No i jakoś przeżyłem ten dzień. "Tylko" 3 pączki zjedzone, a była okazja sporo więcej... W sumie to dzień się tak ułożył, że kreple były zamiast obiadu.
Wieczorkiem cieplutko. Oby tak już zostało. Ubrałem się lżej niż zwykle, ale i tak za ciepło. Łydkę wciąż trochę czuję, ale zbytnio w biegu nie przeszkadzało. Cieszę się, że udało się wyjść. Nawet za bardzo nie trzeba było z diabełkiem walczyć :-)
Zawsze się śmiałem jak ludzie mówili, że ich coś boli na zmianę pogody... Dziś zaczęła mnie boleć łydka. Na dworze wzrosła temperatura i przyszedł deszcz. Czyżby to wspomnienie naderwanych mięśni łydki? Może być... Tylko czemu teraz? A może zamiast się dziwić i narzekać trzeba się po prostu przyzwyczaić... I biegać! I jeździć!
Wieczorem wizyta na basenie. Zmęczony jakiś. Do tego na początku sporo ludzi więc podwójnie męcząco. Ale działałem. Przy wyjściu mijam się z grupką znajomych :-) Tylko czemu dopiero przy wyjściu?
Po wczorajszej próbie biegania jest całkiem nieźle, poza tym, że padłem wieczorem ze zmęczenia. Zastanawiałem się czy rano będzie mi się chciało wstać na basen, ale chciało się ;-) Trochę zmęczony w wodzie, ale mimo to fajnie było.
Dziś pierwszy raz po... miesiącu do biura... Już zapomniałem jak to jest... Najpierw jednak basen... Wstałem później niż planowałem więc i pobyt na pływalni krótszy.
Trzeba też wrócić do biegania i roweru... Zastanawiałem się, czy da się połączyć rower i pływanie... Da się :-)
Wróciłem do pracy to powinienem wrócić do treningów. Miesiąc przerwy, czyli zaczynamy od zera... tylko czy będę w stanie biegać? Jak nie spróbuję to się nie dowiem.
Po pracy przebieram się i z dość sporymi obawami ruszam. Żeby tylko sprawdzić, czy jestem w stanie przebierać nogami. Jestem. Niestety dosłownie przebierać, a nie biegać... Raz - zupełny brak kondycji, dwa - jakaś taka wewnętrzna obawa, że każdy kolejny krok to może być ból... Krótkie kółko wokół osiedla. Ledwie jestem w stanie złapać oddech. Na szczęście plecy spoko. Sporo pracy przede mną.
Wracam z delegacji i... okazuje się, że jeszcze zdążę na basen przed zamknięciem. Szybko zmieniam torby i udaje się. Jak bardzo tego potrzebowałem. Nie tylko dlatego, że za mną ponad 1000km w aucie, gdzie uprawiałem z bólu jogę, ale ogólnie mam potrzebę ruchu. Co ciekawe w Amsterdamie mimo miliona rowerów na ulicach bardziej kusił mnie widok biegaczy. Ale nie wiem, czy będę w stanie :( Spróbujemy w przyszłym tygodniu.
Oczywiście na rowerze też bym chętnie pojeździł, ale nie w takim tłumie jak tam... Nie wiem, czy potrafiłbym... Tam ludzie jeżdżą zupełnie inaczej. Szybko i bezstresowo. Wśród samochodów, tramwajów, a przede wszystkim wśród tysięcy turystów. I nic się nie dzieje... Tego się nie da opowiedzieć, mimo, że widziałem to na oczy już nie pierwszy raz to wciąż robi to na mnie niesamowite wrażenie.... Zresztą nie tylko to...
Łatwo nie jest. Miałem w planach wziąć w przyszłym tygodniu na delegację ciuchy do biegania żeby zacząć odrabiać zaległości po trzech tygodniach leżenia. Dziś wybrałem się po raz drugi na basen i niestety już samo wejście do auta jest wciąż problemem.... Nie podoba mi się to... Nie widzę szans na szybkie bieganie :-(
Za to w wodzie spoko... może powinienem tam siedzieć non stop. Pod tym względem lekarka miała rację... pływanie służy...
Równo trzy tygodnie w łóżku, w domu... Zero ruchu, zero treningu... I było to czuć dziś na basenie... A szczególnie potem w domu.
Jeśli trzy tygodnie temu było zero kondycji, to teraz jest jak w piosence Lady Pank... :-(
Na szczęście lekarka powiedziała, że pływać mogę, a nawet powinienem, a co do biegania i roweru też nie widzi przeciwwskazań, chyba, że sam będę czuł dyskomfort. Stwierdziła też, że pewnie inny lekarz zabroniłby mi sportu (poza szachami), ale Ona jest z tej drugiej opcji... Sport ma być! I tego się będę trzymał :-)
Niestety kolejny tydzień też nie zapowiada się zbyt sportowo (delegacja), ale trzeba być optymistą... I tak nic nie poradzę...
Ależ ferie są piękne. Dzieciaki wyjechały i na basenie jest pusto. W pewnym momencie pływałem zupełnie sam, nie licząc oczywiście kilku osób, które grzały się lub pluskały w bąbelkach.
Chyba skupię się tylko na pływaniu na plecach... coraz bardziej mi się to podoba :-) Żartuję oczywiście :) W końcu trzeba będzie się odwrócić :-)
Ależ mi się nie chciało rano wstać. W końcu jednak zwlokłem się i ruszyłem na basen. Jak to w ferie o tej porze w wodzie pusta, klika osób. Ratownicy się nudzą, choć mam wrażenie, że mają tam niezłą lożę szyderców :-)
Dziś po raz kolejny trafiam dłonią w ściankę basenu. Tym razem tylko zdarty naskórek i nie krwawi tak mocno jak ostatnio. Mogłoby się wydawać, że jazda rowerem daje więcej okazji do kontuzji, a tu jest odwrotnie: palce, głowa... masakra...