Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Spalić obiad

Niedziela, 23 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Dziś było co prawda długie wybieganie, ale obiad u teściowej sprawił, że trzeba było jeszcze chwilę się poruszać.
Krótko, ale kolejne kalorie spalone ;-)

Z prezentem na Dzień Ojca w tle :-)

Niedziela, 23 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Dziś w planach kolejny trening. Tym razem dłuższe, wolne wybieganie. Obudziłem się wcześnie, zjadłem banana i... usnąłem. Źle, bo dzień zapowiada się ciepły, czyli taki jakiego nie lubię. Wstaję i dzwoni Igor z życzeniami z okazji Dnia Ojca. Mimo, że jest 2000 km ode mnie to jakimś cudem udaje mu się teleportować prezent dla mnie. Już dawno się do czegoś takiego przymierzałem, ale jakoś zawsze odkładałem zakup na potem. Super pomysł, super prezent.

Prezent na Dzień Ojca © djk71

Teraz już nie ma wyboru, trzeba iść pobiegać. Miał być asfalt, ale słońce przekonuje mnie żeby jednak wybrać las. Ma być wolno i jest, ale szybciej niż w planach. No cóż, zobaczymy jak będzie dalej. Biegnie mi się dobrze. Nie tylko ja biegam, choć o dziwo reszta to same dziewczyny. Wszystkie biegną jednak w przeciwną stronę więc czeka mnie samotny trening. Jak zawsze zresztą ;-)

Druga część trasy miała być ścieżką techniczną wzdłuż autostrady, ale decyduję się jednak na asfalt - tam jest cień. Do końca biegnie mi się dobrze, ale zdecydowanie wolałbym jakieś 10-15 stopni mniej. Dobrym wyborem była koszulka bez rękawków z Wrocławia. Zawsze to trochę chłodniej. :-)

FIRST 1_3_W_15000 (7:20-7:35 -> 7:19)

VI Bieg Świetlika

Piątek, 21 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Trzecia impreza biegowa w ciągu tygodnia i trzecia nocna. Najpierw Półmaraton Wrocławski, potem Bieg dla Słonia, a dziś w Miechowicach Bieg Świetlika. Głupio było nie pobiec, szczególnie, że to po sąsiedzku, do tego cel charytatywny.

Co prawda mimo, że zapisany byłem już jakiś temu, niewiele brakło a bym nie pobiegł, ale ostatecznie się udało. Chwilę wahałem się, czy jechać autem, czy... te 2 km pobiec lasem. Nikt nie chciał mi towarzyszyć więc wybrałem las. Co prawda nie do końca byłem przekonany do nocnego powrotu, ale postanowiłem się tym póki co nie martwić.

Kiedy wybiegałem z domu było jeszcze w miarę widno. Dość szybko pojawiłem się na starcie. Oświadczenie i odbiór... świecącej pałeczki? Próbuję wzorem innych założyć ją na nadgarstek, ale ciężko mi idzie. Chyba wciąż jestem za gruby ;-)

Na nadgarstek trochę za wąska © djk71

Coraz więcej ludzi i coraz więcej komarów. Niestety ze mną zaprzyjaźniają się tylko te drugie. Po jakimś czasie pojawia się Agnieszka, z którą dwa dni temu biegłem w Chorzowie. Chociaż jedna znajoma twarz. Ona za to spotyka trochę znajomych.

Rozglądam się i nieco niepokoi mnie obecność strażaków i WOPR-u. Czyżby to miał być bieg z przeszkodami?

Czyżby to był bieg wodny © djk71

W międzyczasie słuchamy świetnej konferansjerki. To wbrew pozorom nie jest takie częste na imprezach. Prowadzący świetnie daje sobie radę. Opowiada o biegu, o Adamie, dla którego biegniemy i robi to w fajnym stylu. Brawa. Ogólnie brawa dla całej ekipy organizującej ten bieg. Super klimat. Taki domowy, a jednak wszystko było zorganizowane po mistrzowsku.

Pięknie podświetlony start © djk71

Ruszamy. O ile pamiętam jest nas ok. 220 osób. Dużo i mało. Na wąskich ścieżkach jest tłok. Nie próbujemy wyprzedzać bo też nie taki jest cel tego biegu. Dopiero kiedy na drodze obok osiedla robi się trochę luźniej biegniemy swoim tempem. Co nie znaczy, że szybko :)

Znajome ścieżki, choć głównie z roweru, czasem jednak też mi się zdarza tu biegać. Biegniemy w dół by zakończyć dzisiejszą piątkę podbiegiem. Nie bardzo stromym, ale wystarczającym żeby część osób przeszła do marszu.

Na mecie dostajemy śliczne medale, jest woda i piwo bezalkoholowe. Super.

Śliczny medal © djk71

Kiedy docierają ostatni zawodnicy następuje krótkie podsumowanie imprezy i losowanie nagród. Dziś znów nie mieliśmy szczęścia. Nie szkodzi. I tak było fajnie. Czas się żegnać.

Aga rusza w stronę osiedla z innymi zawodnikami, a ja.. właśnie... którędy wracać? Wybieram drogę, którą tu przybiegłem, jednak buszujące w krzakach stadko dzików każe mi się nad tym zastanowić. Dobra, skręcam w lewo i biegnę w stronę Krajszynki. Tu oczywiście krzaki też żyją, ale to jakieś małe stworzonka. Te mi nie przeszkadzają. W sumie to zastanawiam się, jak bym się zachował gdybym trafił teraz na dziki. I jak one by się zachowały. Na rowerze jest to prostsze. Myśli tak działają na moją wyobraźnię, że obok szybu wentylacyjnego Ignacy postanawiam zbiec do Rokitnicy asfaltem.

Przypominam sobie, że oprócz czołówki, którą mam na głowie w plecaku powinna być jeszcze opaska na ramię. Jest. Pulsujący kolor niebieski sprawia, że samochody zwalniają zbliżając się do mnie. I o to właśnie chodzi. Policja też zwalnia :-)

Pulsujący niebieski na drodze działa © djk71

Jeszcze tylko podbieg na Helenkę i jestem w domu.
Kolejny wieczorny, a raczej nocny bieg i kolejny raz jestem zadowolony. Może powinienem w takich tylko startować? Żartuję. Póki co koniec ze startami. No chyba, że znów ktoś podrzuci jakiegoś linka ;)

FIRST 1_2_T_5000 (6:30 -> 6:39)

Poranne pływanie

Środa, 19 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Krótka poranna wizyta na basenie. Dziś o dziwo mimo wczesnej pory sporo ludzi... głównie emerytów.

VII Bieg dla Słonia

Środa, 19 czerwca 2019 · Komentarze(3)
Kolejny już Bieg dla Słonia, czy impreza dla upamiętnienia himalaisty Artura Hajzera. Jak zwykle start wieczorem, o dwudziestej drugiej w Parku Śląskim. Jak zwykle mnóstwo ludzi czekających na rozpoczęcie imprezy z uśmiechami na twarzach i czołówkami na głowach. Zawsze przyjeżdżałem z całą rodzinką i startowałem z synem, dziś jednak dzień zakończenia roku szkolnego i wszyscy mieli inne plany. Na miejscu jednak nie jestem sam. Jest Magda z Michałem i Jasiem oraz Aga.

ETISOFT RUNNING TEAM ;-) © djk71

Ten bieg nie ma pomiaru czasu, tu nie ma rywalizacji, wszyscy biegną w swoim tempie, postanawiamy pobiec wspólnie z Agą - może choć raz mi nie ucieknie :-) Gasną światła. Czołówki w górę. Brawa dla Słonia.

Frgment większej całości © djk71


Ruszamy i najpierw kierujemy się do Kotła Czarownic. Przebiegamy szybko przez bieżnię i dalej w stronę  Zoo. Kiedy się odwracamy widać oczywiście znaną mi już rzekę światła. Jest pięknie tylko... ciepło, duszno. Dobrze, że wziąłem butelkę picia ze sobą.

Mijamy podbieg przy zoo i zaczyna się wypłaszczać, a nawet być z górki. Nie jest to wielkie zaskoczenie, bo tu już wiele razy biegałem. Na szóstym kilometrze krótki pit stop, ale po chwili ruszamy dalej. Przebiegamy przez linię mety, dostajemy medale i czekamy na resztę zawodników. Wydaje się, że liczba zawodników jest nieskończona. Biegną, idą, jadą... 

I jak zawsze unikalny medal © djk71

Na mecie okazuje się, że ludzie pogubili różne rzeczy: bidony, czołówki, a nawet... dowód... ;-)

Mimo krótkiego dystansu (trochę ponad 7,5 km) i niezbyt szybkiego tempa koszulkę mam chyba bardziej mokrą niż podczas weekendowego półmaratonu, odbywającego się w deszczu. Przez chwilę zastanawiam się czy zostać do końca i czekać na losowanie nagród, czy jednak nie wracać wcześniej. Spikerka jednak rozwiewa moje wątpliwości - awarii uległ szlaban przy wyjeździe z Parku. Musimy czekać na ochronę :-) Zostajemy. Niestety mimo, iż nagród losowanych jest chyba z milion to my wracamy do domów z pustymi rękoma. Za to wciąż na naszych twarzach (i chyba wszystkich pozostałych) goszczą uśmiechy. Nie wracamy więc z niczym.

Ten bieg właśnie taki jest, inny od wszystkich, radosny, taki, że za rok znów tu trzeba być...

First of the FIRST

Wtorek, 18 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Po sobotnim (a właściwie sobotnio-niedzielnym) półmaratonie chwila przerwy. W planach był co prawda rower (nawet dwie propozycje), ale ponieważ wróciliśmy do domu ok. 4:30 to nic z tego nie wyszło. Potem już prawie był basen, wreszcie prawie bieganie, a wieczorem prawie koncert... a skończyło się na niczym. Tym razem z różnych innych przyczyn. Wczoraj zakończenie sezonu u syna w klubie więc niby sportowo, ale średnio aktywnie :-)

Za to udało się przygotować plan do startu w październikowej Silesii. 16 tygodni do startu to dobry czas, bo wiele dostępnych w sieci planów jest właśnie na taki okres. Jak zawsze trudno wybrać ten jeden, choć tak naprawdę to mam wrażenie, że istotny jest nie tyle sam plan ile jego realizacja. Tym razem wybór padł na plan o nazwie FIRST. Czy dobry, nie wiem. Pewnie okaże się tak dobry jak zawodnik, który będzie go próbował realizować.

Trzy dni biegania w tygodniu, szybkość, tempówka i wybieganie. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Bałem się dzisiejszego, pierwszego treningu - 8 x 400 w szybkim tempie? Wyglądało groźnie, ale poszło. Co nie znaczy, że nie jestem zmęczony :-) Jestem, ale może właśnie po to biegam. Żeby się zmęczyć. Żeby nie myśleć. Żeby uciec. Od wszystkiego. Od wszystkich.

Dziś znów biegłem z Ciszakami... potrafią świetnie odciąć mnie od rzeczywistości. Choć wstawki o Bieszczadach niestety przywodzą na myśl różne chwile... i te przyjemne, i te mniej przyjemne...

Wczoraj przyszedł medal z Mistrzostw Polski w duathlonie. Tym razem już z właściwym grawerem. Brawa dla organizatorów. Jesteście wielcy, pokazujecie, że jak się chce to wszystko da się zrobić. Brawa :-)

I jest medal z Czempinia :-) © djk71

FIRST 1_1_S_8x400 (5:30-5:35 -> 5:38/5:27/4:53/5:12/5:05/5:20/5:12/5:35)

Poranne pływanie

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Przed pracą krótka wizyta na basenie. Sami emeryci i ja. To, że emeryci to nic dziwnego - od 6 do 8 mają tańszy basen. To, że ja to ciąg dalszy walki o systematyczne wizyty na basenie :-)

Cisza jak ta i Mad Max

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Po pracy krótka wizyta w siłowni. W sali kinowej przyjemny chłód więc bieżnia. Na ekranie Mad Max: Na tropie gniewu. Jakoś mi nie podeszło więc słuchawki na uszy i dla odmiany: Cisza jak ta. Nie komponowało się to wszystko ze sobą, ale 4 km wytrzymałem. Mimo kilmy pot lał się ze mnie ciurkiem.


Nawet wieczorem za ciepło

Środa, 12 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Od tygodnia nie przebiegłem ani kilometra. Było co prawda kręcenie. Nawet sporo kręcenia, ale to nie to samo. Po powrocie z wyjazdu czułem zmęczenie, a pogoda nie ułatwiała podjęcia decyzji o wyjściu na truchtanie. Dziś też gorąc nie do wytrzymania.

Krótko przed dziewiątą wieczorem decyduję się spróbować. Temperatura wciąż blisko 27 stopni. Truchtam powoli i jakoś idzie. Nawet mam wrażenie, że jest lepiej niż jak się stoi, bo chociaż jakiś wiaterek się tworzy w trakcie biegu.

W sumie piątka minęła łatwiej niż się spodziewałem, ale sobotniej połówki wciąż nie widzę.