Wpisy archiwalne w kategorii

Ble ble ble

Dystans całkowity:881.15 km (w terenie 189.34 km; 21.49%)
Czas w ruchu:50:04
Średnia prędkość:17.93 km/h
Maksymalna prędkość:57.29 km/h
Suma podjazdów:560 m
Maks. tętno maksymalne:192 (105 %)
Maks. tętno średnie:176 (91 %)
Suma kalorii:4397 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:21.49 km i 1h 09m
Więcej statystyk

Zrobiłem to

Środa, 31 grudnia 2008 · Komentarze(31)
Zrobiłem to
Wbrew wczoraszym nastrojom i zapowiedziom dałem się podpuścić (patrz wczorajsze komentarze) i o 5:45 przy sześciostopniowym mrozie... wyszedłem na rower. Po co? Żeby zachować się jak dziecko i dokręcić do 6000km. Co ja nie dam rady? Ja?

Ubrany cieplej po 3km poczułem, że nie jest mi zimno ale zaczyna mi być mokro. Jak się potem jednak okazało wcale się tak mocno nie spociłem. Dalej mi było zimno w palce u nóg (chyba pora odłożyć SPD do wiosny) i w palce rąk (dziwne, bo w zeszłym roku nie miałem tego problemu).

Helenka-Stolarzowice-Górniki-Wieszowa-Grzybowice-Mikulczyce-Rokitnica-Helenka-Stolarzowice-Helenka.

I dokręciłem. Na siłę i bez sensu, bo nie sprawiło mi to radości. Za bardzo na siłę.

Zrobiłem w ciągu roku 6000 km. 500km miesięcznie. Około 16,5km dziennie. Dużo to czy mało?

Biorąc pod uwagę, że:
- wsiadłem na rower po 20 latach przerwy,
- zacząłem jeździć po ponad 2 latach braku jakiejkolwiek aktywności sportowej
- pracuję, wyjeżdżam w delegacje,
- mam rodzinę,
- mam już swoje lata...
... to dużo. Jak dla mnie.

Co na przyszły rok? Powinienem mieć gotowe plany, cele... a nie mam. Brak czasu, a może strach przed zdefiniowaniem konkretnych założeń...

Na pewno będę chciał jeździć - jednak mi się spodobało. Na pewno będę chciał się wciąż bawić w jazdę na orientację - wciągnęło mnie to. Na pewno... nie wiem... muszę to wszystko przemyśleć i doprecyzować.

Wiem jedno. Chciałbym, aby jazda sprawiała mi co najmniej taką przyjemność:



Czas na życzenia noworoczne
Lepszego zarządzania czasem...
Lepszego zarządzania finansami...
Sprecyzowanie celów (nie tylko rowerowych)...
Powrotu do dalszej uczciwej nauki języków...
Powrotu do gitary... (?)
Czerpania przyjemności z jazdy...

Tego wszystkiego życzę sobie.
Jeśli ktoś znajdzie tu coś dla siebie... nie krępujcie się :-)

Magiczne rondo

Wtorek, 30 grudnia 2008 · Komentarze(20)
Magiczne rondo
Szybki powrót z pracy i szybko na rower. Po co? Oczywiście żeby do końca roku dokręcić do 6 tysięcy. Po co? Bo to okrągła liczba, bo ładnie dzieli się przez 12, bo... Właśnie... bo co? Przecież nigdy mi nie zależało na rekordach, na wynikach, na pokazywaniu się innym. Nawet na rowerze setek nie "dokręcałem" na siłę... więc? W szkole, w pracy, w domu... wyniki zostawiałem innym, ja wiedziałem czy jestem lepszy, czy gorszy... wiedziałem dla siebie.

Często to denerwowało (wciąż denerwuje) moich bliskich, bo inni dzięki temu, że we właściwym momencie podniosą rękę, wychylą się, podpiszą pod projektem, który wykonał za nich ktoś inny, spijają śmietankę. "Mają" wyniki więc mają profity...

Więc czemu teraz na siłę wychodzę po ciemku, w zimnie na rower? Nie wiem, ale wychodzę. Jest zimno, ruszam, im szybciej jadę tym zimniej... Ciemno, miejscami ślisko i coraz zimniej. Po co ja to robię? Dojeżdżam do Zbrosławic i mam dość. Nie sprawia mi to przyjemności. Zawracam. Jadę do domu. Wciąż zimno. Mam gdzieś 6 tysięcy. Nie muszę tego robić. Zmarzłem.

W sumie to chyba w każdym jest jakieś pragnienie pokazania się, zdobycia czegoś, nawet jeśli tak jak ja mówi, ze mu na tym nie zależy... I być może jutro jeszcze będzie mnie męczyło żeby wyjść, i może wyjdę... kto wie... dziś mam dość.

Dziś kumpel podesłał mi linka do magicznego ronda. Interesujące....

Spokojnych Świąt

Środa, 24 grudnia 2008 · Komentarze(28)
Spokojnych Świąt
"Idą święta. Dosłownie. Nie mamy już czasu na oczekiwanie Święta. Święta idą – w niektórych miejscach już od 2 listopada. Teraz marketing czyni cuda! Jak kiedyś Jezus uzdrawiał i zbiegały się tłumy, tak teraz, dobra nowina płynie z marketów. Nie chodzi nawet o promocje i zniżki. Raczej o atmosferę, którą wszyscy lubimy. Taką świąteczną, podniosłą, kolorową. Nie trzeba specjalnie się starać, by było fajnie. Już jest fajnie. W porównaniu do atmosfery marketów, Wigilia wygląda mdło. Wszyscy się co prawda starają spotykać i starają być mili. Zbyt często jednak wychodzi jak zwykle. Sztuczna atmosfera życzeń (szczególnie odczuwalna dla młodych), próba rozmowy przy stole (tylko o czym). Czasami jeszcze wspólna kolęda. Generalnie jednak zbyt często wychodzi to, co skrzeczy również na co dzień. Brak czasu dla siebie nawzajem, a jeszcze bardziej należytej uwagi w stosunku do bliskich. Zaufanie oparte jest o wzajemne wsłuchanie się w siebie. Do tego potrzebny jest czas. A potem, jeśli usłyszę, powinienem mieć odwagę zmienić się z miłości do drugiego: męża, żony, dzieci czy rodziców lub dziadków. O czym więc rozmawiać, skoro nie ma czasu na słuchanie i zmiany? Lepiej włączyć telewizor. I te szalone zakupy. Prezenty są fajne. Jeśli jednak prezent ma zastąpić miłość… Wygląda to trochę tak, jak z choinką. Choinka przy wigilijnym stole jest symbolem rajskich drzew, dających pełnię szczęścia. Stół wigilijny to symbol obfitości (doświadczanej dzięki Bogu). Jeśli jednak choinka jest sztuczna (chodzi o symbol, nie o choinki jako takie) … "

To nie mój tekst, to tekst zaczerpnięty ze strony księdza Jacka. Księdza, którego po raz pierwszy usłyszałem dziś rano jadąc do pracy. Usłyszałem w nieśmiertelnej Trójce... Usłyszałem go i tak jakbym słyszał jakiś swój wewnętrzny głos... Może właśnie z m.in. takich powodów jak powyżej zawsze podchodzę z dużym dystansem do świąt... Może wolałbym wziąć rower i pojechać gdzieś w dal oczekując na święta zamiast... zamiast biegać po sklepach (czy nie można było zrobić większości zakupów kilka tygodni temu?).

Adwent - czas oczekiwania, postanowień... Czyżby? Tak, dawno temu, kiedy z lampkami chodziliśmy bladym świtem na roraty. Chodziliśmy bo... chcieliśmy, nikt nas (mnie) nie zmuszał... po prostu chciałem... to był czas oczekiwania… Ech, te czasy już nie wrócą… chyba.

Życzę Wam wszystkim abyście w tych dniach pełnych pośpiechu znaleźli chwilę dla siebie, dla swoich bliskich... taką prawdziwą, nie w przerwach na reklamę między filmami tylko wybraną i zaplanowaną przez Was. Chwilę na rozprawienie się z tym co Was boli, na zaplanowanie kolejnego, oby lepszego, roku. Być może chwilę na rowerze z samym sobą. Życzę Wam przejażdżki takiej dla siebie lub dla bliskich… Nie po kolejne kilometry, nie na kolejną sesję zdjęciową, nie żeby pobić kolejny rekord… tylko żeby pobyć z samym sobą, a może z kimś bliskim…

BTW:
Dziękuję za wszystkie życzenia przesłane SMS-ami, mailami, przez gg, icq, nk... Dziękuję (naprawdę) i przepraszam jeśli nie odpowiedziałem... jakoś tak...

Część 2
Jednak nie wytrzymałem. Przeczytałem, że tyle osób dziś jeździło i też wyszedłem na chwilę przed kolacją. Najpierw zerknąłem na blok gdzie dziś nad ranem miała miejsce tragedia. W wyniku pożaru śmierć poniosły trzy osoby... :((



Potem chwile pokręciłem po lesie miechowickim. Bez pośpiechu, ostrożnie, bo pierwszy raz od dawna po błocie pokrytym świeżą warstwą śniegu. Na niektórych zjazdach wolałem sprowadzić rower. Obawiałem się, że podobnie jak rok temu skończy się wywrotką. Na szczęście dziś było spokojnie. Tylko gdzieś mi mostek ukradli, o ile pamiętam był tu kiedyś.



Jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia.

Ciepły listopad

Niedziela, 2 listopada 2008 · Komentarze(22)
Ciepły listopad
I co z tego? Co z tego, że w ciągu dnia można było chodzić w krótkim rękawku. Nie było możliwości żeby wyjść na rower w słońcu. Dopiero o 21:30 udaje się wyskoczyć na chwilę żeby rozładować emocje. Złe emocje, emocje, które gromadzą się od kilku dni, co ja mówię, tygodni, a może nawet miesięcy... Ech życie...

Najpierw Wieszowa i kompresor. Potem do Gliwic. Bez celu. Po prostu dalej,żeby nie myśleć, pogrążyć się w muzyce i tekstach jakie zapodaje Sabaton. Zastanawiałem się po drodze, czy moja dzisiejsza wizyta na cmentarzu żołnierzy niemieckich w Siemianowicach (chyba jest to największy taki cmentarz w Polsce) nie miała czasem korzeni w twórczości Sabatonu. Pewnie tam jeszcze wrócę, tym razem rowerem.

Z Gliwic do Zabrza, a potem do domu. Nie rozładowałem emocji tak jakbym chciał. Nie łudziłem się nawet. Nie da się tak prosto i szybko. Wielu rzeczy się nie da... Chyba, że bardzo się chce... Szkoda, że jutro do pracy, bo... mógłbym tak jeździć jeszcze długo...

Serwis

Czwartek, 9 października 2008 · Komentarze(9)
Kategoria Ble ble ble
Serwis
Po Odysei rower trafił do serwisu więc będę miał kilka dni przerwy. Już dawno miał tam trafić ale po błotnej masakrze już naprawdę zasłużył na porządny przegląd. Ciekaw jestem jaka zostanie mu postawiona diagnoza i ile będzie kosztowała...

Przy okazji jeszcze dwa linki do dyskusji (i fajnych relacji) z trasy imprezy. Jak widać inni też byli świadkami "sprytu" niektórych zawodników i podobnie jak nam nie podobała im się zbytnio postawa organizatorów.

rowerowanie.pl

CZEMU STOISZ?

Poniedziałek, 28 lipca 2008 · Komentarze(4)
CZEMU STOISZ JAK MUMIA PRZED LUSTREM
CZEMU ŚMIEJESZ SIĘ I NARAZ PŁACZESZ
POCHŁONIĘTY CODZIENNĄ MUSZTRĄ
ZAPOMNIAŁEŚ ŻE MOŻNA ŻYĆ INACZEJ

NAUCZYLI CIĘ GIĄĆ KARK DO KOLAN
I WYCIERAĆ IM BUTY KRAWATEM
SWE MARZENIA SKŁADAĆ W FORMIE PODAŃ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL

GDZIE SĄ TWOJE MARZENIA
ROZPŁYNĘŁY SIĘ DALEKO WSTECZ
TWÓJ BAGAŻ SUMIENIA
WAHA SIĘ LECZ KRUCHY JEST

W TWOIM MÓZGU BŁYSŁA JAKAŚ ISKRA
ZNIKNĄŁ LĘK PRZED KARĄ I BATEM
JESZCZE RAZ POPATRZYŁEŚ DO LUSTRA
NIE WIERZYŁEŚ ŻE TO TEN SAM FACET

ZAPOMNIAŁEŚ O SKŁONACH I PADACH
PRZED TWYM WŁADCĄ WIELKIM BRATEM
I Z POWROTEM CZŁOWIEKIEM SIĘ STAŁEŚ
OTO TY PRZECIĘTNY OBYWATEL


Dziś zachowałem się jak Kosma i zacząłem od tekstu piosenki. Piosenki, która krążyła mi po głowie przez całą drogę powrotną z bieszczadzkiej krainy.

Każdy pobyt tam skłania mnie do rozmyślań. Każdy powrót jest ciężki, a ten był chyba najcięższy. Bardzo nie chciało mi się wracać. Nie tylko mnie, o ile wiem... I to nie dlatego, że nie było koncertu, na który czekaliśmy tyle czasu, nie dlatego, że było krótko, że za mało pojeździliśmy, że zrobiła się świetna pogoda, że jutro do pracy... Po prostu coś w tych górach jest takiego, że chciałbym tam być dłużej i dłużej..., a może na zawsze...

Musimy jednak wracać. Kiedy dojeżdżamy do domu - już wiem, muszę pójść jeszcze dziś na rower. Rozpakowuję bagaże, przebieram się, KSU na uszy i jadę. Mijam Zbrosławice, Repty i wjeżdżam do Tarnowskich Gór.

Przy wjeździe na Stare Miasto (i kostkę) słyszę jakby coś mi upadło, odwracam się, nic nie ma. Rynek, najchętniej bym tu posiedział teraz trochę, ale jako, że czasu mało trzeba wracać. Zmierzch więc trzeba włączyć światła i… nie ma tylnego. Czyli jednak mi chyba coś upadło. Wracam ale oczywiście nie ma śladu po lampce. Niedługo się nią nacieszyłem, dobrze że była tania.

Jeszcze do Miechowic po chleb i nie jest dobrze. Droga, którą zwykle jeżdżę jest nieprzyjemna nawet w dzień, kierowcy potrafią tam szaleć. Powrót tędy w czarnym stroju, bez tylnej lampki, po ciemku nie za bardzo mi się podoba. Więc… przez las.

To też nie jest najciekawsze wyjście, ale chyba wolę w nocy dzikie zwierzęta od dzikich kierowców. Niestety, wjazd na złą ścieżkę sprawia, że szybko zmieniam zdanie. Zwierząt co prawda nie spotkałem, ale ląduję zupełnie nie tam gdzie bym chciał. Po kilkunastu minutach wracam do punku wyjścia i powrót jednak asfaltem. Kiedy tylko słyszę za sobą auto, zjeżdżam na pobocze i w ten sposób docieram do Rokitnicy. Stamtąd już chodnikiem do domu.

Chciałem pojeździć to pojeździłem… Jak to w starej „trójkowej” audycji pytali „A momenty były?” Były, tylko nie takie jakbym chciał…

Głęboka penetracja

Środa, 25 czerwca 2008 · Komentarze(18)
Głęboka penetracja
Poniedziałek i wtorek odsypiałem Bike Orient.

Dziś z okazji urodzin miałem ambitne poranne plany, niestety skończyło się jak w poprzednich dniach.. w łóżku. Za to po pracy, prosto na rower. To nic, że mam urodziny i powinienem świętować. Ale jak to kiedyś śpiewał Sted (kto dziś go jeszcze pamięta): "Dzisiaj są moje urodziny, które obchodzę bez rodziny..."

Rodzina wyjechała, ja odebrałem mnóstwo życzeń przez telefon i... zamiast zrobić imprezę... pojechałem do lasu. Pojechałem, bo... tak. Bo chciałem, bo potrzebowałem. Pewnie ktoś się na mnie obrazi teraz, że wybrałem rower, ale co tam... Chciałem jechać... I nie przeszkodził mi deszcz, który przez prawie godzinę lał mi za kołnierz, nie przeszkodziło błoto w lesie, nie przeszkodziły w końcu szlabany, które jakiś idiota postawił przy wjeździe do rezerwatu (a jeszcze niedawno z Katane, Młynarzem i WRK97 jeździliśmy tamtędy bez przeszkód).



Rozumiem, że jest zakaz wjazdu dla samochodów, ale żeby nie zostawić choć małego przejazdu dla rowerów? Bezsens. Skończy się tak, jak powiedział spotkany przeze mnie inny rowerzysta: "Niech się Pan nie martwi, znajdę chwilę i zrobię tu siekerką przecinkę, przecież jakoś trzeba jeździć".

Spenetrowałem miechowickie (i nie tylko) ścieżki i pewnie jeździłbym dłużej, ale trzeba było wrócić na mecz.

Złe wieści: aparat chyba chce zejść z tego świata :-(

Zmęczony

Piątek, 18 kwietnia 2008 · Komentarze(12)
Zmęczony

Zmęczony całym tygodniem, zmęczony pogodą, zmęczony bolącym gardłem...
Nic się nie zmieniło od początku kwietnia, wciąż brak czasu na rower, w sumie to nie tylko na rower...

Dziś od samego rana dzień pod hasłem: "... w takich chwilach najczęściej
ruszam gdzieś w połoniny..."
. Niestety połoniny daleko, więc na pocieszenie wieczorem rower. Chmurzy się nieco, ale to nie jest istotne, muszę, po prostu muszę...

Włączam TSA i jadę w stronę Zbrosławic. Koszmarnie wolno i ciężko (zatrzymuję się nawet na chwilę, aby sprawdzić, czy mi się hamulce nie zablokowały). Nie ma pary... nie wiem o co chodzi, za duża przerwa, a może rzeczywiście jakieś choróbsko mnie rozkłada... W Zbrosławicach jest już lepiej, jakoś jadę.

Jadę i rozmyślam, o minionym tygodniu. O ludziach, których obserwowałem przez cały tydzień. Jedno ze spotkań na początku tygodnia sprawiło, że wyjątkowo intensywnie zastanawiałem się nad tematem: człowiek w pracy.

Mijam Kamieniec, Boniowice, wjeżdżam do Świętoszowic. Pozdrawiam stojącą grupę rowerzystów i śmigam w kierunku Szałszy. Coraz lepsze tempo. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo po chwili wspomniana grupka bez problemu mnie dogania i wyprzedza. Łapię się ich i... okazuje się, że można przez dłuższy czas jechać ponad 30 km/h. Szok. Niestety wkrótce skręcają w inną niż ja stronę i znów jadę sam. Kieruję się w stronę kąpieliska w Maciejowie, dziwne, że tą ścieżką rowerową jeszcze nie jechałem. Znów mogę zostać sam na sam ze swoimi myślami. W międzyczasie przygrywać zaczęli chłopcy z DTH ;)

Jak dziwne są postawy ludzi w pracy, jedni chcą, a nie mogą, inni mogą, a nie chcą, jeszcze inni chcą, mogą ale nic to nie daje bo... właśnie bo... co?
Bo już raz kiedyś wtopili i teraz nikt ich nie traktuje poważnie? Bo nie mają siły przebicia? Bo robią coś, co w danych warunkach nie ma szans powodzenia? Bo są na niewłaściwym stanowisku? Bo...?

Z Maciejowa jadę do Sośnicy i szok - licznik po dwudziestu kliku kilometrach pokazuje średnią 24 km/h !!! - jak na moje warunki to kosmos. Niestety tu dopada mnie zmęczenie, nie pomaga batonik, brak Izo Plusa... Jadę przez Zabrze, koło stadionu Górnika mało nie ląduję na masce jakiegoś idioty, który zupełne mnie zignorował wyjeżdżając z podporządkowanej.

Chwila przerwy u mamy i wracam do domu. Zaczynam czuć zmęczenie w nogach. Ciemno, na szczęście nie pada. Niestety średnia poszła się kochać... znów ciężko mi się jedzie.

Ciekawi są też ludzie, którzy robią masę niezłej pracy i... nikt tego nie widzi... nikt nie chce widzieć, dobrze, że ktoś to robi, nie ważne czy ma na to czas, czy ma coś z tego... dobrze, że robi, bo inni nie muszą się o to martwić. A ci ludzie często są zbyt dumni żeby się upomnieć o docenienie tego, żeby powiedzieć, że mają tej pracy za dużo, że... Ech...

Dobrze, że są też tacy, którzy robią to co powinni, cieszy ich to i ktoś to docenia.

Ciekawe, że wśród tych wszystkich grup są ludzie na wszystkich stanowiskach... od najniższych do najwyższych... Szkoda tylko, że brakuje ludzi, którzy powinni zarządzać zasobami ludzkimi, kierować ich działaniami, rozwojem... szkoda, bo to było z pożytkiem dla wszystkich...

Dojeżdżam do domu. Pierwszy chyba raz tak ciężko wnosi mi się rower na czwarte piętro, tak wolno...

Zmęczony jestem. Zmęczony rowerem i tym tygodniem... Niestety reszta weekendu nie zapowiada się ciekawie pod względem rowerowym... jutro ma lać, a pojutrze też chyba nie będzie zbyt ładnie. Odpuściłem maraton we Wrocku... szkoda..., a może dobrze, bo chyba nie jestem na to jeszcze gotów...

Będzie za to może czas żeby zająć się stronką, którą ostatnio nieco zaniedbałem.

W imię zasad...

Piątek, 1 lutego 2008 · Komentarze(5)
W imię zasad...


Wczoraj nie udało się wyjechać i "dobić" w styczniu do 500km. Niemniej i tak jestem w szoku. Kupując rower nie dałbym złamanego grosza za to, że po okresie 1,5 miesiąca (w zimie) będę miał przejechane 700km, że w styczniu "zrobię" 460.
A jednak, udało się. Bez przymusu. Z radością.

Dziś kolejny zwariowany dzień, więc na rower ruszam znów bardzo późnym wieczorem. Jak zwykle "na chwilkę".

Helenka-Rokitnica-Mikulczyce-Grzybowice-Wieszowa-Górniki-Stolarzowice-Helenka + kółko po osiedlu.

Powinienem powiedzieć: "w imię zasad", bo bez celu, po nocy, po to żeby tylko chwilę pojeździć, czy też raczej odreagować dzisiejszy dzień.

Bez zdjęć, bez przygód, jedynie kolejny zaskoczony sąsiad wita mnie o 23 pod klatką.

Mam nadzieję, że jutro uda się pojeździć chwilę przy słońcu, może trochę dalej. Zobaczymy, bo życie ostatnio bardzo zaskakuje i nie da się niczego przewidzieć. Ostatnio, czyli... ostatnie kilka lat... Wszystko dzieje się za szybko...
Samochody, telefony, internet... wszystko to miało nam ułatwić życie, dzięki temu powinniśmy wszystko załatwić szybciej i mieć więcej czasu dla siebie, a tu jest na odwrót... "Dzięki" tym wynalazkom wiecej rzeczy "musimy" zrobić, w więcej miejsc "musimy" pojechać... więcej... szybciej... brrr.

Może jednak jutro się uda :-)

Siedzący tryb życia?

Wtorek, 29 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Kategoria Ble ble ble
Siedzący tryb życia?

Dwa dni w delegacji. Po niedzielnej zimie poniedziałkowe słońce szalało w wiosennym nastroju.
To co działo się na niebie, to jak malowało światłem pola, drogi, drzewa... nie da się tego opowiedzieć, a ja nie miałem aparatu żeby choć zza szyby samochodu popstrykać trochę :-(

Dziś powrót i aż się chce przesiąść na rower. Gorzowskie lasy, Międzyrzecki Rejon Umocnień, ścieżki rowerowe w Nowej Soli, drogowskazy informujące o zamkach, pałacach, kościołach po drodze aż wołają: ROWER!!!.

Może kiedyś się tu też powłóczę. Wróciły mi wspomnienia i tęsknota za włóczęgą, taką bez celu, bez ograniczeń, tak jak opisywał to Sted – „Wędrówką jedną życie jest człowieka…”

Myślałem jak fajnie by było wsiąść i pojechać, powłóczyć się po polnych drogach, po wioskach. Z drugiej strony… czy są jeszcze takie miejsca… ciche, spokojne, zabite dechami, gdzie gospodyni na widok zmęczonego wędrowca biegnie z kubkiem kompotu, gdzie gospodarz zaprasza do sadu na śliwki…

Jak śpiewał dawno temu Krzyś Daukszewicz w Easy Riderze

(…)
tam gdzie rowy przydrożne
ubarwione mleczem
zapraszają wędrowca
wstąpcie do miasteczek
(…)
lecz ciągnęły mnie panny
ciepłe jak poranek
kiedy mleko skwaszone
noszą mi na ganek
(…)
lecz ciągnęło mnie jeszcze
do gościnnych wiosek
gdzie częstują każdego
miodem i bigosem
(…)

Po drodze w radiu usłyszałem tekst „jak stwierdzili ble ble ble naukowcy, ludzie prowadzący siedzący tryb życia są narażeni na wiele chorób ble ble ble, na natomiast prowadzący aktywny… ble ble ble”

Czy jazda na rowerze to siedzący tryb życia czy aktywny?

Easy Rider.