W weekend Tropiciel więc dziś trzeba choć chwilę pobiegać. Ciepło, aż za ciepło więc wybieram.... siłownię... i salę Cinema Kardio... Niestety jak się okazuje bieżnie są nowoczesne, ale bez wentylatorów. W małej salce... będzie ciężko. Leci film Dorian Gray - bic mi to nie mówi, ale chyba nie ma to znaczenia. Chodzi o to żeby odciągnąć uwagę od samego wysiłku. I udaje się, mimo ciepła udaje się bez problemu godzinkę potruchtać.
Wolę biegać rano. Nawet wcześnie. Na świeżo. Dziś jednak nie było na to szansy.
Pobudka 4:30. Po piątej wyjazd z domu. Ponad 3,5 godziny za kółkiem. 5 godzin spotkania z klientem. Kolejne 4 godziny za kółkiem. Po drodze Mac. Wszystko w deszczu. Po drodze dwie 7-minutowe drzemki w aucie.
W drodze powrotnej wahanie, czy jechać do domu, a potem na siłownię, czy od razu zaliczyć trening. W brzuchu jeszcze czuję Maca... W ostatniej chwili decyduję się pojechać na siłkę.
Jest trochę ludzi więc wybieram inną bieżnię niż zwykle. I to był błąd. Zapomniałem, że tamta nie ma wentylatora. W połączeniu ze zmęczeniem daje to kiepski efekt. A miały być interwały. Była tylko próba. Dziś odpadam. Dosłownie. Po 3 km jadę do domu.
W domu też odpadam. Widać to najlepiej po wykresie ze snu.
Krótko na bieżni po sobotnim duathlonie. Sprawdzić jak zareagują nogi. W niedzielę ledwo z łóżka wstałem. Dziś już w miarę spoko, jedynie czuję lekki ból w prawej łydce.
Na bieżni spokojnie, bez bólu, ale też chyba bez siły. Czuję się zmęczony.
Miała być siłownia, ale syn wrócił zmęczony po treningu i wyszło, że zostałem sam. Odwiozłem żonę do sklepu i sam ruszyłem chwilę potruchtać. Ostatni raz przed weekendem. Puls nieco wyższy niż ostatnio, ale wciąż niski jak na mnie.
Teraz trzeba dać nogom dwa dni odpocząć i zobaczymy co będzie się działo w sobotę. Póki co chociaż prognozy pogody są obiecujące. Ma być chłodniej niż ostatnio.
Krótka rozgrzewka na bieżni. Znów w spokojnym tempie i z niskim tempem. Ze słuchawkami na uszach. Mróz jak najbardziej odpowiedni do takiej aktywności.
Po wczorajszych zawodach dziś powinna być chwila odpoczynku, ale Adaś sugerował rozbieganie więc co było robić. Po pracy na siłownię i z książką w uszach 5 km spokojnego biegu. Spokojne, niskie tętno. Bez nudy, bez zmęczenia, właściwie prawie się nie spociłem.
I tu kwestia do zastanowienia się. Skupić się na zwiększaniu prędkości (fajnie by było), czy raczej wytrzymałości i biegania dłuższych dystansów? Chyba to drugie bardziej do mnie przemawia. Oczywiście super by było co jakiś czas zauważyć też różnicę w prędkości, nawet niewielką, ale ogólnie hyba wolę biegać dłużej, a spokojniej. Z mniejszym zmęczeniem.
W sumie wydaje mi się, że już jeden z celów biegowych osiągnąłem. Sprawia mi to przyjemność. Jeśli do tego dojdzie dłuższe bieganie w spokojnym tempie i przy niskim tętnie to będzie zupełnie super. Czy to pozwoli również biegać trochę szybciej od czasu do czasu? Zobaczymy.
A może zobaczymy po kolejnej lekturze - pamiątce z Wingsa i spotkania z Jerzym Skarżyńskim coś się wyjaśni... :-)
Rozmawiając wczoraj przed meczem Górnika z Zagłębiem mówiłem, że bardziej poję się o wynik dzisiejszego spotkania piłkarzy ręcznych z Kwidzynem. I miałem rację. Wczoraj nożni wygrali 4:0, natomiast szczypiorniści mimo, że w pierwszym meczu na wyjeździe zwyciężyli dwoma bramkami to dziś nie byli w stanie stawić czoła rywalom. Niestety przegrywają pięcioma bramkami i po raz kolejny koniec marzeń o medalu. Kończymy rozgrywki na piątym miejscu, mimo, że przez cały sezon byliśmy w pierwszej trójce. Bez sensu jest ten system rozgrywek, ale co zrobić... dla wszystkich taki sam.
Dziś mecz. Przyjeżdżam na stadion trochę wcześniej. W bagażniku torba z ciuchami więc... najpierw piętro niżej... na siłownię. Pół godzinki na bieżni z nową (dla mnie) książką Mroza w uszach. Szybko zleciało.
Mecz też :-) Działo się. Przyjemny akcent na koniec dnia.
I jeszcze w sklepie niespodzianka. Marek miał rację... Coraz lepiej w temacie zer...
Wizyta w Tatrach byłą krótka. Krótsza niż planowałem. Nie wyszła. Podobnie jak urlop.
Po śniadaniu wracam do domu.
Wieczorem jadę na siłownię chwilę potruchtać. Często rower, czy bieganie pozwalają zabić myśli. Nie zawsze jednak tak jest. Czasem, jak dziś, myśli zabijają trening. Kończę szybciej niż planowałem. To też nie ma sensu...
On chciałby coś powiedzieć
Lecz nikt go nie chce słuchać
Więc woli cicho siedzieć
Bo słaba jest jego wola
On chciałby już przeprosić
Zwierzyć się, porozmawiać
Lecz nie wie jak i komu
A może taka tu jego rola
To nie jest moja ziemia
To nie jest moje miejsce
Przeraża mnie ta chemia
Przeraża mnie szybkie zejście
Nie znajduje dla siebie miejsca
W każdym....
Podobieństwo uwiera jego myśli
Zatrzymuje każde działanie
Permanentnie spocone dłonie
Tyle okazji przeszło obok
Kontynuacja nie pozwala iść
A może taka tu jego rola
To nie jest moja ziemia
To nie jest moje miejsce
Przeraża mnie ta chemia
Przeraża mnie szybkie zejście
Leczymy się czy tego trzeba czy nie
Biegniemy gdzieś czy tego trzeba czy nie
To nie jest moja ziemia
To nie jest moje miejsce
Przeraża mnie ta chemia
Przeraża mnie szybkie zejście
Trafiłem ostatnio na informację o organizowanej przez Brooks Running i Sklep Biegacza akcji pod nazwą "Analiza krok biegowego". Zdążyłem się zapisać i dziś trzeba było udać się do Katowic. Przyjechałem trochę wcześniej ale i tak musiałem zaczekać. Zdążyłem zapoznać się w międzyczasie z ofertą sklepu i zaczęło się.
Najpierw bieganie na boso. Dziwnie, potem w butach jednych, drugich. Dalej z wkładką... Dziwne wykresy, animacje... Na początku nie do końca wiedziałem o co chodzi, ale na szczęście mogłem liczyć na kompletne wyjaśnienia.