Wpisy archiwalne w kategorii

Bieganie

Dystans całkowity:6906.40 km (w terenie 1496.49 km; 21.67%)
Czas w ruchu:834:20
Średnia prędkość:8.27 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:53278 m
Maks. tętno maksymalne:210 (108 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:447473 kcal
Liczba aktywności:878
Średnio na aktywność:7.87 km i 0h 57m
Więcej statystyk

Krótka poranna bieżnia i ciężary

Poniedziałek, 7 września 2020 · Komentarze(0)
Krótko na bieżni (22 minuty). Mimo dość wolnego tempa nieźle się ze mnie lało.
Potem chwilę walki z ciężarami. Tu akurat odwrotnie, jakoś wyjątkowo łatwo i lekko.

Poranna bieżnia

Środa, 2 września 2020 · Komentarze(0)
Wciąż jeszcze czuję lekki niepokój w łydkach i piszczelach, ale postanowiłem choć chwilę potruchtać na bieżni.
Spokojnie, choć z lekko narastającą prędkością. Udało się nawet trochę spocić. Nogi zupełnie spoko.
Sporo przemyśleń. Dziwnych pomysłów... :)

Zbójnicka Śleboda

Sobota, 29 sierpnia 2020 · Komentarze(4)
Jak pewnie Ci, którzy czytają mojego bloga regularnie zauważyli, od początku pandemii mam pod górkę z bieganiem. I nie chodzi tu o to, że trenuję w górach, a o to, że straciłem zapał do biegania.  Plany na ten rok były ambitne, ale kolejne odwoływane lub przenoszone biegi skutecznie zniechęcały do regularnego trenowania. Już wyjazd na Rzeźniczka prawie trzy miesiące temu był wariactwem, ale udało się. Kolejne miesiące upłynęły praktycznie prawie bez treningów, nie licząc kilku krótkich biegów w Austrii. 

Patrząc na to co się dzieje i, że w Niedzicy ogłoszono czerwoną strefę łudziłem się, że Ultra Janosik też zostanie odwołany. Niestety nie został. Co było robić, trzeba było przyjechać, ale wizja 35 km po górach, dodatkowo w upalnej pogodzie nie nastrajała mnie zbyt optymistycznie. 

Jeszcze pełen optymizmu © djk71


Na miejscu zameldowaliśmy się w piątkowe popołudnie. Odbiór pakietów startowych, obiadek i choć gdzieś po głowie chodziła nam jakaś aktywność to reszta wieczoru to po prostu chillout plus analizowanie map, wymogów związanych z wyposażeniem obowiązkowym itp. 


Zaraz ruszamy © djk71

Mimo, że spakowaliśmy się już w piątek to w sobotę na miejsce zbiórki przyjeżdżamy na styk. Do tego przy wejściu do autokaru, który wiezie nas na miejsce startu, okazuje się, że niektórzy jednak zapomnieli tego i owego :) - i to nie byłem ja :)

W drodze na start © djk71

Ostatecznie jednak udaje się w komplecie dotrzeć na miejsce startu. 

ETISOFT Running Team © djk71

Mamy chwilę czasu jeszcze na ostatnie poprawki, toaleta, ustawienie nawigacji w zegarkach (jak się potem okaże niepotrzebne, bo trasa perfekcyjnie oznakowana) i ustawiamy się na starcie. 


Przed startem © djk71

Ruszamy, pierwsze kilkaset metrów po asfalcie i mimo, że truchtem to... tętno... 190. Nie wróży to niczego dobrego. 
Skręcamy w teren i przed nami długie podejście. Kijki idą w ruch. Tętno dalej wysokie, praktycznie cały czas 180+, ale idzie mi się dobrze. Wyprzedzam nawet Tereskę, choć zdaję sobie sprawę, że to kwestia kilku chwil, gdy znów ją zobaczę i... będzie to ostatni raz w tym biegu :). Jeszcze na górze spotykam Adama i Piotra, ale oni też popędzą do przodu. 

Chwilę później zaskakuje mnie... Bufet. Mimo, że oglądałem mapę kilkukrotnie to... tego punktu nie zarejestrowałem. Miła niespodzianka. 

Biegnę, nie jest źle, mimo wysokiej temperatury chmury zasłoniły słońce więc da się ruszać.

Chmurki cieszą © djk71


O dziwo pierwsze dziesięć, a nawet chyba trzynaście kilometrów udaje się pokonać w całkiem przyzwoitym jak na moją kondycję tempie.

Zmęczony na Janosiku © Walusza Fotografia

Zaczynam w głowie liczyć, o której jestem w stanie dobiec do mety. Wszystko brzmi bardzo obiecująco. Z obliczeń wychodzi mi, czas może być zbliżony do Rzeźniczka, choć tam było o siedem kilometrów mniej do zaliczenia. Jeszcze nie wiem, jak bardzo niepoprawnym optymistą jestem. 

W Trybszu spotykam drugiego Piotra, miło zobaczyć znajomą twarz. Cieszy też cola na punkcie i... ziemniak...  :)

Bufet na bogato © djk71


Siedem kilometrów później kolejny bufet w Dursztynie. Tu jest zupka, ale jakoś nie mam ochoty próbować, czuje od kilku kilometrów lekki niepokój w żołądku więc wolę nie ryzykować. Cola, woda, arbuz i biegnę dalej. Czas wciąż ok, za mną około 21 kilometrów. 


Zaczyna się podbieg, kije znów idą w ruch, ale jeszcze nie wiem co mnie czeka. Choć pamiętam, że na mapie była ścianka to jakoś cały czas sobie wmawiałem, że to tylko tak wygląda na profilu wysokości... 
O jak bardzo się myliłem... Ta prawie pionowa kreska na mapie nie kłamała. Nie wiem ile razy się zatrzymywałem - oczywiście żeby zrobić zdjęcia ;)

Biegamy © djk71

Nie tylko ja, prawie wszyscy... Odgłosy jakie można było usłyszeć brzmiały jak co najmniej z miejsca tortur. Choć w jednym przypadku nie do końca byłem pewien co słyszę... Wspinająca się dziewczyna wydawała takie głosy, że nie byłem pewien, czy to przedśmiertne charczenie (nigdy nie słyszałem, ale na pewno tak to brzmi), czy długi niekończący się orgazm. Myślałem czy nie pomóc jeśli to było to pierwsze, ale jeśli to był drugi przypadek to na wszelki wypadek postanowiłem nie przeszkadzać. 

Nie tylko ja miałem dość © djk71

Kiedy zobaczyłem na trasie linę myślałem, że to jakoś żart, ale nie.. choć początkowo ją ignorowałem to ostatecznie też się na niej wciągałem. Niestety skończyła się przed szczytem i końcówkę trzeba było walczyć bez pomocy. 
W końcu bez sił zameldowałem się na górze Żar.

Gdyby wzrok mógł zabić... po wejściu na Żar na UJ2020 © Golden Goat Production

24. kilometr pokonywałem... ponad 37 minut!


Covid nie dał rady © djk71

Zupełnie bez sił próbowałem ruszyć dalej. Mimo, że było momentami w dół to nie miałem już siły biec. Kilkaset metrów dalej usiadłem na drzewie i... myślałem, że tak zostanę. Brak sił, mdłości, gorąc... Gdyby dalo się tam zejść z trasy to nie wiem czy bym tak nie zrobił. Tylko... nie było jak zejść. 

Ruszyłem dalej. Od tego momentu prawie całość to był już tylko marsz. Widziałem, że nawet idąc zmieszczę się w limicie czasu, co w żaden sposób nie dopingowało do podjęcia próby biegu. 

Chyba jednak byłem zmęczony © djk71

Zapomniałem już o wszystkich optymistycznych obliczeniach sprzed kilku godzin. Teraz chciałem tylko dotrzeć do mety i spokojne umrzeć. 

Jakieś trzy, cztery kilometry przed metą kończy mi się picie. Super, tego mi tylko było potrzeba. 

Dwa kilometry przed końcem rzeźni spotykam Tereskę, która już dawno skończyła i wyszła mi naprzeciwko. Miło.

Tereska w akcji © djk71


Bardzo miło. A przynajmniej dopóki nie słyszę: Biegnij, teraz już do końca! Dasz radę! 

Pięknie tu © djk71

Ale jak? Próbuję szybciej ruszać nogami i o dziwo daję jeszcze radę. Fakt, że jest z górki, ale już wcześniej było i nawet nie próbowałem.

Już końcówka © djk71


Dobiegam już do samej mety. 

Inni już dawno leżą, a ja wbiegam na metę © djk71

Dzięki Tereska :) 

Mamy to!!! © djk71

Przebiegam linię mety i mam dość, chyba nawet nie mam siły się cieszyć.

Piękny medal © djk71


To był mój najtrudniejszy bieg. Najdłuższy w górach, w słońcu, którego nie znoszę, ale przede wszystkim... bez treningu. A to już tylko i wyłącznie moja wina. Nie mogę niczego, ani nikogo winić, tylko siebie. Wiedziałem na co się piszę i nie robiłem nic. Jak to było w Cholonku: "Z niczego nie ma nic". I taka jest prawda.

Dostałem niezłą lekcję. Czy jestem zadowolony? Zmieściłem się w limicie, pokonałem najdłuższy dystans, były super widoki na trasie, spotkałem się ze znajomymi, poznałem nowe pozytywnie zakręcone osoby... Więc tak, warto było, jestem zadowolony. Choć chyba z wszystkiego oprócz samego biegu, a może oprócz mojej głupoty. 

Jak zawsze mam mocne postanowienie poprawy, wizję regularnych treningów, ale co z tego wyjdzie... Zobaczymy. 

Pierwsze działania poczynione. Zmieniłem dystans na Silesii z maratonu na połówkę. 
Mimo wszystko bieganie ma mi sprawiać przyjemność, a wiem, że za miesiąc to byłaby męczarnia. 









Czas wracać

Sobota, 1 sierpnia 2020 · Komentarze(0)
Jak to mówią: wszystko co piękne szybko się kończy. My również kończymy nasz krótki, acz dość intensywny pobyt w Obertraun.
Rano postanawiam jeszcze raz zerknąć na góry.

Góry wciąż przed oczami © djk71

Przed nami długi dzień więc krótko, ale pod górkę i lasem.

Leśną ścieżką © djk71

Pięknie tu jest.

Ostatni rzut oka na góry © djk71

Nie chce się wracać, ale co zrobić... :-)

W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze żeby zerknąć na pobliskie jeziorko z dość sporym kamyczkiem.
Pierwsze podejście nie udane - muchy końskie zmusiły do biegu największych przeciwników tego sportu.
Za drugim razem się udało.

Kamyczek © djk71

Wcześniej odwiedziliśmy jeszcze pobliską jaskinię, niestety część trasy zamknięta.

Śliczny mostek © djk71

Lubię takie mostki © djk71

Chatka obok jaskini © djk71

Już pod Wiedniem postanawiamy jeszcze odwiedzić Laxenburg. Olbrzymi park z zamkiem, jeziorkami...

W parku w Laxenburg © djk71

Można by tu spędzić cały dzień, ale my już myślami jesteśmy w domu, więc dość szybko wracamy. Ładnie, ale tu trzeba przyjechać z nastawieniem na rekreację, spacery...

W parku w Laxenburg © djk71


I tak oto skończyła się krótka, trochę niespodziewana austriacka przygoda.


Leżeć czy biegać w upale? Biegać :-)

Piątek, 31 lipca 2020 · Komentarze(0)
Ekipa stwierdziła, że mieszkając nad jeziorem wypadałoby w końcu skorzystać z tego dobrodziejstwa i trochę poleżeć i popluskać się.
Jak wiecie ja nie lubię słońca więc stojąc przed wyborem: leżeć czy biegać wybrałem opcję mniej męczącą: bieganie ;-)

Pobiegłem z drugiej strony jeziora, wzdłuż torów co dawało nadzieję na w miarę płaski bieg.

Miało być łatwo wzdłuż jeziora i torów © djk71

O jakże się myliłem... Podbiegi był takie, że nawet niektórzy rowerzyści (ci niedzielni) zsiadali z rowerów (nie dot. elektryków, których tu pełno).
Musiałem zamienić kilka podbiegów w podejścia.

Trochę w górę, trochę w dół © djk71

Zaliczam mostek, który kiedyś widziałem ze statku.

Kolejny ciekawy mostek © djk71

Nie do końca wiem, czy mogę tu biegać bo trochę się rusza.

Trochę huśta na tym mostku © djk71

Mostek w drodze powrotnej © djk71

Dyszka zaliczona w prawie 30 stopniach.

Potem krótka wizyta nad innym jeziorem - Gosausee, ale chyba wolę "nasze".

Gosausee © djk71

Gosausee © djk71

Tam, mimo, że byliśmy wieczorem zdecydowanie zbyt dużo ludzi :-)

W oddali Dachstein © djk71

Gosausee © djk71

Nad Gosausee © djk71


Hallstatt o poranku

Czwartek, 30 lipca 2020 · Komentarze(0)
Wczorajsza wizyta w Hallstatt tak mnie zauroczyła, że dziś o świcie postanowiłem zajrzeć tam raz jeszcze.
Kiedy przybiegam do miasteczka jest cicho i spokojnie.

Pusty rynek © djk71

Tak bardzo, że momentami aż mam wyrzuty, że może za głośno uderzam butami o bruk.

Góry w tle © djk71

Jest cudownie.

Hallstatt - przepięknie :-) © djk71

Cisza, spokój, mogę sobie spokojnie pooglądać miasteczko.

Hallstatt - przepięknie :-) © djk71

Musi być selfie © djk71


Jaki tu spokój © djk71

Co prawda ja cały czas truchtam, ale i tak jest spokojnie :-)

Pięknie © djk71

Co prawda mam wrażenie, że ktoś mnie cały czas obserwuje, ale to chyba tylko wrażenie...

Ktoś mnie obserwuje © djk71


Czas jednak wracać, przed nami kolejny aktywny dzień.

I powrót do domu © djk71

W pięknych okolicznościach przyrody

Wtorek, 28 lipca 2020 · Komentarze(0)
Pobudka nieco później niż planowałem, ale trzeba było odpocząć po wczorajszym dnu pełnym wrażeń.

Ruszam pobiegać, pierwszy raz od Rzeźniczka (nie licząc bieżni na siłowni to pierwszy raz od półtora miesiąca). Mimo późniejszego startu jest jeszcze pusto.

Hallstatt i okolice © djk71


Hallstatt i okolice © djk71

Pusto i pięknie.

Hallstatt i okolice © djk71

Dla takich widoków warto było wstać.

Hallstatt i okolice © djk71

Nie mam kondycji, ale widoki rekompensują zmęczenie.

Hallstatt i okolice © djk71


Źle, coraz gorzej...

Poniedziałek, 20 lipca 2020 · Komentarze(0)
Kiedyś był taki serial: Blisko, coraz bliżej... U mnie krótko, coraz krócej, czyli źle, coraz gorzej...

Dziesięć minut rozgrzewki, a potem... niecały kwadrans biegu w wolnym tempie... w sumie niecałe... 2 km...
Już nawet włączyłem sobie jakiś film akcji żeby odegnać myśli... nie pomogło...  nawet zły nie byłem kiedy zszedłem z bieżni... Po prostu wykąpałem się... pojechałem do sklepu, zjadłem obiad i... poszedłem spać... żeby potem wstać i męczyć się do północy, albo nawet dłużej...

Za chwilę miał być półmaraton, potem dwa biegi górskie, potem jeszcze maraton i jakieś dwie połówki... Tylko jak, kiedy nawet dwa kilometry stanowią problem...

Cel przestał być celem...

Bieg już nie jest nawet ucieczką...


Biec, czy uciekać? © djk71



Wciąż bez chęci

Piątek, 17 lipca 2020 · Komentarze(2)
W planach była godzina truchtania, a nie wyszło nawet pół.
Za diabła nie potrafię się zmobilizować. Jakiś totalny brak chęci. Nie wiem jak to przełamać.

Coś mam problemy z bieganiem

Środa, 15 lipca 2020 · Komentarze(0)
Po pracy krótka wizyta w siłowni i bieganie na bieżni. Najpierw myślałem, że pobiegam na dworze, ale jak zobaczyłem  jak ciepło jest na dworze to od razu zrezygnowałem...
Niestety na siłowni też nie lepiej. Nie dość, że nie działa klima, to jeszcze wszystkie bieżnie z nawiewami były zajęte.
Ledwo wytrzymałem pół godziny.