Ciężko z czasem, ale trening trzeba zrobić. Najszybszym rozwiązaniem wydała się godzinka na bieżni. Słuchawki na uszach i dalej w kręgu słowiańskich bogów.
W15D4-THRESHOLD RUN • Run in Z2, easy pace, 25 minutes. • Run in Z4, threshold pace, 25 minutes. • Run in Z2, easy pace, 25 minutes. • Cool down, 5 to 10 minutes. • Stretch.
Trening miał być wczoraj, ale po powrocie z delegacji czułem się fatalnie. Wziąłem coś na przeziębienie i zaległem. Dziś było już lepiej więc postanowiłem odrobić zaległy trening. Na siłowni. Tym bardziej skoro dostaję od syna takie przesłanie...
Wydaje się, ze odpocząłem po sobotnim półmaratonie. Wczoraj naładowałem baterie pozytywnymi wibracjami na spotkaniu ze znajomymi. Dziś interwały. Pogoda nie zachęca do biegania więc wybieram siłownię.
Łatwo ne jest, ale ostatecznie udaje się całość przebiec w miarę równym tempie. Koszulka oczywiście zupełnie mokra.
Choć po wyjściu z siłowni wydaje mi się, że jestem "tylko" zmęczony to wieczorem okaże się, że jestem padnięty. Zasypiam i budzę się kilka razy jeszcze przed faktycznym pójściem spać. Momentami mam wrażenie, że mam podwyższoną temperaturę, ale to tylko złudzenie.
W13D4-THRESHOLD RUN • Run in Z2, easy pace, 25 minutes. • Run in Z4, threshold pace, 20 minutes. • Run in Z2, easy pace, 25 minutes. • Cool down, 5 to 10 minutes. • Stretch.
Dziś też trening na bieżni mechanicznej. I znów udany :-) Ciekawe, że wiele osób nie potrafi sobie wyobrazić dłuższego biegania w miejscu.
Trzynasty tydzień treningów. Dziś interwały. Nie wiem jak by się to skończyło ale musiałem odwieźć syna na siłownię i sam też zostałem. Udało się zrobić fajny trening w miejscu :-)
Niby wiedziałem, że nastąpi, a jednak jestem zaskoczony - nie tym, że nadszedł, ale tym, że nie potrafię sobie z nim poradzić.
Niektórzy wiedzą, że wybrałem sobie jeden z 16-tygodniowych planów przygotowawczych Garmina, który miał mi pomóc w treningach. I rzeczywiście pomógł... 11 z 16 tygodni to uczciwe, regularne treningi - czy miały się przełożyć na lepszą formę to finalnie by się okazało na maratonie. Póki co biegało mi się coraz lepiej i lżej... No właśnie biegało...
Zakończenie 11. tygodnia to długie trzygodzinne wybieganie, które zbiegło się z intensywnym weekendem, bezsennymi nocami i w efekcie zakończyło się niespełna dwugodzinnym biegiem i przerwanym treningiem. Niby nic takiego, przecież to i tak plan ogólny, a nie personalizowany pode mnie i pod każdy kolejny tydzień, a jednak coś pękło...
Pękło tylko nie do końca wiem gdzie.
Poniedziałek przerwa, wtorek trening zakończony zaparkowaniem pod siłownią i powrotem do domu, w środę udało się nawet zaplanować powtórkę niedzieli i rozpocząć bieg na bieżni tylko, że... zszedłem z niej po 13 minutach...
Dzień później nawet nie myślałem o treningu. To znaczy myślałem, ale nie w sensie żeby coś w tej kwestii zrobić
Czy to zmęczenie, czy coś innego? Sam nie wiem, może kumulacja wszystkiego...
Powrót demonów.... I to nie tych wielkich, strasznych, których mógłbym się obawiać, spodziewać, tylko innych, tych z którymi nie potrafię się zmierzyć, bo... są zbyt małe, zbyt niezauważalne, pojawiające się znikające znienacka... i atakujące hurtem...
To słowa lub ich brak, to ludzkie zachowania, na które wydaje mi się, że już jestem odporny, a potem znów okazuje się, że nie...
To moje działania lub... ich brak...
A może to urlop, a dokładniej mówiąc powrót z urlopu i zderzenie się z rzeczywistością? Na urlopie podobał mi się spokój jaki w wielu miejscach miałem okazję zaobserwować. Brak pośpiechu, czas dla siebie, czas dla innych... Znów miałem czas żeby spojrzeć na wiele rzeczy z dystansu, znów miałem czas żeby usiąść przy kawie i... przypomnieć sobie jak to jest przyglądać się innym.... zastanawiając się kim są, co robią... jak kiedyś.... dawno temu...
A tu znów pośpiech, gonitwa, walka z wiatrakami...
Nie wiem... nagle zniknęła chęć do biegania... i nie tylko do tego...
Czy wróci? Oby.... Trzymajcie kciuki.