Jeszcze łykam leki w związku z plecami, a tu dopadło mnie przeziębienie. Już od kilku dni czułem gardło, ale myślałem, że przejdzie. Nie przeszło. Wczoraj znów cały dzień prawie w łóżku. Noc koszmarna - chyba jednak już jestem stary :-)
Rano śniadanko, fryzjer i... siłownia :-) Nie jest dobrze, ale nie potrafię siedzieć w domu. Jadę na siłownię. Przed wejściem spotykam koleżankę. Ucinamy krótką pogawędkę. Na siłce znów schody. Nie wiem ile, zobaczę jak będę się czuł.
W sumie jest lepiej niż jak siedzę. Prawie nie kaszlę. Za to wypociłem się za wszystkie czasy.
Po biegu na bieżni idziemy na schody. Chwilę czekamy aż zwolnią się dwa urządzenia obok siebie. Mam wrażenie, że mój towarzysz najchętniej by już poszedł do domu - nic dziwnego ostatnio zrobił ostre treningi. Ostatecznie zalicza jednak 42 piętra, mnie udaje się trzy razy tyle.
Pierwsze próby ruszania się po prawie dwóch tygodniach bólu. Przy dużym wsparciu żony :-)
Ból minął tylko częściowo. Ale w sumie od początku mogę się ruszać, nie mogę siedzieć i leżeć. Teraz tabletki trochę zadziałały. Zobaczymy co będzie dalej. Przede mną jeszcze badania. Chciałbym przede wszystkim znać przyczynę bólu.
Dziś chwila wątpliwości, czy iść pokibicować naszym szczypiornistom w meczu sparringowym, czy zrobić trening siłowy... Tak naprawdę to w planach był poranny basen, ale zaspałem... A popołudniu jest jak dla mnie za dużo ludzi...
Ostatecznie wygrał trening. Łatwo nie było, ale dałem radę zrobić wszystko co było zaplanowane. Trochę problemów jeszcze z rejestracją w aplikacji, ale jakoś się udało skończyć... To miał być dzień odpoczynku... Był taki średnio odpoczynkowy...
Wieczorny trening na bieżni. Najpierw chwila z synem, podglądnąłem jego rozgrzewkę, a potem już bieżnia. postanowiłem coś pooglądać, ale nie bardzo wiedziałem co więc... sentymentalnie Die Toten Hosen. O dziwo trafiło się kilka teledysków, albo wersji piosenek, których wcześniej nie słyszałem.
Kilka dni temu konsultacje w zakresie wagi, odżywiania, celów itp. Dziś dobór ćwiczeń i próby wraz z korektą.
Ja jednak jestem zerojedynkowy - nawet w ćwiczeniach. Na maszynach nie mam problemu, oczywiście tu też można coś robić lepiej lub gorzej, ale mam wrażenie, że łatwiej jest to kontrolować. Bez... już jest gorzej... wyprostuj bardziej, za mocno wygięty, bardziej biodro, pilnuj linii... Ale jak??? Nie ma linijki to skąd mam wiedzieć, ze już, albo, że jeszcze nie... Dlatego tak bardzo unikam wolnych ciężarów... Cały czas mam wrażenie, że mogę sobie zrobić krzywdę, zamiast coś zyskać...
Dziś interwały na bieżni. Dostałem w kość, ale podobało mi się. Fajne było też programowanie - chyba pierwszy raz tak intuicyjne. Do tego Youtube - było ok.
Co prawda nie wiem, czy łysy koleś biegający przy Booze & Glory nie kojarzył się jednoznacznie... ale póki co mnie nie wyrzucili :-)