Zaczyna się powoli stawać tradycją poranne weekendowe spotkanie z Markiem nad Brandką. I oby tak zostało, zawsze jest jakaś motywacja żeby się ruszyć z domu. :-) Zwykle ruszamy w stronę DSD. Dziś jednak kierunek odwrotny, Marek musi na chwilę wrócić do domu.
Kiedy kolega załatwia swoje sprawy, ja przyglądam się okolicznym kamienicom. Choć Bytom z pozoru może wydawać się brzydki to jest to raczej wina zaniedbania, bo architektonicznie to gdzie człowiek się nie obejrzy może zobaczyć coś ciekawego.
Ciekawe co to za historia
© djk71
Tu jeszcze ciekawsza historia
© djk71
Niby zwykła kamienica
© djk71
Ruszamy. Wciąż różnymi skrótami Marek prowadzi na Żabie Doły. Po drodze mijamy siłownię, która robi spore wrażenie.
Ładna siłownia
© djk71
Tym bardziej, że stoi w okolicy, gdzie delikatnie mówiąc mogłaby być narażona na niezbyt delikatne się z nią obchodzenie. Tu jednak wszystko działa od jak zapamiętałem jakiegoś roku. Super.
Wygląda porządnie
© djk71
O Żabie Doły tylko zahaczamy. Nawet nie robię zdjęć, nie chce mi się ściągać rękawiczek. Do tego na twartych przestrzeniach strasznie dziś wieje.
Mijamy Łagiewniki i przed Zgorzelcem mam okazję zobaczyć nowy kompleks czterech (ponoć pełnowymiarowych) boisk. Szkoda tylko, że pustych (wiem, że zima, ale...). Szkoda też, że tylko boiska do nogi.
Kompleks boisk
© djk71
Obok mnóstwo ścieżek. Jestem zaskoczony. Widać, że teren wymaga jeszcze sporo pracy, ale zapowiada się, że może tu być pięknie.
Lubię takie widoki
© djk71
Wyjeżdżając z parku (lub miejsca, które może będzie parkiem) zahaczamy się kierownicami i lądujemy po dwóch stronach ścieżki. Na szczęście walczyliśmy do końca i obaj kończymy na podpórkach. Lekko czujemy palce u dłoni, ale mam nadzieję, że to efekt uderzenia w zmarzniętą część ciała i szybko przejdzie.
Gdzie teraz?
© djk71
Jeszcze rundka przez odnowiony Fazaniec, też pięknie i po minięciu Bobrka, rozstajemy się na Karbiu.
Kiedyś znajomi dziwili się jak kolega mógł wjechać w tira... Ja dziś mało nie wjechałem w tył autobusu. Sięgałem po picie i nagle tuż przed sobą zobaczyłem jego tył. Dosłownie dwie trzy sekundy wcześniej mnie wyprzedził i... zatrzymał się na przystanku. Mistrzostwo - oczywiście nie mógł zaczekać ;-(
Nie licząc spinningu pierwsza rundka na rowerze w tym roku, fajnie było i trochę pagórkowato :-)