Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Krótko i trochę mocniej

Wtorek, 5 kwietnia 2016 · Komentarze(3)
Wczoraj odpoczynek, dziś mało czasu więc trochę mocniej. Po terenie więc szału w wynikach nie ma, ale dałem sobie w kość. Potrzebowałem tego. Wyżyć się, zmęczyć... Oj trzeba tak częściej :-)

A jutro kolejna próba znalezienia haka. Na razie bez powodzenia. Tzn. udało się znaleźć w sieci, ale za stówę? Chyba trochę za dużo... No ale jak trzeba będzie...

I gdzie go znaleźć? © djk71


Kadencja: 80

Rozjazd po maratonie

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Wyspany, ale zmęczony wracam w towarzystwie Turysty do domu. Jacek towarzyszy mi tylko do Gliwic, stamtąd rusza w dalszą drogę pociągiem. Mimo, że wydawało mi się,  że się wyspałem to do południa zaliczam dwie drzemki. Organizm mówi odpocznij, ale pogoda zaprasza na dwór.

Po raz pierwszy w tym roku w krótkich spodenkach :-) Ciepło. Rundka po lesie miechowickim, potem DSD i chwila odpoczynku na Red Rocku.

Na Red Rocku bez zmian © djk71

Dalej Repty i treningowa trasa. Dziś nie na czas, ot po prostu żeby przejechać. Udaje się z jedną podpórką. Za to na końcu zbyt ostro składam się na zakręcie i... zatrzymuję się na drzewie. Na szczęście tylko lekkie otarcia na kolanie i przedramieniu. Choć w pierwszej chwili ręka bolała jakby stało się coś poważnego. Szczęśliwie szybko przechodzi. Czas wracać do domu i odpocząć, szczególnie, że puls na trasie przez cały czas pokazywał zmęczenie po wczorajszej imprezie.

Kadencja: 68

Nadwiślański Maraton na Orientację

Sobota, 2 kwietnia 2016 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Rok temu przestałem ćwiczyć, prawie przestałem jeździć, przestałem startować w zawodach (no dobra w czerwcu i w sierpniu byłem na Bike Oriencie, ale to przede wszystkim z sentymentu do tej serii imprez). W tym roku też nie planowałem startów. Do czasu. Do czasu, kiedy nie zadzwonił Grzegorz, mówiąc, że będzie budował trasę na jednej z imprez. Początkowo nie chciałem przyjeżdżać, ale Grześ ma dar przekonywania ;-) Stwierdziłem, że przyjadę spotkać się ze znajomymi. W końcu jest okazja spotkać w jednym miejscu kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt osób, których już tak dawno nie widziałem. A przy okazji zrobię sobie małą przejażdżkę z kompasem :-)

Do bazy w Ligocie, koło Czechowic-Dziedzic, docieram w piątek przed 18-tą. Jest jeszcze pusto. W biurze zawodów za to praca wrze: segregowanie numerków, przygotowania do rejestracji zawodników. Staram się nie przeszkadzać, chłopaki pokazują mi tylko gdzie mogę zaparkować, gdzie się rozpakować. Zajmuję miejsce na sali gimnastycznej, gdzie trwają jeszcze zawody w tenisie stołowym i oczekuję na przybycie kolejnych zawodników. Sporo z nich przyjeżdża dość późno, co skutkuje tym, że zamiast, jak planowałem, położyć się wcześnie spać - siedzę do późna witając się z kolejnymi osobami. Powitania przekształcają się w długie, nocne Polaków rozmowy i w efekcie zostaje nam czasu na 2-3 godziny snu przed startem. Niezbyt to mądre, ale tak czasem bywa ;-)

Rano szybka pobudka, toaleta, śniadanko i trzeba się ubierać. Na szczęście odprawa nieco opóźniona, a sam start odbywa się pół godziny później. Już na starcie zaznaczamy tylko początek trasy wiedząc, że nie ma szans dziś na całość.

Trzeba ustalić trasę © djk71

Już wcześniej zdecydowaliśmy, że jedziemy wspólnie z Moniką i Tomkiem.

PK 28 - Cokół nieistniejącej kładki rowerowej
Jedziemy na najbardziej wysunięty na północ punkt. Mgła jak diabli. Jako, że jedziemy asfaltem to włączamy lampki i mamy nadzieję, że większość kierowców jeszcze śpi i nie będzie stwarzała zagrożenia.

Mgliście © djk71

Na punkcie rozkłada sprzęt wędkarz, który jak mówi ma nadzieję na chwilę relaksu.

Wędkarz na punkcie © djk71

Nie jesteśmy pewni, czy tu dziś go znajdzie :)

PK 11 - Pomost
Jedziemy wzdłuż wału. Mimo, że podejrzewam, że na wale jest piękny asfalt, nie chciało nam się podjeżdżać i jedziemy dołem, po w sumie dość średniej drodze.

U góry jest asfalt © djk71

Przed punktem rozpędzamy się zbyt mocno i jedziemy jedną przecinkę za daleko. Cofamy się i dojeżdżamy do miejsca gdzie powinien  być punkt, ale go nie ma.

Gdzieś tu jest punkt © djk71


Dojeżdżają do nas Zdezorientowani. Wspólnie szukamy pomostu i jest. Oczywiście tam gdzie powinien być.

W tym momencie Monika postanawia nas opuścić i walczyć samotnie o podium, co jak się potem okaże udaje jej się ;-)

Monika wybiera banana © djk71

PK 17 - Narożnik ogrodzenia
Jedziemy we dwóch. Dojeżdżamy do ścieżki, która powinna prowadzić do punktu, ale prowadzi tylko na czyjeś podwórko. Jak się potem dowiemy, można nią jednak było jechać dalej. Postanawiamy zaatakować z drugiej strony, ale to nie był najlepszy pomysł, więc cofamy się do ściany lasu i tu już bez problemu docieramy do szukanego ogrodzenia. A właściwie do dwóch :-) ale nie stanowiło to problem. Trzeci punkt zaliczony.

PK 25 - Narożnik ogrodzenia
Ruszamy dalej. Trzeba zmienić mapę (na starcie dostaliśmy dwie w formacie A3 w skali 1:50 000). Zmiana w idealnym momencie, bo na skrzyżowaniu, na którym mieliśmy skręcić. :-) Przy okazji rozbieramy się bo zrobiło się ciepło. Wjeżdżamy na wał i niezbyt dokładnie odmierzamy odległość.

Pięknie tam © djk71

W rezultacie zaliczamy niewłaściwe ogrodzenie. Obchodzimy je dookoła i nic. Cofamy się o jakieś 150-200m i jest to właściwe.

PK 20 - Ambona
Po drodze kolejne skakanie przez strumyki, ale punkt prosty. Spotykamy pierwszych piechurów, to pewnie Ci z setki, którzy wystartowali już wczoraj wieczorem. Podziwiam ich.

Czas można potweirdzić przy użyciu kodu QR © djk71


PK 7 - Słup graniczny
Mijamy Strumień (tym razem miejscowość a nie ciek wodny) i zastanawiamy się jak dotrzeć do punktu. W pierwszej chili była koncepcja żeby wzdłuż słupów wysokiego napięcia, ale jedziemy kawałek dalej i klucząc między domkami docieramy do lasku. Stąd już ścieżką bezpośrednio pod punkt.

Punkt graniczny © djk71


Ten jest wart więcej niż pozostałe, bo ma 50 punktów przeliczeniowych, wcześniejsze miały tylko po 30. Tak, tak, tu jeszcze warto patrzeć na to, ale my dziś po prostu jedziemy zaliczając kolejne PK. Nie kalkulujemy, bo nie walczymy o nic, chcemy tylko dobrze się bawić.

PK 27 - Paśnik
Zamiast wracać drogą, którą przyjechaliśmy ruszamy na azymut na południe, i to był dobry wybór, szybko jesteśmy na kolejnej drodze.
Przy paśniku postanawiamy sobie zrobić również mały popas :-)

Czas na popas © djk71

PK 2 - nie pamiętam dokładnie opisu, ale chyba Koniec nasypu
Mijamy Kopaninę i trzeba zdecydować, z której strony zaatakować punkt. Z odprawy wiemy, że jest on w innym miejscu niż na mapie, powinien być zaznaczony jakieś 2cm wyżej. Od północy dojeżdżamy do strumyka, a potem już wzdłuż niego na zachód. W ostatniej chwili doczytujemy, że to koniec nasypu, a nam się kojarzyło skrzyżowanie strumieni :-) Ale i tak bez opisu po prostu weszlibyśmy na punkt :)

Koniec nasypu © djk71

PK 12 - Skrzyżowanie przecinki z rowem
Czuję zmęczenie, nic dziwnego skoro się nie jeździ. Decydujemy, że zmieniamy kierunek na wschód i będziemy zmierzać w stronę bazy zaliczając kolejne punkty.

Krótko przed punktem, dojeżdżając do jednego ze skrzyżowań widzę dwie znajome sylwetki, na drodze po prawej stronie. Nie wierzę, ale po chwili już nie ma wątpliwości. To... nasi Szermierze. Znajomi, z którymi często spotykamy się na trasach zawodów, zwykle wybierając odmienne warianty i jadąc w przeciwnych kierunkach :-) Dziś też jedziemy inaczej, ale to dlatego, że Oni są na.... innych zawodach, co nie przeszkadza się spotkać na trasie :-) Nie ma czasu jednak na pogaduchy, gdyż im się kończy limit czasu i muszą pędzić do mety (z tego co wiem, to dojechali w ostatnich sekundach). My natomiast mamy czas do 22:40, a nawet możemy się o dwie godziny spóźnić, tyle że wtedy tracimy po jednym punkcie przeliczeniowym za każdą minutę spóźnienia. Nie grozi nam to jednak, nie mamy (tzn. ja nie mam, bo Tomek dałby radę) tyle sił.

Na punkcie spotykamy spotykamy ekipę z Krakowa, postanawiają też już jechać do bazy, zaliczając wcześniej obiad w Skoczowie. Jak się potem dowiemy Maciek w drodze powrotnej doznał kontuzji i ekipa zdecydowała się towarzyszyć poszkodowanemu rezygnując z dalszej jazdy.

PK 23 - Ambona
Mijamy Ochaby i mam coraz to mniej sił. Z trudem docieram do punktu. Kładę się pod amboną z jedną myślą: Tak będę leżał!

Ambona © djk71


PK 21 - Zakole rzeczki, wschodnia strona
Po drodze trafiamy do sklepu. Tego mi było potrzeba. Litr Coli robi cuda... Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Mam wrażenie, że zaczęło wiać. Fajny punkt nad wijącą się Bajeczką.

PK 10 - Drzewo przy norze, w zboczu jaru 50m na NNW od głazu narzutowego
Mijamy Landek i widzimy drogowskaz - Ligota 5. Niby tylko tyle, ale muszę po drodze na chwilę się zatrzymać. Już nie tylko nogi, ale też inna część ciała dają znać o sobie.
Do punktu decydujemy się dotrzeć na azymut, oszczędzając sobie nadkładania drogi. I udaje się to bez problemu. Trzeba było tylko dobrze pomierzyć i trzymać kierunek. To ostatni na dziś punkt.

Meta
Dojazd do mety to już czysta przyjemność. Dawno nie zrobiłem takiego dystansu. Odpuściliśmy pewnie najbardziej widowiskowe punkty na południu, w górach, ale nie dałbym rady dziś się wspinać. Mimo, że zaliczyliśmy tylko 12 z 28 pkt (450 z 1160 pp) to i tak jesteśmy zadowoleni, że zamiast siedzieć w domach ruszyliśmy nieco tyłki.

Trasa (przynajmniej ta część, którą zaliczyliśmy) fantastyczna. Punkty doskonale rozmieszczone. Z jednej strony nie widoczne dla przypadkowych przechodniów, z drugiej, jak człowiek dotarł we właściwe miejsce to nie miał problemów z ich odnalezieniem, były tam gdzie być powinny.

Mam wrażenie, że wszyscy docierający na metę mieli podobne wrażenia. Mocno zmęczeni, ale zadowoleni. Patrząc już na trasie na mapę, na nasze tempo zdobywania punktów wydawało się, że niemożliwym będzie zaliczenie całej 150-tki. a jednak kilku osobom się to udało. Paweł ze Zbyszkiem zrobili to w 12 godzin (limit był 15h + ew. dwie godziny spóźnienia). Przejechali ok. 172km. Rekordzista z kompletem miał chyba 197km! ;-)

Zastanawiałem się czy nie wrócić jeszcze tego samego dnia do domu, ale zmęczenie i chęć posłuchania relacji najlepszych zwyciężyła i zostałem do następnego poranka.

Dziękuję organizatorom za przygotowanie imprezy (i pyszny obiadek), Grzesiowi za świetną trasę, Tomkowi za wsparcie na trasie i wszystkim za przemiłe spędzony czas. Fajnie było Was znów spotkać. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do rywalizacji, jak powalczę trochę z kondycją... Ale nie chcę niczego obiecywać, bo jak wiecie w ostatnim roku życie skutecznie weryfikowało moje plany...

Kadencja: 68

Ciężko w terenie

Wtorek, 29 marca 2016 · Komentarze(3)
Miał być wypad na górki w DSD. Nie dojechałem. okazało się, że kilka ścieżek w lesie jest nieco rozjeżdżonych i była walka z nierównościami. Czasu mało więc musiałem skończyć na walce z okolicznymi przeciwnościami :-)

Lekko nie jest © djk71

Od początku wysoki puls. I tak jest już do końca. Niby krótki, ale ciężki wyjazd.

Kadencja: 76

Świątecznie w terenie

Poniedziałek, 28 marca 2016 · Komentarze(3)
Plany na święta były wielkie, a wyszło jak to często wychodzi. Zero. Tzn. tyle miało być, ale po obiedzie urwałem się z rodzinnej imprezy i ruszyłem w teren.

Trochę krążenia po miechowickim lesie, dalej Brandka i pomysł... Chechło. Jadę przez Tarnogórski Labirynt Skalny i Doły Piekarskie. Pierwszy raz wjeżdżam od tej strony.

Labirynt Skalny © djk71

Przed wjazdem stojaki na rowery. Przechodzi mi przez myśl, że zrobili zakaz wjazdu dla rowerów, ale nic takiego nie widzę. Za to jest walor edukacyjny.


Edukacja na parkingu rowerowym © djk71

Dalej kierunek na Nakło, czyli kolejny podjazd :-) I jak zwykle zamknięty szlaban.

Jak zawsze zamknięte © djk71

Rundka wokół Chechła. Mimo, że do sezonu jeszcze daleko, to ludzi sporo.

Powrót przez Tarnowskie Góry. Lekko zmęczony, ale zadowolony, że udało się choć tyle przejechać...

Kadencja: 80

Znów trochę po terenie

Środa, 23 marca 2016 · Komentarze(8)
Po wczorajszej awarii przełajówki, dziś trzeba się było przeprosić z góralem. Chwilę zajmuje doprowadzenie go do stanu używalności (smarowanie, pompowanie, zmiana lampek) i jadę. Niby chcę do lasu, ale jadę po asfalcie. Bez planu. Zupełnie inaczej się jednak jedzie takim rowerem, jednak amortyzacja pomaga. Do tego pozycja inna.

Szybko się ściemnia, dobrze, że niedługo zmiana czasu.

Słońce zachodzi © djk71

Na Osiedlu Młodego Górnika wjeżdżam do lasu. Choć sił brak, to jest jednak to co lubię... Teren...
Mimo, że przejażdżka krótka to wracam zmęczony. I zadowolony, że znów się udało pokręcić.


Podjazdy i hak

Wtorek, 22 marca 2016 · Komentarze(11)
Kiedy wracam z pracy jest jeszcze jasno. Trzeba to wykorzystać. Zamiast obiadu szybki rowerek.

Trasa jakoś tak się układa, że zaliczam same okoliczne podjazdy. Zasapany, ale myślałem, że będzie gorzej. Ostatni podjazd  tradycyjnie obok Akademii, przepraszam obok Uniwersytetu Medycznego.

Podjeżdżam i... słyszę i czuję jak coś strzela i zgrzyta w tylnym kole. Mam nadzieję, że to jakaś gałąź. Niestety nie.

Pęknięty hak...

I po haku :-( © djk71

I przerzutka wkręcona gdzieś w szprychy :-(

Ciekawe co z przerzutką? © djk71

Na szczęście do domu tylko kilkaset metrów. Nawet nie próbuję nic z tym robić. Rower na ramię i maszeruję do domu.

Jutro znów jakiś serwis zarobi. Oby tylko mieli taki hak....

Wieczorem po strefie

Poniedziałek, 21 marca 2016 · Komentarze(7)
Po wczorajszej DTŚ-ce bałem się, że dziś nie wstanę, ale jakoś się udało i o dziwo nic nawet nie czuję. No może trochę jedną część ciała, ale nie powiem jaką, bo to słowo ostatnio jest na cenzurowanym... ;)

Krótka rundka wieczorem po strefie. Prawie cała ładnie oświecona, zero ruchu, nawet drogi rowerowe szerokie i asfaltowe...

Strefa oświetlona © djk71

Tylko miejscami niespodzianki zbyt duże ;-(

Zbyt wysoki krawężnik jak na rowerówkę :-( © djk71

Nie dało się do końca zrobić dobrze, szkoda.

Test DTŚ-ki

Niedziela, 20 marca 2016 · Komentarze(9)
Po ponad 30 latach zakończono budowę Drogowej Trasy Średnicowej łączącej Katowice z Gliwicami. Łącznie...31,3 km, czyli 1 km / rok...

Otwarcie postanowiono zrobić huczne i m.in. zorganizowano przejazd rowerowy po DTŚ-ce. Niestety obok trasy nie powstały DDR-y więc to jedyna okazja na bliższy kontakt rowerzystów z trasą. Postanowiłem pojechać. Nawet nie tyle z samej chęci jazdy po tej drodze, ile żeby w końcu mieć motywację na przejażdżkę. Co prawda do samego końca nie byłem pewien, czy uda się pojechać, ale na szczęście udało się.

Rowerzyści z całego Śląska umawiali się na wspólny dojazd do Gliwic, miałem nawet zamiar dołączyć do którejś z zabrzańskich grup, ale jakoś nie wyszło. Próbowałem dojechać do grupy w Rokitnicy, ale chyba się spóźniłem i w efekcie pedałowałem sam. Nie byłem tym nawet jakoś specjalnie zmartwiony. Nawet nie chciało mi się zmieniać trasy i pojechałem tak nielubianą przeze mnie DK78. Na szczęście ruch nie był zbyt duży.

Na miejscu spotykam Tomka, z którym kiedyś pracowałem. Widząc (w końcu w realu) jego tandem podejrzewam, że przyjechał z małżonką (dopiero potem dociera do mnie, że przecież Edyta chwilowo chyba nie jeździ). Tomkowi towarzyszy kolega - Piotrek.

Ładny rowerek © djk71

Mamy jeszcze godzinę do startu więc ruszamy w miasto w poszukiwaniu kawy. Trochę za wcześnie, wszystko oprócz Maca pozamykane.

Na bezrybiu...

Po krótkiej przerwie ruszamy na miejsce startu... do tunelu :-) Po chwili za nami tłum.

Wszystkich za nami nie widać © djk71

Przed nami też sporo...

Przed nami też już sporo © djk71

Ciekawe ile było osób, szacuję, że pewnie sporo ponad tysiąc.
EDIT: Media podały, że rowerzystów było... 3 tysiące!

Sektor, po sektorze ruszamy. Miasto z tej perspektywy wygląda nieco inaczej, są momenty, że zastanawiamy się gdzie właśnie jesteśmy. Niestety aparat został w miejscu trudno dostępnym, a w tłumie nie bardzo chcę ryzykować sięganie po niego. Choć tłum to trochę przesadzone słowo. Mimo, iż jest nas wielu, to wypuszczanie nas na trasę grupkami spełniło swe zadanie. Peleton robi ogromne wrażenie, ale nie jest tłocznie, każdy jedzie w swoim tempie.

Po drodze dogania mnie Krzysiek. Co za miłe spotkanie. Krótkie rozmowy o tegorocznych planach i... przed końcem trasy gdzieś mi ucieka. Na mecie też nie udaje mi się go spotkać. Szkoda, bo może wracalibyśmy razem.

Na DTŚ-ce © djk71

Na mecie każdy (prawie, bo frekwencja przerosła oczekiwania organizatorów i nie dla wszystkich starczyło) dostaje pamiątkowy bidon.

Chwila zastanowienia się co dalej i chłopaki postanawiają jeszcze pojeździć i kawałek mnie odwieźć. Miło :-) Krążymy trochę po parku obok Chorzowskiej. Wydawało mi się, że jest mniejszy. Kiedy w pewnym momencie chłopaki postanawiają pokazać co znaczy napęd na dwa silniki, przez chwilę się trzymam za nimi, ale w końcu odpuszczam, brak sił. Mocniejsze depnięcie szybko załodze tandemu daje znać o sobie. Zaliczają kilkukrotnie zakładanie łańcucha... :)

Jedziemy dalej w stronę autostrady, krążymy chwilę po lesie, by w końcu rozstać się przy Leśnej. Dobrze, bo jeszcze trochę i bym umarł. Zresztą i tak prawie umieram przy podjeździe z Rokitnicy. Rok temu udawało mi się tu utrzymywać prędkość powyżej 20 km/h, dziś nie potrafię utrzymać 10 km/h. No cóż długa przerwa i 24kg robią swoje ;-(

Czy rowerowy urlop za dwa miesiące ma sens? Z taką kondycją i wagą nie bardzo... a co można zrobić w dwa miesiące?

WOŚP

Niedziela, 10 stycznia 2016 · Komentarze(5)
Trasa podobnie jak wczoraj. Tylko, skoro śnieg stopniał, to Tadeuszem. Po chwili jazdy mam wrażenie (wciąż nie mam licznika), że jadę szybciej niż wczoraj. Ciekawe jaka będzie różnica. Bardzo szybko się okazuje, że różnica będzie... in minus... Okazuje się, że pojedyncza jazda dzień wcześniej nie poprawia kondycji, a raczej odwrotnie, dziś czuję się potwornie zmęczony. I szybko to widać. Do Wielowsi dojeżdżam bez problemu. Potem już co kawałek, co 2-3 km postój. Ledwo dojeżdżam do domu.

Wieczorem koncert w Bytomiu.

Klawisze © djk71

Skład trochę mi obcy

Skrypce i flet © djk71

Ale wokalistę poznaję...

Gienek bez zmian © djk71

Było też Światełko do Nieba...

Światełko do nieba © djk71

Krótkie spotkanie z Dyniem i jego rodzinką :-) Jest też Roman, który przed południem organizował WOŚP-owy przejazd rowerowy - ale dziś jakoś nie dołączyłem.