Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2019

Dystans całkowity:552.64 km (w terenie 10.50 km; 1.90%)
Czas w ruchu:45:26
Średnia prędkość:13.56 km/h
Maksymalna prędkość:61.20 km/h
Suma podjazdów:4934 m
Maks. tętno maksymalne:192 (94 %)
Maks. tętno średnie:177 (87 %)
Suma kalorii:25693 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:22.11 km i 1h 22m
Więcej statystyk

Cisza jak ta

Piątek, 14 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Nie pamiętam już kiedy, kilka lat temu zupełnym przypadkiem trafiłem w sieci na zespół Cisza Jak Ta. Dziwny, magiczny i choć słucham poezji od kilkudziesięciu lat (Boże, jaki już stary jestem) to zupełnie mi nie znany. Jeden kawałek, drugi, trzeci i... zespół na stałe zagościł na liście ulubionych. W towarzystwie co najmniej ciekawym, bo między rockowymi kawałkami z lat 80-tych, punkowym no future, skinowskim Oi, metalowymi gitarami i całą masą mniej lub bardziej dziwnych zespołów.

Kiedy kilka dni temu, po raz kolejny zespół umilał mi czas, postanowiłem sprawdzić, czy nie grają gdzieś w okolicy, bo chętnie bym ich zobaczył w końcu na żywo. I... okazało się, że to i owszem, całkiem blisko, bo w Rudzie i to dziś. Szybka rezerwacja biletów i pojawiliśmy się w oryginalnym miejscu, do którego chyba nikt nie trafia przypadkiem. Violinowa Gospoda - lokal ukryty między blokami, w budynku... no właśnie... ciekawe co tu kiedyś było. Dom kultury? Świetlica? Nie wiem, ale miejscówka intrygująca. W środku ok. stu osób. Dużo i mało - mniej więcej tyle ile miejsc przy stołach.

Mimo wielu dźwięków... cisza © djk71


Zaczyna się koncert i... nie ma mnie. Od pierwszego utworu przeniosłem się wstecz. Do czasów kiedy takie koncerty były na porządku dziennym, a czasem nocnym. Nie ważne kto grał, liczyła się muzyka,a przede wszystkim słowa, teksty i klimat. To wszystko było dziś tutaj. Fantastyczne dźwięki instrumentów przypominające mi klimaty z ognisk, chatek studenckich, małych, kameralnych klubów, czy w końcu przypominające mi dzień kiedy za pieniądze przeznaczone na spodnie kupiłem sobie w tajemnicy przed rodzicami gitarę... Do tego teksty zarówno te własne, jak i autorstwa największych polskich (i nie tylko) poetów. Każdy kolejny utwór przywodził na myśl momenty z przeszłości, te kiedy człowiek potrafił cieszyć się z wszystkiego, kiedy miał czas dla innych, a oni mieli czas dla niego. Czasem trzeba było się zastanowić nawet tym jak jest, albo... jak to się wszystko skończy... To było niesamowite przeżycie... Szkoda tylko, że po dwóch godzinach się skończyło. Myślę, że spokojnie mogło być trwać kolejne dwie, a i to pewnie by było mało.


Szczerze mówiąc u mnie koncert trwa dalej... W słuchawkach, ale zawsze to coś... Nie chcę tego przerywać... Chcę tu pozostać... W tym klimacie... Z dala od obecnego świata... Już na zawsze....



Cisza jak ta i Mad Max

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Po pracy krótka wizyta w siłowni. W sali kinowej przyjemny chłód więc bieżnia. Na ekranie Mad Max: Na tropie gniewu. Jakoś mi nie podeszło więc słuchawki na uszy i dla odmiany: Cisza jak ta. Nie komponowało się to wszystko ze sobą, ale 4 km wytrzymałem. Mimo kilmy pot lał się ze mnie ciurkiem.


Poranne pływanie

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Przed pracą krótka wizyta na basenie. Sami emeryci i ja. To, że emeryci to nic dziwnego - od 6 do 8 mają tańszy basen. To, że ja to ciąg dalszy walki o systematyczne wizyty na basenie :-)

Nawet wieczorem za ciepło

Środa, 12 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Od tygodnia nie przebiegłem ani kilometra. Było co prawda kręcenie. Nawet sporo kręcenia, ale to nie to samo. Po powrocie z wyjazdu czułem zmęczenie, a pogoda nie ułatwiała podjęcia decyzji o wyjściu na truchtanie. Dziś też gorąc nie do wytrzymania.

Krótko przed dziewiątą wieczorem decyduję się spróbować. Temperatura wciąż blisko 27 stopni. Truchtam powoli i jakoś idzie. Nawet mam wrażenie, że jest lepiej niż jak się stoi, bo chociaż jakiś wiaterek się tworzy w trakcie biegu.

W sumie piątka minęła łatwiej niż się spodziewałem, ale sobotniej połówki wciąż nie widzę.

W drodze... do pracy

Poniedziałek, 10 czerwca 2019 · Komentarze(4)
Wczoraj wracając z Morska przejeżdżaliśmy prawie obok mojego osiedla. Stwierdziłem, że wystarczy i zamiast jechać do Gliwic po auto zakończyłem wycieczkę.
W efekcie dziś do pracy rowerem. Spokojnym tempem żebym się za bardzo nie spocił podziwiałem krajobrazy Śląska o poranku.

W drodze do pracy © djk71


Powrót z imprezy integracyjnej

Niedziela, 9 czerwca 2019 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po wczorajszej trasie z Krakowa do Morska i wieczornej imprezie zastanawiałem się ile osób zdecyduje się na powrót rowerem.
Miałem nadzieję, że zregenerujemy się w wodzie, ale nie udało się.

Nici z kąpieli © djk71

Rano po śniadanku przejechaliśmy z hotelu do bazy gdzie czekały na nas kolejne atrakcje. Zjazd po stoku narciarskim bez kasku i z telefonem na tyłku lekko obudził każdego :-) Opuszczane siodełko w takich momentach się sprawdza :-)

Na miejscu część poszła się wspinać, część uprawiała smażing, a ja spróbowałem jogi. Podobało mi się. :-)

Mój pierwszy raz na jodze © djk71


Po obiedzie ciężko było nam się zebrać, ale w końcu ośmiu najwytrwalszych stanęło na starcie :-)
Warto wspomnieć, że dwie osoby ruszyły wcześniej. Więc wariatów była dziesiątka :-)

Czas ruszać © djk71

Jako, że w pośpiechu nie zdążyłem w piątek zaplanować drogi powrotnej i wgrać jej do nawigacji to... dziś miałem wolne :-) Jechałem za Andrzejem, który coś przygotował. Niestety nawigację miał w telefonie, w kieszeni więc mieliśmy kilka korekt jak za bardzo się rozpędziliśmy.

Wszyscy są? © djk71

Po drodze przypomniały mi się miejsca z jakiś zawodów.

Już tu kiedyś byłem © djk71

Ciepło nie pomagało, ale dawaliśmy radę. Jak chłopcy się rozpędzili to nie było nawet czasu stanąć żeby zrobić zdjęcia, a przejeżdżaliśmy obok ciekawych punktów.

Źródła Warty © djk71

Trochę asfaltem, trochę terenem.

Z dala od asfaltu © djk71

Podjazdów też nie brakowało.

Chyba lekko pod górkę © djk71

Przed Pogorią zatrzymaliśmy uzupełnić płyny, a przy okazji wciągnęliśmy pierogi i naleśniki. Chwilę nam to zajęło.
Mieliśmy też okazję zobaczyć czym miejscowi przyjeżdżają po jedzenie.

A może takim zamiast roweru? © djk71

Tuż po przerwie Andrzej łapie gumę. Marcin zostaje z nim, a my ruszamy dalej. Wiemy, że nas dogonią ;-)

Jest i Pogoria © djk71

Kolejny teren i kolejne podjazdy.

W końcu jakiś podjazd © djk71

Po wczorajszej trasie to jednak żaden problem.

Co tam dla nas taki podjazd :-) © djk71

Ekipa podjeżdża z uśmiechem na ustach.

Z uśmiechem na twarzy © djk71

Wszyscy zadowoleni.

Jest ok :-) © djk71

Coraz bliżej domu. Rogoźnik, Bobrowniki, Dobieszowice. Wieże Bazyliki Piekarskiej mówią, że już naprawdę blisko domu.

Piekary, czyli do już blisko © djk71

Jeszcze tylko krótki postój "Pod Dębem" na uzupełnienie płynów (tym razem wewnątrz, bo komary chcą zjeść żywcem).

Do czego to służyło? © djk71

I czas się powoli żegnać. Z Marcinem ruszamy drogą w stronę Helenki, a reszta lasami do Gliwic. Po chwili ja skręcam do domu, a mój towarzysz rusza na osatatni odcinek siebie.

Udany dzień, fajny powrót, kilka dróg i ścieżek, których wcześniej nie znałem, a mogą się przydać.

Wyjazd integracyjny Morsko

Sobota, 8 czerwca 2019 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Szósty duży firmowy wyjazd integracyjny. Tym razem grupa nieco mniejsza, bo ekipa jest podzielona na trzy lokalizacje. Największa grupa rowerowa jedzie do Morska. Około 40 osób, około bo do samego końca się to zmieniało. Kontuzje, sprawy losowe, do tego część jedzie tylko kawałek, ktoś dołącza na trasie... Ale w sumie ponad 40 osób było z nami na trasie... z Krakowa do Morska. Tym razem nieco inaczej niż zwykle, bo zawsze startowaliśmy spod firmy. Dziś też tu się spotkaliśmy, ale przetransportowano nas do Krakowa i stamtąd ruszymy podziwiać jurajskie krajobrazy.

Etisoft Bike Team © djk71

Dopasowane kolorystycznie © djk71

Wcześniej jednak trzeba było wszystko ogarnąć w Gliwicach.

Co jeszcze trzeba ogarnąć? © djk71

Łatwo nie było, każdy chciał np. ciągnąć przyczepkę z rowerami.

A może dam radę sam pociągnąć © djk71

Nie zapomnieć bananów © djk71

W końcu ruszyliśmy.

Część rowerów jedzie na przyczepce © djk71

Sprawnie przetransportowaliśmy się do Krakowa i można było ruszyć na trasę.

Etisoft Bike Team gotowy do startu :-) © djk71


Dwie grupy, moja ruszyła pierwsza. Od samego początku ciepło, ale ekipa trzymała równe tempo.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo © djk71

Pierwszy postój oczywiście w Dolinie Mnikowskiej. Rzut oka na Matkę Boską.

Tu musieliśmy się zatrzymać © djk71

Pierwszy szybki popas. Pierwsze pryskanie się środkami przeciw komarom ;-)

Jemy, pijemy i psikamy się © djk71

Ruszamy dalej. Zaczynają się podjazdy, słoneczko wciąż nas bardzo lubi :-)
Pierwsza awaria, Olo łapię gumę.

Mamy awarię © djk71

Postój przy Brandysówce. Uzupełnienie płynów i kalorii, jest piwo bezalkoholowe...

Piwo zero jest ok © djk71

Ktoś nas pilnuje © djk71

Kiedy kończymy przerwę dojeżdża do nas druga grupa. Żeby nie robić tłoku, robimy im miejsce i ruszamy. Przed nami najbardziej stromy podjazd, trochę się go obawiam. Jak się okazuje niepotrzebnie. Wszyscy ruszają ostro pod górę. Każdy swoim tempem, ale każdy bez problemu podjeżdża. Myślałem, ze na szczycie wszyscy będą łapali oddech i odpoczywali, a tu zaskoczenie - od razu ruszyli dalej. Kilka kolejnych podjazdów i zmierzamy w stronę Ojcowa.

Najlepsza ekipa © djk71

Jest pięknie.

Zamek w Ojcowie © djk71

Po chwili dołącza do nas ekipa krakowska.

Kraków się melduje © djk71

Są też dwie dodatkowe osoby z Gliwic. Uzupełniamy zapasy i jedziemy dalej.

Mijamy kościół na wodzie.

Mijamy kościółek na wodzie © djk71

Większość osób wzrusza się przy Maczudze Herkulesa - byłem tu ostatnio... w szkole :-)

Maczuga Herkulesa © djk71

Rzut oka na Zamek w Pieskowej Skale.

Pieskowa Skała © djk71

Teraz przed nami najbardziej niewdzięczny odcinek. Długo po asfalcie i pod górkę. Dystans, który mamy już za sobą, słońce, ciepło bijące od asfaltu dają nam popalić. Zatrzymujemy się na przystanku korzystając z cienia.

Na przystanku też można odpocząć © djk71

Niektórzy chłodzą się czym mogą... Pomaga.

Od razu chłodniej © djk71

Udaje się bez problemu dotrzeć na obiad do Rabsztyna.

A tu prawdziwa uczta. Żurek, pierogi, placki po węgiersku... Potrzebowaliśmy tego. Do tego pyszne ciasta i napoje.
Kiedy kończymy dojeżdża druga grupa. Czas się zebrać.

Niestety początek to kolejny stromy podjazd. Nie jest to to czego oczekiwaliśmy po sytym obiedzie :-)

Ciężko się podjeżdżą po obiedzie © djk71

Udaje się jednak podjechać...
Ewentualnie podprowadzić  rower :-)

Czas na spacer © djk71

Udaje się też podjechać na Czubatkę - punkt widokowy na Pustynię Błędowską.

Za nami Pustynia Błędowska © djk71

Po kolejnej krótkiej przerwie ruszamy dalej. Zmęczenie zaczyna dawać znać o sobie, szczególnie, że wciąż nie jest płasko. Kwaśniów Górny też daje w kość.

Aż się kurzy za nimi © djk71

Droga do zamku w Ogrodzieńcu, mimo że też nie jest łatwa mija nam w miarę szybko. Szczególnie, że wspieramy się wzajemni jak możemy ;-)

Może kwiatek poprawi Ci humor © djk71

Podzamcze to chwila przerwy na lody i ostatnie zakupy. Do mety zostało nam 15 km. Już wiemy, że damy radę.

Ruiny w Ogrodzieńcu © djk71

A wielbłąd leży © djk71

Krótko przed zjazdem w teren w stronę Okiennika spotykamy nasz samochód serwisowy. Jaka miła niespodzianka. Wszyscy rzucają rowery, nie patrząc, że zajmujemy część jezdni i korzystają z zapasów z bagażnika.

Jest ok, damy radę © djk71

Chwilę później ruszamy na ostatni odcinek trasy. Kilka minut po dziewiętnastej docieramy do mety. Chwile później dociera druga grupa. Mimo, że zmęczeni to wszyscy, chyba bez wyjątku, są uśmiechnięci i zadowoleni. Szybki prysznic, zmiana i ciuchów i ruszamy na kolację i wieczór integracyjny.

Wspaniały dzień w super towarzystwie. Po raz kolejny cała ekipa pokazała, że chcieć to móc. Brawa dla wszystkich.

BTW: Kiedy my kręciliśmy do Morska, to kolejne 11 osób z firmy kręciło na spotkanie w Wiśle. Brawa również dla nich.

Niektórzy w tym czasie pojechali do Wisły © djk71



Poranna kąpiel

Piątek, 7 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Krótka poranna wizyta na basenie. Jak zwykle bez szału, ale mi się podobało. Chyba coraz bardziej oswajam się z wodą. Zobaczymy jak długo uda się regularnie tu zaglądać.

Jazda serwisowa

Czwartek, 6 czerwca 2019 · Komentarze(0)
W weekend wyjazd firmowy więc trzeba było sprawdzić czy wszystko działa w rowerze. Krótkie czyszczenie, przegląd i rundka po okolicy. Trochę asfaltu, trochę terenu, m.in. sprawdzić jak wygląda Leśna - o dziwo sucha. Skoro jestem już tak daleko to postanawiam zawrócić w Żernikach. Przejeżdżając obok hotelu spotykam znajomych, co prawda nie moich biegowych kompanów, ale również goście z jednego z naszych oddziałów. Chwila pogawędki, ale trzeba uciekać bo raz, że komary tną jak szalone, a dwa grzmi i chmurzy się.
Bez większych kombinacji w asyście grzmotów i błysków jadę do domu. Rzut oka na reklamę w Mikulczycach. Mnie się podoba, szkoda tylko, że tak szybko uległa warunkom pogodowym :-(

Mnie się podoba © djk71

Krótka rundka, ale wystarczająca żeby się trochę zmęczyć. Ciężko widzę ten weekend, tym bardziej, że ma być ciepło. Miejmy nadzieję, że jednak jakoś damy radę :)

Trochę w deszczu

Środa, 5 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Rano był basen z synem, pod wieczór powtórka wczorajszego biegu. Dokładniej bieg w tym samym towarzystwie i w tej samej okolicy. Dystans o dwa kilometry dłuższy i tempo wciąż konwersacyjne, ale o pół minuty/kilometr szybsze. I temperatura znośniejsza, a z atrakcji deszczyk, momentami nawet uczciwy. Nie specjalnie nam jednak przeszkadzał.
Sympatyczna przebieżka w miłym towarzystwie.