Home office, świnia i las

Środa, 25 marca 2020 · Komentarze(3)
Wydawało mi się, że home office będzie sprzyjał aktywności sportowej. Przecież mogę się dłużej wyspać, bo nie muszę dojechać do firmy, szybciej kończę, bo odpada czas powrotu do domu. Czyli w sumie mam więcej czasu. Tak w teorii..., a w praktyce rzeczywiście niby tak jest, ale nie do końca...


Gdzie strumyk płynie z wolna © djk71

Z jednej strony wstaję wcześnie, ubieram się jakbym szedł do pracy (no prawie), jem śniadanie i zaczynam pracę. I jest ok, można skupić się na tym nad czym pracuję. Nikt nie przeszkadza.

W pracy często zakładam słuchawki żeby odciąć się od tego co dzieję się obok. Ale nie zawsze to pomaga. Mimo wszystko kilka osób w pokoju plus goście sprawiają, że ciągle coś się dzieje. Ktoś przyjdzie, ktoś zagada, ktoś zażartuje... I jeśli tylko słuchawki nie były na uszach to... pozamiatane... Gdzieś kiedyś czytałem, że powrót do przerwanej pracy potrafi zająć czasem nawet do 20 minut. Wydaje mi się to przesadzone, ale pewnie w połowę z tego jestem w stanie uwierzyć.

Oczywiście pracując w domu też można być rozproszonym, bo maile, bo telefony, bo komunikatory... Na szczęście część z tego można wyłączyć. Jeśli nie na stałe to chociaż ograniczyć zaglądanie do nich. I w części tak zrobiłem. Zaczynam sobie przypominać szkolenia i te wszystkie techniki zarządzania sobą w czasie, zarządzania projektami itp...

I choć jakąś część udało się kiedyś wdrożyć to reszta przegrała z codziennym życiem. A teraz wydaje się być znakomita okazja żeby do tego wrócić. Strasznie to dziwne, bo pewnie wielu by się cieszyło z braku kontroli, a tu człowiek stara się sam sobie narzucić dodatkowe zasady, dodatkowe rygory... Ale chyba tak trzeba żeby jakoś dać sobie radę z tą sytuacją.

Klimat bardziej jesienny niż wiosenny © djk71

I tu druga strona pracy z domu. Kiedy mogę pracować bez przeszkód zaczynam się w to wkręcać. Bo okazuje się, że da się zrobić więcej, że da się wziąć za rzeczy, które leżały odłogiem i czekały na lepsze czasy. Że można zrobić rzeczy do końca, a nie tylko je tknąć i odłożyć, bo pojawiały się inne, "ważniejsze" tematy... Bo można ruszyć nowe tematy, nauczyć się czegoś... Tylko to wkręca...

I niestety to sprawia, że łatwo zapomnieć o czasie pracy i o tym tzw. work life balance.

Dziś wstałem w kiepskim nastroju. Ci, którzy regularnie czytają mojego bloga znają te moje wahania nastroju. Dziś był ten gorszy dzień. Tak się przynajmniej zapowiadał. Na szczęście praca pozwoliła zapomnieć o problemach, a pod koniec już żyłem myślą, że w końcu pójdę pobiegać, bo nie robiłem tego od... poprzedniej niedzieli. Miałem pójść wczoraj, ale skończyło się na ćwiczeniach w domu słuchając webinaru jednego z naszych dostawców.

Dziś udało się. Ruszyłem do lasu i przez godzinkę udało się potruchtać. Bez celu, bez parcia na dystans, czy tempo. Po prostu sobie biegłem. I było super. :-) Muszę się pilnować i sprawić żeby te chwile oddechu (choć czasem prawie bez oddechu) mi nie uciekały, jak to się ostatnio zdarzało.

Słonko bawi się światłem © djk71

P.S. W tytule było o świni. No tak, miałem o tym wcześniej napisać, ale zapomniałem.

Ja jednak jestem typem samotnika. Nie odczuwam żadnego problemu związanego z rzadszym widywaniem znajomych w obecnej sytuacji. To nie znaczy, że nie lubię ludzi. Lubię porozmawiać ze znajomymi, pożartować, zrobić coś wspólnie, ale brak tego nie jest dla mnie problemem. Potrafię spędzać czas z samym sobą.

I co jakiś czas właśnie znajomi mi zarzucają, że... jestem świnią. Bo nie zadzwonię, bo nie zagadam na komunikatorze, nie zaproszę na rower, czy do wspólnego biegania. A to nie tak. Ja po prostu nie chcę im przeszkadzać, dzwonić nie w porę, "zmuszać" do rozmowy. No dobra... może się po prostu próbuję tłumaczyć, a prawda jest taka, że jednak jestem świnią....



Z webinarem w tle

Wtorek, 24 marca 2020 · Komentarze(0)
Kategoria Samotnie
Nic ostatnio nie robię. Miałem po pracy wyjść pobiegać ale Outlook nie omieszkał mi przypomnieć, że mam dziś jeszcze webinar, na który zapisałem się jakiś czas temu.

Co było robić. Zalogowałem się. Przestawiłem monitor żeby wszystko widzieć i słyszeć i poćwiczyłem trochę w domu. Lepsze to niż nic.

Po ćmoku z przygodami

Poniedziałek, 16 marca 2020 · Komentarze(3)
Wychodząc z pracy spotykam kumpla. Od razu pada pytania kiedy na rower... Jak tylko się uda. Pogoda dobra więc trzeba się zdzwonić. Wracam do domu. Zjadam pomidorówkę i placki z twarogiem i bananami i... idę przeczyścić w końcu rower. Może coś się uda w najbliższym czasie. Udaje się szybciej niż myślę... Jeszcze przed końcem czyszczenia kumpel zagaduje, że o 19-tej mógłby... To ja też ;-) SMS do Marka, ale ten jeszcze nie uporał się z wczorajszą gumą... Trudno... następnym razem...

Szybko się ubieram, zbieram rzeczy i trzeba pędzić. W Rokitnicy zaczynam się zastanawiać, czy założyłem kask, bo... nie pamiętam momentu zakładania. Sprawdzam i jest. To dobrze, że to odruch i dobrze, że go nawet nie czuję, nie zauważam. Z drugiej strony po tylu latach jeżdżenia w kaskach trudno się temu dziwić...

Udaje się dojechać do  Mikulczyc na czas. Darek już jest. Chwila zastanowienia się gdzie jedziemy, ale w sumie nie ma to znaczenia. Wybór pada na Czechowice. W porządku rzadko tam bywam. Zachowując oczywiście bezpieczną odległość od siebie jedziemy. Mocno pedałujemy, choć na fullach to nie specjalnie przekłada się na prędkość :-)

Docieramy nad jezioro. Chwila rozmowy o pływaniu i ruszamy. To znaczy ja zaczynam... pływać.... Nie, nie w jeziorze. Przednie koło mi pływa. Złapałem gumę.

Do kosza? Nie, naprawiamy... © djk71

Ściągam oponę, dętkę i... jest kolec w oponie.

Czas na serwis © djk71

Zmiana dętki, dopompowanie również tyłu i możemy jechać dalej.
Dalej przed siebie. Przez las. Po ciemku. Lubię to. Choć kiedy wyjeżdżamy wprost na dzika to... adrenalina zaczyna działać. Na szczęście nie był nami zbytnio zainteresowany.

Chwila wahania, czy nie wyskoczyć na Rynek w Gliwicach, ale już późno, na jazdę temperatura ok, ale na postój trochę zbyt chłodno. Nie dziś. Wracamy do domu.

W Mikulczycach się rozstajemy i... oby do szybkiego następnego. Potrzebowałem tego.

Slow jogging tyłem (z żoną)

Niedziela, 15 marca 2020 · Komentarze(0)
Wczoraj pobiegałem z synem. Dziś były różne plany, ale jak to u mnie bywa najgorsza organizacja w weekendy... za dużo czasu...
Nie wyszedł rower, nie wyszło bieganie. Ostatecznie udaje się wyjść z żoną na slow jogging.

Razem w lesie © djk71

Ponieważ jest really slow to większość tyłem.

O ile wczoraj było w lesie pusto to dziś żona naliczyła chyba z 75 osób... Musiała się strasznie ze mną nudzić jak się wzięła liczenie...

Tu pusto, ale trochę ludzi minęliśmy © djk71

A może po prostu chciała pokazać swoim uczniom, że matematyki można się uczyć nie tylko w szkole...

Przyjmuję, że ta druga wersja to ta właściwa... :-)

Miś ucieka przed wirusem? © djk71

Udało się zaliczyć kilka podbiegów i zbiegów...  jakieś skipy no i bieg tyłem... zobaczymy jak jutro mięśnie zareagują...


Kolejny podbieg za mną © djk71

A jutro... do pracy... zobaczymy co będzie się działo w firmie, na drogach, w  świecie....



Uciekając przed wirusem

Sobota, 14 marca 2020 · Komentarze(2)
Od tygodnia zero aktywności ruchowej. Od trzech tygodni zero biegania na dworze.

Ostatni tydzień był fatalny... z wielu powodów... Pewnie to co się dzieje w świecie też miało na to wpływ. Choć staram się zachowywać od początku rozsądnie, to nie ma siły... to też musiało wpłynąć na mój nastrój.

Dziś stwierdziłem, że trzeba z tym w końcu coś zrobić. Póki jeszcze można. Nie spodziewam się najgorszego, ale co się wydarzy tego nikt nie wie...

Padający o poranku śnieg nie nastrajał obiecująco, ale ostatecznie udało się wyjść pobiegać. Tym bardziej, że Igor też już ma dość siedzenia w domu. Chwila wahania, czy biegamy po asfalcie, czy lesie... i skręcamy do lasu.

Jest pięknie. Igor wzbogaca trening dodatkowymi ćwiczeniami. Ja podziwiam przyrodę.

Piękny dzień na bieganie © djk71

Kiedy wybiegamy z lasu uderza w nas wiatr. Jednak las to był dobry wybór.

Pobiegane z synem © djk71

Mam nadzieję, że jutro uda się to powtórzyć. A może jakiś rower wyjdzie...

Rowerkiem po Śląsku

Sobota, 7 marca 2020 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wczorajsze popołudnie i wieczór to mnóstwo emocji najpierw na meczu w Ustroniu, a potem w Zabrzu. Wszystko w towarzystwie Piotrka. Wczoraj sport biernie, dziś czas na aktywność. W końcu jest okazja pokręcić na rowerze.

Późna pobudka, spokojne śniadanie i ruszamy dopiero ok. 11:30. Cel: Żabie Doły. Ruszamy przez las i już po podjeździe na Krajszynę czuję, że ubrałem się zbyt ciepło. Jedziemy dalej. Chwila przerwy przed wyremontowanym pałacem Tiele-Wincklerów. Jestem w szoku, wygląda pięknie. Oczywiście mowa o tej części, która pozostała. Choć jeszcze nie dawno wyglądało to inaczej, a były nawet plany wyburzenia ruin.

Kilka zdjęć, krótka rozmowa z mężczyzną, który czekając na wnuka opowiada nam trochę ciekawostek o tym miejscu.

Odnowiony pałac w Miechowicach © djk71

Miechowicki platan © djk71

Ruszamy dalej. W okolicach stadionu Polonii mijamy kibiców przygotowujących się chyba na wyjazd do Oławy. Dalej rundka przez Park Kachla.

I w mieście może być ślicznie © djk71

Pół roku temu biegaliśmy tu z Piotrkiem na zawodach. Dziś oglądamy to miejsce już na spokojnie ;-)

Mostki i mosteczki w parku © djk71

Tego mi było potrzeba - uśmiech mówi sam za siebie © djk71

Przebijamy się przez centrum Bytomia, chłonąc jego atmosferę :-)

Chcę trafić w jedno miejsce i trafiam. :-)

Chłopak w gitarą byłby dla mnie parą © djk71

Będzie temat do słuchania po powrocie :)

Ciąg dalszy zwiedzania Bytomia. Tematyka sportowa od wczoraj wciąż wokół nas.

Legendy Polonii © djk71

Kolejne malunki bardziej kolorowe.

Jest groźnie © djk71

Docieramy do Żabich Dołów. Lubię to miejsce.

Pięknie tu © djk71

Przyglądamy się łabędziom. Nie wiemy jeszcze, że to nie ostatnie spotkanie dziś z nimi.

Te są łagodne © djk71

Zaskakuje mnie odświeżone miejscami graffiti.

Na grzyby? © djk71

Zostaw Go!!! © djk71

Kręcimy się chwilę po okolicy i ruszamy przez Łagiewniki w stronę Kolonii Zgorzelec.

Tak sobie jeździmy © djk71

Okolica ma potencjał. Ciekawe jak będzie to ostatecznie wyglądało, bo wierzę, że są tu jeszcze jakieś plany.

Nowe tereny wypoczynkowe © djk71

Przy wyjeździe dostrzegamy na drugim końcu stawu łabędzia. Na nasz widok zrywa się do lotu i jak poduszkowiec mknie w naszą stronę tuż nad wodą. Wygląda to wspaniale. Żałuję, że nie zdążyłem wyciągnąć aparatu.
Okazuje się, że drugi brzeg to nie był koniec podróży obserwowanego przez nas ptaka. Ten wyjątkowo szybko wydostaje się na brzeg i... zaczyna nas atakować... Jesteśmy w szoku. Oddalamy się w pośpiechu, kiedy łabędź wyciąga i prostuje szyję, mam wrażenie, że głowę ma na wysokości naszych głów. Nie spodziewaliśmy się tego. Na szczęście zdążyliśmy odjechać... Okolica dziwna, ale napadu ze strony łabędzia się nie spodziewaliśmy...

Pora wracać, po drodze jeszcze Elektrociepłownia Szombierki. To miejsce też ma swój klimat.

Elektrociepłownia Szombierki © djk71

Zaczynamy czuć zmęczenie. Wiejący wiatr nie tylko nie pomaga w jeździe, ale dodatkowo sprawia, że czujemy coraz większy chłód. Faktycznie pora do domu.

Więcej zdjęć nie będzie © djk71

Mimo zmęczenia obaj jesteśmy bardzo zadowoleni.

Piotrek jest zadowolony © djk71


Ofiara Koronowirusa

Piątek, 6 marca 2020 · Komentarze(0)
Bieganie ostatnie mnie męczy więc dziś o poranku trochę ćwiczeń typowo siłowych.

Tym bardziej, że z powodu koronawirusa niedzielny Bieg Wiosenny odwołany. Wieczorem okazało się, że Półmaraton w Gdyni też odwołany. Nie ma motywacji do treningu biegowego. :-)

Trudno robię siłę. :)

Wciąż bez sił

Czwartek, 5 marca 2020 · Komentarze(0)
Kolejny dzień bez sil. Poranna próba na bieżni od początku wolniej niż planowałem. Gdyby nie to, że chciałem dosłuchać książkę do końca to pewnie skończyłbym jeszcze wcześniej.


Kiepski tydzień

Środa, 4 marca 2020 · Komentarze(0)
To nie jest dobry tydzień.

Czas płynie © djk71


W poniedziałek po pracy poszedłem na siłownię. Wszedłem na bieżnię i... przeszedłem... 4 minuty... Nie miałem siły, ani chęci nic robić... Wróciłem do domu.

We wtorek... Po raz kolejny organizacyjnie się nie udało nic zrobić...

Środa, dziś... Udało się pójść na siłownię. Na bieżnię.... Dłuższe interwały udało się rozpocząć... Nie udało się skończyć... Znów złe myśli zabiły myśli o treningu. Nawet nie próbowałem walczyć...

Nie chciało mi się biegać, nie chce mi się pisać...

Mój pierwszy raz... na nartach

Niedziela, 1 marca 2020 · Komentarze(3)
Dziś firmowa impreza integracyjna w Wiśle. Inna niż zwykle, bo... nie jedziemy rowerami, ale za to jedziemy z rodzinami :-)


Czemu mam bałwana na plecach? © djk71

Przyjeżdżamy trochę wcześniej żeby pomóc ekipie w ogarnięciu takiej liczby ludzi.

Trzeba zapracować na rozrywkę © djk71

Czas szybko leci i jedziemy na zaplanowany kulig.
Brak śniegu trochę budził moje wątpliwości, ale się udało.

W trakcie kuligu © djk71

Nawet śnieg widać © djk71

Trochę brakło pochodni, śpiewów itp, ale pieczenie kiełbasek i chleb z tłustym zrekompensowały te drobne niedociągnięcia :-)

Jestem już głodny © djk71

Wracamy do bazy i... zapraszają nas na obiad. Teraz? Po tym jak i tak zjadłem więcej niż zwykle... Ale nie mogłem się oprzeć... o tygodnia chodził za mną ten smalec z ogórkiem...

Dziewczyny zachwalają żurek więc idziemy. Żurek pyszny, ale nie kończy się na tym. Jeszcze porcja placków z gulaszem, a potem jeszcze ciasto... Nie pamiętam kiedy tyle zjadłem. Masakra.... Już wiem, że jak tylko wrócimy do domu to... idę na siłownię spalić to wszystko.

Zastanawiamy się co dalej... basen, kręgle..., a może narty, na które się zapisaliśmy. Cały czas do tego ostatniego nie jestem przekonany. Nigdy w życiu nie jeździłem na nartach. Wyobraźnia podpowiada mi od razu kontuzję, a przecież jestem zapisany na tyle biegów i innych imprez...

Mimo to idziemy. Zapisujemy się na szesnastą i po chwili zakładamy sprzęt. Już to sprawia mi problemy, to naprawdę mój pierwszy raz... Ubrany, wstaję i... dziwnie się stoi, a co dopiero chodzi, o jeżdżeniu nawet nie próbuję myśleć :-)

W końcu ruszamy :-) 

Na Krupówki mógłbym iść © djk71

Jakoś dochodzimy do stoku i... na szczęście skierowali nas na ten mały ;-)

Każdy z nas dostaje swojego instruktora. Mnie przypada sympatyczna Sara. Uśmiecha się, ale chyba nie wie co ją czeka ;-)

Obok cała loża szyderców, znaczy się...  dopingujący koledzy :-)

Przed lekcją z super ekipą © djk71


Zaczynamy od rozgrzewki.

Wygląda to ciekawie z boku © djk71


Będę latał? © djk71

Potem zakładanie nart.

Narty są... dwie - to jeszcze łapię © djk71

I pierwsze kroki. Interesująco.

Pierwsze kroki © djk71


Po chwili wyciąg zabiera nas na górę i... się zaczyna.

Pod górę daję radę © djk71

Łatwo nie jest.

Raz przodem, raz tyłem © djk71

O wielu rzeczach jednocześnie trzeba pamiętać.


To po to jest kijek? © djk71

Kiedy już coś zaczyna mi wychodzić to narty się rozpędzają i zamiast hamować wybieram siad na mokrym śniegu...

Kilkukrotnie... :-)

Łatwo nie jest © djk71

Ale ogólnie jest fajnie. Z każdym kolejnym zjazdem jest coraz fajniej, ale też czuję zmęczenie. To jednak zupełnie inny sport i inne mięśnie pracują.

Patrzę na zegarek i choć wydaje mi się, że minęła dopiero chwila to okazuje się, że nami już ponad 1,5h. Jeszcze ostatni zjazd i wystarczy.

Zmęczony, ale zadowolny © djk71

Moja małżonka już też skończyła.

Za to syn do jeszcze śmigał... na dużym stoku. Szacun.


Igor śmiga na całego © djk71

Coś mi się wydaje, że na siłownię już dziś nie pójdę. :-)

Podobało mi się, choć chyba mocno przeszkadzała mi wyobraźnia. Nawet Sara zauważyła, że jestem mocno spięty. Podobnie mam na basenie i... przy zjazdach na rowerze... Czasem wyobraźnia nie jest najlepszym przyjacielem człowieka...

Czy będzie ciąg dalszy? Biorąc pod uwagę kończącą się zimę to pewnie w tym roku już nie, choć pewnie by to było wskazane, bo przez rok wszystko zapomnę... Zobaczymy.

W każdym razie za nami miło spędzony dzień. Oczywiście były też momenty smutne... Jak wtedy, gdy pod koniec nauki zorientowałem się, że... nie włączyłem Endomondo... :-(