Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Siedzący tryb życia

Czwartek, 8 maja 2014 · Komentarze(0)
Siedzący tryb życia

Mało czasu - szybki trening na podjazdach. Dziwnie zmęczony. Okazało się, że nie umiem jeździć na stojąco. Jakoś od razu czuję potrzebę żeby usiąść. Tak to jest jak się prowadzi siedzący tryb życia...

Aż chce się jechać © djk71
Kadencja: 80

Nie mam pomysłu

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(6)
Nie mam pomysłu



Znów życie pokazuje swoje pazury. Kolejny tydzień niespodzianek i to nie takich jak człowiek by oczekiwał. Nie mam pomysłu jak na nie reagować. Czekać? Tylko jak długo? I czy to na pewno jest rozwiązanie?
Jazda żeby nie myśleć. Albo może żeby właśnie pomyśleć. Ani jedno, ani drugie nie przyniosło oczekiwanych skutków.
Przynajmniej szybko wyszło. Tylko nie samą jazdą człowiek żyje :-( Chociaż jej się można nauczyć... życia nie...

Kein Alkohol ist Auch Keine Lösung © djk71


Kadencja: 90

Po Wyrypie

Niedziela, 4 maja 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Po Wyrypie
Po wczorajszej porażce na Wyrypie dziś wypadałoby choć chwilę się przejechać. Rzucam hasło w domu i około południa wyruszamy z chłopakami i Amigą. W planie luźna przejażdżka do DSD.

Po drodze przerwy na odpoczynek...

Chwila przerwy © djk71

... na chwilę medytacji...

Ciekawe skąd ten krzyż tutaj? © djk71

... na chwilę edukacji...

Podróze kształcą © djk71

... na konsumpcję...

Wolę kiełbasę niż batoniki © djk71

... podziwianie piękna natury...

Ładnie tu © djk71

... i zastanawianie się, czy tędy da się zjechać...

Zjazd, podjazd? © djk71

... bo tędy podjechać się nie da...

W górę © djk71

Na koniec jeszcze Wiku dostaje gratis szkolenie z naprawy roweru :-)

Tak też bywa © djk71


Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju

Sobota, 3 maja 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Rudawska Wyrypa, czyli jak umarłem z zimna w maju
W zeszłym roku dostaliśmy nieźle w kość na wyrypie. W tym roku ma być inaczej. Mimo, że trasa ma być sporo trudniejsza: 202km, 6740m przewyższeń w 24 godziny w temperaturze około 2-5 stopni powyżej zera. Do tego jak zwykle mapy z usuniętymi nazwami miejscowości, rzek, szczytów (i oczywiście żadnych wysokości) oraz bez zaznaczonych szlaków turystycznych. Mimo tego czuję się jakoś pewniej. Zobaczymy.

Do bazy przyjeżdżamy z Amigą w piątkowy wieczór. Po wejściu do biura zawodów organizatorzy witają nas gromkim śmiechem - wciąż mają w pamięci nasz wyczyn na Kaczawskiej Wyrypie. Załatwiamy formalności, przygotowujemy rowery, ubrania, jemy kolację i witamy się ze znajomymi. Nie ma ich dziś zbyt wielu, chyba prawie połowa z zapisanych nie stawiła się na starcie - strach przed pogodą?

23:00 - chwilę wcześniej wysłuchaliśmy informacji startowych na odprawie i otrzymaliśmy mapę w skali 1:60 000 oraz cztery karty A4 z opisami i rozświetleniami punktów. To pętla pierwsza. Tym razem kolejność zdobywania punktów jest obowiązkowa. NIe lubię tego, bo wtedy tworzą się "pociągi". Zaliczamy pierwsze trzy punkty, a następnie dostajemy kolejną mapę na tzw. OS - odcinek specjalny. Potem "wracamy" na główną mapę i zaliczamy kolejne kilkadziesiąt punktów i wracamy do bazy. Tam mamy otrzymać mapę drugiej pętli.

Rysujemy trasę i ruszamy. Pada. Po chwili niewiele widzę, bo okulary całe mokre.

PK1 - u podstawy skały od strony E
Początkowo jedzie się bardzo fajnie, niestety pod koniec trzeba zjeść z rowerów i je podprowadzić. Tu zawodnicy z trasy pieszej mają łatwiej, bo nie mają dodatkowego obciążenia. Dochodzimy w okolice punktu i zostawiamy rowery, część zawodników zrobiła to wcześniej, niżej. Jesteśmy na Sokoliku. Nie czytamy opisu punktu i zaczynamy się wspinać po schodach, po chwili na szczęście do nas dociera co robimy. Schodzimy i szukamy punktu u podnóża skały. Niestety nie ma go. Dochodzą inni zawodnicy, w tym Basia z Grzesiem i jeszcze jednym kolegą (sorry nie pamiętam imienia). Po chwili poszukiwań Basia wskazuje pierwszy dziś punkt. Podbijamy i wracamy.

PK2 - u podstawy skały od strony S
Jedziemy razem, znów szermierze prowadzą prawie w ciemno do punktu, okazuje się,  że weekend w tych okolicach nieco im pomaga ;-)

PK 3 - droga przy granicy kultu
Łatwy dojazd do punktu. Dostajemy mapy na OS. Pojawiają się kolejni zawodnicy. Do odnalezienia 12 punktów, tym razem w dowolnej kolejności.

S01 (na OS-ie nie ma opisów punktów)
Zaczynamy od jedynki. Trochę zmyleni przez innych zawodników skręcamy za wcześnie z wybranej drogi. Po chwili jednak korygujemy błąd i zaczynamy szukać punktu oddalonego nieco (jak chyba większość) od drogi. Deszcz zamienił się w śnieg. Spacer po polanie skutkuje wodą w butach. Nie brzmi to dobrze, kiedy na termometrze jest 1,5 stopnia :-(

S07
Do kolejnego punktu jedziemy wciąż w piątkę. Punkt dobrze namierzony, jedynie wracając mylimy nieco kierunek i nie możemy odnaleźć rowerów. Cofamy się do punktu i teraz już bezbłędnie schodzimy.

Majowy śnieg © djk71

S11
Łatwy punkt. Niestety wracając Basia gubi licznik. Ekipa wraca, a my tymczasem jedziemy zobaczyć gdzie jest następny punkt, najwyżej tam na nich zaczekamy.

S12
Punkt jeszcze łatwiejszy niż poprzedni. Nie widać naszych znajomych, a stanie w zimnie, z wodą w butach nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek. Trudno, jedziemy dalej sami. Mam nadzieję, że się na nas nie obrażą.

S09
Choć na mapie droga od wschodu wydaje się być dobrej jakości to w rzeczywistości czeka nas pchanie rowerów bo po błocie w górę. Coraz mniej nam przeszkadzają kałuże i błoto i tak jesteśmy przemoczeni.

S10
Dalszy ciąg pchania rowerów.
Po podbiciu karty zastanawiamy się co dalej. Miała być "czwórka" ale nijak nam nie pasuje do niej dojazd. Chyba odpuścimy S04 i S02.

S08
Ruszamy na  północny zachód ale w pewnym momencie droga ginie pod ściętymi drzewami i... nie potrafimy jej odnaleźć. Idziemy na azymut. W gąszczu ścieżek dociera do nas jedna myśl - jeśli nie znajdziemy jakiegoś punktu przypadkiem to... nie mamy szans na odnalezienie kolejnych punktów. I... jest cud. Amiga dostrzega odblaski na lampionie. To S08 :-)

S03
Docieramy do polanki i ruszamy na punkt of południowego wschodu. To był dobry wybór - uniknęliśmy wspinaczki. Podobnie, jak przy jednym z poprzednich punktów, lekka zmyłka przy zejściu, ale po chwili jesteśmy tam gdzie chcieliśmy.

S05
Kolejne wpychanie rowerów na górę. Kilka skałek, ale na jednej z nich jest punkt. Jest pomysł żeby przebić się przez skałki na azymut do kolejnego punktu, ale warstwice na mapie nie kłamią. Tu jest stromo. Nie potrafię nawet pchać roweru. Wracamy.

S06
Robi się jasno. Spędziliśmy na OS-ie już kilka godzin. To ostatni punkt.

Nowy dzień wstaje © djk71

PK16 - narożnik ruin od strony SW
W końcu można było do punktu dojechać, jednak szukanie opisów na kolejnych kartkach to w deszczu nie jest najlepszy pomysł. Punkt prosty. Po ośmiu godzinach w terenie liczniki wskazują około 20-25km!!! Mamy zaliczone 14 z 49 punktów.

PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE - BUFET
Te okolice znamy z poprzedniego roku :-) Na punkcie herbatka i banan.

PK 18 - wierzchołek wzniesienia
Po wyjeździe z lasu czuć chłód. Punkt zaliczony bezbłędnie. Teraz czeka nas długi przelot szosą. Niestety przy prędkości około 30km/h zamarzają mi palce. Pomimo tego, że kilkukrotnie wykręcałem rękawice, są cały czas pełne wody. Przy temperaturze bliskiej zeru i przy pędzie powietrza jest masakra. Nie potrafię zmieniać przełożeń. z trudem udaje mi się naciskać klamki hamulców.
Gdy się zatrzymujemy nie potrafię nawet ściągnąć rękawic - tak boli. Palce sine. To nie ma sensu. Może bym i zaliczył ten punkt, może i następny, ale i tak by sie to skończyło powrotem. Myślałem, że bardziej będę narzekał na basen w butach.

Meta
Wracamy do bazy. Jest pomysł, że może trochę się ogrzejemy, założę inne rękawiczki i wrócimy na trasę. Próbuję też przekonać Darka żeby jechał dalej sam - nie chce. W bazie trwa odprawa TP50. Ściągam buty, skarpety i jestem w szoku. Stawiając stopy na kafelkach okazuje się, że są podgrzewane. Potem okaże się, że nie, ale takie miałem złudzenie.
Postanawiamy coś zjeść, zaraz potem zamykają się nam oczy. Bez komentarza, bez umawiania się na jak długo wskakujemy w śpiwory. Nie wiem ile spałem, chyba z godzinę, ale co chwilę budziły mnie dreszcze. Darek też się budzi, oznajmiam mu, że nie jadę. Czuję, że mam gorączkę i cały czas mnie trzęsie. Nie jest dobrze, tym bardziej, że dopiero wczoraj odstawiłem antybiotyk ;-(

Idziemy oddać karty do biura.

Niestety karta tylko częściowo podbita © djk71

Mimo namów nie czekamy na obiad, choć to tylko pół godziny. Chcę być jak najszybciej w łóżku. Całą drogę jak się okaże i tak będzie mną telepało zimno. na szczęście bez przygód docieramy do domu.

Jestem wściekły. Nie tak to miało być. Nie po to jechałem. Po prostu jestem zły.

Czy wrócę tu za rok? Nie wiem. Nie do końca jestem pewien, czy chce mi się chodzić z rowerem. Tu większość odcinka specjalnego oznaczała (przynajmniej dla mnie) pchanie roweru. Wolę jednak na imprezach rowerowych jeździć. Zobaczymy.

Kadencja: 66


Tajna misja LR, czyli ukryta przesyłka

Czwartek, 1 maja 2014 · Komentarze(8)
Tajna misja LR, czyli ukryta przesyłka
Pamiętam jak będąc dzieckiem oglądałem propagandowe materiały w telewizji polskiej pokazujące złapanych szpiegów amerykańskich i sposoby jak działali. Pamiętam te sceny jak ukrywali gdzieś tajne przesyłki, które ktoś inny potem odbierał. Dziś takie zadanie czekało na mnie, mimo że nie jestem szpiegiem.

Dziś ruszyłem na poszukiwanie ukrytej pod dębem przesyłki. Na szczęście oprócz zdjęcia dębu dostałem też współrzędne. Zerknąłme na Google Maps i mniej więcej kojarzyłem gdzie to będzie. Kierunek Kalety. Na początku trochę inną drogą niż zwykle, ale później już standardowo do Głębokiego Dołu, a stamtąd leśną autostradą do Kalet.

Droga do Kalet © djk71

Bez postoju, zjazd w Aleję Dębową i dalej do przodu. Ten odcinek znam z pamiętnej wycieczki :-) Po drodze rozprasza mnie jednak zamknięty mostek i... informacja na tablicy. Chyba ktoś nie docenia rowerzystów ;-)

Nie za wolno? © djk71

Wąską, skutecznie spowalniającą ścieżką wzdłuż Małej Panwi.

Mała Panew © djk71

Niestety na końcu małe błądzenie, ale ostatecznie docieram do Zalewu Zielona.

Zielona © djk71
Pałac w Zielonej © djk71

Jeszcze kawałek i będę w okolicy tajemniczego punktu. Odmierzam odległość od mostku, potem na wszelki wypadek od skrzyżowania i to musi być tutaj. Sprawdzam koordynaty na komórce, jak w mordę strzelił... Tylko czy to na pewno ten dąb.

To ten dąb © djk71

Na zdjęciu miał inne korzenie. Jeszcze chwila penetracji wokół i to musi być to.

Nic tu nie ma © djk71

Odgarniam liście i jest... spulchniona ziemia, odrzucam ziemię i jest coś twardego. Mam to.

Jest paczka © djk71

Jest to czego szukałem. Teraz tylko co z tym zrobić. Nie mam plecaka, a do kieszeni się nie zmieści. Nie bardzo chce mi się to rozpakowywać więc na razie do ręki, a jak zrobię jakiś postój to się zastanowię.

Nad Chechłem dopada mnie deszcz, ale na szczęście szybko mija. Docieram do domu. Przy obiedzie wszyscy patrzą na tajemniczą paczkę ;-) W końcu ją rozpakowuję.

Jest pudełko © djk71

Jakieś osiem miesięcy temu wzięliśmy udział w rajdzie z okazji otwarcia szlaku Leśno Rajza. Mieliśmy wówczas otrzymać mapy trasy, ale nic z tego nie wyszło. Tak czasem bywa. W końcu się pojawiły, ale są dostępne w gminach i pewnie innych miejscach w godzinach, które nijak mi nie pasują. Na szczęście Wojtek był wziąć dla siebie i wziął również dla Amigi i dla mnie. Tylko był problem żeby się spotkać więc... podał mi współrzędne geograficzne i... zakopał je przed świętami pod drzewem. Trzeba było w końcu je odebrać. Dzięki Wojtku ;)

Są i mapy © djk71

Po powrocie jeszcze obiecana piłka nożna z synami. Na szczęście udało się stanąć na bramce ;-)

A wieczorem niespodziewany, ale bardzo miły, spacer po lesie. Wracając widzę niespodziankę na drzewie. Czyżby w okolicy były jakieś zawody , o których nie wiedziałem?

Zapowiedź jutra? © djk71

Nie wiem, czy nie za dużo wysiłku, jak na jeden dzień, szczególnie, że jutro jedziemy na Rudawską Wyrypę, czyli 200km, 6700m w pionie i to wszystko w 24 godziny przy temperaturze poniżej 5 stopni. Będzie się działo.

Kadencja: 83

Po chorobie

Środa, 30 kwietnia 2014 · Komentarze(4)
Po chorobie
Tydzień przerwy, z tego kilka dni w łóżku. Do tego antybiotyk i nici z wyjazdu na Różę Wiatrów. Za to w weekend przed nami Rudawska Wyrypa, na którą wyjazd sam w sobie wydaje się być szaleństwem, a teraz, po przymusowej przerwie już zupełnie... ale pojedziemy.
Dziś tylko na chwilę, żeby zobaczyć czy jeszcze pamiętam jak się kręci. Razem z Amigą, ale bez większych planów, nawet bez zamiaru jakiejś dalszej trasy, ot pokręcić.

Najpierw pokazać Darkowi zapomniany pomnik górników oraz - jak wyjaśniono mi w komentarzach (wielkie dzięki) - pozostałości po obozie jenieckim.

Dalej odszukać w Mikulczycach drugi pomnik poświęcony tej samej tragedii na kopalni.

Tu też usunięto imiona © djk71

Tu również usunięto wszystkie imiona :-(

Obok inne ciekawostki

Ciekawe czy świeci? © djk71

Potem odkrywanie okolicznych dróżek i krótka przerwa przy byłej kopalni Szczęście Ludwika, gdzie obecnie m.in. mają miejsca wydarzenia kulturalne. Obok pięknie odnowiony Dom Kawalera.

Dom Kawalera © djk71
Za rok setka :-)
Za rok setka :-) © djk71

Rzut oka na rozbudowywane centrum handlowe Platan.

Jeszcze więcej sklepów © djk71

W sumie to nie wiem, czy to będzie część Platana, czy osobny obiekt.

W pobliżu piękny budynek Straży Pożarnej.

Straż Pożarna © djk71

Mniej piękny, choć nowiutki budynek Kluczowej Sztolni Dziedzicznej, ciekawe kiedy będzie można ją zwiedzać?

Kluczowa Sztolnia Dziedziczna © djk71

I na koniec rzut oka na park im. Rotmistrza Pileckiego. I dziwny pomnik, a właściwie tablica pamiątkowa. Z pomnika zostało usunięte popiersie gen. Świerczewskiego i umieszczona została tablica poświęcona rotmistrzowi. Dziwnie to wygląda.

Popiersi wyglądałoby ładniej © djk71

Potem opłotkami przez park (pierwsze pokrzywy :-) ) żeby nieco zdziwić się gdzie wyjechaliśmy.

Kościół w Pawłowie © djk71

Przy niebieskim szlaku się żegnamy.
Zrobiło się chłodno, mam nadzieję, że nie odczuję tego jutro.

Kadencja: 83


Potrzeba motywacji

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Potrzeba motywacji

Rankiem do Rept, na trasę obok szybu Ewa.

Szyb Ewa © djk71

Co ciekawe najszybciej i bezbłędnie (bez podpórek) pokonałem trasę wtedy kiedy wydawało mi się, że jestem najbardziej zmęczony. Czy to kwestia kolejnego już przejazdu i zapoznania się z trasą, czy też motywacji. Motywacji w postaci innego rowerzysty, który jadąc z przeciwka zatrzymał się na górce, aby pozwolić podjechać mi w miejscu gdzie wcześniej... zaliczałem podpórki. Tym razem podjechałem bez błędu :-) Chyba na zasadzie: Ja nie dam rady? W sumie niewielka poprawa od poprzedniego testu, ale zawsze poprawa.

Niestety trening krótszy niż planowałem, bo dziś dzień tradycyjnych odwiedzin...

Kadencja: 77

Przed świątecznym obiadem

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · Komentarze(4)
Przed świątecznym obiadem
Po wczorajszym wietrze wciąż widać ślady zarówno na drodze rowerowej...

Pamiątki po wietrze © djk71

.. jak i obok niej...

Przewrócony znak i wycięte drzewa © djk71

W tle wycięte drzewa w związku z rozbudową strefy ekonomicznej, na  której jak na razie nic się nie dzieje. Na jedynej budowie piekarni też prace jakby wstrzymane.

Drzewa wycięte też na drodze do pomnika górników.

Drzewa wycięte © djk71

Teraz jest widoczny z daleka. Ciekawe jaki los go czeka.

Pomnik widoczny © djk71

Syn zwrócił mi ostatnio uwagę, że na pomniku są usunięte imiona, i rzeczywiście tak to wygląda.

A gdzie imiona? © djk71

Daniel natomiast zwrócił mi uwagę na budynki (czy też pozostałości po nich) jakie stoją nieopodal. Ciekawe jakie było ich przeznaczenie.

Ciekawe co tu było? © djk71

W Mikulczycach naprzeciwko remontowanego dworku kończy się budowa przedszkola.

Kolorki na przedszkolu © djk71

Kolorowe, szczególnie od tyłu (a może to będzie przód?).

Kolorowe przedszkole © djk71

Nie tak dawno robiłem zdjęcia szpitala, który miał zostać w końcu wyburzony. Już w dużej części został zniszczony. Ciekawe, co powstanie na jego miejscu. Kto się odważy zainwestować,  bo szpital tu nie wyszedł, basen nie powstał...

Resztki szpitala © djk71

W Szałszy rzut oka na kościółek.

Kościółek w Szałszy © djk71
Nigdy nie miałem okazji zobaczyć jak wygląda w środku, dziś też nie :-(

Przy kościele © djk71

Z tyłu pałacyk.

Pałac w Szałszy © djk71

Ten miał szczęście. Wylądował co prawda w prywatnych rękach i nie da się go zwiedzić, ale przynajmniej przetrwał.

Wiatr podobnie jak wczoraj zaczyna nieźle dmuchać. Może nie jest tak silny, ale na otwartych przestrzeniach skutecznie daje popalić

Czas wracać © djk71

Spokojnych i Wesołych Świąt Wam Wszystkim :-)

Kadencja: 83

Z duszą na ramie

Sobota, 19 kwietnia 2014 · Komentarze(3)
Z duszą na ramie
Dziś  w planach asfalt. Jakiś długi przelot. Zakładałem, że wyjadę koło 7-8 i w południe będę w domu. Przedświąteczne szaleństwo sprawia, że około południa dopiero wyjeżdżam. To oznacza, że będę ścigał się z deszczem i walczył z wiatrem, którego rano nie było.

Już na pierwszych kilometrach widać, że świątecznych kierowców przybyło - pozdrowienia dla idiotki w passacie z Dąbrowy Górniczej i kierowcy tira z Będzina.

Tuż po wyjeździe z domu jest spokojnie.

Aż chce się jechać © djk71
Niestety już chwilę później wiatr zaczyna dawać w kość (a raczej w twarz). Po 30 minutach jazdy mam dość, rezygnuję z pierwotnej trasy, pokręcę się po okolicy.

Po godzinie nie mam sił na walkę z wiatrem. Do tego, mimo że staram się jechać mało ruchliwymi drogami, co chwilę rzuca mną po drodze. Niedobrze, bo przez to dmuchanie prawie nie słyszę nadjeżdżających samochodów, które dziś jakby się uparły i na siłę sprawdzają jak blisko są w stanie przejechać obok rowerzysty.

Wyjazd na główniejszą drogę to już igranie z losem. Wyprzedzająca mnie ciężarówka prawie spycha mnie do rowu, nie wiem jakim cudem udało mi się nie przewrócić. Mam dość.

Kombinuję jeszcze żeby pojeździć po lesie, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Totalnie zmęczone. Do domu przez las, bez kombinacji, najkrótszą trasą. Niewiele to pomaga, pod domem z trudem osiągam prędkość 15 km/h.

Miała być setka, nie wyszła nawet pięćdziesiątka, a zmęczony jestem jak po dwusetce.

Kadencja: 78

W labiryncie

Czwartek, 17 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
W labiryncie
Zrobić małe rozeznanie... znanego terenu. Po raz kolejny udało mi się nie znaleźć jakiejś ścieżki, ale też odkryć nowe.
W Suchogórskim Labiryncie Skalnym mam wrażenie, że są świeże oznaczenia szlaku i da się większość przejechać rowerem. Mimo oznaczeń, jak to w labiryncie, nieco się gubię. Trochę brakuje czasu żeby ogarnąć całość więc trzeba będzie tam jeszcze wrócić. Tylko skał tam mało...

Czas wracać. Wszędzie wycinki drzew.

Dzień się kończy © djk71


Kadencja: 74