Wpisy archiwalne w kategorii

mazowieckie

Dystans całkowity:1393.53 km (w terenie 592.64 km; 42.53%)
Czas w ruchu:119:36
Średnia prędkość:14.58 km/h
Maksymalna prędkość:47.99 km/h
Suma podjazdów:1025 m
Maks. tętno maksymalne:204 (109 %)
Maks. tętno średnie:193 (98 %)
Suma kalorii:10333 kcal
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:33.99 km i 2h 50m
Więcej statystyk

Z fajką

Niedziela, 10 listopada 2019 · Komentarze(0)
Krótka rozmowa z bratem i kupuję... fajkę.

No i mam fajkę © djk71

Zabieram ją na Mazowsze i... pierwsze próby. Póki co mam mieszane uczucia. Są momenty, że jest ok, ale są też takie gdy czuję jacuzzi w nosie. Zobaczymy. Tak samo jak zobaczymy czy uda się wrócić po raz kolejny do pływania.

14 Półmaraton Warszawski

Niedziela, 31 marca 2019 · Komentarze(2)
Rok temu w warszawskim półmaratonie wystartowało nas z teamu 9 osób. W tym roku nie udało się powtórzyć tego wyniku. Inne starty w tym terminie, różne plany życiowe sprawiły, że miało nas przyjechać trzech, ostatecznie do Warszawy docieram ja z Adamem.

W dobrym nastroju © djk71

Niestety startuję sam, bo Adam od dwóch tygodni walczy z chorobą i dopiero kończy kurację. Co prawda klimat w biurze zawodów, kiedy w sobotę odbieramy pakiety sprawia, że jeszcze się łamie, ale ostatecznie wygrywa rozsądek - zajmie się robieniem zdjęć.

Biec, czy nie biec - oto jest pytanie © djk71

W hali Torwaru poznaję jednak znajomą Adama - Anetę i jej przyjaciółkę Magdę oraz Michała. Od słowa do słowa umawiamy się, że pobiegniemy razem. Planują biec na 2:10 - w zeszłym roku miałem czas nawet nieco lepszy, ale w tym taki wynik to byłoby marzenie.

Wieczorem idziemy jeszcze na krótki spacer.

Stolica wieczorem © djk71

Przy okazji musimy zerknąć na słynne schody.

Schody do...? © djk71

Więcej czasu jednak spędzamy obok Zachęty.

I co ja o tym myślę? © djk71

Najpierw chcieliśmy to ominąć © djk71

Wszystko można wykorzystać © djk71

A to kto? Mamy podejrzenia... © djk71

Rano śniadanko, wybór ciuchów - kiedy chowamy rzeczy do bagażnika w samochodzie (stoi bliżej mety niż depozyty) jeszcze się waham czy nie wziąć koszulki termicznej z długimi rękawami - Adam mnie ochrzania i decyduję się biec zupełnie na krótko ;-)  Jak się potem okaże to był doskonały pomysł. Momentami było nawet za ciepło - szczególnie w pełnym słońcu w czarnej czapce.

Spotykamy znajomych, do grupy dołącza Asia. Na starcie informuję ich, że biegnę z nimi, ale jakbym odpadł to mają się tym nie przejmować.

Logo firmy musi być © adamj
Silna (oby) grupa :-) © adamj

Ruszamy i rzeczywiście biegniemy w moim tempie. To dobrze. Od początku zagrzewa nas do biegu głośny doping kibiców. Zarówno tych przypadkowych, jak i zorganizowanych grup. To jest w Warszawie niesamowite.

Bufet na 5 km sprawia, że się rozdzielamy. Nie widzę nikogo z mojej grupy. Trudno, biegnę sam, szkoda tylko, że nie wziąłem słuchawek.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 5 km - prognozowany czas całości to 2:11:52.

Po chwili jednak doganiam Anetę i Magdę. Michał dołączy do nas chyba przed 10 km. Asi już nie spotkamy na trasie.
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 10 km - prognozowany czas całości to 2:11:30. Czyli biegniemy równo, nawet lekko przyśpieszyliśmy.

Biegniemy po drugiej stronie Wisły. Jest świetnie, kolejne kilometry mijamy wyjątkowo szybko. Zupełnie nie czuję zmęczenia, ale... spoglądam na zegarek i tętno jest w okolicach 184 uderzeń. Niedobrze. Nie powinno być takie. Wiem jednak, że nie będę go już w stanie obniżyć. Źle, bo to oznacza, że dobiegnę umierając na mecie, albo zetnie mnie nagle jeszcze gdzieś po drodze. Trudno., nic już nie poradzę - biegnę dalej.

Gdzieś w okolicach chyba 13-14 km ekipa zaczyna mi odchodzić. Nie dużo, jakieś 2-3 m, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście udaje mi się w końcu do nich dołączyć.

Na Moście Świętokrzyskim © adamj

Wg danych z punktu pomiaru czasu na 15 km - prognozowany czas całości to 2:12:13 - wolniej.

W okolicach szesnastego kilometra odpada Michał - myślę, że słońce dobija nie tylko mnie...
Znów biegnę tylko z dziewczynami. Przed nami długa prosta. Pamiętam ją (zresztą jak większość trasy) z ubiegłego roku - dała mi w kość. Póki co jest dobrze. Dobrze, ale tylko do 19 km. Nie wiem, czy to Aneta przyśpieszyła, czy ja zwolniłem, ale dziewczyny w szybkim tempie mi uciekają. Patrzę na puls i nawet nie próbuję podejmować pogoni. Tym bardziej, że w tunelu widzę leżącego zawodnika, którym opiekują się ratownicy. Jedzie karetka, ale nie wjeżdża do tunelu. Zajmuje się osobą, przed wjazdem do niego.
Kawałek dalej kolejna osoba i jeszcze jedna. Biegnę swoim tempem. Już niczego nie nadrobię...
Wg danych z punktu pomiaru czasu na 20 km - prognozowany czas całości to 2:14:19 - znacznie wolniej

Przebiegam przez linię mety. Czas: 2:15:17 - sześć minut wolniej niż rok temu, a z drugiej strony 21 minut szybciej niż w pierwszym tegorocznym półmaratonie - Biegu Cyborga.

I jestem na mecie © djk71

Zmęczony, ale zadowolony. Medal ląduje na szyi.

Znów to zrobiłem :-) © djk71

Po chwili dostaję wodę, izotonik, piwo bezalkoholowe, folię do okrycia się... rąk mi brakuje. Na szczęście po chwili spotykam Adama. Rozglądałem się za resztą ekipy, ale nie udało mi się ich odnaleźć.

Można odpocząć © adamj

Dopiero po chwili odpoczynku udaje nam się zdzwonić i ponownie spotkać. Wszyscy jeszcze przeżywamy bieg. Czas udać się na coś do jedzenia.

W końcu ruszamy do domu. Droga długa, ale spokojnym tempem udaje się wieczorem dotrzeć na miejsce. To był udany dzień, a właściwie dwa dni. Męczące, ale sympatyczne. Dziękuję super ekipo za to co na trasie, jak i poza nią.

BTW: Zegarek pokazał mi o kilkaset metrów dłuższy dystans niż miał być. Co ciekawe wielu osobom na trasie również zegarki na poszczególnych kilometrach pokazywały inne odległości. Satelity aż tak szalały, czy rzeczywiście dystans był dłuższy?

Jogging w Kampinosie

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj był dzień odpoczynku od chodzenia. Po porannym bieganiu było tylko kilka godzin za kółkiem. Po drodze postanowiliśmy zahaczyć o Kampinos.

Dziś brat poszedł pokręcić, a ja choć chwilę potruchtać po Kampinosie. Nieco mokro po nocnych ulewach ale spokojnie można biegać. Można dopóki nie pojawi się ból.

Niestety tym razem większy niż w poprzednich dniach. Zastanawiam się czy nie zawrócić i nie pójść najkrótszą drogą do domu.

Którędy teraz? © djk71

Próbuję iść dalej, choć nogi bolą. Po chwili znów lekki trucht i jakoś idzie, ale marzę, żeby być już w domu.

Przez chwilę tylko zastanawiam się, którą stroną drogi biec ;-)

A teraz do której miejscowości wejść? © djk71

Półmaraton Warszawski

Niedziela, 25 marca 2018 · Komentarze(2)
Po piątkowej niemocy na treningu bałem się startu w półmaratonie. Choć chyba tylko w piątek. Wyjazd do Warszawy w super towarzystwie kolegów z Etisoft Running Team sprawił, że po drodze zapomniałem o problemach na treningu. Nawet przed startem nie czułem żadnych obaw i negatywnych emocji.

Jakoś trzeba dojechać © djk71


Starujemy w dziewięć osób, dla trójki to debiut na dystansie 21,095 km. Dla części okazja do powalczenia o życiówki, dla reszty okazja do świetnej zabawy :-)

Impreza robi wrażenie. Ponad 13 tys. startujących. Świetna organizacja i jak później się okaże na trasie świetny klimat i doping.

Rano dylemat jak się ubrać, bo świeci super słońce i... jest 1-2 stopnie. Każdy wybiera swoją opcję i ruszamy na start. Oddajemy rzeczy do depozytu i szybkie zdjęcie przed startem - nie wiadomo, czy potem będzie okazja.

Przed startem © djk71


Ruszamy. Od początku każdy z nas biegnie we własnym tempie. W moim nie biegnie nikt z kolegów (cześć biegnie szybciej, część wolniej) więc jestem skazany na siebie, na pacemakerów i zawodników biegnących z podobną szybkością.

Początek spoko, zaskakuje mnie niski puls, ale po kilku kilometrach wchodzi na swój normalny poziom.

Pierwsze 5 i 10 km zupełnie na luzie. Obserwuję okolicę, innych biegaczy.... Dobry czas, kolejne  pięć km również bez problemu. Uzupełniam wodę, cukier, jest dobrze.

Mijam 17 km i... coś jest nie tak. Zaczyna być ciężko. Patrzę na puls i wszystko jasne. Ponad 190-195... Źle, bo do mety jeszcze 4 km. Niby nie dużo, bo wiem, że dobiegnę, ale wiem też, że puls już nie spadnie. W pewnym momencie skacze nawet na 204. Ostatni kilometr to walka z głową. Strasznie się dłuży. W końcu jest meta. Wygląda na to, że to moja życiówka. Ale czuję zmęczenie.

Odbieram wody, napoje, w końcu medal.

Mam to :-) © djk71


Idę po rzeczy do depozytu i spotykam się z tymi którzy już dobiegli. Po chwili dociera reszta.

Wszyscy to mamy © djk71

Jeszcze pamiątkowe zdjęcia i.... czas wracać na Śląsk.

A z jakiej firmy jesteśmy? © djk71


Wcześniej jeszcze wielka wyżerka :-) Zasłużyliśmy,

Super, że wszyscy dotarli do mety (brawa dla debiutantek), że większość zrobiła dziś swoje życiówki, że... świetnie się bawiliśmy.

Dzięki Super ekipo za fantastycznie spędzony czas.

II Bieg Orła, czyli 193/203

Niedziela, 12 listopada 2017 · Komentarze(2)
Urodziny chrześniaka były okazją żeby wybrać się w mazowieckie rejony. Przy okazji brat zagadał o starcie w Biegu Orła w Czosnowie. Co było robić. Zapisałem się. Kameralna atmosfera i tylko (albo aż) 5 km.

W Czosnowie © djk71

Brat kontuzjowany więc zamiast ścigać, postanowił potowarzyszyć mi w moim truchtaniu. Więc ja też postanowiłem dać z siebie wszystko i pobiec szybciej niż zwykle.

Przed startem © djk71

Prawie się udało. Po 1:43 puls skoczył na 180+, po 5 minutach było już 190... A potem już tylko lepiej. Każdy kolejny kilometr wolniejszy, ale i tak szybciej niż zwykle... na ostatnim dopadł mnie kryzys. Kiedy jednak Damian pokazał mi gościa, który mnie od jakiegoś czasu gonił za mną i mnie dogonił... i powiedział, że jak będę przed nim na mecie to dostanę kawałek tortu to... co było robić...

Na finiszu © djk71

Byłem przed nim. I przed Damianem też... :-) Ale to traktuję jak prezent od brata, bo gdyby tylko chciał... :-)

Na mecie © djk71


Oficjalna wersja brzmi, że biegłem tak szybko, bo nie chciałem żeby Żona zbyt długo na zimnie sama stać musiała :-)

W sumie jak na mnie szybko, szkoda tylko, że dystans był nieco krótszy niż zapowiadana piątka, bo byłby rekord.


Bike Orient - Przysucha

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Gdyby to była inna impreza, a nie Bike Orient to nawet nie myślałbym o starcie, ale BO zobowiązuje :-)

Wczoraj wieczorem zastanawiałem się, czy startować jak zwykle na długiej trasie, tym bardziej, że jest w ramach Pucharu Polski, czy może po raz pierwszy w życiu na krótszej. Amiga sugeruje mi dłuższą, tym bardziej, że ta jest też w ramach Pucharu Bike Orient. Waham się.

Rano, w drodze do Przysuchy już wiem. Nie mam sił na to żeby się ścigać na 100km. Nie mam sił żeby się ścigać na 50km, ale tyle mogę choć próbować. 50km to wliczając szukanie punktów nie powinno mi zająć więcej niż 4 godziny, czyli o 14-tej jestem w bazie.

Na miejsce przyjeżdżamy wystarczająco wcześnie żeby zdążyć się zarejestrować, w spokoju przebrać, przygotować rowery i porozmawiać z licznie przybyłymi znajomymi.

Rower prawie gotowy © djk71

Wspominamy poprzedni piaszczysty BO, w odpowiedzi słyszymy, że jeszcze zatęsknimy za piachami... Ciekawe...

Ciekawe czy takie opony dziś będą pomocne © djk71


Start
Komunikat techniczny i rozdanie map. A właściwie walka o mapy położone na ziemi.

Najlepsi w pierwszej linii © djk71
A mapy pod nogami © djk71

Czas zaplanować trasę. Dziwnie tak - zwykle planowałem zaliczenie wszystkich punktów, a tu tylko 11 z 20. Wybieram te, które wydają mi się być w najbliższej okolicy i w miarę łatwe do dojechania i zlokalizowania.

PK 2 - wał świątyni solarnej
W okolice punktu nietrudno trafić, jedzie nas tu całą gromada. Tyle, że sam punkt jest na górce. Brak tchu. W dół dużo łatwiej nie jest.
Zejść też nie jest łatwo © djk71 zasz
Oj nie będzie lekko.

PK 4 - źródło
Ruszam z punktu w inną stronę niż chciałem. Oczywiście za kimś :-( Korekta i wybieram nieco nietypową ścieżkę, chcę się oderwać od innych. Nie wiem, czy to był dobry pomysł. Koleiny, gałęzie i podjazd to nie to co lubię. Tym bardziej dziś, gdy kondycja zerowa. Już wiem, że na krótkiej trasie też nie powalczę :-(

W pobliże punktu wiedzie asfaltowa droga.

Prosta (?) droga © djk71

Sam punkt odnaleziony bez problemu.

PK 16 - skrzyżowanie ścieżki z przecinką
Przed punktem wyprzedza mnie Adam. Do punktu dojeżdżam mając go w zasięgu wzroku, ale potem nie mam już sił go gonić

PK 13 - tablica pamiątkowa partyzantów
Ciężko mi się jedzie. Piję, jem, ale sił brak. Punkt banalny.

Pomnik © djk71


PK 17 - sztolnia
Choć staram się jeździć głównymi ścieżkami nadrabiając trochę kilometrów, to przed samym punktem postanawiam pojechać na skróty. W efekcie. nadrabiam 3km i wracam do skrzyżowania skąd prowadzi droga do sztolni. A właściwie to miejsca gdzie ta powinna być. W kilka osób próbujemy ją odnaleźć i nie ma. W końcu jest. Idziemy z Grześkiem (ten na szczęście ma czołówkę) i... nic. Nie ma punktu.

Sztolnia, ale nie ta © djk71

Po chwili Grzechu znajduje kolejną sztolnię tuż obok. Tym razem to jest to.

To jest właściwa sztolnia © djk71


PK 8 - brzeg strumienia
Po drodze zaczynają się kałuże. Narzekam, ale Jarek z Krzyśkiem, którzy wracają z punktu wołają: Nie marudź, jedź póki możesz. Nie wróży to dobrze. Kawałek dalej widzę zostawione rowery. Dziewczyna stojąca obok radzi mi zrobić to samo, mówi, że wszyscy i tak dalej je pchają. Nie lubię tego robić, ale jestem tak zmęczony, że nie chce mi się przedzierać przez krzaki z rowerem. Biegnę wzdłuż strumyka. Jest punkt. Wydaje się, że spokojnie można tu było dotrzeć rowerem.

Nad strumieniem © djk71

PK 1 - parking leśny - bufet
Kolejny punkt to bufet. Tym razem jestem wystarczająco wcześnie żeby załapać się na osławione ciasto :-)

PK 12 - skrzyżowanie dróg
Dojazd do kolejnego wydaje się być wyjątkowo prosty. Szlak pieszo-rowerowy. Niestety dawno nie był chyba uczęszczany :-( Pokonuję go w żółwim tempie w towarzystwie Dawida. Na rozdrożu, po upadku kolegi, postanawiamy zjechać ze szlaku i dojechać do punktu inną, lepszą drogą.

To nie jedyny chyba dziś upadek © djk71

Lepsza okazuje się być tylko na pierwszych 100-200 metrach. Potem również porażka. Coraz częściej prowadzimy rowery.

W miejscu gdzie wyjeżdżamy, punktu nie ma. Chcemy się cofnąć, ale jadący z przeciwka zawodnicy mówią, że musimy jechać w przeciwną stronę. Bez wiary przebijamy się przez kolejne punkty i jest lampion. Dzięki koledzy.

Dawid odpuszcza, mówi, że wraca do bazy. Ja spróbuję powalczyć jeszcze choć sił zupełnie brak.

PK 7 - ambona
W Hucisku mylę oczywistą drogę. Spotkani zawodnicy patrzą na mnie jak na wariata, gdy mówię, że jadę na siódemkę. Widać zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Zawracam. Do punktu docieram... siłą woli. Piechurzy mnie przeganiają :-(

PK 20 - dół
Jeszcze tylko dwa punkty. Droga dłuży się niemiłosiernie. W końcu ostatnia ścieżka. Wydaje się, że powinna mnie doprowadzić pod sam punkt. Wydaje się. Najpierw zmusza mnie do prowadzenia roweru, a potem się gdzieś zamotałem. Po części to chyba wina tego, że nie wziąłem okularów do czytania i mapę widzę mniej więcej ;-)
Punkt zaliczony dzięki zawodnikom, którzy właśnie go podbili. Inaczej nie wiem czy bym go zauważył.

Nie lubię punktów w dołach © djk71

Powrót z punktu na azymut, czyli drogą dziesięć razy bardziej przejezdną niż pokonywana chwilę wcześniej ścieżka.

PK 9 - punkt widokowy
Dojazd do punktu wyjątkowo prosty.

Droga krzyżowa? © djk71

Spotkani tam zawodnicy pytają, czy wracam na metę terenem, czy asfaltem? Co za pytanie? Teren jest bliżej! Więc jadę asfaltem. Dalej, ale bez niespodzianek.

Meta
Na metę wjeżdżam ok 15:47, a na starcie wydawało się, że 14-ta to będzie jak sobie zrobię kilka postojów w sklepie... Wyjątkowo jak dla mnie trudna trasa. Dodatkowo brak treningów zrobił swoje.
Z trasy Giga jeszcze nikt nie wrócił. Idę na zupkę. Potem doprowadzam siebie i rower do prządku. Pakuję rower, przebieram się i idę na metę zobaczyć jak tam reszta.

Pierwszy z Giga przyjeżdża Grzechu z czasem 7:25:35. Komplet na tej trasie przywiózł jeszcze tylko Bartek. To świadczy o tym, że naprawdę nie było łatwo.

Wjeżdża zwycięzca © djk71

Czekam, aż przyjedzie Amiga z Karoliną.

Jest i Darek © djk71

Ostatecznie na Giga sklasyfikowanych zostało 56 zawodników. Na Mega 174. Na każdej z tras po dwie osoby miały NKL. Wystartowało na wszystkich trasach 300 osób. Ładnie ;-) Oby tak dalej.

Mój czas 5:47:58 pozwolił mi wyprzedzić 150 osób, ale niestety 15 przyjechało przede mną.

Mimo słabej formy i totalnego zmęczenia na mecie jak zawsze warto było przyjechać. W końcu to Bike Orient :)



Z bojką

Niedziela, 8 lutego 2015 · Komentarze(0)
Po wczorajszych badaniach, dziś wciąż na gościnnych występach wypad na basen w Ożarowie. Strasznie tłoczno, ale daliśmy radę. Pierwsze próby z bojką między nogami. Dziwnie.

Ogólnie popływałem, ale jak to brat określił stylem na Tarzana... Przecież wiem, że sporo pracy przede mną...

Po Kampinosie - chwila prawdy

Niedziela, 9 listopada 2014 · Komentarze(2)
Po Kampinosie - chwila prawdy

Rano odkrywam źródło wczorajszych problemów z napędem. Przed wyjazdem wyczyściłem napęd i... nie nasmarowałem go. Wczorajszy piach i deszcz zrobiły resztę. Przywracam rower do stanu używalności i ruszam z Damianem w teren. Od początku czuję gdzie mnie poprowadzi i nie mylę się...

Kilka lat temu tu umierałem. Rok temu też nie było łatwo.

Dziś też łatwo nie było. Wciąż brakuje mi oddechu. Ale o dziwo, udało się pokonać wszystkie zjazdy. Przed ostatnim co prawda się zatrzymałem ale zjechałem. Dostałem w kość, ale podobało mi się. Niestety znów poczułem plecy. I dobrze, że nie patrzyłem na pulsometr, bo widząc 200 pewnie bym zaczął odpuszczać...


Kadencja: 81

Bicie rekordu Polski

Sobota, 8 listopada 2014 · Komentarze(6)
Bicie rekordu Polski

Wizyta na Mazowszu. Wczoraj fantastyczny koncert Kultu. Nie sądziłem, że będę się bawił aż tak dobrze. I to mimo, że nie poszedłem w TAN... :-)

Dziś pada. Mimo to krótki wypad na rower. Po Kampinosie. Nie jest łatwo. Do tego napęd coś dziwne odgłosy wydaje... Szczególnie jak mocniej nacisnę... Nie lubię tego.

Krótko, bo potem wizyta na welodromie w Pruszkowie. Andrzej Bartkiewicz podejmuje próbę bicia rekordu Polski w godzinnej jeździe na torze. To, że pobije rekord (po 41 latach) to było pewne od pierwszych okrążeń. Pytanie brzmiało jak bardzo.

Na welodromie © djk71

Pobił... i to bardzo. Wynik - 47,618 km.
Na imprezie spotkanie z dawno nie widzianym Goro.

Po imprezie wizyta w naleśnikarni i pogaduchy z Che... Niestety Niewe przed nami się ukrył.

Naleśnik, czy Pancake? © djk71

Przy okazji: Dzięki za wszystkie głosy. Jeszcze głosujemy do 14 listopada. Dzięki Waszym głosom Szansa awansowała z 31 miejsca na 23... Jeszcze trochę i trafi do TOP 20. Głosujmy. Te dzieci potrzebują tego!


Sorry za zdjęcia: komórka

Kadencja: 72

Zmęczony w Kampinosie

Niedziela, 1 grudnia 2013 · Komentarze(4)
Zmęczony w Kampinosie
Korzystając z tego, że jestem u brata w planach był rowerek już wczoraj, ale pogoda skutecznie nas do tego zniechęciła. Dziś jednak zbieramy się i do Puszczy. Gdzieś mi się zapodział licznik, ale już się nie wracam. Niezbyt szybkim tempem pomykamy po lesie. Niestety nie wszystkie zjazdy udaje mi się zjechać. Choć ie wydają się być bardzo strome, to
znajdujące się obok drzewa skutecznie blokują mi psychikę :-(

Chwilę po asfalcie i fajna traska, gdzie niestety puls szaleje, aż do 199, mimo, że jadę na najlżejszych przełożeniach. Pod koniec, a właściwie chyba po 1/3 mam dość, bolą mnie plecy.

Wracamy do domu. Dziś rano przy śniadaniu droczymy się trochę z moim bratankiem próbując mu wmówić, że za oknem jest bocian. Tymczasem przy drodze co widzimy…

Bociek... Wiosna idzie? © djk71


Czyżby wiosna nadchodziła?

Po powrocie chcemy sprawdzić ciśnienie w amorze, niestety pompka okazuje się być uszkodzona i w rezultacie zostaję bez powietrza ;-( Trzeba chyba zainwestować w pompkę.