Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:6906.40 km (w terenie 1496.49 km; 21.67%)
Czas w ruchu:834:20
Średnia prędkość:8.27 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:53278 m
Maks. tętno maksymalne:210 (108 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:447473 kcal
Liczba aktywności:878
Średnio na aktywność:7.87 km i 0h 57m
Więcej statystyk

Zbyt ambitnie :-(

Niedziela, 24 maja 2020 · Komentarze(2)
Ubiegłotygodniowy wyjazd w góry dał mi nieźle w kość, ale byłem zadowolony. Niestety nie wyciągnąłem wniosków i cały tydzień nic nie robiłem. Z różnych względów.
Wczoraj też się nie udało, za to dziś już nie ma wymówek. Co prawda ma padać, ale co tam. Idę. Wymyśliłem sobie ok. 20 km w wolnym tempie.

Ruszam i o dziwo biegnie się przyjemnie. Po drodze zaczyna padać. Zakładam kurtkę, ale to fałszywy alarm. Po chwili kurtka na powrót ląduje w plecaku. Biegnę sobie lasem jest przyjemnie tylko coś czuję lekki dyskomfort pod podeszwą. Poprawiam skarpety i buty ale nie jest lepiej.

Dobiegam do hałdy popłuczkowej. Udaje się nawet wbiec w najbardziej stromym miejscu. Jestem dumny z siebie.

Chmurzy się :-( © djk71

Szybkie zdjęcia i trzeba biec dalej.

Red Rock © djk71

Biegnę spokojnie. Wbiegam do lasu i... zaczynam mieć dość. Przechodzę do marszu, kawałek dalej znów ruszam i znów jest ciężko.
Kiedy docieram do tunelu pod A1 już wiem, że to koniec biegu. Nie mam siły. Chwila odpoczynku na słupku i przechodzę do marszu. Zbyt ambitnie chciałem.
Cóż, bieganie uczy pokory...


Leskowiec i Potrójna w cieniu cenzury

Sobota, 16 maja 2020 · Komentarze(0)
Ostatni mój wpis (i jednocześnie aktywność) nosił tytuł: "Początek długiego weekendu" i był datowany na ostatni dzień kwietnia. Weekend okazał się być rzeczywiście długi i... bezproduktywny ;-( Trwał do wczoraj - piętnaście dni :( Nie lubię weekendów.

Treningi biegowe skończyły się miesiąc wcześniej, pod koniec marca. Były jeszcze dwie krótkie próby powrotu, ale bez sukcesu. :( Szkoda aktywnie przepracowanej zimy, planów na ten rok, ale tak wyszło. Odwołane zawody też nie pomagały w motywacji.

Ciężkie dwa tygodnie maja za mną. Żona już chyba nie potrafi tego wytrzymać, poskarżyła się nawet wśród znajomych. Efekt był szybki. Dostaję wczoraj telefon z zaproszeniem do pobiegania po górach. Od razu odmawiam. Żeby biegać po górach to trzeba mieć naprawdę dobrą kondycję... Łatwo nie jest. Odmowa nie została przyjęta. Piszę do Adama czy nie wybrałby się z nami. Mówi, że ma nockę. Uff... udało się... Ale... o szóstej może jechać, dodaje. Nikomu nie można ufać ;-)

Na szczęście ekipa chce wyjechać z domu o trzeciej nad ranem, do tego w planach mają ponad pięćdziesiąt kilometrów. Odpuszczam definitywnie. I nie chodzi o godzinę :-)

Za to Adam nie odpuszcza. Chwila rozmowy i jesteśmy umówieni na ósmą rano (musi się chwilę przespać). Przygotowuję ślad trasy w oparciu o trasę Toporka (taki bieg), wgrywam do zegarka i wysyłam Adamowi.  Może i dobrze. W końcu się ruszę. Wieczorem pakuję się, walczę chwilę z nowymi kijami i idę spać.

Kiedy wstaję rano to pomysł nie wydaje się już taki zajefajny. No ale nie ma już wyboru. Jadę po Adama i ruszamy do Rzyk koło Andrychowa.

Na starcie w Rzykach © djk71

Przed startem jeszcze sklep, przebieranie się, ostatecznie ruszamy dobrze po dziesiątej.

Zaraz będę gotów © djk71

Od samego początku ostre podejście.

Pierwsze podejście, jeszcze asfaltowe © djk71

Podejście bo decydujemy się zacząć spokojnie :-) Tętno i tak znacznie przekracza 180.

Dziarsko do przodu © djk71

Po chwili okazuje się, że moja nawigacja w zegarku przestaje działać. Dziwne, pierwszy raz. A jeszcze na starcie wszystko wydawało się ok. Na szczęście Adam działa. W odwodzie był jeszcze telefon, ale to już nie jest takie wygodne rozwiązanie. Będę musiał sprawdzić w domu o co chodzi.

Wspinamy się pod górkę. Jest ostro.

Nachylenie daje w kość © djk71

Kiedy choć trochę się wypłaszcza biegniemy, zamiast podbiegów mamy głównie podejścia. Dość szybko wyciągam kije. Mimo, że to mój debiut to jest zdecydowanie łatwiej. Biorąc pod uwagę, że póki co czeka nas głównie wspinaczka to nie chowam ich tylko biegnę z nimi w rękach. Nie jest najgorzej.

Wciąż pod górę © djk71

Mijamy Gancarz.

Ślicznie © djk71


Gancarz - Krzyż © djk71
Pod Gancarzem, spotkana trójka młodych ludzi podziwia nas mówiąc jak dobrze wyglądamy mimo biegu w porównaniu z nimi. +10 do ego ;-)
I jest okazja skorzystać z neta - Tree WiFi

Tree WiFi © djk71

Wspinamy się dalej. Łatwo nie jest.

I jeszcze przeszkody © djk71

W końcu docieramy do Leskowca.

Nie tylko my dotarliśmy na Leskowiec © djk71

Chwilę wcześniej rzut oka na kaplicę i okolicę.

Jan Paweł II przy kaplicy na Leskowcu © djk71

Na górze trochę ludzi więc robimy szybkie zdjęcia i biegniemy dalej.

Na Babiej śnieg © djk71

Selfie musi być © djk71

Po drodze jest pięknie. W słońcu ciepło, ale chłodny wiaterek co jakiś czas przypomina, że to jeszcze nie lato.

Ślicznie tu © djk71

Lubię takie klimaty © djk71

Skończyły się strome podejścia więc coraz więcej udaje się biec.
Czasem jednak trzeba odpocząć.

Chwila odpoczynku © djk71

Adam kontroluje trasę, ale chyba nie tylko :-)

Coś muszę sprawdzić © djk71

Zbliżamy się do Potrójnej.

Ciekawe co to za domki © djk71

Tu pora na chwilę odpoczynku

Przerwa obok Potrójnej © djk71

I zjedzenia czegoś.

Trzeba coś zjeść © djk71

Po chwili ruszamy. Teraz większość powinna być w dół - co wcale nie musi oznaczać, że będzie łatwiej :-)

I znowu podbieg © djk71

Zbiegając udaje nam się tak zagadać, że schodzimy z trasy i w rezultacie may 1,5 km gratis :-)
Nie szkodzi, przy okazji nawiązujemy znajomość z młodym kolarzem i podziwiamy okoliczną zabudowę.

Ktoś lubi kwiaty © djk71

Napisałem, że nie szkodzi, ale... czuję już zmęczenie. Czuję ból w nogach... Ale to już końcówka.

Niby niewielka rzeczka © djk71

Strach nie pozwala mi przejść po pniu. i idziemy po dwóch stronach rzeczki :-)

Na szczęście po chwili drogi się schodzą na moście. Jest okazja się napić.

Jest i studnia © djk71

Teraz już do końca asfaltem. Zaskakuje nas graffiti przy drodze :-)

I wszystko jasne © djk71

Mijamy rzeczkę jeszcze w jednym miejscu.

Znów rzeczka © djk71

I po chwili możemy już z parkingu obserwować góry.

Tam gdzieś byliśmy... © djk71

Było super, ale czuję się potwornie zmęczony. Ale zadowolony.  Niestety widać brak treningu.

W tytule było coś o cenzurze. Szkoda gadać. Wieczorem wysłałem znajomym info o zwycięstwie Kazika na Liście Przebojów Programu III - info ze strony Polskiego Radia. Rano już było Error 404 :-(  Przed południem szukaliśmy słynnego rapu Adriana i też zniknął - choć ten wieczorem już znowu był. Źle się dzieje w państwie polskim... :-(

Dzięki Adam za super towarzystwo. Dzięki Marek za pomysł trasy. No i podziękowania dla Anetki, bo od niej to się zaczęło. :-)

*

Czego się nie robi dla sławy

Niedziela, 26 kwietnia 2020 · Komentarze(4)
Kiedy popstrykaliśmy zdjęcia na rowerach, przebraliśmy się i postanowiliśmy pobiegać. To znaczy taki był plan, ale w praktyce wyglądało to tak, że Adam pokazywał oddalone miejsce i mówił: tam by było dobre ujęcie. No i? Nie pobiegłbyś? Co było robić... pobiegłem :-)

Nad wodą © adam j.

Pięknie tu © adam j.

W terenie © adam j.

Z górki © adam j.

W sumie dostałem w kość, ale świetnie się bawiłem. Przy okazji zobaczyłem gdzie można porobić uczciwe treningi. Tylko... trzeba je robić... :-)


Jest gdzie ćwiczyć podbiegi © adam j.

Żeby nie było, że sam biegałem, Adama też udało się namówić :-)

Jest i Adam © adam j.

Tym razem bardziej bałem się o to jak spisze się maseczka, bo biegając zwykle bardziej się pocę i zdecydowanie szybciej oddycham. O dziwo tu parowania okularów nie zauważyłem - może dlatego, że się nie zatrzymywałem ;-) Zdarzyło mi się nawet chyba dwukrotnie sprawdzić, czy mi się nie odkleiła, bo jej nie czułem, ale na szczęście wszystko było ok.

Truchtanie po długiej przerwie

Czwartek, 23 kwietnia 2020 · Komentarze(2)
Prawie miesiąc bez biegania. I efekt jest. Nie, nie to, że taki zregenerowany i od razu daję czadu. Efekt w tym złym znaczeniu. Brak sił. Mimo spokojnego truchtania, po trzech kilometrach przechodzę do marszu. Nie mam siły. Po trzystu metrach ruszam dalej, ale nawet nie próbuję robić pełnej pętli, czyli ok. dziesięciu kilometrów. Skracam trasę i wychodzi ledwie szóstka. W sumie nie powinienem być jakoś szczególnie zdziwiony, ale jednak czuję jakąś złość. Przede wszystkim na siebie. Że nie zmusiłem się wcześniej do zrobienia treningu, a kilka razy było już blisko. Na ale cóż.

Dziś zamiast muzyki znów książka. Wydawało się, że w dobie pandemii będzie więcej czasu na czytanie, słuchanie książek... ale jakoś chyba wolałem zagłuszyć myśli muzyką. Dziś powrót do książek.

Dobrze, że ktoś wymyślił słuchawki © djk71

W lesie milion ludzi: spacerowicze, biegacze, rowerzyści... Mam wrażenie, że łatwiej tu cokolwiek złapać niż na mieście... Ale co ja tam wiem... Większość bez maseczek, bo tu wolno... Ja też mam tylko buffa, ale opuszczonego na szyję... Koszmarnie się z tym biega... Muszę spróbować pobiegać w naszych maseczkach...


Cieplutko :)

Sobota, 28 marca 2020 · Komentarze(3)
Nie wiem jak to się dzieje, ale w weekendy zwykle najmniej ćwiczę. I to nie dlatego, że śpię długo, bo wstałem o 6:30.
Nie chcę dziś w to wnikać. Tak jak nie chcę pisać o polityce, choć może powinienem..

Najważniejsze, że udało się wyjść. Była chwila wahania, czy rower, czy bieganie, ale to drugie wygrało. Szczególnie, że można było na krótko.

W lesie trochę ludzi spacerujących ale ogólnie spokój.

Jak muszle na drzewach © djk71

Nie licząc trzech imprezujących grupek młodzieży ;-(


W słonecznym świetle © djk71

Pomimo spokojnego tempa wyjątkowo wysoki puls. Ciekawe czemu...

Home office, świnia i las

Środa, 25 marca 2020 · Komentarze(3)
Wydawało mi się, że home office będzie sprzyjał aktywności sportowej. Przecież mogę się dłużej wyspać, bo nie muszę dojechać do firmy, szybciej kończę, bo odpada czas powrotu do domu. Czyli w sumie mam więcej czasu. Tak w teorii..., a w praktyce rzeczywiście niby tak jest, ale nie do końca...


Gdzie strumyk płynie z wolna © djk71

Z jednej strony wstaję wcześnie, ubieram się jakbym szedł do pracy (no prawie), jem śniadanie i zaczynam pracę. I jest ok, można skupić się na tym nad czym pracuję. Nikt nie przeszkadza.

W pracy często zakładam słuchawki żeby odciąć się od tego co dzieję się obok. Ale nie zawsze to pomaga. Mimo wszystko kilka osób w pokoju plus goście sprawiają, że ciągle coś się dzieje. Ktoś przyjdzie, ktoś zagada, ktoś zażartuje... I jeśli tylko słuchawki nie były na uszach to... pozamiatane... Gdzieś kiedyś czytałem, że powrót do przerwanej pracy potrafi zająć czasem nawet do 20 minut. Wydaje mi się to przesadzone, ale pewnie w połowę z tego jestem w stanie uwierzyć.

Oczywiście pracując w domu też można być rozproszonym, bo maile, bo telefony, bo komunikatory... Na szczęście część z tego można wyłączyć. Jeśli nie na stałe to chociaż ograniczyć zaglądanie do nich. I w części tak zrobiłem. Zaczynam sobie przypominać szkolenia i te wszystkie techniki zarządzania sobą w czasie, zarządzania projektami itp...

I choć jakąś część udało się kiedyś wdrożyć to reszta przegrała z codziennym życiem. A teraz wydaje się być znakomita okazja żeby do tego wrócić. Strasznie to dziwne, bo pewnie wielu by się cieszyło z braku kontroli, a tu człowiek stara się sam sobie narzucić dodatkowe zasady, dodatkowe rygory... Ale chyba tak trzeba żeby jakoś dać sobie radę z tą sytuacją.

Klimat bardziej jesienny niż wiosenny © djk71

I tu druga strona pracy z domu. Kiedy mogę pracować bez przeszkód zaczynam się w to wkręcać. Bo okazuje się, że da się zrobić więcej, że da się wziąć za rzeczy, które leżały odłogiem i czekały na lepsze czasy. Że można zrobić rzeczy do końca, a nie tylko je tknąć i odłożyć, bo pojawiały się inne, "ważniejsze" tematy... Bo można ruszyć nowe tematy, nauczyć się czegoś... Tylko to wkręca...

I niestety to sprawia, że łatwo zapomnieć o czasie pracy i o tym tzw. work life balance.

Dziś wstałem w kiepskim nastroju. Ci, którzy regularnie czytają mojego bloga znają te moje wahania nastroju. Dziś był ten gorszy dzień. Tak się przynajmniej zapowiadał. Na szczęście praca pozwoliła zapomnieć o problemach, a pod koniec już żyłem myślą, że w końcu pójdę pobiegać, bo nie robiłem tego od... poprzedniej niedzieli. Miałem pójść wczoraj, ale skończyło się na ćwiczeniach w domu słuchając webinaru jednego z naszych dostawców.

Dziś udało się. Ruszyłem do lasu i przez godzinkę udało się potruchtać. Bez celu, bez parcia na dystans, czy tempo. Po prostu sobie biegłem. I było super. :-) Muszę się pilnować i sprawić żeby te chwile oddechu (choć czasem prawie bez oddechu) mi nie uciekały, jak to się ostatnio zdarzało.

Słonko bawi się światłem © djk71

P.S. W tytule było o świni. No tak, miałem o tym wcześniej napisać, ale zapomniałem.

Ja jednak jestem typem samotnika. Nie odczuwam żadnego problemu związanego z rzadszym widywaniem znajomych w obecnej sytuacji. To nie znaczy, że nie lubię ludzi. Lubię porozmawiać ze znajomymi, pożartować, zrobić coś wspólnie, ale brak tego nie jest dla mnie problemem. Potrafię spędzać czas z samym sobą.

I co jakiś czas właśnie znajomi mi zarzucają, że... jestem świnią. Bo nie zadzwonię, bo nie zagadam na komunikatorze, nie zaproszę na rower, czy do wspólnego biegania. A to nie tak. Ja po prostu nie chcę im przeszkadzać, dzwonić nie w porę, "zmuszać" do rozmowy. No dobra... może się po prostu próbuję tłumaczyć, a prawda jest taka, że jednak jestem świnią....



Slow jogging tyłem (z żoną)

Niedziela, 15 marca 2020 · Komentarze(0)
Wczoraj pobiegałem z synem. Dziś były różne plany, ale jak to u mnie bywa najgorsza organizacja w weekendy... za dużo czasu...
Nie wyszedł rower, nie wyszło bieganie. Ostatecznie udaje się wyjść z żoną na slow jogging.

Razem w lesie © djk71

Ponieważ jest really slow to większość tyłem.

O ile wczoraj było w lesie pusto to dziś żona naliczyła chyba z 75 osób... Musiała się strasznie ze mną nudzić jak się wzięła liczenie...

Tu pusto, ale trochę ludzi minęliśmy © djk71

A może po prostu chciała pokazać swoim uczniom, że matematyki można się uczyć nie tylko w szkole...

Przyjmuję, że ta druga wersja to ta właściwa... :-)

Miś ucieka przed wirusem? © djk71

Udało się zaliczyć kilka podbiegów i zbiegów...  jakieś skipy no i bieg tyłem... zobaczymy jak jutro mięśnie zareagują...


Kolejny podbieg za mną © djk71

A jutro... do pracy... zobaczymy co będzie się działo w firmie, na drogach, w  świecie....



Uciekając przed wirusem

Sobota, 14 marca 2020 · Komentarze(2)
Od tygodnia zero aktywności ruchowej. Od trzech tygodni zero biegania na dworze.

Ostatni tydzień był fatalny... z wielu powodów... Pewnie to co się dzieje w świecie też miało na to wpływ. Choć staram się zachowywać od początku rozsądnie, to nie ma siły... to też musiało wpłynąć na mój nastrój.

Dziś stwierdziłem, że trzeba z tym w końcu coś zrobić. Póki jeszcze można. Nie spodziewam się najgorszego, ale co się wydarzy tego nikt nie wie...

Padający o poranku śnieg nie nastrajał obiecująco, ale ostatecznie udało się wyjść pobiegać. Tym bardziej, że Igor też już ma dość siedzenia w domu. Chwila wahania, czy biegamy po asfalcie, czy lesie... i skręcamy do lasu.

Jest pięknie. Igor wzbogaca trening dodatkowymi ćwiczeniami. Ja podziwiam przyrodę.

Piękny dzień na bieganie © djk71

Kiedy wybiegamy z lasu uderza w nas wiatr. Jednak las to był dobry wybór.

Pobiegane z synem © djk71

Mam nadzieję, że jutro uda się to powtórzyć. A może jakiś rower wyjdzie...

Wciąż bez sił

Czwartek, 5 marca 2020 · Komentarze(0)
Kolejny dzień bez sil. Poranna próba na bieżni od początku wolniej niż planowałem. Gdyby nie to, że chciałem dosłuchać książkę do końca to pewnie skończyłbym jeszcze wcześniej.


Kiepski tydzień

Środa, 4 marca 2020 · Komentarze(0)
To nie jest dobry tydzień.

Czas płynie © djk71


W poniedziałek po pracy poszedłem na siłownię. Wszedłem na bieżnię i... przeszedłem... 4 minuty... Nie miałem siły, ani chęci nic robić... Wróciłem do domu.

We wtorek... Po raz kolejny organizacyjnie się nie udało nic zrobić...

Środa, dziś... Udało się pójść na siłownię. Na bieżnię.... Dłuższe interwały udało się rozpocząć... Nie udało się skończyć... Znów złe myśli zabiły myśli o treningu. Nawet nie próbowałem walczyć...

Nie chciało mi się biegać, nie chce mi się pisać...