Spacer po górach przed zawodami
Piątek, 9 października 2020
· Komentarze(0)
Kategoria Bez roweru, W górę, W towarzystwie, Z kamerą wśród..., podkarpackie
Nigdy nie byłem w Bieszczadach... jesienią.
W tym roku nic nie zapowiadało żeby miało się to zmienić. A jednak... FB podpowiada mi, że w październiku odbywa się tam Ultramaraton Bieszczadzki. Oczywiście nie biorę pod uwagę dystansu ultra (52 lub 90 km) ale coś krótszego. Rzucam hasło w domu i... szybka decyzja: jedziemy. Wypisujemy wnioski o dwa dni urlopu skoro już jedziemy tak daleko i w czwartek rano ruszamy w drogę. Trochę później niż planowaliśmy więc na gorąco modyfikujemy plany.
Zatrzymujemy się po drodze w Sanoku.
Informacja Turystyczna akurat dziś nieczynna, ale i tak pewnie pokierowaliby nas na zamek.
Sam zamek nie robi wielkiego wrażenia, ale wystawy mające tam miejsce to i owszem ;-)
Przypomina mi się jak mając 16-19 lat spędzałem godziny w katowickim BWA (Biurze Wystaw Artystycznych), okolicznych muzeach, czy nawet na wystawach w EMPIKu. Spędzałem tam całe dnie, niejednokrotnie kosztem... Nie mogę napisać czego :)
I choć nigdy nawet nie udawałem znawcy sztuki, to uwielbiałem to. Mnie po prostu coś się podobało, lub nie. Ruszało lub nie... Czemu gdzieś, kiedyś to się skończyło... Sam nie wiem...
Dzisiejsza, zdecydowanie za krótka wizyta w galerii przywróciła te wspomnienia...
Cieszę się tylko, że nie mieszkam w Sanoku.. bo zbankrutowałbym... Chyba, że można wykupić abonament...
Meldujemy się w klimatycznej lokalizacji samym centrum Cisnej.
Wieczorem udaje nam się jeszcze zaliczyć naleśniki giganty w Chacie Wędrowca :-)
Nakarmiwszy ciało i duszę zaczynam planować piątkowy dzień. Chcemy wybrać się gdzieś w góry, gdzie jeszcze nie była moja żona, gdzie nie będzie ludzi i gdzie uda się zrobić jakąś pętlę :-)
Kiedy w piątkowy poranek wychodzimy z kwatery pogoda nie zapowiada niczego dobrego. Chwilę później musimy zatrzymać się na obwodnicy... Jest pięknie....
Dojeżdżamy do Wołosatego na tyle wcześniej, że bez problemu udaje się zająć miejsce na parkingu. Chwila wątpliwości w co się ubrać i ruszamy w stronę Przełęczy Bukowskiej. Początek łagodnie i w miarę spokojnie, tłumów nie ma, ale ludzi więcej niż bym się spodziewał.
Pogoda się poprawia.
Dochodzimy do Przełęczy Bukowskiej. Choć wydawało mi się, że że jesteśmy na uboczu to ludzi jak na popularnych szlakach. Jesteśmy na ukraińskiej granicy.
Odbijamy na północ.
Przed nami Rozsypaniec i Halicz.
Po drodze ktoś mnie woła. Nie wierzę. Spotykamy koleżankę z mężem. No cóż, dzikie, odludne, zapomniane Bieszczady... :-)
Resztę trasy przemierzamy wspólnie. Super się idzie, super się rozmawia... Cudowne widoki...
Tylko przed Tarnicą zaczyna być jak przed... Giewontem... Tego się nie spodziewaliśmy...
Super udany dzień.
Nie do końca jestem pewien, czy ponad dwadzieścia dwa kilometry po górkach na dzień przed biegiem górskim to dobry pomysł, ale grzech było nie wykorzystać tego dnia.
Jak się potem okaże w niedzielę, nie uda się już pospacerować po górach... Deszcze i mgły skutecznie nas do tego zniechęcą.
Zamiast tego odwiedzamy najpierw Muczne i tamtejsze żubry...
... a potem wybieramy zwiedzanie Zalipia w drodze powrotnej do domu.
Może to nie do końca mój klimat, ale zawsze chciałem tu przyjechać i zobaczyć tę osławioną wioskę.
Fajnie, że ludziom chce się coś takiego robić...
Choć przyznaję, że inaczej sobie to miejsce wyobrażałem.
Niemniej jednak cieszę się, że udało się tu w końcu dotrzeć.
W tym roku nic nie zapowiadało żeby miało się to zmienić. A jednak... FB podpowiada mi, że w październiku odbywa się tam Ultramaraton Bieszczadzki. Oczywiście nie biorę pod uwagę dystansu ultra (52 lub 90 km) ale coś krótszego. Rzucam hasło w domu i... szybka decyzja: jedziemy. Wypisujemy wnioski o dwa dni urlopu skoro już jedziemy tak daleko i w czwartek rano ruszamy w drogę. Trochę później niż planowaliśmy więc na gorąco modyfikujemy plany.
Zatrzymujemy się po drodze w Sanoku.
Sanok© djk71
Informacja Turystyczna akurat dziś nieczynna, ale i tak pewnie pokierowaliby nas na zamek.
Zamek w Sanoku© djk71
Sam zamek nie robi wielkiego wrażenia, ale wystawy mające tam miejsce to i owszem ;-)
Ikony w Sanoku© djk71
Ciekawe© djk71
Przypomina mi się jak mając 16-19 lat spędzałem godziny w katowickim BWA (Biurze Wystaw Artystycznych), okolicznych muzeach, czy nawet na wystawach w EMPIKu. Spędzałem tam całe dnie, niejednokrotnie kosztem... Nie mogę napisać czego :)
Uwielbiam takie klimaty© djk71
I choć nigdy nawet nie udawałem znawcy sztuki, to uwielbiałem to. Mnie po prostu coś się podobało, lub nie. Ruszało lub nie... Czemu gdzieś, kiedyś to się skończyło... Sam nie wiem...
Dzisiejsza, zdecydowanie za krótka wizyta w galerii przywróciła te wspomnienia...
Nie każdy lubi taki klimat© djk71
Cieszę się tylko, że nie mieszkam w Sanoku.. bo zbankrutowałbym... Chyba, że można wykupić abonament...
Hmmm© djk71
Meldujemy się w klimatycznej lokalizacji samym centrum Cisnej.
Troll© djk71
Jest z kim posiedzieć© djk71
A to nad łóżkiem w Trollu© djk71
Wieczorem udaje nam się jeszcze zaliczyć naleśniki giganty w Chacie Wędrowca :-)
Są większe niż się wydaje© djk71
Nakarmiwszy ciało i duszę zaczynam planować piątkowy dzień. Chcemy wybrać się gdzieś w góry, gdzie jeszcze nie była moja żona, gdzie nie będzie ludzi i gdzie uda się zrobić jakąś pętlę :-)
Kiedy w piątkowy poranek wychodzimy z kwatery pogoda nie zapowiada niczego dobrego. Chwilę później musimy zatrzymać się na obwodnicy... Jest pięknie....
Piękny poranek© djk71
Dojeżdżamy do Wołosatego na tyle wcześniej, że bez problemu udaje się zająć miejsce na parkingu. Chwila wątpliwości w co się ubrać i ruszamy w stronę Przełęczy Bukowskiej. Początek łagodnie i w miarę spokojnie, tłumów nie ma, ale ludzi więcej niż bym się spodziewał.
Kawał roboty© djk71
Pogoda się poprawia.
Jest pięknie© djk71
Dochodzimy do Przełęczy Bukowskiej. Choć wydawało mi się, że że jesteśmy na uboczu to ludzi jak na popularnych szlakach. Jesteśmy na ukraińskiej granicy.
Tam już Ukraina© djk71
Odbijamy na północ.
Bieszczadzkie klimaty© djk71
Przed nami Rozsypaniec i Halicz.
Chce się iść© djk71
Po drodze ktoś mnie woła. Nie wierzę. Spotykamy koleżankę z mężem. No cóż, dzikie, odludne, zapomniane Bieszczady... :-)
Na Haliczu© djk71
Resztę trasy przemierzamy wspólnie. Super się idzie, super się rozmawia... Cudowne widoki...
Chce się iść© djk71
Tylko przed Tarnicą zaczyna być jak przed... Giewontem... Tego się nie spodziewaliśmy...
Coraz więcej ludzi© djk71
Super udany dzień.
Idziemy© djk71
Idziemy© djk71
Nie do końca jestem pewien, czy ponad dwadzieścia dwa kilometry po górkach na dzień przed biegiem górskim to dobry pomysł, ale grzech było nie wykorzystać tego dnia.
Jak się potem okaże w niedzielę, nie uda się już pospacerować po górach... Deszcze i mgły skutecznie nas do tego zniechęcą.
Zamiast tego odwiedzamy najpierw Muczne i tamtejsze żubry...
Żubry, Muczne© djk71
... a potem wybieramy zwiedzanie Zalipia w drodze powrotnej do domu.
W Zalipiu© djk71
W Zalipiu© djk71
Może to nie do końca mój klimat, ale zawsze chciałem tu przyjechać i zobaczyć tę osławioną wioskę.
W Zalipiu© djk71
Fajnie, że ludziom chce się coś takiego robić...
Pomalować można wszystko© djk71
Choć przyznaję, że inaczej sobie to miejsce wyobrażałem.
W Zalipiu© djk71
W Zalipiu© djk71
Niemniej jednak cieszę się, że udało się tu w końcu dotrzeć.
Nawet rower pomalowany© djk71