Wpisy archiwalne w kategorii

W górę

Dystans całkowity:5361.67 km (w terenie 1715.19 km; 31.99%)
Czas w ruchu:542:32
Średnia prędkość:9.84 km/h
Maksymalna prędkość:67.33 km/h
Suma podjazdów:50796 m
Maks. tętno maksymalne:200 (108 %)
Maks. tętno średnie:183 (100 %)
Suma kalorii:143907 kcal
Liczba aktywności:141
Średnio na aktywność:38.03 km i 3h 54m
Więcej statystyk

Up&Down #001 - 15 x Krajszyna

Wtorek, 2 lutego 2021 · Komentarze(0)
Dziś krótki bieg po pracy. Krótki ale intensywny.

Kilometr od domu jest mały podbieg. Mały, ale dający w kość. Pamiętam jak niektórzy mieli tam problem żeby rowerem podjechać :-)
Ja za to postanowiłem kilka razy podbiec i zbiec. Po piątce miałem jeszcze siły więc postanowiłem dziesięć razy. Jako, ze siły wciąż były to skończyłem na piętnastu i wyszło w sumie 278m podbiegów. Całkiem nieźle.




Myślę że będę tu wracał częściej.

Pod górkę © djk71


Ultramaraton Bieszczadzki i kontrabas w lesie?

Sobota, 10 października 2020 · Komentarze(0)
Po wczorajszym spacerze odebrałem pakiet startowy. Co prawda ze względu istniejące obostrzenia zapisywaliśmy się na konkretne godziny stawienia się w biurze zawodów, ale chyba nie wszyscy do końca się do tego stosowali. Swoje musiałem odstać. Pakiet za to na wypasie. Jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy w tym roku).

Rano wstaję wcześnie, jem śniadanie i ruszam na stację kolejki, która ma zawieźć nas na start. Jadę w pierwszej grupie o 6:50. Na stacji orientuję się, że zapomniałem zabrać kijków z kwatery :-( Sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Może bym je niepotrzebnie dźwigał, ale kto wie, może jednak by się przydały... Teraz już nie mam problemu.

Rześko. Na szczęście udaje się zająć miejsce w zabudowanym wagonie...

Niektórym udało się jechać w zabudowanym wagonie © djk71

Po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy do Solinki. Jeszcze kawałek pieszo i meldujemy się na starcie.

Pasażerowie :) © djk71

Zakładamy maseczki i czekamy na wystrzał oznajmiający start. Wcześniej z głośników lecą Moje Bieszczady by KSU ;-) Szkoda, że nie na żywo :-)

Strzał i start © djk71

Początek trasy asfaltem i po płaskim, a nawet lekko z górki. Dobrze, jest czas na rozgrzewkę.
Po trzech kilometrach zaczyna się wspinaczka. Ostra.

Pod górkę © djk71

Nikt (przynajmniej w zasięgu mojego wzroku) nawet nie próbuje biegać. Dopiero kiedy choć na chwilę się wypłaszcza ruszamy biegiem. Podejście dało jednak w kość i kiedy znów pojawia się choć drobny podbieg to większość znów przechodzi do marszu.

I tak na przemian bieg i marsz.

Pięknie tu © djk71

Póki co nie żałuję zapomnianych kijów. Na szczęście inaczej niż na Rzeźniczku dziś nie ma błota.
Gdzieś od dziewiątego kilometra dwukilometrowy zbieg. Jest super :-) Oczywiście brakuje sił i odwagi do szybszego biegu, ale jest ok.

Rzeczka musi być © djk71

Na bufecie wybieram ciepłą herbatę. Ogólnie jest dość chłodno, a że jestem cały mokry (nie pada, to pot) to czuć zimno...

Herbatka na bufecie © djk71

Za mną połowa drogi. Zaczyna się kolejne podejście. Zaczyna się i... odpadam. Odcina mnie. To pewnie ta herbata ;)

Brakuje mi sił żeby iść.

Słyszę dźwięki kontrabasu... i rockowe rytmy... Tu w górach, w lesie... na szlaku...

W górach, na szlaku, na "streecie" © djk71

Gdyby nie to, że czytałem, że niejaki Roman Huzior zamiast na streecie tutaj sobie dorabia ;) to bym pomyślał, że mam omamy...

Super pomysł! Jak dla mnie w idealnym momencie. Choć na chwilę wracają siły.

Niestety nie na długo. Jest ciężko. Trochę pomagają widoki.

Moje Bieszczady © djk71

Docieram na Okrąglik.

Okrąglik © djk71

Resztę trasy już znam. Co nie znaczy, że jest łatwiej.

Lubię ten klimat © djk71

Są momenty, że nawet ciężko mi się zmusić do zbiegania. Mimo to próbuję walczyć z samym sobą.

Tędy © djk71

Pomagają napotkani turyści. Nie dlatego, że dopingują (choć niektórzy rzeczywiście to robią i jest super), ale głównie dlatego, że widząc, że się zbliżają pojawia się jakaś dodatkowa motywacja, żeby się pokazać jak to jestem Pro... :-)

W końcu Cisna. Okazuje się, że tym razem udaje się Solinkę przekroczyć na sucho.

Za rzeczką już meta © djk71

Jeszcze boisko na Orliku i widzę żonę z aparatem...

Jeszcze kilka metrów © djk71

Przekraczam linię mety i mam dość... Jestem naprawdę zmęczony. Do tego dwójki dostały nieźle w kość...

Żyję :-) © djk71

Mimo to jestem zadowolony. Cieszę, że dałem się rodzince namówić na 26 km zamiast 14 km, które planowałem...  Czy kiedyś porwę się na kolejny próg... 52 km?
Co mam powiedzieć...? Pewnie tak... :-)

Dałem radę :-) © djk71

Pytanie kiedy :-)

Zasłużyłem :-) © djk71

Spacer po górach przed zawodami

Piątek, 9 października 2020 · Komentarze(0)
Nigdy nie byłem w Bieszczadach... jesienią.

W tym roku nic nie zapowiadało żeby miało się to zmienić. A jednak... FB podpowiada mi, że w październiku odbywa się tam Ultramaraton Bieszczadzki. Oczywiście nie biorę pod uwagę dystansu ultra (52 lub 90 km) ale coś krótszego. Rzucam hasło w domu i... szybka decyzja: jedziemy. Wypisujemy wnioski o dwa dni urlopu skoro już jedziemy tak daleko i w czwartek rano ruszamy w drogę. Trochę później niż planowaliśmy więc na gorąco modyfikujemy plany.

Zatrzymujemy się po drodze w Sanoku.

Sanok © djk71

Informacja Turystyczna akurat dziś nieczynna, ale i tak pewnie pokierowaliby nas na zamek.

Zamek w Sanoku © djk71

Sam zamek nie robi wielkiego wrażenia, ale wystawy mające tam miejsce to i owszem ;-)

Ikony w Sanoku © djk71

Ciekawe © djk71

Przypomina mi się jak mając 16-19 lat spędzałem godziny w katowickim BWA (Biurze Wystaw Artystycznych), okolicznych muzeach, czy nawet na wystawach w EMPIKu. Spędzałem tam całe dnie, niejednokrotnie kosztem... Nie mogę napisać czego :)

Uwielbiam takie klimaty © djk71

I choć nigdy nawet nie udawałem znawcy sztuki, to uwielbiałem to. Mnie po prostu coś się podobało, lub nie. Ruszało lub nie... Czemu gdzieś, kiedyś to się skończyło... Sam nie wiem...
Dzisiejsza, zdecydowanie za krótka wizyta w galerii przywróciła te wspomnienia...

Nie każdy lubi taki klimat © djk71

Cieszę się tylko, że nie mieszkam w Sanoku.. bo zbankrutowałbym... Chyba, że można wykupić abonament...
Hmmm © djk71

Meldujemy się w klimatycznej lokalizacji samym centrum Cisnej.

Troll © djk71

Jest z kim posiedzieć © djk71


A to nad łóżkiem w Trollu © djk71

Wieczorem udaje nam się jeszcze zaliczyć naleśniki giganty w Chacie Wędrowca :-)

Są większe niż się wydaje © djk71

Nakarmiwszy ciało i duszę zaczynam planować piątkowy dzień. Chcemy wybrać się gdzieś w góry, gdzie jeszcze nie była moja żona, gdzie nie będzie ludzi i gdzie uda się zrobić jakąś pętlę :-)

Kiedy w piątkowy poranek wychodzimy z kwatery pogoda nie zapowiada niczego dobrego. Chwilę później musimy zatrzymać się na obwodnicy... Jest pięknie....

Piękny poranek © djk71

Dojeżdżamy do Wołosatego na tyle wcześniej, że bez problemu udaje się zająć miejsce na parkingu. Chwila wątpliwości w co się ubrać i ruszamy w stronę Przełęczy Bukowskiej. Początek łagodnie i w miarę spokojnie, tłumów nie ma, ale ludzi więcej niż  bym się spodziewał.

Kawał roboty © djk71

Pogoda się poprawia.

Jest pięknie © djk71

Dochodzimy do Przełęczy Bukowskiej. Choć wydawało mi się, że że jesteśmy na uboczu to ludzi jak na popularnych szlakach. Jesteśmy na ukraińskiej granicy.

Tam już Ukraina © djk71

Odbijamy na północ.

Bieszczadzkie klimaty © djk71

Przed nami Rozsypaniec i Halicz.

Chce się iść © djk71

Po drodze ktoś mnie woła. Nie wierzę. Spotykamy koleżankę z mężem. No cóż, dzikie, odludne, zapomniane Bieszczady... :-)

Na Haliczu © djk71

Resztę trasy przemierzamy wspólnie. Super się idzie, super się rozmawia... Cudowne widoki...

Chce się iść © djk71

Tylko przed Tarnicą zaczyna być jak przed... Giewontem... Tego się nie spodziewaliśmy...

Coraz więcej ludzi © djk71

Super udany dzień.

Idziemy © djk71

Idziemy © djk71

Nie do końca jestem pewien, czy ponad dwadzieścia dwa kilometry po górkach na dzień przed biegiem górskim to dobry pomysł, ale grzech było nie wykorzystać tego dnia.

Jak się potem okaże w niedzielę, nie uda się już pospacerować po górach... Deszcze i mgły skutecznie nas do tego zniechęcą. 

Zamiast tego odwiedzamy najpierw Muczne i tamtejsze żubry...

Żubry, Muczne © djk71

... a potem wybieramy zwiedzanie Zalipia w drodze powrotnej do domu.

W Zalipiu © djk71

W Zalipiu © djk71

Może to nie do końca mój klimat, ale zawsze chciałem tu przyjechać i zobaczyć tę osławioną wioskę.

W Zalipiu © djk71

Fajnie, że ludziom chce się coś takiego robić...

Pomalować można wszystko © djk71

Choć przyznaję, że inaczej sobie to miejsce wyobrażałem.

W Zalipiu © djk71

W Zalipiu © djk71

Niemniej jednak cieszę się, że udało się tu w końcu dotrzeć.

Nawet rower pomalowany © djk71

Biskupia Kopa

Niedziela, 20 września 2020 · Komentarze(4)
Weekend u przyjaciół w okolicach Głuchołaz. W planach miałem wczesne pobieganie zanim reszta wstanie, ale za długo siedzieliśmy i ruszam dopiero o dziesiątej. Cel - Kopa Biskupia.

Cel daleki © djk71

Jacek z Piotrem mieli ruszyć rowerami, a ja biegiem. Ostatecznie ruszam chwilę przed Jackiem, jest szansa, że spotkamy się u góry. Piotr niestety nie może do nas dołączyć.

Po pierwszym kilometrze lekko się gubię. Narysowana linia na zegarku mówi mi, że coś jest nie tak, ale nie wiem, czy mam wbiegać między domy. Odpalam telefon z mapą i wracam. Potem okaże się, że dało się przebiec przez podwórko.

Docieram do Złotego Potoku i... przede mną bród. Pięknie.

Ładny początek © djk71

Pozostaje podjąć decyzję, czy przebiec w butach i resztę trasy biec w mokrych jak na Rzeźniczku, czy zdjąć buty.
Decyduję się na to drugie.

Buty suche © djk71

Po chwili jestem na drugiej stronie.

Jakaś zapora? © djk71

Chwilę później jestem już po czeskiej stronie.
Niebieski szlak biegnie w górę. Ostro. Mimo to biegnę ile się da.

Już wysoko © djk71

Jest pięknie.
Warto czasem się odwrócić za siebie.

Lubię widoki z góry © djk71

Momentami szlak staje się wąski, prawie muszę go szukać.

Niebieski "szlak" © djk71

Do tego przeszkód też nie brakuje.

Bieg z przeszkodami © djk71

Idę, biegnę, idę...

Warto się odwrócić © djk71

Nie wiem czemu w pewnym momencie widzę mnóstwo pomalowanych drzewek.

Czemu pomalowane? © djk71

Malują drzewka © djk71

Jest ciężko, ale pięknie.

Coraz wyżej © djk71

Widząc miedzy drzewami wieżę dostaję kopa i wbiegam na Kopę :-)

Na Biskupiej Kopie © djk71

Zawsze cieszy widok ludzi patrzących z podziwem. Szczególnie, że przez całą drogę nie spotkałem nikogo.

Jest i cel © djk71

Szybkie zdjęcia na szczycie i biegnę dalej. Nie zatrzymuję się przy schronisku.

Schronisko © djk71

Choć po drodze zachęcają.

Namawiają :-) © djk71

Jacka u góry nie spotykam. :-(

Czerwony szlak i... pielgrzymki ludzi. Zbiegam między nimi.
Podoba mi się to... Oni ledwo wchodzą, a ja na luzie ich mijam ;-)

Dobrze, że przypadkiem wybrałem ten kierunek trasy. Teraz mogę szpanować :-)
Gdybym pobiegł w przeciwnym kierunku to inni patrzyliby jak ja się  męczę na podbiegu :-)

Dalej zachęcają do powrotu do schroniska :-)

A może zawrócę? © djk71

Zbiegam do Jarnołtówka.

W Jarnołtówku © djk71

Stąd już do końca asfalt.

Chciałem po drodze sprawdzić, która godzina...

A gdzie wskazówki? © djk71
Ale łatwo nie było...

Ciekawy czas... taki katolicki... © djk71

Pobiegałem. W sumie nie było najgorzej. Jest wciąż po co trenować, ale podobało mi się :-)

Jurajskie klimaty

Piątek, 18 września 2020 · Komentarze(1)
Patrząc na coraz krótsze i chłodniejsze dni podsumowaliśmy ostatnio w pracy sezon rowerowy... Mimo wcześniejszych planów i zapowiedzi góry poszły w tym roku w zapomnienie. Oczywiście część kolegów jeździła, ale nasz pokój jakoś... nie. Postanowiliśmy to jeszcze naprawić i umówiliśmy się, że jeszcze w tym tygodniu pojedziemy. Ostatecznie zamiast w górach wylądowaliśmy w okrojonym składzie (Marek i ja) na... Jurze :-)

Jako, że dni coraz krótsze, a w planach był wyjazd po pracy staraliśmy się wybrać jako miejsce startu coś łatwo dostępnego. Wybór padł na Klucze.
Startujemy przed szesnastą, w planach trochę ponad 45 km.

Pierwszy cel to... Pustynia Błędowska.

Pustynia Błędowska © djk71

Docieramy od strony Chechła. Dawno tu nie byłem i mam wrażenie, że trochę się zmieniło i jest jakby mniej zarośnięta. Do tego tablice informacyjne, taras widokowy. Fajnie, że coś się dzieje.

Na pustyni rowerem © djk71

Dalej ruszamy na Rodaki...

Jak się już wjedzie to fajnie popatrzeć © djk71

Pamiętam, że tędy już jechałem. Wtedy też nie było łatwo :-)

Piękna droga © djk71

Choć za nami dopiero 10 km czujemy, że to będzie ciężki dzień ;-)
Oczywiście jeśli jest coś ciekawego to się zatrzymujemy.

Kościół z 1601r. w Rodakach © djk71

Gdzieś ok. 15 km wyłącza mi się nawigacja. Zmieniam baterie i dalej to samo. Już tak kiedyś miałem i nie wiem co z tym zrobić. Podejrzewam złej jakości baterie.
Wyciągam telefon, Marek ratuje mnie uchwytem i dalej jedziemy z OSMAndem.

Mimo, że nastawialiśmy się na teren to asfaltowe odcinki nam nie przeszkadzają - pozwalają trochę odetchnąć.

Asfalt był dziś ok © djk71

Choć i na nich czasami nie brakuje stromych podjazdów.

Zjazd, a nie... to stamtąd przyjechaliśmy © djk71

W lasach pięknie i czysto. Zresztą nie ma co się dziwić ;-)

Czyli po naszemu: Ordnung muß sein © djk71

Mijamy Żelazko, Ryczów, Złożeniec i docieramy do Smolenia.

Zamek w Smoleniu © djk71

Obowiązkowa przerwa na zamku.

Mury w Smoleniu © djk71

Mury zamku w Smoleniu © djk71

Jesteśmy tu krótko przed osiemnastą. Kasa zamknięta, ale brama otwarta.

Otwarte © djk71

Kilka zdjęć w czasie kiedy Marek uzupełnia kalorie.

Jedni zwiedzają, inni jedzą... © djk71

Ruszamy w drogę powrotną. Wciąż nie brakuje podjazdów. Za to na zjazdach coraz zimniej. Ubieramy się cieplej.  Mijamy Krzywopłoty i dojeżdżamy do Bydlina. I tu zaczyna się zabawa. Nawigacja chce nas usilnie prowadzić w drogę, której nie ma. To znaczy jest na boisko, ale nie chcemy wierzyć, że tamtędy. Finalnie okazuje się, że tak. Jedziemy po bieżni, by nagle skręcić w ścieżkę, na której... jest szlak rowerowy. Zaiste ciekawe.

W międzyczasie udaje się uruchomić nawigację - wybieram inny typ baterii, chociaż na włożonych do urządzenia jak byk jest napisane alkaliczne...  Ktoś mnie tu okłamuje...

W lesie zagadujemy się i po chwili musimy korygować trasę kolejny raz. W końcu jednak trafiamy na właściwą ścieżkę. Dalej trafiamy na asfalt i przez Golczowice docieramy do samochodu. Dwudziesta. Cztery godziny, 52 km, trochę przygód i... uczciwe zmęczenie. Jura była dobrym wyborem ;-) Dzięki Marku.


Zbójnicka Śleboda

Sobota, 29 sierpnia 2020 · Komentarze(4)
Jak pewnie Ci, którzy czytają mojego bloga regularnie zauważyli, od początku pandemii mam pod górkę z bieganiem. I nie chodzi tu o to, że trenuję w górach, a o to, że straciłem zapał do biegania.  Plany na ten rok były ambitne, ale kolejne odwoływane lub przenoszone biegi skutecznie zniechęcały do regularnego trenowania. Już wyjazd na Rzeźniczka prawie trzy miesiące temu był wariactwem, ale udało się. Kolejne miesiące upłynęły praktycznie prawie bez treningów, nie licząc kilku krótkich biegów w Austrii. 

Patrząc na to co się dzieje i, że w Niedzicy ogłoszono czerwoną strefę łudziłem się, że Ultra Janosik też zostanie odwołany. Niestety nie został. Co było robić, trzeba było przyjechać, ale wizja 35 km po górach, dodatkowo w upalnej pogodzie nie nastrajała mnie zbyt optymistycznie. 

Jeszcze pełen optymizmu © djk71


Na miejscu zameldowaliśmy się w piątkowe popołudnie. Odbiór pakietów startowych, obiadek i choć gdzieś po głowie chodziła nam jakaś aktywność to reszta wieczoru to po prostu chillout plus analizowanie map, wymogów związanych z wyposażeniem obowiązkowym itp. 


Zaraz ruszamy © djk71

Mimo, że spakowaliśmy się już w piątek to w sobotę na miejsce zbiórki przyjeżdżamy na styk. Do tego przy wejściu do autokaru, który wiezie nas na miejsce startu, okazuje się, że niektórzy jednak zapomnieli tego i owego :) - i to nie byłem ja :)

W drodze na start © djk71

Ostatecznie jednak udaje się w komplecie dotrzeć na miejsce startu. 

ETISOFT Running Team © djk71

Mamy chwilę czasu jeszcze na ostatnie poprawki, toaleta, ustawienie nawigacji w zegarkach (jak się potem okaże niepotrzebne, bo trasa perfekcyjnie oznakowana) i ustawiamy się na starcie. 


Przed startem © djk71

Ruszamy, pierwsze kilkaset metrów po asfalcie i mimo, że truchtem to... tętno... 190. Nie wróży to niczego dobrego. 
Skręcamy w teren i przed nami długie podejście. Kijki idą w ruch. Tętno dalej wysokie, praktycznie cały czas 180+, ale idzie mi się dobrze. Wyprzedzam nawet Tereskę, choć zdaję sobie sprawę, że to kwestia kilku chwil, gdy znów ją zobaczę i... będzie to ostatni raz w tym biegu :). Jeszcze na górze spotykam Adama i Piotra, ale oni też popędzą do przodu. 

Chwilę później zaskakuje mnie... Bufet. Mimo, że oglądałem mapę kilkukrotnie to... tego punktu nie zarejestrowałem. Miła niespodzianka. 

Biegnę, nie jest źle, mimo wysokiej temperatury chmury zasłoniły słońce więc da się ruszać.

Chmurki cieszą © djk71


O dziwo pierwsze dziesięć, a nawet chyba trzynaście kilometrów udaje się pokonać w całkiem przyzwoitym jak na moją kondycję tempie.

Zmęczony na Janosiku © Walusza Fotografia

Zaczynam w głowie liczyć, o której jestem w stanie dobiec do mety. Wszystko brzmi bardzo obiecująco. Z obliczeń wychodzi mi, czas może być zbliżony do Rzeźniczka, choć tam było o siedem kilometrów mniej do zaliczenia. Jeszcze nie wiem, jak bardzo niepoprawnym optymistą jestem. 

W Trybszu spotykam drugiego Piotra, miło zobaczyć znajomą twarz. Cieszy też cola na punkcie i... ziemniak...  :)

Bufet na bogato © djk71


Siedem kilometrów później kolejny bufet w Dursztynie. Tu jest zupka, ale jakoś nie mam ochoty próbować, czuje od kilku kilometrów lekki niepokój w żołądku więc wolę nie ryzykować. Cola, woda, arbuz i biegnę dalej. Czas wciąż ok, za mną około 21 kilometrów. 


Zaczyna się podbieg, kije znów idą w ruch, ale jeszcze nie wiem co mnie czeka. Choć pamiętam, że na mapie była ścianka to jakoś cały czas sobie wmawiałem, że to tylko tak wygląda na profilu wysokości... 
O jak bardzo się myliłem... Ta prawie pionowa kreska na mapie nie kłamała. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem - oczywiście żeby zrobić zdjęcia ;)

Biegamy © djk71

Nie tylko ja, prawie wszyscy... Odgłosy jakie można było usłyszeć brzmiały jak co najmniej z miejsca tortur. Choć w jednym przypadku nie do końca byłem pewien co słyszę... Wspinająca się dziewczyna wydawała takie głosy, że nie byłem pewien, czy to przedśmiertne charczenie (nigdy nie słyszałem, ale na pewno tak to brzmi), czy długi niekończący się orgazm. Myślałem czy nie pomóc jeśli to było to pierwsze, ale jeśli to był drugi przypadek to na wszelki wypadek postanowiłem nie przeszkadzać. 

Nie tylko ja miałem dość © djk71

Kiedy zobaczyłem na trasie linę myślałem, że to jakoś żart, ale nie.. choć początkowo ją ignorowałem to ostatecznie też się na niej wciągałem. Niestety skończyła się przed szczytem i końcówkę trzeba było walczyć bez pomocy. 
W końcu bez sił zameldowałem się na górze Żar.

Gdyby wzrok mógł zabić... po wejściu na Żar na UJ2020 © Golden Goat Production

24. kilometr pokonywałem... ponad 37 minut!


Covid nie dał rady © djk71

Zupełnie bez sił próbowałem ruszyć dalej. Mimo, że było momentami w dół to nie miałem już siły biec. Kilkaset metrów dalej usiadłem na drzewie i... myślałem, że tak zostanę. Brak sił, mdłości, gorąc... Gdyby dalo się tam zejść z trasy to nie wiem czy bym tak nie zrobił. Tylko... nie było jak zejść. 

Ruszyłem dalej. Od tego momentu prawie całość to był już tylko marsz. Widziałem, że nawet idąc zmieszczę się w limicie czasu, co w żaden sposób nie dopingowało do podjęcia próby biegu. 

Chyba jednak byłem zmęczony © djk71

Zapomniałem już o wszystkich optymistycznych obliczeniach sprzed kilku godzin. Teraz chciałem tylko dotrzeć do mety i spokojne umrzeć. 

Jakieś trzy, cztery kilometry przed metą kończy mi się picie. Super, tego mi tylko było potrzeba. 

Dwa kilometry przed końcem rzeźni spotykam Tereskę, która już dawno skończyła i wyszła mi naprzeciwko. Miło.

Tereska w akcji © djk71


Bardzo miło. A przynajmniej dopóki nie słyszę: Biegnij, teraz już do końca! Dasz radę! 

Pięknie tu © djk71

Ale jak? Próbuję szybciej ruszać nogami i o dziwo daję jeszcze radę. Fakt, że jest z górki, ale już wcześniej było i nawet nie próbowałem.

Już końcówka © djk71


Dobiegam już do samej mety. 

Inni już dawno leżą, a ja wbiegam na metę © djk71

Dzięki Tereska :) 

Mamy to!!! © djk71

Przebiegam linię mety i mam dość, chyba nawet nie mam siły się cieszyć.

Piękny medal © djk71


To był mój najtrudniejszy bieg. Najdłuższy w górach, w słońcu, którego nie znoszę, ale przede wszystkim... bez treningu. A to już tylko i wyłącznie moja wina. Nie mogę niczego, ani nikogo winić, tylko siebie. Wiedziałem na co się piszę i nie robiłem nic. Jak to było w Cholonku: "Z niczego nie ma nic". I taka jest prawda.

Dostałem niezłą lekcję. Czy jestem zadowolony? Zmieściłem się w limicie, pokonałem najdłuższy dystans, były super widoki na trasie, spotkałem się ze znajomymi, poznałem nowe pozytywnie zakręcone osoby... Więc tak, warto było, jestem zadowolony. Choć chyba z wszystkiego oprócz samego biegu, a może oprócz mojej głupoty. 

Jak zawsze mam mocne postanowienie poprawy, wizję regularnych treningów, ale co z tego wyjdzie... Zobaczymy. 

Pierwsze działania poczynione. Zmieniłem dystans na Silesii z maratonu na połówkę. 
Mimo wszystko bieganie ma mi sprawiać przyjemność, a wiem, że za miesiąc to byłaby męczarnia. 









Ostas - skalne miasto

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po wymeldowaniu się ruszamy do domu.
Po drodze postanawiamy jednak zatrzymać się w jednym z czeskich skalnych miast - Ostas.
Może nie jest ono najbardziej znane, ale ponoć urocze i nie tak tłoczne jak niektóre inne.


Uwaga! Kamień u góry © djk71

I choć na parkingu jest kilkadziesiąt samochodów, a na trasie spotykamy ludzi to tłoku rzeczywiście nie ma.

Ciasno tu © djk71

I choć przez ostatnie kilka dni napatrzyłem się na skały to... znów robią na mnie olbrzymie wrażenie.

Spod skał patrząc na... skały © djk71

Niektóre wyglądają jakby je ktoś zasadził...

Wygląda jakby te skały tu rosły © djk71

Wiele z nich jest opisanych żeby nie trzeba się było zastanawiać co przedstawiają.

Diabelski wóz © djk71

Z góry znów piękne widoki.

Pięknie © djk71

Zaczęliśmy od Górnego Labiryntu.
Przed nami jeszcze dolny....

Tam też pójdziemy © djk71

Spokojnie podziwiamy kolejne miejsca.

Kto tu drzewo zasadził? © djk71

Po raz kolejny widzę takie oznaczenia. Ktoś wie co oznaczają?

Widzę to po raz kolejny, co to? © djk71

Bardzo podobają mi się oznaczenia na wypadek problemów. Czytelne i jednoznaczne.

Na wypadek problemów © djk71

Czy pisałem wcześniej, że się zastanawiałem jak to wszystko powstało?

Super klimat © djk71

Jest to niesamowite.

Kość? © djk71

Czasem próbujemy patrzeć na okolicę z innej perspektywy.

Przez oczko © djk71

Niektóre skały są potężne, na niektóre nawet wspinają się ludzie (bez kasków).

Można focić bez przerwy © djk71

Kolejny dzień kiedy świetnie się bawimy.
Dziś mamy lekką głupawkę... Ale chyba było coś w opisie, że tu można bawić się jak dzieci :-)

Ślicznie tu © djk71

Piotrka bawią niektóre czeskie słowa... :-)

Skały, skały... © djk71

Ogólnie zauważamy, że tu trasy są zdecydowanie mniej zabezpieczone, nie ma tylu barierek... Czy to oznaka większej odpowiedzialności ludzi, czy mniejsza troska ze strony właścicieli terenu?

Miejscami jednak jest cywilizacja... schody...

Są i schody © djk71

Pod nogami pojawia się piasek.

Potężny piaskowiec © djk71

Nic dziwnego skoro to piaskowiec.

Super skała © djk71

Czasem błądząc w tym skalnym labiryncie trzeba szukać wyjścia...

Jedyne wyjście? © djk71

Łatwo nie jest...

Ślicznie © djk71

Miejscami jest też nisko i ciasno... wiem coś o tym :-)

Kilka razy w głowę się uderzyłem © djk71

I tak dobiegł końca nasz wypad. Inny niż planowaliśmy, ale chyba żaden z nas tego nie żałuje.
Było pięknie. Była okazja odpocząć, pochodzić, zrelaksować się, ale też poważnie (a czasem wręcz przeciwnie) porozmawiać...

Dzięki Piotrze za pomysł i za realizację. Było super.


Po czeskiej stronie

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Czytając informacje na blogu Hasających Zajęcy nie możemy nie wybrać się za naszą południową granicę. Szczególnie, że z kwatery mamy tam kilka kilometrów. Zostawimy auto i ruszamy w góry.

Jeszcze przed wejściem do lasu podziwiamy pomysłowość naszych sąsiadów :-)

Pomysłowo © djk71

Mając w pamięci wczorajszy Narożnik i zabójstwo jakie tam miało miejsce dzisiejszy pierwszy punkt wydaje się być naturalną kontynuacją :-)

Trochę strach © djk71

Wszechobecne w lesie mchy jakoś przywodzą mi na myśl klimaty z Tolkiena.

Jest klimat... jeszcze mgieł brakuje.. © djk71

Dość szybko trafiamy na dawno nie widziane :-) skały.

Kolejna skała © djk71
I znów jest pięknie

Brama? © djk71

Niektóre miejsca naprawdę nie pozwalają wierzyć, że to stworzyła natura... Próbuję znów doszukać się tu ręki człowieka, albo raczej kosmitów.

I że niby natura to wyrzeźbiła? © djk71

I znów nogi same niosą.

Chce się iść © djk71

Oczy i obiektyw aparatu wyszukują coraz to ciekawsze kształty.

A czyja to głowa wystaje? © djk71

Podoba mi się to połączenie skał i mchu.

Skały i mchy © djk71

Idziemy i...  znów jesteśmy sami. Nie ma nikogo.

Coś być musi do cholery za zakrętem... © djk71

Zupełnie nam to nie przeszkadza.

Między skałami © djk71

Wręcz przeciwnie. Żal nam tylko tych, którzy tłoczą się gdzieś w kurortach lub na najbardziej znanych miejscówkach.

Idziemy © djk71

Po raz kolejny widoki zaskakują.

Nie spadnie? © djk71

Jest pięknie.

A to co? © djk71

Kiedy siadamy na jednej ze skał spotykamy w końcu ludzi. Najpierw kilkoro Czechów, a potem rodzinka z Polski wita nas: "Dzień doby, a my Panów spotkaliśmy wczoraj". Jesteśmy w szoku - wczoraj byliśmy na polskich szlakach. "Rozmawiali Panowie na temat erozji i wietrzenia skał, a ja jestem na ten temat bardzo wyczulony" mówi mężczyzna.
Zupełny szok. Biorąc pod uwagę,  że niezbyt wielu ludzi mijaliśmy wczoraj, że byliśmy w innym kraju, że na ten temat rozmawialiśmy może kilka minut... to jest niezły zbieg okoliczności :-)

Flaga na maszt © djk71

Maszerujemy dalej. Ładnie mają oznaczone szlaki.

Oznaczenia czytelne © djk71

Żeby nam się nie nudziło pojawiają się skalne zagadki. '

A co to? © djk71

Niektóre naprawdę wyglądają jakby rzeźbione.

Ślimak? © djk71

W planach był o wiele dłuższy dystans.

Żółw? © djk71

Niestety problemy żołądkowe sprawiły, że musieliśmy skrócić trasę.

A to co? © djk71

Po tym co zobaczyliśmy wiem na pewno, że jeszcze tu wrócę żeby zobaczyć resztę.

Znów ślimak? © djk71

Mam wrażenie, że czeska strona Gór Stołowych jest jeszcze piękniejsza niż polska.

Jest i grzybek © djk71

Wracamy na kwaterę, ogarniamy się i dziś jedziemy na kolację do Kudowy Zdrój.

Czas na muzykę © djk71

Pomimo porannych problemów żołądkowych postanawiam zaszaleć kulinarnie :-)

Gorgonzola e Pere © djk71


Lemoniada © djk71

Bez konsekwencji ;-)

I znów kolejny udany dzień. Po powrocie pakujemy się, bo... rano trzeba się wymeldować... Szybko to zleciało.

Białe Skały i Skalne Grzyby

Niedziela, 9 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wczoraj cały dzień przegadaliśmy wędrując po bardzkich drogach krzyżowych i różańcowych.
Dziś też postanowiliśmy wybrać coś mniej popularnego. Startujemy w Batorówku.
Kiedy krótko po starcie zobaczyłem stację drogi krzyżowej pomyślałem, że Piotr lekko przesadza... :-) Ten temat przecież zaliczyliśmy wczoraj.

Znów droga krzyżowa? © djk71

My jednak skręcamy w inną stronę.

Idziemy przed siebie © djk71

Żebyśmy nie zapomnieli gdzie jesteśmy pojawiają się pierwsze skały.

Znów kompozycje skalne © djk71

Po drodze spotykamy mnóstwo wywróconych drzew. Widać jak płytko osadzone mają korzenie.

Ładny wykrot © djk71

To, że drzewa są przewrócone to nie dziwi, ale krzyże?

Wandale, czy natura? © djk71

Idziemy dalej podziwiając okolicę. Jednocześnie cały czas prowadzimy dyskusje na różne tematy. Nie widziałem, że potrafię aż tyle mówić :-)
Czasem jednak trzeba zamilknąć i odpocząć podziwiając okolicę.

Tak będę siedział © djk71

Warto też spojrzeć pod nogi...

Ślicznie © djk71
... czy rozejrzeć się wokół...

Też ma swój urok © djk71

W końcu jednak trzeba ruszyć dalej.

Ścieżka przez torfowisko © djk71

Ludzi niezbyt tu wiele, za to pojawiają się inne stworzenia.

Jaszczurka © djk71

I znów podziwiamy kompozycje skalne...

Skały © djk71

Dyskutujemy o tym jak powstały...

I jak tu przejść? © djk71

Że kiedyś to wszystko było pod wodą...


Przewróci się... © djk71

A teraz służy jako platforma widokowa.
Na Narożniku Piotr opowiada mi historię zabójstwa pary młodych studentów z Akademii Rolniczej we Wrocławiu w 1997 roku. Sprawcy (-ów) do dzisiaj nie odnaleziono.
Pomimo upływu wielu lat mówi się ostatnio o przełomie w śledztwie... Pogooglujcie... naprawdę ciekawa (i niestety przykra) historia...

I znów czas na podziwianie © djk71

Czas iść dalej...

Kolejne skały © djk71

Lubię takie dróżki... Chyba niezbyt wiele osób tu się zapędza, bo nawet przy ścieżkach można znaleźć jagody.

Lubię takie ścieżki © djk71

Wkrótce wyjaśnia się nazwa Skalne Grzyby.

Grzybek © djk71

Nie brakuje tu ich.

Kolejny grzybek © djk71

Robimy chwilę przerwy.

A może odpocząć? © djk71

Po chwili trafiamy na kolejne grzyby.

Czas na grzybobranie © djk71

Oprócz grzybów są też i inne kształty. Dyskutujemy o erozji i wietrzeniu skał, nawet nie wiemy jak ważne to okaże się kolejnego dnia :-)

Niesamowite są te kompozycje skalne © djk71

Nawet nie zauważamy jak mijają kolejne kilometry.

Skały już były? © djk71

W sumie kończymy trasę po 25 km. W ciszy, prawie bez ludzi... Cudownie...

Skały, korzenie... © djk71

Wieczór postanawiamy spędzić podobnie jak wczoraj w Polanicy Zdrój.

Polanica z dystansu © djk71

Przypadkiem trafiamy na Aleję Koszykarzy.

Aleja koszykarzy © djk71

Kolejny udany dzień.

Droga Różańcowa i dwie Drogi Krzyżowe

Sobota, 8 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dziś mieliśmy w planach Czechy, ale mając na uwadze zasłyszane opinie o tłoku w weekendy wybieramy Bardo - miasto cudów (tak się przedstawiają).

Po przyjeździe uderzamy najpierw do biura informacji turystycznej. Sympatyczna dziewczyna obdarowuje nas mapami oraz udziela kilku informacji.
Między innymi dowiadujemy się, że w pobliskim kościele znajduje się najstarsza w Polsce drewniana rzeźba sakralna z... 1011 roku!!!
Musimy to zobaczyć.

Najstarsza rzeźba sakralna w Polsce - 1011r. © djk71

Kościół całkiem ładny.

Drugie co do wielkości organy na Dolnym Śląsku © djk71

Mijamy mały rynek i ruszamy na pobliskie wzgórze zobaczyć drogę różańcową.

Jedna z kapliczek na Drodze Krzyżowej w Bardzie © djk71

Część kapliczek bardzo ładna, część taka sobie.

Jedna z kapliczek na Drodze Różańcowej w Bardzie © djk71

Niestety wszystkie pozamykane. Większość niestety w nie najlepszym stanie... Szkoda, że ludziom wszystko przeszkadza...

Jedna z kapliczek na Drodze Różańcowej w Bardzie © djk71

Mimo, ze idziemy spacerkiem, to słoneczko już od początku zapowiada, że ten dzień nie będzie łatwy.

Droga Różańcowa w Bardzie © djk71

Schodzimy ponownie do miasteczka. Mijamy centrum, przechodzi nad rzekę, a stamtąd... na Drogę Różańcową. Jedną z trzech - niemiecką (są jeszcze polska i czeska).
Nie to, że mamy taką potrzebę, po prostu zapowiadają się fajne ścieżki do spacerowania. Do tego pod górkę więc tak jak lubimy ;-)

Niemiecka Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Mapa mówi, że obok są pozostałości po dawnym zamku. Rzeczywiście pozostałości...

Pozostałości po zamku w Bardzie © djk71

Potem próbujemy wg mapy odnaleźć punkt widokowy, ale coś nam to średnio wyszło. Nie szkodzi, idziemy dalej.
Chwilę później trafiamy na inny punkt widokowy. I... jest widok...

Widok na Bardo © djk71

Obok (a częściowo) na naszym szlaku mnóstwo rowerzystów. Nic dziwnego, jest gdzie trenować, tym bardziej, że są tu wytyczone trasy zjazdowe.

Maszerujemy dalej. Jesteśmy tak pochłonięci rozmową, że nie zauważamy miejsca gdzie mieliśmy skręcić. W efekcie trafiamy... na wieczór panieński Marceliny :-) Prawie :-)
Wracamy. Mieliśmy skręcić na polską drogę krzyżową. Te zdecydowania skromniejsza i rzadziej uczęszczana.

Polska Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71
Do tego bardziej pionowa.

Polska Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Ostatecznie udaje się ją pokonać i trafić do mieszczącej się na szczycie kapliczki Matki Boskiej Płaczącej.

Kapliczka © djk71

Widać wiele osób chce pozbyć się tu swojego krzyża.

Krzyże © djk71

Czas na zejście.

Niemiecka Droga Krzyżowa w Bardzie © djk71

Z jakiegoś powodu droga w dół jest szybsza :-)

Zabytkowy most w Bardzie © djk71

Na miejscu chcemy coś zjeść, niestety upatrzona wcześniej knajpka dziś jest nieczynna. Właściciel (?) na pytanie o inne miejsce nie poleca niczego. Nie wierzymy mu. Jak się potem okaże niesłusznie. Zjedliśmy jakąś pizzę, ale... to nie było miejsce godne polecenia.

Nie sądziłem, że przejdę dziś 18 km w takim klimacie... Ale podobało mi się. Dobrze spędzony dzień. I znów na prawie pustych ścieżkach.

Wieczór kończymy w Polanicy Zdrój. Tu już kiedyś byłem. Ładnie tu.
I jest inne piwo bezalkoholowe niż Lech Free... bo wszędzie tylko takie ;-(
Ale tu był wyjątek :-)

A jednak się napiłem © djk71


Ślepak © djk71