śmierci :-)

Dolina Śmierci © djk71

Chwilę później na asfalcie dochodzi do małej kraksy, ale chłopaki wychodzą z niej bez szwanku.
Kolejny punkt to była fabryka ceramiki.

Ruiny fabryki © djk71

Piec? © djk71

Ciekawe miejsce

Zdobienia © djk71
Ładnie © djk71

Choć momentami mam wątpliwości czy to na pewno była fabryka.

Cele? © djk71

W drodze powrotnej zaliczamy jeszcze dwa zbiorniki wodne.

Nad wodą © djk71

I piękną terenową (choć nieco błotnistą) drogą wracamy do Żar.
Przy wjeździe jeszcze rzut oka na basen, niestety dziś za zimno na kąpiel.

Basen © djk71


I kończymy wycieczkę. Krótko, ale z mnóstwem atrakcji. I do tego w kapitalnym towarzystwie. Śmiechu było co niemiara.
Potrzebowałem tego. Brakuje mi takich wyjazdów. Brakuje mi takich chwil odpoczynku.

Dzięki chłopaki za świetny wypad.

Bike Orient w Niegowie

Sobota, 8 października 2016 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Do dziś powiedziałbym w Niegowej, ale dojeżdżając do bazy zobaczyłem napis Dom Kultury w Niegowie, to samo na rozpoczęciu potwierdziła (o ile dobrze zapamiętałem) wójt gminy Niegowa. Dziwne, ale nie będę dyskutował :-) Przed startem chwila rozmowy ze znajomymi, potem chwila zastanowienia się w co się ubrać w ten chłodny i deszczowy dzień. I punktualnie stawiam się na odprawie. Tu, żal mi było trochę Artura, który opowiadał ciekawe rzeczy, ale wszyscy schowali się pod namiotem trochę oddalonym od sceny i głównie skupili się na rozmowach między sobą. Pewnie chcieli wykorzystać okazję do pogadania na ostatniej w tym cyklu imprezy. Na kolejną czekać trzeba będzie czekać do przyszłego roku.

Gdzie Oni patrzą? Mapy leżą z drugiej strony © djk71


Start
Dostajemy mapy i zaczynam planowanie trasy Mega. Na Giga dziś nie ma szans. Bez sił, chory i przy takiej pogodzie nawet nie myślę o 100km. Padają propozycje wspólnej jazdy, ale wychodzę z założenia, że chętnie o ile się spotkamy gdzieś na trasie.

PK 11 - jabłoń
Ruszam asfaltem, wyprzedzam kilka osób i doganiam Agatę. Jej już tak łatwo nie da się wyprzedzić, mimo, że na podjeździe licznik pokazuje mi 28 km/h. Wiem jednak, że oszukuje, chyba styki zamokły, nie dobrze, bo nie mogę mu ufać co do odległości. Nie zauważam ścieżki, w którą chciałem skręcić, trudno spróbujemy od północy. Skręcamy w polną drogę i coś mi się wydaje, że jedziemy za daleko. Miało być 400m (patrząc w domu na mapę nie wiem jak wymyśliłem te 400m, czyżby to mokre okulary?). Wracamy, szukamy walcząc z błotem i nic. Dojeżdża Kosma z Tomkiem i upewniają nas w tej odległości. W końcu decydujemy się jechać dalej i... oczywiście punkt jest. Niezbyt dobry początek.

Jest jabłonka © djk71

PK 10 - jar
Zastanawiam się, czy jechać na 19, czy na 10. Agata mówi, że jedzie na 10-tkę. Jadę z Nią. Oboje chorzy, oboje bez parcia na wynik - czyli będzie dobrze :-) Decydujemy się jechać nieco dookoła, ale asfaltem. Dziś to chyba lepszy wybór. Wciąż mokro, okulary zaparowane, pod kołami błoto. Punkt jednak tym razem odnaleziony bez problemów.

PK 9 - róg lasu
Znów wybieramy asfalt. Do pewnego momentu. Potem droga zdecydowanie się pogarsza. Błoto i kałuże. W pewnym momencie o mały włos nie najeżdżam na leżącą na środku drogi padlinę. To na wpół zjedzona już sarna. Zapach straszny.
Zatrzymujemy się, ale to chyba nie ta ścieżka. Właściwa jest kawałek dalej. Jedziemy nią, ale nie ma punktu. Wracamy, ścieżka się na początku rozwidlała. I to jest dobrzy trop. Punkt podbity.
Zjeżdżam w dół mijając Agę, po chwili wiem czemu się zatrzymała.

Czego tu brakuje? © djk71

Urwany wentyl. Do tego nie da się odkręcić nakrętki. Albo tak mocno zakręcona, albo takie mamy zmarznięte dłonie. Na szczęście pomaga nam zawodnik z nr 79 (o ile pamiętam Paweł) - ma mini kombinerki. Wystarczają. Zmiana dętki i ruszamy dalej.

Jest guma © djk71

PK 5 - skraj młodnika
Ścieżki, którymi planujemy wyjechać nie wyglądają zachęcająco, albo nie ma ich wcale. Ok, nadrabiamy kilka km, ale docieramy do asfaltu. Mijani zawodnicy, którzy próbowali dotrzeć do dziewiątki od tej strony informują nas, ze nie ma szans na znalezienie punktu. Wprawiamy ich w zdziwienie informując, że my go już mamy ;-)
Piątka znaleziona, głównie dzięki ekipie, która sama nas informuje, że punkt jest tu obok :-) Dzięki.

PK 12 - podstawa skały
Ciężko mi się jedzie. Już wiem, że nie będę próbował zdobyć kompletu na Mega. Nie mam siły, do tego chciałbym wcześniej wrócić do domu, bo dziś piłkarze ręczni Górnika grają w Pucharze EHF i chciałbym pójść z synem na mecz.
Punkt banalny, w dobrze znanym miejscu :-)

Punkt pod skałą w Mirowie © djk71

Zastanawialiśmy się jeszcze na PK6, ale moja towarzyszka decyduje się wrócić do mety asfaltem. Postanawiam zrobić do samo. Podjazd, który po chwili mamy przed sobą utwierdza mnie w przekonaniu, że to była dobra decyzja ;-)

Meta
Po chwili docieramy do mety. Szału nie ma - 5 punktów, około 40km. Przy takim dystansie, maks na Mega (czyli 11) pewnie byśmy zrobili w 100km ( powinno być ok. 50) :-) Trudno. O dziwo nie wydajemy się być smutni. Raczej zadowoleni, że udało się mimo pogody pojeździć. Do tego w towarzystwie :-)
Myjemy rowery, kąpiel, grochówka i czas do domu. Nie czekamy na zakończenie więc tutaj WIELKIE DZIĘKI dla Organizatorów. DO zobaczenia w przyszłym roku.

Miało być rowerowe jutro...

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(9)
Na KoRNO okazało się, że opona do tyłu niestety jest trochę zbyt szeroka. Jutro zapowiada się rowerowy dzień więc trzeba coś z tym zrobić. Mała korekta i chyba jednak zadziała. Jazda testowa i jednak nie. Trzeba zmienić oponę. Dobrze, że jest na co. Tyle, że chciałem pójść wcześnie spać bo trzeba wstać przed wschodem słońca.

W sumie kładę się spać znacznie później niż planowałem, ale na szczęście wszystko gotowe na rano.

Prawie wszystko... Bo śpię ledwie godzinę i zostaję obudzony... Po chwili już wiem... ze spania nici... Skoro nie będzie spania, nie będzie jutro kręcenia. Jestem jednak stary. Kiedyś by mi to nie przeszkadzało. Co z tego, że bez snu, że w podłym nastroju, że w upale. Kiedyś po prostu bym pojechał. Dziś już nie... Czy to brak odwagi, czy po prostu zdrowy rozsądek? Tak, czy inaczej szkoda, bo zapowiadała się fajna wycieczka w świetnym towarzystwie.

W nocy © djk71


A tak zostanie walka z własnymi myślami, z... właśnie... chyba nawet na walkę mnie nie stać... Szlag by to trafił... Są rzeczy, z którymi nie potrafię sobie poradzić...

Przed rogainingiem

Piątek, 26 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Toż to nawet trudno wymówić. Jutro mój debiut w tej formule zawodów. Zwykle wytyczenie trasy nie jest proste, co będzie jutro - strach myśleć. Zobaczymy :-) Pewnie zabawa, bo na rywalizację nie ma co liczyć jak się nic nie robi...

Dziś tylko krótka przejażdżka po domowym serwisie. Rower nie ruszany od Łeby. W sumie działa, tylko koło za słabo dokręciłem.

I mała zagadka? Na zdjęciu fragment prezentu jaki dostałem niedawno od mojej małżonki :-)
Co to?

A na zdjęciu? © djk71



Przed meczem

Środa, 17 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Wczoraj bieganie, dziś rower. Tuż przed wyjściem dzwoni Olek z taką samą propozycją. Co prawda na wieść, że chcę jechać na cienkich oponach zaczyna się wycofywać, ale w końcu decyduje się na jazdę.

W planach miałem Księży Las i okoliczne wiejskie drogi, ale ostatecznie pojechaliśmy do Zabrza. Krótka wizyta w Decathlonie i kurs w stronę Gliwic. Olo pędzi jak wariat. Nic się nie zmienił. Mnie jedzie się dość lekko, ale to kwestia różnicy w rowerach :-)

Po szosach © djk71

W Świętoszowicach odbijamy w stronę domu. Chcemy zdążyć na siatkarzy. Niestety przegrali :-(


Wydma Łącka

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · Komentarze(10)
Uczestnicy
W planach był objazd jeziora Łebsko. Kiedy nad ranem obudziła mnie kolejna ulewa zacząłem wątpić, czy uda się przejechać choć kilometr. Przed siódmą nie pada. Jest chłodno i pochmurno, ale sucho. Postanawiamy z Moniką spróbować. Ruszamy. Rześko, do tego potworny wiatr, oczywiście zachodni. Postanawiamy ruszyć na Wydmę Łącką i dalej pojechać brzegiem morza, po plaży.

Rowerówka biegnie obok starego cmentarza. Niewiele tu zostało.

Obelisk na cmentarzu © djk71

Jedziemy dalej, droga pełna kałuż więc szybko jesteśmy w kropki. Kasy Parku Słowińskiego jeszcze zamknięte więc wjeżdżamy bez biletu. Zatrzymujemy się chwilę obok wyrzutni rakiet.

Wyrzutnia rakiet © djk71

Jeszcze zamknięte, ale nie żałujemy, ponoć nie warto, a kosztuje sporo. Jak zresztą wszystko tutaj, a szczególnie meleksy.

Po chwili docieramy do wydmy. Możemy zaparkować rowery za piątaka... na szczęście kasa też zamknięta, poza tym chcemy iść (bo jechać się na razie nie da) z nimi dalej.

Tanio nie jest © djk71

Kilkusetmetrowy marsz to czas na robienie zdjęć.

Początek wspinaczki © djk71
I jest pięknie © djk71
Fajne widoki © djk71
Chce się iść nawet po piachu © djk71

O tej porze jest rewelacyjnie. Nie ma nikogo.
Docieramy do morza.

I jest morze © djk71

Porównujemy ślady 29-era i cienkich opon roweru Moniki :-)


Czyje ślady są czyje © djk71

Jestem nad morzem © djk71

Próbujemy jechać po wiatr, ale Kosmy rower odmawia posłuszeństwa. Czyli ja też mam wytłumaczenie :-)
Opcja jest jedna. Wracamy. Trudno nie objedziemy tym razem jeziora, ale chociaż wydma zaliczona. 
Wracamy lekko okrężną drogą zbierając po drodze punkty po wczorajszej imprezie.

Wokół Sarbska i latarnia Stilo

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Tydzień na urlopie. Świetna pogoda. Fajna okolica. I... zero roweru. Nie poznaję siebie. Dopiero dziś, gdy przez cały dzień co chwilę pada decyduję się na krótką przejażdżkę. Kosma postanawia mi towarzyszyć. Czasu mało więc postanawiam objechać jezioro Sarbsko i zahaczyć o latarnię Stilo.

Dawno nie widziałem takich znaków © djk71

Początek szlakiem R10 przez las, między jeziorem, a morzem. Do morza daleko, a jezioro ledwie widać z zza drzew.

Za drzewami Sarbsko © djk71

Wydmy © djk71

Za to błota i korzeni nie brakuje. Komarów też nie. Na szczęście dzięki temu, że jest mokro nie musimy walczyć z piachem. Jedynie tuż przed latarnią jest go trochę na podjeździe, ale i to daje się ominąć bokiem.

Chwila przerwy pod latarnią.

Latarnia Stilo © djk71

I czas ruszać w drogę powrotną. Monika sugeruje wrócić asfaltem, bo teren, który sobie wyznaczyłem jest ponoć dość piaszczysty i ostatnio musieli tam trochę pchać rowery.

Zaczyna się znów chmurzyć, a po chwili dopada nas ulewa. W jednej chwili jesteśmy mokrzy więc nawet nie próbujemy szukać schronienia. Jedziemy prosto do domu.

I po deszczu © djk71

Tuż przed Łebą przestaje padać.


Z bólem piszczeli

Środa, 3 sierpnia 2016 · Komentarze(5)
Dziś samotnie i w planach krótko. Okazuje się krócej niż planowałem. Po niecałych 2 km zaczynam czuć piszczele. I to od razu dość mocno. Już kiedyś tak miałem i przerwałem bieganie. Teraz bym tego nie chciał. Pytanie skąd to się bierze? Boli tak, że przez chwilę nawet trudno mi iść. Muszę poczytać co za diabeł...

Po plaży

Niedziela, 31 lipca 2016 · Komentarze(1)
Wczorajszy bieg i dzień na plaży strasznie mnie zmęczyły. Dziś miał być dzień odpoczynku, ale wczoraj umówiliśmy, że wraz z Młynarzem i Igorem pójdziemy rano pobiegać po plaży. Z lekkim opóźnieniem, ale udaje się. Od początku wiem, że wspólne bieganie będzie oznaczało... wspólny start. I tak jest. Co prawda przez długi czas widzę ich przed sobą na pustej plaży, ale w końcu znikają mi zupełnie z oczu.

Biegnę sam. Biegnę to mocno powiedziane. Raz biegnę, raz maszeruję. Czekam, aż zobaczę ich wracających, ale ich nie ma. Dobra, miało być 10 km to będzie. Już wiem, że pobiegnę 5km i zawrócę. I tak jest, a chłopaków wciąż nie ma. Widać postawili sobie wyżej poprzeczkę.

Nie mam telefonu więc i tak tego nie sprawdzę. Zawracam. Po 9 km dogania mnie Igor. Końcówkę przemierzamy razem. Kończymy tuż pod namiotem... Wyzwanie Pepsi. Akurat otwierają. Zimna, mokra i z cukrem... idealna na ten moment :-)

Wypijamy i ruszam w poszukiwania Piotrka, który końcówkę zdecydował zrobić spacerkiem podziwiając naturę :-)

Fajnie rozpoczęty dzionek. Fajnie się biega po plaży, choć niezbyt łatwo, miejscami mokro, miejscami krzywo, a miejscami człowiek się zapada w piasku. Ale coś w tym jest. :-)