Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

SKS, czyli Nadwiślański Maraton na Orientację

Sobota, 8 kwietnia 2017 · Komentarze(13)
Na maraton zapisałem się już dawno. Budowniczy trasy nie odpuścił... :) Do tego czasu miało być sporo treningów, rowerowy urlop w hiszpańskich górach, a zamiast tego była kontuzja i zero kręcenia. Mimo wszystko w piątek po pracy jadę do Rudzicy. Zamiast ścigania będzie spotkanie towarzyskie.

Przyjeżdżam do bazy około 19-tej. Rejestracja, pierwsze spotkania ze znajomymi i przygotowanie roweru. Ten trafia szybko do rowerowni, a ja idę na salę. Kolejne powitania ze znajomymi, rozkładam matę i śpiwór i kiedy ekipa zaczyna zabawę ja przed dziewiątą zasypiam. Budzę się około piątej z myślą... "tak wygląda w moim wydaniu towarzyski wyjazd".

Śniadanie, spotkanie ze znajomymi, którzy przyjechali kiedy spałem, bądź też dopiero rano i oczekiwanie na odprawę. Planowany start o siódmej. Dostajemy po dwie mapy w skali 1:50 000, do tego kartka A4 z rozświetleniami kilku, czy kilkunastu punktów, kilka wskazówek Grzesia i czas ruszać w drogę. Albo raczej zacząć planować trasę. Kolorystyka map należy do tych, których nie lubię, ale wyboru nie mam. Mamy 28 punktów (o różnych wagach) do zaliczenia w 15 godzin (możne się spóźnić o kolejne dwie - oczywiście kosztem odjęcia punktów przeliczeniowych)i optymalny dystans 150+ (wydawało mi się, że Grześ mocno podkreślał ten plus :-) ).

Karta z rozświetleniami © djk71

Punkty sięgają Cieszyna, jeden jest też po czeskiej stronie... jest w czym wybierać... Wybierać, bo nawet się nie łudzę, że zaliczę komplet. Tym bardziej, że chcę (muszę) być jeszcze dziś w domu. Minimum do klasyfikacji do podbicie 6 PK - można to zrobić tradycyjnie dziurkując kartę lub korzystając z dedykowanej aplikacji i QR kodów lub technologii NFC.

Jadę, niestety leje. Ruszam w stronę punktu nr 13. Początek asfaltem, spokojnie, potem droga polna. Omijam kałuże choć mam świadomość bezsensowność takiego zachowania.

Łatwo nie jest © djk71

Nie mam błotników, a za chwilę i tak będę cały mokry i będzie mi wszystko jedno. Jeden zakręt, drugi, na mapie nic nie widzę...

Tyle widzę na mapie © djk71

Ok kilku lat myślę o soczewkach kontaktowych (przynajmniej na zawody) i... dalej myślę...

Trudno się przez to patrzy © djk71

Ktoś mnie dogania, to Krzysiek Sz. Zatrzymuję się, aby kolejny raz spojrzeć na mapę - nie jestem w stanie tego robić w trakcie jazdy - nie dość, że wzrok mi się pogorszył w ostatnim czasie, mapnik jest niżej niż zwykle to jeszcze okulary mokre i/lub zaparowane :-(
Krzysiek mnie wyprzedza. Walczymy z błotem i przeszkodami na drodze. Momentami trzeba prowadzić rowery. Krótko przed punktem koło ślizga się i zaliczam upadek, na szczęście bezbolesny.

Jest mokro lub bardziej mokro © djk71

Pierwszy punkt zaliczony.

W pobliżu punktu © djk71

Jadę na kolejny, przy okazji widzę, że równolegle do ścieżki, z którą walczyłem wiodła piękna droga :( Tak to jest jak się jest ślepym.

Dalej leje nic nie widzę. Mapa to dla mnie kartka z kolorowymi plamami poprzecinanymi kreskami. Co skrzyżowanie, co 100-200m zatrzymuję się żeby zorientować się gdzie jestem. Wjeżdżam między znajome z firmowych wycieczek stawy. Wszystko mi się rozmywa przed oczami, do tego jest mi chłodno (za częste postoje) i mokro. Co prawda jest gdzie się schować, ale nie o to chyba chodzi...

A może się schować? © djk71

Albo tu? © djk71


Przed PK 27 skręcam gdzieś nie tak, ale nawet nie chce mi się tego korygować. Minęło chyba niewiele ponad godzinę, a ja mam dość. Do tego napęd wariuje. Dopiero co chwaliłem serwis za szybką reakcję, ale chyba przedwcześnie. Każde mocniejsze naciśnięcie na pedały to przeskok łańcucha na zębatkach. To nie ma sensu.

Woda wszędzie © djk71

Już nie patrzę na mapę, jadę na azymut, mijam znajome drogi, budynki.... W Kiczycach robię nawrotkę i jadę do bazy. Przejeżdżam w pobliżu PK 15, PK 21 - nawet mnie nie kusi żeby ich szukać. Napęd już wcale nie działa, ale za to po wjeździe do Rudzicy... wychodzi słońce... Pewnie skończyłyby się problemy z okularami, ale już wcześniej pogodziłem się z tym, że to na dziś koniec. Przed 10-tą (chyba) melduję się ku zaskoczeniu organizatorów w bazie.

Chłopaki zachęcają żeby został do jutra, albo choć do wieczora, lub przynajmniej do obiadu, ale nie mam chęci. Jestem zły, poza tym mam nadzieję wykorzystać ten dzień w inny sposób.

Jeszcze nie wiem, że droga samochodem to będzie prawdziwa męczarnia. Mimo 8 godzin snu w nocy, po drodze zasypiam. Kilka przerw na raptem godzinnej trasie - masakra. W domu wypijam kawę i... zapadam na kilka kolejnych godzin w głęboki sen. Budzę się... potwornie zmęczony. Ale po czym? Po 30km? Chyba trzeba na jakiś czas odpuścić kolejne starty... SKS - Starość, k...a, starość...


Wytrwać w biegu

Czwartek, 6 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Ciężki dzień. Dużo rzeczy do zrobienia, do załatwienia. W pracy, w domu... Do tego paskudna pogoda. O 16-tej przejaśnia się. Mimo, że planowałem coś jeszcze zrobić, wychodzę żeby zdążyć pobiegać zanim pogoda znów się zmieni. Nie udaje się, nim dojeżdżam do domu łapie mnie ulewa. Potem kolejny deszcz, wichura, grad... Po drodze do domu odbieram z paczkomatu książkę...

Wytrwać w biegu © djk71

Jeszcze nie wiem jak bardzo ten tytuł będzie mi dziś stawał przed oczami...

Udaje się wyjść dopiero około wpół do dziewiątej. Nie pada. Ubrałem się chyba zbyt optymistycznie. Jest chłodno. Biegnę i łatwo nie jest. Rundka wokół osiedla wydaje się być niesamowicie długa. Byle dobiec do końca. To co prawda nie jest cały zaplanowany na dziś trening, ale wytłumaczenia walą do głowy bez problemów: bo zimno, bo mokro, bo ciemno, bo późno, bo w weekend zawody rowerowe (które nijak się nie wpisują w plan biegowy), bo się muszę spakować, bo.... jeszcze wiele bym mógł znaleźć wymówek...

Dobiegam do domu i do głowy przychodzi tytuł książki... No dobra... jeszcze jedno kółko dam radę... Nie daję... To znaczy biegnę, ale znów jest ciężko... Trudno... po drugim skończę...

Skoro jednak przebiegłem dwa okrążenia, to trzecie przecież też dam radę... Skoro p. Ryszard dał radę przebiec 366 maratonów w 366 dni, to dlaczego ja płaczę nad sobą i nie potrafię zrobić krótkiego treningu... Potrafię. Spokojnie przebiegam trzecie kółko. Pewnie kolejne bym też przebiegł, bo połowa biegu siedzi w głowie... ale na dziś plan treningowy nie przewiduje więcej. Uff, kolejny trening zaliczony...

Jazda serwisowa

Środa, 5 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Rower odebrany z serwisu więc trzeba się chwilę przejechać i sprawdzić, czy wszystko ok. Niestety czas dopiero wieczorkiem więc nie będzie wycieczki tylko jazda testowa. Wychodzę z domu i pada. Trudno. Krótka rundka do Rokity. Wszystko ok - Galeria Rowerowa sprawiła się jak należy i do tego bardzo szybko mimo rozpoczynającego się sezonu i pewnie dziesiątek rowerów wyciągniętych świeżo z piwnic.

Bez muzyki

Wtorek, 4 kwietnia 2017 · Komentarze(3)
Rano budzę się zmęczony. Odpuszczam i przekładam trening na popołudnie. Po pracy przebieram się i do lasu. Z pośpiechu zapominam muzyki, zastanawiam się czy będzie różnica. Jest. Słyszę swój oddech. Za szybki i za głośny. :-)

Choć bez muzyki wyszło trochę szybciej niż z muzyką to różnica jest niewielka. Jednak będzie z muzyką, może tylko powinienem dobrać szybsze kawałki:-)

Wczoraj nasi chłopcy grali w Mysłowicach. Wygrali 42:19. Czemu to wspominam, bo okazało się, że jeśli wytrzymam w treningach do maratonu to będę biegł niecały kilometr od tej hali :)

Nasi w Mysłowicach © djk71

Targi, sokoły, lody

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(5)
Poranny bieg znów pod górki w lesie. Ale całkiem przyjemnie. Niezbyt szybko, ale od razu średni puls niższy.

Powrót do domu i wyjazd rodzinny na Targi Turystyczne do Katowic. Owocne - prawie 10kg map i przewodników - głównie rowerowych.
Były też inne atrakcje ;)

Nowe hobby? © djk71
Tu też się świetnie bawiliśmy © djk71

A wieczorem jeszcze wypad na lody - m.in. o smaku zasmażanego buraka :-)


Pod górkę

Sobota, 1 kwietnia 2017 · Komentarze(2)
Dziś było poranne bieganie. Po lesie więc pod górkę. Trudno, ale fajnie :-) W Holandii przy podobnym dystansie było 8m w górę, tutaj 120m. Od taki lasek mam pod domem :-)

Niestety pod koniec zaczęły mnie buty obcierać. Na szczęście udało się dobiec do domu. Tylko z jednym bąblem...




Podsumowanie za marzec

Piątek, 31 marca 2017 · Komentarze(7)
Rano nie potrafiłem się zwlec z łózka na basen. Postanowiłem to nadrobić po pracy - basen lub rower. Jednak obiad spowodował, że znów stałem się senny. Na szczęście w drodze do domu spotykam kumpla, który właśnie przywiózł ze sklepu nowiutki rower. Z konkretnymi oponami, coś dla Aramisów :-)

3.0 > 2.4 © djk71


Choć dla mnie trochę mały to musiałem zrobić rundkę.

Trochę za mały © djk71

Jak już zrobiłem to było tylko krótkie pytanie: Ile czasu potrzebujesz żeby się zebrać? Po pół godzinie już byliśmy w lesie. Krótka, ale sympatyczna przejażdżka. Dawno nie było okazji pogadać.

Ładny © djk71

A w lesie coś dziwnego robią... wygląda i brzmi jakby wpompowywali wodę...

Co oni robią? © djk71


Dobra, a teraz trudniejsze - podsumowanie za marzec (w drodze do październikowego maratonu).

Ogólnie:
- rower - 4 wyjazdy - 223,93 km - coś drgnęło, ale fakt, że to była pierwsza setka od... 1 czerwca to porażka :-(
- bieganie - 16 razy - 100,35 km - jest zgodnie z planem. Dystanse krótkie, ale jest regularność. Najlepszy był dylemat, czy w związku z limitem bagażu w samolocie brać buty do biegania, czy sweter - oczywiście wygrały buty :-)
- pływanie - 0 razy - 0 km - nie dlatego, że mi się znudziło, po prostu nie było kiedy. Mam nadzieję powrócić do tego w kwietniu.
Wzrost VO2 max z 39 do 40 - bardzo wolno w górę
Waga: -0,6 kg (-5,3 kg od początku) - niby odrobinę w dół, ale trzeba nad tym zacząć pracować skoro sama waga nie chce spadać...

W sumie coś się dzieje choć szału nie ma. Oby nie było gorzej :-)

Ortopeda i "Jestem inny, ale nie aż tak"

Czwartek, 30 marca 2017 · Komentarze(4)
O styczniowej kontuzji już zapomniałem. Wczoraj w pracy przypomniał mi o niej telefon - "Masz dziś wizytę u ortopedy!" Nie boli, ale skoro już się doczekałem to stwierdziłem, że pójdę na konsultację. Chyba niepotrzebnie... Werdykt, szczególnie w kwestii sportu, nie był zbyt ciekawy... Do tego nie stać mnie na zalecenia... (nowy samochód, nowy rower, nowe łóżko... ) :)

Starałem się to zignorować. ale coś tam zostało w głowie (no bo co jeśli lekarz ma rację?).

Wieczorem wyciągnąłem moją rodzinkę na spotkanie z Mariuszem Urbankiem zorganizowane przez rokitnicki Kartel Kulturalny. Tytuł spotkania to "Życie kołem się toczy".

Mnie jednak utkwił inny cytat z prezentacji Mariusza i jego przyjaciół: "Jestem inny, ale nie aż tak". Bo każdy jest jest na swój sposób inny (choć nie każdy chce się do tego przyznać) i... dobrze, tylko nie należy  robić z tego problemu... trzeba z tym żyć... Najlepiej jak się da :-)



Spotkanie z Mariuszem było niesamowite, miało się wrażenie, że zarówno jego, jak i jego towarzyszy znamy wszyscy od lat...

Spotkanie z Mariuszem © Kartel Kulturalny

Spotkaniu towarzyszyła wystawa zdjęć (momentami ruchomych :-) )

Jedno ze zdjęć z wystawy © djk71

Fantastycznie spędzone dwie godziny, niesamowicie naładowane baterie... efekt.... dziś rano oczywiście poszedłem biegać...

Więc zdjęć w relacji Łukasza...


Jasno, ciepło i w lesie

Wtorek, 28 marca 2017 · Komentarze(7)
Jak to miło wrócić z pracy i nie dość, że jest ciepło to jeszcze do tego jasno. Przebieram się i do lasu. Niestety wszystkie drogi i przy lesie i w lesie strasznie rozjeżdżone ciężkim sprzętem (czyżby coś wycinali?). Miejscami biegnie się fatalnie. Do tego kilka pagórków i weekendowe zmęczenie, które mimo dnia odpoczynku jeszcze nie minęło.

Niezbyt szybko, ale spoko. Kolejny trening zaliczony z uśmiechem na ustach. Wciąż widzę cel. I wciąż widzę, że jest realny.
Brak mi tylko przy tym wszystkim czasu na rower, ale może skończą się delegacje to jakoś się znów uda pokręcić.

W sumie to szkoda, że się skończą, bo do Holandii wróciłbym na dłużej... Lub chociaż tutaj...

Katedra w Limburgu © djk71
Kamieniczki © djk71

Firmowo na Ankę

Niedziela, 26 marca 2017 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Niedzielny poranek, odpocząłem nieco po wczorajszym biegu, a tu przede mną (i kilkunastoma innymi osobami) kolejne wyzwanie. W czerwcu planujemy długi wyjazd firmowy, więc czas najwyższy wziąć się za treningi. Na początek Góra św. Anny. Poranny mróz nie zachęca do wyjścia z domu, ale co zrobić jak już się umówiliśmy.

Kiedy dojeżdżam do firmy czeka tam już kilka osób, po chwili dojeżdżają kolejne. Kolejne kilka dołączy po drodze. W sumie pojedzie 17 osób. Na starcie temperatura poniżej 3 stopni.

Ruszamy głównymi ulicami, nie lubię tego, ale w niedzielny poranek nie jest najgorzej. W Bojszowie pałeczkę przewodnika przejmuje Tomek B. więc my z Darkiem mamy wolne :-) No prawie... :-) Ja staram się zamykać grupę, Amiga jedzie z przodu grupy.

Tomek postanawia pokazać nam ruiny obozu koncentracyjnego w Blachowni. Jestem tu po raz pierwszy. Jak zawsze takie miejsca skłaniają do chwili refleksji...

Na terenie obozu © djk71


Wjeżdżamy na teren obozu © djk71
Krematorium © djk71

Po chwili ruszamy dalej. Jedzie się sympatycznie tyle, że wiatr dość mocno daje w kość.

Na szczęście cała ekipa bez problemów podjeżdża na Annaberg.

Postanawiamy coś zjeść. Myślałem, że usiądziemy na dworze, ale ekipa spina rowery i wchodzimy do środka restauracji. I to było chyba nasze szczęście bo spędzamy tam chyba z dwie godziny. Smacznie, ale okropnie długo. Mieliśmy jeszcze chęć na kawę, ale jak wyobraziliśmy sobie kolejne godziny oczekiwania to odpuściliśmy. 

Wjechać było prosto, ale spiąć rowery © djk71

Pamiątkowe zdjęcie i pora wracać... Po raz pierwszy chyba nie zaliczam ani klasztoru, ani pomnika, ani amfiteatru. Wizyta w restauracji zajęła zbyt dużo czasu.

Daliśmy radę © djk71

Na zjeździe Kasia gwałtownie hamuje. Myślałem, że jakaś awaria. Co się stało? - wołam. Nie włączyłam Endo! :) No tak, to po co jechać :-)

Powrót do domu najkrótszą drogą, bo zrobiło się późno, a do tego wszyscy zaczynamy chyba czuć zmęczenie. I to dobrze, bo znaczy to tylko, że trzeba się wziąć do roboty i zacząć trenować na poważnie. Do wyjazdu tylko 2 miesiące.

Po drodze krótka przerwa na niewielkim i zniszczonym cmentarzu żydowskim.

Na cmentarzu © djk71
Na cmentarzu © djk71

Chwila oddechu i jedziemy dalej.

Tak będę siedziała © djk71

Wszystkim Wam zrobię zdjęcie © djk71

Nieco dalej zrywam szprychę. Koło krzywe, ale może jakoś dojadę do domu.

Zerwana szprycha © djk71


Im bliżej Gliwic, tym grupa mniej liczna. Ludzie powoli odbijają w stronę domów. Pod firmę dojeżdżamy w czwórkę.
O ile dotąd czułem tylko cztery litery, to ostatnie kilkanaście km sprawia, że pod domem czuję wszystko.

Tak to jest jak się nie jeździ. To najdłuższy wyjazd od... 1 czerwca ubiegłego roku i objazdu jeziora Garda. Wstyd, hańba i wstyd jak śpiewa Kult.

Dzięki wszystkim za świetne towarzystwo, humory dopisywały, a to najważniejsze i... do następnego wyjazdu. Jakieś propozycje trasy?