W imię zasad...
Wczoraj nie udało się wyjechać i "dobić" w styczniu do 500km. Niemniej i tak jestem w szoku. Kupując rower nie dałbym złamanego grosza za to, że po okresie 1,5 miesiąca (w zimie) będę miał przejechane 700km, że w styczniu "zrobię" 460.
A jednak, udało się. Bez przymusu. Z radością.
Dziś kolejny zwariowany dzień, więc na rower ruszam znów bardzo późnym wieczorem. Jak zwykle "na chwilkę".
Helenka-Rokitnica-Mikulczyce-Grzybowice-Wieszowa-Górniki-Stolarzowice-Helenka + kółko po osiedlu.
Powinienem powiedzieć: "w imię zasad", bo bez celu, po nocy, po to żeby tylko chwilę pojeździć, czy też raczej odreagować dzisiejszy dzień.
Bez zdjęć, bez przygód, jedynie kolejny zaskoczony sąsiad wita mnie o 23 pod klatką.
Mam nadzieję, że jutro uda się pojeździć chwilę przy słońcu, może trochę dalej. Zobaczymy, bo życie ostatnio bardzo zaskakuje i nie da się niczego przewidzieć. Ostatnio, czyli... ostatnie kilka lat... Wszystko dzieje się za szybko...
Samochody, telefony, internet... wszystko to miało nam ułatwić życie, dzięki temu powinniśmy wszystko załatwić szybciej i mieć więcej czasu dla siebie, a tu jest na odwrót... "Dzięki" tym wynalazkom wiecej rzeczy "musimy" zrobić, w więcej miejsc "musimy" pojechać... więcej... szybciej... brrr.
Może jednak jutro się uda :-)