Kiedy już wstałem trzeba było odwiedzić firmę, zeszło dłużej niż planowałem i... czasu na rower zostało niewiele.
Nie miałem ochoty na asfalt więc do lasu. Przypomniałem sobie stare ścieżki, którymi dawno już nie jeździłem. Zjazdy, podjazdy, kamienie, korzenie, przewrócone drzewa... Czy zawsze tu tak było? Zmęczyłem się. Podejrzewam, że to jeszcze efekt biegu, ale może po prostu dawno już nie jeździłem w ten sposób...
Szlag by to trafił. Nie dość, że wszystko wokół się sypie, że na nic nie ma czasu... to kiedy w końcu znajduję chwilę żeby choć z grubsza przygotować rower do wyjazdu to.... też kicha. Nic nie działa. Za co się nie wezmę to porażka, a na deser na krótkiej przejażdżce testowej łapię gumę na rowerówce. 500 m od domu... Nawet mi się nie chce tego naprawiać.
Dziś odmiana, po trzech miesiącach znowu dosiadłem na Superiora i... Wow!
Może i Tadeusz jest lżejszy, może na cieńszych oponach powinien jechać szybciej, ale... chyba jednak lepiej się czuję na góralu. Nie tylko można wjechać w teren, ale też na szosie nie trzeba tak uważać... Jakoś się pewniej na nim czuję.
Jutro pewnie też go wybiorę. Choć domaga się już chyba serwisu...
Z innej beczki, dziś miałem okazję zerknąć w katalogi rowerowe... Piękne rowery teraz robią... Piękne... Choć nie wszystkim by się niektóre podobały... np. ten:
Od ostatniej awarii zero roweru. I to nie dlatego, że nie potrafiłem naprawić, a po prostu nie było jak i kiedy. Nie było ani roweru, ani biegania. Niestety.
Wczoraj w końcu udało się z Igorem zrobić krótką przejażdżkę po okolicy.
Trochę jeżdżąc, trochę rozmawiając. Spokojnie, ale bardzo fajnie. Sztyca wciąż się sprawdza :-) Miałem nadzieję na dłuższy dystans, ale nie udało się. A szkoda.
Niby zwykła guma, ale pierwszy raz się poddałem. I idzie. Chodzi po głowie myśl żeby pobiec. Dwa treningi w jednym. Ale w butach SPD średnio się biega.
Żona się jednak o mnie troszczy i organizuje wóz techniczny. Dzięki Anetko. Dzięki Jano.
Postanowiłem zaryzykować i nabyłem amortyzowaną sztycę do Tadeusza. Montaż, regulacja ustawień i... mimo, że dochodzi dwudziesta druga i jest ciemno i mokro... to przecież trzeba zrobić test. A jak będzie dobrze to może i trening.
Siadam na rower i... od początku szok. Nie sądziłem, że różnica będzie aż tak zauważalna. Od pierwszych metrów jest... miękko. Pewnie będzie jeszcze zabawa z regulacją, ale póki co jest rewelacyjnie.
Bałem się jak to wpłynie na pedałowanie, ale tu też jest w porządku. Bardziej przesuwam się przód-tył niż góra-dół. Momentami trochę dziwne uczucie, ale myślę, że szybko przywyknę.
Trening zrobiony. Bez błotników na asfalcie w deszczu, więc i ja i rower jesteśmy uwaleni na maksa, ale jest zadowolenie.
Najbardziej jednak zadowolony będzie chyba mój kręgosłup. Coś czuję, że to będą dobrze wydane pieniądze...
Półtora tygodnia przerwy w treningach. Praca i inne okoliczności sprawiły, że w minionym okresie było zero aktywności. Czas wracać do żywych. Łatwo nie jest, ale udaje się wyjść pokręcić między pracą, a obiadem. Zimno. Bardzo zimno. Od początku do końca. I kto kładł tu asfalt? W Tadku wciąż opony szosowe i... to jest masakra. Szczególnie po ciemku. Rzekłbym... F**k it! Jak w tytułach książek, które zamówiłem.
Jutro Bieg Wiosenny z metą na Stadionie Śląskim. Jako, że wolę zawsze mieć wszystko przygotowane wcześniej więc jadę po pakiet startowy dziś. Udaje się umówić z kumplem z pracy. Miejmy nadzieję, że to pierwszy, ale nie ostatni raz ;) W Bytomiu dołącza do nas jeszcze kolega Marka.
Z różnych powodów musiałem pojechać na szosowych oponach, a koledzy na góralach. W planach były Żabie Doły i... jedziemy tam. Teren i błotko, ale o dziwo daję radę :)
Docieramy spokojnie pod Stadion Śląski. Szybkie i sprawne odebranie pakietu i powrót.