Weekend z piłką ręczną kosztem własnej aktywności, ale nie żałuję. Warto było pojechać z chłopakami :-)
Dziś rano spałem jak zabity, więc dopiero po pracy jest szansa coś zrobić. Chwila wahania i wybieram w drodze powrotnej z firmy wizytę na basenie. Co prawda nie czuję się najlepiej, ale spróbujemy. Głównie grzbiet i trochę zabawy z oddychaniem, w sumie fajnie spędzony czas.
Wracając robię zakupy, wracam do domu i... mam dość. Chodziło mi po głowie jeszcze bieganie, ale padam. Trudno, ze sportu będzie jeszcze transmisja meczu naszych szczypiornistów.
Rano kolejna zaprawa, po ostatniej czułem wszystkie mięśnie, po dzisiejszej jest zdecydowanie lepiej. Po pracy krótka wizyta na basenie. W wodzie spotykam Olka. Kilka porad z doskoku. Płetwy zostały w szafce więc zdecydowanie trudniej, do tego nieustanna walka z oddechem. Ale i tak tu wrócę i wracał będę... :-) Smog znika więc trzeba też wrócić do biegania. Jutro pewnie się nie uda, ale w piątek już ciężko będzie znaleźć wymówkę :-)
Smog wciąż straszy więc dziś znów basen. Krótko po pracy. Na szczęście godzina taka, że ludzi mało. Wciąż wspomagałem się płetwami, ale fajnie było. Oby tak udawało się codziennie. Choć na chwilę. Może w końcu przywyknę do wody ;-)
Czas wrócić do porannych ćwiczeń. O dziwo dziś nie potrzebowałem siłowni żeby się ze mnie lało. Przez cały dzień czułem, że mam jakieś nowe mięśnie. Ciekawe co będzie jutro.
Przez cały dzień czułem też niepokój słuchając informacji w mediach i rozmów kolegów o... smogu. Czasem chyba lepiej nie wiedzieć... Przecież całe życie tu żyłem i nie wierzę, że ten smog pojawił się dopiero wczoraj. A tu straszą nawet na stronie maratonu, na który się zapisałem...
Po bieganiu podkusiło mnie jeszcze wieczorem na krótki basen. Najpierw trochę pływania, potem jacuzzi. Ogólnie stosunkowo pusto na basenie. Czyżby temperatura na dworze wszystkich wystraszyła?
Damian jeszcze na Śląsku więc przed południem znów basen. O dziwo dziś czułem się sporo lepiej niż ostatnio bywało. Szkoda, że brat mieszka tak daleko. Może by coś z tego w końcu wyszło. Zobaczymy, może sama systematyczność pomoże choć trochę.
A wieczorem brat mnie jeszcze namówił na basen. W sumie to jeszcze powinienem pójść pobiegać do kompletu, ale na dworze po powrocie termometr pokazał -19,5C. Chyba za chłodno na bieganie, poza tym co za dużo, to niezdrowo :-)
Tytuł wpisu oczywiście nieco przewrotny, bo na zewnątrz co prawda mróz, ale my pływaliśmy wewnątrz w cieplutkim basenie :-)
Krótko, ale trzeba się znów nauczyć wstawać wcześnie i w miarę sprawnie wychodzić z domu (uwzględniając jeszcze śnieg) :-) W wodzie bez zmian :-( Ale i tak fajnie, że byłem.
No i się nie nauczę. Myślałem, że poprzednie porażki to efekt zmęczenia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Ale tak nie jest, dziś, gdy wydawało mi się, że przyszedłem z zupełnie świeżą głową, było podobnie. Nie potrafię oddychać w wodzie!!!
Zaczynam myśleć, że to nie ma sensu. Bo wciąż nie sprawia mi to przyjemności. Jestem zmęczony i nie widzę żadnych postępów :-(
Muszę przemyśleć czy ma sens dalej z tym walczyć. Może po prostu jestem stworzony do życia na lądzie...