Tym razem po czwartej budzi nas sąsiad, bo... mu z powały na nos kapie. Strzelił nam kaloryfer. I znów poranne plany diabli wzięli. Kiedy w końcu jest okazja jechać jakoś mi się nie chce. Zimno, brr....
Wieczorem trafiam na siłownię. Na dzień dobry dostaję ciasteczko z wróżbą. Oby się spełniła :-)
Potem standardowy zestaw ćwiczeń. Dopasowanie (zwiększenie) obciążeń. Wciąż mi się podoba. Zobaczymy jak długo.
Wczoraj zakwasy były straszne... Nawet w miejscach, których się nie spodziewałem. Dziś spore obawy, czy będę w stanie cokolwiek zrobić na sali. Okazało się, że bez problemu :-) Jest dobrze. I znajomi się pojawili. Czyli nie tylko ja jestem na tyle szalony żeby chodzić na siłownię przed pracą ;-)
Dziś było ciężej :-) I to dosłownie. Ale fajnie. Ćwiczenia dobrane, przetestowane więc... pora na zabawę. Zobaczymy jak dużo starczy sił i silnej woli.
Choć mam nadzieję, że zimy nie będzie to jednak trzeba się liczyć z taką możliwością. Trzeba więc uzupełnić treningi czymś po dachem. Z rana (choć nie tak wczesnego jak mam w planach) na siłownię. O ósmej czeka już na mnie trenerka i zaczyna się zabawa. Co prawda dziś to bardziej analiza celów, analiza składu ciała itp... Potem trochę zapoznania się z urządzeniami. W poniedziałek będzie poważniej :-)
Mimo, że dziś było lajtowo to po zejściu z bieżni ledwie byłem w stanie stać... Dziwne uczucie...
A i dowiedziałem się, że jest coś takiego jak wiek metaboliczny... Młody jeszcze jestem :-)
Marzenia o domku
Życie zweryfikowało plany i czasu starczyło tylko na ciężarki. Nawet nie było możliwości kręcenia w miejscu, bo już było zbyt późno i myślę, że sąsiadom by się nie podobało. I z tego właśnie powodu czasem chciałbym mieszkać w domu, z dala od innych. I muzyka by nie przeszkadzała... I pies... Ech, pomarzyć można...
W nawiązaniu do wczorajszego wpisu, żeby nie było wątpliwości co to było :-)
Superior już w domu :-)
Rowerek wrócił do domu. Reklamacja uznana. W sumie miesiąc. 4 stycznia zawiozłem rower do sklepu w Ostrawie, stamtąd zostaje odesłany do producenta. Po dwóch tygodniach dostaję info, że reklamacja zostaje uznana. Trochę ponad tydzień nowa rama dociera do sklepu. Przy okazji zażyczyłem sobie serwis i w sobotę dostaję info: tímto informuji, HOTOVO. Vše OK. Dziś po pracy runda do sklepu i jest, w końcu w domu :-)
Granica
Coś mnie rozłożyło w tym tygodniu. Najpierw ząb i gardło, teraz z nosa leci... Zero szans na jazdę więc trzeba choć trochę w domu się ruszyć. Czyli czas na jazdę w miejscu.
45 minut strasznie mnie zmęczyło... Nie wiem, czy lało się tak ze mnie, bo zwykle się mocno pocę, czy to choroba w ten sposób próbuje ze mnie wyjść...
Na koniec trochę dodatkowego odkrywania mięśni.... Kiedyś je wszystkie znajdę...
A w tle żeby nie myśleć o kręceniu: Granica (The Mule). W sumie średni film, ale wciągnął mnie. Takie trochę inne oblicze Ameryki... Takich tragicznych oblicz jest tam pewnie wiele. I może dlatego wciąż mnie tam nie ciągnie. Choć pewnie można też się zakochać w tym kraju. Jak chyba w każdym... No może prawie...
Wczoraj trafiłem na Walkirię, niestety dopiero gdzieś w połowie, a że nie lubię tak oglądać filmów to dodałem tylko do filmów do zobaczenia. Koniecznie do zobaczenia.
Stało się, jest biało :-( Miał być rower, a tu napadało. Nie lubię. Pewnie już to pisałem na blogu wielokrotnie, ale nie lubię... Śnieg jest fajny w górach, w trakcie świąt Bożego Narodzenia i tyle... Poza tym nie lubię...
Ciemno, ślisko więc kręcenie w domu i ciężarki... Całkiem przyjemnie, bo oglądając chłopaków jak pokonują Szwecję...