Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:30093.27 km (w terenie 8553.43 km; 28.42%)
Czas w ruchu:2252:29
Średnia prędkość:13.97 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:63035 m
Maks. tętno maksymalne:208 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:321253 kcal
Liczba aktywności:911
Średnio na aktywność:36.26 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Rzeźniczek

Piątek, 12 czerwca 2020 · Komentarze(1)
Z wiadomych powodów większość imprez biegowych została odwołana lub przeniesiona na okres jesienny. Z biegami odbywającymi się w ramach Festiwalu Rzeźnika można było zrobić podobnie. I część naszej ekipy przeniosła swoje starty na przyszły rok. Ja przegapiłem krótki okres kiedy można było to zrobić. Gapiostwo kosztuje - muszę wystartować w tym roku.

Mimo, że od początku wybrałem stosunkowo krótką trasę - Rzeźniczka - w tym roku ok. 26 km długości i ok. 1000 m przewyższeń to się trochę boję. W kwietniu biegałem dwa razy, w maju trzy… i to głównie po płaskim i na znacznie krótszych dystansach.

Jest i medal :-) © djk71


Formuła wszystkich biegów też nieco inna. Startujemy i kończymy w Cisnej. I choć jest pomiar czasu to każdy startuje o innej godzinie w okresie od 6 do 14 czerwca - można sobie wybrać dowolny dzień. Wszystko to trzeba było wcześniej zadeklarować w swoim panelu uczestnika. Ja wybrałem start w piątek o godz. 9:00.

Pakuję się już dzień wcześniej, jak zawsze dylematy: co zabrać na trasę, ile jedzenia, ile picia. Tym razem jest to o tyle ważne, że na trasie nie będzie bufetów, chyba że ktoś sobie sam zorganizuje. Taki właśnie plan mają koleżanki, z którymi dzielimy domek. Ich mężowie mają pojawić się tuż przed początkiem najtrudniejszego odcinka. Jest szansa, że i ja na tym skorzystam. :)

W nocy i nad ranem strasznie leje. Dźwięki deszczu uderzającego z ogromną siłą w dachy domków nie działają motywująco. Na szczęście rano przestaje padać i… zapowiada się ciepły, słoneczny dzień.

Śniadanko, toaleta i ruszam do Cisnej. Jadę sam, bo bez sensu żeby Anetka czekała kilka godzin na mecie. Znajomi startują pół godziny po mnie więc też mają jeszcze trochę czasu.
Jak zawsze dojeżdżam na start trochę wcześniej - wole mieć chwile czasu w zapasie niż się stresować, że nie zdążę. Okazuje się, że tym razem nie ma to żadnego znaczenie, bo kiedy wchodzę do strefy startowej okazuje się, że mogę już biec mimo, że jestem dwadzieścia minut przed czasem. No tak, przy przydzielaniu czasów chodziło głownie o to, aby nie było tłoku na starcie.

Ruszam…. Od razu po błocie i… po jakiś 200 m pierwsza niespodzianka… przeprawa przez rzekę…

Gdyby był niższy poziom wody byłoby na sucho © djk71

Biegnąc za innymi staję przed wąskim betonowym przejściem gdzie nogi zamaczam tylko do kostki :-) lub mogę przejść obok na szerszą drogą z linką do asekuracji i moczeniem nóg co najmniej do kolan ;) Z rozpędu wybieram pierwszą wersję i.. To nie jest coś co lubię… boję się, że za chwilę z tego spadnę i wykąpię się cały. Szczęśliwie udaje się dotrzeć na drugi brzeg bez przygód.

Tylko… teraz przede mną 26 km biegu w zupełnie mokrych butach… Tego się nie spodziewałem i nie ukrywam, że nieco się boję jak zareagują na to moje stopy.
Po chwili okazuje się, że to nie koniec atrakcji. Od razu zaczyna się podbieg (podejście) z pięknym błotem. :-) W ruch idą kije. Po jakimś kilometrze walki z brązowym…. sami wiecie czym wybiegamy na szeroką szutrówkę.

Szeroka szutrówka © djk71


Czuję jakiś podstęp, ale korzystam z tego co jest i biegnę. Pamiętając, że przede mną jeszcze najtrudniejsze odcinki staram się oszczędzać siły. Tag gdzie jest w miarę łatwo truchtam, a jak zaczyna się pod górkę to przechodzę do marszu. Tłumaczę to rozsądnym podejściem do startu (a nie brakiem kondycji ;) ).

Póki co jest spoko © djk71

Szutrówka ciągnie się wyjątkowo długo. Mam podejrzenie, że tak być może nawet do początku trasy na Fereczatą. I… nie mylę się. Za to mylne były moje nadzieje na spotkanie organizowanego przez znajomych bufetu. Wiem, że mieli mieć colę i choć zwykle jej nie lubię to tutaj biegłem z myślą, że przed najtrudniejszym odcinkiem nie tylko się jej napiję, ale również wleję sobie trochę do soft flaska.

Niestety okazało się, że dotarłem do miejsca spotkania zbyt wcześnie… Czuję lekkie rozczarowanie :-( Nic to, trzeba zacząć wspinaczkę bez kofeiny. Łatwo nie jest, ale nie daję się. Wiem, że ten odcinek jest stromy, ale… kiedyś się skończy :-)

Kiedy docieram do pierwszego szczytu czuję lekkie zmęczenie, ale jestem zaskoczony, że poszło tak szybko.

Pięknie tu © djk71

Za mną już ponad połowa trasy. Cały czas czekam kiedy dogoni mnie ekipa, w której biegnie Magda z Asią i Piotrkiem. Póki co mam od startu motywację żeby uciekać im tak długo jak tylko się da…. Oprócz nich goni mnie jeszcze Adam z Anetą i drugim Piotrem. W sumie to spodziewam się, że to oni pierwsi mnie dogonią. Pytanie tylko kiedy.



Róbmy sobie zdjęcia © djk71

Znów można biec, a przynajmniej próbować, bo łatwe to nie jest. Błoto skutecznie zniechęca do zbyt szybkiego szarżowania.

Jaki kolor miały buty? © djk71

Co chwilę ktoś wywija orła. Do tego na trasie sporo ludzi w obie strony (trasy różnych biegów się tu krzyżują, łączą), oprócz biegaczy są też turyści choć Ci stanowią akurat niewielki procent spotkanych miłośników błota.
W sumie to trochę dziwne, że jest tylu biegaczy mimo, że starty były rozłożone na cały tydzień, a część zawodników przepisała się na przyszły rok.

Tak, czy inaczej gdzie się dato biegnę. Nie wszędzie się da bo czasem jest po prostu niebezpiecznie, a czasem błoto wciąga tak mocno, że trzeba sprawdzać czy but jeszcze na nodze, czy ugrzązł gdzieś za nami…

Trochę błotniście © djk71


Póki co nie jest też zupełnie płasko, co chwilę kolejne podbiegi i kolejne szczyty… Okrąglik, Wielkie Jasło, Małe Jasło...

Jeszcze trochę przede mną © djk71

W pewnym momencie czuję już silne zmęczenie… zaczynam mieć dość podbiegów…

Jeszcze trochę © djk71


Na szczęście to już był chyba ostatni….

Jest nieźle © djk71

Teraz zbieg do szutrówki, a kawałek dalej ostatnia już walka z błotem…

Jakieś 500 m przed metą dogania mnie Piotr, czyli jednak… a już miałem nadzieję, być na mecie przed resztą (i co z tego, że miałem handicap na starcie :-) ). Pozostało mi walczyć żeby już nikt inny z naszej ekipy mnie nie dogonił :-)

I na deser przeprawa przez rzekę. Tym razem nikomu ona nie przeszkadza. Zaraz meta, a tu jest okazja nie tylko chłodzić nogi, ale też opłukać choć trochę buty.

Czyszczenie butów © djk71

O ile to pierwsze się udaje to świeżo opłukane obuwie po chwili ląduje w kolejnej porcji błota na końcowym odcinku do mety.

Jest meta. Zrobiłem to! :-) Zmęczony, ale szczęśliwy. 4:59:58.

Zrobiłem to! © djk71

Po chwili przybiega Aneta.

Jest i Aneta :-) © djk71

Oddajemy czipy, bierzemy po piwie (na szczęście jest wersja zero) i… koniec imprezy. Kiedy przybiega reszta ja już biorę kąpiel.

Cieszę się, że wystartowałem. Mimo ogromnego błota i braku przygotowań do startu…. Żyję i czuję się całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę, że udało się połączyć start z krótkim urlopem… Jest super.

Smerek wbrew rozsądkowi i w burzy

Czwartek, 11 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Mimo różnych przeciwności losu udało się jednak wyjechać na kilkudniowy urlop.
Droga w Bieszczady mimo, autostrady wciąż jest długa. Wczorajsza podroż zmęczyła chyba wszystkich, bez względu na to skąd kto jechał.

Po rozpakowaniu się ruszamy do Cisnej po pakiet startowy.

Pakiet odebrany © djk71

Wracamy na kwaterę w sam raz na ognisko ;-)

Tak mieszkamy © djk71

Urlop czas zacząć © djk71

Przy wieczornym ognisku wpadamy na pomysł, że pójść w góry. Skoro jutro start to nic ciężkiego, ani długiego. Wybieramy pobliski Smerek. Tereska z Piotrem postanawiają do nas dołączyć. 

Ruszamy nieco później niż planowaliśmy, ale niezbyt nam to przeszkadza. Kupujemy bilety do Parku i już po chwili zaczynamy się zastanawiać czy to był dobry pomysł.

Ruszamy © djk71

Przed nami super błotniste podejście.

Jest i błotko © djk71

Kije idą w ruch. Tylko Anetka nie wzięła swoich. Do tego, o ile jej buty świetnie nadają się do marszu w terenie to… nie dotyczy to błota. O ile kijami się podzieliliśmy i teraz każdy ma po jednym to z butami już tak się nie udało - każdy został w swoich. Idziemy wolniej więc daję Teresce znać żeby szli swoim tempem, a my pójdziemy sami.
Im dalej tym trasa lepsza. Trochę lepsza, ale lepsza :-)

Droga © djk71

Widoki nagradzają wcześniejsze niedogodności.

© djk71

Im dalej idziemy tym częściej się zatrzymujemy żeby podziwiać krajobraz.

Uwielbiam Bieszczady © djk71

Jest pięknie.

Pięknie © djk71

Liczba zakazów w parku poraża.

I jak to zapamiętać © djk71


Uwielbiam te góry. Jedyne co mi przeszkadza to tłumy ludzi. Kiedyś było tu inaczej. Ale jak się wyszło na popularny szlak to nie ma co się dziwić.

© djk71

Docieramy na Smerek.

Smerek © djk71

Chwila odpoczynku i trzeba schodzić.

© djk71

© djk71

© djk71

Tereska z Piotrem już na dole. Kiedy mijamy Przełęcz Orłowicza zaczyna padać.

Leje © djk71

Do tego dochodzi burza. Powinniśmy się pospieszyć, ale warunki na trasie tego nie ułatwiają. Co chwilę ktoś siada na tyłku, albo inną częścią ciała sprawdza twardość podłoża…
Leje. Przestaje kiedy… jesteśmy na dole.


Zostaje nam ostatni odcinek asfaltem do domu. Czujemy zmęczenie, wycieczka wyszła czasowo dłuższa niż planowaliśmy. Mimo to dzielnie maszerujemy. Znajomi, którzy nas po drodze mijali samochodem mają wrażenie, że się pokłóciliśmy, bo idziemy kilka metrów od siebie. :-) A my po prostu idziemy każdy swoim tempem, co kawałek na siebie czekając -)

Kilometr przed domem zatrzymuje się obok nas samochód z … Tereską i Piotrem w środku - to znajomy podwozi ich z Wetliny. Chcą nas zabrać ale grzecznie dziękujemy, mam już końcówkę, a jesteśmy tak brudni, że dłużej trzeba by czyścić potem samochód niż byśmy nim jechali. Nie wiemy, że to był błąd. Kiedy auto odjeżdża następuje oberwanie chmury. O ile jeszcze przed chwilą byliśmy mokrzy to teraz jesteśmy przemoczeni.

Mimo to jesteśmy zadowoleni z wycieczki. Jedynie ja się zastanawiam, czy to był dobry wybór na dzień przed startem. Do tego zbyt ciężki i niezbyt wygodny plecak sprawił, że czuję ból w plecach. No cóż… maści, tabletki i zobaczymy co będzie rano.

Ping Pong 4:5 i Schody 2080

Wtorek, 9 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Dziś wizyta na siłowni.
Najpierw po długiej przerwie tenis stołowy. Przegrałem z synem 4:5.
A potem miało być biegania, ale przechodziłem obok schodków i nie mogłem się powstrzymać. 2080 stopni (130 pieter) zaliczone. Spociłem się :-)

Leskowiec i Potrójna w cieniu cenzury

Sobota, 16 maja 2020 · Komentarze(0)
Ostatni mój wpis (i jednocześnie aktywność) nosił tytuł: "Początek długiego weekendu" i był datowany na ostatni dzień kwietnia. Weekend okazał się być rzeczywiście długi i... bezproduktywny ;-( Trwał do wczoraj - piętnaście dni :( Nie lubię weekendów.

Treningi biegowe skończyły się miesiąc wcześniej, pod koniec marca. Były jeszcze dwie krótkie próby powrotu, ale bez sukcesu. :( Szkoda aktywnie przepracowanej zimy, planów na ten rok, ale tak wyszło. Odwołane zawody też nie pomagały w motywacji.

Ciężkie dwa tygodnie maja za mną. Żona już chyba nie potrafi tego wytrzymać, poskarżyła się nawet wśród znajomych. Efekt był szybki. Dostaję wczoraj telefon z zaproszeniem do pobiegania po górach. Od razu odmawiam. Żeby biegać po górach to trzeba mieć naprawdę dobrą kondycję... Łatwo nie jest. Odmowa nie została przyjęta. Piszę do Adama czy nie wybrałby się z nami. Mówi, że ma nockę. Uff... udało się... Ale... o szóstej może jechać, dodaje. Nikomu nie można ufać ;-)

Na szczęście ekipa chce wyjechać z domu o trzeciej nad ranem, do tego w planach mają ponad pięćdziesiąt kilometrów. Odpuszczam definitywnie. I nie chodzi o godzinę :-)

Za to Adam nie odpuszcza. Chwila rozmowy i jesteśmy umówieni na ósmą rano (musi się chwilę przespać). Przygotowuję ślad trasy w oparciu o trasę Toporka (taki bieg), wgrywam do zegarka i wysyłam Adamowi.  Może i dobrze. W końcu się ruszę. Wieczorem pakuję się, walczę chwilę z nowymi kijami i idę spać.

Kiedy wstaję rano to pomysł nie wydaje się już taki zajefajny. No ale nie ma już wyboru. Jadę po Adama i ruszamy do Rzyk koło Andrychowa.

Na starcie w Rzykach © djk71

Przed startem jeszcze sklep, przebieranie się, ostatecznie ruszamy dobrze po dziesiątej.

Zaraz będę gotów © djk71

Od samego początku ostre podejście.

Pierwsze podejście, jeszcze asfaltowe © djk71

Podejście bo decydujemy się zacząć spokojnie :-) Tętno i tak znacznie przekracza 180.

Dziarsko do przodu © djk71

Po chwili okazuje się, że moja nawigacja w zegarku przestaje działać. Dziwne, pierwszy raz. A jeszcze na starcie wszystko wydawało się ok. Na szczęście Adam działa. W odwodzie był jeszcze telefon, ale to już nie jest takie wygodne rozwiązanie. Będę musiał sprawdzić w domu o co chodzi.

Wspinamy się pod górkę. Jest ostro.

Nachylenie daje w kość © djk71

Kiedy choć trochę się wypłaszcza biegniemy, zamiast podbiegów mamy głównie podejścia. Dość szybko wyciągam kije. Mimo, że to mój debiut to jest zdecydowanie łatwiej. Biorąc pod uwagę, że póki co czeka nas głównie wspinaczka to nie chowam ich tylko biegnę z nimi w rękach. Nie jest najgorzej.

Wciąż pod górę © djk71

Mijamy Gancarz.

Ślicznie © djk71


Gancarz - Krzyż © djk71
Pod Gancarzem, spotkana trójka młodych ludzi podziwia nas mówiąc jak dobrze wyglądamy mimo biegu w porównaniu z nimi. +10 do ego ;-)
I jest okazja skorzystać z neta - Tree WiFi

Tree WiFi © djk71

Wspinamy się dalej. Łatwo nie jest.

I jeszcze przeszkody © djk71

W końcu docieramy do Leskowca.

Nie tylko my dotarliśmy na Leskowiec © djk71

Chwilę wcześniej rzut oka na kaplicę i okolicę.

Jan Paweł II przy kaplicy na Leskowcu © djk71

Na górze trochę ludzi więc robimy szybkie zdjęcia i biegniemy dalej.

Na Babiej śnieg © djk71

Selfie musi być © djk71

Po drodze jest pięknie. W słońcu ciepło, ale chłodny wiaterek co jakiś czas przypomina, że to jeszcze nie lato.

Ślicznie tu © djk71

Lubię takie klimaty © djk71

Skończyły się strome podejścia więc coraz więcej udaje się biec.
Czasem jednak trzeba odpocząć.

Chwila odpoczynku © djk71

Adam kontroluje trasę, ale chyba nie tylko :-)

Coś muszę sprawdzić © djk71

Zbliżamy się do Potrójnej.

Ciekawe co to za domki © djk71

Tu pora na chwilę odpoczynku

Przerwa obok Potrójnej © djk71

I zjedzenia czegoś.

Trzeba coś zjeść © djk71

Po chwili ruszamy. Teraz większość powinna być w dół - co wcale nie musi oznaczać, że będzie łatwiej :-)

I znowu podbieg © djk71

Zbiegając udaje nam się tak zagadać, że schodzimy z trasy i w rezultacie may 1,5 km gratis :-)
Nie szkodzi, przy okazji nawiązujemy znajomość z młodym kolarzem i podziwiamy okoliczną zabudowę.

Ktoś lubi kwiaty © djk71

Napisałem, że nie szkodzi, ale... czuję już zmęczenie. Czuję ból w nogach... Ale to już końcówka.

Niby niewielka rzeczka © djk71

Strach nie pozwala mi przejść po pniu. i idziemy po dwóch stronach rzeczki :-)

Na szczęście po chwili drogi się schodzą na moście. Jest okazja się napić.

Jest i studnia © djk71

Teraz już do końca asfaltem. Zaskakuje nas graffiti przy drodze :-)

I wszystko jasne © djk71

Mijamy rzeczkę jeszcze w jednym miejscu.

Znów rzeczka © djk71

I po chwili możemy już z parkingu obserwować góry.

Tam gdzieś byliśmy... © djk71

Było super, ale czuję się potwornie zmęczony. Ale zadowolony.  Niestety widać brak treningu.

W tytule było coś o cenzurze. Szkoda gadać. Wieczorem wysłałem znajomym info o zwycięstwie Kazika na Liście Przebojów Programu III - info ze strony Polskiego Radia. Rano już było Error 404 :-(  Przed południem szukaliśmy słynnego rapu Adriana i też zniknął - choć ten wieczorem już znowu był. Źle się dzieje w państwie polskim... :-(

Dzięki Adam za super towarzystwo. Dzięki Marek za pomysł trasy. No i podziękowania dla Anetki, bo od niej to się zaczęło. :-)

*

Powrót do auta

Niedziela, 26 kwietnia 2020 · Komentarze(0)
Po czterech godzinach w terenie przejechałem niewiele ponad 12 km i przebiegłem trochę ponad 2,5 km. Niby niewiele, ale jestem zadowolony i... o dziwo zmęczony. Ale jak pamiętam robienie zdjęć ślubnych też było męczące :-)

Czas było wrócić do auta.

Czego się nie robi dla sławy

Niedziela, 26 kwietnia 2020 · Komentarze(4)
Kiedy popstrykaliśmy zdjęcia na rowerach, przebraliśmy się i postanowiliśmy pobiegać. To znaczy taki był plan, ale w praktyce wyglądało to tak, że Adam pokazywał oddalone miejsce i mówił: tam by było dobre ujęcie. No i? Nie pobiegłbyś? Co było robić... pobiegłem :-)

Nad wodą © adam j.

Pięknie tu © adam j.

W terenie © adam j.

Z górki © adam j.

W sumie dostałem w kość, ale świetnie się bawiłem. Przy okazji zobaczyłem gdzie można porobić uczciwe treningi. Tylko... trzeba je robić... :-)


Jest gdzie ćwiczyć podbiegi © adam j.

Żeby nie było, że sam biegałem, Adama też udało się namówić :-)

Jest i Adam © adam j.

Tym razem bardziej bałem się o to jak spisze się maseczka, bo biegając zwykle bardziej się pocę i zdecydowanie szybciej oddycham. O dziwo tu parowania okularów nie zauważyłem - może dlatego, że się nie zatrzymywałem ;-) Zdarzyło mi się nawet chyba dwukrotnie sprawdzić, czy mi się nie odkleiła, bo jej nie czułem, ale na szczęście wszystko było ok.

W poszukiwaniu pleneru

Niedziela, 26 kwietnia 2020 · Komentarze(3)
Wczoraj dzień odpoczynku po... no właśnie... po czym... no dobra weekend więc... standard :-(

Dziś przed południem pisze Adaś. No tak, przecież umawialiśmy się na bieganie, a może i rower... Ustalamy szczegóły i kilka godzin później spotykamy się na parkingu w Dolomitach. Dziś zamierzamy popstrykać trochę zdjęć, a ściślej mówiąc Adaś zamierza pstrykać, a ja chcę popatrzeć jak pracuje profesjonalista :-)

Szybkie ustalenie planu i póki co jedziemy znaleźć jakąś fajna miejscówkę. Choć Adam był tu wcześniej to udaje mi się pokazać mu kilka ciekawych miejsc. Myślę, że jeszcze tu wróci. Zarówno z aparatem jak i treningowo. Na treningi mam nadzieję, że mnie wyciągnie :-) Bo faktem jest, że jest gdzie budować kondycję tylko... leń przeszkadza. 

Zjeżdża się łatwiej © djk71

W poszukiwaniu odpowiedniej lokalizacji nieźle się bawimy. Szybko wychodzi też nasz brak kondycji i wprawy w jeździe w terenie.

Łatwo nie jest © djk71

Nie specjalnie nam to przeszkadza :-) Jest zabawa.

Nie zawracaj! © djk71

Kiedy mamy ustalony dalszy plan działania zatrzymujemy się obok kolejnego miejsca, które przykuwa uwagę Adama :-)

Komuś się chciało :-) © djk71

Kiedy tu dotarliśmy od razu pojawił się dron © djk71

Chwila penetracji miejsca i ruszamy do auta po sprzęt.

Super się jeździ © djk71

Postanawiam pojechać nieco dookoła chcąc pokazać Adamowi jeszcze jedną ze ścieżek w Segiecie. Okazuje się to być na tyle dobrym pomysłem, że po chwili wracamy w to miejsce żeby tu zrobić sesję.

W Segiecie jest pięknie © adam j.

Łatwo nie jest. Mimo, że jest nieco chłodno to spacerowiczów i rowerzystów nie brakuje. Kiedy już jest pusto w kadrze zaczyna buntować się sprzęt... Na szczęście nie spieszy nam się nigdzie.
Uwielbiam Segiet © adam j.


W końcu udaje się pstryknąć kilka fotek ;-)

Z górki.... © adam j.

I po podjeździe © adam. j

Super jeździc w towarzystwie © adam j.

Ruszamy w kamieniołomy. Tu też poświęcamy trochę czasu na focenie ;-)

Na zakręcie © adam j.

Bałem się, ale co było robić © adam j.

Czas leci, a my mieliśmy jeszcze pstryknąć zdjęcia biegowe...

Chwilę szukamy odpowiedniego miejsca. Przebieramy się, jedynie maseczki zostają na swoim miejscu i do roboty.

Właśnie maseczki... Nasz nowy produkt. Dziś była okazja pojeździć w nich trochę dłużej. Znów może nie ma bardzo długich dystansach, ale były ostre zjazdy i podjazdy, było się gdzie spocić.
I znów mi nie przeszkadzała. Było kilka chwil gdy nie potrafiłem złapać oddechu i gdy się zatrzymałem lekko zaparowały mi na sekundę okulary, ale w porównaniu z wcześniejszymi doświadczeniami to jest rewelacja.

I szybkie pytanie na koniec: które zdjęcia robił Adam? Niezbyt trudno odgadnąć :-)

No to ciąg dalszy we wpisie o bieganiu.

Testowo zamaskowany

Środa, 22 kwietnia 2020 · Komentarze(11)
Człowiek jest jednak przekorny. Kiedy do końca nie wiadomo było (a może było wiadomo, tylko różnie niektórzy to interpretowali), czy wolno jeździć na rowerze to... jeździłem do pracy rowerem. Gdy trochę odpuszczono i już nikt się tego nie czepia... to.. przestałem. Widać jeżdżę jak jest jakaś adrenalina: policja, zawody... Z bieganiem podobnie... nie ma celu, emocji to... weekend w domu. I nie tylko weekend :(

Dziś byłem w firmie... autem. :( Za to popołudniu krótki wyjazd do lasu w towarzystwie żony. Jako, że żona pieszo to moje tempo podobne. W sumie wolniej nawet niż moje truchtanie. Ale też cel był trochę inny. Chciałem sprawdzić jak na rowerze zachowają się nasze nowe maseczki samoprzylepne.

Człowiek w masce © djk71

I póki co dawały radę. Nie był to pełen test, brakło szybkości, potu, dłuższego dystansu, ale pierwsze wrażenia pozytywne. Przede wszystkim to pierwsza zasłona ust, w której normalnie się oddychało. Dodatkowo przypomniałem sobie, że mam ją na twarzy dopiero kiedy chciałem się napić...

Na zjeździe (choć tego nie widać) © djk71

Do sprawdzenia jeszcze pozostaje parowanie okularów. Ale na to przyjdzie czas w weekend. Mam taką nadzieję.

Pięknie koło leśniczówki © djk71