Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Załamka

Poniedziałek, 4 sierpnia 2008 · Komentarze(5)
Załamka
Dziś brak czasu na jeżdżenie więc tylko krótko po Kosmę. Niestety wyjeżdżamy z Agą zbyt późno i udaje nam się dojechać tylko do Karbia. Stamtąd już razem powrót na Helenkę. Po drodze krótki (no może nie taki krótki) postój koło pałacu Wincklerów.



Wszyscy jesteśmy w szoku, że ktoś dopuścił to miejsce do takiego stanu. Co więcej, po powrocie do domu, czytamy, że są pomysły całkowitego wyburzenia ruin. Brak słów...

Integracyjnie z Karlą

Niedziela, 3 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Integracyjnie z Karlą
Dziś, jesteśmy umówieni na spotkanko z karlą76. Korzystając z tego, że jest w swoich rodzinnych Tarnowskich Górach mkniemy na jej spotkanie w kilkuosobowym gronie: Anetka, Agusia, kosma100, wrk97 i ja. Chciał też jechać igor03, ale to wciąż dla niego zbyt długi dystans. Niezależnie dociera do nas dawno nie widziana katane. Kolejny mini zlot BS (Nowy Sącz, Wieluń, Dąbrowa Górnicza, Piekary Śląskie, Zabrze).

Niestety Karolina nie może z nami pojeździć. Spędzamy jednak urocze chwile rozkoszując się widokami tutejszego rynku. Mimo, że jest bardzo fajnie, musimy się zbierać bo do domu jeszcze kawałek, a tam czeka już na nas Igorek.

Żegnamy Karolinę i jej towarzyszkę Iwoną (o ile dobrze zapamiętałem) i dzielimy się na dwie grupy. Anetka z Agą jadą do domu, a reszta towarzyszy Kasi w drodze do Piekar.

Po drodze zaliczamy Świerklaniec, pięknie tu dziś.



Jako, że słońce zachodzi czas się zbierać do domu. Jeszcze tylko Kopiec Wyzwolenia i... czy ja powiedziałem: tylko?



Choć sam kopiec nie jest wysoki, coś nas podkusiło i wjeżdżamy na niego rowerami. Problemem nie jest stromość podjazdu, a... brak jakichkolwiek zabezpieczeń i kamienista droga. Wjechaliśmy wszyscy ale kosztowało mnie to sporo nerwów. Wyobraziłem sobie, co by się stało gdyby ktoś się przewrócił na prawą stronę.

Chwila na kopcu i zjeżdżamy do centrum Piekar. Jeszcze tylko szybkie zdjęcie dla naszych dziadków :)



Żegnamy się z Kasią i po ciemku docieramy do domu.

Dziękuję wszystkim za świetne popołudnie. Mam nadzieję, że nie ostatnie w takim gronie.

Po górkach

Sobota, 2 sierpnia 2008 · Komentarze(3)
Po górkach
Dziś niestety nie ma czasu na jeżdżenie. Nic nie wyjdzie też z planowanego odwiezienia Kosmy do pracy. Po 19-tej (to ostatnio standard) decydujemy się z kuzynką pojechać na krótką przejażdżkę. Wciąż jestemz niej dumny, z tego jak zaczęła jeździć i... jak przybyła do nas pokonując ponad 130km kilka dni temu.


Jedziemy powłóczyć się po najbliższej okolicy i już po kilku km słyszę, że tu rzeczywiście nie jest płasko. No fakt, po drodze do Kamieńca jest kilka podjazdów.



Aga nie wie jeszcze, że najgorsze dopiero przed nią. Ruszamy w stronę Księżego Lasu i zastanawiam się co sobie teraz o mnie myśli. Dzielnie jednak pokonuje kolejne kilometry.



W końcu docieramy do najstarszego drewnianego kościółka na Śląsku. Tu daję jej chwilę odpocząć.

Droga powrotna trochę, ale tylko trochę, łatwiejsza. Przed Górnikami bez problemu mijamy starszą dość sporo od nas kobietę z koszyczkiem z przodu i małymi sakwami z tyłu. Dogania nas na stopie. Ruszamy i... siedzi nam na kole. Przyspieszam, ale sytuacja się nie zmienia. Dopiero kawałek dalej, gdy skręcamy ona jedzie swoją drogą. Jesteśmy pod wrażeniem.

Po drodze dodałem też dwa waypointy :-)
Ciekawe czy wciągnie mnie ta zabawa.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Zbrosławice - Kamieniec - Księzy Las - Wilkowice - Zbrosławice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Odwozimy Kosmę

Piątek, 1 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Odwozimy Kosmę
Powrót do domu i szok. To, że Kosma jest u nas, to było planowane, ale to co zrobiły z moją małżonką w mieszkaniu to... szok.

Muszę odreagować, oczywiście na rowerze. Jako, że Monia musi wracać do domu, to decydujemy się z Wiktorkiem ją kawałek odwieźć.

Ruszamy i skręcamy w stronę Stolarzowic, Monika lekko niepewna, bo czasu ma niezbyt dużo, a wydaje się, że powinna jechać w odwrotną stronę.
Spokojnie, po prostu chciałem ominąć ruch na drogach. W Karbiu niestety na światłach Monika nam ucieka więc ruszamy w inną stronę.

Bobrek, mimo, że dzielnica nie należy do moich ulbionych, to jednak stara zabudowa robi na mnie zawsze wrażenie.



Dalej przez Biskupice. Tu już zabudowa nie robi na mnie, aż takiego wrażenia.
Jak to stwierdza Wiku, klimaty takie "callofduty'owe"



I o zmierzchu do domu.


W końcu dodałem bieszczadzką relację z dnia następnego po koncercie z okazji XXX-lecia KSU.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Miechowice - Karb - Bobrek - Biskupice - Rokitnica - Helenka.

Można i szybko

Środa, 30 lipca 2008 · Komentarze(17)
Można i szybko
Przed wyjazdem Młynarza mamy jeszcze w planach krotką przejażdżkę. Wracam z pracy, obiadek, krótka wymiana zdań i… możemy jechać na dłuższą trasę, Piotrek decyduje się wracać do domu dopiero następnego ranka. :-)

Niestety podobnie jak wczoraj, wyjście z domu zabiera nam sporo czasu, dodatkowo po 200m Piotrek podejmuje męską decyzję i decyduje się jechać z hamulcami. Wracamy i zakłada nowe klocki. Znów parę chwil w plecy. Ostatecznie ruszamy po 19. Przed 21-szą musimy zrobić zakupy więc będzie to jednak krótka jazda.

Kierunek Tarnowskie Góry, trochę lasem, trochę asfaltem. Trochę inaczej, bo założyłem bagażnik i sakwy i... to czuć.
Trasa taka trochę sentymentalna… tam gdzie spuszczali się górnicy.



Jako, że mamy jeszcze chwilę czasu szybka rundka do Miasteczka Śląskiego. Szybka? Nieprawda. Szybki to był powrót. Mówię, że trasa powrotna wiedzie dość niebezpiecznym odcinkiem (dużo wypadków) więc Piotrek stwierdza, że im szybciej będziemy jechać, tym szybciej z niej zjedziemy.

Ruszamy, na liczniku cały czas około 35km/h. Jak dla mnie masakra ale o dziwo jakoś jadę. Gdzieś po 3km Piotrek daje zmianę, gdybym to ja prowadził to pewnie już bym zwolnił, a tak muszę dotrzymywać mu tempa.
Tarnowskie Góry - szaleństwo, ale fajnie, warto było, okazało się, że mogę jeździć szybciej. Wiem, że dla wielu to żaden wyczyn, ale dla mnie było to fajne doświadczenie.

Wpadam do Lidla na zakupy (zgadnijcie jakie piwo kupiłem :-) ), wychodzę i… Piotrek już zaprzyjaźnił się z jakimś bikerem. On ma jednak dar nawiązywania znajomości.

Wracamy do domu, bo tam już czekają na nas dwie fantastyczne kobiety…
Fajnie się jechało. Po drodze Młynarz mówi to o czym też myślałem… szkoda, że nie mieszka bliżej, bo coś czuję, że często byśmy robili wspólne przejażdżki, i to wcale nie tak krótkie jak wczorajsza i dzisiejsza - ale na pewno równie fajne lub jeszcze fajniejsze…

Nie mogło się udać, a jednak…

Wtorek, 29 lipca 2008 · Komentarze(3)
Nie mogło się udać, a jednak…
Wczorajsze plany na dalszą trasę legły w gruzach. Mimo, iż wróciłem wcześnie z pracy długo zbieramy się do wyjścia. Jeszcze obiad, jeszcze szybki zakup lampek, bo wrócimy późno, jeszcze coś tam…
Na dodatek okazuje się, że Piotrka dętka nadaje się już do wyrzucenia.

19:00 - w końcu ruszamy wraz z Wiktorkiem i Młynarzem… gdzieś… Czasu już mało więc odpada Toszek Pławniowice, Chudów… Zobaczymy. Chwilę w terenie, by wyjechać na terenie dawnej cegielni na granicy Rokitnicy i Wieszowej.



Przez Boniowice i Świętoszowice (Wiku próbuje gonić zawodowców na szosówkach) docieramy do Szałszy, niestety pałac mocno schowany za drzewami i niewiele widać, a nie lubię się włóczyć po "terenie prywatnym".

Dalej pod radiostację. Piotrek chyba nie dowierza, że widzi najwyższą na świecie drewnianą budowlę.



Rynek, krótka włóczęga po centrum i do Zabrza. Mimo, że główną drogą, to spokojnie, bo jest wystarczająco szeroka, żeby się nie stresować. W Maciejowie mijamy rowerzystę, który była tak oświetlony, że mógłby lampkami obdzielić spory peleton. Nawet koguta miał, prawie jak Frotecki ze Złotopolic. Byłem w takim szoku, że nawet fotki nie pstryknąłem.

Krótki postój w "makdonaldzie" - Wiku zasłużył na swojego ulubionego cheesburgera, trzymał świetne tempo przez całą drogę. W kompletnych ciemnościach przed 23 docieramy do domku.

Mimo problemów z wyjazdem i teoretycznie niezbyt ciekawej trasy wyszedł całkiem fajny wyjazd. Wszyscy wrócili uśmiechnięci i zadowoleni.

CZEMU STOISZ?

Poniedziałek, 28 lipca 2008 · Komentarze(4)
CZEMU STOISZ JAK MUMIA PRZED LUSTREM
CZEMU ŚMIEJESZ SIĘ I NARAZ PŁACZESZ
POCHŁONIĘTY CODZIENNĄ MUSZTRĄ
ZAPOMNIAŁEŚ ŻE MOŻNA ŻYĆ INACZEJ

NAUCZYLI CIĘ GIĄĆ KARK DO KOLAN
I WYCIERAĆ IM BUTY KRAWATEM
SWE MARZENIA SKŁADAĆ W FORMIE PODAŃ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL

GDZIE SĄ TWOJE MARZENIA
ROZPŁYNĘŁY SIĘ DALEKO WSTECZ
TWÓJ BAGAŻ SUMIENIA
WAHA SIĘ LECZ KRUCHY JEST

W TWOIM MÓZGU BŁYSŁA JAKAŚ ISKRA
ZNIKNĄŁ LĘK PRZED KARĄ I BATEM
JESZCZE RAZ POPATRZYŁEŚ DO LUSTRA
NIE WIERZYŁEŚ ŻE TO TEN SAM FACET

ZAPOMNIAŁEŚ O SKŁONACH I PADACH
PRZED TWYM WŁADCĄ WIELKIM BRATEM
I Z POWROTEM CZŁOWIEKIEM SIĘ STAŁEŚ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL


Dziś zachowałem się jak Kosma i zacząłem od tekstu piosenki. Piosenki, która krążyła mi po głowie przez całą drogę powrotną z bieszczadzkiej krainy.

Każdy pobyt tam skłania mnie do rozmyślań. Każdy powrót jest ciężki, a ten był chyba najcięższy. Bardzo nie chciało mi się wracać. Nie tylko mnie, o ile wiem... I to nie dlatego, że nie było koncertu, na który czekaliśmy tyle czasu, nie dlatego, że było krótko, że za mało pojeździliśmy, że zrobiła się świetna pogoda, że jutro do pracy... Po prostu coś w tych górach jest takiego, że chciałbym tam być dłużej i dłużej..., a może na zawsze...

Musimy jednak wracać. Kiedy dojeżdżamy do domu - już wiem, muszę pójść jeszcze dziś na rower. Rozpakowuję bagaże, przebieram się, KSU na uszy i jadę. Mijam Zbrosławice, Repty i wjeżdżam do Tarnowskich Gór.

Przy wjeździe na Stare Miasto (i kostkę) słyszę jakby coś mi upadło, odwracam się, nic nie ma. Rynek, najchętniej bym tu posiedział teraz trochę, ale jako, że czasu mało trzeba wracać. Zmierzch więc trzeba włączyć światła i… nie ma tylnego. Czyli jednak mi chyba coś upadło. Wracam ale oczywiście nie ma śladu po lampce. Niedługo się nią nacieszyłem, dobrze że była tania.

Jeszcze do Miechowic po chleb i nie jest dobrze. Droga, którą zwykle jeżdżę jest nieprzyjemna nawet w dzień, kierowcy potrafią tam szaleć. Powrót tędy w czarnym stroju, bez tylnej lampki, po ciemku nie za bardzo mi się podoba. Więc… przez las.

To też nie jest najciekawsze wyjście, ale chyba wolę w nocy dzikie zwierzęta od dzikich kierowców. Niestety, wjazd na złą ścieżkę sprawia, że szybko zmieniam zdanie. Zwierząt co prawda nie spotkałem, ale ląduję zupełnie nie tam gdzie bym chciał. Po kilkunastu minutach wracam do punku wyjścia i powrót jednak asfaltem. Kiedy tylko słyszę za sobą auto, zjeżdżam na pobocze i w ten sposób docieram do Rokitnicy. Stamtąd już chodnikiem do domu.

Chciałem pojeździć to pojeździłem… Jak to w starej „trójkowej” audycji pytali „A momenty były?” Były, tylko nie takie jakbym chciał…

Problemy z napięciem

Wtorek, 22 lipca 2008 · Komentarze(17)
Problemy z napięciem

Straszy deszczem ale to nic, a może nawet i dobrze. Coś strasznie zestresowany ostatnio jestem i muszę to jakoś odreagować. Najwyżej zmoknę.
Dziś pragnę gdzieś nad wodę. Świerklaniec.

Bez kombinacji, bez lasu, po prostu asfaltem. Mając na względzie jednak ostatnie uwagi flasha zaczynam spokojnie. Dobrze znaną mi trasą przez Stroszek, Radzionków, Piekary docieram na zaporę.



Chwila oddechu i widzę jakiegoś pajaca zbliżającego się do mnie i machającego rękami. Dziwny jakiś, dopiero po chwili dociera do mnie, że coś do mnie krzyczy. Ściągam słuchawki i słyszę jak facet drze ryja, że tu się nie wolno zatrzymywać, że co ja czytać nie umiem, że... nie chce mi się go słuchać, a że wyznaję zasadę, że z pijanymi i wariatami nie ma co dyskutować, po prostu odjeżdżam. W końcu wyjechałem rozładować napięcie, a nie je potęgować.

Dalej przez mniej lub bardziej znajome wioski wsłuchując się w KSU... Jeszcze tylko kilka dni i... XXX-lecie KSU w Ustrzykach ;-)

Mijam Bobrowniki, Piekary, dziś nie czuję żadnego bólu więc widocznie ostatnio faktycznie za szybko zacząłem.

Jeszcze tylko do Miechowic po pieczywko (jak sugerowała Kasia) i do domu.

Z Karbia próbuję przejechać do Miechowic na skróty i... czemu tu tak dużo Cyganów? Nie żebym był uprzedzony, ale czuję się nieswojo, tym bardziej, że co chwilę widzę znaki "ślepa uliczka". A towarzystwo coraz liczniejsze i... dziwnie się na mnie patrzą... a może jestem przewrażliwiony?

Ostatnia uliczka... też się kończy... na szczęście jest wjazd w jakąś polną drogę... ryzykuję, nie bardzo chęć mam wracać tą samą trasą... Uff, wyjeżdżam w Miechowicach na znajomych uliczkach. Czuję się znacznie lepiej. Piekarnia i domek. Znów powrót do domu po ciemku. Jak niegdyś często bywało...

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Stroszek - Radzionków - Piekary - Świerklaniec - Wymysłów - Dobieszowice - Bobrowniki - Piekary - Radzionków - Karb - Miechowice - Stolarzowice - Helenka

Donikąd

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(12)
Donikąd
Znów życie pokrzyżowało dzisiejsze plany. Nie udał się poranny wyjazd z Wiktorkiem. Zamiast tego spacerek pieszo-rowerowy z Igorkiem. Potem zamiast obiadu na rower i samemu rozładować emocje...

Gdziekolwiek… najpierw jednak Wieszowa na stację do kompresora. Awaria. Brr, nawet maszyny są dziś przeciwko mnie. Jadę dalej. Natura też nie jest mi przychylna – cały czas pod wiatr. Kierunek Toszek, może to najwłaściwszy kierunek po ostatnich dniach/tygodniach (dla niewtajemniczonych – mieści się tam szpital psychiatryczny).

Pyskowice, stacja Orlen – kompresor działa. Rzeczywiście pora najwyższa na trochę luftu.

Chwila na rynku.



I sklep, który przywiódł rowerowe wspomnienia. Pamiętacie jeszcze jak się grało w kapsle, udając kolarzy z Wyścigu Pokoju?



Rzut oka na zegarek i… nie zdążę do Toszka, dziś czas znów ograniczony.

Chciałem się zmęczyć i czuję zmęczenie. Nawet nie tyle zmęczenie ile ból. Ból w nogach, przede wszystkim uda, ale również trochę kolana. Nie podoba mi się to. Wynik przerwy w jeżdżeniu, za szybkie tempo, czy jakieś przesilenie?

Skręcam na drogę w stronę Olesna, mijam Pniów, Zacharzowice (tu jeszcze nie byłem) i zegarek mówi „skręć w prawo”. Ok., Łubie i drogowskaz Księży Las, znów wiem gdzie jestem.

Jeszcze mam chwilę czasu więc krążę po okolicznych wioskach by dobić do… 4000 km w tym roku :-)

Zmęczony, mocno zmęczony wracam do domu. Jednak nie da się jeździć bez batoników i bez czegoś w kieszonkach.

Rozładowałem emocje… niestety tylko częściowo…

Trasa: Helenka - Rokitnica - Wieszowa - Zbrosławice - Kamieniec - Karchowice - Pyskowice - Pniów - Zacharzowice - Łubie - Księży Las - Wilkowice - Zbrosławice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka

Lokalna włóczęga

Sobota, 19 lipca 2008 · Komentarze(5)
Lokalna włóczęga
Dziś też mało czasu, ale po szybkim śniadaniu decyduję się jechać.
Wiku chce jechać ze mną. Ok, ruszamy. Mamy dwie godziny. Niezbyt wiele. Trudno, powłóczymy się po okolicy.

Stolarzowice, jakiś festyn strażacki się szykuje, jedziemy dalej przez las. Trochę mokro ale dojeżdżamy do Stroszka. DSD, coś mi odbija i wjeżdżamy w trasy dla quadów. Jak zwykle mokro i dużo kamieni.



Wiku jest tu pierwszy raz. Zaskoczony trasami i widokami.



Nie pozwalam mu jednak wszędzie zjeżdżać, niektóre zjazdy są naprawdę niebezpieczne... a może tak mi się tylko wydaje...

Włóczymy się chwilę po DSD i łapie nas deszcz. Na szczęście akurat wjechaliśmy do Segietu i jedziemy kryjąc się pod drzewami. Momentami przedzieramy się przez krzaki i pokrzywy ale ogólnie jest fajnie.

Po chwili wjeżdżamy w nowe ścieżki i mkniemy prawie autostradą leśną.



Po dwóch godzinkach zabawy wracamy na obiadek. Jednak lubię się powłóczyć po lesie, szczególnie nowymi dróżkami.