Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:6906.40 km (w terenie 1496.49 km; 21.67%)
Czas w ruchu:834:20
Średnia prędkość:8.27 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:53278 m
Maks. tętno maksymalne:210 (108 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:447473 kcal
Liczba aktywności:878
Średnio na aktywność:7.87 km i 0h 57m
Więcej statystyk

W skinowskich rytmach

Niedziela, 12 lipca 2020 · Komentarze(0)
Rozgrzewka była wyjątkowo mocno, skoro już po niej zegarek zaproponował mi kilka godzin odpoczynku :-)
Na bieżni włączyłem muzyczkę w... łysych klimatach i... poleciałem. Widać bit był dobry, bo i tempo było niezłe :-)
Może trzeba coś takiego sobie przygotować na najbliższe zawody?

Co prawda nie wszystkie kawałki były bardzo szybkie... Niektóre były wolniejsze, ale za to pasujące to dzisiejszego dnia...


Lepiej ciepło czy duszno?

Środa, 1 lipca 2020 · Komentarze(0)
Na dworze upał. W siłowni ciepło i duszno. Co wybrać.
Jednak bieżnia na siłowni. Przynajmniej nie mam słońca.

W tle muzyka Kultu. Biegnie się dobrze, ale kończę przemoczony jak po jakiejś ulewie.

(Zbyt) Krótko na bieżni

Poniedziałek, 29 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Kiedyś czytałem gdzieś, że żeby trenować trzeba mieć czystą głowę. Czystą, uporządkowaną, pozbawioną problemów... I chyba coś w tym jest. 
O ile czasem wychodzę pobiegać, pokręcić żeby właśnie oczyścić myśli, przestać choć na chwilę myśleć to nie sprawdza się to w trakcie treningów.

Na treningu, przy pierwszej cięższej chwili, złe myśli powracają ze zdwojoną prędkością oraz siłą i skutecznie potrafią przerwać ćwiczenia. Tak było dziś przy próbie powrotu do interwałów. Nogi były na bieżni, a głowa gdzieś daleko. Spotkały się przy pierwszym zmęczeniu i powiedziały dość. A ja po raz kolejny dałem się przekonać do przerwania treningu. 

Ledwo zdążyłem się wykąpać, a kolejna informacja dorzuciła swój kamyczek do nastroju.

Dobrze, że wieczorem udało się popracować chwilę przy tablicy wyników i poobserwować syna na boisku. Jest dobry :-)

Nie zawsze jest remis © djk71

Choć cały mecz wygrywali to spotkanie skończyło się remisem. Tak bywa. Na boisku, w biznesie,  w życiu...
Ten remis w starciu ze starszymi i bardziej doświadczonymi kolegami można uznać za sukces...
Czasem remis to po prostu kompromis...  A czasem nawet przegrana...


Powoli na bieżni

Poniedziałek, 22 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Dziś pogoda mnie w konia zrobiła. Zgodnie z planem padało. Padało, ale tylko do momentu kiedy wszedłem na siłownię. Potem przestało, ale ja już byłem przebrany. W efekcie zamiast biegania na powietrzu dusiłem się pod dachem.

I to dusiłem prawie dosłownie... Nie dość, że klima była wyłączona, to jeszcze bieżnia bez nawiewu.
I choć biegło mi się całkiem fajnie to z każdym kolejnym kilometrem byłem coraz bardziej mokry.

W pewnym momencie koszulka była tak mokra i ciężka, że miałem wrażenie, że biegnę z plecakiem.

Biegłem wolno, ale i tak się zmęczyłem... W sumie skończyłem wcześniej niż planowałem. Trochę źle, ale ogólnie czułem, że było uczciwie.

Powoli do... celu... © djk71

Grunt to wrócić do regularności i... powoli do celu...

Rockowa bieżnia

Sobota, 20 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Po ping pongu bieżnia w rockowych klimatach.
Klima jest chyba wyłączona, bo pociłem się jak diabli.
Ale biegało się przyjemnie :-) Udało się zrobić to co chciałem.

Rzeźniczek

Piątek, 12 czerwca 2020 · Komentarze(1)
Z wiadomych powodów większość imprez biegowych została odwołana lub przeniesiona na okres jesienny. Z biegami odbywającymi się w ramach Festiwalu Rzeźnika można było zrobić podobnie. I część naszej ekipy przeniosła swoje starty na przyszły rok. Ja przegapiłem krótki okres kiedy można było to zrobić. Gapiostwo kosztuje - muszę wystartować w tym roku.

Mimo, że od początku wybrałem stosunkowo krótką trasę - Rzeźniczka - w tym roku ok. 26 km długości i ok. 1000 m przewyższeń to się trochę boję. W kwietniu biegałem dwa razy, w maju trzy… i to głównie po płaskim i na znacznie krótszych dystansach.

Jest i medal :-) © djk71


Formuła wszystkich biegów też nieco inna. Startujemy i kończymy w Cisnej. I choć jest pomiar czasu to każdy startuje o innej godzinie w okresie od 6 do 14 czerwca - można sobie wybrać dowolny dzień. Wszystko to trzeba było wcześniej zadeklarować w swoim panelu uczestnika. Ja wybrałem start w piątek o godz. 9:00.

Pakuję się już dzień wcześniej, jak zawsze dylematy: co zabrać na trasę, ile jedzenia, ile picia. Tym razem jest to o tyle ważne, że na trasie nie będzie bufetów, chyba że ktoś sobie sam zorganizuje. Taki właśnie plan mają koleżanki, z którymi dzielimy domek. Ich mężowie mają pojawić się tuż przed początkiem najtrudniejszego odcinka. Jest szansa, że i ja na tym skorzystam. :)

W nocy i nad ranem strasznie leje. Dźwięki deszczu uderzającego z ogromną siłą w dachy domków nie działają motywująco. Na szczęście rano przestaje padać i… zapowiada się ciepły, słoneczny dzień.

Śniadanko, toaleta i ruszam do Cisnej. Jadę sam, bo bez sensu żeby Anetka czekała kilka godzin na mecie. Znajomi startują pół godziny po mnie więc też mają jeszcze trochę czasu.
Jak zawsze dojeżdżam na start trochę wcześniej - wole mieć chwile czasu w zapasie niż się stresować, że nie zdążę. Okazuje się, że tym razem nie ma to żadnego znaczenie, bo kiedy wchodzę do strefy startowej okazuje się, że mogę już biec mimo, że jestem dwadzieścia minut przed czasem. No tak, przy przydzielaniu czasów chodziło głownie o to, aby nie było tłoku na starcie.

Ruszam…. Od razu po błocie i… po jakiś 200 m pierwsza niespodzianka… przeprawa przez rzekę…

Gdyby był niższy poziom wody byłoby na sucho © djk71

Biegnąc za innymi staję przed wąskim betonowym przejściem gdzie nogi zamaczam tylko do kostki :-) lub mogę przejść obok na szerszą drogą z linką do asekuracji i moczeniem nóg co najmniej do kolan ;) Z rozpędu wybieram pierwszą wersję i.. To nie jest coś co lubię… boję się, że za chwilę z tego spadnę i wykąpię się cały. Szczęśliwie udaje się dotrzeć na drugi brzeg bez przygód.

Tylko… teraz przede mną 26 km biegu w zupełnie mokrych butach… Tego się nie spodziewałem i nie ukrywam, że nieco się boję jak zareagują na to moje stopy.
Po chwili okazuje się, że to nie koniec atrakcji. Od razu zaczyna się podbieg (podejście) z pięknym błotem. :-) W ruch idą kije. Po jakimś kilometrze walki z brązowym…. sami wiecie czym wybiegamy na szeroką szutrówkę.

Szeroka szutrówka © djk71


Czuję jakiś podstęp, ale korzystam z tego co jest i biegnę. Pamiętając, że przede mną jeszcze najtrudniejsze odcinki staram się oszczędzać siły. Tag gdzie jest w miarę łatwo truchtam, a jak zaczyna się pod górkę to przechodzę do marszu. Tłumaczę to rozsądnym podejściem do startu (a nie brakiem kondycji ;) ).

Póki co jest spoko © djk71

Szutrówka ciągnie się wyjątkowo długo. Mam podejrzenie, że tak być może nawet do początku trasy na Fereczatą. I… nie mylę się. Za to mylne były moje nadzieje na spotkanie organizowanego przez znajomych bufetu. Wiem, że mieli mieć colę i choć zwykle jej nie lubię to tutaj biegłem z myślą, że przed najtrudniejszym odcinkiem nie tylko się jej napiję, ale również wleję sobie trochę do soft flaska.

Niestety okazało się, że dotarłem do miejsca spotkania zbyt wcześnie… Czuję lekkie rozczarowanie :-( Nic to, trzeba zacząć wspinaczkę bez kofeiny. Łatwo nie jest, ale nie daję się. Wiem, że ten odcinek jest stromy, ale… kiedyś się skończy :-)

Kiedy docieram do pierwszego szczytu czuję lekkie zmęczenie, ale jestem zaskoczony, że poszło tak szybko.

Pięknie tu © djk71

Za mną już ponad połowa trasy. Cały czas czekam kiedy dogoni mnie ekipa, w której biegnie Magda z Asią i Piotrkiem. Póki co mam od startu motywację żeby uciekać im tak długo jak tylko się da…. Oprócz nich goni mnie jeszcze Adam z Anetą i drugim Piotrem. W sumie to spodziewam się, że to oni pierwsi mnie dogonią. Pytanie tylko kiedy.



Róbmy sobie zdjęcia © djk71

Znów można biec, a przynajmniej próbować, bo łatwe to nie jest. Błoto skutecznie zniechęca do zbyt szybkiego szarżowania.

Jaki kolor miały buty? © djk71

Co chwilę ktoś wywija orła. Do tego na trasie sporo ludzi w obie strony (trasy różnych biegów się tu krzyżują, łączą), oprócz biegaczy są też turyści choć Ci stanowią akurat niewielki procent spotkanych miłośników błota.
W sumie to trochę dziwne, że jest tylu biegaczy mimo, że starty były rozłożone na cały tydzień, a część zawodników przepisała się na przyszły rok.

Tak, czy inaczej gdzie się dato biegnę. Nie wszędzie się da bo czasem jest po prostu niebezpiecznie, a czasem błoto wciąga tak mocno, że trzeba sprawdzać czy but jeszcze na nodze, czy ugrzązł gdzieś za nami…

Trochę błotniście © djk71


Póki co nie jest też zupełnie płasko, co chwilę kolejne podbiegi i kolejne szczyty… Okrąglik, Wielkie Jasło, Małe Jasło...

Jeszcze trochę przede mną © djk71

W pewnym momencie czuję już silne zmęczenie… zaczynam mieć dość podbiegów…

Jeszcze trochę © djk71


Na szczęście to już był chyba ostatni….

Jest nieźle © djk71

Teraz zbieg do szutrówki, a kawałek dalej ostatnia już walka z błotem…

Jakieś 500 m przed metą dogania mnie Piotr, czyli jednak… a już miałem nadzieję, być na mecie przed resztą (i co z tego, że miałem handicap na starcie :-) ). Pozostało mi walczyć żeby już nikt inny z naszej ekipy mnie nie dogonił :-)

I na deser przeprawa przez rzekę. Tym razem nikomu ona nie przeszkadza. Zaraz meta, a tu jest okazja nie tylko chłodzić nogi, ale też opłukać choć trochę buty.

Czyszczenie butów © djk71

O ile to pierwsze się udaje to świeżo opłukane obuwie po chwili ląduje w kolejnej porcji błota na końcowym odcinku do mety.

Jest meta. Zrobiłem to! :-) Zmęczony, ale szczęśliwy. 4:59:58.

Zrobiłem to! © djk71

Po chwili przybiega Aneta.

Jest i Aneta :-) © djk71

Oddajemy czipy, bierzemy po piwie (na szczęście jest wersja zero) i… koniec imprezy. Kiedy przybiega reszta ja już biorę kąpiel.

Cieszę się, że wystartowałem. Mimo ogromnego błota i braku przygotowań do startu…. Żyję i czuję się całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę, że udało się połączyć start z krótkim urlopem… Jest super.

Międzynarodowy Dzień Biegania

Środa, 3 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Miałem chęć pobiegać zaraz po pracy, ale głód wygrał, a zaraz po tym sen.
Kolejny raz usnąłem snem kamiennym. Kiedy się obudziłem nie miałem ochoty już wychodzić z domu. W końcu jednak wyszedłem (chyba trochę pod wpływem żony, ale nie jestem pewien, bo chyba wciąż spałem) :) Zwykle najgorzej jest mi się zebrać. Kiedy już jestem na dworze to jest ok. Dziś nawet sprzed domu chciałem zawrócić.

W końcu ruszyłem. I o dziwo biegło mi się całkiem przyjemnie. Zero bólu. Tempo wolne, ale pilnowałem pulsu i... pewnie spokojnie bym mógł tak biec dłużej niż godzinę... Nie wiem skąd ten kryzys dwa dni temu.

Po skończonym biegu nawet nagrodę dostałem. Od Garmina :-)



Nawet nie wiedziałem, że jest taki dzień ;-)

Prostytutki zaliczone

Poniedziałek, 1 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Ostatnio biegałem ze statystyką w uszach.
Potem tradycyjnie (a może teraz już powinienem ująć to jakimś statystycznym wyrażeniem) przerwa (bo przecież weekend). Dziś rano nie udało się wstać, za to po pracy już nie było wymówki. Ubrałem się i pobiegłem z planem na jakieś 10-15 km. Plan planem, a po dwóch kilometrach piszczele mnie zatrzymały... Powinienem zakląć: o k... Ale po lekturze (wysłuchaniu) ostatniej książki... jakoś nie wypada...

Prostytutki © djk71

Mimo poruszanych trudnych tematów książkę się bardzo fajnie słuchało.

Tak naprawdę to k... chyba jednak poleciała. Zawróciłem. Pół  biegnąć, pół idąc - taki Galloway - skręciłem w ścieżkę, ścieżkę którą już kiedyś jechałem rowerem. Jechałem i musiałem zawrócić. Niestety nic się nie zmieniło, dziś też ścieżka nagle się skończyła. Miało być na skróty, a wyszło więcej. Jakoś dobiegłem do domu, ale radości z tego żadnej nie miałem.

Nie tak to miało być, ale dobrze, że choć cokolwiek wyszło.

Czy po seksie będziemy panierowani w banknotach niczym krokiet w bułce?

Wtorek, 26 maja 2020 · Komentarze(3)
Po ostatnim biegu czuję strasznie ciężkie nogo do dziś. W sumie zegarek zaproponował 72 godziny odpoczynku. Minęło 48 ale skoro wróciłem wcześniej z pracy to trzeba to wykorzystać.  Przebieram się i ruszam w teren. Nogi jeszcze obtarte po niedzieli, ale daję radę. O dziwo udaje się spokojnie (chociaż z wysokim pulsem) przebiec całość.

Skąd ten nieco dziwny tytuł wpisu? W niedzielę i dziś biegałem słuchając... książki o statystyce. I żałuję, że nie czytałem/słuchałem jej wcześniej. Tytuł wpisu jest cytatem z tej książki :-)  Wydaje mi się, że powinien się zapoznać z nią każdy, kto w perspektywie na studiach ma taki przedmiot. Myślę, że zupełnie inaczej by do niego podchodził. W każdym raczej inaczej niż ja podchodziłem.

Moje pytanie po powrocie było prostsze ;-) Co wybrać? Najpierw :-)

Co najpierw? © djk71

Dla zainteresowanych książka to: "Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?" autorstwa Janiny Bąk.