VII Bieg dla Słonia
Środa, 19 czerwca 2019
· Komentarze(3)
Kategoria Bieganie, śląskie, W towarzystwie, Z kamerą wśród...
Kolejny już Bieg dla Słonia, czy impreza dla upamiętnienia himalaisty Artura Hajzera. Jak zwykle start wieczorem, o dwudziestej drugiej w Parku Śląskim. Jak zwykle mnóstwo ludzi czekających na rozpoczęcie imprezy z uśmiechami na twarzach i czołówkami na głowach. Zawsze przyjeżdżałem z całą rodzinką i startowałem z synem, dziś jednak dzień zakończenia roku szkolnego i wszyscy mieli inne plany. Na miejscu jednak nie jestem sam. Jest Magda z Michałem i Jasiem oraz Aga.
Ten bieg nie ma pomiaru czasu, tu nie ma rywalizacji, wszyscy biegną w swoim tempie, postanawiamy pobiec wspólnie z Agą - może choć raz mi nie ucieknie :-) Gasną światła. Czołówki w górę. Brawa dla Słonia.
Ruszamy i najpierw kierujemy się do Kotła Czarownic. Przebiegamy szybko przez bieżnię i dalej w stronę Zoo. Kiedy się odwracamy widać oczywiście znaną mi już rzekę światła. Jest pięknie tylko... ciepło, duszno. Dobrze, że wziąłem butelkę picia ze sobą.
Mijamy podbieg przy zoo i zaczyna się wypłaszczać, a nawet być z górki. Nie jest to wielkie zaskoczenie, bo tu już wiele razy biegałem. Na szóstym kilometrze krótki pit stop, ale po chwili ruszamy dalej. Przebiegamy przez linię mety, dostajemy medale i czekamy na resztę zawodników. Wydaje się, że liczba zawodników jest nieskończona. Biegną, idą, jadą...
Na mecie okazuje się, że ludzie pogubili różne rzeczy: bidony, czołówki, a nawet... dowód... ;-)
Mimo krótkiego dystansu (trochę ponad 7,5 km) i niezbyt szybkiego tempa koszulkę mam chyba bardziej mokrą niż podczas weekendowego półmaratonu, odbywającego się w deszczu. Przez chwilę zastanawiam się czy zostać do końca i czekać na losowanie nagród, czy jednak nie wracać wcześniej. Spikerka jednak rozwiewa moje wątpliwości - awarii uległ szlaban przy wyjeździe z Parku. Musimy czekać na ochronę :-) Zostajemy. Niestety mimo, iż nagród losowanych jest chyba z milion to my wracamy do domów z pustymi rękoma. Za to wciąż na naszych twarzach (i chyba wszystkich pozostałych) goszczą uśmiechy. Nie wracamy więc z niczym.
Ten bieg właśnie taki jest, inny od wszystkich, radosny, taki, że za rok znów tu trzeba być...
ETISOFT RUNNING TEAM ;-)© djk71
Ten bieg nie ma pomiaru czasu, tu nie ma rywalizacji, wszyscy biegną w swoim tempie, postanawiamy pobiec wspólnie z Agą - może choć raz mi nie ucieknie :-) Gasną światła. Czołówki w górę. Brawa dla Słonia.
Frgment większej całości© djk71
Ruszamy i najpierw kierujemy się do Kotła Czarownic. Przebiegamy szybko przez bieżnię i dalej w stronę Zoo. Kiedy się odwracamy widać oczywiście znaną mi już rzekę światła. Jest pięknie tylko... ciepło, duszno. Dobrze, że wziąłem butelkę picia ze sobą.
Mijamy podbieg przy zoo i zaczyna się wypłaszczać, a nawet być z górki. Nie jest to wielkie zaskoczenie, bo tu już wiele razy biegałem. Na szóstym kilometrze krótki pit stop, ale po chwili ruszamy dalej. Przebiegamy przez linię mety, dostajemy medale i czekamy na resztę zawodników. Wydaje się, że liczba zawodników jest nieskończona. Biegną, idą, jadą...
I jak zawsze unikalny medal© djk71
Na mecie okazuje się, że ludzie pogubili różne rzeczy: bidony, czołówki, a nawet... dowód... ;-)
Mimo krótkiego dystansu (trochę ponad 7,5 km) i niezbyt szybkiego tempa koszulkę mam chyba bardziej mokrą niż podczas weekendowego półmaratonu, odbywającego się w deszczu. Przez chwilę zastanawiam się czy zostać do końca i czekać na losowanie nagród, czy jednak nie wracać wcześniej. Spikerka jednak rozwiewa moje wątpliwości - awarii uległ szlaban przy wyjeździe z Parku. Musimy czekać na ochronę :-) Zostajemy. Niestety mimo, iż nagród losowanych jest chyba z milion to my wracamy do domów z pustymi rękoma. Za to wciąż na naszych twarzach (i chyba wszystkich pozostałych) goszczą uśmiechy. Nie wracamy więc z niczym.
Ten bieg właśnie taki jest, inny od wszystkich, radosny, taki, że za rok znów tu trzeba być...