Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Urodziny i nie tylko

Wtorek, 12 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Urodziny i nie tylko
Jako, że dziś urodzinki Igorka, a wczoraj dostał wymarzony prezent to dziś... trzeba sprawdzić czy prezent działa.

Całą rodzinką ruszamy na podbój Puszczy Kampinoskiej. Od początku Igor narzuca niezłe tempo, momentami nawet 19,5 km/h. Niestety jeszcze nie wie, że na szutrze, piasku rower zachowuje się inaczej.



Mimo glebki rusza dalej, po chwili wbijamy się na żółty szlak (ponoć rowerowy zielony) i jedziemy w kierunku byłej szkoły cyrkowej w Julinku. Mimo, że nie lubię cyrku, szkoda, że niewiele z niej zostało. Brniemy przez piachy, dopiero po chwili zauważając, że równolegle biegnie fajna leśna ścieżka. Po ścieżce jedzie się nam zdecydowanie łatwiej i przyjemniej. Dojeżdżamy do szkoły, zaliczamy waypointa, rundka wokół i powrót. Po dojeździe do Leszna Igorowi jeszcze mało i ruszamy w stronę ponoć najgrubszego drzewa w Polsce. Tuż przed Igor zalicza kolejną glebkę, ale jest twardy i sunie dalej, kolejny poślizg (z którego wyszedł szczęśliwie) komentuje: "Ale trick zrobiłem". Zaliczenie kolejnego waypointa i powrót do domu. Kilkaset metrów od domu Anetce zawodzą hamulce i wjeżdża w Igorka, szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

Oprócz szybkich momentów były i bardzo wolne (gdy Igor spacerował) więc średnia wyszła 9,6km/h :-)

Nie wyszedł nam wyjazd z Damianem, który wyjechał przed naszym powrotem więc po obiedzie ruszam na szybką samotną rundkę. Najpierw główną drogą dojeżdżam do Kampinosu, dużo aut, za dużo. Za to próbuję jechać dość szybko, nawet mi to wychodzi, natomiast wiem jedno. Coś nie tak przy zbyt dużej kadencji. W poniedziałek też próbowałem jechać z dużą kadencją i potem czułem mocno uda. Dziś po dojeździe do Kampinosu też miałem podobny efekt. Chwila wolniejszej jazdy i znów szybsze tempo. Fajnie się jedzie tak bez aut, dobrym asfaltem. Jedno co mnie zaskakuje to dziwne oznaczenia miejscowości.



Nie do końca wiem, gdzie wjeżdżam. Jak się potem okaże takich przypadków jest w okolicy więcej.



W Czarnowie, a może w ... dojeżdża do mnie Damian. Kończymy trasę już wspólnie.
Wracam mokry, ale mięśni już nie czuję, jakoś przeszło, ciekawe jak będzie rano?
Średnia z tego odcinka 25,5 km/h na dystansie 25 km.

Racing Boy 2

Poniedziałek, 11 sierpnia 2008 · Komentarze(13)
Racing Boy 2
Dziś nie było czasu na jazdę, bo... tematem dnia był zakup nowego rowerka dla Igorka.
Jutro ma urodzinki i ciocia z wujkiem postanowili mu zrobić prezent. Jako, że model Igor miał już dawno upatrzony więc kierunek Decathlon i... jest :-)



Do tego obowiązkowo stopka, błotniki, bidon i nowy kask.



Teraz zacznie się szaleństwo. Wieczorkiem tylko jazda kontrolna do lasu, ale komary skutecznie nas wygoniły do domu.

Trzecia lampka

Niedziela, 10 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
Trzecia lampka
Po kilku dniach przerwy znów na rower. Tym razem w Kampinosie. Wieczorem z bratem sprawdziliśmy plan dzisiejszych rozgrywek na olimpiadzie i zaplanowaliśmy poranny wyjazd we dwóch. Mieliśmy wstać zanim reszta się obudzi, wyszło inaczej, ja musiałem odespać ostatnie 2 tygodnie, dzieci wstały wyjątkowo wcześnie i w efekcie wyjechaliśmy później i rozszerzonym składzie - dołączył do nas Wiktorek.

Jedziemy w las. Jest piach. Jest górka. Jest... kapeć. Nie u mnie, u Wikiego.
Wraca Damian, Wiku schodzi z roweru i... poznaje nasze dobre serce. Decydujemy się z nim zaczekać aż zmieni dętkę. Co więcej, dostaje dobre rady i... udaje mu się doprowadzić rower do stanu używalności.



Przyda mu się ta lekcja.

Jedziemy dalej. Damian zaplanował chyba najtrudniejszą z istniejących tu tras (poza szlakiem). Kilka ładnych podjazdów i zjazdów.

Na niektórych można się było zasapać, ale ogólnie bardzo fajna traska. Blisko domu, bez ludzi i jest gdzie się zmęczyć.



Spostrzegam, że... znów zgubiłem tylną lampkę. Niech to diabli. Trzecia w ciągu 1,5 miesiąca. Już nie wiem jaką mam kupić, żeby nie odpadła.

W końcu docieramy do Sosny Powstańców, miejsca, gdzie carscy Kozacy wieszali niedobitków z oddziału powstańczego mjr Walerego Remiszewskiego, którzy uszli żywi z bitwy pod Zaborowem Leśnym. Sosna uschła i runęła na ziemię w 1984, miała 350 cm obwodu w pierśnicy, 22 m wysokości i około 170 lat. Legenda głosiła, że jej zwieszające się ku ziemi konary wygięły się tak od ciężaru ludzkich ciał.







Wracając do domu, Damian skraca drogę (bo do meczu zostało niewiele czasu) i... jedziemy na przełaj przez jakieś krzaki, powalone drzewa... szczęśliwie jednak udaje się dojechać na czas do domu.

Tylko 31km, a wydaje się jakbyśmy spędzili w drodze znacznie więcej czasu. Wiku potwornie zmęczony, droga, podjazdy, emocje przy zmianie dętki...


Po meczu mamy chwilę czasu więc... jeszcze jedna szybka rundka, tym razem asfaltem. Pytam Wiktora czy jedzie z nami i... jedzie. Jest dzielny. W trochę wolniejszym tempie niż planowaliśmy robimy rundkę po okolicznych wioskach zaliczając między innymi drugiego dziś waypointa, niestety nie udało nam się odnaleźć kodu. Pierwszy był obok sosny.

Po powrocie do domu okazuje się, ze znów zrobiliśmy 31 km. Czuję lekkie zmęczenie w nogach.

W Młynarskim kręgu

Wtorek, 5 sierpnia 2008 · Komentarze(27)
W Młynarskim kręgu

Los sprawił, że musiałem udać się w dość odległe od mego domu tereny. Szybki rzut oka na mapę i… kilkanaście km od mojego celu jest miejscowość, o której kiedyś już słyszałem… tylko gdzie? ;-) Oczywiście, żartuję, wiedziałem skąd znam to miejsce, więc szybka rozmowa z Młynarzem, ciuchy do przebrania do auta i po wizycie u klienta chwila odpoczynku w Jasieniu. Mieście rodzinnym Piotrka.



Obiadek, chwila odpoczynku i na pożyczonym od taty Piotrka rowerku ruszamy na zwiedzanie Jasienia i okolicy. Dowiedziałem się gdzie Piotrek chodził, do przedszkola, szkoły, gdzie stawiał pierwsze kroki na boisku. Poznałem lokalne miejsca rozrywki, jak np. dyskoteka Malibu (ponoć w środku jest ciekawiej :) )



Dowiedziałem się jak wielkim szacunkiem Młynarz cieszy się w swoim mieście.



Piotrek zaskoczył mnie lokalną ciekawostką…



… a potem pojechaliśmy w las. Rewelacyjne tereny do jazdy, fantastyczne lasy i prawie autostrady, a nie ścieżki. Zero ludzi, samochodów… raj na ziemi.
W sumie to mógłbym tak jeździć pewnie jeszcze dość długo, okolica i rozmowy z Piotrkiem sprawiły, że nawet nie bardzo przeszkadzała mi konstrukcja roweru (był nieco inny od mojego) ale niestety nastała pora powrotu do domu.

Ciężko mi się wyjeżdżało, bo fantastyczna atmosfera jaka panowała u Piotrka w domu plus dodatkowe atrakcje jakimi Młynarz mnie kusił (bilard, Black Sabbath… i inne) podpowiadały żeby zostać, ale… w domu czekało nas mnie też kilka osób :-)
Niespodziewanie udało mi się spędzić kilka fantastycznych godzin, takich jakich potrzebowałem, bez strasu, bez pośpiechu, z dala od tłumów, w sympatycznym towarzystwie.

Piotrek, jeszcze raz dziękuję Tobie i Twojej sympatycznej rodzince. Pozdrowienia dla wszystkich.
Miałeś rację tydzień temu mówiąc, że gdybyśmy mieszkali bliżej to spędzalibyśmy wiele godzin na rowerowych włóczęgach…

TRASA:
po Jasieniu i... -> Budziechów -> ...las... -> Świbinki -> Nowa Rola -> Gręzawa -> Grabówek -> Grabów -> Bronice -> Zieleniec -> Lisia Góra -> Jasień

Załamka

Poniedziałek, 4 sierpnia 2008 · Komentarze(5)
Załamka
Dziś brak czasu na jeżdżenie więc tylko krótko po Kosmę. Niestety wyjeżdżamy z Agą zbyt późno i udaje nam się dojechać tylko do Karbia. Stamtąd już razem powrót na Helenkę. Po drodze krótki (no może nie taki krótki) postój koło pałacu Wincklerów.



Wszyscy jesteśmy w szoku, że ktoś dopuścił to miejsce do takiego stanu. Co więcej, po powrocie do domu, czytamy, że są pomysły całkowitego wyburzenia ruin. Brak słów...

Integracyjnie z Karlą

Niedziela, 3 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Integracyjnie z Karlą
Dziś, jesteśmy umówieni na spotkanko z karlą76. Korzystając z tego, że jest w swoich rodzinnych Tarnowskich Górach mkniemy na jej spotkanie w kilkuosobowym gronie: Anetka, Agusia, kosma100, wrk97 i ja. Chciał też jechać igor03, ale to wciąż dla niego zbyt długi dystans. Niezależnie dociera do nas dawno nie widziana katane. Kolejny mini zlot BS (Nowy Sącz, Wieluń, Dąbrowa Górnicza, Piekary Śląskie, Zabrze).

Niestety Karolina nie może z nami pojeździć. Spędzamy jednak urocze chwile rozkoszując się widokami tutejszego rynku. Mimo, że jest bardzo fajnie, musimy się zbierać bo do domu jeszcze kawałek, a tam czeka już na nas Igorek.

Żegnamy Karolinę i jej towarzyszkę Iwoną (o ile dobrze zapamiętałem) i dzielimy się na dwie grupy. Anetka z Agą jadą do domu, a reszta towarzyszy Kasi w drodze do Piekar.

Po drodze zaliczamy Świerklaniec, pięknie tu dziś.



Jako, że słońce zachodzi czas się zbierać do domu. Jeszcze tylko Kopiec Wyzwolenia i... czy ja powiedziałem: tylko?



Choć sam kopiec nie jest wysoki, coś nas podkusiło i wjeżdżamy na niego rowerami. Problemem nie jest stromość podjazdu, a... brak jakichkolwiek zabezpieczeń i kamienista droga. Wjechaliśmy wszyscy ale kosztowało mnie to sporo nerwów. Wyobraziłem sobie, co by się stało gdyby ktoś się przewrócił na prawą stronę.

Chwila na kopcu i zjeżdżamy do centrum Piekar. Jeszcze tylko szybkie zdjęcie dla naszych dziadków :)



Żegnamy się z Kasią i po ciemku docieramy do domu.

Dziękuję wszystkim za świetne popołudnie. Mam nadzieję, że nie ostatnie w takim gronie.

Po górkach

Sobota, 2 sierpnia 2008 · Komentarze(3)
Po górkach
Dziś niestety nie ma czasu na jeżdżenie. Nic nie wyjdzie też z planowanego odwiezienia Kosmy do pracy. Po 19-tej (to ostatnio standard) decydujemy się z kuzynką pojechać na krótką przejażdżkę. Wciąż jestemz niej dumny, z tego jak zaczęła jeździć i... jak przybyła do nas pokonując ponad 130km kilka dni temu.


Jedziemy powłóczyć się po najbliższej okolicy i już po kilku km słyszę, że tu rzeczywiście nie jest płasko. No fakt, po drodze do Kamieńca jest kilka podjazdów.



Aga nie wie jeszcze, że najgorsze dopiero przed nią. Ruszamy w stronę Księżego Lasu i zastanawiam się co sobie teraz o mnie myśli. Dzielnie jednak pokonuje kolejne kilometry.



W końcu docieramy do najstarszego drewnianego kościółka na Śląsku. Tu daję jej chwilę odpocząć.

Droga powrotna trochę, ale tylko trochę, łatwiejsza. Przed Górnikami bez problemu mijamy starszą dość sporo od nas kobietę z koszyczkiem z przodu i małymi sakwami z tyłu. Dogania nas na stopie. Ruszamy i... siedzi nam na kole. Przyspieszam, ale sytuacja się nie zmienia. Dopiero kawałek dalej, gdy skręcamy ona jedzie swoją drogą. Jesteśmy pod wrażeniem.

Po drodze dodałem też dwa waypointy :-)
Ciekawe czy wciągnie mnie ta zabawa.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Zbrosławice - Kamieniec - Księzy Las - Wilkowice - Zbrosławice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Odwozimy Kosmę

Piątek, 1 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Odwozimy Kosmę
Powrót do domu i szok. To, że Kosma jest u nas, to było planowane, ale to co zrobiły z moją małżonką w mieszkaniu to... szok.

Muszę odreagować, oczywiście na rowerze. Jako, że Monia musi wracać do domu, to decydujemy się z Wiktorkiem ją kawałek odwieźć.

Ruszamy i skręcamy w stronę Stolarzowic, Monika lekko niepewna, bo czasu ma niezbyt dużo, a wydaje się, że powinna jechać w odwrotną stronę.
Spokojnie, po prostu chciałem ominąć ruch na drogach. W Karbiu niestety na światłach Monika nam ucieka więc ruszamy w inną stronę.

Bobrek, mimo, że dzielnica nie należy do moich ulbionych, to jednak stara zabudowa robi na mnie zawsze wrażenie.



Dalej przez Biskupice. Tu już zabudowa nie robi na mnie, aż takiego wrażenia.
Jak to stwierdza Wiku, klimaty takie "callofduty'owe"



I o zmierzchu do domu.


W końcu dodałem bieszczadzką relację z dnia następnego po koncercie z okazji XXX-lecia KSU.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Miechowice - Karb - Bobrek - Biskupice - Rokitnica - Helenka.

Można i szybko

Środa, 30 lipca 2008 · Komentarze(17)
Można i szybko
Przed wyjazdem Młynarza mamy jeszcze w planach krotką przejażdżkę. Wracam z pracy, obiadek, krótka wymiana zdań i… możemy jechać na dłuższą trasę, Piotrek decyduje się wracać do domu dopiero następnego ranka. :-)

Niestety podobnie jak wczoraj, wyjście z domu zabiera nam sporo czasu, dodatkowo po 200m Piotrek podejmuje męską decyzję i decyduje się jechać z hamulcami. Wracamy i zakłada nowe klocki. Znów parę chwil w plecy. Ostatecznie ruszamy po 19. Przed 21-szą musimy zrobić zakupy więc będzie to jednak krótka jazda.

Kierunek Tarnowskie Góry, trochę lasem, trochę asfaltem. Trochę inaczej, bo założyłem bagażnik i sakwy i... to czuć.
Trasa taka trochę sentymentalna… tam gdzie spuszczali się górnicy.



Jako, że mamy jeszcze chwilę czasu szybka rundka do Miasteczka Śląskiego. Szybka? Nieprawda. Szybki to był powrót. Mówię, że trasa powrotna wiedzie dość niebezpiecznym odcinkiem (dużo wypadków) więc Piotrek stwierdza, że im szybciej będziemy jechać, tym szybciej z niej zjedziemy.

Ruszamy, na liczniku cały czas około 35km/h. Jak dla mnie masakra ale o dziwo jakoś jadę. Gdzieś po 3km Piotrek daje zmianę, gdybym to ja prowadził to pewnie już bym zwolnił, a tak muszę dotrzymywać mu tempa.
Tarnowskie Góry - szaleństwo, ale fajnie, warto było, okazało się, że mogę jeździć szybciej. Wiem, że dla wielu to żaden wyczyn, ale dla mnie było to fajne doświadczenie.

Wpadam do Lidla na zakupy (zgadnijcie jakie piwo kupiłem :-) ), wychodzę i… Piotrek już zaprzyjaźnił się z jakimś bikerem. On ma jednak dar nawiązywania znajomości.

Wracamy do domu, bo tam już czekają na nas dwie fantastyczne kobiety…
Fajnie się jechało. Po drodze Młynarz mówi to o czym też myślałem… szkoda, że nie mieszka bliżej, bo coś czuję, że często byśmy robili wspólne przejażdżki, i to wcale nie tak krótkie jak wczorajsza i dzisiejsza - ale na pewno równie fajne lub jeszcze fajniejsze…

Nie mogło się udać, a jednak…

Wtorek, 29 lipca 2008 · Komentarze(3)
Nie mogło się udać, a jednak…
Wczorajsze plany na dalszą trasę legły w gruzach. Mimo, iż wróciłem wcześnie z pracy długo zbieramy się do wyjścia. Jeszcze obiad, jeszcze szybki zakup lampek, bo wrócimy późno, jeszcze coś tam…
Na dodatek okazuje się, że Piotrka dętka nadaje się już do wyrzucenia.

19:00 - w końcu ruszamy wraz z Wiktorkiem i Młynarzem… gdzieś… Czasu już mało więc odpada Toszek Pławniowice, Chudów… Zobaczymy. Chwilę w terenie, by wyjechać na terenie dawnej cegielni na granicy Rokitnicy i Wieszowej.



Przez Boniowice i Świętoszowice (Wiku próbuje gonić zawodowców na szosówkach) docieramy do Szałszy, niestety pałac mocno schowany za drzewami i niewiele widać, a nie lubię się włóczyć po "terenie prywatnym".

Dalej pod radiostację. Piotrek chyba nie dowierza, że widzi najwyższą na świecie drewnianą budowlę.



Rynek, krótka włóczęga po centrum i do Zabrza. Mimo, że główną drogą, to spokojnie, bo jest wystarczająco szeroka, żeby się nie stresować. W Maciejowie mijamy rowerzystę, który była tak oświetlony, że mógłby lampkami obdzielić spory peleton. Nawet koguta miał, prawie jak Frotecki ze Złotopolic. Byłem w takim szoku, że nawet fotki nie pstryknąłem.

Krótki postój w "makdonaldzie" - Wiku zasłużył na swojego ulubionego cheesburgera, trzymał świetne tempo przez całą drogę. W kompletnych ciemnościach przed 23 docieramy do domku.

Mimo problemów z wyjazdem i teoretycznie niezbyt ciekawej trasy wyszedł całkiem fajny wyjazd. Wszyscy wrócili uśmiechnięci i zadowoleni.