Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:6906.40 km (w terenie 1496.49 km; 21.67%)
Czas w ruchu:834:20
Średnia prędkość:8.27 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:53278 m
Maks. tętno maksymalne:210 (108 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:447473 kcal
Liczba aktywności:878
Średnio na aktywność:7.87 km i 0h 57m
Więcej statystyk

1000+ w tym roku przebiegnięte :)

Środa, 25 września 2019 · Komentarze(0)
Dziś znów bieganie w kinie. Tym razem: Kong. Wyspa czaszki. Całkiem fajne. Dyszka przebiegnięta, a w tym roku, w ciągu pierwszych 9 miesięcy w sumie: 1000+ km :-)

1000+ - jak ktoś na fejsie zauważył to prawie jak hasło przed wyborami ;-)
1000+ to dużo. Dużo jak na mnie, nigdy się nie spodziewałem, że tyle przebiegnę.

Pierwsze 1000 km na rowerze przejechałem w ciągu dokładnie dwóch miesięcy od kupna roweru ponad 11 lat temu. Jestem w szoku, że tak szybko mi to wtedy poszło - aż odszukałem ten wpis. Wstyd, że w tym roku mam w sumie mniej niż 1400 :-(

1000+ - czy to wystarczy, żeby przebiec maraton? Zobaczymy. Dwa lata temu udało się go pokonać, niestety częściowo maszerując.

Jest medal ;) © djk71

W tym roku chciałbym go w całości przebiec. Czy się uda? Pewnie głowa o tym zadecyduje...

Jestem w lesie...

Niedziela, 22 września 2019 · Komentarze(0)
Wczoraj zamiast długiego wybiegania była wycieczka na targi rowerowe. Dziś rano miała być siłownia, ale syn ogłosił dzień lenia. Jako, że byłem tuż po śniadaniu więc musiałem chwilę odczekać, a popołudniu miał być mecz, to czasu zostało tylko na kilkanaście kilometrów.

Kilkanaście kilometrów po lesie, z podbiegami. W sumie fajnie, pilnując tempa, w miarę spokojnie. Ogólnie jestem zadowolony.
Jednak po lesie biega się fajnie. Nawet kusiło mnie żeby zapisać się na cykl biegów City Trail w Katowicach. Już założyłem konto, już prawie się zapisałem, po czym doszedłem do wniosku, że przecież las mam pod domem, biegać mogę kiedy chcę... A jak policzę czas dojazdu to u siebie zrobię połówkę, zamiast piątek tam. Odpuściłem. I chyba słusznie. Trzeba trenować do takich biegów jak Runek Run. Ostatnio kolega mnie wypatrzył jeszcze na zdjęciu z tamtej imprezy ;-)



Mniej zadowolony jestem z tego, że nie udało się w tym roku zrobić żadnego dłuższego wybiegania. W sumie 9 biegów po ok. 21 km i to wszystko. Dobrze, że sześć z tych biegów w ciągu ostatnich trzech miesięcy, ale to wciąż tylko połówki. Za dwa tygodnie będę musiał zrobić dwie, pod rząd, a dokładniej w jednym ciągu... I to już ciężko widzę.... Jestem w głębokim lesie z zaplanowanymi treningami... I to już się nie zmieni. Już nie ma na to czasu...

BIeżnia o poranku

Czwartek, 19 września 2019 · Komentarze(0)
Ostatnie dwa dni to odpoczynek. Przedwczoraj zamierzony. Wczoraj jakoś wszystko się przesuwało w czasie i przesunęło się na dzisiejszy poranek.

Kwadrans po szóstej na siłowni. jak zwykle o tej porze, pusto. W sumie może kilkanaście osób. Bieżnia. Na dworze chłodno, ale tu w sumie też niezbyt ciepło. Do tego z każdym kolejnym kilometrem robię się coraz bardziej mokry. Niby wysiłek, ale zamiast się rozgrzewać to marznę. Udaje się jednak potruchtać dwanaście kilometrów... nie ruszając się z miejsca :-)

O tej porze ludzie w pracy © djk71


Pod prysznicem ciepło. Mógłbym tam zostać dłużej :-) Niestety trzeba iść do pracy... Choć z drugiej strony chcą mnie na urlop wygonić... Jednak idę...  Robota sama się nie zrobi... Podobnie jak trening...

Życiówka na Półmaratonie Bytomskim

Sobota, 14 września 2019 · Komentarze(1)
Tydzień minął od Festiwalu w Krynicy więc trzeba pobiegać. Wybór padł na odbywający się po sąsiedzku, w Miechowicach, Półmaraton Bytomski.

Kręcimy się chwilę z żoną po strefie startowej.

Któryś będzie mój © djk71

Ścianka pod kolor stroju © djk71

Po biegu będzie losowana nagroda.

Nagroda czeka © djk71

W końcu ustawiam się na starcie.

A może by tak zrobić życiówkę? © djk71

Sam nie wiem jaką taktykę przyjąć...

No i ruszamy © djk71

Niestety tradycyjnie ruszam za szybko. Ale póki co nie jest źle, daję radę. Na trasie kilka krótkich podbiegów. Puls to potwierdza :-)

Punkty odżywcze miały być co 5 km, a są chyba w nieco innych miejscach. Źle, bo nie brałem swojego picia. Jakoś daję radę zrobić pierwsze kółko. Wydawało mi się, że tu też powinien być bufet, ale albo go nie zauważyłem, albo go nie było.

Ruszam na drugie kółko © djk71

Ci co biegli jedno kółko już odpoczywają.

A niektórzy już w bufecie © djk71

Biegnę drugą pętlę. Luźniej na trasie. Trochę źle, bo trudniej się kogoś trzymać. Biegnę swoje. Na punkcie chyba zorganizowanym przez MGB łapię kawałek czekolady. Gorzkiej. Tym razem to nie był dobry wybór. Twarda, ciężko ją pogryźć i trudno się rozpuszcza. Jakoś daję jednak radę. Nawrotka w lesie i ostatnie 5-6 km przede mną. Wiem, że dam radę. Czas jest niezły. Poniżej dwóch godzin nie będzie ale jest szansa na życiówkę. O ile... mnie nie odetnie.

Biegnę. Jeszcze jeden podbieg pod stację benzynową i... wiem, że dam radę. Dałem radę.




Zrobiłem to © djk71

Zmęczony, ale szczęśliwy. Czuję ten bieg w nogach. Ale warto było :-)

Kolejny medal do kolekcji © djk71

Jest życiówka. Ponad 4 minuty szybciej niż życiówka z Półmaratonu Warszawskiego w 2018. Super. :-)

Rozruch po festiwalu i... nowe pomysły...

Wtorek, 10 września 2019 · Komentarze(0)
Rozruch po weekendowym bieganiu na Festiwalu Biegowym. O dziwo wczoraj bez bólu, na wszelki wypadek zrobiłem sobie jednak dzień odpoczynku. Dziś z rana lekko czułem łydki, ale postanowiłem choć chwilę pobiegać na bieżni.

Co ciekawe od początku prawie wysokie tętno.

Jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć bieganiem w górach, a tu już dostałem propozycję biegania w przyszłym roku... Może nie wprost propozycję, ale padło hasło i... padło na podatny grunt. Poza tym.... Bieszczady... i wszystko jasne :-)


Runek Run -pierwszy bieg górski. Żyję.

Niedziela, 8 września 2019 · Komentarze(0)
Po wczorajszej Życiowej Dziesiątce czułem zmęczenie. Wieczorem pakowanie, szybka decyzja co na siebie założyć, szczególnie, że prognozy od kilku dni się zmieniają i deszcz ma raz być, a raz nie. W nocy lało więc może być wesoło na trasie. W końcu decyduję się biec na krótko, jedynie zakładam dodatkowo rękawki, które mogę w każdej chwili zdjąć. W plecaku ląduje jeszcze wiatrówka.

Kiedy jakiś tydzień temu (a może więcej) zerknąłem sobie na profil trasy nie wierzyłem. Narysowałem go sobie raz jeszcze samemu i... nic się nie zmieniło. Wyglądał jak dla mnie przerażająco. Nie do końca byłem przekonany, że start to dobry pomysł. Byłem raczej przekonany, że to zły pomysł. Tydzień minął na płakaniu i użalaniu się nad sobą. Gdy wczoraj koledzy z teamu przebiegli w górach po 64 km zrobiło mi się wstyd. Naprawdę wstyd. Oczywiście musiałem pozostać sobą i jeszcze trochę ponarzekać, ale w głowie miałem już tylko to co oni zrobili. I wiedziałem już, że ja też swoje zrobię.

Limit czasu 5 godzin na 22 km więc choćbym miał przejść całość to dam radę.

Wstajemy z Marcinem o 5-tej rano. Start o 7:20, ale wcześniej trzeba coś zjeść, napić się... Śpimy na drewnianych piętrowych łóżkach więc schodząc z góry skrzypieniem (łóżek, nie swoim) budzimy całą ekipę. Oni oczywiście leżąc w łóżkach mają świetny ubaw, a nam się coraz ciężej zebrać. W końcu idziemy na start. 1,5 km spacer sprawia, że na starcie jesteśmy już pełni energii.

Jeszcze selfie przed startem i ruszamy.

Zaraz ruszamy © djk71

Marcin swoim tempem, nawet nie próbuję go gonić. Po kilometrze asfaltu skręcamy... pod naszą kwaterę.

Jeszcze biegnę © djk71

Ekipa dopinguje nas z balkonu i z chodnika.

Doping z balkonu © djk71

Ten odcinek to już ścianka, ale ja dzielnie truchtam choć wielu innych przeszło już do marszu.

Pierwszy podbieg © djk71

Dopiero za zakrętem droga się zwęża i wszyscy już idą. Próbuję jeszcze chwilę wyprzedzać, ale to nie ma sensu.

Idziemy. Nie do końca mi się to podoba, w końcu to miał być bieg. Zdaję sobie jednak sprawę, że sam pewnie długo bym nie pobiegł, a jeśli to pewnie i tak w takim samym tempie, tylko męcząc się bardziej.

Ok, poddaje się i wyciągam krok. Maszeruję wyprzedzając innych. Część wspomaga się kijkami, ale wielu z nich i tak wyprzedzam. Zastanawiam się tylko na ile starczy mi sił na takie rumakowanie...


Coś mi szkiełko zaparowała © djk71

Docieramy do pierwszego szczytu, teraz zbieg w dół. Łatwo nie jest. Dla mnie to zupełna nowość. Nie szaleję, ale staram się też nie blokować trasy. Tu mi się podoba :-)

Kawałek asfaltu i początek podbiegu (podejścia) na Jaworzynkę. Tym razem będzie trudniej. Znów większość trasy to jednak marsz, choć jak tylko choć trochę robi się łagodniej to próbuję podbiegać. Widoki piękne.

Tu jeszcze słono świeciło © djk71

W plecaku słuchawki, ale nawet przez chwilę nie myślę o tym by je zakładać. Jest zbyt pięknie. Las, góry, ptaki...

Ostatni odcinek przed szczytem bardzo stromy, ale daje radę.

Na szczycie pochmurno i mgliście © djk71

Kawałek banana, żurawina i łyk wody.

Zawiązuję mocniej sznurówki i zaczyna się zbieg. Nie robiłem tego wcześniej więc eksperymentuję, raz tak, raz tak. Jakoś biegnę. Pojawiają się oczywiście jeszcze podbiegi. Przecież Runek dopiero przed nami. Ale już jest dobrze.

W głowie zaczynają się kalkulacje. Gdybym był o tej i o tej na tym i tym kilometrze to może udało by się zrobić całość w 3 godziny. Nie, wariactwo, bez szans. Poza tym jeszcze dwie godziny temu cel był żeby się zmieścić w limicie.

Wciąż kalkuluję. Na trasie pojawia się info, że do mety 5 km. Zegarek pokazuje mi nieco ponad 6. Przy pięciu jest szansa na trójkę, choć tak naprawdę nie wiem jeszcze jakie niespodzianki na trasie jeszcze mnie czekają. Tym bardziej, że miejscami jest ślisko. Raz mało nie skręcam nogi ustępując drogi komuś kto mnie wyprzedza. Kilka razy zahaczam o korzenie, ale ogólnie jest ok. Buty dają radę. Nie ślizgają się. Wciąż mam siły, choć mięśnie już czuć.

Do mety ostatni kilometr. Słyszę, że najgorszy. Nie wiem, czy dlatego, że ostatni, czy jakieś niespodzianki na trasie. Jest wąsko i ślisko, ale spokojnie wyprzedzam jeszcze kilka osób. Niosą mnie emocje.

Zmęczenie mnie dopada dopiero na kilkuset ostatnich metrach asfaltu. Nogi dostały jednak w kość. Tu jednak nie mam wyboru. Muszę dobiec tym bardziej, że czas poniżej 3h już jest pewny. Ostatecznie jest 2:56:27.

Zrobiłem to © djk71
Trzeba zegarek zastopować :-) © djk71
Piątki ze znajomymi © djk71

Z medalem i nie tylko © djk71

Marcin oczywiście był przede mną jakieś 20 minut, ale to nie było zaskoczeniem.

Marcin kończy © djk71

Jestem super zadowolony.

Zrobiliśmy to © djk71


Można się rozebrać © djk71

Dostajemy koszulki Finisher ;-)

Finisherzy ;-) © djk71

Kiedy później idziemy coś zjeść, dumni z tego co zrobiliśmy, w koszulkach potwierdzających nasz "wyczyn", szybko zostajemy sprowadzeni na ziemię. Wokół mnóstwo osób w koszulkach finiszerów tylko zamiast naszego 22 u nich widnieje 35, 64, 100... km :-)

Żartuję. Nie szkodzi. To wszystko przed nami, bo... już wiem, że jeszcze wrócę w góry. Bałem się, że tak będzie ;-)
Tylko chciałbym więcej podbiegać, bo bieg to bieg. Może to jest jakiś cel treningowy...

Są wyniki. Jestem 382/610 (96/136 w M40), czyli znów wyprzedziłem prawie 40% zawodników :)

Dziękuję wszystkim (a w szczególności mojej żonie) za wsparcie i doping. Potrzebowałem tego :-)

Życiowa Dziesiątka

Sobota, 7 września 2019 · Komentarze(0)
Mój debiut na niesamowitej imprezie, jaką jest Festiwal Biegowy w Krynicy. Zapisany byłem już w zeszłym roku, ale... nie dojechałem :-( W tym roku udało się. 10 tysięcy biegaczy, kilkadziesiąt różnych biegów, trzy dni biegowego szaleństwa. Dla mnie główny cel to jutrzejszy debiut w biegach górskich - Runek Run. W trakcie zapisów kliknąłem jeszcze dzisiejszą Życiową Dziesiątkę. Im dłużej przyglądałem się profilowi jutrzejszej trasy tym mniej byłem przekonany do dzisiejszego startu. Ale skoro się zapisałem to co zrobić... :-)

Tereska z Adamem już o świcie ruszyli na 64-km trasę po górach, Piotr na 35km, a ja w towarzystwie Anetki i Marcina udałem się na start mojej dychy. Nazwa Życiowa Dziesiątka nie jest przypadkowa, bo całą trasa biegnie.... w dół... Z krynicy do Muszyny.

Na starcie ustawia się prawie 1500 osób głodnych życiówki na dychę.

Stres przed startem © djk71

Start na deptaku to start honorowy. Właściwy, ostry zaczyna się prawie kilometr dalej.

Ruszyliśmy © djk71

Ruszam i rzeczywiście jest z górki. Pierwszy kilometr biegnę z czasem 5:10 min/km - to prawie minutę szybciej niż zwykle biegam. To zdecydowanie zbyt szybko jak na dziesięciokilometrowy bieg. W szczególności mając na uwadze jutrzejszy start. Zwalniam, ale i tak kolejne kilometry biegnę ok. 5:30. Ja na mnie szybko. Oczywiście kiedy ja będę w połowie trasy najlepsi pewnie będą na mecie, ale ja tu walczę z sobą, nie z nimi.

Szybko widać, że nie tylko ja ruszyłem za szybko. Pojawiają się pierwsze osoby, które przechodzą do marszu. Ja biegnę.
Na piątym kilometrze chwytam kubek z wodą, a właściwie dwa. Jeden wypijam, drugi wylewam na siebie. Ciepło.

W okolicach siódmego kilometra już czuję, że jestem w stanie tak dobiec do końca. Będzie życiówa :-) I jest, zegarek co prawda pokazał dystans o 90m dłuższy i Endomondo pokazało lepszy wynik, ale faktyczny czas to 0:55:06.

Mam życiówkę © djk71

Jestem zadowolony.

Na mecie z medalem © djk71

Czas na przepyszną pomidorową, herbatę z cukrem i wodę. Można chwilę odpocząć. :)
Niestety cały bieg na wysokim pulsie, zegarek sugeruje 72h odpoczynku, a mój start za jakieś 20h. Zobaczymy...

Idę do jednego z kilkudziesięciu podstawionych autobusów, które przewiozą nas z Muszyny do Krynicy. Logistycznie impreza jest zorganizowana perfekcyjnie.

Są wyniki. Jestem 907/1483, czyli wyprzedziłem prawie 40%zawodników :)

Odpoczywając obserwujemy wbiegających na metę zawodników innych biegów. W tym oczywiście naszych harpaganów :-) Dobiegają szczęśliwi, ale zmęczeni. Choć kiedy później maszerujemy na kwaterę nie widać po nich, że mają za sobą 64 km w górach. No prawie nie widać :-)

Niezmodrowany © djk71


Czas spać, jutro start o 7:20. Padający za oknem deszcz nie nastraja wesoło.