Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Baterie?

Piątek, 15 sierpnia 2008 · Komentarze(10)
Baterie?
W nocy ustalilśmy plan na dzisiejszą trasę. W sumie ma być nawet do 150km. Rano pogoda krzyżuje nam plany. Rezgnujemy z planowanego koncertu w Legionowie, modyfikujemy trasę i będzie ok. 80km, w tym Twierdza Modlin.

Ruszamy najpierw zaliczyć waypoint w starej cegielni w Zaborówku. Ciężka przeprawa przez leśne, piaszczyste drogi. Wiku pierwszy raz w (pożyczonych) SPD. Dzielnie daje radę choć jemu też piaski dają w kość. Młynarz również chętnie by już zjechał na asfalt. Tylko Damian daje dzielnie do przodu. Gonię za nimi i... jest ciężko. Czuję zmęczenie i głód. Docieramy do komina, gdzie Piotrek szaleje w kominie by zdobyć dla nas punkt. Bez sensu są tak zamieszczone punkty - nie każdy lubi takie zabawy, sam bym się tam nie wdrapywał, chyba za stary na to jestem. Komary chcą nas zjeść.



Mamy do wyboru wrócić tą samą trasą lub asfaltem. Zgodnie decydujemy się na asfalt. Wiku wyjeżdża pierwszy i nie schodzi poniżej 30km/h - magia SPD? Jadę za nimi i czuję, że nie mam siły. Niby jeszcze nadążam za resztą ale przed oczami mam tylko cheesburgera i boję się, że w każdej chwili może zejść powietrze. Za mnie. Dawno nie miałem takiego uczucia. Wjeżdżamy do Leszna, wyciągam z kieszeni batonika i... to nie ma sensu. Zatrzymuję ekipę. Oddaję batoniki Wiktorkowi i rezygnuję. Decyduję się na powrót do domu.

Nie wiem co się stało, czyżby dało się we znaki zmęczenie po szybkim tempie z ostatnich kilku dni? A może to pogoda i nadchodzące szaleństwo - kilka godzin później rozpętała się koszmarna burza - chłopcy wrócili przemoczeni, dobrze, że zdążyliśmy Wiktorka zabrać do auta z Modlina.

Tak, czy owak, po prostu padły baterie, niespodziewanie, nagle...

Około południa, mimo wysokiej

Czwartek, 14 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
Około południa, mimo wysokiej temperatury ruszamy z żoną i dziećmi na przejażdżkę. Po kilkuset metrach powrót. Igorek jest wciąż tak zafascynowany nowym rowerkiem, że zapomniał włożyć butów i jedzie w klapkach.



Zmiana obuwia i jedziemy na poszukiwanie stadniny. Przeprawiamy się przez piachy, las ale stadniny nie znajdujemy. Nie szkodzi i tak jest fajnie. Przerwa na lody i powrót przez las do domu.

Wieczorem z Damianem jedziemy do Żyrardowa - odebrać z dworca Młynarza. Szybkim tempem, cały czas bocznymi drogami docieramy bez przeszkód do celu. Prawie bez przeszkód, bo oczywiście znalazł się jeden debil w aucie, który chciał się popisać przed żoną wyprzedzeniem na trzeciego. Zwykle nie reaguję na idiotów ale widok stukającej się w czoło kobiety sprawił, że dłoń sama uniosła mi się w geście pozdrowienia. Wydawało się przez chwilę, że będzie okazja do bliższego poznania się, ale kierowca chyba realnie ocenił swoje szanse...

Wjeżdżamy do Żyrardowa i... przychodzi mi do głowy piosenka "... na mojej ulicy nie mieszka już Chrystus, a szatan się z niej wyprowadził....". Olbrzymia liczba ciemnych uliczek, pełno grupek na zacienionych ławkach... nie chciałbym tu spacerować wieczorem.



Chwila pod ślicznie odnowionym dworcem i ponieważ pociąg Piotrka ma spore opóźnienie postanawiamy zwiedzić miasto. Niestety zapytany o atrakcje przechodzień wpada w osłupienie, w końcu kieruje nas na Plac Jana Pawła II.



Mimo, moich wrażeń, i tego, że jest już po 21-szej na ławkach i alejkach mnóstwo ludzi. Mnóstwo starszych ludzi, mnóstwo samotnych dziewczyn, mnóstwo rowerzystów.

W końcu dociera Młynarz i po chwili przerwy wracamy do domu. W całkowitych ciemnościach robimy kilkadziesiąt kilometrów. Do tego GPS prowadzi nas nieco inną trasą i mamy trochę terenu (wpisany na oko + poranny). W końcu docieramy do domku, gdzie czeka już na nas komitet powitalny w pełnym składzie (jedynie Igorek po wcześniejszych wyczynach śpi).

Szybko

Środa, 13 sierpnia 2008 · Komentarze(4)
Szybko
Szybki wyjazd z bratem do Brochowa. Jak dla mnie bardzo szybki, do tego "tam" pod wiatr. Po 24km średnia 25km/h i... czuję ogień w udach. Nie jest dobrze. Docieramy do fantastycznego kościółka.



Chwila przerwy, gdyby nie komary chciałoby się tu zostać dłużej.

Czas jednak na powrót. Wciąż szybkie tempo. W Kampinosie średnia 24,6, a po spacerze wokół tutejszego kościółka 24,1. Bez sensu, powinno się chyba w takich momentach ściągać licznik.

Docieramy do domu. Ciekawe jak jutro zareagują rano nogi.

Urodziny i nie tylko

Wtorek, 12 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Urodziny i nie tylko
Jako, że dziś urodzinki Igorka, a wczoraj dostał wymarzony prezent to dziś... trzeba sprawdzić czy prezent działa.

Całą rodzinką ruszamy na podbój Puszczy Kampinoskiej. Od początku Igor narzuca niezłe tempo, momentami nawet 19,5 km/h. Niestety jeszcze nie wie, że na szutrze, piasku rower zachowuje się inaczej.



Mimo glebki rusza dalej, po chwili wbijamy się na żółty szlak (ponoć rowerowy zielony) i jedziemy w kierunku byłej szkoły cyrkowej w Julinku. Mimo, że nie lubię cyrku, szkoda, że niewiele z niej zostało. Brniemy przez piachy, dopiero po chwili zauważając, że równolegle biegnie fajna leśna ścieżka. Po ścieżce jedzie się nam zdecydowanie łatwiej i przyjemniej. Dojeżdżamy do szkoły, zaliczamy waypointa, rundka wokół i powrót. Po dojeździe do Leszna Igorowi jeszcze mało i ruszamy w stronę ponoć najgrubszego drzewa w Polsce. Tuż przed Igor zalicza kolejną glebkę, ale jest twardy i sunie dalej, kolejny poślizg (z którego wyszedł szczęśliwie) komentuje: "Ale trick zrobiłem". Zaliczenie kolejnego waypointa i powrót do domu. Kilkaset metrów od domu Anetce zawodzą hamulce i wjeżdża w Igorka, szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

Oprócz szybkich momentów były i bardzo wolne (gdy Igor spacerował) więc średnia wyszła 9,6km/h :-)

Nie wyszedł nam wyjazd z Damianem, który wyjechał przed naszym powrotem więc po obiedzie ruszam na szybką samotną rundkę. Najpierw główną drogą dojeżdżam do Kampinosu, dużo aut, za dużo. Za to próbuję jechać dość szybko, nawet mi to wychodzi, natomiast wiem jedno. Coś nie tak przy zbyt dużej kadencji. W poniedziałek też próbowałem jechać z dużą kadencją i potem czułem mocno uda. Dziś po dojeździe do Kampinosu też miałem podobny efekt. Chwila wolniejszej jazdy i znów szybsze tempo. Fajnie się jedzie tak bez aut, dobrym asfaltem. Jedno co mnie zaskakuje to dziwne oznaczenia miejscowości.



Nie do końca wiem, gdzie wjeżdżam. Jak się potem okaże takich przypadków jest w okolicy więcej.



W Czarnowie, a może w ... dojeżdża do mnie Damian. Kończymy trasę już wspólnie.
Wracam mokry, ale mięśni już nie czuję, jakoś przeszło, ciekawe jak będzie rano?
Średnia z tego odcinka 25,5 km/h na dystansie 25 km.

Racing Boy 2

Poniedziałek, 11 sierpnia 2008 · Komentarze(13)
Racing Boy 2
Dziś nie było czasu na jazdę, bo... tematem dnia był zakup nowego rowerka dla Igorka.
Jutro ma urodzinki i ciocia z wujkiem postanowili mu zrobić prezent. Jako, że model Igor miał już dawno upatrzony więc kierunek Decathlon i... jest :-)



Do tego obowiązkowo stopka, błotniki, bidon i nowy kask.



Teraz zacznie się szaleństwo. Wieczorkiem tylko jazda kontrolna do lasu, ale komary skutecznie nas wygoniły do domu.

Trzecia lampka

Niedziela, 10 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
Trzecia lampka
Po kilku dniach przerwy znów na rower. Tym razem w Kampinosie. Wieczorem z bratem sprawdziliśmy plan dzisiejszych rozgrywek na olimpiadzie i zaplanowaliśmy poranny wyjazd we dwóch. Mieliśmy wstać zanim reszta się obudzi, wyszło inaczej, ja musiałem odespać ostatnie 2 tygodnie, dzieci wstały wyjątkowo wcześnie i w efekcie wyjechaliśmy później i rozszerzonym składzie - dołączył do nas Wiktorek.

Jedziemy w las. Jest piach. Jest górka. Jest... kapeć. Nie u mnie, u Wikiego.
Wraca Damian, Wiku schodzi z roweru i... poznaje nasze dobre serce. Decydujemy się z nim zaczekać aż zmieni dętkę. Co więcej, dostaje dobre rady i... udaje mu się doprowadzić rower do stanu używalności.



Przyda mu się ta lekcja.

Jedziemy dalej. Damian zaplanował chyba najtrudniejszą z istniejących tu tras (poza szlakiem). Kilka ładnych podjazdów i zjazdów.

Na niektórych można się było zasapać, ale ogólnie bardzo fajna traska. Blisko domu, bez ludzi i jest gdzie się zmęczyć.



Spostrzegam, że... znów zgubiłem tylną lampkę. Niech to diabli. Trzecia w ciągu 1,5 miesiąca. Już nie wiem jaką mam kupić, żeby nie odpadła.

W końcu docieramy do Sosny Powstańców, miejsca, gdzie carscy Kozacy wieszali niedobitków z oddziału powstańczego mjr Walerego Remiszewskiego, którzy uszli żywi z bitwy pod Zaborowem Leśnym. Sosna uschła i runęła na ziemię w 1984, miała 350 cm obwodu w pierśnicy, 22 m wysokości i około 170 lat. Legenda głosiła, że jej zwieszające się ku ziemi konary wygięły się tak od ciężaru ludzkich ciał.







Wracając do domu, Damian skraca drogę (bo do meczu zostało niewiele czasu) i... jedziemy na przełaj przez jakieś krzaki, powalone drzewa... szczęśliwie jednak udaje się dojechać na czas do domu.

Tylko 31km, a wydaje się jakbyśmy spędzili w drodze znacznie więcej czasu. Wiku potwornie zmęczony, droga, podjazdy, emocje przy zmianie dętki...


Po meczu mamy chwilę czasu więc... jeszcze jedna szybka rundka, tym razem asfaltem. Pytam Wiktora czy jedzie z nami i... jedzie. Jest dzielny. W trochę wolniejszym tempie niż planowaliśmy robimy rundkę po okolicznych wioskach zaliczając między innymi drugiego dziś waypointa, niestety nie udało nam się odnaleźć kodu. Pierwszy był obok sosny.

Po powrocie do domu okazuje się, ze znów zrobiliśmy 31 km. Czuję lekkie zmęczenie w nogach.

W Młynarskim kręgu

Wtorek, 5 sierpnia 2008 · Komentarze(27)
W Młynarskim kręgu

Los sprawił, że musiałem udać się w dość odległe od mego domu tereny. Szybki rzut oka na mapę i… kilkanaście km od mojego celu jest miejscowość, o której kiedyś już słyszałem… tylko gdzie? ;-) Oczywiście, żartuję, wiedziałem skąd znam to miejsce, więc szybka rozmowa z Młynarzem, ciuchy do przebrania do auta i po wizycie u klienta chwila odpoczynku w Jasieniu. Mieście rodzinnym Piotrka.



Obiadek, chwila odpoczynku i na pożyczonym od taty Piotrka rowerku ruszamy na zwiedzanie Jasienia i okolicy. Dowiedziałem się gdzie Piotrek chodził, do przedszkola, szkoły, gdzie stawiał pierwsze kroki na boisku. Poznałem lokalne miejsca rozrywki, jak np. dyskoteka Malibu (ponoć w środku jest ciekawiej :) )



Dowiedziałem się jak wielkim szacunkiem Młynarz cieszy się w swoim mieście.



Piotrek zaskoczył mnie lokalną ciekawostką…



… a potem pojechaliśmy w las. Rewelacyjne tereny do jazdy, fantastyczne lasy i prawie autostrady, a nie ścieżki. Zero ludzi, samochodów… raj na ziemi.
W sumie to mógłbym tak jeździć pewnie jeszcze dość długo, okolica i rozmowy z Piotrkiem sprawiły, że nawet nie bardzo przeszkadzała mi konstrukcja roweru (był nieco inny od mojego) ale niestety nastała pora powrotu do domu.

Ciężko mi się wyjeżdżało, bo fantastyczna atmosfera jaka panowała u Piotrka w domu plus dodatkowe atrakcje jakimi Młynarz mnie kusił (bilard, Black Sabbath… i inne) podpowiadały żeby zostać, ale… w domu czekało nas mnie też kilka osób :-)
Niespodziewanie udało mi się spędzić kilka fantastycznych godzin, takich jakich potrzebowałem, bez strasu, bez pośpiechu, z dala od tłumów, w sympatycznym towarzystwie.

Piotrek, jeszcze raz dziękuję Tobie i Twojej sympatycznej rodzince. Pozdrowienia dla wszystkich.
Miałeś rację tydzień temu mówiąc, że gdybyśmy mieszkali bliżej to spędzalibyśmy wiele godzin na rowerowych włóczęgach…

TRASA:
po Jasieniu i... -> Budziechów -> ...las... -> Świbinki -> Nowa Rola -> Gręzawa -> Grabówek -> Grabów -> Bronice -> Zieleniec -> Lisia Góra -> Jasień

Załamka

Poniedziałek, 4 sierpnia 2008 · Komentarze(5)
Załamka
Dziś brak czasu na jeżdżenie więc tylko krótko po Kosmę. Niestety wyjeżdżamy z Agą zbyt późno i udaje nam się dojechać tylko do Karbia. Stamtąd już razem powrót na Helenkę. Po drodze krótki (no może nie taki krótki) postój koło pałacu Wincklerów.



Wszyscy jesteśmy w szoku, że ktoś dopuścił to miejsce do takiego stanu. Co więcej, po powrocie do domu, czytamy, że są pomysły całkowitego wyburzenia ruin. Brak słów...

Integracyjnie z Karlą

Niedziela, 3 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Integracyjnie z Karlą
Dziś, jesteśmy umówieni na spotkanko z karlą76. Korzystając z tego, że jest w swoich rodzinnych Tarnowskich Górach mkniemy na jej spotkanie w kilkuosobowym gronie: Anetka, Agusia, kosma100, wrk97 i ja. Chciał też jechać igor03, ale to wciąż dla niego zbyt długi dystans. Niezależnie dociera do nas dawno nie widziana katane. Kolejny mini zlot BS (Nowy Sącz, Wieluń, Dąbrowa Górnicza, Piekary Śląskie, Zabrze).

Niestety Karolina nie może z nami pojeździć. Spędzamy jednak urocze chwile rozkoszując się widokami tutejszego rynku. Mimo, że jest bardzo fajnie, musimy się zbierać bo do domu jeszcze kawałek, a tam czeka już na nas Igorek.

Żegnamy Karolinę i jej towarzyszkę Iwoną (o ile dobrze zapamiętałem) i dzielimy się na dwie grupy. Anetka z Agą jadą do domu, a reszta towarzyszy Kasi w drodze do Piekar.

Po drodze zaliczamy Świerklaniec, pięknie tu dziś.



Jako, że słońce zachodzi czas się zbierać do domu. Jeszcze tylko Kopiec Wyzwolenia i... czy ja powiedziałem: tylko?



Choć sam kopiec nie jest wysoki, coś nas podkusiło i wjeżdżamy na niego rowerami. Problemem nie jest stromość podjazdu, a... brak jakichkolwiek zabezpieczeń i kamienista droga. Wjechaliśmy wszyscy ale kosztowało mnie to sporo nerwów. Wyobraziłem sobie, co by się stało gdyby ktoś się przewrócił na prawą stronę.

Chwila na kopcu i zjeżdżamy do centrum Piekar. Jeszcze tylko szybkie zdjęcie dla naszych dziadków :)



Żegnamy się z Kasią i po ciemku docieramy do domu.

Dziękuję wszystkim za świetne popołudnie. Mam nadzieję, że nie ostatnie w takim gronie.

Po górkach

Sobota, 2 sierpnia 2008 · Komentarze(3)
Po górkach
Dziś niestety nie ma czasu na jeżdżenie. Nic nie wyjdzie też z planowanego odwiezienia Kosmy do pracy. Po 19-tej (to ostatnio standard) decydujemy się z kuzynką pojechać na krótką przejażdżkę. Wciąż jestemz niej dumny, z tego jak zaczęła jeździć i... jak przybyła do nas pokonując ponad 130km kilka dni temu.


Jedziemy powłóczyć się po najbliższej okolicy i już po kilku km słyszę, że tu rzeczywiście nie jest płasko. No fakt, po drodze do Kamieńca jest kilka podjazdów.



Aga nie wie jeszcze, że najgorsze dopiero przed nią. Ruszamy w stronę Księżego Lasu i zastanawiam się co sobie teraz o mnie myśli. Dzielnie jednak pokonuje kolejne kilometry.



W końcu docieramy do najstarszego drewnianego kościółka na Śląsku. Tu daję jej chwilę odpocząć.

Droga powrotna trochę, ale tylko trochę, łatwiejsza. Przed Górnikami bez problemu mijamy starszą dość sporo od nas kobietę z koszyczkiem z przodu i małymi sakwami z tyłu. Dogania nas na stopie. Ruszamy i... siedzi nam na kole. Przyspieszam, ale sytuacja się nie zmienia. Dopiero kawałek dalej, gdy skręcamy ona jedzie swoją drogą. Jesteśmy pod wrażeniem.

Po drodze dodałem też dwa waypointy :-)
Ciekawe czy wciągnie mnie ta zabawa.

Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Zbrosławice - Kamieniec - Księzy Las - Wilkowice - Zbrosławice - Ptakowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka