Wygrywam 14:2. Prezent na dzień ojca? ;)

Wtorek, 23 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Po powrocie na siłownię graliśmy z synem trzykrotnie w ping ponga. I trzy raz mnie ograł (4:5, 6:7 i ostatnio 10:12 w setach). Wcześniej zdarzało się to sporadycznie, a teraz... Czyli albo On jest coraz lepszy, albo ja coraz słabszy... :)

Dziś się odkułem - 14:2 :-) No chyba, że to był prezent na Dzień Ojca... :-) Chociaż w sumie chyba nie, bo prezent dostałem oddzielnie ;-)

Na więcej dziś nie starczyło czasu...  Trzeba było wrócić do domu na transmisję meczu.

Powoli na bieżni

Poniedziałek, 22 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Dziś pogoda mnie w konia zrobiła. Zgodnie z planem padało. Padało, ale tylko do momentu kiedy wszedłem na siłownię. Potem przestało, ale ja już byłem przebrany. W efekcie zamiast biegania na powietrzu dusiłem się pod dachem.

I to dusiłem prawie dosłownie... Nie dość, że klima była wyłączona, to jeszcze bieżnia bez nawiewu.
I choć biegło mi się całkiem fajnie to z każdym kolejnym kilometrem byłem coraz bardziej mokry.

W pewnym momencie koszulka była tak mokra i ciężka, że miałem wrażenie, że biegnę z plecakiem.

Biegłem wolno, ale i tak się zmęczyłem... W sumie skończyłem wcześniej niż planowałem. Trochę źle, ale ogólnie czułem, że było uczciwie.

Powoli do... celu... © djk71

Grunt to wrócić do regularności i... powoli do celu...

10:12 czyli 120 pompek

Niedziela, 21 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Wczoraj było bieganie, czyli dziś miała być siła.
Zaczęliśmy od rozgrzewki przy stole do ping ponga. Szło nieźle, bo wygrywałem 8:3.


Sprzęt gotowy © djk71

Igor chyba wpadł jednak na pomysł, że weźmie mnie zmęczeniem i... udało Mu się.
Ostatecznie przegrałem 10:12. :) Czyli 120 pompek moje :-)

Reszta ćwiczeń już na pełnym zmęczeniu. Trzeba było skończyć na 8:3 :)

Rockowa bieżnia

Sobota, 20 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Po ping pongu bieżnia w rockowych klimatach.
Klima jest chyba wyłączona, bo pociłem się jak diabli.
Ale biegało się przyjemnie :-) Udało się zrobić to co chciałem.

Ping Pong 6:7

Sobota, 20 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Ciężki i mało aktywny tydzień za mną. Dziś wyjście z synem na siłownię.
Na początek rozgrzewka przy stole tenisowym. Dobrze szło, ale Młody gra coraz lepiej. Ostatecznie przegrałem 6:7. Kosztowało mnie to 70 pompek... :-)

Zmęczony na siłowni

Wtorek, 16 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Wciąż nie potrafię odpocząć po powrocie do domu. Nie wiem, czy trzyma mnie jeszcze zmęczenie po Rzeźniczku, czy to zmiana klimatu... Mógłbym spać non stop.

Wczoraj spanie wygrało z siłownią. Dziś udało się pójść, ale raz, że późno, dwa sił zero. Trochę zabawy na airbike, trochę na schcodach...  Słabo.

ARBUZ #003, czyli co jest najważniejsze

Poniedziałek, 15 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Po powrocie z bieszczadzkiej krainy czas na szarą codzienność. Wracamy do projektu ARBUZ :)
Dziś mało czasu więc dwie ulice stosunkowo niedaleko domu.

Zaczynamy od Rokitnicy. I tu od razu niespodzianki...

ul. gen. Władysława Andresa

Zabrze - Andersa - co jest najważniejsze? © djk71
Wiecie kto to powiedział? Jeśli nie to poczytajcie dalej...

Andersa to spokojna uliczka, trochę bloków....

Zabrze - Andersa - Kolorowe bloki © djk71

Zabrze - Andersa - Kolorowe bloki © djk71

Trochę innej zabudowy.

Zabrze - Andersa - domki © djk71

Zabrze - Andersa - zabudowa jest tu różnorodna © djk71

Ulica jest najbardziej chyba znana z popularnej "czwórki', czyli IV Liceum Ogólnokształcącego

Zabrze - Andersa - Czwarte liceum ogólnokształcące... jak to ktoś śpiewał... © djk71

Za to mało kto wie, że znajduje się tutaj...

Zabrze - Andersa - Centrum Szensztackie © djk71

Dziś nie wchodziłem do środka, zerknąłem tylko przez bramę...

Zabrze - Andersa - Centrum Szensztackie © djk71

Jeśli ktoś chce się więcej dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu i o Sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej, Matki Jedności, w Rokitnicy to zapraszam np. tutaj: https://szensztatrokitnica.pl.tl/Sanktuarium.htm. Tam też można znaleźć więcej zdjęć tego miejsca.

A na murach...

Zabrze - Andersa - Na ścianie Szensztatu © djk71

To ponoć autor słów z pierwszego zdjęcia :-)

ul. Anyżowa
Jedna z nowych uliczek między Mikulczycami, a Osiedlem Kopernika (a może jeszcze w Mikulczycach).
Anyżu nie znalazłem. Asfaltu jeszcze też nie położyli.

Zabrze - Anyżowa © djk71

I tyle na dziś ;-)

*) Co to jest ARBUZ? Poczytaj tutaj :-)

Rozruch po Rzeźniczku

Sobota, 13 czerwca 2020 · Komentarze(1)
Po wczorajszym starcie czułem się nadzwyczaj dobrze.

Przy wieczornym ognisku postanawiamy wybrać się rano na Tarnicę. Niestety rano życie weryfikuje nasze plany. Oboje mamy jeszcze mokre buty, a te które nam zostały nie nadają się do wyjścia w góry (ja wiem, że można w klapkach, ale jakoś nie zdecydowaliśmy się).

Zmieniamy plany. Wsiadamy w auto i jedziemy do Lutowisk zobaczyć, czy zapamiętane z wcześniejszych wizyt arboretum jeszcze istnieje.
Istnieje. Ruszamy dydaktyczną ścieżka na spacer.

Patrzy na mnie jakoś dziwnie © djk71

Obowiązkowo zaliczamy będący na jej trasie kirkut.

Kirkut w Lutowiskach © djk71

Podziwiamy panoramę Bieszczad.

Z widokiem na góry © djk71

Obserwujemy przyrodę.

Ptaszek © djk71

Niestety w pewnym momencie ścieżka proponuje nam błotnisty odcinek, odpuszczamy.

Chrystus Frasobliwy © djk71

Skracamy trasę i wracamy do Lutowisk.

Kościół w Lutowiskach © djk71

Po chwili ruszamy już samochodem na objazd okolicy.
Wpadamy do Ustrzyk Dolnych.

W Ustrzykach Dolnych © djk71

Trochę wspomnień, trochę rozpusty (kawa, lody, szarlotka…) i… olbrzymi ruch… Chyba wszyscy rzucili wszystko i przyjechali w Bieszczady.

Miejsce na rower? © djk71

W knajpach kolejki, aż na zewnątrz. Nam na szczęście, dzięki rekomendacjom, udaje się trafić na prawie zupełnie puste miejsce z super jedzeniem :-)

Schronisko © djk71

Jeszcze wieczorna integracja i… juro czas wracać do domu.

Potrzebny był mi taki reset. Choć oczywiście szkoda, że tak krótki.

Rzeźniczek

Piątek, 12 czerwca 2020 · Komentarze(1)
Z wiadomych powodów większość imprez biegowych została odwołana lub przeniesiona na okres jesienny. Z biegami odbywającymi się w ramach Festiwalu Rzeźnika można było zrobić podobnie. I część naszej ekipy przeniosła swoje starty na przyszły rok. Ja przegapiłem krótki okres kiedy można było to zrobić. Gapiostwo kosztuje - muszę wystartować w tym roku.

Mimo, że od początku wybrałem stosunkowo krótką trasę - Rzeźniczka - w tym roku ok. 26 km długości i ok. 1000 m przewyższeń to się trochę boję. W kwietniu biegałem dwa razy, w maju trzy… i to głównie po płaskim i na znacznie krótszych dystansach.

Jest i medal :-) © djk71


Formuła wszystkich biegów też nieco inna. Startujemy i kończymy w Cisnej. I choć jest pomiar czasu to każdy startuje o innej godzinie w okresie od 6 do 14 czerwca - można sobie wybrać dowolny dzień. Wszystko to trzeba było wcześniej zadeklarować w swoim panelu uczestnika. Ja wybrałem start w piątek o godz. 9:00.

Pakuję się już dzień wcześniej, jak zawsze dylematy: co zabrać na trasę, ile jedzenia, ile picia. Tym razem jest to o tyle ważne, że na trasie nie będzie bufetów, chyba że ktoś sobie sam zorganizuje. Taki właśnie plan mają koleżanki, z którymi dzielimy domek. Ich mężowie mają pojawić się tuż przed początkiem najtrudniejszego odcinka. Jest szansa, że i ja na tym skorzystam. :)

W nocy i nad ranem strasznie leje. Dźwięki deszczu uderzającego z ogromną siłą w dachy domków nie działają motywująco. Na szczęście rano przestaje padać i… zapowiada się ciepły, słoneczny dzień.

Śniadanko, toaleta i ruszam do Cisnej. Jadę sam, bo bez sensu żeby Anetka czekała kilka godzin na mecie. Znajomi startują pół godziny po mnie więc też mają jeszcze trochę czasu.
Jak zawsze dojeżdżam na start trochę wcześniej - wole mieć chwile czasu w zapasie niż się stresować, że nie zdążę. Okazuje się, że tym razem nie ma to żadnego znaczenie, bo kiedy wchodzę do strefy startowej okazuje się, że mogę już biec mimo, że jestem dwadzieścia minut przed czasem. No tak, przy przydzielaniu czasów chodziło głownie o to, aby nie było tłoku na starcie.

Ruszam…. Od razu po błocie i… po jakiś 200 m pierwsza niespodzianka… przeprawa przez rzekę…

Gdyby był niższy poziom wody byłoby na sucho © djk71

Biegnąc za innymi staję przed wąskim betonowym przejściem gdzie nogi zamaczam tylko do kostki :-) lub mogę przejść obok na szerszą drogą z linką do asekuracji i moczeniem nóg co najmniej do kolan ;) Z rozpędu wybieram pierwszą wersję i.. To nie jest coś co lubię… boję się, że za chwilę z tego spadnę i wykąpię się cały. Szczęśliwie udaje się dotrzeć na drugi brzeg bez przygód.

Tylko… teraz przede mną 26 km biegu w zupełnie mokrych butach… Tego się nie spodziewałem i nie ukrywam, że nieco się boję jak zareagują na to moje stopy.
Po chwili okazuje się, że to nie koniec atrakcji. Od razu zaczyna się podbieg (podejście) z pięknym błotem. :-) W ruch idą kije. Po jakimś kilometrze walki z brązowym…. sami wiecie czym wybiegamy na szeroką szutrówkę.

Szeroka szutrówka © djk71


Czuję jakiś podstęp, ale korzystam z tego co jest i biegnę. Pamiętając, że przede mną jeszcze najtrudniejsze odcinki staram się oszczędzać siły. Tag gdzie jest w miarę łatwo truchtam, a jak zaczyna się pod górkę to przechodzę do marszu. Tłumaczę to rozsądnym podejściem do startu (a nie brakiem kondycji ;) ).

Póki co jest spoko © djk71

Szutrówka ciągnie się wyjątkowo długo. Mam podejrzenie, że tak być może nawet do początku trasy na Fereczatą. I… nie mylę się. Za to mylne były moje nadzieje na spotkanie organizowanego przez znajomych bufetu. Wiem, że mieli mieć colę i choć zwykle jej nie lubię to tutaj biegłem z myślą, że przed najtrudniejszym odcinkiem nie tylko się jej napiję, ale również wleję sobie trochę do soft flaska.

Niestety okazało się, że dotarłem do miejsca spotkania zbyt wcześnie… Czuję lekkie rozczarowanie :-( Nic to, trzeba zacząć wspinaczkę bez kofeiny. Łatwo nie jest, ale nie daję się. Wiem, że ten odcinek jest stromy, ale… kiedyś się skończy :-)

Kiedy docieram do pierwszego szczytu czuję lekkie zmęczenie, ale jestem zaskoczony, że poszło tak szybko.

Pięknie tu © djk71

Za mną już ponad połowa trasy. Cały czas czekam kiedy dogoni mnie ekipa, w której biegnie Magda z Asią i Piotrkiem. Póki co mam od startu motywację żeby uciekać im tak długo jak tylko się da…. Oprócz nich goni mnie jeszcze Adam z Anetą i drugim Piotrem. W sumie to spodziewam się, że to oni pierwsi mnie dogonią. Pytanie tylko kiedy.



Róbmy sobie zdjęcia © djk71

Znów można biec, a przynajmniej próbować, bo łatwe to nie jest. Błoto skutecznie zniechęca do zbyt szybkiego szarżowania.

Jaki kolor miały buty? © djk71

Co chwilę ktoś wywija orła. Do tego na trasie sporo ludzi w obie strony (trasy różnych biegów się tu krzyżują, łączą), oprócz biegaczy są też turyści choć Ci stanowią akurat niewielki procent spotkanych miłośników błota.
W sumie to trochę dziwne, że jest tylu biegaczy mimo, że starty były rozłożone na cały tydzień, a część zawodników przepisała się na przyszły rok.

Tak, czy inaczej gdzie się dato biegnę. Nie wszędzie się da bo czasem jest po prostu niebezpiecznie, a czasem błoto wciąga tak mocno, że trzeba sprawdzać czy but jeszcze na nodze, czy ugrzązł gdzieś za nami…

Trochę błotniście © djk71


Póki co nie jest też zupełnie płasko, co chwilę kolejne podbiegi i kolejne szczyty… Okrąglik, Wielkie Jasło, Małe Jasło...

Jeszcze trochę przede mną © djk71

W pewnym momencie czuję już silne zmęczenie… zaczynam mieć dość podbiegów…

Jeszcze trochę © djk71


Na szczęście to już był chyba ostatni….

Jest nieźle © djk71

Teraz zbieg do szutrówki, a kawałek dalej ostatnia już walka z błotem…

Jakieś 500 m przed metą dogania mnie Piotr, czyli jednak… a już miałem nadzieję, być na mecie przed resztą (i co z tego, że miałem handicap na starcie :-) ). Pozostało mi walczyć żeby już nikt inny z naszej ekipy mnie nie dogonił :-)

I na deser przeprawa przez rzekę. Tym razem nikomu ona nie przeszkadza. Zaraz meta, a tu jest okazja nie tylko chłodzić nogi, ale też opłukać choć trochę buty.

Czyszczenie butów © djk71

O ile to pierwsze się udaje to świeżo opłukane obuwie po chwili ląduje w kolejnej porcji błota na końcowym odcinku do mety.

Jest meta. Zrobiłem to! :-) Zmęczony, ale szczęśliwy. 4:59:58.

Zrobiłem to! © djk71

Po chwili przybiega Aneta.

Jest i Aneta :-) © djk71

Oddajemy czipy, bierzemy po piwie (na szczęście jest wersja zero) i… koniec imprezy. Kiedy przybiega reszta ja już biorę kąpiel.

Cieszę się, że wystartowałem. Mimo ogromnego błota i braku przygotowań do startu…. Żyję i czuję się całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę, że udało się połączyć start z krótkim urlopem… Jest super.

Smerek wbrew rozsądkowi i w burzy

Czwartek, 11 czerwca 2020 · Komentarze(0)
Mimo różnych przeciwności losu udało się jednak wyjechać na kilkudniowy urlop.
Droga w Bieszczady mimo, autostrady wciąż jest długa. Wczorajsza podroż zmęczyła chyba wszystkich, bez względu na to skąd kto jechał.

Po rozpakowaniu się ruszamy do Cisnej po pakiet startowy.

Pakiet odebrany © djk71

Wracamy na kwaterę w sam raz na ognisko ;-)

Tak mieszkamy © djk71

Urlop czas zacząć © djk71

Przy wieczornym ognisku wpadamy na pomysł, że pójść w góry. Skoro jutro start to nic ciężkiego, ani długiego. Wybieramy pobliski Smerek. Tereska z Piotrem postanawiają do nas dołączyć. 

Ruszamy nieco później niż planowaliśmy, ale niezbyt nam to przeszkadza. Kupujemy bilety do Parku i już po chwili zaczynamy się zastanawiać czy to był dobry pomysł.

Ruszamy © djk71

Przed nami super błotniste podejście.

Jest i błotko © djk71

Kije idą w ruch. Tylko Anetka nie wzięła swoich. Do tego, o ile jej buty świetnie nadają się do marszu w terenie to… nie dotyczy to błota. O ile kijami się podzieliliśmy i teraz każdy ma po jednym to z butami już tak się nie udało - każdy został w swoich. Idziemy wolniej więc daję Teresce znać żeby szli swoim tempem, a my pójdziemy sami.
Im dalej tym trasa lepsza. Trochę lepsza, ale lepsza :-)

Droga © djk71

Widoki nagradzają wcześniejsze niedogodności.

© djk71

Im dalej idziemy tym częściej się zatrzymujemy żeby podziwiać krajobraz.

Uwielbiam Bieszczady © djk71

Jest pięknie.

Pięknie © djk71

Liczba zakazów w parku poraża.

I jak to zapamiętać © djk71


Uwielbiam te góry. Jedyne co mi przeszkadza to tłumy ludzi. Kiedyś było tu inaczej. Ale jak się wyszło na popularny szlak to nie ma co się dziwić.

© djk71

Docieramy na Smerek.

Smerek © djk71

Chwila odpoczynku i trzeba schodzić.

© djk71

© djk71

© djk71

Tereska z Piotrem już na dole. Kiedy mijamy Przełęcz Orłowicza zaczyna padać.

Leje © djk71

Do tego dochodzi burza. Powinniśmy się pospieszyć, ale warunki na trasie tego nie ułatwiają. Co chwilę ktoś siada na tyłku, albo inną częścią ciała sprawdza twardość podłoża…
Leje. Przestaje kiedy… jesteśmy na dole.


Zostaje nam ostatni odcinek asfaltem do domu. Czujemy zmęczenie, wycieczka wyszła czasowo dłuższa niż planowaliśmy. Mimo to dzielnie maszerujemy. Znajomi, którzy nas po drodze mijali samochodem mają wrażenie, że się pokłóciliśmy, bo idziemy kilka metrów od siebie. :-) A my po prostu idziemy każdy swoim tempem, co kawałek na siebie czekając -)

Kilometr przed domem zatrzymuje się obok nas samochód z … Tereską i Piotrem w środku - to znajomy podwozi ich z Wetliny. Chcą nas zabrać ale grzecznie dziękujemy, mam już końcówkę, a jesteśmy tak brudni, że dłużej trzeba by czyścić potem samochód niż byśmy nim jechali. Nie wiemy, że to był błąd. Kiedy auto odjeżdża następuje oberwanie chmury. O ile jeszcze przed chwilą byliśmy mokrzy to teraz jesteśmy przemoczeni.

Mimo to jesteśmy zadowoleni z wycieczki. Jedynie ja się zastanawiam, czy to był dobry wybór na dzień przed startem. Do tego zbyt ciężki i niezbyt wygodny plecak sprawił, że czuję ból w plecach. No cóż… maści, tabletki i zobaczymy co będzie rano.