Wpisy archiwalne w kategorii

Z kamerą wśród...

Dystans całkowity:45694.95 km (w terenie 13501.58 km; 29.55%)
Czas w ruchu:3182:13
Średnia prędkość:14.67 km/h
Maksymalna prędkość:92.52 km/h
Suma podjazdów:108980 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:193 (100 %)
Suma kalorii:559155 kcal
Liczba aktywności:1503
Średnio na aktywność:31.69 km i 2h 07m
Więcej statystyk

PingPong z obrotem

Niedziela, 15 września 2019 · Komentarze(0)
Często idąc z synem na siłownię rozgrzewkę robimy... grając w tenisa stołowego. Można się spocić, można się rozruszać :-)
Dziś Igor zaproponował żeby wzorem naszych piłkarzy po każdym odbiciu piłeczki zrobić obrót wokół własnej osi.
Gra nabrała kolorów. Jak później niebo nad stadionem. Bo od razu po treningu poszliśmy piętro wyżej... na mecz :-)

Kolory nad stadionem © djk71

Życiówka na Półmaratonie Bytomskim

Sobota, 14 września 2019 · Komentarze(1)
Tydzień minął od Festiwalu w Krynicy więc trzeba pobiegać. Wybór padł na odbywający się po sąsiedzku, w Miechowicach, Półmaraton Bytomski.

Kręcimy się chwilę z żoną po strefie startowej.

Któryś będzie mój © djk71

Ścianka pod kolor stroju © djk71

Po biegu będzie losowana nagroda.

Nagroda czeka © djk71

W końcu ustawiam się na starcie.

A może by tak zrobić życiówkę? © djk71

Sam nie wiem jaką taktykę przyjąć...

No i ruszamy © djk71

Niestety tradycyjnie ruszam za szybko. Ale póki co nie jest źle, daję radę. Na trasie kilka krótkich podbiegów. Puls to potwierdza :-)

Punkty odżywcze miały być co 5 km, a są chyba w nieco innych miejscach. Źle, bo nie brałem swojego picia. Jakoś daję radę zrobić pierwsze kółko. Wydawało mi się, że tu też powinien być bufet, ale albo go nie zauważyłem, albo go nie było.

Ruszam na drugie kółko © djk71

Ci co biegli jedno kółko już odpoczywają.

A niektórzy już w bufecie © djk71

Biegnę drugą pętlę. Luźniej na trasie. Trochę źle, bo trudniej się kogoś trzymać. Biegnę swoje. Na punkcie chyba zorganizowanym przez MGB łapię kawałek czekolady. Gorzkiej. Tym razem to nie był dobry wybór. Twarda, ciężko ją pogryźć i trudno się rozpuszcza. Jakoś daję jednak radę. Nawrotka w lesie i ostatnie 5-6 km przede mną. Wiem, że dam radę. Czas jest niezły. Poniżej dwóch godzin nie będzie ale jest szansa na życiówkę. O ile... mnie nie odetnie.

Biegnę. Jeszcze jeden podbieg pod stację benzynową i... wiem, że dam radę. Dałem radę.




Zrobiłem to © djk71

Zmęczony, ale szczęśliwy. Czuję ten bieg w nogach. Ale warto było :-)

Kolejny medal do kolekcji © djk71

Jest życiówka. Ponad 4 minuty szybciej niż życiówka z Półmaratonu Warszawskiego w 2018. Super. :-)

Runek Run -pierwszy bieg górski. Żyję.

Niedziela, 8 września 2019 · Komentarze(0)
Po wczorajszej Życiowej Dziesiątce czułem zmęczenie. Wieczorem pakowanie, szybka decyzja co na siebie założyć, szczególnie, że prognozy od kilku dni się zmieniają i deszcz ma raz być, a raz nie. W nocy lało więc może być wesoło na trasie. W końcu decyduję się biec na krótko, jedynie zakładam dodatkowo rękawki, które mogę w każdej chwili zdjąć. W plecaku ląduje jeszcze wiatrówka.

Kiedy jakiś tydzień temu (a może więcej) zerknąłem sobie na profil trasy nie wierzyłem. Narysowałem go sobie raz jeszcze samemu i... nic się nie zmieniło. Wyglądał jak dla mnie przerażająco. Nie do końca byłem przekonany, że start to dobry pomysł. Byłem raczej przekonany, że to zły pomysł. Tydzień minął na płakaniu i użalaniu się nad sobą. Gdy wczoraj koledzy z teamu przebiegli w górach po 64 km zrobiło mi się wstyd. Naprawdę wstyd. Oczywiście musiałem pozostać sobą i jeszcze trochę ponarzekać, ale w głowie miałem już tylko to co oni zrobili. I wiedziałem już, że ja też swoje zrobię.

Limit czasu 5 godzin na 22 km więc choćbym miał przejść całość to dam radę.

Wstajemy z Marcinem o 5-tej rano. Start o 7:20, ale wcześniej trzeba coś zjeść, napić się... Śpimy na drewnianych piętrowych łóżkach więc schodząc z góry skrzypieniem (łóżek, nie swoim) budzimy całą ekipę. Oni oczywiście leżąc w łóżkach mają świetny ubaw, a nam się coraz ciężej zebrać. W końcu idziemy na start. 1,5 km spacer sprawia, że na starcie jesteśmy już pełni energii.

Jeszcze selfie przed startem i ruszamy.

Zaraz ruszamy © djk71

Marcin swoim tempem, nawet nie próbuję go gonić. Po kilometrze asfaltu skręcamy... pod naszą kwaterę.

Jeszcze biegnę © djk71

Ekipa dopinguje nas z balkonu i z chodnika.

Doping z balkonu © djk71

Ten odcinek to już ścianka, ale ja dzielnie truchtam choć wielu innych przeszło już do marszu.

Pierwszy podbieg © djk71

Dopiero za zakrętem droga się zwęża i wszyscy już idą. Próbuję jeszcze chwilę wyprzedzać, ale to nie ma sensu.

Idziemy. Nie do końca mi się to podoba, w końcu to miał być bieg. Zdaję sobie jednak sprawę, że sam pewnie długo bym nie pobiegł, a jeśli to pewnie i tak w takim samym tempie, tylko męcząc się bardziej.

Ok, poddaje się i wyciągam krok. Maszeruję wyprzedzając innych. Część wspomaga się kijkami, ale wielu z nich i tak wyprzedzam. Zastanawiam się tylko na ile starczy mi sił na takie rumakowanie...


Coś mi szkiełko zaparowała © djk71

Docieramy do pierwszego szczytu, teraz zbieg w dół. Łatwo nie jest. Dla mnie to zupełna nowość. Nie szaleję, ale staram się też nie blokować trasy. Tu mi się podoba :-)

Kawałek asfaltu i początek podbiegu (podejścia) na Jaworzynkę. Tym razem będzie trudniej. Znów większość trasy to jednak marsz, choć jak tylko choć trochę robi się łagodniej to próbuję podbiegać. Widoki piękne.

Tu jeszcze słono świeciło © djk71

W plecaku słuchawki, ale nawet przez chwilę nie myślę o tym by je zakładać. Jest zbyt pięknie. Las, góry, ptaki...

Ostatni odcinek przed szczytem bardzo stromy, ale daje radę.

Na szczycie pochmurno i mgliście © djk71

Kawałek banana, żurawina i łyk wody.

Zawiązuję mocniej sznurówki i zaczyna się zbieg. Nie robiłem tego wcześniej więc eksperymentuję, raz tak, raz tak. Jakoś biegnę. Pojawiają się oczywiście jeszcze podbiegi. Przecież Runek dopiero przed nami. Ale już jest dobrze.

W głowie zaczynają się kalkulacje. Gdybym był o tej i o tej na tym i tym kilometrze to może udało by się zrobić całość w 3 godziny. Nie, wariactwo, bez szans. Poza tym jeszcze dwie godziny temu cel był żeby się zmieścić w limicie.

Wciąż kalkuluję. Na trasie pojawia się info, że do mety 5 km. Zegarek pokazuje mi nieco ponad 6. Przy pięciu jest szansa na trójkę, choć tak naprawdę nie wiem jeszcze jakie niespodzianki na trasie jeszcze mnie czekają. Tym bardziej, że miejscami jest ślisko. Raz mało nie skręcam nogi ustępując drogi komuś kto mnie wyprzedza. Kilka razy zahaczam o korzenie, ale ogólnie jest ok. Buty dają radę. Nie ślizgają się. Wciąż mam siły, choć mięśnie już czuć.

Do mety ostatni kilometr. Słyszę, że najgorszy. Nie wiem, czy dlatego, że ostatni, czy jakieś niespodzianki na trasie. Jest wąsko i ślisko, ale spokojnie wyprzedzam jeszcze kilka osób. Niosą mnie emocje.

Zmęczenie mnie dopada dopiero na kilkuset ostatnich metrach asfaltu. Nogi dostały jednak w kość. Tu jednak nie mam wyboru. Muszę dobiec tym bardziej, że czas poniżej 3h już jest pewny. Ostatecznie jest 2:56:27.

Zrobiłem to © djk71
Trzeba zegarek zastopować :-) © djk71
Piątki ze znajomymi © djk71

Z medalem i nie tylko © djk71

Marcin oczywiście był przede mną jakieś 20 minut, ale to nie było zaskoczeniem.

Marcin kończy © djk71

Jestem super zadowolony.

Zrobiliśmy to © djk71


Można się rozebrać © djk71

Dostajemy koszulki Finisher ;-)

Finisherzy ;-) © djk71

Kiedy później idziemy coś zjeść, dumni z tego co zrobiliśmy, w koszulkach potwierdzających nasz "wyczyn", szybko zostajemy sprowadzeni na ziemię. Wokół mnóstwo osób w koszulkach finiszerów tylko zamiast naszego 22 u nich widnieje 35, 64, 100... km :-)

Żartuję. Nie szkodzi. To wszystko przed nami, bo... już wiem, że jeszcze wrócę w góry. Bałem się, że tak będzie ;-)
Tylko chciałbym więcej podbiegać, bo bieg to bieg. Może to jest jakiś cel treningowy...

Są wyniki. Jestem 382/610 (96/136 w M40), czyli znów wyprzedziłem prawie 40% zawodników :)

Dziękuję wszystkim (a w szczególności mojej żonie) za wsparcie i doping. Potrzebowałem tego :-)

Życiowa Dziesiątka

Sobota, 7 września 2019 · Komentarze(0)
Mój debiut na niesamowitej imprezie, jaką jest Festiwal Biegowy w Krynicy. Zapisany byłem już w zeszłym roku, ale... nie dojechałem :-( W tym roku udało się. 10 tysięcy biegaczy, kilkadziesiąt różnych biegów, trzy dni biegowego szaleństwa. Dla mnie główny cel to jutrzejszy debiut w biegach górskich - Runek Run. W trakcie zapisów kliknąłem jeszcze dzisiejszą Życiową Dziesiątkę. Im dłużej przyglądałem się profilowi jutrzejszej trasy tym mniej byłem przekonany do dzisiejszego startu. Ale skoro się zapisałem to co zrobić... :-)

Tereska z Adamem już o świcie ruszyli na 64-km trasę po górach, Piotr na 35km, a ja w towarzystwie Anetki i Marcina udałem się na start mojej dychy. Nazwa Życiowa Dziesiątka nie jest przypadkowa, bo całą trasa biegnie.... w dół... Z krynicy do Muszyny.

Na starcie ustawia się prawie 1500 osób głodnych życiówki na dychę.

Stres przed startem © djk71

Start na deptaku to start honorowy. Właściwy, ostry zaczyna się prawie kilometr dalej.

Ruszyliśmy © djk71

Ruszam i rzeczywiście jest z górki. Pierwszy kilometr biegnę z czasem 5:10 min/km - to prawie minutę szybciej niż zwykle biegam. To zdecydowanie zbyt szybko jak na dziesięciokilometrowy bieg. W szczególności mając na uwadze jutrzejszy start. Zwalniam, ale i tak kolejne kilometry biegnę ok. 5:30. Ja na mnie szybko. Oczywiście kiedy ja będę w połowie trasy najlepsi pewnie będą na mecie, ale ja tu walczę z sobą, nie z nimi.

Szybko widać, że nie tylko ja ruszyłem za szybko. Pojawiają się pierwsze osoby, które przechodzą do marszu. Ja biegnę.
Na piątym kilometrze chwytam kubek z wodą, a właściwie dwa. Jeden wypijam, drugi wylewam na siebie. Ciepło.

W okolicach siódmego kilometra już czuję, że jestem w stanie tak dobiec do końca. Będzie życiówa :-) I jest, zegarek co prawda pokazał dystans o 90m dłuższy i Endomondo pokazało lepszy wynik, ale faktyczny czas to 0:55:06.

Mam życiówkę © djk71

Jestem zadowolony.

Na mecie z medalem © djk71

Czas na przepyszną pomidorową, herbatę z cukrem i wodę. Można chwilę odpocząć. :)
Niestety cały bieg na wysokim pulsie, zegarek sugeruje 72h odpoczynku, a mój start za jakieś 20h. Zobaczymy...

Idę do jednego z kilkudziesięciu podstawionych autobusów, które przewiozą nas z Muszyny do Krynicy. Logistycznie impreza jest zorganizowana perfekcyjnie.

Są wyniki. Jestem 907/1483, czyli wyprzedziłem prawie 40%zawodników :)

Odpoczywając obserwujemy wbiegających na metę zawodników innych biegów. W tym oczywiście naszych harpaganów :-) Dobiegają szczęśliwi, ale zmęczeni. Choć kiedy później maszerujemy na kwaterę nie widać po nich, że mają za sobą 64 km w górach. No prawie nie widać :-)

Niezmodrowany © djk71


Czas spać, jutro start o 7:20. Padający za oknem deszcz nie nastraja wesoło.


IV Cross-MOL

Sobota, 31 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Średnio mi to bieganie ostatnio wychodzi, ale zapisałem się na bieg po sąsiedzku. Choć tereny piękne to w sumie biegam tu rzadziej niż planowałem. Za tydzień Krynica więc potraktujmy to jako rozgrzewkę. Z tego co słyszę przy odbiorze pakietu startowego (a i potem na mecie) to więcej osób tak to traktuje :-)

Pakiet startowy © djk71

Pakiet odebrany. Miłym dodatkiem jest kubek na wodę. Może przyda się za tydzień.

Przed startem wspólna rozgrzewka. Wiem, że głupie, ale ja odpuszczam, wiem jak to się potrafi skończyć. Mam traumę od ubiegłorocznego duathlonu.

Potem pamiątkowe zdjęcie.

Przed startem © djk71
Kto mnie znajdzie? :-)

I ustawiamy się na starcie.

Strzał i ruszamy © djk71

Ruszamy i po chwili widzę, że pierwszy kilometr był zbyt szybki jak na mnie. Trzeba się opanować. To niby tylko dycha, ale wiem, że będą podbiegi, które potrafią mnie zabić. Drugi i trzeci kilometr zwalniam. Zaczyna się pierwszy podbieg. Część osób przechodzi do marszu. Ja uparcie biegnę. Niewiele szybciej niż oni idą, ale biegnę.

Jest ciepło, ale póki co większość trasy w cieniu. Na szczęście jest bufet.

Pierwszy wodopój © djk71

Łyk wody i dalej do przodu.

Lecimy dalej z ETISOFTEM na plecach © djk71

Trochę z górki, a potem znów podbieg.
Na całej trasie mnóstwo motywujących haseł. Super pomysł. Brawa dla orgów!

Na piątym kilometrze dzieciaki pryskają mnie wodą ;-)

Do leśniczówki © djk71

Przy leśniczówce kurtyna wodna. Szkoda, że nie podwójna, albo z większą mocą, ale dobre i to :-)
UWAGA: Osoby o wrażliwych nerwach przewinięcie trochę w dół - na zdjęciu wyszła tęcza... ;)

Kurtyna z... tęczą.... © djk71

Kawałek dalej znów woda. Tym razem do picia.

Dzieciaki ratują nam życie © djk71

Korzystam nawet dwukrotnie.

Trudno było odmówić ;-) © djk71

Ruszam dalej. Trasa łączy nam się z kijkarzami. Niektórych trudno wyprzedzić. Mają kondycje i technikę.

Ostatnia woda © djk71

Łyk ostatniej wody i ostatnie trzy kilometry przede mną. Coraz luźniej, ale udaje mi się nawet kilka osób wyprzedzić.
Wybiegam na osiedle, zaraz meta.

To jeszcze nie ta brama © djk71

O dziwo jestem na mecie szybciej niż myślałem. Co prawda zegarek pokazuje mi nieco krótszy dystans, ale to pewnie przez las.

Szybciej niż myślałem © djk71

Ściągam chipa.

Trzeba oddać chipa © djk71

Oczywiście obowiązkowe zdjęcie :-)

Zrobiłem to © djk71

Medal piękny

Piękny medal © djk71


I można iść na zupkę, a potem na ciasto.

Mogę zjeść cokolwiek © djk71

Teraz czas na odpoczynek, pogaduchy i oczekiwanie na dekorację i losowanie nagród.
Super zorganizowana impreza. Jedyne czego mogę się czepić, to to, że nie wylosowałem żadnej nagrody! :-( Ale nie zostawię tak tego! Jeszcze tu wrócę!

Zdjęcia dzięki towarzystwu mojej żony, która ganiała po całej trasie :-)

Bieżnia z prezentem

Piątek, 23 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Dziś mało czasu więc szybka wizyta na siłowni. Bez gry wstępnej bieżnia. Czasu starczyło tylko na piątkę.
Mimo to dostałem prezent :-)

Ciekawe jak będzie działała © djk71

Pewnie jednak nie będę używał, szczególnie, że lista chętnych w domu już jest :-)

FIRST 10_2_T_8000 (6:25-6:30 -> 6:41 5000)

Skrzyczne po długiej przerwie

Czwartek, 22 sierpnia 2019 · Komentarze(3)
Od dawna był plan wybrać się z Markiem w góry. Niestety plany planami, a życie życiem. Trudno znaleźć czas w tym samym terminie. Ostatnio już było blisko ale ja musiałem odpuścić. Dziś w końcu się udało. Ruszamy z pracy o 15-tej, późno, szczególnie, że dni coraz krótsze, ale mamy lampki więc może jakoś się uda. Cel: Szczyrk i Skrzyczne.

Dojeżdżamy, parkujemy i ok. 16:45 ruszamy.

Najpierw rozgrzewka © djk71

Po drodze jeszcze szybkie zakupy, trzeba uzupełnić płyny. Pierwsze 13-14 km to asfalt prawie po płaskim. Prawie, bo zdarzają się niewielkie podjazdy, które już powinny nam dać do myślenia, czy na pewno chcemy to zrobić :-)

Drogi coraz węższe © djk71

Wjeżdżamy w Dolinę Zimnika i ruszamy drogą, którą nigdy wcześniej nie jechałem. Początek to asfalt i... podjazd. Nie powiem, że jest łatwo.

Jeszcze na asflacie © djk71

Na szczęście lubimy robić zdjęcia. A to wymaga żeby się zatrzymać. :)

Droga zmienia się w szutrową. Mijamy gości, którzy chyba zgubili rowery...

A ten co? Zgubił rower? © djk71

Trzeba będzie pilnować naszych... ;)

Czasem też trzeba się napić. I znów zatrzymać :-) Korzystamy z tego regularnie. I wcale nie chodzi o zmęczenie :-)

Czas się napić © djk71

Jedziemy coraz wyżej i robi się coraz chłodniej. Jesteśmy spoceni, co oczywiście potęguje uczucie chłodu.

Sprawdzam czas, czy wysokość? © djk71

I robimy kolejne zdjęcie © djk71

Słońce coraz niżej, ale jeszcze świeci © djk71

W oddali Jezioro Żywieckie © djk71

Tuż przed szczytem, który jest coraz mniej widoczny, Marek zakłada bluzę, a ja rękawki.

Zadowolony, bo przebrany? © djk71

Jesteśmy coraz wyżej © djk71

Wciąż w górę © djk71

Niestety z tej strony nie ma dobrego dojazdu więc końcówkę musimy wepchać rowery pod górę.

Muszę coś zjeść © djk71
Na szczęście to tylko kawałek.

Teraz pchanie nas czeka © djk71

U góry pustka. Nic dziwnego, jest już dość późno, poza tym to nie weekend.

No i dotarliśmy na szczyt © djk71

Krótka przerwa w schronisku. Szybkie bezalkoholowe i kanapka.

Czas na odpoczynek w schronisku © djk71

Zakładamy kurtki. Jest już chłodno.

Czas wracać. Jak zawsze chwila wątpliwości, którą ścieżką. W końcu trafiamy na właściwą. Mimo nierówności zjeżdża się fajnie. Do czasu kiedy niespodziewania kończy nam się droga. :-(

I tak to się skończyła droga © djk71

Trzeba wracać.

Tu nic nie widać © djk71

Cofamy się do szerokiej drogi i skręcamy w lewo, w dół. Co prawda nijak się to ma to zaplanowanej trasy, ale zakładamy, że skoro droga wiedzie w dół to gdzieś do szosy nas doprowadzi.
Patrząc następnego dnia na mapy i zdjęcia satelitarne wydaje się, że gdybyśmy skręcili w drugą stronę to po chwili wrócilibyśmy na planowaną trasę. Gdybyśmy...

Zjeżdżamy.

Kilkadziesiąt metrów niżej znów coś widać © djk71

Słońca już nie ma, ale jeszcze coś widać © djk71

Włączam lampkę, choć to chyba nie jest najlepsza opcja, bo włącza mi się automatycznie hamulec. Głównie ten w głowie. Są odcinki, gdzie boję się zjechać. Dojeżdżamy do stacji kolejki. Szeroka droga się kończy, a my zastanawiamy się, którędy teraz. Decydujemy się na niebieski szlak pieszy. Początkowo prowadzi tuż pod wyciągiem, co oznacza, że jest stromo. Jak dla mnie bardzo. Do tego zamiast nierówności mamy kamienie. To już mnie przerasta. Niestety tak będzie już do samego dołu. Miejscami jeszcze pojawi się woda.

Ciemno, kamienie (choć nie te największe), chcę do domu... © djk71

Większość tego odcinka jestem w stanie szybciej pokonać prowadząc rower niż jadąc. Marek cierpliwie co jakiś czas na mnie czeka, choć są odcinki gdzie on również schodzi z roweru. Jest już od dawna zupełnie ciemno. Na szczęście lampki działają.

W końcu udaje się dotrzeć do asfaltu. Marek chyba z radości całuje ziemię... Na szczęście nic poważnego się nie stało. Drobne straty w sprzęcie, ale ogólnie jest ok. Teraz już tylko zjazd do auta. Jest 21:00.

Dystans niby niewielki, ale cztery godziny minęły. Szkoda, że dopiero pod koniec sierpnia nam się udało pokręcić. Kondycji i techniki brak, ale chyba obaj jesteśmy zadowoleni. Ciekawe, czy uda się to jeszcze powtórzyć...



I po urlopie

Poniedziałek, 19 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Dwa tygodnie urlopu za mną. Oprócz kilku małych wypadów, takich jak np. piątkowy w Pieniny to zupełnie brak aktywności.

Zamek w Niedzicy © djk71

Do tego zupełnie zarzucone treningi. Pod koniec nieśmiały powrót do krótkiego biegania. Ale czy to wystarczy żeby przebiec maraton i RunekRun? Bez długich wybiegań?

Dziś krótkie bieganie w siłowni.

FIRST 9_3_W_28000 (7:00-7:15 -> brak :-( )

Testy Kalenji i kriokomora -194C

Czwartek, 15 sierpnia 2019 · Komentarze(3)
Dziś różne doświadczenia :-)

W komorze :-) © djk71

Najpierw jednak rzut oka na defiladę w Katowicach. Choć to nie moja bajka to z kilku względów zrobiła na mnie wrażenie.

Potem test butów Kalenji KipRun KD Light. Testy zorganizowane przez Decathlon w Sosnowcu Milowicach przy okazji organizowanego tam biegu. Docieram tam sporo przed biegiem wiec udaje się być jednym z pierwszych, który dostaje buty i 45 min. czasu na pobieganie.

I co tu wybrać? © djk71

Zakładam i dziwnie się w nich czuję. Aneta nawet pyta, czy nie są za duże. Garmin wygenerował trasę więc ruszam. Początek znajomy (w końcu znam te okolice :-) ). Potem za cmentarzem kończy mi się droga. Miał być asfalt, a ja przedzieram się przez krzaczory. Przy okazji jeszcze raz wiążę buty. Trochę inaczej i od razu jest lepiej. Lepiej też jest na asfalcie, w końcu do tego to obuwie jest dedykowane.

Kalenji KipRun KD Light © djk71


Znów trochę ścieżek i wyraźnie czuć pod podeszwą, że nie po tym miałem biegać. Mimo zmęczenia, gdy znów trafiam na asfalt biegnę szybko. Wyraźnie szybko. Pytanie, czy to świadomość, że czas mi się kończy, czy efekt szybkich butów.

Jak kapsuła czasu © djk71

Na miejscu okazuje się, że mam okazję skorzystać z kriokomory. Ponoć -194 stopnie. 3 minuty. Efekt super. Szczególnie po biegu.

Przy okazji wykonany trening. I to nie na bieżni.
FIRST 9_2_T_15000 (6:10 -> 6:14)