Rano byl basen, ale po powrocie z pracy było mi mało i postanowiłem wyjść na jedno kółeczko wokół osiedla. Szybko okazuje się, że powietrze jest dość mroźne -7C. Wiem, że to nic w stosunku do ostatnich temperatur, ale ciężko się oddycha. Biorąc pod uwagę, że żona od kilku dni chora, to rozsądek nakazuje wrócić jak najszybciej do domu i samemu nie ryzykować przeziębienia. Ale na co komu rozsądek... :-)
W połowie trasy czuję zmęczenie, diabełek mówi "zatrzymaj się", na szczęście miałem głośną muzykę i nie słyszałem tego :-)
Kolejna poranna walka z sobą. Wstawać, czy nie wstawać. W końcu poszedłem na kompromis, wstałem pół godziny później :) Mimo to udało się wpaść na basen. Fajnie, bo pusto. Dziwnie, bo nie potrafiłem płynąć prosto, co któryś raz zahaczałem o linki rozdzielające tory. Czyżby to efekt wczorajszego hamowania głową na ściance basenu (zamyśliłem się) ;)
Z trudem się budzę, czy to efekt wczorajszego Blue Monday? Chyba nie, bo go jakoś wczoraj nie zauważyłem u siebie. Może tak trudno mi się wstaje, bo wiem, że wszyscy mają ferie i zostają w domu, a ja muszę iść do pracy... Zastanawiam się czy iść pobiegać, czy popływać, ale ponieważ ostatnio biegałem w piątek to wybór jest oczywisty.
Ciężko mi się wstawało, ciężko mi się biegnie. I to nie tylko dlatego, że nie wszystkie chodniki są odświeżone... Ale co robić, najpierw musi być ciężko, żeby potem mogło być łatwiej :-)
Z innej (a może tej samej) beczki, przypomniało mi się co wczoraj czytałem (oglądałem):
Weekend z piłką ręczną kosztem własnej aktywności, ale nie żałuję. Warto było pojechać z chłopakami :-)
Dziś rano spałem jak zabity, więc dopiero po pracy jest szansa coś zrobić. Chwila wahania i wybieram w drodze powrotnej z firmy wizytę na basenie. Co prawda nie czuję się najlepiej, ale spróbujemy. Głównie grzbiet i trochę zabawy z oddychaniem, w sumie fajnie spędzony czas.
Wracając robię zakupy, wracam do domu i... mam dość. Chodziło mi po głowie jeszcze bieganie, ale padam. Trudno, ze sportu będzie jeszcze transmisja meczu naszych szczypiornistów.
Smog był świetnym usprawiedliwieniem przez ostatnie dni :-) Zamiast biegów był trening ogólny plus basen.
Dziś próbowałem się zasłaniać budzikiem, ale żona była nieustępliwa. Musiałem wstać. Ciuchy przygotowane już wczoraj, a innych wymówek brak. Rundka wokół osiedla. Miejscami na chodnikach sporo śniegu, ale jakoś dałem radę. Ubrany niestety zbyt ciepło, raczej na temperatury ubiegłotygodniowe.
Przybiegam mokry, ale zadowolony, że jednak dałem się obudzić. Dzięki Anetko.
Całą drogę towarzyszyła mi Gaba Kulka i m.in. kawałek, którego wykonanie niektórzy uznają za profanację, ale mi jakoś pasuje. Całą płytę lubię.
Rano kolejna zaprawa, po ostatniej czułem wszystkie mięśnie, po dzisiejszej jest zdecydowanie lepiej. Po pracy krótka wizyta na basenie. W wodzie spotykam Olka. Kilka porad z doskoku. Płetwy zostały w szafce więc zdecydowanie trudniej, do tego nieustanna walka z oddechem. Ale i tak tu wrócę i wracał będę... :-) Smog znika więc trzeba też wrócić do biegania. Jutro pewnie się nie uda, ale w piątek już ciężko będzie znaleźć wymówkę :-)
Smog wciąż straszy więc dziś znów basen. Krótko po pracy. Na szczęście godzina taka, że ludzi mało. Wciąż wspomagałem się płetwami, ale fajnie było. Oby tak udawało się codziennie. Choć na chwilę. Może w końcu przywyknę do wody ;-)
Czas wrócić do porannych ćwiczeń. O dziwo dziś nie potrzebowałem siłowni żeby się ze mnie lało. Przez cały dzień czułem, że mam jakieś nowe mięśnie. Ciekawe co będzie jutro.
Przez cały dzień czułem też niepokój słuchając informacji w mediach i rozmów kolegów o... smogu. Czasem chyba lepiej nie wiedzieć... Przecież całe życie tu żyłem i nie wierzę, że ten smog pojawił się dopiero wczoraj. A tu straszą nawet na stronie maratonu, na który się zapisałem...
Zimna noc za nami, teraz też termometr nie zachęca do wyjścia na dwór (-9C), ale co robić... trzeba się iść poruszać. Może byłoby łatwiej i cieplej na bieżni, ale jakoś mnie to nie kręci. Chyba, że wariactwo na dworze skończy się chorobą to może zmienię zdanie. Póki co po powrocie herbatka z miodem i cytryną i mam nadzieję, że będzie ok. Co prawda dziś po raz pierwszy kaszlę po powrocie, ale zakładam, że to zmiana temperatury i że zaraz mi przejdzie.
Po powrocie do domu czytam w sieci nagłówek: "Znów dusi nas smog. W woj. śląskim jest katastrofalnie!" Znaczy się idealny czas na bieganie. Może w takim razie źródłem kaszlu nie było zimno tylko smog?