Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Firmowo do Toszka

Sobota, 14 kwietnia 2018 · Komentarze(4)
Za dwa miesiące jedziemy do Zakopanego. Dziś pierwszy grupowy trening. Ruszamy z Gliwic w trzynaście osób.

Zaraz ruszamy © djk71

Trasa głównie wiedzie asfaltami, ale wcale nie jest łatwa. Przed nami trochę podjazdów.

Podjazdy były © djk71

Nie spieszymy się. Po drodze zatrzymujemy się przy mijanych zabytkach.

Ruiny w Ziemięcicach © djk71

Przerwy krótkie, ale akurat żeby łyknąć wody, wrzucić coś na ząb.

Przerwa w Księżym Lesie © djk71

Trasa podobna do mojej wtorkowej wycieczki więc nie będę powtarzał zdjęć :-)

Na zamku w Toszku dłuższa przerwa.

Ekipa w Toszku © djk71


Przy okazji ma tam chyba metę jakiś rajd organizowany przez PTTK. Po drodze spotykamy więcej osób zmierzających w tę samą stronę. W Poniszowicach spotykam nawet znajomych. Choć staliśmy przez chwilę obok siebie, dopiero po chwili się rozpoznaliśmy - chyba nie spodziewaliśmy się spotkać w takim miejscu, stąd zaskoczenie.

Wracamy oczywiście przez Pławniowice, choć dziś bliżej jeziora, w terenie.

W Łabędach zaczynamy się rozjeżdżać, wszyscy mamy już w nogach ok. 70km, a jeszcze powrót do domu.

My z Dawidem ruszamy terenem w stronę Szałszy. Jednak lubię teren :-)

Dojeżdżając do domu zahaczam jeszcze o piekarnię i... kupuję loda - w Łabędach nikt już nie miał ochoty - chyba spodziewali się kolejki, a tam jak przejeżdżaliśmy było... pusto... Trudno - zjadłem sam u siebie :-)

Super przejażdżka w super towarzystwie. Daliśmy radę ale jeszcze trzeba poćwiczyć przed Zakopcem ;-)


Nieudana Perła Paprocan

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
Dziś mój pierwszy start na Perle Paprocan w Tychach. Biegnie nas ósemka z teamu.

Przed startem © djk71

Pierwszy raz też nie wiem ile chcę przebiec. Jedna pętla to 7 km. Można przebiec sześć kółek, czyli pełny maraton. Nie nastawiam się na żadną wersję. Zobaczę jak się będzie biegło. Choć gdzieś tam po głowie krążą trzy rundki.

Rozmowy ze znajomymi sprawiają, że ruszamy... bez rozgrzewki. Trudno. Tempo ma być wolne więc będzie rozgrzewka.

Ruszamy © djk71


Ruszamy i coś jest nie tak. Bolą mnie od startu piszczele. A przecież buty mam dobre, w nich nigdy tego nie czułem. Może przejdzie po chwili. Nie przechodzi. Po dwóch kilometrach mówię Adamowi, z którym biegnę, żeby biegł dalej sam. Jeszcze kilometr walczymy razem, ale ja nie daję rady. Zwalniam, choć i do tej pory szybko nie biegłem. Po głowie chodzi żeby się zatrzymać, ale wiem, że jeśli to zrobię to dalej już będzie tylko marsz, który wcale nie jest łatwiejszy przy tym bólu.

Biegnę. Walka o każdy kolejny kilometr. Nie wiem co się stało. :( Teraz już wiem, że decyzja o odpuszczeniu Krakowa była słuszna.

Dobiegam do mety i... nawet żona na mnie nie czeka... :-(  Jest tylko Adam.

Na mecie © djk71

Żona czekała... w innym miejscu będąc przekonana, że na rozwidleniu pobiegnę dalej, a nie odbiję do mety po jednym kółku. Dziś byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety. Brawa dla Tereski, Ani, Gosi i Karoliny za zaliczenie połówek :-)

Już w komplecie © djk71
A sponsorem jest... © djk71

Co dziwne, teraz, po dziesięciu godzinach jest jeszcze gorzej. Piszczele puściły, ale zmęczenie w nogach większe niż po półmaratonie. Brak treningów? Pewnie tak.... :-(  I skąd taki puls przy tak rekreacyjnym tempie?

Krótka przejażdżka z synem

Sobota, 7 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
Od ostatniej awarii zero roweru. I to nie dlatego, że nie potrafiłem naprawić, a po prostu nie było jak i kiedy. Nie było ani roweru, ani biegania. Niestety.

Wczoraj w końcu udało się z Igorem zrobić krótką przejażdżkę po okolicy.

Co jest z moim butem? © djk71

Trochę jeżdżąc, trochę rozmawiając. Spokojnie, ale bardzo fajnie. Sztyca wciąż się sprawdza :-) Miałem nadzieję na dłuższy dystans, ale nie udało się. A szkoda.

Lubię to miejsce © djk71


Wszystkie plany treningowe idą ostatnio w... las... I niestety za tym idzie rezygnacja z zaplanowanych startów... Nie taki ten rok miał być :-(

Z pozytywów... sztyca wciąż mnie cieszy. Działa lepiej niż oczekiwałem.

Półmaraton Warszawski

Niedziela, 25 marca 2018 · Komentarze(2)
Po piątkowej niemocy na treningu bałem się startu w półmaratonie. Choć chyba tylko w piątek. Wyjazd do Warszawy w super towarzystwie kolegów z Etisoft Running Team sprawił, że po drodze zapomniałem o problemach na treningu. Nawet przed startem nie czułem żadnych obaw i negatywnych emocji.

Jakoś trzeba dojechać © djk71


Starujemy w dziewięć osób, dla trójki to debiut na dystansie 21,095 km. Dla części okazja do powalczenia o życiówki, dla reszty okazja do świetnej zabawy :-)

Impreza robi wrażenie. Ponad 13 tys. startujących. Świetna organizacja i jak później się okaże na trasie świetny klimat i doping.

Rano dylemat jak się ubrać, bo świeci super słońce i... jest 1-2 stopnie. Każdy wybiera swoją opcję i ruszamy na start. Oddajemy rzeczy do depozytu i szybkie zdjęcie przed startem - nie wiadomo, czy potem będzie okazja.

Przed startem © djk71


Ruszamy. Od początku każdy z nas biegnie we własnym tempie. W moim nie biegnie nikt z kolegów (cześć biegnie szybciej, część wolniej) więc jestem skazany na siebie, na pacemakerów i zawodników biegnących z podobną szybkością.

Początek spoko, zaskakuje mnie niski puls, ale po kilku kilometrach wchodzi na swój normalny poziom.

Pierwsze 5 i 10 km zupełnie na luzie. Obserwuję okolicę, innych biegaczy.... Dobry czas, kolejne  pięć km również bez problemu. Uzupełniam wodę, cukier, jest dobrze.

Mijam 17 km i... coś jest nie tak. Zaczyna być ciężko. Patrzę na puls i wszystko jasne. Ponad 190-195... Źle, bo do mety jeszcze 4 km. Niby nie dużo, bo wiem, że dobiegnę, ale wiem też, że puls już nie spadnie. W pewnym momencie skacze nawet na 204. Ostatni kilometr to walka z głową. Strasznie się dłuży. W końcu jest meta. Wygląda na to, że to moja życiówka. Ale czuję zmęczenie.

Odbieram wody, napoje, w końcu medal.

Mam to :-) © djk71


Idę po rzeczy do depozytu i spotykam się z tymi którzy już dobiegli. Po chwili dociera reszta.

Wszyscy to mamy © djk71

Jeszcze pamiątkowe zdjęcia i.... czas wracać na Śląsk.

A z jakiej firmy jesteśmy? © djk71


Wcześniej jeszcze wielka wyżerka :-) Zasłużyliśmy,

Super, że wszyscy dotarli do mety (brawa dla debiutantek), że większość zrobiła dziś swoje życiówki, że... świetnie się bawiliśmy.

Dzięki Super ekipo za fantastycznie spędzony czas.

Bieg Wiosenny

Niedziela, 11 marca 2018 · Komentarze(0)
Bieg Wiosenny z metą na Stadionie Śląskim. No grzech było nie pobiec. Co prawda już tam kiedyś finiszowałem, ale to zawsze jest przeżycie. Tym razem tylko 10 km, ale start w licznym gronie ;-)

Na starcie ponad 3,5 tysiąca osób, ale udaje się spotkać z wszystkimi (choć nie od razu).

Przed startem © djk71


Rozmowy, śmiechy i... nie zauważamy, że już pierwsi wystartowali. Na szczęście ludzi tyle, że spokojnie my również dopychamy się do startu. Pierwsze kilka km to podbieg i... tłumy. Ciężko się biegnie za, ciężko wyprzedza, ale co zrobić... Od początku biegnę z Anią i... biegnę szybciej niż założyłem.

Po jakiś 3,5 km kończy się podbieg choć... wcale tego nie czuję... mimo tego, że pokonujemy kolejne kilometry, wciąż tłoczno. Teraz krótki podbieg pod Żyrafę i jeszcze 3 km. Przed stadionem też będzie podbieg, pewnie  biegnąc samotnie bym już zwolnił, ale przy Ani głupio mi ;-)

W końcu tunel i bieżnia. Super. Mamy to ;) I całkiem ładny czas - 0:57:20. Oby tak dalej.

Znów finisz na Śląskim © djk71

Na mecie oczywiście seria zdjęć :-)

Jeszcze raz? © djk71
Mamy to! © djk71


Super dzień i super warunki do biegu (nie licząc tłumu).

Po pakiet startowy

Sobota, 10 marca 2018 · Komentarze(0)
Jutro Bieg Wiosenny z metą na Stadionie Śląskim. Jako, że wolę zawsze mieć wszystko przygotowane wcześniej więc jadę po pakiet startowy dziś. Udaje się umówić z kumplem z pracy. Miejmy nadzieję, że to pierwszy, ale nie ostatni raz ;)  W Bytomiu dołącza do nas jeszcze kolega Marka.

Z różnych powodów musiałem pojechać na szosowych oponach, a koledzy na góralach. W planach były Żabie Doły i... jedziemy tam. Teren i błotko, ale o dziwo daję radę :)

Docieramy spokojnie pod Stadion Śląski. Szybkie i sprawne odebranie pakietu i powrót.


Numer na jutro © djk71

Dziś nie ma czasu na więcej. Od Bytomia wracam już sam. Super temperatura, fajne towarzystwo, oby częściej.

Hiszpania - ostatni rower

Poniedziałek, 5 marca 2018 · Komentarze(0)
Dziś ostatni raz rower w trakcie naszego pobytu w Hiszpanii. Dopiero po obiedzie, bo wcześniej pada.

Dziś krótko, ale mocno. I tak zaczyna być od początku. Mimo, że po płaskim to jedziemy pod ostry wiatr. Chyba jeszcze ten wczorajszy. Daje nieźle w kość. Zastanawiamy się, czy będzie tak samo odczuwalny w górach. 

No to zaczynamy podjazd © djk71

Zaczyna się podjazd i jest wiatr. Momentami mocno odczuwalny, ale jednak nie przeszkadza tak jak na płaskim.

Nie dość, że w górę to jeszcze wieje © djk71

Zjeżdżałem już tędy i pamiętam, że widoki były piękne. 

Widoki sprawiają, że chce się jechać © djk71

I tak jest. 

Trochę już za nami © djk71

Momentami ostro do góry, ale chce się jechać.

A trochę przed © djk71

Pomagają widoki...

Znów asfalt © djk71

... i napisy na drodze...

A gdzie Kawecki? © djk71

U góry zimno. Przez kilka minut walczę z... wiatrówką... Nie jest łatwo ją założyć... W końcu się udaje i zaczyna się zjazd. 
Jedziemy jednak ostrożnie, raz, że wieje, dwa, że na drodze pojawiają się niespodzianki. Na jednej z nich rower mi nieco ujeżdża ale zachowuję równowagę.

Wyjazd dziś w sam raz na pożegnanie. Niezbyt daleko, ale intensywnie i z pięknymi widokami.

I znów morze © djk71

Sorry za zdjęcia z tych ostatnich dni. Strasznie monotematyczne... asfalt, niebo, góry, morze...

Hiszpania - brak słów na tytuł

Niedziela, 4 marca 2018 · Komentarze(2)
Chciałem zatytułować dzisiejszy wpis po łacinie, bo język ten pojawił się dziś kilkukrotnie w trakcie opisywania przez nas rzeczywistości. Niestety nie znam na tyle łaciny, a słownikowi Goggle'a do końca nie ufam. Trudno będzie po polsku i kulturalnie...

Dziś śpimy do oporu, trzeba odpocząć po wczorajszej setce i późniejszych emocjach około sportowych. Czekamy też, aż pokaże się słoneczko, choć to wychodzi zza chmur szybciej niż się chyba spodziewaliśmy.

Ruszamy po raz kolejny w stronę Torre del Mar, póki co nie czujemy zbyt dużego zmęczenia po wczorajszym. Ale też jak na razie jest po płaskim. Kawałek dalej zaczyna się podjazd. 

Piękna pogoda, można jechać © djk71

I od razu pierwsze niespodzianki. Tuż przed nami osuwa się ziemia.

Na szczęście nie spadło na nas © djk71

Całą drogę będziemy gdzieś kątem oka spoglądali na mijane skały...

Choć z drugiej strony wzrok leci w drugą stronę.

Jest pięknie © djk71

Widoki robią wrażenie. Co prawda zjeżdżaliśmy już tędy, ale wtedy człowiek musi bardziej skupiać się na trasie i zakrętach.

Znów w górę © djk71
Dogoniłem ekipę © djk71

Dziś można się rozglądać, robić zdjęcia...

Dziwne budowle przy drodze © djk71

W końcu, po ok. 20 km ciągłego podjazdu dojeżdżamy do Compety. W znajomej kafejce siadamy na kawę... i coś słodkiego. Zasłużyliśmy :) 

Zasłużona kawa i deser © djk71

U góry orientuję się, że zapomniałem wiatrówki. Słabo, mam na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem i rękawki, Na zjeździe może być chłodno.

Teraz przed nami zjazd z kolejnymi widokami. Fantastyczne, gdy wspinasz się na 600m n.p.m. i wciąż widzisz morze ;-)

Wciąż widać morze © djk71

Zjazd i... kolejny podjazd przed nami. Kiedy na liczniku w polu: Nachylenie pojawia się liczba 13, Piotr zaskakuje nas swoją znajomością języków obcych (szczególnie łaciny), wspomina też coś kilkukrotnie o marce osprzętu konkurującej z Shimano i zawraca... 

Super wyglądają te miasteczka © djk71
Można pstrykać i pstrykać © djk71

Może i dobrze, bo nachylenie jeszcze kilka razy będzie pokazywało 13, 15, a nawet 18...

A potem znów do góry © djk71

Kiedy w końcu wydaje mi się, że jesteśmy na górze czeka nas niespodzianka...

I co teraz? © djk71

Brak przejazdu...

Ale co to dla nas... co prawda koleś na MTB odpuścił, ale ja mam przełajówkę, a Damian szosę więc nie rezygnujemy...

Damy radę © djk71

Kawałek dalej brat musi odpocząć, a ja zamiast kurtki zakładam folię NRC. W końcu się na coś przydała.

Odpoczynek © djk71

Folia NRC się przydała dziś © djk71

Zaczyna się zjazd i... dopada nas ulewa... Niedobrze. Cienkie koła tego nie lubią, no dobra, ja tego nie lubię...

Na zjazdach też jest pięknie © djk71

Na szczęście po chwili przestaje, ale i tak trzeba uważać. Można za to się napawać widokami.

Mówiłem, że jest pięknie © djk71

Teraz ja co chwilę używam łaciny... mamy chyba zbyt ubogie słownictwo żeby wypowiedzieć co czuję widzą takie widoki. 


Brak słów © djk71

Chyba najpiękniejsza z wszystkich dotychczasowych tras. Super początek, potem wymagający podjazd, a na koniec super zjazd. I przez cały czas fantastyczne widoki. 

I zjazd przed nami © djk71

Chciałbym zrobić milion zdjęć, ale musiałbym prowadzić rower... dlatego sorry.... musicie przyjechać i sami to zobaczyć.


I jeszcze zdjęcie © djk71

Zjeżdżamy i teraz już tylko ostatnie dwadzieścia km do domu. Tylko.... tylko, że wieje jak diabli... Wczoraj ten odcinek pokonywaliśmy ze średnią 35+, dziś ledwo utrzymuję ok. 15 km.h. 

Strasznie mnie zmęczył ten odcinek. Mimo to kiedy orientuję się, że na liczniku jest PRAWIE 100km... postanawiam dokręcić do setki jakieś 1,5 km. Dawno tego nie robiłem, ale dziś chciałem... a kto mi zabroni.

Mógłbym tu mieszkać © djk71

Po dzisiejszym dniu przyszły mi do głowy dwa pomysły... nauczyć się hiszpańskiego (nie będzie łatwo, bo już parę razy zaczynałem) i namówić prezesa na otwarcie Etisoft Spain, a może Etisoft Andaluzja... :)  

Waty, czy zdjęcia na godzinę?

Sobota, 3 marca 2018 · Komentarze(3)
Wczoraj był dzień odpoczynku wymuszony pogodą. za to była okazja spotkać się ze znajomymi. Skoro nie ma okazji na Śląsku, to trzeba w Andaluzji. 

Dziś do południa ma nie padać, więc wstajemy rano, szybkie śniadanie i ruszamy.
Jedziemy w stronę Torre del Mar, szybko, jak dla mnie. Mijamy miasteczko i kawałek dalej czuję, że nie będzie łatwo. Ciężkie nogi. Informuję chłopaków, że chyba zaraz wrócę.

Słonecznie © djk71

Ale jedziemy, póki co jest ładna pogoda i widoki sprawiają, że dostaję dodatkowy zastrzyk energii.

Chce się jechać © djk71

Jadę jednak swoim tempem. Chłopaków już nie widzę, nie szkodzi, nie przeszkadza mi samotna jazda.

Kręte drogi © djk71


Miasteczko w górach © djk71

Momentami widać, że tu wczoraj też padało. 

Efekt deszczu © djk71


Może być niebezpiecznie na zjazdach.

Widać, że wiosna idzie :-)

Wiosna idzie © djk71

Spotykam ponownie chłopaków, też zdecydowali zmienić nieco trasę. Jedziemy więc chwilę razem. Zaraz jednak jest zjazd więc znów każdy w swoim tempie. Ja mam czas na robienie zdjęć.

Tu, nad jeziorem mieliśmy mieszkać © djk71

Też ładnie © djk71

W końcu widzę, że ten znak nie kłamie © djk71


W Torre del Mar stajemy na kawę. chłopaki dyskutują nad watami na godzinę, ja się na tym nie znam, więc dodaję tylko ile ja mogę zrobić.... zdjęć na godzinę :)

Wracamy do domu. Ostatnio te kilkanaście km nie byłem w stanie jechać 20 km/h, dziś jedziemy ponad 35 km/h.
Kiedy docieramy do domu zaczyna lać. Idealny timing, super trening.